ZB nr 11(65)/94, listopad '94
TOMASZ PERKOWSKI RZECZE:Tłumaczę się.
Dziękuję p. Januszowi Reichelowi za polemikę (ZB 10/94) z moim
Manifestem antyekologicznym, bo nic tak nie smuci, jak prowokacja, na
którą nikt nie reaguje. Panie Januszu, ja też doceniam rolę Mitu w naszym życiu
i ja też mam nadzieję, że nie wszystko, co napisałem w Manifeście, jest prawdą,
co nie znaczy, że dla podgrzania temperatury dyskusji dopuściłem się gdzieś
świadomych przekłamań. Niektóre fakty mogą, lecz nie muszą być prawdziwe. Jak
zresztą dodałem, zostały dobrane tendencyjnie. Obawiam się jedynie sytuacji, gdy
fałszywe Mity (a żeby nie zapędzać się tak daleko - po prostu pewne, głęboko
zakorzenione, a fałszywe obiegowe opinie lub poglądy) stają się podstawą do
budowania fałszywych ideologii. Ze smutkiem stwierdzam u naszych niektórych
ekologów głęboką pogardę dla wiedzy (niekoniecznie rozumianej w wąskim,
oświeceniowym znaczeniu , po prostu do wszelkiej wiedzy). Mnogość opinii
utwierdza ich w przekonaniu, że coś takiego jak prawda nie istnieje. W
uproszczeniu słowa chronię Ziemię, bo wiem, że... zastępowana jest
słowami chronię Ziemię, bo wierzę, chociaż nie wiem.... I chociaż taka
determinacja może brzmieć romantycznie, to wiara nie poparta wiedzą prowadzi do
pustej obrzędowości (w Kościele do czczenia obrazów, a nie tego, co
reprezentują, a w naszej ekologicznej komunie do kolejnych zadym, manifestacji i
konkursów ekologicznych, których celów nikt tak do końca nie zna). Wiarą taką
albo bardzo łatwo zachwiać, albo może się ona przerodzić w dogmatyczny fanatyzm.
Mnogość opinii nie świadczy, że prawda nie istnieje, lecz że musimy się trochę
wysilić, by jej poszukać. A poglądy przeciwnika warto znać (stąd moje teksty o
pestycydach i McDo).
Napisałem te, pewnie dla większości oczywiste rzeczy, specjalnie w tak
ambonowym stylu, aby pokazać, że nie całkiem przeszedłem na drugą stronę
barykady, czego dowodem mógłby być przedruk fragmentów Manifestu... w
Najwyższym Czasie (organ UPR), o czym dowiedziałem się rzecz jasna
zupełnie przypadkowo.
Osoby, które zaczną teraz z kolei polemikę, że "mędrca szkiełko i oko"
cenią więcej niż odruchy serca, zachęcam do powtórnej lektury tego, co
napisałem.
Tak przy okazji w ostatnich ZB (10/94) polemiki zajęły lekko licząc 31
stron i dobrze, bo to znak, że ze sobą rozmawiamy. Szczególnie miło, jeżeli ktoś
polemizuje w tak sympatycznym tonie i tak fachowo, jak Janusz Reichel.
Przepraszając powtórnie za kaznodziejski ton, przypominam jednak - atakujmy
poglądy, a nie ludzi, a tego niestety jakby coraz więcej.
Dziękuję również Ani Basiadze (także ZB 10/94) za zwrócenie uwagi, że
polscy producenci środków higieny osobistej ostrzegają przed TSS. Tamponów nie
kupuję nie ze względu na wrodzoną wstydliwość, lecz z innych powodów, o których
nie będę się tutaj szczegółowo rozpisywał. Informację o tamponach i podpaskach
wziąłem z ulotek i rozmów z Women's Environmental Network. Jeżeli ktoś (może Ty,
Aniu?) poda mi więcej informacji na temat czym, jeżeli nie chlorem, bielone są
tampony i podpaski i jak długo zajmuje im biodegradacja, chętnie prześlę to do
WEN, żeby im pokazać, że my tutaj w Polsce sroce spod ogona nie wypadliśmy.
Teraz kolej na moje polemiki. Krótkie.
