ZB nr 8(62)/94, sierpień '94
RAPORT Z ROCZNEJ PRACY W RADZIE NADZORCZEJ WOJEWÓDZKIEGO FUNDUSZU OCHRONY ŚRODOWISKA W KRAKOWIE
Minęło już dobrych kilka miesięcy odkąd krakowskie organizacje ekologiczne
(prawie wszystkie, w tym ZB) pobłogosławiły mój udział w pracach Rady Nadzorczej
Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Krakowie. Najwyższy czas się
wyspowiadać przed tymi, którzy mnie rekomendowali. Robię to po raz wtóry. Być
może to zbyt rzadko, lecz mój pierwszy raport nie spotkał się ze szczególnie
żarliwym zainteresowaniem. Uznałem przeto, że krakowskim ekologom wystarczają
ustne relacje, którymi zawsze służyłem na zawołanie. A spotykamy się wszyscy
przecież dość często. Przy okazji chciałbym wyjaśnić pewne nieporozumienie, w
które się wplątałem przy tym pierwszym raporcie pisemnym. Przekazałem go także
ZB z myślą o opublikowaniu. Okazało się jednak, że forma w jakiej to zrobiłem
wcale nie wskazywała na zamiar publikacji. Ja, w swojej nieświadomości,
wymyśliłem sobie, że Andrzej go z premedytacją nie chce opublikować, na co
publicznie narzekałem. Teraz go publicznie za to przepraszam.
Zabiegając o rekomendacje ekologów podjąłem dwa podstawowe zobowiązania.
Po pierwsze, miałem być narzędziem uczestnictwa opinii publicznej w
decyzjach o wydawaniu publicznych pieniędzy na ochronę środowiska. Po
drugie, miałem dbać o to, żeby pieniędzy publicznych nie marnowano, czyli
żeby osiągać jak największy efekt ekologiczny z każdej wydawanej złotówki.
Zobowiązanie pierwsze
Przyznam szczerze, że nie udało się uczynić Funduszu instytucją jawną,
otwartą dla opinii publicznej, której pieniędzmi dysponuje. Wynikało to trochę z
przedłużającej się fazy organizacyjnej, w czasie której fundusz tworzył od
podstaw zasady swojego działania - także zasady udostępniania informacji - a
trochę z obowiązującego w Polsce prawa i odziedziczonej po komunizmie tradycji
utajniania instytucji publicznych. Bezwładność przyzwyczajeń, nawet najbardziej
absurdalnych, jest przytłaczająca.
W "Procedurach i kryteriach wyboru przedsięwzięć", które przygotowałem dla
Funduszu (patrz następne zobowiązanie) zawarłem kilka konkretnych propozycji
zasad udostępniania informacji opinii publicznej, a zwłaszcza organizacjom
ekologicznym. Ponadto, wielokrotnie przekazywałem ekologom informacje, które ich
interesowały, w granicach wyznaczonych przez tajemnicę handlową. Nie czułem się
natomiast związany tajemnicą, jeżeli w grę wchodził interes publiczny zagrożony
działalnością autonomicznych firm - np. interes zatruwanego społeczeństwa.
Na posiedzeniach Rady prezentowałem zawsze zdanie organizacji ekologicznych
w sprawach, w których miały one wyrobione zdanie. Dostarczałem ekologom
informacji użytecznych przy prowadzonych kampaniach. Często udawało się
przekonać Radę do decyzji zgodnych ze stanowiskiem ekologów - np. w sprawie
finansowania spalarni odpadów szpitalnych lub inwestycji "pro-ekologicznych" w
Hucie Sendzimira. Czasami ponosiłem porażki - np. nie udało mi się zablokować
finansowania okien z PCV w szkołach w ramach ochrony przed hałasem. Oczywiście
absurdem byłoby udawać, że sam jedyny upominałem się o decyzje odpowiadające
organizacjom ekologicznym. W Radzie zasiada 9 osób, decyzje zapadają większością
głosów, a dochodziliśmy do nich przekonując się nawzajem, a nie skacząc sobie do
oczu (chyba, że nie było innego wyjścia, co się na szczęście zdarzało niezwykle
rzadko). Często inni członkowie rady mieli podobne zdanie zanim zacząłem ich
przekonywać. Czasami sam uznawałem się za przekonanego.
