"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 6 (60), Czerwiec '94
SIEDEMNAŚCIE MILIONÓW
Bez pieniędzy w ekologii ani rusz. Tak twierdzą ekobiurokraci. I faktycznie.
Jeśli to twierdzenie odnieść do nich samych, to będzie ono prawdziwe.
Niewzruszenie. Bo bez pieniędzy żaden ekobiurokrata nie ruszy ręką. Ani nogą. O
ruszaniu głową nie wspominam, a to z tej przyczyny, że aby ruszyć głową, to
najpierw wypadałoby ją mieć.
-- Brakuje pieniędzy na ekologię -- skamlą ekobiurokraci, których to
(ekobiurokratów) z kolei jakoś nigdy nie brakuje. Brakuje tylko pieniędzy. Czy
rzeczywiście? Przeczytałem sobie ostatnio ("Gazeta Wyborcza" z 21-
22.5.94, s. 1), że największe pensje (średnio 17 mln) wśród ogółu urzędników
mają urzędnicy z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Na
drugim biegunie (najniższe pensje) są urzędnicy z Kasy Rolniczego Ubezpieczenia
Społecznego (3,1 mln).
Ponieważ trudno wyobrazić sobie, aby urzędnicy z Narodowego Funduszu Ochrony
Środowiska i Gospodarki Wodnej byli tak samolubni i wypłacali sobie najwyższe
pensje w sytuacji, gdy w kasie Funduszu byłyby pustki, więc na ekologię
pieniądze jednak są. Ale z drugiej strony słyszymy, że tych pieniędzy jednak nie
ma.
Gdzie zatem leży prawda? Może warto jej poszukać? Bo prawda to rzecz cenna.
Pieniądze zresztą też.
Stanisław Zubek
Kraków, 23.5.94
TEKST KRÓTKI I CIEKAWY
Twierdzenie, że energetyka wodna jest ekologicznie czysta jest nieprawdziwe.
Twierdzenie, że energia wodna jest bajecznie tania jest również nieprawdziwe.
Tak jest. Ale ludzie często myślą inaczej. Okazowy przykład takiego myślenia
zaprezentuję niżej. Będzie to list pana Mariana Zdanowicza, zamieszczony w,
dodawanej do "Gazety Wyborczej", "Gazecie Telewizyjnej" z dn. 28.5.94 w
rubryce "Gazeta Telewidza". List ten, zatytułowany "Co to jest
ekologia?", przytaczam w całości. Bo godzien jest wnikliwego
przestudiowania. Warto zwrócić uwagę na precyzję i rzeczowość argumentacji,
której nie powstydziliby się najwybitniejsi eksperci optujący za budową
elektrowni jądrowej w Żarnowcu czy zapory w Czorsztynie.
21 kwietnia w Dwójce obejrzałem dyskusję o ekologii z udziałem trzech
mądrali.
Jeden z nich wypowiadał się w tonie przeciwnika budowy elektrowni wodnych na
Wiśle ze względu na potrzebę zachowania nieskażonego cywilizacją
środowiska.
Udowadniał, że elektrownia wodna będzie miała moc o połowę mniejszą niż
elektrownia Kozienice, a koszt jej budowy wyniesie 60 czy 70 bln zł. Jednym
słowem - inwestycja nieopłacalna i zagrażająca wędrownym ptakom poprzez
likwidację piaszczystych wysepek.
Słuchając takich bredni mam wrażenie, że ludziom od energetyki w Polsce
opadają ręce. Elektrownie wodne to przecież proekologiczne inwestycje. Energia
wodna jest darmowa, a więc koszt inwestycji bardzo szybko się zamortyzuje. A
wysepki? Jedne w wyniku budowy zapory wodnej znikną, drugie powstaną. Ten
mądrala biegły w liczeniu efektów ekonomicznych i obrońca środowiska naturalnego
powołał się na elektrownię Kozienice, nie mówiąc nic, ile ten zakład daje
(dosłownie) czadu.
