"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 12 (66), Grudzień '94
O POZORNEJ BEZIDEOWOŚCI PROMUJĄCEJ IDEĘ DOWOLNOŚCI CZYLI
ZNIEWOLENIA, A NIE WOLNOŚCI
W pierwszym odruchu chciałem podejmować polemikę z tekstem p.A.Delorme (ZB
10/94). Tekst ten wyszydza stanowisko Komisji Zakładowej NSZZ "S" Zakładów
"Ursus" (a personalnie p.Wrzodaka) w sprawie użycia wizerunku Matki Boskiej
Częstochowskiej z maską gazową, dorabiając do tego jeszcze wywody o
antysemityzmie, wojnach religijnych, klerze, Kościele itd. Tylko Inkwizycji
jeszcze tu brakuje. Resentymenty i dyżurne tematy. Sprawa użycia Wizerunku jako
taka, jest znana. Technika rozpowszechniania nienawiści, mieszania zdań
prawdziwych, półprawdziwych i zupełnie nieprawdziwych oraz szczepienia pogardy
też nie od wczoraj jest stosowana. Należy jednak przecież założyć, iż każdy
dorosły człowiek swój rozum ma i co czyta - widzi. Nie jest jednak powiedziane,
że zawsze i każdy, a zwłaszcza młody i niezbyt biegły w rozpoznawaniu
przewrotności człowiek nie da sobie zrobić przysłowiowej "wody z mózgu". Można
sobie powiedzieć: Jego problem - i - nauka. Z samej polemiki więc jako takiej
zrezygnowałem.
Nie jest to jednak jednostkowe wystąpienie. Zobaczyłem tu trochę inny problem.
Używając więc przykładu tekstu p.A.Delorme chciałbym zwrócić uwagę na pewien
sposób przemycania "jedynie słusznej" ideologii pod przykrywką ekologii i w
końcu wyraźnie wskazać, iż ZB nie po raz pierwszy, przy deklaracjach pełnej
bezstronności, swobody wyznaniowej zbliżonej do niezwykle przewrotnej w swej
istocie ideologii "róbta co chceta", są co najmniej wygodną furtką dla napaści
na uczucia ludzi wierzących. I w tej to sprawie zabieram głos.
Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że Kościół i poczucie solidarności, zwłaszcza
w warunkach polskich, stanowią o fundamentach odbudowy rujnowanego przez lata
patriotyzmu i poczucia dobra wspólnego. Chęci i umiejętności budowania wspólnego
domu - otoczenia. Jest to dosłownie podstawowy, a i nie akcyjny problem
ekologiczny. Nie sposób nie zauważyć, iż społeczna nauka Kościoła wprost tego
problemu dotyczy.
Kościół i zachowania solidarne, dla wielu osób, a nade wszystko grup interesów
nie były, nie są i nie będą mile widzianymi elementami życia społecznego. To
jest jasne, oczywiste. Nawoływania typu niech Kościół zajmie się klęczeniem
przed ołtarzami, czarni chcą rządzić, "Solidarność" do czystej(?) roboty
związkowej są więc czytelne - są wręcz znakiem rozpoznawczym. Zwalczanie
powiązania Kościoła i "Solidarności" jako symbolu solidarnych zachowań
społecznych odbywa się w sposób spójny z ideologią totalitarną w jej odmianach,
czyli totalnie, na każdym dostępnym polu. Poletko tzw. ekologii do podobnych
ataków całkiem się nadaje i jest używane. To trzeba wyraźnie powiedzieć.
Tekst Pana Profesora A.Delorme nosi, ustawiający problem zwłaszcza dla młodych
ludzi, tytuł Stare upiory straszą pod nowymi szyldami. Co to te upiory? W
sumie upiór jest jeden i to upiorny - Wiara i chęć obrony prawa do swoich
przekonań. Przekonania są bowiem dobre, gdy są żadne lub też jedynie słuszne.
Gdy jest inaczej, natychmiast powstaje larum o wcześniej opisanym brzmieniu.
