Strona główna 

ZB nr 6(72)/95, czerwiec '95

CHAŁUPA STORY

Stara chałupa. W chałupie sklep. Nowy. Na chałupie szyld. Neonowy. W narodowych barwach. Biało-czerwony. Coca-cola.

Stanisław Zubek,
Kraków, 3.11.93





NIEUDANA PARAPETÓWA

Pochrobotał pazurkami po blasze. Nie znalazł nic. Złożył reklamację. Dzióbkiem o szybę. I zmienił parapet.

Stanisław Zubek,
Kraków, 4.11.94





SPACER Z WIATREM

Szedłem przed siebie. Tylko po to, aby iść. Po niebie chmury, a po ziemi liście gonił wiatr. I tak razem trwoniliśmy energię i czas.

Stanisław Zubek,
Kraków, 11.11.94





O PSIE IMIENIEM MAŁY

Żyłeś szybko. Mnie minął dzień, a Tobie - pięć. Na czterech łapach szybko biegnie czas.

Stanisław Zubek,
Kraków, 11.12.94





POLETKO PANA WRONY

Idzie wiosna. Niedługo zrobi się ciepło. Ale mnie to nie cieszy. Wtedy przyjdą tu ludzie. Podepczą. Poniszczą. Nie uszanują.

Te drzewa sam bieliłem. Robaki właziły. Ale to było dawno. Teraz tego już nie robię.

Przelatują tu nie tylko wróble i gołębie, ale są też szpaki. Jest nawet sikorka.

Ten gołąb na gzymsie? Czeka na mnie. Głodny. Jak przyjdę do domu zaraz usiądzie na pa-rapecie. Będę musiał mu coś dać.

Kiedyś miałem tu jeża. Znalazłem na ulicy. Pewnie skończył by pod kołami. Przyniosłem go tutaj. Miał tu wszystko, co do życia potrzebne. Żył trzy lata. Potem czymś się struł. Pewnie trutka na szczury. Źle rozłożyli więc zjadł. Truć szczury też trzeba umieć. Aby ich nie potruć.

Możecie zerwać sobie fiołka. Ale tylko jednego. Nie chcecie? Macie rację. niech rośnie.

To mój ogród. Nie, nie jestem właścicielem. ja tylko o niego dbam. Robię to z przyjemno-ścią. Lubię jak coś rośnie. Się zieleni. Zieleń to jest to, co mnie cieszy. Może dlatego, że Wro-na się nazywam.

Poletko pana Wrony. Kilka drzew. Prostokąt trawy. Z trzech stron wysoki, gruby mur. Z czwartej tylna ściana kamienicy w śródmieściu Krakowa. Adresu nie podam. bo przyjdą ludzie. I podepczą. Poniszczą. Nie uszanują.

Stanisław Zubek,
Kraków, 21.3.95





ŚLĄSKIE OBRAZKI

W wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie jest mały staw, jakiś kilometr od wieży telewizyjnej. W kwietniu, jak co roku, setki żab zmierzają do owego stawu na gody. Problem z tym, iż pomiędzy stawem a zaroślami jest droga ułożona z czerwonej cegły. I na tej właśnie drodze rok w rok setki płazów kończy swoje, i tak niełatwe w mieście, życie. Droga ta bowiem wiedzie do jednego z (płatnych) parkowych parkingów oraz do Planetarium Śląskiego. Nie oznacza to bynajmniej, iż problem jest nie do rozwiązania. Wystarczy bowiem zamknąć parking i dojazd do niego na raptem dwa tygodnie i będzie po sprawie. Co do pracowników planetarium: mają szansę dojechać drogą alternatywną lub po prostu 100m przejść piechotą.