Najpierw krótka uwaga do tekstu Maćka Kozakiewicza. Drogi Maćku,
masz rację pisząc, że ruch ekologiczny jest prawdopodobnie najlepiej
doinwestowanym technicznie i merytorycznie ruchem pozarządowym. I to zapewne
było przyczyną listu Ewy. Co bowiem z tego wynika? Nic! Trudno porównywać, czy
ważniejszy jest konwój Equilibre do Sarajewa, czy zatrzymanie budowy spalarni,
ale biorąc pod uwagę takie np. kryterium, jak "poważanie" społeczne, to jesteśmy
na szarym końcu. Śledzę rozwój trzeciego sektora w Polsce i widzę, że pomimo
pieniędzy i szkoleń zdołaliśmy (my jako ekologiczni NGO) osiągnąć bardzo
niewiele. Mam nadzieję, że Twoje działania na rzecz integracji ruchu faktycznie
przyczynią się do jego wzmocnienia. Nie wściekaj się na Ewę (chociaż to smutne,
że podpisała się pseudonimem i mam nadzieję, że to posunięcie nie było w pełni
uzasadnione), bo myślę, że każdy, kto przyszedł do ruchu w innym celu, niż gra
na "służbowych" komputerach (a z kilku naszych spotkań wiem, że się do nich nie
zaliczasz), czasami ma wątpliwości, czy aby na pewno wydaje pieniądze w
najlepszy możliwy sposób. Fakt, że nie są to pieniądze polskiego podatnika, nie
zmniejsza naszej odpowiedzialności i naszych wątpliwości. Dzięki, że w końcu
poruszyłeś sprawę publicznego rozliczania się z funduszy.
Teraz o tekście Czego boją się Zieloni p.Andrzeja
Sochańskiego. Po pierwsze - pozbądźmy się kompleksów, że jest nas tak dużo!
W malutkich Czechach jest 25 000 NGOsów, z tego 2000 ekologicznych! W
Zielonym przewodniku po Londynie naliczyłem, zanim mi się znudziło, ponad
60 organizacji. Słabością ruchu jest raczej brak sprawnego obiegu informacji (w
stylu np. sieci komputerowych działających na Węgrzech), brak specjalizacji i w
końcu brak kilku silnych, ogólnopolskich, sprawnie współpracujących organizacji
(w tym akurat punkcie idzie jakby ku lepszemu. Mam na myśli przede wszystkim FZ,
która staje się partnerem dla PKE). A tak już prywatnie - obserwuję ciekawe
zjawisko - jeremiada nad rozdrobnieniem ruchu prowadzi z reguły do powstania
jeszcze nowych organizacji. No, a zakładanie Ogólnopolskiego Związku Ruchów
Zielonych, który związkiem nie jest, a tym bardziej ogólnopolskim, uważam za
duże nadużycie.
Kilka słów jeszcze o EKO-froncie p.Włodzimierza Bukowca. Jakoś
totalitarnie mi to brzmi, ale może to przeczulenie, niech się wypowiedzą inni.
Chciałem jedynie zwrócić uwagę na powszechnie powtarzaną, a bałamutną opinię
zamieszczoną na początku tekstu p. Bukowca. W 1989r. nie zdecydowaliśmy się na
transformację ustrojową. Równie dobrze można powiedzieć, że w 1945r. Niemcy
zdecydowali się przegrać wojnę. Socjalizm ZBANKRUTOWAŁ i nie było można go już
utrzymać nawet rabując całe bogactwo Syberii!!! Cały świat, pomijając Fidela i
francuskich komunistów, też na to wpadł. Ja wiem, że kto nie był za młodu
socjalistą, na starość będzie draniem, ale jeżeli socjalizm polega na zamykaniu
oczu na fakty i szukaniu kozła ofiarnego, to wolę być draniem. A z trzecią
drogą, jak z trzecią nogą, niby powinno być lepiej, a tymczasem chodzić trudno.
Na koniec apel (może nieco w oderwaniu od tego, co sam napisałem). Ludzie!
Wyluzujcie się! Z lektury ZB wyłania się obraz ludzi sfrustrowanych,
niekochanych, niedocenianych, ponurych (pomijając Stanisława Zubka, który jednak
ma dosyć, hm, zgryźliwe poczucie humoru), zabieganych za forsą i na dodatek
skłóconych. Nikogo nie zachęcam do pokazywania, jacy jesteśmy jednomyślni,
weseli i zgodni. Z tygodniowego szkolenia Greenpeace'u w Ojcowie w 1993r.
najlepiej jednak zapamiętałem (pomijając pożegnalny wieczór) radę czołowego
zadymiarza GP - Paula McGhee - Jeżeli to, co robisz, męczy cię i frustruje,
to po prostu tego nie rób.
No to czółko!
Tomasz Perkowski
Ps. 1. Gdyby kogoś to interesowało FZ Gaja-Szczecin spotyka się w piątki o
godz. 1700 (Kolumba 86-89/105, tel. 33 02 66).
Ps. 2 Żeby nie wyglądało, że tylko my bierzemy forsę i się obijamy, a cała
reszta ruchów pozarządowych społecznie naprawia świat - krótki quiz: ile
istnieje biur do koordynowania, wysyłania informacji, pomagania (głównie sobie),
zbierania informacji itd. dla sektora pozarządowego? Ja naliczyłem co najmniej
5. Każde z biurem, telefonem, faksem i tym wszystkim, co niezbędne do ratowania
\wiata. Czym się faktycznie zajmują??? Na odpowiedzi czekam pod adresem:
Szafera 74/3
71-246 Szczecin
Tomasz Perkowski o pestycydach i McDonaldzie
PESTYCYDY NA ZDROWIE
Obawy naukowców przed kancerogennym wpływem pestycydów były bezpodstawne.
