ZB nr 11(65)/94, listopad '94
ŁĄKA ŻYJE
Anna Nacher: Jest poniedziałek, 15.8.94, godz. 15oo, pierwszy dzień
warsztatów "Gadająca Łąka" II (poprzedni odbył się w tym samym miejscu rok
temu). Marku, dlaczego tutaj jesteśmy, jak to się wszystko zaczęło?
Marek Styczyński: Jest to warsztat gromadzący ludzi, którzy spotkali się
z grupą ATMAN na koncertach bądź w innych sytuacjach. Chcemy ten kontakt
utrzymać i rozszerzyć, również razem pracować. W związku z tym w ubiegłym roku
zaryzykowaliśmy takie spotkanie. Udało się, pozostała silna więź między
uczestnikami warsztatu i (choć nie mieliśmy w planach kontynuowania tego
przedsięwzięcia) robimy to po raz drugi. Poprzedni warsztat został podsumowany
kasetą "Gadająca Łąka", która jest dokumentem dosyć specyficznym. W tym roku
rozszerzamy program o akcje plastyczne i warsztat ruchowy, będzie również (nieco
inny niż poprzednio) warsztat muzyczny. To wszystko tak mądrze się nazywa, ale
głównie chodzi o bycie razem i możliwość pokazania tego, co każda grupa (czy
każdy uczestnik) może zaprezentować wewnątrz wspólnoty, jaką budujemy.
Inicjatorem i pomysłodawcą tego zdarzenia jest grupa ATMAN. W tym roku
korzystamy z dofinansowania Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży, dlatego
warsztat jest bardziej rozbudowany. Uczestniczą w nim m.in. grupy, które
zawiązały się (czy zaczęły poważniej działać) po naszym pierwszym spotkaniu w
ubiegłym roku. Tak więc to wszystko rozwija się i jest dosyć dynamiczne, dlatego
myślę, że te warsztaty mają sens. Oczywiście okaże się to pełniej za tydzień:
może będzie to ostatni warsztat, (życie zweryfikowało te słowa i teraz już
wiadomo, że w przyszłym roku odbędzie się kolejny warsztat, o ile oczywiście nie
zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności - przyp. AN) a może zacznie
się coś nowego. Na razie jest nas tutaj ok.20 osób, a w sumie może być blisko
40. Nie to jest jednak ważne; ważne jest, że spotkaliśmy się poza tą sytuacją
koncertową, gdzie są słuchacze, muzycy, scena, bilety i dystans. Ma to pewne
znaczenie, ale nam nie wystarcza.
AN: Jak sądzisz, co stanowi o tym, że te warsztaty są wyjątkowym
doświadczeniem? (Nie jestem tutaj gołosłowna; wynika to z kontaktów z
uczestnikami w ciągu roku. Jest to zdarzenie na tyle niezwykłe, że często coś
zmienia w życiu ludzi -decydują się na rozpoczęcie konkretnej działalności lub
stają się bardziej konsekwetni w realizowaniu swoich celów).
MS: Rzeczywiście jest to wyjątkowe zdarzenie. Ta wyjątkowość polega na
znalezieniu drogi do szczerości, do otwarcia się ludzi na siebie. Często mówimy
o tym otwarciu, ale tak naprawdę rzadko ono następuje. W ubiegłym roku spotkali
się tu ludzie, którzy nie znali się za dobrze czy też znali się głównie z
widzenia. Nas większość uczestników znała jako tych, którzy wychodzą na scenę i
grają lepszy lub gorszy koncert. Tutaj natomiast relacje były inne: okazało się,
że możemy coś razem zrobić i czegoś się nauczyć. Zdaje się, że obie strony
czegoś się nauczyły, a dowodem na to są nagrania, o których mówiłem. Kontakt
między ludźmi jest coraz rzadszy w naszym życiu, utrudniony czy obwarowany
przedziwnymi historiami. Warsztat jest kontynuowany na wyraźną sugestię, prośbę
i groźbę ludzi zainteresowanych tym spotkaniem. Możliwości udziału domagało się
również wiele osób nie utrzymujących z nami kontaktu na codzień, choć o
zdarzeniu zawiadamiała tylko mała notka w ZB. Ci ludzie naprawdę chcieli tu
przyjechać, mimo że są może z różnych organizacji, o różnych zapatrywaniach. To
wszystko jakoś łączy się z ruchem ekologicznym, ale to nie jest zlot ani
Federacji Zielonych, ani Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, ani harcerski, ani
"Wolę Być". Mianownikiem jest chyba zjawisko o nazwie ATMAN, ale tworzy się coś,
co można nazwać "społecznością łąkową". Oczywiście są z nami ludzie, którzy
zajmują się zawodowo pewnymi rzeczami i oni prowadzą pewne elementy warsztatów
opierając się na swoich doświadczeniach zawodowych, wykształceniu czy praktyce.