Zobowiązanie drugie
Obiecywałem, że będę się starał uczynić z Funduszu wzorcową instytucję
nowoczesnego sektora publicznego, która nie marnuje powierzonych sobie
pieniędzy. Zawsze, gdy dysponuje się pieniędzmi, za którymi nie stoi konkretny,
fizyczny właściciel istnieje ogromna pokusa, żeby te pieniądze wydawać
beztrosko. Wszyscy potencjalni wnioskodawcy też z zasady nie mają bodźców, aby
oszczędnie konsumować otrzymane prezenty. Jeżeli jakieś zadanie może zostać
wykonane za jeden miliard, to dlaczego nie wziąć z Funduszu dwóch, jeżeli dają?
W Polsce istnieje głęboko zakorzeniona tradycja marnotrawnego wydawania
publicznych pieniędzy. Fundusze wojewódzkie zostały wydzielone z administracji
rządowej między innymi dlatego, że tam pokutowało przyzwyczajenie, że jeżeli
ktoś chce na przykład wybudować oczyszczalnie ścieków i mówi, że będzie to
kosztowało 10 mld zł., to trzeba mu to dać, byle ją wybudował. Rolą Funduszy
ekologicznych miało być sprawdzanie, ile rzeczywiście musi kosztować
oczyszczalnia ścieków i przekazanie subwencji w pierwszej kolejności temu, kto
ją wybuduje najtaniej. Za zaoszczędzoną kwotę można wtedy wybudować drugą
oczyszczalnię. Będąc jedynym ekonomistą w Radzie Nadzorczej, postanowiłem włożyć
trochę wysiłku w wyposażenie Funduszu w narzędzia pomagające, ale także
wymuszające oszczędne wydawanie pieniędzy. Moim celem było i jest aby pieniądze
funduszu były rozsądnie trudne do zdobycia - nie ukrywam, że także rozsądnie
trudne dla organizacji ekologicznych. Korzyści z przeznaczenia każdej złotówki
na dany cel muszą być bowiem mierzone skalą wyrzeczeń (utraconych korzyści)
wynikających z nie-wydania tej złotówki na inne cele ekologiczne.
Chciałem, aby Zarząd Funduszu został związany precyzyjnymi procedurami
postępowania przy rozpatrywaniu wniosków oraz jawnymi kryteriami umożliwiającymi
systematyczne porównywanie poszczególnych wniosków i wybór do finansowania tych,
które maksymalizują ekologiczny efekt każdej wydawanej złotówki. Uznaniowość
była dobra w gabinetach PZPR, nie budzi zastrzeżeń w prywatnych fundacjach
(każdy ma prawo marnować własne pieniądze), ale jest nie do zaakceptowania w
publicznej instytucji demokratycznego społeczeństwa. Napisałem dla Funduszu
podręcznik, w którym krok po kroku zawarte są procedury i kryteria poprawnej
selekcji i wyboru przedsięwzięć. Nie będę go tu streszczał, gdyż jest to
kilkudziesięcostronicowa książeczka. Kopia jest do wglądu w krakowskim biurze
Federacji Zielonych. Dokument ten został zaakceptowany przez Radę Nadzorczą jako
materiał, który miał być przetestowany i przyjęty do stosowania przez Zarząd.
Opracowałem także model komputerowy, w arkuszu kalkulacyjnym, służący do
obliczeń wielkości dotacji ukrytej w preferencyjnych pożyczkach udzielanych
przez Fundusz.
Minęło kilka miesięcy i Zarząd nie przystąpił do testowania podręcznika.
Mimo moich wielokrotnych ponagleń Rada Nadzorcza także nie naciskała szczególnie
Zarządu, aby zaczął stosować systematyczne procedury i kryteria merytoryczne.