Tak przynajmniej uważa Bruce Ames, profesor biochemii i biologii molekularnej na
Uniwersytecie Kalifornijskim. W odległych l. 70. Ames był bohaterem ruchów
ekologicznych. Dzisiaj nie przyznają się one do znajomości z nim. Ames popsuł
swój wizerunek nieugiętego obrońcy Ziemi twierdzeniem, że herbicydy i pestycydy
w rzeczywistości przyczyniają się do spadku liczby zachorowań na raka.
Amesowi przyniosło sławę odkrycie nowej, taniej i prostej metody testowania
chemikaliów podejrzewanych o to, że mogą być kancerogenne. Tak zwany test Amesa
polegał w uproszczeniu na zbadaniu, czy określone substancje powodują genetyczne
mutacje u bakterii. Test ten przyczynił się do wycofania z produkcji wielu
"podejrzanych" syntetycznych związków chemicznych. Jako naukowiec o ugruntowanej
sławie i niekwestionowanych osiągnięciach, Ames stał się dla wielu symbolem
niezależnego badacza, nieugięcie walczącego ze skorumpowanym i nastawionym na
zysk przemysłem. Niezależność Amesa przyniosła jednak niespodziewane rezultaty.
Poddając w wątpliwość rezultaty własnych badań, rozpoczął on serię testów na
produktach nie mających nic wspólnego z osiągnięciami przemysłu chemicznego. Ku
swojemu szczeremu zaskoczeniu Ames stwierdził, że nawet organicznie wyhodowana
sałata może powodować genetyczne mutacje.
Badania wykazały, że natura pełna jest substancji kancerogennych.
Najbardziej niebezpieczne toksyny zostały odnalezione w zwykłych owocach,
jarzynach i pożywieniu, które nigdy nie miało kontaktu z syntetycznymi
chemikaliami. Wg Amesa 99,99% kancerogenów pochodzi z naturalnych źródeł.
Oczywiście nie możemy po prostu zaprzestać jedzenia. Powinniśmy zatem
zaakceptować fakt, że substancje kancerogenne są po prostu częścią darów natury
i nasz system odpornościowy potrafi się z nimi uporać.
Ames uważa, że główną przyczyną wzrostu zachorowań na raka jest fakt, iż po
prostu dłużej żyjemy.Naukowcy wiedzą, że duże dawki ołowiu nie są najlepsze
dla naszego zdrowia, ale ludzie zwykle przeceniają wpływ małych dawek na
zdrowie. Ich strach jest podsycany przez organizacje ekologiczne i prasę, która
uwielbia straszyć - mówi Ames - Ludzie są także przekonani, że to, co
stworzone przez człowieka, jest szkodliwe, a przez naturę - nie. Tymczasem cały
świat jest stworzony z naturalnych chemikaliów. Spójrzmy na kapustę. Każda
roślina produkuje 50 lub 100 toksyn do zwalczania insektów. Zespół
naukowców, którzy współpracują z Amesem, ocenia, że jedząc normalny posiłek
spożywamy 10 000 więcej naturalnych kancerogenów niż syntetycznych. W
szklance kawy znaleźliśmy 10 miligramów potencjalnie kancerogennych substancji,
tzn. więcej, niż we wszystkich pestycydach, które zjadamy przez rok -
twierdzi Ames - Główną przyczyną raka jest palenie tytoniu. Tuż za nim idzie
zbyt tłusta dieta ze zbyt małą ilością owoców i warzyw. Jeżeli zatem chcemy
zahamować wzrost zachorowań na raka, powinniśmy powiedzieć społeczeństwu -
skończcie z paleniem i jedzcie więcej owoców! Zanieczyszczenie środowiska jest
znacznie przecenianą przyczyną wzrostu zachorowań na raka. Pestycydy nie
powodują raka, obniżają za to ceny owoców i warzyw, tzn. przyczyniają się do
zmniejszenia zapadalności na raka.
Wygłaszane przez Amesa opinie nie przysparzają mu sympatii ani ze strony
rządowych, ani pozarządowych organizacji ekologicznych, które oskarżają go o
pracę na rzecz koncernów chemicznych. Ames odpowiada krótko na zarzuty: Mogę
jedynie powiedzieć, że moje badania są rzetelne.
na podst. Tomorrow oprac. Tomasz Perkowski
MCDONALD'S ZIELENIEJE
Każdego dnia jeden bar McDonalda "produkuje" około 100 kilogramów śmieci.
McDonald's jest symbolem tego, co najgorsze w zachodniej cywilizacji -
niepohamowanego konsumpcjonizmu połączonego z beztroskim rujnowaniem środowiska.
