Strona główna 

ZB nr 11(65)/94, listopad '94

ŁĄKA ŻYJE

Anna Nacher: Jest poniedziałek, 15.8.94, godz. 15oo, pierwszy dzień warsztatów "Gadająca Łąka" II (poprzedni odbył się w tym samym miejscu rok temu). Marku, dlaczego tutaj jesteśmy, jak to się wszystko zaczęło?
Marek Styczyński: Jest to warsztat gromadzący ludzi, którzy spotkali się z grupą ATMAN na koncertach bądź w innych sytuacjach. Chcemy ten kontakt utrzymać i rozszerzyć, również razem pracować. W związku z tym w ubiegłym roku zaryzykowaliśmy takie spotkanie. Udało się, pozostała silna więź między uczestnikami warsztatu i (choć nie mieliśmy w planach kontynuowania tego przedsięwzięcia) robimy to po raz drugi. Poprzedni warsztat został podsumowany kasetą "Gadająca Łąka", która jest dokumentem dosyć specyficznym. W tym roku rozszerzamy program o akcje plastyczne i warsztat ruchowy, będzie również (nieco inny niż poprzednio) warsztat muzyczny. To wszystko tak mądrze się nazywa, ale głównie chodzi o bycie razem i możliwość pokazania tego, co każda grupa (czy każdy uczestnik) może zaprezentować wewnątrz wspólnoty, jaką budujemy. Inicjatorem i pomysłodawcą tego zdarzenia jest grupa ATMAN. W tym roku korzystamy z dofinansowania Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży, dlatego warsztat jest bardziej rozbudowany. Uczestniczą w nim m.in. grupy, które zawiązały się (czy zaczęły poważniej działać) po naszym pierwszym spotkaniu w ubiegłym roku. Tak więc to wszystko rozwija się i jest dosyć dynamiczne, dlatego myślę, że te warsztaty mają sens. Oczywiście okaże się to pełniej za tydzień: może będzie to ostatni warsztat, (życie zweryfikowało te słowa i teraz już wiadomo, że w przyszłym roku odbędzie się kolejny warsztat, o ile oczywiście nie zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności - przyp. AN) a może zacznie się coś nowego. Na razie jest nas tutaj ok.20 osób, a w sumie może być blisko 40. Nie to jest jednak ważne; ważne jest, że spotkaliśmy się poza tą sytuacją koncertową, gdzie są słuchacze, muzycy, scena, bilety i dystans. Ma to pewne znaczenie, ale nam nie wystarcza.
AN: Jak sądzisz, co stanowi o tym, że te warsztaty są wyjątkowym doświadczeniem? (Nie jestem tutaj gołosłowna; wynika to z kontaktów z uczestnikami w ciągu roku. Jest to zdarzenie na tyle niezwykłe, że często coś zmienia w życiu ludzi -decydują się na rozpoczęcie konkretnej działalności lub stają się bardziej konsekwetni w realizowaniu swoich celów).
MS: Rzeczywiście jest to wyjątkowe zdarzenie. Ta wyjątkowość polega na znalezieniu drogi do szczerości, do otwarcia się ludzi na siebie. Często mówimy o tym otwarciu, ale tak naprawdę rzadko ono następuje. W ubiegłym roku spotkali się tu ludzie, którzy nie znali się za dobrze czy też znali się głównie z widzenia. Nas większość uczestników znała jako tych, którzy wychodzą na scenę i grają lepszy lub gorszy koncert. Tutaj natomiast relacje były inne: okazało się, że możemy coś razem zrobić i czegoś się nauczyć. Zdaje się, że obie strony czegoś się nauczyły, a dowodem na to są nagrania, o których mówiłem. Kontakt między ludźmi jest coraz rzadszy w naszym życiu, utrudniony czy obwarowany przedziwnymi historiami. Warsztat jest kontynuowany na wyraźną sugestię, prośbę i groźbę ludzi zainteresowanych tym spotkaniem. Możliwości udziału domagało się również wiele osób nie utrzymujących z nami kontaktu na codzień, choć o zdarzeniu zawiadamiała tylko mała notka w ZB. Ci ludzie naprawdę chcieli tu przyjechać, mimo że są może z różnych organizacji, o różnych zapatrywaniach. To wszystko jakoś łączy się z ruchem ekologicznym, ale to nie jest zlot ani Federacji Zielonych, ani Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, ani harcerski, ani "Wolę Być". Mianownikiem jest chyba zjawisko o nazwie ATMAN, ale tworzy się coś, co można nazwać "społecznością łąkową". Oczywiście są