A więc trujmy atmosferę w imię zachowania piaszczystych wysepek.
Marian Zdanowicz, Łobez
Rubryka "Gazeta Telewidza" informuje, że czeka na teksty krótkie i
ciekawe. No to się doczekała. Tekst pana Zdanowicza na pewno jest krótki. I, na
swój sposób, ciekawy.
Stanisław Zubek
Kraków. 28.5.94
EKOLOGIA I POLITYKA: TRZECI GŁOS
Artykuł Mirosława Pukacza "Warto przeczytać" w ZB 2/94 spowodował, że w
końcu postanowiłem wtrącić się z "deka" do sprawy, która przewija się na łamach
ZB zapewne od dłuższego już czasu.
Od wielu miesięcy obserwuję polemikę polskich ekologów nt. "Czy upolitycznić
ruch ekologiczny, czy nie". Chciałbym dorzucić parę uwag jako trzeci głos w tej
dyskusji i z pozycji raczej obserwatora ruchu ekologicznego w Polsce, niż
"praktyka". Może najpierw się przedstawię: jestem Delegatem na Polskę Ruchu
Transnarodowego TUTMONDE (48 państw), posługującego się międzynarodowym językiem
esperanto, który to ruch skupia ludzi aktywnych na rzecz Ziemi, niemal we
wszystkich dziedzinach życia społecznego, w tym oczywiście ekologii. Od pół roku
usiłuję zorientować się, co jest grane w polskim ruchu ekologicznym i obraz,
który mi się układa, przypomina kalejdoskop, tworzący dość przypadkowe
konfiguracje (zwłaszcza z okazji jakichś tam wyborów - "ekorycerze"), a czasami
nawet kompletny chaos. Nie widzę obecnie, z kim Polska Delegacja TUTMONDE
mogłaby podjąć szerszą współpracę, z uwagi na ogromne rozproszenie ruchu
ekologicznego w Polsce. Pomijając fakt, że świadomość ekologiczna jest w
społeczeństwie polskim jedną z najniższych na świecie, cieszy fakt istnienia
mnóstwa lokalnych grup (częściowo regionalnych czy ogólnopolskich) o przeróżnych
nazwach, wśród których jednak trudno się połapać. W zasadzie jedyny zwarty
tekst, jaki mi wpadł w ręce, to "Nasze zasady" Federacji Zielonych i
wydaje mi się, że wiele z tych zasad praktykują wszyscy zieloni w całej
Polsce.
Myślę, że co najmniej dwie zasady, czy sposoby myślenia, w jakimś sensie
odpowiadają za taki, a nie inny stan rzeczy. Może zacytuję Mirosława Pukacza:
"Ekologia to nasz punkt wyjścia. Świat urządzony jest w taki sposób, że
wszystkie byty współistnieją w nim w sposób trwały (...), że nie ma wśród
nich rządzących ani rządzonych". Nonsensem jest transponować prawa świata
naturalnego nie stworzone przez człowieka w ludzki świat, w którym zawsze
byli rządzący i rządzeni (nawet w epoce kamienia łupanego); i będą, dokąd
człowiek na Ziemi będzie istniał! Z chwilą pojawienia się rozumu człowiek stał
się istotą społeczną. W pojedynkę nie zabiłby mamuta! I nie jest ważne,
czy pojedynczemu człowiekowi się to podoba, czy nie. W pojedynkę nie obroni ani
kawałka naturalnego środowiska. Ignorując ten fakt, nawet najbardziej "ideowy
ekolog" nie zdziała nic. Dlatego koniecznym wydaje się zmiana sposobu działania.