W każdym chyba mieście III RP istnieje problem garażowisk zabudowanych blaszkami. Pomijam względy estetyczne takich terenów i przechodzę do meritum. Otóż ohydne blaszane garaże przede wszystkim zabierają i niszczą ziemię. Często tam, gdzie jeszcze w połowie lat 80. były "dzikie", czyli sadzone bez pozwolenia ogródki działkowe. Teraz panoszy się tam blaszane maszkarstwo. Drzewa wycięto, ścieżki "dla wygody" pokryto betonowymi płytami albo wysypano żużlem. Najgorsze jest jednak to, co dzieje się pomiędzy garażami. Ponieważ, jak już wspomniałem, są to dzikie inwestycje, rady miast czują się zwolnione z obowiązku utrzymania tych miast w porządku. Resztki karoserii, plastikowe butelki, zużyte filtry powietrza, setki opon to "normalne" obrazki. Bo, co wszyscy rozumieją, właściciele garaży też nie poczuwają się do obowiązku dbania o porządek w takich miejscach. Nie wiem, co robi tak aktywna w rozproszeniu manifestacji policja, nie wiem, co na to MOŚZNiL, bo problem nie jest lokalny, lecz ogólnopolski. Nie wiem też, co na to politycy "wchodzący do Europy". Co do mnie, "Europę" znam średnio, ale blaszanych garażowisk na tzw. Zachodzie nie dostrzegłem. Jest ich natomiast sporo w Byłej Ojczyźnie Światowego Proletariatu. Im bliżej w głąb Azji, tym więcej. Wracamy do Europy?

Opodal opisywanego już kiedyś przeze mnie oś. Tysiąclecia w Katowicach jest sporej wielkości staw. Na tyle duży i ładny, że mógłby być wręcz ozdobą terenu. Ale nie jest. Od kwietnia do listopada wokół jego brzegów codziennie gromadzi się pewnie setka wędkarzy. Mało tego, jest szkółka żeglarska dla dzieci. Mija jednak sezon, nastaje zima i wtedy okazuje się, że o ile rybki jest komu łowić, o tyle nie ma nawet jednego ochotnika, który na zamarzniętym stawie wykułby przerębel. Są natomiast aktywiści, którzy nie wiadomo po jaką ch.... koszą trzcinę wzdłuż brzegu. Skoszonej trzciny, oczywiście, nikt nie sprząta z lodu i już na wiosnę spokojnie gnije sobie w wodzie. Na wiosnę też ptaki żyjące na stawie usiłują budować gniazda, Których - oczywiście - budować nie ma z czego, a co gorsza, nie ma gdzie. Co do wspomnianej już szkółki żeglarskiej: ulubionym zajęciem jej adeptów (10-12) jest pogoń "maczkiem" (typ łódki żaglowej) za uciekającym łabędziem, ku uciesze instruktora. "Czego się Jaś nie nauczy..."

Osobnym problemem jest otoczenie stawu. W lasku opodal są 3 nielegalne wysypiska śmieci, na brzegach - 4 nielegalne parkingi. Wędkując "sportowcy" też parkują gdzie popadnie, przeważnie na trawnikach. By zaś im było łatwiej łowić, niszczą trzcinowiska, też jakoś bez odzewu koła PZW. Raz w roku wędkarze "sprzątają" akwen i okolice, wywlekając wszystkie śmieci na brzeg. I już. To właśnie są "porządki". Na koniec dodam, że gospodarzem pobliskiego stawu jest kopalnia "Kleofas". Wielu już usiłowało ustalić, kto personalnie odpowiada w KWK "Kleofas" za porządek na ww. terenie. Póki co, nikomu się to nie udało...

Bogdan Pliszka,
os. Piastów 22/1, 40-868 Katowice





ENERGETYKA JĄDROWA JEST CAŁKIEM BOMBOWA!

Polska nie ma energetyki jądrowej i przez najbliższe lata nie rozpocznie budowy elektrowni jądrowej (...) Potrzebne są głębokie obiektywne analizy, by wybrać właściwą opcję energetyczną, a więc najtańszą i najmniej uciążliwą dla środowiska. Można przypuszczać, że w wyniku tych analiz w przyszłym bilansie energetycznym Polski znajdzie się miejsce dla energetyki jądrowej.