Dotacje dalej są udzielane na zasadzie kto pierwszy ten lepszy, albo kto nam się
bardziej podoba. Odbywa się absurdalne polowanie na chętnych do wzięcia
preferencyjnych pożyczek przy obniżaniu wymagań do granic urągających zdrowemu
rozsądkowi. Moje rozdrażnienie tym stanem, rzeczy ma, nawiasem mówiąc, mało
wspólnego z żalem, że nie doceniono mojej pracy (na którą poświęciłem dobrych
kilka tygodni). Niedawno Harwardzki Instytut na rzecz Rozwoju Międzynarodowego
zlecił przetłumaczenie krakowskich "Procedur" na angielski, gdyż OECD wyraziła
zainteresowanie rozpowszechnieniem ich jako propozycji dla funduszy
ekologicznych w krajach Europy Środkowej i Wschodniej.
Nie obiecywałem, że będę wyszarpywał dla organizacji ekologicznych
pieniądze z Funduszu i nie robiłem tego. Nie na tym polega rola członka Rady
Nadzorczej. W Radzie zasiada 9 osób i każdy kogoś reprezentuje. Jeżeli zatem
każdy wyrywałby pieniądze dla "swoich", to posiedzenia Rady zamieniłyby się w
targowisko, a działalność Funduszu zostałaby sparaliżowana. Dlatego na wstępie
krakowska Rada ustaliła pewne reguły gry, które uważałem za słuszne i których
przestrzegałem. Jeżeli wnioskodawcy zgłaszali członkowi Rady merytoryczne
zastrzeżenia do pracy Zarządu, ten nie powinien był zwracać się bezpośrednio do
Zarządu, lecz zebrać argumenty i zgłosić problem na posiedzeniu Rady. Rada mogła
przegłosować odpowiednie polecenie dla Zarządu. Tylko pozornie wygląda to na
biurokratyczne utrudnianie życia. Każdy z nas w Radzie był wystawiony na pokusy
załatwiania swoim znajomym prezentów z publicznych pieniędzy. Chodziło o to aby
to uniemożliwić, albo przynajmniej maksymalnie utrudnić.
W sprawach proceduralnych natomiast, niejednokrotnie udzielałem pomocy
różnym organizacjom ekologicznym. Pomagałem przy pisaniu wniosków i formułowaniu
argumentów. Wyciągałem od Zarządu informacje czego wnioskom brakuje i jakie
papiery należy donieść. Interweniowałem gdy ginęły dokumenty, lub wnioski były
rozpatrywane zbyt opieszale. Oczywiście mogłem to robić tylko wtedy, gdy ktoś
się do mnie zwrócił o pomoc. Inaczej nie sposób się było na bieżąco dowiadywać
kto się o co zwraca i jakie ma problemy. Niektóre organizacje ekologiczne
zgłaszały wnioski nie powiadamiając mnie o tym. Ale sądzę, że jeżeli nie chciały
wykorzystywać narzędzia, które miały do dyspozycji, to nie potrzebowały pomocy.
Po prawie rocznej działalności Zarząd Funduszu podał się ostatnio do
dymisji. Wojewoda może tę dymisję przyjąć albo odrzucić. Nie potrafię tak
zupełnie z czystym sumieniem wydać swojej jednoznacznej opinii na temat tego co
Zarząd zrobił, a co mógł zrobić. Sposób działania Funduszu daleki jest od
ideału, jednak należy pamiętać, że był to okres budowania zupełnie nowej
instytucji od podstaw. Ponadto, samo stworzenie funduszy z pewnością oznacza
poprawę w stosunku do tego jak wydawano pieniądze na ochronę środowiska
przedtem. Jednakże, fundusz krakowski ewidentnie był oporny na przyjęcie zasad
działania, które zmniejszałyby niebezpieczeństwo marnowania publicznych
pieniędzy. Niestety konflikty, które spowodowały ostatecznie decyzję o
rezygnacji Zarządu miały mało wspólnego z merytoryczną działalnością Funduszu.
Choć słuszne, koncentrowały się na stylu pracy, wynagrodzeniach i wydatkach na
biuro.