Jest Agnieszka Ziobrowska, która (wraz z Piotrem Koleckim) będzie się zajmować
sprawami plastycznymi, jest graficzką, współpracuje z nami od dłuższego czasu i
coś z siebie na tym warsztacie zostawi. Są muzycy z ATMANA, którzy zajmą się
częścią muzyczną, ale jest również nasze odkrycie z ostatnich miesięcy: kreacja
(w postaci masek) dziewczyny po Liceum Plastycznym. Z innych prowadzących: jest
Henryk Skup, zawodowy menadżer zajmujący się organizacją koncertów, ale i
społecznym ruchem ekologicznym. Jego grupa "Puls Ziemi" powstała po "Gadającej
Łące" z naszej wspólnej inicjatywy (jest już formalnie zarejestrowana) i
właściwie jest to w pewnym sensie "dziecko" "Gadającej Łąki". Podobnie z ludźmi
z Sanoka: mieli już wcześniej próby grania zespołowego, ale po ubiegłorocznym
spotkaniu nabrało to przyspieszenia. W zeszłym roku budowali tu instrumenty, w
tym roku przywieźli własne (także zbudowane przez siebie). Nazwali się
"Matragona" (wołoska nazwa szczytu w Bieszczadach, oznacza "dziką jagodę"-
przyp. AN) i też jest to coś w rodzaju mutacji tego zdarzenia sprzed
roku. Jest oczywiście ekipa "Pracowni", która chciałaby pozostać w tle, bo jest
organizatorem, a także realizuje m.in. ten wywiad - rzekę. Prócz tego są osoby
kontaktujące się z nami w pojedynkę, jak ludzie z Gorzowa Wlkp., którzy od
wieków są z nami i w różnych czasach pomagaliśmy sobie nawzajem. Wszystko jest
przemyślane, ale są duże marginesy na twórczość własną. Można tu sięgać do
teorii jin-jang, myśli chińskiej czy indyjskiej - jeśli uczeń jest gotowy, to
nauczyciel sam się znajdzie. Tutaj mamy taką przedziwną wymianę: nauczycielami i
uczniami są wszyscy po trosze.
AN: "Gadająca Łąka" ma jednak konkretną nazwę: warsztat kultury
ekologicznej. Czy mógłbyś rozszyfrować to określenie?
MS: To bardzo bliska mi rzecz i nie ma co ukrywać, że od 1990 r. istnieje
firma mająca w podtytule "Promocja Kultury Ekologicznej". Podobno jest to coś,
co nie istnieje. To bardzo źle, że nie istnieje kultura ekologiczna, choć gdzie
niegdzie zaczyna kiełkować. Takim "zagonkiem", na którym ona właśnie kiełkuje
jest nasz warsztat. Zajmujemy się kulturą ekologiczną nie tylko teoretycznie (na
to pewnie jeszcze będzie czas). Nie mówimy: to jest kultura ekologiczna a tamto
nie, itd. Pierwszy warsztat "Gada- jąca Łąka" był robiony w ten sposób:
przyjeżdżają ludzie, którzy mają własne doświadczenia w byciu z Naturą
(niekoniecznie w ruchu ekologicznym), własny, osobisty do niej stosunek. To było
w gruncie rzeczy jedyne kryterium uczestnictwa w ubiegłorocznych warsztatach.
