Strona główna 

ZB nr 7(61)/94, lipiec '94

WSTYDLIWE SPRAWY

8 czerwca obchodzony jest w Wielkiej Brytanii jako Dzień Ostrzeżenia przed Tamponami. Można zbyć tą informację ironicznym komentarzem o stwarzaniu wydumanych problemów przez chylący się ku upadkowi Zachód, gdyby nie fakt, że 8 czerwca to także rocznica urodzin Alice Kilvert, która zmarła w wieku 15 lat na Syndrom Szoku Toksycznego (Toxic Shock Syndrome - TSS) - chorobę związaną właśnie z używaniem tamponów.

Serwowane w porze kolacji reklamy środków higieny osobistej zmieniły mentalność Polaków. Słowa takie jak podpaski, czy tampony wyszły ze sfery tabu. Reklamy przemilczają jednak fakty niewygodne dla producentów.

12 kobiet zmarło w samej Wielkiej Brytanii z powodu TSS, a ponad 150 musiało spędzić z jego powodu dłuższy czas w szpitalu. Niektóre przypłaciły TSS utratą palców u rąk lub u stóp. Niezależne stowarzyszenie Tampon Alert Group skupiające osoby, które przeszły TSS oraz rodziny zmarłych na nią kobiet ocenia, iż faktyczna liczba ofiar jest znacznie wyższa, nie zawsze jednak udaje się prawidłowo rozpoznać u nich chorobę.

TSS zostało po raz pierwszy opisane w 1926r. i początkowo nazywano ją staphylococcalną szkarłatną gorączką. Choroba powodowana jest przez toksyny produkowane przez pewien szczep Staphylococcus aureus. Początkowe objawy są charakterystyczne dla wielu infekcji i na tym etapie dosyć trudno rozpoznać TSS.

Pacjentki skarżą się w tym okresie na mdłości, ból gardła, zawroty głowy, biegunkę, ból stawów itd. Wkrótce następuje jednak gwałtowny spadek ciśnienia krwi, który może prowadzić nawet do śmierci. Podczas całego trwania choroby występuje wysoka temperatura, przekraczająca 38,9oC. Powrót do zdrowia trwa kilka tygodni. Czasami występują wspomniane już nekrozy palców dłoni i stóp. Grupą szczególnie zagrożoną są panie poniżej 30 roku życia. Dwie trzecie przypadków wystąpiło u kobiet, które nie przekroczyły 25 roku życia.

Staphylococcus aureus występuje mniej więcej u jednej trzeciej zdrowej populacji. Przyczyny, dla których zmienia się z niegroźnego przedstawiciela licznej ludzkiej flory bakteryjnej w groźnego producenta toksyn nie są do końca poznane.

Niewątpliwy pozostaje jednak związek ze stosowaniem przez panie tamponów, szczególnie tych o dużej absorpcji. Wycofanie ze sprzedaży tamponów o wyższym pochłanianiu spowodowało spadek ilości zachorowań na TSS z 17 na 100.000 kobiet do 1 na 100.000.

Podejrzewa się, że produkcję toksyn może stymulować m.in. pochłaniane przez tampony pewnych hamujących ich produkcję jonów, np magnezu. Tampony naruszają także spójność komórek pochwy, przez co toksyna łatwiej dostaje się do organizmu.

Po przeszło trzyletniej kampanii brytyjskiej organizacji Woman's Environmental Network udało się w 1992r. zmusić producentów środków higieny osobistej do umieszczania na opakowaniach tamponów ostrzeżenia przed TSS. U nas możemy co najwyżej usłyszeć zapewnienie "zawsze sucho, zawsze bezpiecznie".

Tomasz Perkowski

Informacje do tekstu

Tampony produkowane w USA, Australii, Kanadzie, Nowej Zelandii, a obecnie także w Wielkiej Brytanii mają na opakowaniu umieszczone ostrzeżenie przed TSS: "Tampons are associated with Toxic Shock Syndrome. TSS is a rare but serious disease that may cause death" (Stosowanie tamponów związane jest z możliwością wystąpienia Syndromu Szoku Toksycznego. SST jest rzadką chorobą, ale może prowadzić do śmierci").