z nami ludzie, którzy zajmują się zawodowo pewnymi rzeczami i oni prowadzą pewne elementy warsztatów opierając się na swoich doświadczeniach zawodowych, wykształceniu czy praktyce. Jest Agnieszka Ziobrowska, która (wraz z Piotrem Koleckim) będzie się zajmować sprawami plastycznymi, jest graficzką, współpracuje z nami od dłuższego czasu i coś z siebie na tym warsztacie zostawi. Są muzycy z ATMANA, którzy zajmą się częścią muzyczną, ale jest również nasze odkrycie z ostatnich miesięcy: kreacja (w postaci masek) dziewczyny po Liceum Plastycznym. Z innych prowadzących: jest Henryk Skup, zawodowy menadżer zajmujący się organizacją koncertów, ale i społecznym ruchem ekologicznym. Jego grupa "Puls Ziemi" powstała po "Gadającej Łące" z naszej wspólnej inicjatywy (jest już formalnie zarejestrowana) i właściwie jest to w pewnym sensie "dziecko" "Gadającej Łąki". Podobnie z ludźmi z Sanoka: mieli już wcześniej próby grania zespołowego, ale po ubiegłorocznym spotkaniu nabrało to przyspieszenia. W zeszłym roku budowali tu instrumenty, w tym roku przywieźli własne (także zbudowane przez siebie). Nazwali się "Matragona" (wołoska nazwa szczytu w Bieszczadach, oznacza "dziką jagodę"- przyp. AN) i też jest to coś w rodzaju mutacji tego zdarzenia sprzed roku. Jest oczywiście ekipa "Pracowni", która chciałaby pozostać w tle, bo jest organizatorem, a także realizuje m.in. ten wywiad - rzekę. Prócz tego są osoby kontaktujące się z nami w pojedynkę, jak ludzie z Gorzowa Wlkp., którzy od wieków są z nami i w różnych czasach pomagaliśmy sobie nawzajem. Wszystko jest przemyślane, ale są duże marginesy na twórczość własną. Można tu sięgać do teorii jin-jang, myśli chińskiej czy indyjskiej - jeśli uczeń jest gotowy, to nauczyciel sam się znajdzie. Tutaj mamy taką przedziwną wymianę: nauczycielami i uczniami są wszyscy po trosze.
AN: "Gadająca Łąka" ma jednak konkretną nazwę: warsztat kultury ekologicznej. Czy mógłbyś rozszyfrować to określenie?
MS: To bardzo bliska mi rzecz i nie ma co ukrywać, że od 1990 r. istnieje firma mająca w podtytule "Promocja Kultury Ekologicznej". Podobno jest to coś, co nie istnieje. To bardzo źle, że nie istnieje kultura ekologiczna, choć gdzie niegdzie zaczyna kiełkować. Takim "zagonkiem", na którym ona właśnie kiełkuje jest nasz warsztat. Zajmujemy się kulturą ekologiczną nie tylko teoretycznie (na to pewnie jeszcze będzie czas). Nie mówimy: to jest kultura ekologiczna a tamto nie, itd. Pierwszy warsztat "Gada- jąca Łąka" był robiony w ten sposób: przyjeżdżają ludzie, którzy mają własne doświadczenia w byciu z Naturą (niekoniecznie w ruchu ekologicznym), własny, osobisty do niej stosunek. To było w gruncie rzeczy jedyne kryterium uczestnictwa w ubiegłorocznych warsztatach. Nikt nie musiał być muzykiem czy w ogóle artystą, chodziło tylko o wrażliwość na kontakt z Naturą i to w zupełności się sprawdziło. Nie chcę wracać do zdarzenia z r. 1993, ale myślę, że idea była jasna: jedyne, co w tym miejscu, gdzie jesteśmy pozostało sprzed 2 tys. lat, to krajobraz, ogólnie rzecz biorąc, natura. W związku z tym, jeśli szukamy czegoś, co było dawniej, trzeba być na ten fakt otwartym. Nie chodzi o coś w rodzaju wykopalisk, czy o to, że znajdziemy coś w koronach drzew, natomiast te drzewa w jakiś sposób kształtowały ludzi, ich sposób odbierania świata. Patrząc na te same, co przed tysiącami lat korony drzew doznamy być może jakichś przebłysków tych samych uczuć czy emocji. Moim zdaniem udało się to w pewnych granicach na poprzednim warsztacie, stąd przedziwna muzyka, która była robiona na żywo i nie było mowy o jakichkolwiek możliwościach podróbki czegokolwiek. W tym roku kontynuujemy tę drogę i wydaje się, że oprócz ATMANA wspólny mianownik jest jeszcze innego rodzaju: jest to wspólnota miłości Natury, otwartości na nią, kontaktu z nią i troski o to, co nas otacza.