Nikt nie musiał być muzykiem czy w ogóle artystą, chodziło tylko o wrażliwość na
kontakt z Naturą i to w zupełności się sprawdziło. Nie chcę wracać do zdarzenia
z r. 1993, ale myślę, że idea była jasna: jedyne, co w tym miejscu, gdzie
jesteśmy pozostało sprzed 2 tys. lat, to krajobraz, ogólnie rzecz biorąc,
natura. W związku z tym, jeśli szukamy czegoś, co było dawniej, trzeba być na
ten fakt otwartym. Nie chodzi o coś w rodzaju wykopalisk, czy o to, że
znajdziemy coś w koronach drzew, natomiast te drzewa w jakiś sposób kształtowały
ludzi, ich sposób odbierania świata. Patrząc na te same, co przed tysiącami lat
korony drzew doznamy być może jakichś przebłysków tych samych uczuć czy emocji.
Moim zdaniem udało się to w pewnych granicach na poprzednim warsztacie, stąd
przedziwna muzyka, która była robiona na żywo i nie było mowy o jakichkolwiek
możliwościach podróbki czegokolwiek. W tym roku kontynuujemy tę drogę i wydaje
się, że oprócz ATMANA wspólny mianownik jest jeszcze innego rodzaju: jest to
wspólnota miłości Natury, otwartości na nią, kontaktu z nią i troski o to, co
nas otacza.
Ten krótki wywiad jest fragmentem większej całości, wywiadu - rzeki, jaki
przeprowadziłam z muzykami ATMANA podczas warsztatów "Gadająca Łąka", w sierpniu
tego roku. Książeczka ukaże się na przełomie roku nakładem "Pracowni" Promocja
Kultury Ekologicznej w Nowym Sączu.
Anna Nacher
SWOJSKA KNIEJA
Czytając ZB dość regularnie, dochodzę do wniosku, że wielu z publikujących tu
autorów zajmuje się poszukiwaniem "ekologicznych wątków" przede wszystkim wokół
siebie - dosłownie na każdym kroku, w każdym miejscu i o każdej porze. I mają
rację, bowiem źródłem słowa "ekologia", a dokładniej - przedrostka "eko-" jest
greckie oikos, czyli dom, mieszkanie, gospodarstwo.
Może to być najbliższe otoczenie, region, w którym mieszkamy, może to być cały
świat, który w XXw. skurczył się niesamowicie dzięki ciekawskiemu człowiekowi,
tak że wydawać by się mogło, iż nie ma już miejsc nie nazanaczonych ludzką
stopą.
Nie bez kozery zaczęłam od "sięgania do korzeni", choć czasem warto uświadomić
sobie tzw. oczywistości. Do takich refleksji skłoniła mnie kaseta zespołu JORGI
pt. Gędźbowa knieja - Wood of Music, przy której warto będzie trochę
podumać w długie, zimowe wieczory.
To, co nas w jakiś sposób porusza lub przejmuje, musi mieć swoją wartość. Taką
wartością muzyki z Gędźbowej kniei jest zakorzenienie, o którym mówi się
za mało i za cicho w świecie narzucającym uniwersalne wzorce.
Prawdą jest, że człowiek poszukuje siebie samego przez całe życie. Czyni to
poprzez podróże, książki, studiowanie przeróżnych systemów filozoficznych i
religii, poznawanie nowych ludzi. W swoim nieustannym podążaniu do przodu robi
tylko jeden malutki błąd, bez którego jego pojmowanie świata stałoby się
odrobinę prostsze - a mianowicie, nie ogląda się, choćby od czasu do czasu, za
siebie.
JORGI proponują muzyczne "zapuszczanie żurawia" w przeszłość tyle odległą, co
bliską, zapewne mroczną i tajemniczą, a jednocześnie swojską i pozbawioną
strachu. Jest to podróż muzycznym wehikułem czasu do źródeł słowiańskiej ziemi i
słowiańskich ludzi - do NASZYCH źródeł. Warto uwierzyć, że gdzieś w naszych
genach przetrwała cząstka świata pierwszych słowiańskich plemion. Ich ducha
zachowały tylko drzewa. Grając na drewnianych piszczałkach, siłą rzeczy
odnajdujemy własną, ukształtowaną przez stulecia duszę.
W wyczarowanym dzięki fujarkom i fletniom, gitarze i ludzkiemu głosowi świecie
postraszą nas trochę Szuwarki z bagien i mokradeł, a także Straszki, czyli duchy
starych drzew. W ich towarzystwie udamy się na poszukiwanie rosnącego w leśnej
głuszy ziela nasizrak. Zagłębiając się coraz bardziej w zieloność puszczy,
zaczniemy ją wreszcie kontemplować przy dźwiękach Pieśni wieczornej -
słowiańskiego motywu medytacyjnego. I będzie to prawdziwe obcowanie z potężnym
duchem NASZEJ ziemi.