Jak na razie panuje "groch z kapustą", prowizorka, żadnej koordynacji, nie
mówiąc o kierownictwie, celem ukierunkowania działań; nie ma komu określić
priorytetów i przeprowadzić dobrze zorganizowanych kampanii, akcji itp., celem
wprowadzenia zmian systemowych w społeczeństwie. To może było dobre kiedyś, za
komuny, ale nie jest dobre teraz, gdy mamy wreszcie demokrację. Dlatego z
nadzieją powitałem słowa Mirosława P.: "W >>Naszych Zasadach<< używamy pojęcia
demoKREACJI... Dziś myślę, że to był błąd, który oddalił nas od praktyki
społecznej (podkr. moje). Lepiej było pozostawić słowo >>demokracja<<
jako powszechnie stosowane i rozumiane przez wszystkich." Właśnie, niewiele
się "wydemoKREUJE", jeśli będzie to oddalone od praktyki społecznej i
mechanizmów politycznych.
W całym świecie obserwuje się wzmożone tendencje zjednoczeniowe, a polscy
ekolodzy jakby nie rozumieli, że tworzącym się wielkim rynkom, gigantom
przemysłowym itd. może się przeciwstawić tylko silny, międzynarodowy ruch
ekologiczny. Zafunkcjonowała Europejska Federacja Zielonych (której TUTMONDE
jest obserwatorem). Na liście obecności tej organizacji pod hasłem "Polska",
można napisać - NIEOBECNA, a jest tam np. Bułgaria czy Estonia. Myślę, że
jeszcze długo tak będzie, dopóki druga zasada będzie powszechna: "Myśl
globalnie, działaj lokalnie". W TUTMONDE mamy podobną, ale jakże inną:
"Myśl globalnie, działaj totalnie". A więc działaj zarówno na skalę
światową, jak i lokalnie. Działania niezależnych ekologów, jeśli naprawdę chcą
coś osiągnąć, muszą iść we wszystkich poziomach regionalizacji. Problemy eko
logiczne to w większości problemy dotyczące wielu państw naraz, a także problemy
światowe, bo związane z ekonomicznym systemem świata, zwanym "wolny rynek".
Potrzebna jest zatem współpraca międzynarodowych organizacji pozarządowych na
gruncie ekologii. Ta współpraca nie może opierać się tylko na krajowych
działaczach, którzy po wieloletnim wysiłku nauki opanowali np. angielski. Chodzi
o to, aby zwykli członkowie krajowych ruchów ekologicznych mogli bez problemów
tłumaczeniowych nawiązać współpracę na różnych szczeblach. A więc problem języko
wy, także w Unii Europejskiej, gdzie mówi się o "demokracji językowej" i chce
budować jakieś Partnerstwo (dla Pokoju, Rozwoju itp.), ale jak można mówić o
jakimkolwiek "partnerstwie", kiedy już na jego wstępie jeden naród musi używać
języka innego narodu tylko dlatego, że tamten jest większy bądź silniejszy
gospodarczo. Oczywiście, problem ten rozwiązuje neutralny język - esperanto.
Problem językowy jest - drodzy zieloni - także problemem ekologicznym. Mamy
prawo do wspólnej mowy, bez dyskryminacji językowej! Ruchy ekologiczne
Zachodniej Europy dostrzegły już ten problem, który będzie nabrzmiewał w miarę
jak będzie przybywać członków w Unii Europejskiej. Konstatacja jest prosta: mamy
wspólny cel - EKO, brak nam wspólnej MOWY. Współpraca międzynarodowych ruchów
ekologicznych niech nie będzie współpracą DZIAŁACZY, wyselekcjonowanych przez
znajomość angielskiego czy niemieckiego. Niech będzie przez jeden język
współpracą CAŁYCH ruchów! Cóż, jeśli chodzi o Polskę, to ani nie mamy silnego
koordynatora, ani tym bardziej tzw. "podwójnych zielonych", tj. ekologów-
esperantystów. Więc, pomijając esperanto, jeszcze raz chcę podkreślić, że bez
wejścia polskiego ruchu ekologicznego w europejskie struktury zielonych
pozostaniemy nadal ze swymi pseudoproblemami sami, np. autostrady, bo i tak je
zbudują. Omówiłem zatem jeden podstawowy poziom działania ruchu ekologicznego,
oczywiście z grubsza.