Ten krótki wywiad jest fragmentem większej całości, wywiadu - rzeki, jaki przeprowadziłam z muzykami ATMANA podczas warsztatów "Gadająca Łąka", w sierpniu tego roku. Książeczka ukaże się na przełomie roku nakładem "Pracowni" Promocja Kultury Ekologicznej w Nowym Sączu.
Anna Nacher

SWOJSKA KNIEJA


Czytając ZB dość regularnie, dochodzę do wniosku, że wielu z publikujących tu autorów zajmuje się poszukiwaniem "ekologicznych wątków" przede wszystkim wokół siebie - dosłownie na każdym kroku, w każdym miejscu i o każdej porze. I mają rację, bowiem źródłem słowa "ekologia", a dokładniej - przedrostka "eko-" jest greckie oikos, czyli dom, mieszkanie, gospodarstwo.
Może to być najbliższe otoczenie, region, w którym mieszkamy, może to być cały świat, który w XXw. skurczył się niesamowicie dzięki ciekawskiemu człowiekowi, tak że wydawać by się mogło, iż nie ma już miejsc nie nazanaczonych ludzką stopą.
Nie bez kozery zaczęłam od "sięgania do korzeni", choć czasem warto uświadomić sobie tzw. oczywistości. Do takich refleksji skłoniła mnie kaseta zespołu JORGI pt. Gędźbowa knieja - Wood of Music, przy której warto będzie trochę podumać w długie, zimowe wieczory.
To, co nas w jakiś sposób porusza lub przejmuje, musi mieć swoją wartość. Taką wartością muzyki z Gędźbowej kniei jest zakorzenienie, o którym mówi się za mało i za cicho w świecie narzucającym uniwersalne wzorce.
Prawdą jest, że człowiek poszukuje siebie samego przez całe życie. Czyni to poprzez podróże, książki, studiowanie przeróżnych systemów filozoficznych i religii, poznawanie nowych ludzi. W swoim nieustannym podążaniu do przodu robi tylko jeden malutki błąd, bez którego jego pojmowanie świata stałoby się odrobinę prostsze - a mianowicie, nie ogląda się, choćby od czasu do czasu, za siebie.
JORGI proponują muzyczne "zapuszczanie żurawia" w przeszłość tyle odległą, co bliską, zapewne mroczną i tajemniczą, a jednocześnie swojską i pozbawioną strachu. Jest to podróż muzycznym wehikułem czasu do źródeł słowiańskiej ziemi i słowiańskich ludzi - do NASZYCH źródeł. Warto uwierzyć, że gdzieś w naszych genach przetrwała cząstka świata pierwszych słowiańskich plemion. Ich ducha zachowały tylko drzewa. Grając na drewnianych piszczałkach, siłą rzeczy odnajdujemy własną, ukształtowaną przez stulecia duszę.
W wyczarowanym dzięki fujarkom i fletniom, gitarze i ludzkiemu głosowi świecie postraszą nas trochę Szuwarki z bagien i mokradeł, a także Straszki, czyli duchy starych drzew. W ich towarzystwie udamy się na poszukiwanie rosnącego w leśnej głuszy ziela nasizrak. Zagłębiając się coraz bardziej w zieloność puszczy, zaczniemy ją wreszcie kontemplować przy dźwiękach Pieśni wieczornej - słowiańskiego motywu medytacyjnego. I będzie to prawdziwe obcowanie z potężnym duchem NASZEJ ziemi.
Ludowa melodia z Kołomyjki Kuku oberek z Domaniewic czy Krzesany z Podhala to zwrot ku polskiemu "folkowi", który przyprawiony przez braci Rychłych bardziej współczesnym brzmieniem (dźwięki gitary i fletu są nam mimo wszystko bliższe, niż basetla, cymbały czy gęśle), powinien nam równie dobrze, a może nawet lepiej smakować, niż rytm afrykańskich bębnów, muzyka Indian południowoamerykańskich czy hinduskie mantry.
W dźwiękach Jorgowej kapeli pobrzmiewa nie tylko tytułowa knieja - są tu też szuwary i trzęsawiska, leśne strumyki, góry i kosmos (Wielki Wóz). Ostatnim utworem na kasecie jest Pieśń Ziemi - krótkie ukoronowanie stworzenia, wielogłosowy hołd.
Wydaje mi się, że potęga tej muzyki tkwi w uchwyceniu tajemnicy obcowania ze światem, w którym żyjemy, z którego wyrastamy, ale który nadal - i to jest najcudowniejsze - pozostaje przez nas nie do końca rozpoznany. Czujemy się w nim u siebie, a jednocześnie nie najważniejsi, nie jak panowie stworzenia, ale jak jego nieodłączna i - miejmy nadzieję - rozumna cząstka.
Małgorzata Gwóźdź