W tamponach często znajdowane są groźne środki chemiczne - dioksyny i furany. Chociaż szwedzcy naukowcy uważają, że nie mogą się one przedostawać do organizmu, to jednak niektórzy z nich sądzą, że istnieje związek pomiędzy obecnością dioksyn w tamponach a przypadkami raka macicy. W tamponach wykryto również obecność pestycydów (stosowanych przy uprawie bawełny), jednak ich możliwy wpływ na zdrowie kobiety nie został jeszcze ustalony, chociaż od 1918r. wiadomo, że toksyny mogą się dostawać do organizmy przez ścianki pochwy.

Tampony i podpaski nie są sterylizowane!

Część podpasek i tamponów bielona jest nadal chlorem, przez co stykają się one z dioksynami i przeszło 1000 innych związków chemicznych.

Tampony ulegają biodegradacji dopiero po 6 miesiącach spędzonych w morzu!

* * * * *

MANIFEST ANTY-EKOLOGICZNY

Spotykam wielu młodych ludzi, którzy postanowili zrobić coś pożytecznego dla naszej staruszki Ziemi. Czas nie posrebrzył mi jeszcze głowy (chociaż włos już nie tak gęsty jak dawniej), ale czuję się wtedy jak weteran ruchu ekologicznego i z tej pozycji udzielam tym potencjalnym ekologom kilku mentorskich przestróg. Droga wojownika Gai jest bowiem kręta i najeżona wieloma niebezpieczeństwami.

Społeczeństwo uznaje ekologów za zabawnych fanatyków godnych jedynie sparodiowania w "Czterdziestolatku", przemysłowe rekiny próbują ich skorumpować, a suto opłacani przez owe rekiny naukowcy przekonują o pozytywnym wpływie fabryk chemicznych na środowisko. Największym jednak wrogiem młodego ekologa może stać się Wiedza, której nabędzie podczas swojej działalności. Będzie wtedy musiał stanąć w obliczu upadku kilku popularnych i głęboko zakorzenionych Mitów.

Jednym z takich Mitów jest powszechne przekonanie, że drzewa są naszymi "zielonymi płucami". Otóż jeżeli ktoś pokusi się o to, żeby prześledzić okres istnienia drzewa od czasu, gdy było ono małym kiełkiem, aż do jego zupełnego rozkładu, przekona się, że nie wyprodukowało ono w sumie nawet grama tlenu! Dokładnie taka sama ilość tlenu powstaje bowiem w wyniku fotosyntezy, jaka zostaje związana w procesie rozkładu*. Pogląd, że wycinanie puszczy amazońskiej może prowadzić do zmniejszenia produkcji tlenu na świecie jest tak samo romantyczny co nieprawdziwy.

Innym Mitem jest mniejsza szkodliwość wyrobu papieru z makulatury w porównaniu z produkcją papieru z drewna. Usuwanie tuszu z makulatury powoduje bowiem wydzielanie szkodliwych substancji, przede wszystkim zawartych w nim metali. Jednym z większych "zużytkowników" papieru jest nota bene znana organizacja ekologiczna Greenpeace, która w samych tylko Stanach Zjednoczonych wysyła 50 mln listów z prośbą o wsparcie finansowe.

Wielu Świadków Karotki (tzw. wegetarian) wśród licznych dowodów mających świadczyć o wyższości zjadaczy warzyw nad zjadaczami mięsa przytacza również argument mówiący o tym, że krowy produkują 1/3 metanu (jeden z gazów cieplarnianych) dostającego się do atmosfery. Rzadko mówi się o tym, że dalsza 1/3 metanu powstaje na zalanych wodą uprawach ryżowych.