Zaraz na wstępie z pomocą określenia (cyt.) ...rzekomej profanacji...
wiadomo, że to nie była profanacja, a tylko wstecznicy, skrajni klerykałowie (co
już jest epitetem nie do przetrzymania) różnej maści, (w domyśle) chcą zagarnąć
całą władzę, innym narzucając swój światopogląd. Dalej mamy, że ...ten
protest stał się okazją dla haniebnego antysemickiego ekscesu. Trudno go
zoczyć, ale napisać wolno, a nuż ktoś pomyśli - może rzeczywiście to jest
antysemickie? I tak się podgrzewa atmosferę ku swej wygodzie i potrzebie. Potem
następuje ciąg dalszy bardzo "bezkompromisowego" i "zasadniczego" tekstu. Z
takimi wtrąceniami, jak "ideowa" zawartość, którą niosą inwektywy i
insynuacje pod adresem redakcji "Wprost" czy też w odniesieniu do tekstu
stanowiska NSZZ "Ursus" ten niewątpliwy eksces czy antysemickie
obsesje lub polityczny folklor itd. itd. Pod koniec dopiero można się
dowiedzieć, o co też i przy okazji chodzi. Pierwsze o to, że tylko w
zgodzie i wzajemnym zrozumieniu oraz przy osiągnięciu porozumienia... w ramach
całej... można się będzie z nimi... (zagrożeniami środowiska) skutecznie
uporać. I o to chodzi! Ja Was pokopię, swoje załatwię, a teraz w ramach
dobrem zło zwyciężaj, nie rusz mnie! Otóż jest różnica pomiędzy dobrocią (czy
wyrozumiałością), a - głupotą. Dla niezrozumienia tej racji często ludzie dobrzy
są brani za idiotów. To jest tak, jakby mylić zawołanie o to, aby dobrem zło
zwyciężać, z oczekiwaniem, że się dobrem zło będzie umożliwiać. I drugie,
i tu szczególnie boli, że: Społeczny Komitet Ekologia w Konstytucji
...zbierał podpisy na rzecz wprowadzenia do przyszłej ustawy zasadniczej trzech
(tylko!) proekologicznych przepisów i nie zdołał zebrać wymaganych ustawą 500
tys. podpisów ...Nie zdołał, gdyż nie uzyskał poparcia żadnej liczącej się siły
politycznej czy instytucji. Taką właśnie instytucją jest Kościół katolicki,
którego poparcie zdecydowało o sukcesie solidarnościowej akcji... No i tu
mamy sprawę wyłożoną czarno na białym. Dla Autora Kościół to w pierwszym rzędzie
siła polityczna i instytucja (język, jako żywo, znany też z IV Departamentu). No
i ta żałość, że nie dał się instrumentalnie wykorzystać dla poparcia
ogólnikowych, wieloznacznych i łatwych do nadinterpretacji trzech zapisów
konstytucyjnych. Tylko dlatego, że są "ekologiczne". Tak na marginesie warto
byłoby się nad tą "inicjatywą" zatrzymać dłużej. Ale nie o tym mówimy.
Wystąpienie kończy się wręcz wyrazem obrzydzenia, do szczególnie nieprzyzwoitej
chyba tendencji, aby Polska była katolicka, co ponoć (wg świadomości i wiedzy
Pana Profesora) ma zabezpieczyć (taki sobie relikt językowy) projekt
konstytucji "Solidarności", a to jest już niewybaczalne. Przynajmniej wg Pana
Profesora. Nie wiem, co to znaczy dla p.A.Delorme katolicka, bo do chomeinizmu
nikt rozsądny nie zdąża, lecz w tym kontekście to właśnie chyba ma oznaczać. PS.
do tekstu zasadniczego nie pozostawia już cienia wątpliwości co do braku
najmniejszej autorefleksji o prawdziwej, bo jedynie słusznej (bo p.Profesora)
wykładni kilku rzeczy dla innych całkiem wartościowych, ale za to wartych
kopnięcia. Choćby ku pokazaniu młodym ludziom swej bezkompromisowości i pełnej a
wygodnej "tolerancji". Aż warto zacytować: ...wypowiedź (M.