LIST OTWARTY DO SPOŁECZEŃSTWA POLSKIEGO


Rada Naukowa przy Zarządzie Głównym Ligi Ochrony Przyrody dzieli się swym głębokim niepokojem ze wszystkimi, którym nie są obojętne przyszłość kraju, jego przyroda i krajobraz, w tym i zabytki kultury materialnej. Nasz niepokój budzą trzy zjawiska:
1. Lekceważenie przez inwestorów i technokratów, w tym również z elit rządzących, przepisów prawa, chroniących bezpośrednio lub pośrednio przyrodę polską. Bezwzględni eksploatatorzy, kierujący się często korzyściami osobistymi, nie wahają się stosować metod z poprzedniej epoki, tak jakby nic się w Polsce nie zmieniło, licząc na słabość naszego prawa i władz wykonawczych oraz niedoinformowanie opinii publicznej. Dokonuje się zniszczeń bezcennych wartości, często nie tylko narodowego, lecz i światowego dziedzictwa kultury materialnej. By ułatwić swą nielegalną działalność, grupy interesu zakładają pozorne organizacje pro-ekologiczne. Wykorzystują w ten sposób formę stowarzyszenia dla osiągania własnych celów gospodarczych i finansowych, choć forma ta przewidziana jest wyłącznie dla działalności społecznej, której celem jest ochrona przyrody, a nie jej eksploatacja wbrew prawu i zasadom ekologii.
Najwyższy czas, by społeczeństwo zdało sobie sprawę z niebezpieczeństwa tego zjawiska, tym bardziej że organy powołane do rejestracji i kontroli działań tych "stowarzyszeń", praktycznie wiarygodności ich nie sprawdzają. Brak nawet stosownych przepisów wykonawczych, umożliwiających merytoryczną kontrolę (zob. art. Z. Adamowicz [adwokata] Twórzmy eko-lobby w tyg. "Pasmo" z 24.6.94).
Dotykamy tu spraw niedoskonałości wielu naszych ustaw, jak np.: o lasach, wodzie, gospodarce przestrzennej, budownictwie, prawie łowieckim itp., często sprzecznych ze sobą i pełnych luk, zarówno z ekologicznego, jak i prawnego punktu widzenia, nie uwzględniających nawet w minimalnym stopniu postulatów ekorozwoju, ku któremu zmierza już Europa. A stan ten obniża autorytet Państwa i jego Władz.
2. W konsekwencji obserwujemy następne groźne zjawisko: nękanie i zastraszanie zarówno działaczy społecznych, jak i tych urzędników, którzy w sposób rzetelny chcą realizować, zgodnie z prawem, politykę ekologiczną państwa: dotyczy to również społecznych działaczy ochrony środowiska przyrodniczego. Inwestorzy i technokraci (spółki, korporacje itp.) stosują tu różne metody i sposoby, począwszy od dezinformacji, manipulacji opinią, szczodrych obietnic pro- ekologicznych, których się nie realizuje oraz występowania na scenie publicznej w roli "rozsądnych och-roniarzy przyrody", posługując się nieraz nawet przepłaconymi ekspertyzami, a na procesach sądowych o "naruszanie dóbr osobistych" czy zniesławienie skończywszy. A skoro sprawa kosztów sądowych wobec wielkości realizowanych inwestycji i spodziewanych zysków nie stanowi dla nich żadnego hamulca, obserwujemy wytaczane ekologom procesy, by w ten sposób zarówno ich zastraszyć, jak i uniemożliwić rzetelne wypełnianie obowiązków. Tracą oni bowiem czas na przebywanie w sądach i doznają stresów, spowodowanych demagogicznymi postawami drugiej strony i celową brutalizacją toku procesu. Oczywista niesłuszność zarzutów przeciwko ekologom, a w związku z tym perspektywa przegranej, lecz w odległej - niestety - zazwyczaj przyszłości, nie wstrzymuje ich od wejścia na ścieżkę procesową.
