"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 9 (63), Wrzesień '94
Z SYMPOZJUM
"EKOLOGIA A POLITYKA"
Proszę Państwa! W swoim wystąpieniu pragnę nawiązać do referatu prof. Stefana
Kozłowskiego i tytułu samej konferencji. Pragnę mówić o "wielkiej" polityce,
która pozornie jest od nas bardzo odległa, a w rzeczywistości decyduje o naszych
warunkach życia i naszym środowisku.
Proszę Państwa! Wielu uczonych na świecie twierdzi, że jeżeli realnie myślimy o
ochronie środowiska życia człowieka, to musimy zakwestionować cały dotychczasowy
model rozwoju cywilizacji, jako tzw. cywilizacji industrialno-technicznej. Nie
może być tak, że jedynym celem państw i narodów jest budowa coraz to
potężniejszego państwa oraz coraz to większego bogactwa, produkcji i siły
militarnej. Nie może być nadal tak, że jedynym celem jednostki i miarą jej
szczęścia, jest uzyskiwanie coraz to większej liczby dóbr materialnych.
Cywilizacja nasza, chcąc przetrwać, musi gruntownie zmienić swój model rozwoju.
Ten przyszłościowy model, zwany "ekorozwojem" lub "zrównoważo- nym rozwojem",
nie może być rozumiany w ten sposób, że jest to model, który osiągnęły już kraje
tzw. wysoko rozwinięte. Model, który jest uporczywie narzucany innym -
biedniejszym krajom świata. To właśnie kraje wysoko rozwinięte wpędziły wiele
innych krajów w sytuację bez wyjścia. Machają one pieniądzem, pozornie łatwym do
pożyczenia, ale z chwilą gdy jakiś kraj pieniądz ten pożyczy, traci własną
samodzielność i musi realizować narzucony model rozwoju. Kraje wysoko rozwinięte
nachalnie narzucają swój sposób życia, nie zważając w ogóle na kulturę, religię
i uwarunkowania historyczne innych krajów. Same lekceważą swoje wypaczenia
cywilizacyjne, jak: bezrobocie, terroryzm, narkomania. Kraje te uważają, że
kraje ubogie, do których i my się zaliczamy, rozwijają się prawidłowo
jeżeli:
dużo pożyczają i oczywiście spłacają pożyczki,
dużo importują, zwłaszcza te towary, których jest nadmiar na rynkach -
żywność i różnego rodzaju gadgety techniczne,
mało eksportują, a jeśli już muszą eksportować - bo jakby spłaciły pożyczki,
to najlepiej aby były to surowce naturalne, gdyż w ten sposób ich (krajów
rozwiniętych) środowisko naturalne jest lepiej chronione,
budują autostrady, hotele i wszystkie usługi, które nie koniecznie służą
własnemu społeczeństwu, ale ułatwiają penetrację danego kraju przez kraje
rozwinięte.
Mówię o tym dlatego, że obecnie obserwujemy intensyfikację "pomocy" krajom
biednym przez kraje bogate, mającej - rzekomo - służyć do ukierunkowania ich na
właściwy rozwój. W naszej telewizji jest przedstawiany cykl audycji pt.
"Raport o stanie Europy". W ostatniej tego typu audycji podano przykłady
jak wygląda taka "pomoc" wewnątrz samej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej,
kierowana do uboższych krajów południowych przez bogate kraje północy. Ekolodzy
z samego EWG twierdzą, że często taka pomoc prowadzi do wielkich katastrof
ekologicznych w krajach, które z niej korzystają. Taka katastrofa za 45 mld
funtów ma miejsce w Grecji, gdzie ogromne tereny błotne, unikatowe w skali
Europy, zostały zniszczone wskutek budowy 6 wielkich gospodarstw rybackich.