Krzaklewskiego w dyskusji z A. Kwaśniewskim), podważającą same podstawy
demokracji(??) Jest to powtórzenie znanego stanowiska Kościoła katolickiego i
popierających go klerykałów, że zasad prawa naturalnego nie wolno poddawać pod
głosowanie. A można? Hejże?! Można w takim razie mieć parę ciekawych
propozycji zapożyczonych np. od narodowych socjalistów. Ci to już nawet w
zakresie stanowienia takiego prawa wprowadzili praktykę. Tyle, że głosowali w
mniejszym gronie lub podejmowali decyzję jednoosobowo. U władzy też się znaleźli
- lege artis - w demokratycznym głosowaniu ...Stanowisko to w swych
konsekwencjach może nas cofnąć do epoki wojen religijnych... Ciekawa wolta.
Ale w końcu, co w poważnej dyskusji nie dałoby się obronić, tak sobie powiedzieć
można. To się nazywa nie powiedzieć wprost, a znacząco zasugerować.
Wolność z dowolnością się już mylą, ku potrzebie demagogicznej wypowiedzi.
Sprawa wykładu "autorytetu" na temat profanacji Wizerunku i wszczepiania
niechęci do Jego obrońców pojawiła się teraz. Nie widzę jej jednak jako
jednorazowego i przypadkowego incydentu. Wcześniej były "łagodniejsze" próby: z
wypowiedzią innego "autorytetu", prof. A.Krawczuka interpretującą, słowa
czyńcie sobie ziemię poddaną, z przedstawieniem Chrystusa Ukrzyżowanego
na słupie energetycznym, z wartościami chrześcijańskimi jako WC, w artykuliku
pt. Jak spier... ziemię (dosłownie). Itd. itd. Traktowano to wszystko
jako drobne incydenty. Redakcja podnosząc swą absolutną bezstronność wyjaśniała,
że to przecież nic takiego. Dla chętnych, brak większej reakcji, którą tylko w
pojedynkę podejmowano, stał się więc sygnałem: można dalej! I teraz właściwie
też nie ma sprawy. Nawet Sąd wydał werdykt, że problemu nie ma, choć nawet na
zdrowy rozum, Święty Wizerunek to nie znak graficzny Coca-Coli, a w przypadku
użycia nawet tego znaku już sprawa nie byłaby ani taka jasna, ani prosta i
oczywista. Takie czasy, bezstronności, obiektywizmu i - t o l e r a n c j i.
Swoim tekstem chcę jasno stwierdzić, iż Redakcja ZB zajmując się ekologią
prowadzi też kampanię antychrześcijańską i ideologiczną w swym ogólnym
charakterze. To w końcu musi być powiedziane prosto, jasno i wyraźnie.
Do Czytelnika należy osąd, czy moje zdanie jest słuszne. Myślę jednak, że biorąc
ZB do ręki warto to wiedzieć, a na pytanie o słuszność mojego wywodu na
podstawie przeglądu nawet i roczników ZB samemu sobie odpowiedzieć. Pisząc ten
tekst stwierdzam też na własny rachunek, że już dość tego. Warto przemyśleć
ostatni list Episkopatu i wyrażone w nim myśli (22.10.94). Nie dać sobie robić
wody z mózgu, że oto zawsze Kościół miesza się do polityki, że ze swej istoty
jego głos w sprawach społecznych, bez względu na kontekst, jest naganny i nie
dać się zawstydzić, że się jest katolikiem. Przyznawanie zaś tego, że się jest
człowiekiem wierzącym, a katolikiem w szczególności, zaczyna być w sugestii
takich tekstów, jak p.A.Delorme, świadectwem wstecznictwa, zaściankowości i
zapędów inkwizycyjnych.
A ta sugestia jest kłamstwem. Jego twórca znając skuteczność metod
totalitarnych wie, że wielokrotne powtarzanie kłamstwa kreuje "prawdę".
Widocznie jest taka potrzeba.
dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański,
Kraków, 5.11.94
Kraszewskiego 23/5,
30-110 Kraków,
0-12/211097
O PRAKTYKACH REDAKCYJNYCH
BEZSTRONNYCH ZB
I
Po napisaniu tekstu pt. "O pozornej bezideowości ..." dostałem nowy -
listopadowy - numer ZB. Potwierdza się moja diagnoza co do pełnej
"bezstronności" ZB. Artykulik p. O.Swolkienia znajduje natychmiast, na
sąsiednich stronach, ripostę p.A.Delorme. Logiczne w swej sekwencji czasowej -
nieprawdaż? Prosty dowód na to, że są "równi" i "równiejsi" w polemice. Tak to
odbieram jako czytelnik. Bez względu nawet na to, że np. dyskutujące Osoby się
znają i wcześniej już sobie wymieniły poglądy i tylko chcą je udostępnić
Czytelnikowi. Wtedy jednak, z woli Autorów, nadal nie jest to już tylko Ich
prywatna sprawa. Wyraźnie powinna być stwierdzona ta wyjątkowość konkretnego
przypadku. Inaczej bowiem wyjątkowość przechodzi w zwyczajną praktykę. Jak
trzeba, oczywiście. Prosty zabieg techniczny, a swą wymowę ma.
