Strona główna 

ZB nr 1(67)/94, styczeń '95

człowieku, chomikuj baterie!

We czwartek, 27.10.94 Fundacja Oławy i Nysy Kłodzkiej we współpracy z firmą TransFormers rozpoczyna kampanie recyklingu baterii. Zużyte baterie mogą zatruć glebe, wode, zwierzeta i ludzi... lepiej wiec wykorzystać je jako surowce wtórne.

Kampania obejmie początkowo zasiegiem Wrocław oraz Oławe. Zbiórke baterii prowadzić bedziemy w domach towarowych, sklepach elektronicznych... przede wszystkim jednak w szkołach. To młodzież jest głównym użytkownikiem baterii. Do tej pory udział w kampanii zadeklarowało ok. 80 szkół: podstawowych i średnich.

W punktach zbiórki znajdą sie pojemniki naznaczone chomikiem - symbolem kampanii. Odbiorem, przechowaniem i transportem zebranych baterii zajmuje sie TransFormers. Baterie zawożone bedą do huty "Bukowno" k.Olkusza, gdzie zostaną posortowane i przetworzone. Huta płaci za 1kg przywiezionych baterii 25zł (słownie - dwadzieścia pieć złotych)!

Wiemy, że dla rozwiązania problemu odpadów toksycznych potrzebne jest wprowadzenie odpowiedniego systemu prawno-podatkowego. Już dziś jednak tworzymy społeczną presje, kreujemy ekologiczną świadomość. Służy temu miedzy innymi konkurs promujący zbiórke baterii. Otóż szkoła, która zbierze najwiecej baterii, otrzyma nagrody: dla szkolnego koordynatora akcji mamy ekologiczną, bezfreonową lodówke ufundowaną przez Polar, młodzież otrzyma również wiele nagród. Pierwszy etap konkursu zostanie rozstrzygniety z początkiem marca'94.

P.S. Minął pierwszy tydzień zbierania. Mamy już dziesiątki tysiecy baterii i setki kilogramów.

Krzysztof Skolicki - koordynator projektu,

Wroc3aw, 26.10.94

UWAGA: Fundacja Oławy i Nysy Kłodzkiej kolportuje ilustrowaną broszure pt. Glebowo-korzeniowe oczyszczanie ścieków. Wystarczy przesłać do nas zaadresowaną koperte zwrotną, formatu A5, ze znaczkiem za 6 tys. Nasz nowy adres:

Fundacja Oławy i Nysy Kłodzkiej,

ż Białoskórnicza 26,

50-134 Wrocław

 

nowa i świeża zielona galeria we wrocławiu

Trzy i pół tony płukanego żwiru rozsypaliśmy w piwnicy naszej Fundacji, ziemisto-zieloną farbą pomalowaliśmy jej ściany, a srebrną rury, zawory i kraty. Zaprzyjaźniony rzeźbiarz na kilku białych prostopadłościanach ustawił kilka gipsowych kobiet, a w szklanej klatce kilka ptaków o tułowiach z czarnego debu, a dziobach miedzianych. Trzy jasne reflektory, cztery piwniczne lampy, kilka ruchomych świeczek i wonnych kadzidełek. Stary stół i pare krzeseł praktycznie i przytulnie wypełniły wolną przestrzeń, która od tej pory nosi nazwe Zielonej Galerii.

Podczas przechadzki po niej, nie dość, że chrześci pod nogami, a spojrzenia łapczywie zatrzymują sie na ciałach wapiennych kobiet, można również usiąść przy staruszku-stole, pamietającym zreby pierwszych ruchów ekologicznych, popijając gorący napar z lipy, jaśminu, rumianku... i oczywiście z zielonej herbaty. Można porozmawiać na każdy temat, można pomedytować, odpocząć. Zielona Galeria to nie tylko miejsce, gdzie sie kupuje dzieła sztuki, lecz również gdzie sie rozmawia, dowiaduje, korzysta z komputerowej bazy danych, miejsce z którego rozpocząć można lokalną akcje ekologiczną, gdzie pracują ekoholicy, co na ekologii zeby zjedli i pomogą każdemu dobremu człowiekowi uczynić to samo.

