Strona główna 

ZB nr 8(62)/94, sierpień '94

JEST POMYSŁ

Plan zmniejszenia bezrobocia, o którym piszę, zrodził się w ostatnim czasie w kręgu doradców Helmuta Kohla. Jest wynikiem obawy elit rządzących o dalszy, nie zakłócony rozwój państw Zachodniej Europy. A mówiąc dosadniej, strachu przed rewolucją.
Główną przyczyną tego strachu jest wzrastające bezrobocie, a wraz z nim pojawia się nuda i frustracja. Większość ludzi po dłuższym okresie przymusowej bezczynności nudzi się tak potwornie, że wielką atrakcją stają się wtedy np. uliczne walki z policją. Ale nie tylko. Wzrastające zjawisko narkomanii, alkoholizm, rozwój ruchów faszystowskich, wzrost przestępczości, terroryzm są między innymi wynikiem braku sensownego zajęcia. I nie wystarczy skrócenie tygodnia pracy do 4 dni czy dniówki do 6 godz. Kilkadziesiąt milionów bezrobotnych ludzi potrzebuje pracy, aby nie czuć się odrzuconymi przez społeczeństwo, zarobić pieniądze, wyżyć się fizycznie i... mieć mniej wolnego czasu.
Główne założenie całego planu zmniejszenia bezrobocia wynika z faktu nadprodukcji żywności w Europie. Po co produkować ogromne ilości, często kiepskiej jakościowo żywności, jeśli i tak duża część zostanie zmarnowana. Wniosek jest prosty - produkować mniej. A co to ma wspólnego z bezrobociem? Otóż chodzi o to, by produkować mniej, przy jednocześnie większym zatrudnieniu w sektorze rolnym. Nonsens? Może nie zupełnie.
Rolnictwo w państwach wysoko rozwiniętych opiera się na dwóch filarach: mechanizacji i chemizacji. Jeden wyposażony w odpowiedni sprzęt rolnik potrafi samodzielnie uprawiać nawet kilkadziesiąt ha gruntów ornych, korzystając z pracy najemnej tylko w pewnych okresach, np. przy zbiorze. A o chemii w rolnictwie to już szkoda mówić, wymienię więc tylko jednym tchem jej zastosowanie: nawozy, herbicydy, pestycydy, fungicydy, regulatory wzrostu, hormony, antybiotyki itd. Jeśli stopniowo ograniczano by stosowanie środków chemicznych i jednocześnie zmniejszano by stopień mechanizacji, rosło by zapotrzebowanie na siłę roboczą i spadały by plony. Tak więc pod względem ekonomicznym taka forma gospodarowania byłaby całkowicie nieopłacalna. Ale: rośliny uprawiane bez środków chemicznych dawałyby plon wysokiej jakości, zmniejszyło by się zatrucie środowiska (także w wyniku zamknięcia części zakładów chemicznych), więcej ludzi miałoby pracę. Jest to możliwe jedynie przy wysokich dotacjach ze strony państwa. Pieniądze na ten cel właściwie już są, jako wynik zmniejszania nakładów na zwalczanie wymienionych plag społecznych, a także środków przeznaczonych na leczenie, zasiłków dla bezrobotnych, zredukowanie liczby służb policyjnych, mniejszego skażenia środowiska. A jeśli weźmiemy pod uwagę straty, jakie przyniosła by ewentualna rewolucja lub wojna (przecież potęga hitlerowskich Niemiec wyrosła między innymi dzięki umiejętnemu wykorzystaniu kolosalnego bezrobocia), pomysł zaczyna zyskiwać na atrakcyjności.
Trzeba przyznać, że pomysł nie jest tak całkowicie nowy. Od wielu lat w Japonii funkcjonują dwie formy rolnictwa. Supernowoczesne "rolnictwo XXI wieku" i zacofane rolnictwo tradycyjne. To drugie istnieje wyłącznie dzięki dotacjom skarbu państwa. Ale widocznie to się opłaca.
Duże zainteresowanie pomysłem przejawiają państwa skandynawskie, a zwłaszcza Finlandia, gdzie skala bezrobocia sięga według niektórych źródeł 30% czynnej zawodowo ludności. Właśnie z Finlandii zwrócono się do Akademii Rolniczej w Poznaniu z prośbą o pomoc. Powodem tego jest zacofanie polskiego rolnictwa, co w tej sytuacji jest naszym atutem. Najzabawniejszy jest fakt, i fińscy specjaliści chcieliby wrócić nawet do trakcji konnej, a nasi rodzimi uczeni namawiają ich, by zostali chociaż przy ciągnikach.
Idea w gruncie rzeczy fajna i dobrze, że się pojawiła. Być może jest zwiastunem nowego myślenia wśród rządzących elit. Czy będzie ona realizowana, trudno powiedzieć. Jeśli tak, to z pewnością przez wiele, wiele lat. Nie wszystko dla mnie jest jasne, np. co zrobić z ludźmi zatrudnionymi w fabrykach chemicznych, z których przynajmniej część zostanie zamknięta? Być może nie wszystko jest jeszcze dopracowane, ale chyba warto się nad tym zastanowić.
A jeśli ktoś uważa, że bezrobocie jest nieodzownym elementem gospodarki rynkowej i nie warto się tym przejmować, to chciałbym zauważyć, iż gdyby w chwili obecnej, we wszystkich zakładach przemysłowych zastosowano najnowocześniejsze znane rozwiązania techniczne i technologie, to 7% ludności czynnej zawodowa utrzymałoby produkcję na dotychczasowym poziomie. A czym zajęła by się reszta?
Sebastian Krajewski
FZ-Poznań




ZB nr 8(62)/94, sierpień '94

Początek strony