W celu poprawienia swojego wizerunku kompania postanowiła nieco jednak się
"zazielenić" i wprowadzić w życie ambitny program recyklingu.
McDonald's chce do r. 2000 zredukować o 80% liczony w tysiącach ton
strumień odpadów wypływający z sieci 11 200 barów w 52 krajach. Szwedzcy
partnerzy McDo chcą pójść nawet dalej i obniżyć ilość odpadów o 90% do 1995r. W
ten sposób zostanie utworzony największy na świecie rynek dla towarów nadających
się do powtórnego przerobu.
Program redukcji odpadów jest wynikiem nieortodoksyjnego aliansu pomiędzy
fast-foodowym gigantem i amerykańskim Funduszem Obrony Środowiska (Environmental
Defense Fund). 160 stronicowy raport stworzony przez ekspertów obu stron zawiera
42 inicjatywy, które mogą zostać podjęte w celu zredukowania ilości odpadów.
Torebki do pakowania hamburgerów, do tej pory robione z białego, chlorowanego
papieru zostaną zastąpione przez brązowe, wykonane z papieru z makulatury. To co
plastykowe i przeznaczone do jednorazowego użytku zostanie zgodnie z programem
zmniejszone lub zastąpione przez materiały nadające się do odzysku. Takie będą
zmiany widoczne dla konsumentów. Jednak najciekawsze będzie się działo na
zapleczu. McDonald's zażądał od swoich dostawców, aby dostarczali produkty w
opakowaniach zrobionych przynajmniej w 65% z materiałów z odzysku. McDo założył
również bazę danych o produktach nadających się do lub uzyskanych z recyklingu.
Żeby znaleźć się w bazie należy jedynie zadzwonić do McDonalda (na jego koszt) i
podać informacje o swojej firmie. Uzyskane w ten sposób dane są dostępne dla
wszystkich zainteresowanych.
McDonald's zapowiada, że rocznie będzie przeznaczał 100 milionów dolarów na
wyposażenie swoich restauracji w materiały z odzysku. Jest to 1/4 wydatków
kompanii na budowę i wyposażenie nowych barów szybkiej obsługi. McDonald's
uważa, iż dzięki swojemu programowi otworzy nowy, olbrzymi rynek dla produktów z
odzysku. Również inni producenci fast-food idą w ślady McDonalda. Burger King
zaczyna na przykład używać tego samego niechlorowanego papieru do pakowania
swoich produktów.
Chociaż McDonald's nie chce ujawnić, ile będzie go kosztował program
redukcji odpadów, zarówno kompania, jak i Fundusz Obrony Środowiska podkreślają,
że w dłuższej perspektywie przyniesie on zyski. McDonald's wydaje rocznie
około 33 milionów dolarów płacąc za składowanie swoich odpadów. W przypadku
recyklingu materiałów koszta te będą znacznie niższe - mówi Jackie Prince,
naukowiec z FOŚ - Redukując wielkość opakowań McDonald's będzie wydawał mniej
pieniędzy, kupując mniej materiałów.
Dla Funduszu Obrony Środowiska pilotowy projekt redukcji strumienia odpadów
jest sprawą prestiżową. Fred Krupp pracujący dla Funduszu Obrony Środowiska
uważa, że jest to przykład, w jaki sposób przemysł i ekolodzy, zajmując
diametralnie różne pozycje, mogą współpracować w celu poprawy stanu
środowiska.
na podst. Tomorrow oprac. Tomasz Perkowski
NAJWYŻSZY CZAS
1.
Średni czas, jaki był potrzebny na to, żeby 50 000 gatunków zwierząt i roślin
wyginęło z przyczyn naturalnych w okresie 68 milionów lat aż do czasów
cywilizacji przemysłowej
10 000 lat
Średni czas, w jakim ginie 50 000 gatunków zwierząt i roślin obecnie
1 rok
2.
Czas, jaki był potrzebny ludzkiej populacji na osiągnięcie pierwszego
miliarda
2 000 000 lat
Czas jaki upłynie, zanim ludzkość powiększy się o kolejny miliard
11 lat
3.
Czas jaki upłynął od założenia Nowego Orleanu - miasta, które zajmuje
powierzchnię 518 km2 lądu w pobliżu ujścia Mississippi
275 lat
Czas, w którym erozja pochłonie nadbrzeżne tereny leżące przy ujściu Mississippi
o powierzchni równej powierzchni Nowego Orleanu (erozja ta jest w dużym stopniu
rezultatem projektu mającego zapobiegać powodziom, który zatrzymał naturalne
procesy akumulacji osadów)
3 lata
4.
Wiek świerka, który został ścięty w Newadzie w 1964r.
4 900 lat
Wiek ludzkiej cywilizacji począwszy od starożytnych Egipcjan, Chińczyków,
Greków, Hindusów, Persów, Etiopczyków, Mongołów, Majów, Inków, aż po czasy
współczesne
4 500 lat
Na podst. Worldwatch opracował Tomasz Perkowski
Polemika z tekstem p. Andrzeja Delorme pt.