Typowym przykładem tego typu nacisków czy nagonki na działaczy ochrony przyrody jest obecny spór o znajdujące się pod ochroną niezwykle cenne przyrodniczo - tym bardziej, że na ubogim krajobrazowo Mazowszu i na obrzeżu Warszawy - Jeziorko Imielińskie, które zostało uznane za chroniony prawem użytek ekologiczny (rozporządzenie wojewody warszawskiego z dn. 1.9.93, Dz.Urz. Woj. Warsz. nr 15/145 s. 204). Jego zagrożenie przez korporację "Budopol" wznoszonymi wbrew prawu i bez zezwolenia budynkami, określanymi jako "Zamek Imieliński", tuż nad jeziorem, tak jak czyniono to w PRL, spotkało się ze zdecydowaną akcją protestacyjną grupy ideowych, społecznych działaczy LOP oraz Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody. "Budopol" stosuje więc wobec nich wyżej omówione metody, od dezinformacji i "pustych" obietnic począwszy, a na serii procesów sądowych skończywszy (mimo przegrania pierwszego w tej sprawie procesu). Oskarżonymi są obrońcy rezerwatu, zaś główny sprawca tej samowoli budowlanej, prezes korporacji, przeciwko któremu toczył się proces karny, zakończony wyrokiem skazującym, zapowiada, że Najwyższy Sąd Administracyjny, do którego skierował tę sprawę, przyzna - oczywiście - rację potężnemu "Budopolowi" (por. Pasmo j.w., Trybuna z 27.6.94 oraz Głos Mokotowa nr 4/94, s. 3). Obecnie wskaźnik degradacji naszej przyrody jest wskaźnikiem siły prywatnych pieniędzy i interesów w III RP, świadcząc pośrednio o tym, że jeszcze ciągle nie jesteśmy państwem prawa, co najmniej w dziedzinie ochrony przyrody, w której i dzięki której żyjemy. Nie pozbawionym swoistej wymowy jest fakt, że główny projektant i sprawca tej afery, inż. arch. S. nie ma uprawnień urbanistycznych, a więc nie ma prawa - wg wyjaśnień Ministerstwa Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa, Departament Urbanistyki - do wykonywania planów zagospodarowania przestrzennego.
3. Pomijając tu ogólnie niekorzystne dla Państwa konsekwencje tego stanu rzeczy, zwracamy uwagę na trzecie zjawisko: próbuje się mianowicie w ten sposób zepchnąć polski ruch ekologiczny na margines polskiego życia, zamknąć mu usta i odebrać ochotę do bardziej zdecydowanych działań. Tym samym jednak pogłębia się "frustrację ekologiczną" całego społeczeństwa, które dostrzega bezprawie, godzące w ich zdrowie i życie, a jednocześnie zubożające materialną kulturę Polski.
Apelujemy więc do wszystkich ludzi dobrej woli, by zjednoczyli swe wysiłki w obronie prawa, przyrody i zdrowia.
prof. dr hab. Zbigniew T. Wierzbicki