Mnóstwo mitów narosło wokół "dziury ozonowej". Głównym "zabójcą ozonu" jest chlor. Szczególnie groźny jest on w związkach o skrócie CFC. Roczna produkcja CFC wynosi 750 tysięcy ton w przeliczeniu na czysty chlor. Tymczasem same tylko wulkany wypuszczają do atmosfery nieporównywalnie większą ilość chloru, bo około 36 mln ton rocznie. Wulkan Mount Erebus jest w stanie "wyprodukować" ponad 750 tysięcy ton chloru w ciągu jednego tygodnia. Jako alternatywę dla CFC reklamuje się związki oznaczone skrótem HCFC (CFC z dodatkowym atomem wodoru). Okazało się jednak, że niektóre z nich są nawet groźniejsze od substancji, które miały zastępować. Jeżeli jednak nabawimy się po kąpieli słonecznej raka skóry, może to być spowodowane wcale nie dziurą ozonową lecz używaniem filtrów ochronnych. Stosując je wyłączamy bowiem nasz naturalny system obronny ostrzegający przed zbyt długim przebywaniem na słońcu. Jak zresztą wynika z badań najgroźniejsza postać raka skóry - czerniak złośliwy występuje częściej u ludzi bardziej dbających o swoje zdrowie. Robotnicy pracujący na świeżym powietrzu jeżeli w ogóle zapadają na raka skory, to z reguły na jego mniej niebezpieczne postaci.

Jakiś czas temu informowałem na tych łamach o upadku innego Mitu pieczołowicie hołubionego przez ekologów. Benzyna bezołowiowa okazała się bardziej szkodliwa od tej zawierającej ołów. Długoletnia batalia ekologów o jej powszechne stosowanie zdała się psu na budę. Również stosowanie katalizatorów w samochodach okazało się niebezpieczne, a to z powodu występującej w nich platyny, która jest groźną trucizną.

Jeszcze jednym Mitem jest zachwalanie żarowek energooszczędnych jako sposobu na kryzys energetyczny. W Szwecji, gdzie zaczęto je powszechnie stosować spowodowały nieoczekiwanie wzrost zużycia energii. Użytkownikom wydawało się bowiem, że oszczędzają one tak dużo energii, że zaczęli je stosować w miejscach, w których nigdy wcześniej nie mieli żadnego oświetlenia, nie troszcząc się specjalnie o ich wyłączanie.

Skutki rygorystycznego podchodzenia do ochrony środowiska Szwedzi ponoszą już od dawna. Kwaśne deszcze z Polski sieją spustoszenie w ich krystalicznie czystych jeziorach. Te same deszcze nie są jednak tak szkodliwe w samej Polsce, gdyż zanieczyszczenia powietrza i wody osłabiają ich działanie.

Najbardziej rozdętym Mitem, którego upadek może wstrząsnąć nawet najbardziej zielonymi działaczami ruchów ekologicznych jest mit, iż Ziemię uda się jeszcze uratować. Jeżeli nawet wysokorozwinięte społeczeństwa zawrócą z drogi prowadzącej ku ekologicznej katastrofie - ich miejsce zajmą spragnieni dóbr konsumpcyjnych mieszkańcy Azji i Afryki. Wystarczy by obywatele Chin i Indii zapragnęli przesiąść się z rowerów na samochody, a emisja samego tylko dwutlenku węgla zwiększy się o 75% pokrywając już na stałe naszą sympatyczną planetę szarym całunem.

Tomasz Perkowski
Szafera 74/3
Szczecin

PS. Po lekturze tego artykułu może zrodzić się podejrzenie, że został on napisany na zamówienie Światowej Korporacji Niszczycieli Środowiska. Muszę je w całej rozciągłości potwierdzić. Fakty zawarte w tekście były dobierane tendencyjnie, a większość stwierdzeń została pozbawiona niezbędnego komentarza, który przywróciłby czytelnikowi wiarę w sens ochrony środowiska.

PS.II. Proszki bez fosforanów też są szkodliwe. Nawet bardziej.