Stare upiory straszą pod nowymi nazwami.
O TYGODNIKU "WPROST",
ANTYSEMITYZMIE I SPISKOWEJ WIZJI ŚWIATA
Tygodnik "Wprost" jest gazetą ciekawą i ma okładki, które przyciągają oko
klienta. Tygodnik "Wprost" podaje dużo informacji o zanieczyszczeniu
środowiska. Tygodnik "Wprost" chce uchodzić za gazetę, która środowiska
broni. Piszę: "chce uchodzić" dlatego, że cała filozofia, którą lansuje ta
gazeta, jest kwintesencją tego, co prowadzi do zniszczenia dzikiej przyrody. W
nr 37 z tego roku ukazał się artykuł często goszczącego na tamtych łamach Leszka
Balcerowicza pod tytułem, który stanowi najlepsze podsumowanie tej filozofii.
Brzmi on: Powietrze na sprzedaż. W artykule tym roi się od typowych dla
tego doktrynera uproszczeń i półprawd, takich między innymi, które sugerują, że
dzięki wolnemu rynkowi poprawiła się sytuacja ekologiczna w wielkich miastach.
Doktrynerstwo to zresztą przenika cały tygodnik, który stara się udowodnić, że
jedynie wolny rynek i wykonywanie dyrektyw Banku Światowego to panaceum na
wszelkie kłopoty. Innym klasycznym przykładem tego podejścia jest nr 7,
poświęcony budowie autostrad. Na okładce jest zdjęcie autostrady i tytuł:
Pieniądze na drodze. W środku sporo informacji, także takich, które
dowodnie wykazują, że transport kołowy jest najbardziej wrogi środowisku, a
kolejowy najmniej, ale generalny wydźwięk jest oczywiście promotoryzacyjny. To
typowy przykład schizofrenii, do jakiej musi prowadzić próba godzenia ideologii
wolnorynkowej z ekologią i życia z reklam towarów, które przyczyniaj się do
wzrostu patologii, nad którą redaktorzy później boleją - za pieniądze
reklamodawców. To tylko dwa z wielu przykładów na to, że tygodnik
"Wprost" lansuje w rzeczywistości styl życia, który jest mieszaniną
chciwości i konsumpcjonizmu i o którego kształcie decydują żonglujący tabelami
wzrostu ekonomiści w rodzaju prof. Winieckiego. Nie ma tam miejsca na duchowość
i wartości niematerialne, te mogą być jedynie wyśmiewane, bo nie dają się
policzyć i przeszkadzają w zamianie świata żywego na plastikowy.
Użycie Matki Boskiej przez "Wprost" byłoby uzasadnione, gdyby ta gazeta
rzeczywiście starała się dotrzeć do sumień katolików. Ale każdy, kto czyta
"Wprost", nie może mieć wątpliwości, że nie jest to pismo, któremu na
sercu leży jakość życia religijnego i które stara się wprowadzić do katolicyzmu
wątki ekologiczne. Chodziło naprawdę o dwie rzeczy: po pierwsze o szmal, po
drugie o dowalenie Kościołowi i wmówienie opinii publicznej, że oto
"Wprost" broni naturalnego środowiska przed Ciemnogrodem. Temu też służy
umieszczony w tym samym n-rze reportaż o rzekomo ciemnych uczestnikach
pielgrzymek. Kościół jaki jest, taki jest, ale przede wszystkim jest w
defensywie. Gdyby było inaczej, to tygodnik "Wprost" i grupa
postkomunistycznych dziennikarzy tam pracujących nigdy by się na taką okładkę
nie odważyła, tak jak nie odważyła się np. narysować w masce gazowej gen.
Jaruzelskiego czy któregoś z komunistycznych notabli, albo np. Lenina w czasach,
gdy komuniści rządzili gospodarką, a dzisiejsi redaktorzy "Wprost"
pracowali w komunistycznych środkach masowego przekazu. Tak samo, jak nie
odważyłaby się tego zrobić teraz np. z Chomeinim czy jakimś symbolem wolnego
rynku. Kiedy Hitler wykańczał Żydów, też nikt nie pisał o antysemityzmie, a
tylko o żydowskim zagrożeniu. Tygodnik "Wprost" chce uchodzić za odważny
i światły, więc pisze o pogróżkach ze strony groźnych katolików. Myślę, że nikt
oceniający trzeźwo sytuację w Polsce nie da się na to nabrać. Dzisiaj po prostu
czasy się zmieniły i źle o Żydach pisać nie wolno, ale wolno o zagrożeniu
katolickim i dlatego tygodnik "Wprost" dał tą okładką dowód nie tylko
chamstwa, ale i przykład sekowania tych świętości, które są w odwrocie i bronić
się nie mogą lub nie umieją, albo czynią to tak nieudolnie, jak prymas Glemp. I
to właśnie tego oportunizmu, pod przykrywką rzekomej odwagi, dotyczyła analogia,
jaką posłużył się pan Wrzodak.