Ludowa melodia z Kołomyjki Kuku oberek z Domaniewic czy Krzesany z
Podhala to zwrot ku polskiemu "folkowi", który przyprawiony przez braci Rychłych
bardziej współczesnym brzmieniem (dźwięki gitary i fletu są nam mimo wszystko
bliższe, niż basetla, cymbały czy gęśle), powinien nam równie dobrze, a może
nawet lepiej smakować, niż rytm afrykańskich bębnów, muzyka Indian
południowoamerykańskich czy hinduskie mantry.
W dźwiękach Jorgowej kapeli pobrzmiewa nie tylko tytułowa knieja - są tu też
szuwary i trzęsawiska, leśne strumyki, góry i kosmos (Wielki Wóz).
Ostatnim utworem na kasecie jest Pieśń Ziemi - krótkie ukoronowanie
stworzenia, wielogłosowy hołd.
Wydaje mi się, że potęga tej muzyki tkwi w uchwyceniu tajemnicy obcowania ze
światem, w którym żyjemy, z którego wyrastamy, ale który nadal - i to jest
najcudowniejsze - pozostaje przez nas nie do końca rozpoznany. Czujemy się w nim
u siebie, a jednocześnie nie najważniejsi, nie jak panowie stworzenia, ale jak
jego nieodłączna i - miejmy nadzieję - rozumna cząstka.
Małgorzata Gwóźdź
LIST OTWARTY DO SPOŁECZEŃSTWA POLSKIEGO
Rada Naukowa przy Zarządzie Głównym Ligi Ochrony Przyrody dzieli się swym
głębokim niepokojem ze wszystkimi, którym nie są obojętne przyszłość kraju, jego
przyroda i krajobraz, w tym i zabytki kultury materialnej. Nasz niepokój budzą
trzy zjawiska:
1. Lekceważenie przez inwestorów i technokratów, w tym również z elit
rządzących, przepisów prawa, chroniących bezpośrednio lub pośrednio przyrodę
polską. Bezwzględni eksploatatorzy, kierujący się często korzyściami osobistymi,
nie wahają się stosować metod z poprzedniej epoki, tak jakby nic się w Polsce
nie zmieniło, licząc na słabość naszego prawa i władz wykonawczych oraz
niedoinformowanie opinii publicznej. Dokonuje się zniszczeń bezcennych wartości,
często nie tylko narodowego, lecz i światowego dziedzictwa kultury materialnej.
By ułatwić swą nielegalną działalność, grupy interesu zakładają pozorne
organizacje pro-ekologiczne. Wykorzystują w ten sposób formę stowarzyszenia dla
osiągania własnych celów gospodarczych i finansowych, choć forma ta przewidziana
jest wyłącznie dla działalności społecznej, której celem jest ochrona przyrody,
a nie jej eksploatacja wbrew prawu i zasadom ekologii.
Najwyższy czas, by społeczeństwo zdało sobie sprawę z niebezpieczeństwa tego
zjawiska, tym bardziej że organy powołane do rejestracji i kontroli działań tych
"stowarzyszeń", praktycznie wiarygodności ich nie sprawdzają. Brak nawet
stosownych przepisów wykonawczych, umożliwiających merytoryczną kontrolę (zob.
art. Z. Adamowicz [adwokata] Twórzmy eko-lobby w tyg. "Pasmo" z
24.6.94).
Dotykamy tu spraw niedoskonałości wielu naszych ustaw, jak np.: o lasach,
wodzie, gospodarce przestrzennej, budownictwie, prawie łowieckim itp., często
sprzecznych ze sobą i pełnych luk, zarówno z ekologicznego, jak i prawnego
punktu widzenia, nie uwzględniających nawet w minimalnym stopniu postulatów
ekorozwoju, ku któremu zmierza już Europa. A stan ten obniża autorytet Państwa i
jego Władz.