Po wyborach samorządowych zbiera się nowy sejmik. Nie jestem pewny, czy
moje uczestnictwo w Radzie ustanie automatycznie, gdyż jako osoba rekomendowana
przez organizacje ekologiczne nie jestem typowym przedstawicielem sejmiku
samorządowego. Wydaje mi się jednak, że zdrowiej będzie oddać się do dyspozycji
sejmiku i waszej, jako osób i organizacji, które mnie rekomendowały. Nie
ukrywam, że pragnę ubiegać się o ponowną rekomendację do pozostania w Radzie by
dokończyć pracę, którą rozpocząłem. Bardzo chciałbym pozostawić Fundusz
pracujący jawnie, realizujący wyłącznie cele publiczne i związany procedurami i
kryteriami, którymi w demokratycznych społeczeństwach muszą się kierować
instytucje dysponujące publicznymi pieniędzmi.
Grzegorz Peszko
DZIEŃ ZIEMI W TRÓJMIEŚCIE
BYŁO DUŻO LEPIEJ NIŻ TO SOBIE WYMARZYLIŚMY
Zorganizowana 23.4.94 przez Fundację ECOBALTIC i Bałtycki Sekretariat w Polsce
impreza obchodów Dnia Ziemi zakończyła się dużym sukcesem - sukcesem nie tylko
organizatorów - lecz wszystkich tych, którzy ją wsparli bądź włączyli się w jej
przygotowania i przebieg. Wszystkim im pragniemy po raz kolejny serdecznie
podziękować za wolę wsparcia i trud współorganizatorów tej największej chyba w
całej historii naszego regionu imprezy proekologicznej. Podziękowania takie
należą się również wszystkim mieszkańcom, którzy włączyli się aktywnie w obchody
Dnia Ziemi, a było ich około 10000!!! z czego około 4000 brało udział w
sprzątaniu plaż i przylegającego piasku.
Sama impreza rozpoczęła się o godzinie 900 właśnie od tej akcji. Koordynowaliśmy
sprzątanie na odcinkach: Gdańsk Jelitkowo-Gdańsk Brzeżno, Gdańsk Jelitkowo-
Sopot, Gdynia Orłowo-Sopot.
Dodatkowo sprzątane były odcinki plaż Trójmiasta. Uczestnicy otrzymywali
biodegradowalne worki na śmieci, rękawice ochronne oraz kwestionariusze do
zaznaczania ilości i rodzaju zbieranych śmieci. W czasie około półtorej godziny
zebrano niecałe 30 m3 śmieci, w tym najwięcej szkła, plastyku i papieru.
Porównując te wyniki z ubiegłorocznymi są pocieszające. Większe zaangażowanie
społeczeństwa, mniej śmieci! I oto chodzi!
Po akcji sprzątania pragnęliśmy umilić ten dzień i zaprosić wszystkich do
zabawy. Główna część imprezy obchodów odbyła się na sopockim molo i
przylegającej plaży. Zorganizowaliśmy wiele konkursów i zabaw dla dzieci i
młodzieży, m.in. konkurs na najliczniej reprezentowaną w akcji sprzątania
szkołę, konkurs na plakat, na najładniejszy wierszyk, hasło, fraszkę z okazji
Dnia Ziemi, na najciekawsze przebranie dotyczące Dnia Ziemi, na najciekawszą
fotografię z Dnia Ziemi oraz ... na najdziwniejszy śmieć znaleziony w trakcie
sprzątania, którym, zdaniem jury, została "ściąga z fizy" w woreczku foliowym.
Drugie miejsce to "drzwi do raju", trzecie dziurawy namiot. Zorganizowano także
Bieg po Bursztyn w kilku kategoriach wiekowych. Głównymi nagrodami były rzeźby
wykonane z bursztynu pochodzącego z naszego morza!