W ten ciekawy sposób rozpoczyna się tekst pod jeszcze ciekawiej brzmiącym tytułem W poszukiwaniu energii przyjaznej ludziom i środowisku, wydany na zlecenie Departamentu Szkolenia i Informacji Państwowej Agencji Atomistyki, rozprowadzany - między innymi - wśród nauczycieli szkół średnich.

Podczas poszukiwania energii przyjaznej ludziom okazało się, że prawie wszystkie - zdawało by się, czyste - źródła energii są przyczyną śmiertelnych zagrożeń. Wykorzystywanie energii geotermicznej stwarza niebezpieczeństwo zanieczyszczenia wód podziemnych, a także powoduje uwalnianie siarkowodoru i promieniotwórczego radonu. Dostało się również energii słonecznej. Ona sama nie jest może źródłem zagrożenia, ale za to podczas produkcji urządzeń do jej pozyskania dochodzi do zanieczyszczenia atmosfery i wód, gdyż ...do budowy elektrowni słonecznych potrzebne są duże ilości cementu i stali (ciekawe, z czego budowane są elektrownie atomowe?), a do budowy ogniw fotowoltycznych także kadmu, arsenu, selenu i telluru, czyli pierwiastków toksycznych...dowiadujemy się również, że podczas montażu tych urządzeń może, w związku z tym, dojść do skażenia terenu. Elektrownie wiatrowe zaś zabierają ziemię rolnikom, szpecą krajobraz (co innego piękny kształt obudowy reaktora), a w ogóle to hałasują i zakłócają odbiór fal elektromagnetycznych. Okazuje się, że pomimo paru małych mankamentów, takich jak problemy ze składowaniem wypalonego paliwa oraz bezpieczeństwo skażenia w razie awarii, jeśli nie było odpowiedniego układu zabezpieczenia, elektrownia jądrowa jest zupełnie bezpieczna w czasie normalnej eksploatacji. Eksperci od energetyki doszli również do wniosku, że zagrożenia zdrowia i życia ludzi w czasie poważnych awarii instalacji jądrowych jest tego samego rzędu, co podczas awarii instalacji naftowych i gazowych, a dwa rzędy mniejsze niż podczas awarii hydroelektrowni. Swoją drogą - ciekawe, czy wybuch instalacji naftowych lub gazowych doprowadziłoby w ciągu kilku godzin do takiego skażenia i zniszczenia środowiska, jakie miało miejsce w Czarnobylu.

Budowę elektrowni jądrowych wspiera OCED, uznając je za pełni konkurencyjne wobec elektrowni konwencjonalnych. To akurat nie dziwi, skoro energia jest nam niezbędna po to, by osiągnąć coraz wyższe poziomy życia, łatwiej zdobywać towary i wysokiej jakości usługi, realizować pragnienia wolności wyboru, korzystać z łączności, komunikacji..., a więc do realizacji konsumpcyjnego modelu życia, popieranego przez tę organizację.

Państwowa Agencja Atomistyki, jak sama pisze, czuje się zobowiązana do rzetelnego informowania społeczeństwa o problemach związanych z energią jądrową. Z lektury tekstu wynikają raczej odmienne wnioski. PAA dezinformuje społeczeństwo, co jest tym groźniejsze, że kieruje ona swe nieprawdziwe i tendencyjne informacje - poprzez nauczycieli - do ludzi młodych.

Pod koniec lektury tej pięknej wydanej broszury dowiadujemy się, że gdyby nawet doszło do poważnej katastrofy w pobliżu Polski, to dzięki systemowi pomiarów radioaktywności i procedur postępowania na wypadek zagrożenia radiologicznego, można zdecydowanie ograniczyć lub w ogóle uniknąć skutków awarii. No cóż, pogratulować tylko dobrego samopoczucia.