PS. Informujemy, że mimo wyroku skazującego prezesa "Budopolu", firma ta nadal buduje swój "zamek" na terenie przyrodniczo chronionym, cynicznie lekceważąc obowiązujące w Polsce prawo. Nadal więc nie jesteśmy, podobnie jak w przedrozbiorowej Polsce, państwem prawa.
Zarząd Fundacji Zielonych "Ratujmy Ziemię" informuje, że Fundacja otrzymała od Gminy Wyrwy woj. katowickie ok. 1,5 ha ziemi pod utworzenie Parku Zieleni, który ma na celu likwidację dzikich wysypisk śmieci na terenie tej gminy. Zwracamy się o pomoc do wszystkich ludzi dobrej woli, bowiem nasze potrzeby przy tworzeniu tego Parku są ogromne. Chcemy wykonać wyrównania terenu, drenaż, zakupić 4 konie, bryczkę, wykonać ogrodzenie, oświetlenie, korty tenisowe, boiska do siatkówki i koszykówki, posadzić drzewa - o ile to możliwe rzadkie gatunki, zrobić klomby kwiatowe, ławki, muszlę koncertową i wiele, wiele innych robót. Na to potrzebne nam są pieniądze oraz chęci ludzkie okazania - poprzez pracę na rzecz parku - swej pomocy. Zwracamy się do Was wszystkich: jeżeli ktoś zechce nam pomóc, wpłacając dowolne datki pieniężne na realizację zadania, jakim jest Park Zieleni, to może to uczynić wpłacając pieniądze na konto - Fundacja Zielonych "Ratujmy Ziemię", Bank Śląski Oddz. Tychy, konto nr 312783-55882-132-3 z dopiskiem Park Zieleni. Za zrozumienie i złożenie daru na szczytny cel serdecznie dziękujemy. Łączymy wyrazy szacunku i poważania.
wiceprezes Zarządu
Andrzej Sochański
Fundacja "Ratujmy Ziemię"

al. Niepodległości 60
43-100 Tychy

Wojewoda Katowicki
mgr inż. Eugeniusz Ciszak
Rada Sołecka w Łące i Ogólnopolski Związek Ruchów Zielonych zwracają się do Pana Wojewody z następującym problemem.
Miejscowość Łąka jest położona między dwoma zbiornikami wody: na rzece Pszczynce - łącki i na rzece Wiśle - goczałkowicki.
W r. 1956 zakończono budowę zbiornika goczałkowickiego i od tego czasu ścieki komunalne płyną do zbiornika wody pitnej tuż obok ujęć wody, która jest tłoczona na GOP. Obecnie stan zagrożenia zbiornika goczałkowickiego pod względem zanieczyszczeń osiągnął stopień maksymalny. Degradacja zbiornika wodnego na skutek dopływu ścieków spowodowała wtedy zakwity poprzez sinice i 4-krotny wzrost rzędu 0,57P/m2 x rok, a progowe obciążenie tym składnikiem wynosi 0,15P/m2 x rok.
Z uwagi na systematyczne pogarszanie się jakości wody w zbiorniku goczałkowickim wzrasta również ilość stosowanych środków chemicznych (siarczanu glinu i chloru) do płukania filtrów. Powodem tego stanu rzeczy są również padnięcia ogromnej ilości raków, śnięcia narybku okonia oraz obumieranie fauny dennej. Decyzją wojewody z r. 1992 zrobiono tylko to, co było najłatwiejsze. Zlikwidowano ośrodki rekreacyjne na obrzeżach zbiornika, które praktycznie nie były czynnikiem zanieczyszczającym, a nie zrobiono nic w sprawie kanalizacji i oczyszczalni ścieków komunalnych. Sprawa budowy kanalizacji i oczyszczalni ścieków w Łące jest sprawą pilną, ponieważ ujście ścieków jest tuż przy ujęciu wody w Łące. Dlatego od tej wioski należy rozpocząć prace kanalizacyjne. Inwestycje kanalizacji przekraczają jednak możliwości finansowe sołectwa, a nawet Gminy Pszczyna.
W związku z powyższym prosimy o dotację na dofinansowanie inwestycji kanalizacji w Łące.
przewodniczący ZG OZRZ
Andrzej Sochański

