ZB nr 10(64)/94, październik '94
CZYN EKOLOGICZNY AD 1994
Dawno, dawno temu, wszyst- kie niewygodne problemy, których uczciwie rozwiązanie
zanegowałoby lub przynajmniej poddało w wątpliwość jedyną słuszność,
rozwiązywało się akcją lub czynem. W tych czasach prostych
odpowiedzi na problemy świata jedną z nich był CZYN. Zamiast zadawać sobie
niewygodne pytania, czemu to na Śląsku rodzi się coraz więcej chorych dzieci,
czemu umierają lasy a rzeki przypominają ścieki, czy należy budować kolejne
wielkie huty, organizowało się (wyręczając się przy tym centralną krajową
"słuszną" organizacją ekologiczną, wojskiem itp.) akcję sprzątania, malowania na
biało krawężników i sadzenia symbolicznych drzewek. AKCJA załatwiała temat
"ekologia" i skutecznie odwracała uwagę od pytania, czy istniejący system
gospodarczo-polityczny jest przyjazny przyrodzie, kto tę przyrodę niszczy, kto
jest za to odpowiedzialny?
W dzisiejszym świecie odpowiedzi na te pytania są już znane: to przede wszystkim
wieloletnie przekonanie o nadzwyczajnej roli człowieka na Ziemi - o tym, że
jest jej właścicielem i może z niej do woli korzystać, byle tylko posprzątał
po sobie. To także gospodarka nastawiona na nieustanny wzrost i zysk. Było
kiedyś takie skompromitowane hasło: Co technika zniszczyła, technika
naprawi - usprawiedli- wiające dalszy marsz w eksploatacji planety Ziemia.
Dzisiaj, wśród największych niszczycieli ziemi wymienia się m.in. producentów
opakowań, towarów nie-pierwszej potrzeby, wszelkie lobby uczące ludzi nawyków
kupowania i takie wielkie międzynarodowe korporacje jak DuPont czy Mitsubishi.
Oczywiście, ci niszczyciele Ziemi nie mogliby nimi być, gdyby nie znajdowali
konsumentów swoich wyrobów, czyli nas. Dlatego też, starają się oni przedstawić
siebie w jak najlepszym świetle, odwracając uwagę od prawdziwych problemów
(którymi jest na przykład wciąż wzrastająca ilość śmieci, odpadów,
opakowań) i kierując uwagę na tematy zastępcze, które nie grożą stratami na
rynku czy zmianą sposobu zachowań ludzi.
Takim dyżurnym tematem zastępczym jest sprzątanie. Pamiętam, jak 20 lat
temu pewien architekt projektujący nieludzkie szafy do mieszkania, czyli
wielokondygnacyjne bloki na asfaltowej pustyni, apelował na konferencji
architektonicznej o akcję sprzątania. To nie blokowiska były złe,
jego zdaniem, tylko ludzie, którzy nie potrafi tego przestrzennego,
uporządkowanego "raju" posprzątać.
Narodowa Fundacja Ochrony Środowiska - Krajowe Centrum Edukacji
Ekologicznej naraziło się niedawno wielu ekologom wydając za pieniądze
DuPonta broszurę o edukacji ekologicznej. KC Edukacji Ekologicznej tłumaczyło
się, że bez tych pieniędzy nic by nie wydało i że lepiej korzystać w dobrym celu
z pieniędzy nawet "złoczyńców" przyrody, niż nie robić nic. to chyba racja, w
świecie takim jak nasz każde pieniądze są "brudne". Rzecz w tym, żeby za te
pieniądze nie przestawać zła nazywać złem. Można by więc (a chyba i
trzeba by było) na pakiecie finansowanym przez DuPonta napisać, że sponsor jest
lub był, jeśli się od tego odcina, jednym z największych trucicieli Ziemi. Tylko
wówczas cała ta polityka byłaby prowadzona z czystymi rękami. Gdy piszę ten
tekst KCEE zaangażowało się (a także dwaj ministrowie i sam pan Prezydent) w
wielką kampanię sprzątania Polski. Trudno w tej kampanii wyłowić, że
odpadów, śmieci, opakowań produkuje się za dużo, że konsumenci powinni
ich mniej kupować. Wręcz przeciwnie! Autorzy przewodnika kampanii piszą
na 4 stronie, że pierwszym odruchem i przejawem instynktu
samozachowawczego jest sprzątanie śmieci. Cóż za bzdura!!!! Cóż to za
ekologiczna edukacja, która nie dostrzega, że pierwszym krokiem jest
zmniejszenie zakupów i produkcji odpadów, a nie ich sprzątanie. Że w istocie
odpadów nie da się posprzątać. One zostają - tylko przełożone z jednego
miejsca na drugie. Nic dziwnego, że wśród sponsorów akcji są: FSO, Coca-Cola,
producent opakowań plastikowych Pack Plast, czy tak krytykowanych
opakowań jak Tetra Pak.