Zielona Galeria dopiero co zaczeła oddychać, a już nowa formuła fuzji sztuki, integracji i ekologii przynosi pierwsze efekty, które dostrzec można w głowach zainteresowanych i w nagłówkach gazet. Wokół galerii skupiła sie grupa wolontariuszy, ekologów świeżej krwi, dzieki którym rumiane są policzki, dzieki którym sprząta sie świat, zbiera baterie, ratuje sie drzewa i sieje nowe trawniki.

Zielona Galeria otwarta jest cały tydzień, zaprasza do siebie i kusi nowym stylem życia, jej charakter non profit zapewnia jej ekonomiczny non violence. Wkrótce odbywać sie bedą tu regularne spotkania "na temat", w planach warsztaty ekologiczne, prelekcje, kameralne koncerty muzyczne i burze mózgów. Przekraczając jej zielone progi można już nie wrócić do dawnego szarego życia, stąd trudno wyjść nawet etatowym pracownikom, a cóż dopiero niewinnym i malućkim.

Zielona Galeria jest na prawde zielona, pije sie tu zieloną herbate i czyta "Zielone Brygady".

Specjalnie dla ZB napisał

Dominik Dobrowolski - wolontariusz

TRZECH GOśCI Z KLASą

CZYLI

WALKA O BABIOGóRSKI LAS

O walce tej wie chyba niewielu. Ja dowiedzia3em sie o niej niedawno. Siedzia3em w uroczej knajpce nieopodal Babiej Góry. Popijaj1c piwo smakowa3em leniwie up3ywaj1cy czas. I niespiesznie wertowa3em niewielk1 ksi1?eczke1). Kartka po kartce. A? na stronie dziewieadziesi1tej pierwszej natrafi3em na kilka zdan, które zdumia3y mnie tak mocno, ?e nie wierzy3em w3asnym oczom. Z podejrzliwooci1 spojrza3em na stoj1c1 obok butelke. To jednak by3o tylko piwo. I do tego ledwie napoczete. A wiec? A wiec jednak to, co widzia3em, to rzeczywiocie by3o napisane. A napisane by3o:

walka o las babiogórski

na północnych stokach rozegrała sie we wrześniu 1934r., gdy Polska Akademia Umiejetności w Krakowie, mimo uchwalonego kilka miesiecy wcześniej utworzenia z resztek jagiellońskiej kniei rezerwatu leśnego, zarządziła ciche przygotowanie do nagłego ściecia wspaniałej kniei jodłowo-bukowej pomiedzy żarnówką i Mokrym Stawem poniżej Górnego Płaju, z wielu stanowiskami jodły liczącymi od 250 do 400 lat. Decyzje podjął sekretarz generalny Akademii z inicjatywy dyrektora lasów PAU. Bór uratował w ostatniej chwili gospodarz schroniska w Markowych Szczawinach, ostrzeżony przez zaufanego gajowego W.Szczurka, powiadamiając depeszą przewodniczącego Państwowej Rady Ochrony Przyrody prof.Władysława Szafera, na niecałą dobe przed rozpoczeciem wyrebu. Prof.Szafer pojechał natychmiast do generalnego sekretarza PAU, który po bardzo stanowczej rozmowie odwołał telefonicznie decyzje.

Postawiono później pytanie: co wiecej warte w pojeciu narodu? Czy uzyskane z wyrebu fundusze na opublikowanie kilkunastu prac i przyczynków, które po kilkudziesieciu latach spoczełyby w grobowcach archiwalnych, czy knieja przyszłego Parku Narodowego?

Ten pochodzący z Małej encyklopedii babiogórskiej cytat, choć krótki, jest tak treściwy i opatrzony tak świetnym komentarzem, że w tym miejscu mógłbym zakończyć. Ale...

-- No i czym sie tu zdumiewać? -- wzruszy ktoś ramionami. -- Jedni chcieli wyciąć kawałek lasu. Drudzy sie temu sprzeciwili. Pierwsi przegrali. Drudzy wygrali. Taki mały, lokalny ekologiczny epizodzik. Cóż w tym takiego zdumiewającego?

Zatem wyjaśniam. Zdumiewający dla mnie był i atak na las, i obrona lasu. A teraz po kolei.