II
Stwierdzam też, brak rzeczowych argumentów w sprawie ścieżki rowerowej. Te
zostały zastąpione wykręceniem się sianem. Mnie to nie przeszkadza, jako że w
swym artykule odwoływałem się jedynie do osądu PT.Cztelników i dlatego ten
artykuł zakończyłem odpowiednią sekwencją.
Właśnie w numerze listopadowym ZB Czytelnicy otrzymali odpowiedź na moje
wątpliwości.
I i II proszę liczyć za konstruktywną współpracę, a nie krytykę dla
samej krytyki. Nie zmienia to też mojej sympatii dla ZB, podziwu dla aktywności
Redakcji i uznania dla ważkiej roli pisma - biuletynu i źródła informacji.
dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański,
Kraków, 5.11.94
Kraszewskiego 23/5,
30-110 Kraków,
0-12/211097
SZANOWNY PANIE REDAKTORZE!
Zawiadamiam, że miesięcznik ZB obraził moje uczucia religijne poprzez
publikację zdjęcia okładki tygodnika Wprost. Miało to miejsce w
październikowym, 64 numerze na s. 41 w tekście p.Andrzeja Delorme.
Z poważaniem
Jan Bocheński
SACRUM I PROFANUM
W sztuce i w życiu jest taka rzeczywistość, jak sacrum. Jest także profanum.
Sacrum jest związane z tym, co dobre, piękne i prawdziwe. Do tej rzeczywistości
należą także uczucia i symbole religijne. Profanum jest związane z tym, co złe i
brzydkie. Niekiedy wielcy artyści mogą ukazać sacrum bardzo blisko profanum, w
celu zaznaczenia kontrastu. Zawsze jest jednak wyraźna granica. Tej granicy
zabrakło na okładce Tygodnika "Wprost". Dlatego jest to po prostu
profanacja. Nie jest to natomiast "rzekoma profanacja", jak napisał w swoim
tekście p. Andrzej Delorme (ZB 64 s. 41).
Jan Bocheński
JAK TO SIĘ ROBI W ONZ
(sprostowanie)
Przepraszam Fundację "Ekologia i Zdrowie" za podanie nieprawdziwej informacji
w ostatnim akapicie tekstu Jak to się robi w ONZ. [ZB 9(63), s. 27].
Fundacja "Ekologia i Zdrowie" nie wysłała swojego przedstawiciela na konferencję
Zaludnienie i Rozwój w Kairze.
Przepraszam także za bezpodstawne insynuacje pod adresem ww. Fundacji, zawarte w
tym akapicie.
Z poważaniem
Janek Bocheński
BRZYTWA OCKHAMA, ETYKA EKONOMII I EKOLOGIA
Dostaję listy w kopertach, które już raz były używane. To proste: stare adresy
trzeba skreślić, napisać nowe na wolnym miejscu. Pomysł jest znakomity, o ile
nie utrudnia zbytnio życia poczcie. Autor tego pomysłu myślał tak: powtórnie
użyta koperta: jeśli wiele osób będzie ten pomysł naśladować - ocaleje kawałek
lasu.
A gdyby to rozumowanie rozszerzyć na wszystkie używane przez człowieka
przedmioty?
Ludzie starzy, którzy przeżyli wojnę, często mają manię zbierania wszystkiego -
"wszystko może się jeszcze przydać". W warunkach wojennej nędzy (lub każdej
nędzy) okazuje się, że człowiek może się obywać, posiadając minimum przedmiotów;
że tak naprawdę, to niewiele mu potrzeba do szczęścia.