QIGONG
HARMONIA I ZDROWIE

Jeśli, przebywając w Chinach, wybierzemy się wczesnym rankiem do parku, możemy być świadkami niezwykłej popularności, jaką w tym kraju cieszą się tradycyjne formy ćwiczeń. Nie istnieją bariery wieku czy stanu zdrowia, by móc ćwiczyć. Nawet osoby niepełnosprawne mogą znaleźć coś dla siebie. Niektórzy ćwiczą samotnie, inni w większych lub mniejszych grupach. Popularne są sztuki walki, zwane w ChRL wushu, na Taiwanie ko-shu, u nas natomiast znane jako kung fu. Najpopularniejsza jest sztuka taijiquan (t'ai-chi ch'uan), uprawiana zarówno jako sztuka walki, jak i forma ćwiczeń zdrowotnych. Poza sztukami walki szeroko rozpowszechnione są systemy, które za główny cel stawiają sobie pielęgnowanie zdrowia, kultywowanie cielesnej i umysłowej harmonii. Określa się je wspólnym mianem qigong (ch'i kung).
Qigong obejmuje wiele różnych metod o rozmaitym rodowodzie. Przez długie wieki historii Chin ćwiczenia te rozwijane były w różnych środowiskach. Stąd możemy mówić m.in. o systemach taoistycznych, buddyjskich, konfucjańskich, szamańskich, medycznych czy też praktykowanych przez adeptów sztuk walki. Metody te posiadają zarówno cechy wspólne, jak i wyróżniające - charakterystyczne dla ok-reślonego kierunku. Ostateczny cel praktyki może być różnie określany. Niektóre metody zmierzają do osiągnięcia harmonii z naturą, duchowego oświecenia, inne koncentrują się na profilaktyce i terapii medycznej, jeszcze inne stawiają sobie za cel rozwój paranormalnych zdolności lub zwiększenie efektywności sztuki walki.
Obecnie ćwiczenia qigong uprawia się najczęściej z myślą o korzyściach zdrowotnych. Stanowią one nie tylko formę profilaktyki, pomocną w utrzymaniu dobrego samopoczucia i sił żywotnych, ale także środek terapii w wielu schorzeniach. Wykorzystuje się zarówno ćwiczenia tradycyjne, jak i opracowane na ich bazie metody nowoczesne. Szerokie zastosowanie mają ćwiczenia rozwinięte w kręgach medycznych, ściśle związane z teoriami tradycyjnej chińskiej medycyny (yijia qigong - qigong medyczny). Również jednak i inne metody wykazują znakomite walory zdrowotne.
Najpopularniejsze są systemy całościowe, których uprawianie można polecić każdemu, kto chce poprawić i utrzymać zdrowie. Jest ich wiele. Tutaj wymienimy tylko kilka: qigong Wielkiej Gęsi, qigong Lecącego Żurawia, qigong Spontaniczny, czy taiji qigong (system oparty na tych samych zasadach, co sztuka walki taijiquan, lecz nastawiony wyłącznie na korzyści zdrowotne i higienę umysłu). Istotą tych metod jest przywrócenie i utrzymanie naturalnej harmonii organizmu, warunkującej poziom jego sił odpornościowych.
Poza metodami "dla wszystkich", istnieją też specjalistyczne ćwiczenia, które stosuje się w konkretnym przypadku chorobowym. Są to z reguły ćwiczenia bardzo proste, dobierane przez lekarza w zależności od konkretnej osoby - jej warunków fizycznych, osobowości, schorzenia, na jakie cierpi i etapu leczenia. Określa się to mianem terapii qigong (qigong liaofa).
Nazwa `qigong' wskazuje, że głównym obiektem ćwiczeń jest qi (ch'i, w jęz. japońskim ki). Odpowiednia ilość qi i harmonijny przepływ wewnątrz organizmu warunkują życie i zdrowie. Koncepcja qi, jako pierwotnej substancji, stanowiącej podstawę wszelkich rzeczy, wykształciła się w epoce Wiosen i Jesieni (722-481 p.n.e.) Stała się ona podstawą, na której oparł się rozwój tradycyjnej chińskiej nauki, w szczególności zaś nauki medycznej. Pojęcie qi bywa dziś bardzo różnie interpretowane. Z trudem przystaje ono do zachodniego, "naukowego" widzenia świata. Z pewnością jednak z biegiem czasu zostanie wypracowany naukowy aparat, pozwalający przekonująco ujmować kompleks zjawisk opisywanych w Chinach przy pomocy teorii qi. To, czy qi istnieje, czy nie, nie jest najistotniejsze. Każdy lekarz chińskiej medycyny, każdy długoletni praktyk qigong potwierdzi, że metody oparte na tej teorii sprawdzają się w praktyce. Niewykluczone jednak, że możliwe jest wyjaśnienie tych zjawisk w sposób doskonalszy, niż czyni to klasyczna teoria chińska. Otwiera się tutaj szerokie pole dla badań naukowych (które zresztą są w Chinach prowadzone). Z punktu widzenia adepta qigong najważniejsze są jednak niezaprzeczalne korzyści, jakie się dzięki ćwiczeniu odnosi.
San tiao (`trzy regulacje') to pojęcie wyjaśniające sposób praktyki qigong. Trzy regulacje obejmują: tiao shen - regulację ciała, tiao xi - regulację oddechu i tiao xin - regulację umysłu (dosłownie - serca).
Tiao shen odnosi się do pozycji i ruchu ciała. Z tego punktu widzenia ćwiczenia można podzielić na statyczne, ruchowe i łączące ruch z bezruchem. Główny nacisk kładzie się tu zwykle na rozluźnienie - eliminację zbędnych napięć.
Tiao xi obejmuje rozliczne techniki oddechowe, wśród których najważniejszą pozycję zajmuje oddychanie brzuszne - zwykłe i odwrotne. Trzeba tu jednak zaznaczyć, że niektóre szkoły qigong nie przywiązują wagi do technik oddechowych, kładąc nacisk bardziej na swobodę i naturalność oddechu.
Tiao xin dotyczy odpowiedniego ukierunkowania aktywności mentalnej. Może ona przyjmować różne formy. Tutaj wymienimy tylko niektóre:
koncentracja na określonych częściach ciała lub punktach akupunktury;
przenoszenie punktu koncentracji wzdłuż kanałów akupunktury;
koncentracja na obiektach zewnętrznych;
powtarzanie w myśli formuł o charakterze autosugestii lub pozbawionych znaczenia dźwięków,
liczenie oddechów lub obserwacja procesu oddychania;
pozytywne wyobrażenia, wizualizacje;
"opróżnianie umysłu";