* Inteligentny czytelnik (tzn. wszyscy Państwo) mógłby zadać pytanie skąd zatem wziął się tlen na Ziemi. Stąd, że nie wszystkie drzewa zdążyły się rozłożyć, ponieważ część z nich zamieniła się w węgiel. Oczywiście stało się to już jakiś czas temu. Powstał już pomysł, żeby drzewa z lasów tropikalnych przewozić na Antarktydę, gdzie mróz chroniłby je przed rozkładem!

* * * * *

Po doniesieniach o szkodliwości benzyny bezołowiowej i katalizatorów przyszła pora na samochody elektryczne. Wbrew głoszonej powszechnie tezie, samochody z napędem elektrycznym zatruwają środowisko naturalne i to w niewiele mniejszym stopniu niż samochody z silnikami spalinowymi - stwierdza raport federalnej Agencji ds. Ochrony Środowiska.

ELEKTRYCZNE TEŻ SZKODLIWE

Zatruwanie odbywa się w tym przypadku pośrednio, poprzez elektrownie wytwarzające prąd do ładowania akumulatorów, ale w rezultacie do atmosfery dostaje się prawie taka sama ilość szkodliwych substancji, jak w przypadku tradycyjnych aut.

Z badań przeprowadzonych przez Agencję wynika, że emisja dwutlenku węgla, tlenków azotu i innych szkodliwych substancji przez elektrownie węglowe lub opalane ropą, w przeliczeniu na jedną milę (ok. 1,6 km) przejechaną przez samochód elektryczny wynosi 1,04 grama w porównaniu z 1,18 grama emitowanych przez samochód z silnikiem benzynowym. Dla nowoczesnych samochodów, spełniających zaostrzone normy ochrony środowiska wskaźnik ten wynosi zaledwie 1,06 grama.

Wskaźnik zużycia energii dla samochodów elektrycznych wynosi 0,49 kWh na 1 milę, podczas gdy dla samochodów spalinowych 1,21 kWh. Jednakże jeśli uwzględnić koszt produkcji prądu okaże się, że pierwszy wskaźnik wynosi w rzeczywistości 2 kWh.

Masowa produkcja samochodów elektrycznych pozwoliłaby na zmniejszenie zanieczyszczenia w rejonach o dużym natężeniu ruchu, a więc przede wszystkim w miastach, ale równocześnie spowodowałaby wzrost emisji szkodliwych związków przez elektrownie, więc ogólny bilans zanieczyszczeń pozostałby nie zmieniony. Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest przestawienie się elektrowni na czystsze technologie. Albo rezygnacja z samochodu, nawet elektrycznego.

Tomasz Perkowski

* * * * *

NA DWÓCH KÓŁKACH DOOKOŁA ZALEWU

W szczecińskim Urzędzie Wojewódzkim powstał (żeby było śmieszniej na zamówienie strony niemieckiej) plan trasy I międzynarodowej ścieżki rowerowej, która miałaby biec dookoła Zalewu Szczecińskiego, rozpoczynając się w Świnoujściu, a kończąc w Dobieszczynie lub Nowym Warpnie. Oczywiście kończąc się jedynie po stronie polskiej, gdyż we wszystkich tych trzech punktach łączyłaby się ze swoją odpowiedniczką po stronie niemieckiej. Ze Świnoujścia rowerzysta mógłby skierować się nad morze w okolicach Międzyzdrojów, obejrzeć żubry w Parku Wolińskim, skręcić na Karsibórz, aby posłuchać śpiewu ptaków, a następnie przeprawić się przez Dziwnę na stały ląd i ruszyć dalej w stronę Czarnocina, Stepnicy i Wielgowa. W okolicach Głębokiego mógłby zdecydować, czy chce, korzystając z miejskiej ścieżki rowerowej (o ile - miejmy nadzieję - taka powstanie) zwiedzić Szczecin, czy też ominąć zgiełk miasta i ruszyć do Puszczy Wkrzańskiej. Pragnąc wrócić do Niemiec lub po prostu wpaść tam na zakupy nasz cyklista mógłby jeszcze po drodze zahaczyć o rezerwat ptaków w Świdwiu i przekroczyć granicę w Dobieszczynie (przejście dla rowerów w tym miejscu to o wiele lepszy pomysł niż przejścia dla ciężarówek) lub pojechać do Trzebieży i dostać się na niemiecką część ścieżki przez przejście graniczne w okolicach Nowego Warpna. Co 30 kilometrów rowerzysta mógłby się posilić, przeczekać deszcz lub spędzić noc w przytulnym domowym hoteliku. Co 5 kilometrów czekałyby na niego specjalnie wyznaczone miejsca postojowe i widokowe.