Czuję się jak w koszmarnym śnie. Śni mi się, że mieszkam w kraju, gdzie Komitet
Centralny jedynej legalnej partii rozpoczął ogólnokrajową akcję ekologiczną.
Komitet przekazał Komitetom Wojewódzkim i Gminnym wytyczne, ankiety, blankiety
sprawozdań. Zobowiązał je też do włączenia do czynu lokalne urzędy,
przedsiębiorstwa, fabryki. Gdy akcja zostanie zakończona, miliony sprawozdań
spłyną do Komitetu Centralnego, a przyroda kraju zostanie uratowana. Ocknąłem
się przerażony. Lektura pakietu materiałów przysłanych z KCEE w sprawie
"Sprzątania świata - Polska" jest, niestety, jakby realizacją tego snu! Ogromne
środki, tony papieru, poruszone wszystkie media, ośrodki władzy i samorządy, a
nawet Kościół. Wszystko po to, żeby każdy z nas - jak czytamy na pierwszej
stronie ulotki: zmienił swoje stanowisko do otaczającego go świata -
poczuł się jego właścicielem i opiekunem. A nam się wydawało, że
najgłębszą przyczyną kryzysu ekologicznego jest właśnie aroganckie
przeświadczenie człowieka, że jest właścicielem świata.
No cóż, żeby zrobić miejsce na nowe produkty, trzeba posprzątać. Gdyby tak
chociaż połowę środków przeznaczonych na tę kampanię centrum mające w nazwie
ekologiczną edukację przeznaczyło na tę edukację właśnie, tzn. edukowanie
konsumentów, by dokonywali świadomych wyborów przy kupowaniu i zamiast kupować
sok w tetra pak, kupowali go w butelce szklanej, rezygnowali z plastikowej folii
firmy PACK PLAST przy zakupie książki czy ziemniaków, poddali w wątpliwość
budowę autostrad, zajęło się bojkotem firm najbardziej niszczących ziemię,
zwróciło uwagę jakie jest miejsce Coca-Coli w ginącym świecie i że
Polonez jest wyjątkowo materiałochłonnym i nietrwałym pojazdem. Gdyby
Centrum wydało istotne, krytyczne publikacje omawiające rolę Banku Światowego,
mechanizmy wolnego rynku i korzystania z dóbr tego świata, czyli po prostu,
gdyby zajęło się uczciwą edukacją ekologiczną, może byłby z takiego działania
scentralizowanej struktury pożytek dla przyrody.