uważna samoobserwacja (tzw. `pilnowanie ducha').
W czasie ćwiczenia niezbędny jest spokój ducha (ding shen), wyciszenie (ru jing), eliminacja przeszkadzających, chaotycznych myśli (paichu zanian).
Znana u nas, i dość już popularna sztuka taijiquan, to tylko jeden z wielu nurtów tradycyjnych chińskich ćwiczeń (sposób ćwiczenia charakterystyczny dla qigong łączy się tu ze sztuką walki). Powoli torują sobie drogę na Zachód także inne chińskie systemy, które tworzono przede wszystkim z myślą o kultywowaniu zdrowia. Na pewno warto je poznać. Ucząc się qigong uczymy się zdrowiej żyć. Niebagatelne znaczeniu ma również fakt, że poza korzyściami zdrowotnymi, ćwiczenie qigong lub taijiquan dostarczyć może także wiele przyjemności.
Andrzej Kalisz
1. Wudang zhonghegong (ćwiczenie środkowej harmonii z gór Wudang) wg pisma Wuhun 3/91.
2. Wudang wuxing qigong (oświeceniowy qigong z gór Wudang) wg pisma Wudang 2/89.
3. Taiji qigong wg książki Qigong xue (Studia nad qigong) wyd. 1988.

RÓŻNE FORMY QIGONG

4. Jingzuo (spokojne siedzenie) wg pisma Zhonghua Wushu 2/89.
5. Zhuanggong (qigong statyczny) wg książki Zhanzhuang qigong (Qigong pozycyjno-stojący) wyd. 1990.



ZB nr 11(65)/94, listopad '94

Początek strony