Lobby atomowe w Polsce nie poddało się i rozpoczyna akcje programową, której celem jest ponowne rozpoczęcie budowy elektrowni atomowej.

Jan Starzomski





ŚLĄSKIE "BERETY" ŚLĄSKICH WŁADZ

Przyjęło się uważać, że elektrownia węglowa jest obiektem bardzo uciążliwym dla środowiska. Jest to zresztą koronny argument podnoszony przez lobby atomowe. Otóż parę tygodni temu, na prośbę koleżanki - magistrantki AWF w Katowicach - miałem okazję przyjrzeć się z bliska Elektrowni "Chorzów". Obiekt ma 105 (słownie - sto pięć) lat i z daleka rzeczywiście wygląda jak scenografia do filmu Germinal. Człowiek odpowiedzialny w elektrowni za ochronę środowiska przyjął mnie tak życzliwie, jakbym przyjechał z ministerstwa. Ale do rzeczy.

Najbardziej uciążliwym produktem spalania węgla są płyny. I oto Elektrownia "Chorzów" ma urządzenia odpylające i redukujące ilość wydzielanych pyłów o 99,98%, a dwa lata temu było ponoć 14 ton rocznie. To co jest wychwytywane, trafia do wyrobisk kopalnianych jako podsadzka (nie mylić z posadzką) czyli "wypełniacz". Do kopalni trafia również popiół, czyli produkt spalania węgla. Elektrownia ma również urządzenia dostarczające. Niestety, nie pamiętam, jaki jest poziom redukcji SO2 ( w końcu byłem tam tylko robić zdjęcia). Żeby nie było tak słodko, muszę napisać, że zakład jest, niestety, dość głośny - jednostajnie, miarowe buczenie słychać w całym Starym Chorzowie (to nazwa dzielnicy, a nie określenie wieku zabudowy).

Istnieją oczywiście, hałdy, na których jeszcze kilka lat temu składano popioły, ale całe obsadzone są drzewami, które - o dziwo - świetnie rosną. I jeszcze jedna łyżka dziegciu. Otóż wszystkie inwestycje proekologiczne elektrownia przeprowadziła na własny koszt. Nie dostała na ten cel ani złotówki z Ministerstwa Ochrony Środowiska, mało tego, nie dostała żadnych ulg podatkowych z tego tytułu.

I jeszcze małe wyjaśnienie. Nie piszę tego, by pokazać, jak jest dobrze. Myślę jednak, że ten tekst uzmysłowi niektórym, iż elektrownia węglowa nie jest takim kopciuchem, jak ją malują, a koniec końców odpady z atomówki nie bardzo nadają się na posadzkę.

Chorzów to także miasto, gdzie dzielnice powyrastały jako sypialnie dla robotników pobliskich zakładów. Gdy było ich na tyle dużo, by mogło dać początek miastu, to je w końcu połączono i utworzono Królewską Hutę (Königshütte), którą II RP nazwała Chrzanowem i tak już zostało.