Podobna sytuacja ma miejsce w Portugalii, w której wprowadzono drzewa
eukaliptusowe po to tylko, aby rozwinąć przemysł celulozowo-papierniczy z
którego ponad 50% zysków przypada Wielkiej Brytanii. Przy okazji zniszczono
ogromne tereny rolnicze, zostawiając bez środków do życia tutejszych rolników.
Jeżeli tak wygląda "pomoc" wewnątrz EWG, a więc wspólnoty, która ma być dla nas
przykładem, to jak wygląda ta pomoc dla krajów naprawdę biednych - krajów
Trzeciego Świata i postkomunistycznych? Przytoczę tylko jeszcze jeden przykład z
Afryki. W celu zwiększenia produkcji tak tam potrzebnej żywności, kraje
europejskie zaproponowały krajom afrykańskim zwiększenie hodowli wysokowydaj-
nego bydła rasy europejskiej, zamiast tradycyjnej hodowli naturalnych gatunków
zwierząt. Nie wzięto jednak pod uwagę tego, że ekosystemy trawiaste Afryki,
jakimi są sawanny, są niesłychanie finezyjnymi ekosystemami wrażli- wymi na
jakiekolwiek zmiany. Na sawannach - wbrew pozorom - poszczególne gatunki
zwierząt nie tylko ze sobą nie konkurują, ale wręcz się uzupełniają. Istnieje tu
wysoka specjalizacja pokarmowa. Jedne ze zwierząt zjadają roślinność niską, inne
wyższą, a jeszcze inne krzewy lub liście i korę drzew. Stwarza to odpowiednie
warunki do samoodnawiania się różnych pięter roślinności i dzięki temu może
istnieć sawanna. Do tego finezyjnego ekosystemu brutalnie wprowadzono zupełnie
obcy gatunek bydła europejskiego, i to często w ilości przewyższającej wydolność
systemu. Nic więc dziwnego, że wiele sawann zostało szybko i całkowicie
zniszczonych i zamienionych w pustynie. Doprowadziło to do drastycznej sytuacji
żywnościowej i energetycznej w Afryce. Z ostatniego raportu o stanie świata
wynika, że w samym tylko Mali, w ostatnich 20 latach pustynia przesunęła się o
350 km na południe. Stan ten wyniknął więc nie tylko z winy krajów afrykańskich,
ale także z nie przemyślanej "pomocy" krajów wysokorozwiniętych.
Wszystko to powinno być dla nas, naszych polityków i naszego rządu ostrzeżeniem
przed bezkrytycznym przyjmowaniem już ukierunkowanej pomocy, jaką nam serwują
kraje wysoko rozwinięte. O ukierunkowaniu tej pomocy powinniśmy decydować sami,
a nie może to być narzucone, jak to najczęściej ma miejsce dotychczas.
Wrócę teraz do sprawy budowy przez nasz kraj transeuropejskich autostrad. Panuje
u nas wielki entuzjazm z powodu tego, że kraje wysoko rozwinięte będą
partycypować w kosztach budowy przez nasz kraj autostrad. Czy jednak zdajemy
sobie sprawę, jakie skutki w środowisku pociągnie to za sobą? Nie chodzi tu
tylko o teren zajęty pod samą autostradę wraz z jej strukturą techniczną - choć
jest to niebagatelny pas terenu, ale o to, ile będzie musiało być uruchomionych
odkrywkowek żwiru, piasku, kamienia i ile wyprodukowano cementu do ich budowy?
Pytam się więc, czy kraje wysoko rozwinięte pragną także partycypować w kosztach
rekultywacji terenów zniszczonych wskutek budowy autostrad? Jakoś o tym w ogóle
nie słychać! Ta właśnie sprawa powinna być podniesiona przez naszych polityków i
rząd, w trakcie negocjacji na temat budowy autostrad.
Przykładów wymuszania ukierunkowanego wykorzystania pożyczek, zwłaszcza
ekologicznych, można podać wiele. Bardzo często pożyczki te nie są przeznaczone
dla nas, ale różnego rodzaju ekspertów, w tym także "pseudoekspertów", radzących
nam, jak mamy postępować, a nie znających zupełnie naszych uwarunkowań
historycznych i rozwojowych.