Kiedyś przeczytałem w tygodniku TIME, że są dwie ekologie: pozorna - nie
kwestionująca modelu cywilizacji wzrostu i rozwoju, wolnego rynku, polityki
państwa i prawa oraz polityki globalnej i ekologia zajmująca się faktycznymi
przyczynami katastrofy ekologicznej Ziemi. Czy ktoś zajmuje się prawdziwymi
problemami można poznać po tym, czy ma kłopoty. Jeśli ich nie ma i wszyscy jego
działalność akceptują, to znaczy, że nie zagraża zyskom tych, którzy świat
niszczą. W istocie mówiąc o "ekologii" nie zajmuje się w ogóle problemami
ekologicznymi, a nawet odsuwa ich rozwiązanie na dalszy plan. Nic dziwnego, że
organizatorzy akcji sprzątania Polski znaleźli szerokie poparcie prawie u
wszystkich. Nie znaleźli jednak tego poparcia w "Pracowni". Na jednej z wielu
kartek towarzyszących pakietowi "Sprzątanie świata - Polska" znaleźliśmy
pytanie: Działania proekologiczne (telegraficznie). W tym z dziedziny
edukacji ekologicznej i podnoszenia wiadomości. Wypełniliśmy tę rubrykę
zdaniem: Ukazanie hipokryzji akcji.
Nie chcę tym tekstem nikogo urażać. Sprzątać po sobie też jest dobrze, ale nie
"akcyjnie", lecz w ramach praktyki codziennego życia. A poza tym, drodzy
uczestnicy i organizatorzy różnych akcji, planeta Ziemia naprawdę ginie, nie
mylmy więc pojęć i nie uciekajmy od poważnych, głębokich pytań. Znany plastyk
Andrzej Pągowski z Playboya narysował na tę akcję plakat ukazujący Ziemię
czyszczoną wielkim odkurzaczem. Edukacja ekologiczna nie zajmuje się
odkurzaczem, tylko postawieniem pytań: skąd wziąć energię dla tego odkurzacza,
co się stanie z odkurzonymi śmieciami i skąd się te śmieci wzięły? Bez tych
pytań plakat jest tylko reklamą odkurzacza, niczym więcej.
A. Janusz Korbel
Poniższy artykuł jest tłumaczeniem RACHEL'S HAZARDOUS WASTE NEWS #289 z
10.6.92. Co prawda przedstawia rozwój przemysłu zajmującego się tzw.
zagospodarowaniem odpadów w USA, ale ponieważ historia lubi się powtarzać, a
firmy opisane w tekście gwałtownie szukają rynków zbytu, tekst może być dla nas
źródłem wielu ciekawych informacji. A może przede wszystkim przestrogą, bo kto
wie czy akcja Sprzątania Świata jest początkiem polskiego KAP-u.
RACHEL'S HAZARDOUS WASTE NEWS jest biuletynem informacyjnym Environmental
Research Foundation (P.O. Box 5036, Annapolis, MD 21403, fax (410) 263-8944;
Internet: erf@igc.apc.org. Biuletyn można
otrzymać listownie z Environmental Research Foundation lub poprzez anonymous ftp
z ftp.std.com/periodicals/rachel i poprzez gopher: server@gopher.std.com server@envirolink.orgi server@igc.apc.org.
Z NAJNOWSZEJ HISTORII ODPADÓW STAŁYCH:
NARESZCIE WIADOMO CO Z NIMI ROBIĆ
Czy pamiętacie organizację Keep American Beautiful (KAB) z lat 60-tych? Tylko
nieliczni wiedzieli, że była ona powiązana z przemysłem i została utworzona
przez niektóre z największych amerykańskich korporacji. Jej symbolem był dumny
Indianin ze łzą w oku. Głównym jej celem wydawała się być kampania przeciwko
śmieciom. Ale było jeszcze coś poza tym. Zgodnie z potocznym myśleniem tamtych
czasów rozwój powojennej gospodarki musiał prowadzić do wzrostu ilości
wytwarzanych odpadów. "Społeczeństwo śmiecących" potrzebuje sporej ilości
wysypisk. W połowie lat 60-tych każdy, kto zaznajomiony był z literaturą
dotyczącą zanieczyszczenia wody, wiedział już, że składowanie odpadów w ziemi to
gwarancja późniejszych kłopotów. (zob. RHWN #97, #98). Usuwanie stałych odpadów
zaczęło stanowić problem.