Zastanówmy się: produkcja każdego nowego przedmiotu to zużycie surowców, zużycie
energii, nieuchronne zanieczyszczenie środowiska. Słusznie zatem ekolodzy walczą
z przedmiotami jednorazowego użytku. Sensownym wydaje się postulat produkcji
przedmiotów tak solidnych i trwałych, by mogły służyć przynajmniej 2-3
pokoleniom. Czyli mądrzej postępują Szwedzi produkując samochód Volvo, obliczony
na wiele lat użytkowania, niż Włosi, których samochody są obliczone na krótki
okres trwania - od modelu do modelu, a hasło solidności zastępuje moda i reklama
"nowego modelu".
Przymiotem odchodzącej Epoki Ryb jest obfitość - obfitość przedmiotów i
śmieci.
W Polsce po raz pierwszy O zawisłości ekonomii od etyki pisał Feliks
Konieczny (Lwów, 1933). Może warto przypomnieć jego prace? Od niedawna przy
Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie istnieje też katedra etyki ekonomii.
Tymczasem w ZB nie znalazłem ani razu (wyłączając mój własny jeden tekst)
artykułów poruszających problem etyki ekonomii. A przecież z punktu widzenia
ekologii jest to problem fundamentalny.
1. Czy jest do utrzymania w dalszym ciągu filozofia nieograniczonej konsumpcji,
nieograniczonej produkcji nowych przedmiotów?
2. Czy jest do utrzymania w dalszym ciągu filozofia posiadania niezliczonej
ilości przedmiotów, rzekomo niezbędnych cywilizowanemu człekowi?
3. Nie jest to spór (stary) o ograniczoność ziemskich zasobów, o to jak długo
można eksploatować istniejące zasoby kopalin i energii nieodnawialnej. Jest to
spór o skutki tej eksploatacji, o granice zanieczyszczeń środowiska, spór o
przetrwanie w środowisku maksymalnie zanieczyszczonym wskutek nieograniczonej
niczym produkcji.
4. Jednym z rozwiązań jest recykling i ponowne używanie starych przedmiotów,
drugim może być hasło: "NIE NALEŻY PRODUKOWAĆ NOWYCH PRZEDMIOTÓW PONAD ISTOTNĄ
TEMU POTRZEBĘ" (na wzór tzw. "brzytwy Ockhama").
5. Z powyższego wynika jasno konieczność upowszechniania etyki ekonomii, która
rozwiąże opisane wyżej problemy; odpowie na pytanie, czy jest etyczne
rozszerzanie filozofii nieograniczonej konsumpcji (napędzającej produkcję);
gdzie jest wypadkowa między rynkiem usług a produkcją; w jakich wypadkach jest
uzasadnione produkowanie nowych przedmiotów, a kiedy ta produkcja jest przejawem
marnotrawstwa i głupoty.
Nędza i niedostatek wielu dóbr za panowania komunistów przyczyniały wielu
cierpień mieszkańcom PRL-u, stojącym w sklepowych kolejkach przez wiele godzin.
Może to, co było dla obywateli PRL-u przykrym doświadczeniem - da się zamienić
na doświadczenie pozytywne? Czy można powiedzieć, że słowo: OBYWATEL pochodzi od
słowa - OBYWAĆ SIĘ? (bez czego tylko obyć się da?)
Nędza lub wojna zmuszają ludzi, by obywali się bez czego tylko obyć się da; by
zabiegali tylko o to, co absolutnie niezbędne do przetrwania.
Wierzę w LUDZKI ROZUM - iż świadomość klęski ekologicznej, rozmiarów zatrucia
środowiska, że wreszcie minimalna choćby życzliwość dla PRZYRODY sprawi, że
człowiek będzie chciał zostać OBYWATELEM, świadomie ograniczającym swe potrzeby
i zachcianki - właśnie przez wzgląd na przyrodę, środowisko i dobro swych
wnuków. Wierzę, że do takiej świadomości nie jest potrzebna wojna ani nędza, że
można dojść do świadomości obywatelskiej, używając rozumu.