 

zdumiewający atak

Zdumienie budzi - powiedzmy to tak - "osoba" agresora. Przecież wiekowy las zamierzał wyciąć nie jakiś ciemny chłopek, nie jakiś pazerny handlarz drewnem ani też lekkomyślny hrabia-hulaka, który nagle musi uregulować karciany dług, ale wyrebu zamierzała dokonać instytucja tak szacowna jak Polska Akademia Umiejetności (PAU).

Zdumienie budzi też - nazwijmy to tak - "zaprzeczność" postepowania tej szacownej instytucji. Najpierw uchwalono utworzenie rezerwatu, a potem po cichu postanowiono dokonać nagłego wyrebu.

I wreszcie zdumienie budzą motywy postepowania PAU. Można powiedzieć, że wyrąb zaplanowano z tzw. niskich pobudek materialnych (patrz ostatni akapit cytatu).

To tyle o ataku na las. A teraz przejdźmy do obrony.

zdumiewająca obrona

Najwieksze zdumienie budzi, że tak małymi środkami zdziałano tak wiele. Wystarczyło trzech ludzi. Gajowy, kierownik schroniska, profesor. Trzech ludzi z klasą.

Ponadto ze zdumieniem zauważmy, że profesor Szafer, broniąc lasu, działał... negatywnie. Bo przecież protestował, sprzeciwiał sie, przeciwdziałał. A każdy protest jest działalnością negatywną. Przynajmniej takie zamieszanie pojeciowe lansują wystepujący u nas w mnogiej liczbie tzw. ekolodzy pozytywni, których działalność (nazywana przez nich samych działalnością pozytywną vel konstruktywną) sprowadza sie do brania dotacji, pisania sprawozdań i nic-nie-robienia, bo raz, że tak najwygodniej, a dwa, że tak najbezpieczniej - nie robiąc nic nikomu nie można sie narazić. Zauważmy jeszcze, że nic-nie-robienie przybierać może formy rozmaite - od prowadzenia biura (najwygodniej - biura obsługi ruchów ekologicznych) poprzez warsztaty, szkolenia (najbezpieczniej - ekowojowników), seminaria do konferencji, ekspertyz i raportów. Wszystkie te działania łączą czesto dwie cechy - są kosztowne i nie wynika z nich nic.

Myśle, że gdyby walka o las babiogórski rozegrała sie dziś, to... nie byłoby żadnej walki. Mimo istnienia całej armii ekologicznych urzedasków pozarządowych zajmujących sie rytualnie uprawianym ekourzedoleniem, wśród zgiełku seminariów, konferencji i warsztatów, a pod samym nosem specjalnie wyszkolonych wojowników Matki Ziemi las babiogórski zostałby bez przeszkód ściety. Tak myśle. Ale można przecież myśleć inaczej. Dlatego też proponuje zabawe (w naukowym stylu!), a bedzie nią:

 

scenariusz wariantowy

Walka o las babiogórski rozegrała sie w 1934 roku. Wyobraźmy sobie, że dzieje sie dzisiaj. Abstrahujmy od babiogórskich konkretów. Załóżmy, że ktoś gdzieś chce wyciąć prastary las. I jest jakiś gajowy, jakiś kierownik schroniska i jakiś profesor - przewodniczący jakiejś Zielonej Rady. Napisałem "jakiejś" Zielonej Rady, gdyż takich rad mamy dzisiaj w Polsce co najmniej trzy - Państwową Rade Ochrony Przyrody (PROP), Państwową Rade Ochrony środowiska (PROś) oraz Rade Ekologiczną przy Prezydencie RP. A teraz spróbujmy wyobrazić sobie jak wyglądałby dzisiaj łańcuszek przeciwdziałania zamierzonej wycince prastarego lasu. Aby wyobraźnia pracowała w sposób naukowy (inne sie nie liczą) przygotowałem trzy warianty zachowań poszczególnych osób. Oto one:

gajowy

Co robi gajowy dowiedziawszy sie o planach wyrebu?

a) postepuje tak samo jak gajowy Szczurek w roku 1934, czyli szybko i skutecznie powiadamia kierownika schroniska;

b) macha reką (e, decyzja zapadła, jest już za późno) i idzie na piwo lub zakłada kapcie i siada przed telewizorem, gdzie akurat wyświetlają film przyrodniczy (trzeba sie dokształcać);

c) postepuje jeszcze inaczej (jak?).