Drugą sprawą, którą chciałbym zasygnalizować, jest sytuacja demograficzna
świata, a także naszego kraju. Pragnę przypomnieć, że populacja ludzka
przekroczyła już 5 mld ludzi, a rocznie nadal przybywa nas "na czysto" 90 mln,
czyli 250 tys. ludzi na dzień, co odpowiada ludności takiego miasta, jak np.
Strzelce Opolskie. Wielu ekologów uważa, że jeżeli nie opanujemy wzrostu
populacji ludzkiej, to nie ma sensu zabierać się za rozwiązywanie innych
problemów, gdyż wysiłki te zostaną zniweczone przez tzw. lawinę demograficzną.
Mówi się często, że problem ten nas nie dotyczy, bo jest to przede wszystkim
problem krajów Trzeciego Świata. Faktem jest, że najdrastyczniej przejawia się
on w krajach Trzeciego Świata, ale kraje te obejmują już 3/4 istniejącej
populacji ludzkiej. Poza tym nie jest prawdą, że kraje wysoko rozwinięte nie
niszczą środowiska. Owszem, niszczą i to nawet bardziej aniżeli kraje Trzeciego
Świata, ale robią to bardziej skrycie i często nie na terenie własnych krajów,
ale właśnie krajów Trzeciego Świata. Abstrahując od tego, że największe plagi
cywilizacyjne, jak: "efekt szklarniowy", niszczenie ozonu, kwaśne deszcze, czy
choroby "minamata" i "itaj, itaj" są wynikiem działania właśnie krajów wysoko
rozwiniętych, to, jak szacuje się obecnie, 1 mieszkaniec USA przyczynia się do
zniszczeń środowiska w takim stopniu, jak 30-50 osób z krajów Trzeciego
Świata.
Nie będę tych spraw dalej rozwijał, ale w zakończeniu pragnę podać pewien
przykład z naszego kraju. Ostatni, tzn. z r. 1992 raport demograficzny podaje,
że w latach 1990-2010 przyrost ludności w wieku produkcyjnym w Europie wyniesie
6,5 mln osób. Z tego na Polskę przypada 54%, czyli 3,5 mln osób. Proszę sobie to
dobrze uświadomić, 3,5 mln osób wkracza do pracy w kraju, w którym bezrobocie
sięga już 3 mln osób! Jak więc nasi demografowie - na szczęście nie wszyscy -
wyobrażają sobie rozwiązanie tej sprawy? Otóż jeden z członków Rządowej Komisji
Ludnościowej twierdzi, że nie ma żadnej sprawy. Przecież są otwarte granice i
ludność może emigrować, chociażby do Niemiec, gdzie w tym samym czasie będzie
niedobór siły roboczej rzędu 4 mln osób (ujemny przyrost naturalny w
Niemczech). Obecnie wiemy już, jakie obostrzenia emigracyjne wprowadził rząd
niemiecki. Poza tym należałoby postawić pytanie: czy państwo, które upatruje
przyszłość swoich obywateli w emigracji z kraju, można uznać za państwo dobre?
Pozostawiam to rozstrzygnięcie każdemu ze słuchaczy mojego wystąpienia. Myślę,
że zasygnalizowane przeze mnie problemy warte są głębszych przemyśleń. Dziękuję
za uwagę.
dr inż. Wacław Janusz
Instytut Kształtowania i Ochrony Środowiska
AGH w Krakowie
Sympozjum "Ekologia a polityka" zorganizowane przez Towarzystwo Urbanistów
Polskich odbyło się we Wrocławiu w maju'93. Powyższy tekst ukazał się w
materiałach pokonferencyjnych (cz. II s. 49).
"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 9 (63), Wrzesień '94