Dobry gospodarz, zanim kupi nowy przedmiot, rozgląda się, czy nie można zastąpić
go starym lub innym, przerobionym. Tak więc rozumny gospodarz dzielnicy, zanim
kupi nowe, drogie, kolorowe, błyszczące pojemniki (o niezbyt funkcjonalnych
kształtach) na odpady - mógłby się pierwej zastanowić, czy starych, już
używanych, nie da się pomalować, odnowić, przystosować do segregacji odpadów i
surowców wtórnych. Co np. pozwoliłoby mu zaoszczędzić trochę pieniędzy, które
można wydać na porządki, posadzenie nowych drzewek, czy wynagrodzenie
bezrobotnych, którzy będą zbierać odpady i surowce wtórne, wyręczając w ten
sposób obywateli leniwych lub zapracowanych. Czyli:
1. Nie produkować nowych przedmiotów ponad istotną potrzebę!
2. Ludzie, myślcie! To nie boli!
Paweł Zawadzki
Jarek Tomasiewicz odpowiada na zarzuty Jana P. Waluszki (ZB 10 s. 39)
TESTAMENT INFILTRATORA
Drogi Jany!
Od wiosny nie napisałem żadnego tekstu "politycznego" i myślałem, że nigdy już
tego nie uczynię, ale Twoja nieuczciwa i nienawistna napaść zmusza mnie,
bym raz jeszcze sięgnął po pióro.
Na wskroś nieuczciwy jesteś, gdy w swoim liście gończym przedstawiasz mnie jako
perfidnego super-agenta skrajnej prawicy, infiltrującego środowiska wolnościowe.
Ty akurat znasz moje poglądy nie tylko z artykułów, ale też z osobistej
korespondencji, której wymieniliśmy - zanim się obraziłeś - chyba z kilkaset
stron. Wiesz więc najlepiej, że moje poglądy nie mieszczą się na prawicy, że są
one tyleż zbieżne z prawicowością, co z lewicowością.
Przez kilka lat angażowałem się publicystycznie na obu krańcach naszej sceny
politycznej, pragnąc by wrogie sobie ekstrema wzajemnie zrozumiały swoje
postulaty i motywacje, by przeprowadziły ponad barykadami swoich gett poważną
dyskusję nad problemami współczesności (bo przecież nikt nie ma monopolu na
prawdę), by w perspektywie porozumiały się wobec wspólnego zagrożenia ze strony
dehumanizującej cywilizacji masowej. Być może razem stworzyłyby kiedyś
prawdziwie pluralistyczne społeczeństwo, w którym byłoby miejsce dla wszystkich,
bez względu na styl życia i poglądy.
Odrzucam bowiem dychotomiczną opozycję "lewicy" i "prawicy", przynajmniej w
karykaturalnej polskiej wersji tego schematu, w którym lewica musi być
kosmopolityczna, a prawica kapitalistyczna, klerykalna i ksenofobiczna. Od
skrajnej prawicy dzieli mnie taki sam dystans, jak od ultralewicy, czego Ty nie
potrafisz zrozumieć, bo Twój umysł uwięziony jest w schematach: skoro nie jestem
po Twojej stronie - to muszę być po stronie Wroga.
Swoich poglądów - wbrew temu, co piszesz - nie ukrywam; wyłożyłem je z grubsza w
drukowanych na łamach "Mat'i Pariadka" tekstach Wyznania
nonkonformisty, Anty-Fukuyama i Zniewolenie poprzez wolność (z
których jednak - jak wnoszę - niewiele zrozumiałeś, skoro zarzucasz mi
ultraprawicowość). Wolę jednak pisać o faktach: na ogół o "drugiej stronie
medalu", o zjawiskach nieznanych i nietypowych, wykraczających poza schematy
(jak lewicowi nacjonaliści czy prawicowi ekologiści).
Wykorzystywałem do tego celu wszystkie dostępne media (z "Magazynem Gazety
Wyborczej" włącznie). Nie mam niestety żadnych "swoich" czasopism; w
periodykach prawicy publikowałem na takich samych zasadach, jak na lewicy - jako
wolny strzelec, ekstrawagancki outsider. Kłamstwem jest, że prezentowałem tam
poglądy z gruntu odmienne, ortodoksyjnie prawicowe - choć w środowiskach
prawicowych innego używałem języka, to idee propagowałem te same (vide np.