Naszym celem, który osiągnęliśmy, było, aby każdy znalazł w tym dniu coś
interesującego dla siebie. Do dyspozycji uczestników były stoiska z publikacjami
ekologicznymi - sprzedawano i rozdawano wiele ciekawych pozycji, w tym też
specjalnie wydany na Dzień Ziemi numer EkoBałtyku. Rozdawaliśmy także plakat
wydrukowany przez Fundację z okazji Dnia Ziemi, który cieszył się dużym
powodzeniem. Zainteresowani mogli porozmawiać z przedstawicielami organizacji
pozarządowych. Nie zawiedli przedstawiciele samorządów lokalnych (obecni byli
prezydent miasta Gdańska, wiceprezydenci Sopotu i Gdyni oraz szefowie wydziałów
ochrony środowiska wszystkich trzech miast), Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu
Wojewódzkiego i Sekretariatu d/s Konwencji Helsińskiej Ministerstwa Ochrony
Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. Wyłożono także do podpisu List
otwarty do Ministra Ochrony Środowiska Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
Do udziału w imprezie zaprosiliśmy także płetwonurków, którzy nurkowali w
pobliżu mola sopockiego i wyławiali śmieci z dna morza. Podczas nurkowania
pobrano do badań próbki flory i fauny oraz nakręcono film podwodny.
Przed i w trakcie imprezy obchodów Dnia Ziemi Fundacja ECOBALTIC informowała, że
organizowana będzie grupa pod nazwą "Dbaj o Czystą Polskę" - w imprezie obchodów
brali udział przedstawiciele szwedzkiej fundacji Keep Sweden Tidy ("Dbaj o
Czystą Szwecję"), którzy zaproponowali pomoc w jej utworzeniu.
W trakcie imprezy obchodów mieszkańcy mieli okazję nieodpłatnie posmakować
kulinarnych specjałów kuchni wegetariańskiej przygotowanych przez
przedstawicieli Ruch Hare Kriszna. Podobnie Herbapol przygotował dla wszystkich
herbatki ziołowe. Tych, którzy nie przepadają za kuchnią wegetariańską Bałtyk
Chocolate częstował czekoladkami, przygotowane zostały także pieczone kiełbaski
na ogniu.
Cała zabawa skończyła się około godziny 1900 trzygodzinnym widowiskiem rockowym
pt. "Rock dla Ziemi" na Dzień Ziemi w wykonaniu zespołów Skawalker i Żuki.
Z naszego zaproszenia skorzystały także trzy stacje lokalne oraz wszystkie
stacje radiowe, a także gazety, które długo przed planowaną akcją nagłaśniały
imprezę oraz w jej trakcie, a także został nakręcony materiał, który był
wykorzystywany w późniejszych audycjach. Jest to dowód na to, że naszym mass
mediom, nie jest obojętny problem ochrony środowiska.
Należy w tym miejscu jeszcze raz podkreślić ogromne zainteresowanie i
zaangażowanie mieszkańców Trójmiasta, którzy włączyli się w organizowaną akcję.
Wiele szkół w ramach naszej akcji postanowiło posprzątać także swoją okolicę
oraz Trójmiejski Park Krajobrazowy w sobotę, a część szkół odcinki plaży w
piątek poprzedzający akcję. Jest to naprawdę zadziwiające. Mamy nadzieję, że cel
jaki został wybrany w zeszłym roku, kiedy organizowaliśmy podobną akcję został
osiągnięty. Chcieliśmy nie tylko edukować, ale również "zarazić" mieszkańców
Trójmiasta chęcią dbania o otaczające nas środowisko. Również i w tym roku cel
został osiągnięty. Wydaje nam się, że nic tak nie zmobilizuje ludzi i zachęci,
jak możliwość czynnego uczestniczenia. Dlatego w ulotkach, które drukowaliśmy
zawarliśmy hasło: "Nie mów już więcej, że chciałbyś coś zrobić dla środowiska.
Wreszcie nasz szansę" oraz "Wolę muszelki niż butelki". Jeszcze raz pragniemy
podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu. Oby tak
dalej!!!
Następna impreza obchodów Dnia Ziemi za niecały rok. Jedna już dzisiaj
zapraszamy wszystkich do skontaktowania się z nami, jeżeli chcieliby się włączyć
w przygotowania lub mieli jakieś pomysły. Z naszej strony powstał projekt
zorganizowania akcji sprzątania plaż na cały wybrzeżu wspólnie z innymi
organizacjami oraz w ramach Keep Baltic Tidy ("Dbaj o Czysty Bałtyk"), dokoła
Morza Bałtyckiego. W tym roku więc, idąc naszymi śladami jedna z organizacji,
należąca do Koalicji Czystego Bałtyku (Coalition Clean Baltic) zorganizowała
sprzątanie na Łotwie!