Pod koniec lat 60-tych KAB zorganizowało bezinteresowny zespół badawczy nazwany
The National Center for Solid Waste Disposal (Narodowe Centrum Usuwania Stałych
Odpadów), który wkrótce został przemianowany na The National Center for Resource
Recovery (Na- rodowe Centrum Odzyskiwania Zasobów). Odzyskiwanie zasobów
oznaczało spalanie. Przemysł znalazł rozwiązanie problemu stałych odpadów.
Na początku lat 70-tych to powiązane z przemysłem stowarzyszenie przekonało EPA
(U.S. Environmental Protection Agency - Amerykańską Agencję Ochrony Środowiska)
o sensowności spalania śmieci. W 1973r., po pierwszym kryzysie paliwowym, pomysł
ten został podchwycony przez Federalny Departament Energii (DOE); DOE stał się
bezwzględnym orędownikiem "od- zyskiwania zasobów" z odpadów stałych.
Lata 70-te przyniosły stopniowe zaostrzenie przepisów regulujących składowanie
odpadów na powierzchni ziemi, więc stało się ono bardziej kosztowne. Ustawa o
Zabezpieczeniu i Odzyskiwaniu Surowców (RCRA) z r. 1976 uczyniła składowanie
znacznie droższym i bardziej skomplikowanym. Wysypiska zaczęły znikać. W r. 1980
było 20 000 wysypisk, lecz w r. 1986 już tylko 6 000; w tym okresie pojawił się
"kryzys odpadów stałych".
Jednocześnie - i niezależnie od tego - w połowie lat 70-tych przemysł atomowy
zaczął podupadać. Żadne amerykańskie przedsiębiorstwo nie zakupiło siłowni
jądrowej od 1975r. (kiedy to stopił się rdzeń reaktora w Three Mile Island, a
inwestorzy przejrzeli na oczy).
Kompanie produkujące elektrownie atomowe posiadały zespoły pracowników
wyspecjalizowanych w budowaniu dużych urządzeń, a czwórka największych
producentów - Combustion Engineering, Babcock & Wilcox, General Electric i
Westinghouse - rozpoczęła produkcję spalarni śmieci.
DOE - wierny sługa przemysłu atomowego, a obecnie i producentów spalarni -
podyktował tempo rozwoju. Plan z 1980r. przewidywał wybudowanie 200-250 nowych
spalarni do 1992r. (4-5 na każdy stan). Według tego planu w piecach tych spalano
by 75% śmieci z całego kraju, a wymagało by to zainwestowania 11,5 - 21,5 mld
dolarów, lub w przybliżeniu 50-100 mln dolarów na jedną spalarnię.
Według planu z r. 1980 moc przerobowa spalarni wyniosła by 160 000 ton dziennie
w 1987r. i 325 000 ton dziennie w 1992r. W rzeczywistości jednak w 1988r.
wyniosła ona zaledwie 50 000 ton dziennie i powiększała się w żółwim tempie. W
1985r. zamówiono 42 nowe spalarnie, lecz do r. 1987 zaledwie 25, a do 1989r.
ilość zamówień spadła do 10. W 1987r., po raz pierwszy w historii przyrost mocy
przerobowej był ujemny (ubyło 35 656 ton dziennie, przybyło 20 585 ton
dziennie). Przemysł spalarniowy znalazł się na krawędzi.
Stało się to za sprawą zwykłych ludzi zaniepokojonych wieloma aspektami spalania
śmieci: kosztami, niebezpiecznym zanieczyszczeniem powietrza, toksycznymi
popiołami, bezmyślnym niszczeniem surowców, olbrzymim marnotrawstwem energii,
korupcją, która towarzyszy wielomiliardowym projektom publicznym oraz "pożera-
niem" małych, lokalnych zakładów oczyszczania przez spalarniowe kolosy.