Drugi poziom to działalność na szczeblu krajowym. I tu zamiast problemu
językowego pojawia się inny, wywołujący więcej emocji, bo polityczny. Obecnie
Frakcja Ekologiczna przy UD jest naprawdę "wykastrowana" i "przytulona".
Podobnie w innych partiach politycznych. A jakże ma być inaczej, Panie
Mirosławie, kiedy brak jest koordynacji, która by te wszystkie grupy ekologiczne
(no, może bardziej świadomą politycznie część) zebrała do kupy, żeby zaistniało
coś takiego jak demokracja w ruchu ekologicznym i związane z nią struktury
(spójrzmy na zielonych w Niemczech, nawet po zjednoczeniu!). Tylko wtedy może
zostać wypracowany jakiś odrębny program o charakterze politycznym, zdolny
konkurować w wyborach. Nie sądzę, aby jakaś "kanapowa" partia działaczy
ekologicznych miała cokolwiek do powiedzenia w wyborach, jeśli - oprócz ekologii
- nie będzie miała wyraźnego oblicza politycznego. Inaczej, pozostaje zawsze być
jakąś Frakcją jakiejś tam partii... Ekologia to nie wszystko i jest tylko jednym
z wielu elementów życia społeczeństwa, na dodatek nie bardzo "uświadomionego"
ekologicznie. Nie należy o tym zapominać. Pan Mirosław pisze o ewentualnej
partii politycznej-ekologicznej: "Celem tej partii nie byłoby zdobycie
władzy, lecz rozbudzenie aktywności ludzi." Ależ, Panie Mirosławie, celem
każdej partii jest właśnie zdobycie jak największej władzy, inaczej nie jest to
partia, tylko ruch społeczny - jak TUTMONDE na przykład. Każda partia
rozumie bowiem, że bez władzy swoje cele może sobie wsadzić w..., natomiast
mając jakąś tam władzę, może swoje cele wprowadzić prawnie w życie. Nawiasem
mówiąc, bardzo podobnie do ekologów zachowują się esperantyści (przecież też
zieloni) i debatują w imię "czystości" języka: "wejść czy nie wejść w
politykę, która przecież deprawuje!"
Ja osobiście jako "podwójnie zielony" (ekolog-esperantysta) myślę, że
oba ruchy (ekologiczny i esperancki) muszą jednak kiedyś "wejść" w tę politykę
(może nawet wspólnie), kwestia tylko - jak? Bo ruch TUTMONDE nadal nie
zamierza być żadną partią, a ekologiczny...? Jeśli popierałby idee TUTMONDE,
zyskałby wsparcie. Ale najważniejsze jest, aby ruch ekologiczny był silny, a tę
siłę buduje się na trzecim poziomie działania, tj. na szczeblu lokalnym, tam
gdzie właśnie kształtuje się ekologiczna i społeczna świadomość. Tutaj już pełna
inwencja i zawsze skoordynowana. Wiem, że na tym poziomie działać jest
najtrudniej, a wiem to z własnego doświadczenia, bo tu często pozostajemy
bezradni. Ale gdy się wie, że można na odsiecz przywołać cały RUCH, ma się
poczucie pewnej siły i przekonanie że jednak działanie musi przynieść jakiś
pozytywny skutek.
Dopóki Ruch ekologiczny nie będzie działał równocześnie na tych trzech
poziomach, dopóty nie będzie mógł wykreować jakiejś znaczącej partii
ekologicznej.