Czekamy na Ciebie!
Joanna Maciejewska
Bałtycki Sekretariat w Polsce
Wyspiańskiego 5, 80-434 Gdańsk-Wrzeszcz
0-58/472860, 410955 w. 113, fax: 471651
Oby rozpaliło serca i wyobraźnię
OGNISKO EKOLOGICZNE W CISOWNICY
Miał rację senator Janusz Okrzesik, członek senackiej Komisji Ochrony
Środowiska, mówiąc na jednym ze spotkań cieszyńskiego Klubu Propozycji, że:
"nie powinno być ani jednej dziedziny życia w naszym kraju pozbawionej nurtu
ekologicznego myślenia i działania."
Słowa te wiernie przystają do profilu działań Klubu Propozycji w beskidzkiej wsi
Cisownica. Staraniem grupy osób spod znaku tegoż Klubu, głównie zaś: Józefa i
Heleny Cieślar (hodowcy kóz), Teresy Waszut i Danuty Brańczyk urządzono
(tradycyjne już) ognisko w uroczym zakątku Beskidów, na tzw. "Kopieńcu".
Przeważała tematyka ekologiczna. W ogólnym rozradowaniu i wzajemnej życzliwości
przy wtórze muzyki ludowej w wykonaniu Jana Raszki (gitara), Jerzego Sikory
(akordeon) i miłego gościa z Katowic (mandolina) toczyła się wartko rozmowa na
tematy związane z szeroko pojętą ekologią. Mgr Jan Sztefek, kierownik Wydziału
Ochrony Środowiska mówił m.in. o nowatorskich metodach stosowanych przy
utylizacji śmieci w tym podbeskidzkim mieście. O zdrowym systemie uprawy
pomidorów, stosowanym - w ramach Ekolandu - we własnych (wzorowo urządzonych -
sam to widziałem) szklarniach w podcieszyńskiej wsi Bażanowice rozprawiali
ciekawie dr biologii Andrzej i Dorota Jasiokowie. W tok gawędziarski wplatali
się nadto w aspekcie ekologicznym goście, m.in. Kornel Kalina z Suchej Górnej
(Zaolzie) oraz Władysław Orszulik, przedstawiciel grupy przewodników
beskidzkich. Nie zabrakło też głosów organizatorów imprezy, którzy okazali się
niezwykle serdeczni, gościnni i... chłonni na propozycje ekologiczne.
-- Chcemy, by Cisownica promieniowała w zakresie promocji zdrowia na sąsiednie
wsie. Jesteśmy pewni, że nam się to uda. Liczymy na poparcie moralne i
materialne naszych władz lokalnych -- mówiła Teresa Waszut. To ona, wraz z
Danutą Brańczyk jest inicjatorką wielu znaczących akcji, przewodząc pierwszemu w
Polsce Klubowi Propozycji, powstałemu na wsi. Licznie zaś zebrani goście
wyrażali życzenie, by ognisko cisownickie rozpalało serca i wyobraźnię wiejskich
animatorów kultury o nachyleniu ekologicznym również w innych regionach
Polski.
Jakiż stąd wniosek? Jeden. Warto prześledzić jak garstka ludzi, bez szumnych
deklaracji, realizuje - nie oglądając się na instrukcje - bezstatutowy program
szeroko pojętej ochrony środowiska.
(da)
"EKOSONG'94"
Również w tym roku byłem na tej imprezie. Nie był to może festiwal moich marzeń,
tego czego bym od niego oczekiwał, ale pomimo to był udany, zarówno od strony
muzycznej, organizacyjnej, ekologicznej jak i publiczności.