2. W konsekwencji obserwujemy następne groźne zjawisko: nękanie i zastraszanie
zarówno działaczy społecznych, jak i tych urzędników, którzy w sposób rzetelny
chcą realizować, zgodnie z prawem, politykę ekologiczną państwa: dotyczy to
również społecznych działaczy ochrony środowiska przyrodniczego. Inwestorzy i
technokraci (spółki, korporacje itp.) stosują tu różne metody i sposoby,
począwszy od dezinformacji, manipulacji opinią, szczodrych obietnic pro-
ekologicznych, których się nie realizuje oraz występowania na scenie publicznej
w roli "rozsądnych och-roniarzy przyrody", posługując się nieraz nawet
przepłaconymi ekspertyzami, a na procesach sądowych o "naruszanie dóbr
osobistych" czy zniesławienie skończywszy. A skoro sprawa kosztów sądowych wobec
wielkości realizowanych inwestycji i spodziewanych zysków nie stanowi dla nich
żadnego hamulca, obserwujemy wytaczane ekologom procesy, by w ten sposób zarówno
ich zastraszyć, jak i uniemożliwić rzetelne wypełnianie obowiązków. Tracą oni
bowiem czas na przebywanie w sądach i doznają stresów, spowodowanych
demagogicznymi postawami drugiej strony i celową brutalizacją toku procesu.
Oczywista niesłuszność zarzutów przeciwko ekologom, a w związku z tym
perspektywa przegranej, lecz w odległej - niestety - zazwyczaj przyszłości, nie
wstrzymuje ich od wejścia na ścieżkę procesową.
Typowym przykładem tego typu nacisków czy nagonki na działaczy ochrony przyrody
jest obecny spór o znajdujące się pod ochroną niezwykle cenne przyrodniczo - tym
bardziej, że na ubogim krajobrazowo Mazowszu i na obrzeżu Warszawy - Jeziorko
Imielińskie, które zostało uznane za chroniony prawem użytek ekologiczny
(rozporządzenie wojewody warszawskiego z dn. 1.9.93, Dz.Urz. Woj. Warsz. nr
15/145 s. 204). Jego zagrożenie przez korporację "Budopol" wznoszonymi wbrew
prawu i bez zezwolenia budynkami, określanymi jako "Zamek Imieliński", tuż nad
jeziorem, tak jak czyniono to w PRL, spotkało się ze zdecydowaną akcją
protestacyjną grupy ideowych, społecznych działaczy LOP oraz Wojewódzkiego
Konserwatora Przyrody. "Budopol" stosuje więc wobec nich wyżej omówione metody,
od dezinformacji i "pustych" obietnic począwszy, a na serii procesów sądowych
skończywszy (mimo przegrania pierwszego w tej sprawie procesu). Oskarżonymi są
obrońcy rezerwatu, zaś główny sprawca tej samowoli budowlanej, prezes
korporacji, przeciwko któremu toczył się proces karny, zakończony wyrokiem
skazującym, zapowiada, że Najwyższy Sąd Administracyjny, do którego skierował tę
sprawę, przyzna - oczywiście - rację potężnemu "Budopolowi" (por. Pasmo
j.w., Trybuna z 27.6.94 oraz Głos Mokotowa nr 4/94, s. 3). Obecnie
wskaźnik degradacji naszej przyrody jest wskaźnikiem siły prywatnych pieniędzy i
interesów w III RP, świadcząc pośrednio o tym, że jeszcze ciągle nie jesteśmy
państwem prawa, co najmniej w dziedzinie ochrony przyrody, w której i dzięki
której żyjemy. Nie pozbawionym swoistej wymowy jest fakt, że główny projektant i
sprawca tej afery, inż. arch. S. nie ma uprawnień urbanistycznych, a więc nie
ma prawa - wg wyjaśnień Ministerstwa Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa,
Departament Urbanistyki - do wykonywania planów zagospodarowania
przestrzennego.
3. Pomijając tu ogólnie niekorzystne dla Państwa konsekwencje tego stanu
rzeczy, zwracamy uwagę na trzecie zjawisko: próbuje się mianowicie w ten sposób
zepchnąć polski ruch ekologiczny na margines polskiego życia, zamknąć mu usta i
odebrać ochotę do bardziej zdecydowanych działań. Tym samym jednak pogłębia się
"frustrację ekologiczną" całego społeczeństwa, które dostrzega bezprawie,
godzące w ich zdrowie i życie, a jednocześnie zubożające materialną kulturę
Polski.