A jeżeli już jestem przy tym ostatnim. Nie sądzę, żeby był sens odgrzewać na
łamach ZB temat antysemityzmu. Jest wiele ważniejszych zagadnień, które w tym
jedynym otwartym na różne punkty widzenia piśmie powinny być poruszane. Jeżeli
jednak zrobił to pan Delorme, to pozwolę sobie stwierdzić, że o ile każda
wzmianka na temat Żydów ma być traktowana jako przejaw antysemityzmu - bo tylko
tak można tłumaczyć zarzuty wobec pana Wrzodaka - to lepiej od razu zostać
dodatkiem ekologicznym "Gazety Wyborczej" i każdemu, kto ma niesłuszne
poglądy, delikatnie sugerować, że tak naprawdę to tylko marzy o wsadzaniu ludzi
do pieca. Równie dobrze można by każdego, kto z ironią pisze: Prawdziwi
Polacy oskarżyć o Katyń i łagry. A co by było, gdyby ktoś napisał:
Prawdziwi Żydzi? Wiem, że autor tekstu, z którym polemizuję, nigdy by o
dokonaniu takich zbrodni nawet nie pomyślał, ale rzecz w tym, że dowody, które
podaje on na nieprawomyślność pana Wrzodaka są takiej jakości, że muszę ich
autorowi przypomnieć, że kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Oczywiście, wolno
każdemu uważać Kościół Katolicki, Narodową Demokrację, korporacjonizm za UPIORY,
a lubić wolny rynek i liberalizm, ale to niewiele ma wspólnego z ekologią, a
jeżeli już, to ośmielam się przypomnieć, że kłopoty ze stanem środowiska
naturalnego zaczęły się dokładnie wtedy, kiedy Kościół stracił rząd dusz, a
korporacjonizm został zastąpiony wolnym rynkiem, czyli ok. 200 lat temu. Byłbym
wdzięczny, gdyby na łamach ZB swoje osobiste niechęci wyrażano i motywowano
nieco inaczej niż przy pomocy epitetów i oskarżeń każdego, kto myśli inaczej, o
obsesje.
Co do spiskowej wizji świata to zapewniam, że spiski się zdarzają na tym
świecie złym. W świecie finansów i biznesu prasowego nie są to żadne wizje, ale
codzienna praktyka. Oskarżanie kogoś, kto ma inne poglądy o tzw. "spiskową wizję
świata czy historii" to nie argument, ale użycie dobrze brzmiącego powiedzonka
do "załatwienia" każdego, kto nie wyznaje teorii, w myśl której w dzisiejszym
czy jakimkolwiek świecie wszystko dzieje się jawnie i przez przypadek.
Fakt, że zarówno w światowych finansach, jak i w mediach pracuje wielu Żydów i
że ludzie ci między innymi z racji prześladowań, jakich doznali w przeszłości,
działają bardzo solidarnie, jest po prostu faktem, ani złym ani dobrym; mogę
tylko zazdrościć, bo też bym tak chciał (mieć wpływ na media i finanse, a nie
doznawać prześladowań, oczywiście). To właśnie robienie z tego tabu świadczy o
"rasowej wizji świata".
Co do cofnięcia nas do epoki wojen religijnych to osobiście nie wierzę w
to, że zmierzamy do jakiegoś ziemskiego raju i słowa "cofnięcie" nie powinno
się, moim zdaniem, używać jako wartościującego negatywnie. Ja po prostu ośmielam
się nie wierzyć w postęp, także ze względów ekologicznych. A co do wojen
religijnych, to były one często nie gorsze od wojen ideologicznych: rasowych,
klasowych i narodowych, które charakteryzują naszą epokę i które doprowadziły
m.in. do zagłady Żydów.
Olaf Swolkień
ODPOWIEDŹ PROF. DELORME
W ODPOWIEDZI P. OLAFOWI SWOLKIENIOWI
Mój Polemista poruszył bogactwo problemów, daleko przekraczających obszar spraw
ekologii wraz z obrzeżami i stąd choćby trudno byłoby je podejmować na łamach
ZB. Jego niekwestionowalnym prawem jest również krytycyzm wobec tej wersji
ekologizmu, którą zdaje się reprezentować "Wprost" (ekologizm rynkowo-
konsumpcyjny), któremu skłonny byłby przeciwstawić jakąś własną tegoż wersję.
Swą zatem odpowiedź ograniczę do podtrzymania zarzutów wobec sposobu krytyki
tygodnika "Wprost" przez Z. Wrzodaka oraz ewidentnie antydemokratycznej
opcji Krzaklewskiego z telewizyjnej dyskusji.
