"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 12 (66), Grudzień '94
DECYBELE
Ciepły, czysty piasek przesypuje się między palcami, delikatny szum morza
usypia. Jestem otulona ciszą pełną dźwięków natury. Jest tak dobrze i spokojnie.
Nagle, w ten kojący sen, wdziera się hałas. Podrywam się na łóżku, serce zaczyna
bić szybciej. Otwieram oczy - ciemno. Patrzę na zegarek - 5:30. Przez uchylone
okno wpada do pokoju jazgotliwa muzyka dobiegająca z koszar znajdujących się po
drugiej stronie ulicy. Chowam głowę pod kołdrę i usiłuję uratować jeszcze choć
trochę snu. O 6:05 muzyka cichnie, widocznie wszyscy żołnierze już się obudzili
- niestety ja też. Zbuntowana wstaję z łóżka. Jak na złość wszystko sprzysięgło
się dzisiaj przeciwko mnie. Meble złośliwie wystawiają swoje kanty, o które
boleśnie się obijam, z rąk wszystko mi leci. Powtarzam sobie w myślach:
Jestem spokojna. We mnie jest cisza.
Gdy wsiadam do autobusu, już wiem, że to nie koniec. Głęboki, męski głos
wyśpiewuje na cały głos, że pieniądze szczęścia nie dają. Wszyscy pasażerowie
muszą uszanować wolę pana kierowcy, który od rana ma ochotę posłuchać radia.
Na szczęście w pracy mam zapewnioną ciszę. Po sąsiedzku nie ma żadnych
hałaśliwych obiektów, a nad głową cztery piętra mieszkań, w większości pustych
przed południem.
Przez godzinę delektuję się ciszą, gdy nagle żelbetowe ściany zaczynają drżeć od
muzyki - i to tej najbardziej nieharmonijnej i hałaśliwej. Mam wrażenie, że głos
dochodzi z każdej strony. Powtarzam sobie znowu: Cisza jest we mnie. Wypełnia
mnie spokój. Kocham ludzi! - Nie!!! Nie kocham! Czuję, jak budzą się we mnie
mordercze instynkty.
Wybiegam w poszukiwaniu źródła hałasu. Jest. Za ścianą powstaje nowy zakład.
Młody chłopak w ubielonym od farby ubraniu otwiera drzwi po moim pięciominutowym
waleniu w nie. Najspokojniej jak tylko potrafię proszę go o ściszenie radia.
Jest bardzo zdziwiony, ale wykazuje dobre chęci do pokojowego załatwienia
sprawy. Niestety, nasze pojęcia cicho - głośno diametralnie się od siebie
różnią. Zaciskam mocno zęby i postanawiam wytrwać. Około trzeciej kończy swoją
pracę i znowu zapada upragniona cisza.
Przez całe popołudnie otoczona jestem radosnymi wrzaskami dzieciarni bawiącej
się na podwórku, warkotem przejeżdżających samochodów, dźwiękami dobiegającymi
spoza ścian, nie mówiąc już o dźwiękach wynikających z normalnego funkcjonowania
mojej rodziny.
Gdy wieczorem kładę się do łóżka, jestem tak zmęczona i śpiąca, że wydaje mi
się, że zasnę, jak tylko przyłożę głowę do poduszki. Niestety, na parkingu jakiś
desperat usiłuje uruchomić swoje auto. Jest gotowy zarżnąć silnik, byle dopiąć
swego i udowodnić, że to on jest panem sytuacji. O 2300 kapituluje. Warkot
przejeżdżających samochodów, śpiewy pijaka i inne "normalne" o tej porze dźwięki
już mi nie przeszkadzają. Zasypiam ze strachem, że rano znowu ktoś zabierze mi
godzinę snu.
Naukowcy opracowali tabele hałasu, gdzie w decybelach starannie opisali, jaki
hałas jest dla nas dobry, a jaki nie. Moje całodzienne "decybelowe"
doświadczenie mieści się w granicach dopuszczalnych i nieszkodliwych dla
człowieka. A więc nie ma problemu, a jedynie reakcja rozhisteryzowanej baby. Czy
aby na pewno?
Wszystkie religie świata zalecają swoim wyznawcom zagłębianie się w medytację
przebiegającą w ciszy. Ma ona umożliwić człowiekowi zastanowienie się nad
własnym życiem, zajrzenie w głąb siebie, w najtajniejsze zakamarki swojego
wnętrza. Poprzez poznanie siebie, poprzez rachunek sumienia, człowiek może
zmienić swoje życie na lepsze, może odkryć ponownie, że jest czystą, wspaniałą,
wypełnioną miłością istotą, stworzoną na podobieństwo Boga. Ale żeby to było
możliwe, wielokrotnie w ciągu dnia musi choć na krótką chwilę znaleźć się w
ciszy, aby uświadomić sobie swoje istnienie, aby odczuć, że jest istotą duchową,
żyjącą samodzielnym życiem, a nie robotem zdalnie sterowanym przez innych.