Ludzie walczyli z przemysłem spalarniowym na wiele sposobów. Organizowali
frontalny atak w celu utrącenia pojedynczych spalarniowych projektów na szczeblu
lokalnym, ale też, co było niemniej ważne, prowadzili programy redukcji ilości
odpadów, ich odzyskiwania i składowania, które "zagło- dziły" spalarnie poprzez
zmniejszenie ilości dostarczanych do nich śmieci. 80% stałych odpadów może być
poddane odzyskowi i przeznaczone na nawóz, może być też spalone - lecz jest to
alternatywa typu "albo jedno - albo drugie". Wybudowanie spalarni wyklucza opcje
odzysku i kompostowania na czas równy żywotności pieca spalarniowego (czyli na
20 lub więcej lat).
Na szczeblu lokalnym spalarnie zostały pokonane. Walka jednak nie zakończyła
się. Przemysł spalarniowy i jego zwolennicy w rządzie robią co mogą aby lokalni
decydenci przeszli na ich stronę. W Kalifornii lobby przemysłowe usiłowało
doprowadzić do włączenia spalania do stanowej definicji wtórnego obiegu surowców
(recyklingu). W Ohio, Minnesocie i New Jersey lobby przemysłowe przeforsowało
zastosowanie toksycznego popiołu pochodzącego ze spalania śmieci do budowy dróg.
W Michigan i Nowym Jorku posłuszne rządy stanowe zezwoliły na usunięcie
toksycznego popiołu ze spalarni z listy niebezpiecznych odpadów. W Connecticut
rząd stanowy ignorując lokalne prawa strefowe pomógł przemysłowi prawnie
uniemożliwić mieszkańcom protesty przeciwko lokalizacji spalarni.
Jednak upadek przemysłu atomowego pokazał, że nawet największe amerykańskie
korporacje, mocno dofinansowywane przez rządowe subsydia, nie potrafią zapobiec
klęsce złej technologii. Z tych samych powodów spalanie śmieci nie odnosi
sukcesów. Pomimo entuzjastycznego poparcia i wysokich dotacji od federalnych i
stanowych rządów, przy ogromnym poparciu ze strony prywatnych korporacji,
spalanie pozostaje fatalnym pomysłem, skazanym na upadek.
Jednocześnie alternatywne technologie, które określa się wspólnym mianem
"odzysku surowców", rozwijają się gwałtownie. Instytut Na Rzecz Lokalnej
Niezależności (The Institute for Local Self-Reliance - ILSR) opublikował w
1991r. raport "Ponad 40%" ("Beyond 40 Percent") wyróżniający 17 społeczności
lokalnych, które odzyskują i przeznaczają na kompost do 57% odpadów z ich
gospodarstw domowych oraz instytucji. Czołową pozycję zajmuje Berlin Township ze
stanu New Jersey, miasto z 5629 mieszkańcami. Lecz nawet duże miasto jak Seattle
(liczba mieszkańców - 497 000) zdążyło osiągnąć 36% i konsekwentnie zmierza ku
zaplanowanym 65%. Społeczności wiejskie, podmiejskie i wielkomiejskie mogą
odzyskać ponad 50% ze swych trwałych odpadów. ILSR oczekuje, że lokalne
społeczności opanują w końcu odzyskiwanie ponad 75% swych śmieci. A spalarnie po
prostu nigdy nie będą potrzebne. Nigdy.
Przebadawszy programy odzyskiwania odpadów w wielu miastach, ILSR poczyniło
następujące obserwacje dotyczące kluczowych elementów programu, który ma szansę
na sukces:
Pełny i dopracowany program kompostowania - całoroczne odbieranie różnorodnych
"podwór- kowych" odpadów wystawianych przy krawężniku oraz zachęcanie zarządców
terenu do przeznaczania swych odpadów na kompost.
Obowiązkowe uczestnictwo w programie. Te, które się udają, nie są ochotnicze.
Surowce muszą być odzyskiwane nie tylko z jedno - i wielorodzinnych domów, ale
też i od instytucji.