Apelujemy więc do wszystkich ludzi dobrej woli, by zjednoczyli swe wysiłki w
obronie prawa, przyrody i zdrowia.
prof. dr hab. Zbigniew T. Wierzbicki
PS. Informujemy, że mimo wyroku skazującego prezesa "Budopolu", firma ta
nadal buduje swój "zamek" na terenie przyrodniczo chronionym, cynicznie
lekceważąc obowiązujące w Polsce prawo. Nadal więc nie jesteśmy, podobnie jak w
przedrozbiorowej Polsce, państwem prawa.
Zarząd Fundacji Zielonych "Ratujmy Ziemię" informuje, że Fundacja otrzymała od
Gminy Wyrwy woj. katowickie ok. 1,5 ha ziemi pod utworzenie Parku Zieleni, który
ma na celu likwidację dzikich wysypisk śmieci na terenie tej gminy. Zwracamy się
o pomoc do wszystkich ludzi dobrej woli, bowiem nasze potrzeby przy tworzeniu
tego Parku są ogromne. Chcemy wykonać wyrównania terenu, drenaż, zakupić 4
konie, bryczkę, wykonać ogrodzenie, oświetlenie, korty tenisowe, boiska do
siatkówki i koszykówki, posadzić drzewa - o ile to możliwe rzadkie gatunki,
zrobić klomby kwiatowe, ławki, muszlę koncertową i wiele, wiele innych robót. Na
to potrzebne nam są pieniądze oraz chęci ludzkie okazania - poprzez pracę na
rzecz parku - swej pomocy. Zwracamy się do Was wszystkich: jeżeli ktoś zechce
nam pomóc, wpłacając dowolne datki pieniężne na realizację zadania, jakim jest
Park Zieleni, to może to uczynić wpłacając pieniądze na konto - Fundacja
Zielonych "Ratujmy Ziemię", Bank Śląski Oddz. Tychy, konto nr 312783-55882-132-3
z dopiskiem Park Zieleni. Za zrozumienie i złożenie daru na szczytny cel
serdecznie dziękujemy. Łączymy wyrazy szacunku i poważania.
wiceprezes Zarządu
Andrzej Sochański
Fundacja "Ratujmy Ziemię"
al. Niepodległości 60
43-100 Tychy
Wojewoda Katowicki
mgr inż. Eugeniusz Ciszak
Rada Sołecka w Łące i Ogólnopolski Związek Ruchów Zielonych zwracają się do Pana
Wojewody z następującym problemem.
Miejscowość Łąka jest położona między dwoma zbiornikami wody: na rzece Pszczynce
- łącki i na rzece Wiśle - goczałkowicki.
W r. 1956 zakończono budowę zbiornika goczałkowickiego i od tego czasu ścieki
komunalne płyną do zbiornika wody pitnej tuż obok ujęć wody, która jest tłoczona
na GOP. Obecnie stan zagrożenia zbiornika goczałkowickiego pod względem
zanieczyszczeń osiągnął stopień maksymalny. Degradacja zbiornika wodnego na
skutek dopływu ścieków spowodowała wtedy zakwity poprzez sinice i 4-krotny
wzrost rzędu 0,57P/m2 x rok, a progowe obciążenie tym składnikiem wynosi
0,15P/m2 x rok.
Z uwagi na systematyczne pogarszanie się jakości wody w zbiorniku goczałkowickim
wzrasta również ilość stosowanych środków chemicznych (siarczanu glinu i chloru)
do płukania filtrów. Powodem tego stanu rzeczy są również padnięcia ogromnej
ilości raków, śnięcia narybku okonia oraz obumieranie fauny dennej. Decyzją
wojewody z r. 1992 zrobiono tylko to, co było najłatwiejsze. Zlikwidowano
ośrodki rekreacyjne na obrzeżach zbiornika, które praktycznie nie były
czynnikiem zanieczyszczającym, a nie zrobiono nic w sprawie kanalizacji i
oczyszczalni ścieków komunalnych. Sprawa budowy kanalizacji i oczyszczalni
ścieków w Łące jest sprawą pilną, ponieważ ujście ścieków jest tuż przy ujęciu
wody w Łące. Dlatego od tej wioski należy rozpocząć prace kanalizacyjne.
Inwestycje kanalizacji przekraczają jednak możliwości finansowe sołectwa, a
nawet Gminy Pszczyna.