Ponieważ zakłady o których piszę, to nie były raczej mleczarnie lub tartaki, więc do swojej produkcji używały ciepła pochodzącego ze spalania węgla. Bardzo dużych ilości węgla. Ponieważ niektóre z nich pracują już ok. 200 lat, obrosły hałdami żużla. Można wybrzydzać na księżycowy krajobraz, kurz, smród itp. Obecnie jednak to już przeszłość. Hałdy obrosły trzciną, rachitycznymi drzewami, zaroślami, ziołami i dzikimi kwiatami. W zapadliskach potworzyły się stawki, oczka wodne, bagienka. I, o dziwo, w tym wszystkim kwitnie życie. Hałdy stały się miejscem życia zajęcy (a może dzikich królików?) kuropatw, lisów, kaczek, żab, traszek, a nawet ptaków drapieżnych. Oczywiście, nie wszędzie wyrosły drzewa, nie wszędzie kwitną kwiaty. Ale chyba tylko ktoś, kto nie widział nagiej skarpy hałdy, może powiedzieć, że jest ona brzydka i czarna. Bo hałda to rzeczywiście czerń, ale to również wszystkie odcienie szarości, to brązy, czerwienie i zielone "nacieki" mchów. Taka hałda na jesień i na wiosnę jest, no, po prostu piękna. Najwyraźniej piękno nie jest dzisiaj w modzie, bo to okazuje się, że większość hałd okalających Stary Chorzów ma być zlikwidowana i przeznaczona jako surowiec do budowy autostrad. Ja zwykle w naszym pięknym kraju, dynamid i koparki mają rozgrzebać te hołdy, które mają już dziesiątki lat. Wrosły w krajobraz i krajobraz wrósł w nie, stały się dla wielu śląskich dzielnic tym, czym Sukiennice dla Krakowa, a Ratusz dla Zamościa. Nie wiem, może ja jestem sentymentalny, ale zupełnie nie-śląski malarz - Franciszek Starowiejski - też się zachwycał hołdami, które, jego zdaniem, zamieniano w ludowo - topolowe gówno.

Jeśli ktoś kiedykolwiek odwiedził Górny Śląsk, musiał chyba słyszeć o Wojewódzkim Parku Kultury i wypoczynku im. Gen. Ziętka. W sumie to ogromna płachta zieleni pomiędzy Katowicami, Chorzowem i Siemianowicami. W tym akurat miejscu trudno nie przecenić rolę Parku. I oto prześwietny Urząd Wojewódzki wymyślił sobie, by część Parku zlikwidować i przeciągnąć w tym miejscu "nitkę" autostrady Północ - Południe, porównywanej do Bursztynowego Szlaku (!!!)

Przepraszam, tu mnie ponosi, ale czy Najjaśniejsza Trzecia Rzeczpospolita musi rozp... wszystko, co sdiełano w PRL? To co dobre, również? Nie wiem, co nowego "świętym psom" (dzięki Stan, za dosłowne określenie) przeszkadza w WPKiW im. Gen. Ziętka. Może to, że sadzili go ZSM-owcy w czynie społecznym, a może sam patron: wraży komunista? Może zresztą nie z tego powodu, ale dlatego, że powstaniec i Górnoślązak. Jak na razie, próbuję dowiedzieć się więcej na ten temat, ale to nie jest łatwe! Jeśli okaże się, że to prawda, daję słowo, będę walczył myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem, ze wszystkimi albo i przeciw wszystkim, ale będę walczył. I nie ukrywam, że liczę na pomoc każdego, i z kraju i z zagranicy.

Bogdan Pliszka,
Piastów Śląski 22/1, 40-868 Katowice, 03/154-30-91





KUWEJT?

Ropa i wszystkie jej produkty szkodzą. Są szkodliwe dla człowieka i środowiska naturalnego. Największe szkody wyrządza w pobliżu punktów dystrybucji i magazynowania paliw.

Przez lata problem ten nie był zauważany, mimo katastrofalnych przypadków dostania się ropy do środowiska naturalnego. Przykładem może tu być lotnisko wojskowe w Pile, które znajduje się w pobliżu ujęć wody, ogródków działkowych i doliny Brody. Wyciek paliwa nastąpił tam pod koniec lat 60. Przez DWADZIEŚCIA lat okoliczni mieszkańcy czerpali paliwo z ziemi i powierzchni wody wiadrami, zlewając je następnie do kanistrów. Przez 30 lat lotnisko to używały wojsko polskie i radzieckie. Dopiero od kilku lat paliwo jest tam wypompowywane z ziemi. W ciągu roku zebrano 40.000 litrów! Szacuje się, że powierzchnia zanieczyszczonych gruntów w rejonach wojskowych baz i składów paliw wynosi 200 - 250 ha.