Na razie ścieżka istnieje jedynie w planach. Tradycyjną barierą jest brak pieniędzy. 255 km trasy (z tego ok. 40 kilometrów po stronie niemieckiej) miałoby kosztować około 19 milionów marek. Na szczęście jest szansa zdobycia przynajmniej części niezbędnych funduszy ze środków Wspólnoty Europejskiej. Odpowiednie formularze powędrowały już do Belgii.

Niektóre gminy umieściły już ścieżkę w swoich planach zagospodarowania przestrzennego. Nie zrobiły tego oczywiście jedynie z sympatii dla roweru jako środka lokomocji, ale na podstawie prostej kalkulacji, z której wynika, że po całym dniu jazdy rowerzysta musi coś zjeść, wypić i gdzieś się przespać. Dla zaniedbanych gospodarczo, ale wciąż czystych i urokliwych przyrodniczo terenów na Zalewem to duża szansa na rozwój.

Tomasz Perkowski

* * * * *

"Mountainbike" (MTB = rower górski) został wynaleziony w r. 1973 przez dwóch Amerykanów (Georg Fisher; Joe Breeze), którzy podczas zjazdu z góry Mount Tamplais (850 m npn - Kalifornia) wpadli na pomysł skonstruowania specjalnego roweru. Do Europy został sprowadzony w r. 1983. Jego sprzedaż wynosiła w r. 1985 3% ogółu sprzedawanych rowerów, a w r. 1991 już 30%.

ROWER GÓRSKI A ŚRODOWISKO NATURALNE

MTB:

Konflikty:

wpływ górskich rowerów na glebę, roślinność i faunę ziemi:

Poprzez szybkie zjeżdżanie, przyspieszanie i hamowanie zostaje uszkadzana naziemna wegetacja, co z kolei powoduje erozję.

zakłócenia MTB wywoływane w lesie:

Przede wszystkim uszkadzane są drobne korzenie drzew, co powoduje odcięcie dopływu wody i pożywienia dla drzew. Podczas jazdy trasą leśną giną insekty, pająki, ślimaki itd. Również większe gatunki zwierząt - gady, płazy i małe ssaki są zagrożone. Wśród tej grupy znajdują się rzadkie lub zagrożone wymarciem gatunki - salamandry, żaby, ropuchy.

wpływ MTB na większe zwierzęta:

Zwierzyna racicowa jest ogólnie wrażliwa na nagłe/nieoczekiwane zakłócenia. Jednakże sarny przyzwyczajają się do powtarzających się (także bardzo głośnych) zakłóceń. Jeśli rower górski przejeżdża w znacznej odległości nie ma to żadnych widocznych wpływów na zwierzynę racicowa. Jednakże szybkie i bezgłośne zbliżanie się powoduje, że zwierzyna kojarzy rowerzystę z drapieżnikiem i czuje zagrożenie życia co powoduje paniczną ucieczkę. Podczas ucieczki krążenie krwi wzrasta o 3 do 5 razy i wywołuje znerwicowanie.

Reguły:

Paweł Sławatycki

Źródło: Seewald, F. (1992): "Mountainbiking - Natur Und Umwelt" Amt Der Salzburger Landesregierung, 37p. Salzburg.




ZB nr 7(61)/94, lipiec '94

Początek strony