ZB nr 8(62)/94, sierpień '94
CYTAT DO ROZMYŚLAŃ*
Na drogi i pola wyległy ciągniki - wielkie płazy poruszające się niczym
owady i obdarzone niewiarygodną jak na owady siłą. Pełzły po ziemi torując sobie
szlak i posuwając się wciąż naprzód. Kiedy ciągniki stały, słychać było tylko
przyciszone pykanie ich silników, zmieniające się w grzmot, gdy ruszały z
miejsca i przechodzące stopniowo w głuchy warkot. Potwory wzbijające kurz i
nurzające w nim swe pyski pełzły polami na przełaj, przez płoty i podwórza,
staczając się w rozpadliny i wydostając z nich, wciąż naprzód po prostej, jak
strzelił. Posuwały się po drodze, którą same sobie torowały. Nie zważały na
wzgórza i parowy, rzeczułki, płoty, domostwa.
Człowiek na żelaznym siodełku niepodobny był do człowieka: w rękawicach,
w okularach ochronnych, w gumowej masce osłaniającej od kurzu nos i usta był
jedną z części składowych potwora - robotem na żelaznym siodełku. Grzmot
cylindrów silnika rozbrzmiewał na całą okolicę, udzielał się powietrzu i ziemi,
które wtórowały mu drżeniem i pomrukiem. Kierowca nie był panem ciągnika, który
parł wciąż naprzód na przełaj tam i z powrotem, równając z ziemią dziesiątki
gospodarstw. Jeden ruch rąk na kierownicy, a maszyna mogła skręcić, lecz
kierowcy nie stać było na ten ruch, potwór bowiem, który ciągnik zbudował,
potwór, który go wysłał, zaczarował jakby dłonie kierowcy, jego mózg i mięśnie,
spętał go i nałożył mu kaganiec, obezwładnił umysł, narzucił hamulec mowie,
stępił dar spostrzegania, uczynił go niezdolnym do jakiegokolwiek protestu. Nie
widział on ziemi takiej, jaką była, nie czuł jej zapachu; nie wyczuwał stopami
jej brył, nie owiewało go jej ciepło, nie ogarniała jej potęga. Siedział na
żelaznym siodełku i naciskał żelazne pedały. Nie mógł ani zagrzewać i zachęcać,
ani bić i przeklinać sił, którymi kierował i dlatego nie był w stanie pokrzepiać
ani smagać, ani kląć, ani podniecać samego siebie. Nie znał ziemi, nie miał jej
na własność, nie ufał jej, nie błagał jej o plony. Gdyby rzucone ziarno nie
wzeszło, byłoby mu to obojętne. Gdyby kiełkujące zboże zwiędło z powodu suszy
lub zostało spłukane deszczem, dla kierowcy znaczyłoby to nie więcej, niż dla
jego ciągnika.
On nie kochał ziemi, tak jak nie kochał jej bank. Mógł podziwiać
ciągnik, obróbkę mechaniczną jego części, moc jego zrywu, ryk silnika, ale nie
była to jego maszyna. Za ciągnikiem toczyły się błyszczące tarcze tnące ostrzami
ziemię, nie była to jednak orka ziemi, lecz jej chirurgiczne krajanie. Pierwszy
rząd tarcz odrzucał skiby na prawo, drugi na lewo, tnące ostrza lśniły w słońcu,
wypolerowane ziemią, którą cięły. Za tarczami wlokły się brony czeszące rolę
żelaznymi zębami; małe grudki rozsypywały się tworząc gładką powierzchnię. Za
bronami siewnik dwunastorzędowy - dwanaście żelaznych, wygiętych w łuk,
wykonanych w odlewni przewodów siewnych, sterowanych przekładniami ciągnika,
gwałcących i zapładniających ziemię metodycznie, bez cienia pasji. Kierowca na
żelaznym siodełku dumny był z prostych zagonów, które krajał nie wkładając w to
duszy, pysznił się ciągnikiem, który nie był jego własnością i którego nie
kochał, pysznił się siłą, nad którą nie panował. A gdy wreszcie plony dojrzały i
zostały zebrane, nikt nie kruszył w dłoni ciepłej grudki ziemi , nikt nie
przesiewał jej przez palce. Nikt nie dotykał ziarna, nikt nie pragnął gorąco, by
obrodziło. Ludzie jedli to, czego nie zbierali, nie czując związku z chlebem.
Ziemia rodziła pod żelazem i pod żelazem stopniowo zamierała, bo nie była ani
kochana, ani nienawidzona, bo nie słyszała ani modlitw, ani przekleństw.
Przytoczony fragment pochodzi z książki "Grona gniewu" Johna Steinbecka,
głośnego pisarza amerykańskiego, napisanej w 1938r. "Gronami gniewu" zaskarbił
sobie Steinbeck największą sławę i rozgłos - z tą książką do dziś najczęściej
jest kojarzony.
wyszukał: Dietrich L. Schneider
*) John Steinbeck "Grona gniewu", Wyd. Dolnośląskie, Wrocław'93, s. 63.
ZB nr 8(62)/94, sierpień '94
Początek strony