W związku z powyższym prosimy o dotację na dofinansowanie inwestycji kanalizacji
w Łące.
przewodniczący ZG OZRZ
Andrzej Sochański
QIGONG
HARMONIA I ZDROWIE
Jeśli, przebywając w Chinach, wybierzemy się wczesnym rankiem do parku, możemy
być świadkami niezwykłej popularności, jaką w tym kraju cieszą się tradycyjne
formy ćwiczeń. Nie istnieją bariery wieku czy stanu zdrowia, by móc ćwiczyć.
Nawet osoby niepełnosprawne mogą znaleźć coś dla siebie. Niektórzy ćwiczą
samotnie, inni w większych lub mniejszych grupach. Popularne są sztuki walki,
zwane w ChRL wushu, na Taiwanie ko-shu, u nas natomiast znane jako
kung fu. Najpopularniejsza jest sztuka taijiquan (t'ai-chi
ch'uan), uprawiana zarówno jako sztuka walki, jak i forma ćwiczeń
zdrowotnych. Poza sztukami walki szeroko rozpowszechnione są systemy, które za
główny cel stawiają sobie pielęgnowanie zdrowia, kultywowanie cielesnej i
umysłowej harmonii. Określa się je wspólnym mianem qigong (ch'i
kung).
Qigong obejmuje wiele różnych metod o rozmaitym rodowodzie. Przez długie
wieki historii Chin ćwiczenia te rozwijane były w różnych środowiskach. Stąd
możemy mówić m.in. o systemach taoistycznych, buddyjskich, konfucjańskich,
szamańskich, medycznych czy też praktykowanych przez adeptów sztuk walki. Metody
te posiadają zarówno cechy wspólne, jak i wyróżniające - charakterystyczne dla
ok-reślonego kierunku. Ostateczny cel praktyki może być różnie określany.
Niektóre metody zmierzają do osiągnięcia harmonii z naturą, duchowego
oświecenia, inne koncentrują się na profilaktyce i terapii medycznej, jeszcze
inne stawiają sobie za cel rozwój paranormalnych zdolności lub zwiększenie
efektywności sztuki walki.
Obecnie ćwiczenia qigong uprawia się najczęściej z myślą o korzyściach
zdrowotnych. Stanowią one nie tylko formę profilaktyki, pomocną w utrzymaniu
dobrego samopoczucia i sił żywotnych, ale także środek terapii w wielu
schorzeniach. Wykorzystuje się zarówno ćwiczenia tradycyjne, jak i opracowane na
ich bazie metody nowoczesne. Szerokie zastosowanie mają ćwiczenia rozwinięte w
kręgach medycznych, ściśle związane z teoriami tradycyjnej chińskiej medycyny
(yijia qigong - qigong medyczny). Również jednak i inne metody
wykazują znakomite walory zdrowotne.
Najpopularniejsze są systemy całościowe, których uprawianie można polecić
każdemu, kto chce poprawić i utrzymać zdrowie. Jest ich wiele. Tutaj wymienimy
tylko kilka: qigong Wielkiej Gęsi, qigong Lecącego Żurawia,
qigong Spontaniczny, czy taiji qigong (system oparty na
tych samych zasadach, co sztuka walki taijiquan, lecz nastawiony
wyłącznie na korzyści zdrowotne i higienę umysłu). Istotą tych metod jest
przywrócenie i utrzymanie naturalnej harmonii organizmu, warunkującej poziom
jego sił odpornościowych.
Poza metodami "dla wszystkich", istnieją też specjalistyczne ćwiczenia, które
stosuje się w konkretnym przypadku chorobowym. Są to z reguły ćwiczenia bardzo
proste, dobierane przez lekarza w zależności od konkretnej osoby - jej warunków
fizycznych, osobowości, schorzenia, na jakie cierpi i etapu leczenia. Określa
się to mianem terapii qigong (qigong liaofa).