Prawdziwą plagą dla środowiska są kradzieże paliw z rurociągów. Prymitywnymi metodami złodzieje wwiercają się do rurociągu. Powodują tym rozległe wycieki paliwa. Taki przypadek miał miejsce w maju`93 w okolicach Łowicza. Złodzieje tak nieumiejętnie zakładali zawór w rurociągu, że spowodowali nie kontrolowany wyciek benzyny. Zagrożone zostały ujęcia wody, polskie jeziora i kilka ha lasu. Benzyna przedostała się na głębokość 18m.

Kolejną przyczyną przedostania się substancji ropopochodnych do środowiska jest głupota właścicieli baz paliwowych. W 1989r. podczas badań naukowych w Kielcach wykryto skażenie ujęć wody pitnej ropą naftową, która pochodziła z Centrali Produktów Naftowych, mieszczącej się w odległości ok. 400m od ujęcia. Na wodach gruntowych stwierdzono wówczas ponad 2-metrowej grubości warstwę paliwa, rozlaną na pow. 1,2ha oraz rozległe skażenie gruntów. Wodę i grunty poddano oczyszczeniu. Do lutego`95 okolice ujęć wody dla ćwierćmilionowego miasta "oddały" prawie 46 tys. litrów ropy naftowej.

Powyższe przykłady pokazują niezbicie, jak wielka jest głupota ludzka. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że przywrócenie zanieczyszczonych ropą naftową gruntów jest niemożliwe.

Musimy wreszcie zdać sobie sprawę, że nie ma nieszkodliwych dla środowiska naturalnego związków ograniczonych, zawartych w ropie naftowej i produktach jej destylacji. Są tylko mniej lub bardziej szkodliwe, a wiele z nich działa rakotwórczo na organizmy żywe.

Tomek Skuza,
Skr.352
26-608 Radom 10





QUO VADIS TRAMWAJU?!

Czym tramwaj jest - każdy wie. Nie muszę także przekonywać, że jest to najbardziej proekologiczny rodzaj komunikacji zbiorowej. Właśnie o tramwajach można przeczytać w kwietniowo - majowym numerze "Jak oszczędzać energię. Poradnik użytkownika". Niestety, artykuły zamieszczone w "JOE" nie napawają optymizmem.

Jak informuje autor testu Jedzie tramwaj, dzwonek dzwoni..., Jacek Świdziński: W 1988 r. w Polsce jeździło jeszcze 4637 tramwajów. Od tej pory ich liczba istotnie zmalała. Taka tendencja niestety utrzymuje się. Tramwajów ubywa m.in. dlatego, że kasuje się co roku sporo starych wagonów, a nie kupuje się nowych. Jeżeli już wagonów przybywa, to są to albo stare modele sprowadzone z Niemiec czy Holandii lub tramwaje z chorzowskiego KONSTALU. Te ostatnie w porównaniu z nowymi tramwajami niemieckimi zużywają 20-25% energii więcej. Jednak wygrywa tu relacja cenowa - nowy niemiecki wagon porównywalnej wielkości kosztuje ok. 5-6 mln nowych złotych, a chorzowski 450 tys. zł. W perspektywie użytkowania 30 lat okazuje się, że lepiej eksploatować bardziej energochłonne tramwaje niż oszczędniejsze i nowocześniejsze, ale droższe.