1. Wrzodak atakując "Wprost" za - jego zdaniem - profanację religijnego
symbolu nie dokonał merytorycznej krytyki tego postępku, ale przypuścił atak typ
u ad personam oparty na założeniu uzależnienia tego tygodnika od
jakichś kręgów, dla których profanacja gwiazdy Dawida miałaby stanowić casus
belli. Jest to założenie empirycznie sprawdzalne, ale żadnych w tym kierunku
kroków Wrzodak nie podejmuje. Ulega natomiast popularnemu w latach
międzywojennych mitowi propagandowemu, lansowanemu w owych czasach z największym
chyba zapałem przez Goebbelsa. Są to zresztą sprawy dość znane, które jedynie
przypomniałem.
2. Jest bez znaczenia, czy wojny religijne były nie gorsze niż
ideologiczne, klasowe, rasowe czy narodowe, albowiem wszystkie były złe i o to
właśnie chodzi, żeby je wyeliminować jako sposób rozwiązywania zbiorowych
konfliktów. A jedyną wobec nich alternatywę oferuje akceptacja reguł
demokratycznego rozwiązywania konfliktów zbiorowych. Za ich akceptacją przemawia
w sposób trudny do podważenia cały dramatyzm historycznych doświadczeń oraz
coraz większa niszczycielskość wojen, związana z postępami techniki. Można by
sądzić, iż jest to dzisiaj oczywiste, a jednak okazuje się, że nadal nie dla
każdego, jak zdaje się o tym świadczyć enuncjacja z Epilogu głośnej
książki J. M. Jackowskiego Bitwa o Polskę.
3. Co się zaś jeszcze tyczy samego projektu konstytucji zgłoszonego przez
Solidarność, to bijąc się w piersi przyznaję, że jest tam wprawdzie wzmianka o
zapewnieniu ochrony i rozwoju środowiska (art. 2), ale to naprawdę grubo za
mało jak na rozmiar i wagę problemu. Jest to po prostu deklaratywny ozdobnik.
Przegląd "ekologicznych" zapisów w projektach konstytucji zamieściły "Rozmowy
Nadpilickie" 2/94 (c/o Zdzisław Dziubecki, Belzacka 64/36, 97-300 Piotrków
Tryb., 473265).
Andrzej Delorme
W ZB 9(63) ukazała się notatka "Jak to się robi w ONZ" podpisana przez Janka
Bocheńskiego. Rzadko mi się zdarza czytać tak brzydki i pełen nieścisłości
tekst. Zwykle wzruszam ramionami na takie wyskoki autorów i nie mam zamiaru
tracić czasu na zajmowanie się nimi. Tym razem jednak, sprawa w pewnym stopniu
dotyczy ludzi, których cenię i czuję się w obowiązku zareagowania na łamach
ZB.
1. Przygotowania do konferencji "Ludność i rozwój" w Kairze trwały od dawna.
Fundacja Ekologia i Zdrowie brała udział w tych pracach od przeszło półtora
roku. Nikt nas nie zawiadamiał o przygotowaniach do Konferencji, sami
poszukaliśmy kontaktów, sami też pisaliśmy o tej problematyce m.in. na łamach
biuletynu EiZ.
2. Również sami, jeszcze w końcu zeszłego roku, zgłosiliśmy swój udział w
Konferencji. Interesował nas wpływ wzrostu liczebności ludzi w niektórych
częściach świata na stan środowiska naturalnego i w tej kwestii chcieliśmy
wypowiadać się na Konferencji. Uważaliśmy, że Konferencja powinna podjąć uchwałę
na ten temat, że powinny być zaproponowane działania ratujące środowisko w tych
najbardziej zagrożonych rejonach świata. Uważaliśmy i nadal uważamy, że
społeczności ludzkie powinny rozwijać się odpowiedzialnie, również w sensie
liczebności, i w harmonii z całą przyrodą. W momencie, kiedy przygotowania do
Konferencji zostały zdominowane przez inne problemy, Fundacja wycofała się z
tych prac.
3. W rozważaniach: brać czy nie brać udziału w Konferencji w Kairze, a
interesowała nas ona jeszcze z dziennikarskiego punktu widzenia, zasadniczym
argumentem był brak środków na ten cel. Aluzje o jakimś tajemniczym
sponsorowaniu nas jako "przedstawicieli Unii Demokratycznej" traktujemy jako
dobry dowcip.
4. Pani wicemarszałek senatu profesor Zofia Kuratowska jest członkiem Rady
Fundacji Ekologia i Zdrowie jako lekarz i jako społecznik, a nie jako polityk.
Cenimy jej udział w Radzie za fachowość i prawość charakteru. Fundacja jest
organizacją niezależną, apolityczną i nie reprezentuje niczyich interesów. Rada
Fundacji jest zresztą ciałem kontrolnym, a nie kierującym pracami Fundacji.