Nazwa `qigong' wskazuje, że głównym obiektem ćwiczeń jest qi
(ch'i, w jęz. japońskim ki). Odpowiednia ilość qi i
harmonijny przepływ wewnątrz organizmu warunkują życie i zdrowie. Koncepcja
qi, jako pierwotnej substancji, stanowiącej podstawę wszelkich rzeczy,
wykształciła się w epoce Wiosen i Jesieni (722-481 p.n.e.) Stała się ona
podstawą, na której oparł się rozwój tradycyjnej chińskiej nauki, w
szczególności zaś nauki medycznej. Pojęcie qi bywa dziś bardzo różnie
interpretowane. Z trudem przystaje ono do zachodniego, "naukowego" widzenia
świata. Z pewnością jednak z biegiem czasu zostanie wypracowany naukowy aparat,
pozwalający przekonująco ujmować kompleks zjawisk opisywanych w Chinach przy
pomocy teorii qi. To, czy qi istnieje, czy nie, nie jest
najistotniejsze. Każdy lekarz chińskiej medycyny, każdy długoletni praktyk
qigong potwierdzi, że metody oparte na tej teorii sprawdzają się w
praktyce. Niewykluczone jednak, że możliwe jest wyjaśnienie tych zjawisk w
sposób doskonalszy, niż czyni to klasyczna teoria chińska. Otwiera się tutaj
szerokie pole dla badań naukowych (które zresztą są w Chinach prowadzone). Z
punktu widzenia adepta qigong najważniejsze są jednak niezaprzeczalne
korzyści, jakie się dzięki ćwiczeniu odnosi.
San tiao (`trzy regulacje') to pojęcie wyjaśniające sposób praktyki
qigong. Trzy regulacje obejmują: tiao shen - regulację ciała,
tiao xi - regulację oddechu i tiao xin - regulację umysłu
(dosłownie - serca).
Tiao shen odnosi się do pozycji i ruchu ciała. Z tego punktu widzenia
ćwiczenia można podzielić na statyczne, ruchowe i łączące ruch z bezruchem.
Główny nacisk kładzie się tu zwykle na rozluźnienie - eliminację zbędnych
napięć.
Tiao xi obejmuje rozliczne techniki oddechowe, wśród których
najważniejszą pozycję zajmuje oddychanie brzuszne - zwykłe i odwrotne. Trzeba tu
jednak zaznaczyć, że niektóre szkoły qigong nie przywiązują wagi do technik
oddechowych, kładąc nacisk bardziej na swobodę i naturalność oddechu.
Tiao xin dotyczy odpowiedniego ukierunkowania aktywności mentalnej. Może
ona przyjmować różne formy. Tutaj wymienimy tylko niektóre:
koncentracja na określonych częściach ciała lub punktach akupunktury;
przenoszenie punktu koncentracji wzdłuż kanałów akupunktury;
koncentracja na obiektach zewnętrznych;
powtarzanie w myśli formuł o charakterze autosugestii lub pozbawionych
znaczenia dźwięków,
liczenie oddechów lub obserwacja procesu oddychania;
pozytywne wyobrażenia, wizualizacje;
"opróżnianie umysłu";
uważna samoobserwacja (tzw. `pilnowanie ducha').
W czasie ćwiczenia niezbędny jest spokój ducha (ding shen),
wyciszenie (ru jing), eliminacja przeszkadzających, chaotycznych myśli
(paichu zanian).
Znana u nas, i dość już popularna sztuka taijiquan, to tylko jeden z
wielu nurtów tradycyjnych chińskich ćwiczeń (sposób ćwiczenia charakterystyczny
dla qigong łączy się tu ze sztuką walki). Powoli torują sobie drogę na
Zachód także inne chińskie systemy, które tworzono przede wszystkim z myślą o
kultywowaniu zdrowia. Na pewno warto je poznać. Ucząc się qigong uczymy
się zdrowiej żyć. Niebagatelne znaczeniu ma również fakt, że poza korzyściami
zdrowotnymi, ćwiczenie qigong lub taijiquan dostarczyć może także
wiele przyjemności.
Andrzej Kalisz
1. Wudang zhonghegong (ćwiczenie środkowej harmonii z gór Wudang) wg pisma
Wuhun 3/91.
2. Wudang wuxing qigong (oświeceniowy qigong z gór Wudang) wg pisma
Wudang 2/89.
3. Taiji qigong wg książki Qigong xue (Studia nad qigong) wyd. 1988.
RÓŻNE FORMY QIGONG
4. Jingzuo (spokojne siedzenie) wg pisma Zhonghua Wushu 2/89.
5. Zhuanggong (qigong statyczny) wg książki Zhanzhuang qigong (Qigong
pozycyjno-stojący) wyd. 1990.
ZB nr 11(65)/94, listopad '94
Początek strony