I cytat z końca artykułu M.P.: "Nieraz wzywałem do dyskusji na te tematy i
do zajmowania stanowiska w różnych sprawach. Pozostawało to, jak dotąd, bez
echa." Hm, jakby echem jest ta moja wypowiedź, choć może z najmniej
spodziewanej strony - jakiegoś tam ruchu międzynarodowego TUTMONDE, który na
dodatek używa jakiegoś tam esperanta, zamiast np. angielskiego, "języka
zjednoczonej Europy". My po prostu mówimy proekologicznie: Polacy nie dali się
zrusyfikować, nie dadzą się i zamerykanizować. A poza tym, esperanto tak ułatwia
naukę języków narodowych, że są tacy, którzy w ciągu roku nauczyli się dodatkowo
3 języków obcych równocześnie!
No tak, esperanto nie dość że zajmuje się ekologią, to jest poważnie
traktowane przez Unię Europejską (3-letni program badawczy nad możliwością
wprowadzenia go do szkół), była nawet całodniowa debata w Parlamencie
Europejskim. No, ale w Polsce, ojczyźnie esperanta, nikt prawie o tym nie wie,
nawet szacowni ekolodzy...
Jakby ktoś nie wiedział, esperanto wymyślił Polak - Ludwik Zamenhof 106 lat
temu.
Marek Warmuz
TUTMONDE
Komandosów 7-83, 30-334 Kraków
665059
P.S. W powyższym tekście wspominam o Europejskiej Federacji Zielonych (The
European Greens), która wzbudziła zainteresowanie redakcji ZB i myślę, że może
zainteresować też polskich Zielonych. Podaję więc najświeższe wiadomości: Leo
Cox (sekretarz generalny EG) poinformował nas, że już wielu Zielonych
przekonywało go do esperanta i dlatego oryginalna lista adresowa ma
trójjęzyczny tytuł: angielski, francuski i esperancki: THE EUROPEAN GREENS, LES
VERTES EUROPEENS, LA EUROPAJ VERDULOJ. Poza tym "Program strategiczny"
Europejskich Zielonych ma wersję esperancką, w tłumaczeniu jest statut. Więc
Europejscy Zieloni już używają neutralnego ESPERANTO! A polscy Zieloni...
Pozostawiam bez odpowiedzi.
EZ składają się teraz z 31 partii. Z byłych "demoludów" do Bułgarii i Estonii
dołączyły: Słowenia, Rosja, Ukraina i Węgry. Aspirantami są: Katalonia, Albania,
Serbia, Litwa i Łotwa. Jeśli chodzi o Polskę, zainteresowanie wyrazili
Niezależni Demokraci. Może kto coś wie o nich, bo ja nic. Poza tym, podobnie jak
ja w TUTMONDE, funkcjonują Narodowi Delegaci z Kanady, USA, Meksyku, Brazylii,
Nigerii (gdzie odbędzie się tegoroczne Zielone spotkanie), Australii i Japonii.
Więcej informacji udzielę zainteresowanym listownie lub telefonicznie.
ZAPOWIEDŹ IMPREZ EKOLOGICZNO-ESPERANCKICH
I SPOTKANIE "EKOLOGIA I ESPERANTO"
I termin: 25-30.7.94;
II termin:22-27.8.94
Kraków
Uczestnicy: Zieloni z całej Polski i "podwójnie zieloni", tj. ekolodzy
znający międzynarodowy język esperanto, a także esperantyści.
Program: edukacja ekologiczna, prezentacja własnej działalności uczestników,
dyskusje, kampania "TERAZ WISŁA", błyskawiczny kurs esperanto, zwiedzanie
Krakowa i okolic wraz z jaskiniami smoka wawelskiego - szczegóły wg decyzji
samych uczestników.
Informacje i zgłoszenia:
Marek Warmuz
Komandosów 7-83
30-334 Kraków
665059
31 ŚWIATOWY KONGRES WEGETARIAŃSKI
"PRAWA NATURY"
8-13.8., Haga, Holandia.
Językiem obrad będzie angielski a w razie zainteresowania także inne języki
etniczne i/lub esperanto.
Informacje, zgłoszenia:
Tutmonda Esperantista Vegetarana Asocio
Poštfako C.P. 5050
Roma, Italia
"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 6 (60), Czerwiec '94