W części muzycznej, a zwłaszcza konkursowej, w której ostatecznie wystąpiło 14
wykonawców (zespołów i solistów), było wiele utworów autentycznie ekologicznych,
wartych popularyzacji i to nie tylko tych nagrodzonych. Mnie osobiście
najbardziej podobali się: Lesław Przytocki z Gliwic, "Opus Vitae" ze Smoleńska w
Rosji a przede wszystkim Magdalena Wiejacka z Katowic-Panewnik, i to nie
dlatego, by się przypodobać organizatorom, ale wg mnie i nie tylko jej utwory
"Czy wybaczysz" oraz "Jeszcze" były i są bardzo ciekawe,
ekologiczne, proste, Boże i w dodatku takie, które mogą spokojnie śpiewać nie
tylko chrześcijanie - otrzymała ona III nagrodę tego festiwalu.
Jako goście na tym festiwalu wystąpili: Antonina Krzysztoń, "Wolna Grupa
Bukowina", "Stare Dobre Małżeństwo", Śląska Orkiestra Kameralna (myślę, że
wystąpili po raz pierwszy, ale nie ostatni, bo ich występ wniósł wiele nowego w
tę imprezę), "Pod Budą" i "Vox" w komplecie, który występując jako ostatni na
tej imprezie, zrobił zarazem największą furorę wśród publiczności niezależnie od
wieku i stanu, m.in. przez premierowe wykonanie kilku utworów ze swej
najnowszej, przygotowywanej do wydania płyty. Na podkreślenie zasługuje
wspaniała atmosfera fiesty, zabawy, a zarazem zrozumienia i poparcia
ekologicznego w wielu znaczeniach i formach przesłania tej imprezy, z
dominującym tegorocznym hasłem "Rodzina - sanktuarium czystego środowiska",
panująca wśród ponad 6 tys publiczności, w tym, zwłaszcza w drugim dniu -
niedziela - było wśród niej dużo rodzin. Festiwal ten zmuszał do refleksji nad
różnymi znaczeniami i formami słowa "ekologia" i naszym podejściem do otoczenia,
przyrody, Ziemi, Boga, człowieka i ich wzajemnych relacji.
Tradycyjnie już w ramach festiwalu odbył się mecz na stadionie "Kolejarza"
Katowice, organizatorzy kontra wykonawcy. Oczywiście sędzią był leśniczy z
Nadleśnictwa Katowice. Mecz został zakończony wynikiem 4:5, choć oczywiście,
wynik nie był tu najważniejszy.
Zapomniałem dodać, że festiwal ten odbył się już po raz piąty, tym razem w
dniach 25-26.6.94 w Katowicach-Panewnikach, a dokładniej w amfiteatrze w pięknie
położonej, przygotowanej i urządzonej tamtejszej kalwarii i jej okolicach.
Został on zorganizowany głównie przez panewnicką wspólnotę franciszkańską przy
współpracy licznej rzeszy ludzi, instytucji, firm oraz sponsorów - nie było
niestety wśród nich takich związanych mocniej z ekologią. Na podkreślenie
zasługuje bardzo dobre prowadzenie imprezy przez O. Mateusza OFM i br.
Petroniusza OFM, przygotowanie różnych służb, m.in. porządkowej, medycznej,
informacyjnej itp., przygotowanie pola namiotowego i noclegów w dużych
wojskowych namiotach, zarówno dla wykonawców, jak i dla publiczności, zadbanie o
utrzymanie czystości, porządku na terenach, na których odbywała się impreza
oraz, co zasługuje na popularyzację, wprowadzenie całkowitego zakazu palenia
tytoniu, picia alkoholu i zażywania środków odurzających (ćpania) na terenie i w
czasie festiwalu, a także zadbanie o otoczenie festiwalu - okolicznych
mieszkańców; to ze względu na dane im słowo impreza w pierwszym dniu (sobotę)
zakończyła się punktualnie, tj. o godz. 2300, co się spotkało z wyrozumiałością
i aprobatą publiczności.
W sumie była to impreza ciekawa, dobrze przygotowana i prowadzona, wnosząca
sporo nowego, zwłaszcza światła w życie oraz warta kontynuacji.
Całość koncertów rejestrowało Radio Katolickie "PULS" z Gliwic i Radio "O.K." z
Katowic oraz, fragmentarycznie, telewizja publiczna z Katowic i Warszawy.