Od dawna już wiadomo, że w celu zniewolenia człowieka należy stępić jego
wrażliwość poprzez zaatakowanie jego zmysłów. Taką rolę pełnią alkohol i
narkotyki, ale nie tylko. Telewizja, video i komputery atakują jednocześnie nasz
zmysł wzroku i słuchu, a w przypadku komputerów jeszcze dodatkowo zmysł dotyku.
Dorosły człowiek ma wiele trudności, aby oprzeć się tym pokusom, dla dziecka zaś
jest to już często jedyny sposób na spędzanie każdej wolnej chwili czasu. Gry
komputerowe i telewizja są narkotykiem i dzieci bardzo się buntują, gdy się je
"odcina" od tych ulubionych rozrywek, czują się zagubione, nie wiedzą czym się
zająć. Rodzicom zaś zaczyna brakować argumentów. No bo jak przekonać kilkulatka
o szkodliwości telewizji, gdy w czasach braku pieniędzy na oświatę w pobliskiej
szkole zamontowano na korytarzach monitory telewizyjne i głośniki. W czasie
każdej przerwy przez głośniki płynie współczesna muzyka młodzieżowa, a przed
monitorami gromadzą się maluchy, aby oglądać krwiożercze bajki, którymi szkoła
chce im uprzyjemnić przerwy. O tym, aby dziecko choć na chwilę znalazło się w
ciszy, aby mogło zastanowić się nad tym, czemu np. nie powiodło mu się na
ostatniej lekcji, nie ma co marzyć.
W Szczecinie na dworcu głównym czekanie na pociąg umila podróżnym bardzo
hałaśliwa reklama, przerywana tylko w celu nadania komunikatu o przyjazdach lub
odjazdach pociągów. Dłuższe oczekiwanie na pociąg jest już chyba objawem
masochizmu.
W tymżeż mieście rajcy miejscy są bardzo dumni z tego, że już na kilku
przystankach tramwajowych zainstalowano głośniki nadające program radiowy.
Czekający na tramwaj nie mają żadnego wpływu na wybranie programu, jak też i na
natężenie dźwięków płynących z głośnika. Zapowiedziane jest też sukcesywne
zradiofonizowanie następnych przystanków.
W większości zakładów pracy w każdym prawie pomieszczeniu znajduje się radio
należące do standardowego wyposażenia. Zostaje ono włączone zaraz po przyjściu
do pracy pierwszego pracownika. Rozumiem, że program radiowy może nie
przeszkadzać pracownikom wykonującym prace manualne, gdyż w pracy mają zajęte
bardziej ręce niż głowę. Natomiast mam wielkie wątpliwości, czy jakość pracy
umysłowej będzie najwyższa, gdy nasza świadomość i podświadomość atakowana jest
przez dźwięki płynące z radia.
Słuchanie radia, dobrej muzyki, oglądnięcie filmu w telewizji nie jest niczym
złym i może być źródłem dużej przyjemności, o ile robimy to świadomie, trudno
natomiast mówić o świadomym słuchaniu, gdy wykonujemy w tym samym czasie jakąś
inną pracę lub prowadzimy rozmowy.
Gdy do rzeki zostaną wrzucone substancje toksyczne zagrażające ludziom, gdy z
kominów wydobywają się nieprzyjazne środowisku dymy, gdy zostaje skażone ziemia,
to są to namacalne trucizny, które wywołują protest ekologów. Inaczej jest w
przypadku hałasu, a przecież hałas jest również trucizną, tyle że niewidoczną.
Zabija ludzi, zwierzęta i rośliny. Zabija powoli. Coraz więcej jest przypadków
nerwic, coraz więcej samobójstw, coraz więcej schorzeń, dla których medycyna nie
potrafi znaleźć racjonalnych przyczyn. Czy nie należałoby zbadać, jaki jest w
tym udział hałasu? Dźwięk jest energią. Dźwięk jest wibracją. Wszystko we
wszechświecie jest ze sobą połączone. Jeżeli fala akustyczna napotka na swej
drodze jakiekolwiek ciało, to zmienia ono swoje drgania zgodnie z wartością tej
fali. Właściwość ta od dawna wykorzystywana jest w medycynie do leczenia
dźwiękami lub ultradźwiękami. Niestety, wykorzystywana była również w salach
tortur. Każdy może sam na sobie sprawdzić, jak zareaguje organizm, gdy
posłuchamy przez pół godziny cichej, kojącej muzyki, a jak, gdy będzie to muzyka
głośna i dysharmonijna.
Jeżeli więc nie chcemy być tylko marionetkami w rękach innych, jeżeli chcemy
zachować własną tożsamość, jeżeli chcemy dotrzeć do głębi naszego
człowieczeństwa, to już teraz stanowczo i zdecydowanie musimy powiedzieć NIE!
dla wszelkich dodatkowych lub zbędnych źródeł hałasu. Nie bójmy się ciszy. W
ciszy rodzi się CZŁOWIEK!
Barbara Misiak
skr. 65, 73-100 Stargard Szcz.
"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 12 (66), Grudzień '94