Czarno-biała fotografia... w "Myśli Narodowej Polskiej" z
lutego'91). Nic na to jednak nie poradzę, że redakcje pism prawicowych wybierały
to, co im odpowiadało, niechętnie drukując teksty propagujące porozumienie z
lewicowcami - ja naprawdę nie jestem superbossem dyrygującym prawicą! Zresztą
artykułami prezentującymi takie ruchy, jak Trzecia Droga ("Prawica
Narodowa") czy Nowa Prawica ("Myśl Polska") i tak wyrobiłem sobie
pośród prawicowców opinię "kryptokomunisty", "agenta masońsko-żydowskiego",
"górnośląskiego separatysty" i "neopoganina".
Pisywałem też do pism lewicowych, zwiedziony sloganem "Adwersarzy zapraszamy do
publikacji..." Łudziłem się, że możliwe jest utrzymanie poprawnych, czy nawet
przyjaznych stosunków, mimo nieprzekraczalnej różnicy poglądów. Niestety,
"fandom" anarchistyczny nie potrafiąc zasymilować tego drażniącego ciała obcego,
jaki stanowią idee Trzeciej Drogi, postanowił je (w mojej osobie) wyizolować i
wydalić. Gdy nie potrafiłeś poradzić sobie z moimi poglądami, gdy nie udało Ci
się mnie przekonać - począłeś mnie bezpardonowo zwalczać. Ty po prostu nie
umiesz żyć obok człowieka, z którym się nie zgadzasz, nie walcząc z nim! Jesteś
"szowinistą ideologicznym" - zwierciadlanym odbiciem szowinisty etnicznego:
szowinista etniczny wierzy głęboko w wyższość swojej rasy czy narodu (Ty - w
wyższość swojego ruchu), obsesyjnie strzeże czystości krwi i kultury (Ty -
czystości doktryny), nie potrafi tolerować obcych na swoim terytorium (Ty - w
swojej "przestrzeni intelektualnej", jaką wyznaczają undergroundowe ziny).
Oto rzeczywista przyczyna Twojej nienawiści! Nienawidzisz mnie za moje
niekonwencjonalne poglądy - łatwiej byłoby Ci walczyć z nazistą albo endekiem
niż z lewicującym "nacjonalistą o ludzkiej twarzy", dlatego musisz udowodnić, że
to tylko maska faszysty. Nienawidzisz mnie za to, że psuję Ci Twój uporządkowany
obraz świata, opisując anarchorasistów i nazi-wegetarian, czarnych antysemitów i
homoseksualistów-faszystów. Nienawidzisz mnie za to, że mącę w głowach Twoim
fanom, pokazując im nieortodoksyjne rozwiązania. Chyba powinno mi pochlebiać, że
mnie, drobnego żuczka, Wielki Jany uznał za przeciwnika na tyle groźnego, że
trzeba go wykończyć wszelkimi dostępnymi metodami.
Charakterystyczne, że Ty nie kwestionujesz podawanych przeze mnie faktów, ani
nie polemizujesz z moimi poglądami, tylko usiłujesz zdyskredytować moją osobę,
sugerując kłamliwie, że jestem wykonawcą (a może inspiratorem?) jakiegoś
diabolicznego spisku faszystowskiego. Jestem "faszystą", gdyż uważam, że ludzkie
społeczności (w tym grupy etniczne) mają prawo do swego terytorium i
samostanowienia. Dowodem moich "faszystowskich" ciągotek jest fakt, że
popełniłem kilka tekstów o zjawiskach, które Twoim zdaniem nie powinny zaistnieć
- o nonkonformistach z lewicy i prawicy (w tym dwa - a nie "wiele" - o
prawicowych "zielonych"). Typowo "faszystowska" okazuje się być moja akceptacja
odmienności, gotowość do współpracy, otwartość na dyskusję z każdym i na każdy
temat. Nawet mój antyfaszyzm jest "faszystowski"!