Niżej podpisany chce jednocześnie podkreślić, ze jako osoba prywatna w pełni
zgadzam się z wypowiedziami senator Kuratowskiej na temat regulacji urodzeń,
dostępności środków antykoncepcyjnych i praw kobiet w tej dziedzinie. Uważam je
za mądre, odpowiedzialne i ludzkie. Jest tak pomimo, że nie jestem członkiem
Unii Demokratycznej ani żadnej innej partii. Wiem, że są ludzie, którzy mają
inny pogląd na te sprawy. Nie uważam, że jest to skutek spisku i nie obciążam
nikogo za to odpowiedzialnością.
5. Pragnę jednocześnie w odpowiedzi na insynuacje pana Bocheńskiego wyznać
publicznie, że występuję w obronie praw człowieka, nie okradam biednych w
krajach Trzeciego Świata, nie jestem agentem Banku Światowego i nie reprezentuję
wielkich firm międzynarodowych. Wręcz przeciwnie, z pewnym zażenowaniem musze
się przyznać, że moja działalność na rzecz środowiska naturalnego jest tak
dochodowa, ze jestem sponsorowany przez moją własną żonę. Pragnę też podkreślić,
że nie przyczyniałem się w żaden sposób do lekceważenia pana Bocheńskiego przez
ONZ, nie jestem też członkiem organizacji Planned Parenthood i nie ponoszę
odpowiedzialności za fobie pana Bocheńskiego.
Z poważaniem.
Marek Siemiński
Prezes Fundacji "Ekologia i Zdrowie"
WYBORY'95
"Nasz" poseł, Radek Gawlik, były szef Zielonej Alternatywy*) proponuje nam,
byśmy prezydentem wybrali... Jacka Kuronia. (GW 4.10.94).
Czy Zieloni nie mają już lepszych propozycji?!!
-- Nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi -- jest zdaje się takie hasełko. Więc
chyba stać Zielonych na własne pomysły.
-- Uważam, że jest sens w zgłoszeniu kandydata Zielonych. Na pewno (jeszcze)
nie wygra, ale trochę zamiesza, a Zieloni zyskają na popularności. Znam co
najmniej dwa nazwiska ludzi związanych z ruchem Zielonych, oczywiście z tytułami
profesorów (bo na prezydenta można wybrać tylko kogoś z kwalifikacjami), na
których w ciemno oddaję głos.
-- Zebranie 100 tys. podpisów czy ile tam trzeba, to pestka, jeśli będzie dość
czasu. A na ile głosów może liczyć nasz kandydat? - Policzmy, ilu jest ludzi w
wieku 18-30 lat, ilu z nich jest zbuntowanych, ilu pukniętych, ilu zwegeciałych,
a ilu popiera "czerwonych", "czarnych" czy "białych". Jeśli tylko nie
zniechęcimy ich zupełnie, przez stałe wmawianie, że każda polityka jest brudna i
zła (a więc Zielonych też), że nie warto, że to nic nie da, a w ogóle to... itp.
- to mamy co najmniej kilka procent. Jest szansa na zrobienie dużego ruchu wokół
naprawdę Zielonych spraw. - W ten sposób kampanię prezydencką Zielonych uważam
za otwartą.
Krzysztof Żółkiewski
Tysiąclecia 80/141, 40-871 Katowice
P.S. W wyborach samorządowych jak zwykle głosowałem na kandydatkę z listy
Zielonych. W moim okręgu na 480 oddanych głosów, ona miała aż 4. Dobre i to na
początek. Głosowanie nic nie kosztuje, nie boli, a może przynieść dużo dobrego.
Jeśli zagłosujemy: ja, ty, on, ona i uno.
*) Pisemko ekologiczne wydawane przy Sejmie.
ZDANIE PRZECIW PAŁEROM
Organizatorzy akcji "Rower Power" w Krakowie uważają, że ścieżka rowerowa
przez maleńki, a bliski mi Park Krakowski iść musi i, jak na prawdziwych pałerów
przystało, usiłują na siłę (jak pałer, to pałer) ją przez park ten
przeprowadzić, czemu sprzeciwia się ciemnota ekologiczna, do której i siebie
zaliczyć muszę, więc przeciw rowerowym pałerom na ścieżkę wojenną wyjść mi
przyjdzie chyba ...
Stanisław Zubek,
Kraków, 15.9.94
Niniejszym kończę polemikę z p. Feliksem Stalonym - Dobrzańskim i oczekuję, że
dzięki jego obywatelskiej i gospodarskiej postawie będzie więcej rowerów w
Krakowie i w ogóle będzie lepiej.
Marcin Hyła
Krakowska Grupa Federacji Zielonych
kampania "Kraków miastem rowerów"
PS. Wszystkim czytelnikom ZB polecam książeczkę Benjamina Hoffa "Te
Prosiaczka". "Tao Kubusia Puchatka" zresztą też.
ZB nr 11(65)/94, listopad '94
Początek strony