Wojciech Baran "Bob"
PS. Oto wyniki: jury nie przyznało I nagrody, zaś dwie równorzędne II nagrody
otrzymały zespoły "Zmierzch" z Krakowa i "Viatori" ze Świdnicy. III nagrodę
otrzymała wspomniana w powyższym tekście Magdalena Wiejacka z Katowic-Panewnik.
Nagrodę specjalną w postaci umożliwienia dokonania sesji nagraniowej w Radiu
Katowice otrzymała Krystyna Sakowska z Bytomia. Organizatorzy swoją nagrodę
przyznali zespołowi "Małolaty" z Poraju k. Częstochowy, za jego młodzieńczy
zapał i radość, zaś nagrodę publiczności otrzymał 7-letni Krzysztof Dudzik z
Chorzowa.
Akcję przeciwko restauracjom McDonalda (mamy ich tutaj 2) zaplanowaliśmy na
4.7.br. i miała się ona odbyć w partyzanckim stylu. Wcześniej Łukasz z Sylwią
przygotowali szablony z odpowiednimi hasłami. Spotkaliśmy się pomiędzy 300 a 400
nad ranem `na kwadratach' (ulubione miejsce młodych ludzi), czyli na przeciwko
restauracji McD'sa. Przyszła Sylwia, Łukasz, Basia, Marcin, Artur i ja - tak
naprawdę nikt z nas nie miał większego pojęcia o tego rodzaju akcjach, lecz
wszyscy mieliśmy widocznego pecha. Naszym zamiarem było wymalowanie na asfalcie
napisów w rodzaju "McD's to dumny gwóźdź do naszej trumny" czy "Hamburgery to
trucizna, a dla chorób gleba żyzna". Basia stojąca na czatach już na początku
zauważyła podejrzanego faceta, a chwilę później radiowóz aniołów z Policji.
Artur zasugerował, abyśmy się szybko ulotnili, lecz ostatecznie daliśmy się
spisać jak ostatnie sieroty. Na początku aniołowie byli źli (bez zezwolenia
rozwiesiliśmy 4 ulotki na przystanku), ale później poradzili nam, byśmy w dzień
stanęli przed McD'sem z odpowiednim transparentem, a plakaty rozwiesili na
tablicach ogłoszeniowych. Pojednawczo stwierdzili, że farba, jaką zaczęliśmy
malować jedno z haseł pasuje im do koloru radiowozu i odjechali, wziąwszy sobie
po jednej ulotce na pamiątkę. Byliśmy sfrustrowani takim obrotem sprawy, bo nasz
plan został udaremniony. Dlatego na pocieszenie napisaliśmy jeszcze 2 hasła na
dyktach, oddzielających remontowany dom od chodnika (to nam wolno), aby rozejść
się ostatecznie. Tego samego dnia po południu rozdałyśmy z Sylwią kilkadziesiąt
ulotek na ulicy i rozwiesiłyśmy kilka plakatów, wzywających do bojkotu McD'sa
(ludzie byli ogólnie zainteresowani). Niestety, Sylwia spotkała swoich kolegów,
którzy wyjęli jej resztę plakatów z ręki i uciekli - kiedy ich dogoniła
stwierdzili, że resztę rozkleją sami, więc nie musimy się martwić. Akcję z
4.7.br. traktujemy raczej jako preludium do dalszej działalności jesienią.
Alicja
AKCJE
W GDAŃSKU:
18.6. Sopot- Cyrk - ~20-30 osób, ulotki + szmata + text + zdjęcia w gazecie -
FWZ i TTEiPZ "Gaja";
26.6. Gdynia - Cyrk Harlekin - 20-30 osób, szmaty, ulotki, nic w massmediach
(gorąca niedziela - dziennikarze na plaży) - FWZ i TTEiPZ "Gaja";
4.7. Gdańsk-Wrzeszcz - McDonald - 30 osób, szmata i ulotki, texty i fotki w
prasie, FWZ i FA.
Filip Majchrzakowski
ZB nr 8(62)/94, sierpień '94
Początek strony