Celem odzysku musi być szeroki zbiór materiałów, a nie tylko metalowe puszki,
szkło i papier. Najlepsze programy mają na celu zbieranie aluminium, baterii,
obumarłych gałęzi, pomarszczonej tektury, choinek, puszek zawierających żelazo,
szkła, wysokiej jakości papieru, liści, mieszanego papieru, gazet, olejów,
plastyku, złomu, opon, "białych dóbr" (pralek, lodówek, itp.) i odpadów
drewnianych.
Odpadki żywnościowe i pozostałości po rozbiórkach domów to inne materiały, które
są odzyskiwane w niektórych społecznościach.
Centrum Biologii Systemów Naturalnych w Queens College (Flushing, stan Nowy
Jork) prowadzi z powodzeniem program pilotażowy, którego celem jest
kompostowanie odpadów żywnościowych z okolicy Park Slope w Brooklynie, dowodząc,
że kompostowanie w mieście jest możliwe.
W Baltimore istnieje "The Loading Dock", niedochodowa organizacja, powołana do
zbierania porzuconych po remontach zlewów, wanien i szafek. Zajmują się też
niepotrzebnymi materiałami od budowniczych, drobnych wytwórców i dystrybutorów.
Następnie sprzedają te rzeczy 25-35% poniżej ceny detalicznej innym
"niedochodowym" lub gospodarstwom o niskich dochodach. W tej chwili darowywane
im rzeczy pochodzą nawet z Zachodniej Virginii i Nowego Jorku. Zaczynając w r.
1984 z dotacją 35 000 dolarów, po siedmiu latach stali się samowystarczalni. Ich
zeszłoroczny budżet wyniósł 346 000 dolarów. Obliczają, że uchronili miejscowe
wysypiska przed 20 tysiącami ton materiałów budowlanych.
Ich ostatnim eksperymentem jest zaparkowana na wysypisku ciężarówka, która
przyjmuje odpadki od osób remontujących swe domy i mieszkania na własną rękę. Na
wysypisku w Howard County w pewną sobotę zebrali 3,5 tony w ciągu czterech
godzin. Obecnie negocjują umieszczenie ciężarówek na innych wysypiskach1.
Jednym z najbardziej interesujących eksperymentów jest Wastewise, centrum
surowców wtórnych miasta Halton Hills (liczba mieszkańców - 35 000) na zachód od
Toronto w Kanadzie. Rita i Len Landry wraz z przyjaciółmi zorganizowali
Wastewise, by zademonstrować, że można zrobić coś sensownego ze śmieciami.
Zaczynając od rządowej dotacji w wysokości 250 000 dolarów, Wastewise ma obecnie
trzech pełnoetatowych pracowników, sześciu wakacyjnych praktykantów i 60
ochotników. Wastewise zajmuje magazyn w którym znajdują się cztery działy:
Informacja i wystawa na temat redukcji i wyeliminowania śmieci. ("To nasza
główna funkcja" - twierdzi kierownik projektu Diana van der Valk.)
Ogromny bazar, gdzie sprzedaje się używane towary po 50 centów za funt (25
centów w przypadku mebli).
Warsztat naprawczy, w którym ochotnicy naprawiają "białe dobra", rowery i
cokolwiek, co da się zreperować oraz
Dział odzyskiwania puszek, gazet i butelek.
Redukcja śmieci to ich pasja, a początki są bardzo obiecujące.
_______________________________
1 Dalsze informacje można uzyskać pod adresem: Hope Cucina, director,
The Loading Dock, 2523 Gwynn Falls Parkway, Baltimore, Md. 21216; /410/ 728-
3625.
2 Dalsze informacje można uzyskać pod adresem: Diana van der Valk,
Wastewise, 36 Armstrong Avenue, Halton Hills, Ontario, Canada L7G 4R9;
/416/ 873-8122.
Wastewise jest tematem 30-minutowego video "Wastewise: Centrum Odzyskiwania
Odpadów", które można otrzymać od Video Active Productions, Rt. 2, Box 322,
Canton, NY 13617; /315/ 386-8797. Cena wynosi 25 $.
ZB nr 10(64)/94, październik '94
Początek strony