kierownik schroniska

Co robi kierownik schroniska po otrzymaniu wiadomości od gajowego?

a) postepuje tak samo jak kierownik schroniska w roku 1934, czyli szybko i skutecznie powiadamia profesora - przewodniczącego Rady;

b) zaciera rece (Niech wytną! A jak wytną, to zrobi sie stok zjazdowy, postawi wyciąg, podciągnie droge i bedą tu wreszcie prawdziwi turyści, a nie tylko te pieszaki z plecakami) i - oczywiście - informacji nie przekazuje dalej nikomu;

c) postepuje jeszcze inaczej (jak?).

profesor-przewodniczący

Co robi profesor-przewodniczący Zielonej Rady po otrzymaniu wiadomości od kierownika schroniska?

a) postepuje tak samo jak profesor Szafer w roku 1934, czyli szybko i zdecydowanie interweniuje;

b) wyraża (prywatnie, oczywiście) ubolewanie i oburzenie (ach, ci potworni technokraci) po czym nie robi nic, bo jest bardzo zajety - przygotowuje właśnie doniosły referat pt. Nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi na mający sie odbyć za pół roku w Bambuko Ekologiczny Szczyt Ziemi (trzeba myśleć globalnie!);

c) postepuje jeszcze inaczej (jak?).

Uwaga - gdyby komuś przy rozpatrywaniu tych wariantów wpadły do głowy jakieś myśli, to może przelać je na papier i przekazać do publicznej wiadomości.

I w tym miejscu mógłbym skończyć. Ale...

kolejne zdumienie

Pisząc ten artykuł postanowiłem dowiedzieć sie czegoś wiecej na temat walki o las babiogórski. Wziąłem do reki opasłą (ponad trzysta piećdziesiąt stron) monografie2) Park Narodowy na Babiej Górze - przyroda i człowiek opracowaną przez Zakład Ochrony Przyrody i Zasobów Naturalnych Polskiej Akademii Nauk, a wydaną w 1983 roku przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe. I kolejne zdumienie.

Dowiedziałem sie co prawda (z dokładnością do setnych cześci hektara!) ile wynosi powierzchnia (a wynosi ona dokładnie 642,22ha) utworzonego w 1933 roku przez Polską Akademie Umiejetności rezerwatu na Babiej Górze, ale ani w krótkim rysie historycznym na wstepie, ani w liczącym dwadzieścia stron (także zawierającym rys historyczny) rozdziale o lasach, ani w ogóle w całej książce nie znalazłem żadnej wzmianki na temat walki o las babiogórski i niechlubnej roli odegranej przez Polską Akademie Umiejetności. Niczego takiego nie było? Piszący monografie naukowcy o tym nie wiedzieli? A może postąpili w myśl zasady, że "naukowiec naukowcowi niczego nie wykole"?

Stanisław Zubek,

Kraków, 22.11.94

źródła i przypisy

1) Mała encyklopedia babiogórska, praca zbiorowa pod redakcją Władysława Midowicza, Pruszków 1992, Oficyna Wydawnicza "Rewasz".

Władysław Midowicz był inicjatorem utworzenia parku narodowego na Babiej Górze - szczegółowy plan ogłosił w 1928 roku w roczniku "Ochrona Przyrody". W 1932 roku został gospodarzem schroniska na Markowych Szczawinach i to właśnie on przekazał wiadomość od gajowego Szczurka do profesora Szafera.

Tu dodam jeszcze, że Babiogórski Park Narodowy utworzono ostatecznie w 1954 roku, a dwadzieścia pare lat później uznano za rezerwat biosfery, co nie każdemu parkowi narodowemu sie zdarza i co świadczy m.in. o jego wyjątkowej przydatności dla badań naukowych, co tworzy kapitalny paradoks, jako że prastary babiogórski las planowała wyciąć - przypominam - Polska Akademia Umiejetności, czyli instytucja naukowa. Właśnie.

2) Park Narodowy na Babiej Górze - przyroda i człowiek, opracowanie zbiorowe pod redakcją Kazimierza Zabierowskiego, PWN, Warszawa-Kraków 1983.




ZB nr 1(67)/95, styczeń '95

Początek strony