[Ciekawe, że tekst Uwaga! faszyzm skłóca alternatywną młodzież, zaś
artykuły w pisemkach ANF "demaskujące" wyimaginowany kryptofaszyzm takich grup
jak Guns'n'Roses, IRA czy Acid Drinkers tego nie czynią. Tymczasem ja nigdy nie
nawoływałem do bicia "metali" (w przeciwieństwie do Ciebie wyrosłem już z
subkulturowych zadym!), ale ukazywałem jednostronność anarchistów, którzy widzą
zagrożenie tylko ze strony skinów i Kościoła (a zwalczają tego zdemmonizowanego
wroga wedle zasady, że "najlepszą obroną jest atak"). Twoja reakcja doskonale
potwierdza ten hipokrytyczny sposób myślenia: można być wielbiącym Crowleya,
Nietzschego i Hitlera mizantropem, byle było się "swoim", tj. byle nie atakowało
się koncertów w klubie C-14... Ja, choć nie czczę Führera ani nie rozbijam
koncertów i tak nigdy nie będę "swój", bo ośmielam się proponować inne
rozwiązania niźli wskazuje Papież Anarchizmu.]
Ogólnie rzecz biorąc, prawidłowo rozpoznałeś jednak moje intencje. Rzeczywiście,
moim zamiarem było zacieranie różnic (dla mnie drugorzędnych),
rozbijanie bloków prawicy i lewicy oraz przeciąganie na swoją
stronę. Ale nie na stronę tradycyjnej prawicy, która przecież też nie
akceptuje żadnych dysydentów ani półlewicowców. Nonkonformiści z lewa i prawa
powinni spotkać się gdzieś w połowie drogi, by stworzyć w Polsce antytotalitarny
ruch Trzeciej Pozycji, łączący zasady narodowej (etnicznej) tożsamości i
suwerenności, oddolnej zdecentralizowanej demokracji, sprawiedliwości społecznej
i poszanowania Natury. Niestety, skończyło się to fiaskiem - ciągle jestem
osamotnionym w swoich poglądach Don Kiszotem, bezdomnym kondotierem. Dla prawicy
idea Trzeciej Drogi to kryptokomunizm, dla lewicy - kryptofaszyzm. Doktrynerska
tępota i zaślepiony fanatyzm tak lewicowców, jak prawicowców w Polsce wydają się
być nieuleczalne.
Poddają się więc. Śpij spokojnie, Januszku, nie będę już zakłócał Twego błogiego
samozadowolenia ukazywaniem niewygodnych faktów. Możesz zachować swoją fałszywą
"tolerancję" dla ludzi myślących tak, jak ty.
J.T.
synteza
W dniach 24-28.6. w Manchester w Wlk. Brytanii odbywała się międzynarodowa
konferencja, poświęcona zrównoważonemu rozwojowi miast. (...) Miejscowi
lewicujący Zielonkawi wspominali o 3,5 mln Ł wydanych na tę imprezę z kieszeni
lokalnych podatników. Tym niemniej, co nieco z imprezy zostało. Warto było na
niej być i zabrać głos.
ZB 8/94
Cinek
(Zajmuje się rowerami. Na konferencję poleciał, a jakże, "ekologicznym"
samolotem)
*
Wszystko to wynik przyjętej filozofii działania, kierunku, w którym się dąży -
tego, kim się chce być, a nie tego, co chce się robić (...)
Kolejne stadko działaczy daje się pędzić w ślepy zaułek (ślepy dla ruchu, bo
dla działaczy są to ciepłe posadki i święty spokój).
ZB 9/94
Ewa Fin
*
Ruch ekologiczny jest chyba najlepiej doinwestowanym merytorycznie i technicznie
ruchem pozarządowym w Polsce. Dzięki pomocy z zagranicy przeszkolono kilkaset
osób i poświęcono na to miliony dolarów.
ZB 10/94
Maciej Kozakiewicz
*
Wiedza społeczeństwa o organizacjach proekologicznych nie jest duża i jak to
wynika z porównania z danymi ubiegłorocznymi, raczej maleje. O istnieniu
organizacji ekologicznych o różnym zasięgu słyszało:
1992(%próby) 1993(%próby)
Organizacje 21 16
lokalne
Organizacje 64 33
ogólnokrajowe
Organizacje 62 34
międzynarodowe
Prawdziwość deklaracji sprawdzono, zadając respondentom (1188 - ogólnopolska
próba losowa) pytanie o nazwę organizacji, o których się słyszało (...) Tylko
jeden respondent wymienił Polski Klub Ekologiczny, a dwie osoby wskazały na
organizację "Tama - Tamie". I ta informacja może starczyć za komentarz.
Raport Świadomość społeczna; Niderlandy ekologiczne. InrE Warszawa
1994
zebrał: P.N.
"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 12 (66), Grudzień '94