Jednym w Polsce producentem tramwajów jest chorzowski KONSTAL S.A. Produkuje wagony tramwajowe wyłącznie na zamówienie. Po prostu nie chce ryzykować nowej produkcji, skoro nie wie, czy znajdzie nabywców. Możliwości zakładu są duże. Jak zapewnia dyr. techniczny fabryka może zrobić tramwaj każdej generacji. Produkowany w Polsce, w oparciu o zachodnią technologię i części (m. in. tzw. układy tyrystorowe obniżające zużycie energii: w Warszawie jest ich 6 na 900) byłoby tańsze niż sprowadzone z Europy Zachodniej. I na to powinny znaleźć się pieniądze, które uczynią linie tramwajowe oszczędniejsze, podwyższą komfort jazdy, szybkość, a przy okazji polska fabryka mogłaby zwiększyć zatrudnienie. Niestety, brakuje zamówień na nowy typ tramwaju: ani biedne przedsiębiorstwo komunikacyjne, ani sama fabryka nie chce ryzykować. Poza tym wiele miast myśli o wycofaniu pojazdów szynowych z centrum miasta (np. Chorzów). Trudno władzom miasta zrozumieć, że tramwaj to być może jedyny dla nich ratunek.. W artykule Firma zamówień wyczytałem także, że :W Polsce po miastach kursuje codziennie ok. 3,5 tys. tramwajów przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej w Bydgoszczy, Częstochowie, Elblągu, Gdańsku, Gorzowie. Grudziądzu, Katowicach, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Szczecinie, Tarnowie, Warszawie, Wrocławiu. (Zapomniano o Toruniu). Myślę, że trzeba zrobić wszystko by utrzymać i rozwijać komunikacje tramwajową w tych miastach. Jest to szansa na czystsze grody, wygodniejszą i szybszą komunikację. Można pójść w kierunku zsynchronizowanej komunikacji, którą stosuje z powodzeniem Bruksela. To pole do działania także dla organizacji pozarządowych, które powinny promować ten typ komunikacji. Szczególnie w miastach, gdzie tramwaje jeżdżą. Jeszcze.

Na podstawie artykułów Jedzie tramwaj, dzwonek dzwoni... i Firma bez zamówień zamieszczonych w kwietniowo - majowym numerze "Jak oszczędzać energię. Poradnik użytkownika" opracował:

Grzegorz Jankowski





ROZBIÓR POLSKI

Zajęcia naturystyczne, to jest nagie plażowanie na łonie Natury, zdają się być jakby specjalnie stworzone dla Zielonych. Tymczasem ZB dość mało do tej pory na ten temat doniesień. Może się wstydzimy albo z egoizmu nie chcemy dzielić się z innymi tym, co ładne i miłe. Jest to tym bardziej dziwne, że niedaleko Kwatery Głównej ZB - w Kryspinowie k/Krakowa - znajduje się piękna plaża naturystyczna. Bywam tam od paru lat i jest - na szczęście - coraz tłumniej. Są tam głęboko ekologiczne warunki do zażywania kąpieli: woda ma czystość I klasy, jest jej bardzo dużo, także w dół.

Zaletą plaży naturystycznej jest m. In. to, że nie opalamy się w paski. Wadą, że - choć jest to miejsce dla ludzi kulturalnych - nie da się uniknąć narażenia na pojawienie się i tam chamskich zachowań, jak wszędzie w życiu. Akurat w Krakowie jest jednak silna grupa naturystyczna, która w razie potrzeby ma wsparcie w służbie porządkowej. Z reguły jest więc tam O.K.

Lato jest krótkie, ale wystarczająco długie, aby wszyscy, którzy jeszcze nie spróbowali naturyzmu, sprawdzili, czy jest to to, "co tygrysy lubią najbardziej".

W każdym razie nago jest się bliżej Natury.

Krzysztof Żółkiewski

P.S. B. przepraszam, ale dla nie zorientowanych podaję krótki opis, co to jest plaża naturystyczna: miejsce, gdzie kąpieli słonecznej i wodnej zażywają wspólnie kobiety, mężczyźni, chłopcy, dziewczyny - jak ich Pan Bóg stworzył.

P.S. II Naturisto vegetarano. Naturyzm nie jest wynalazkiem szalonych lat końca XXw. Pomijając "pra-historię", stawał się coraz bardziej popularny już na przełomie XIX i XX. I tak np. w czasopiśmie "Jarskie życie", wydawanym w Polsce przed I wojną światową, A. Graff zamieścił interesujący artykuł na temat zalet wegetarianizmu, a nagie plażowanie polecał, jako istotny czynnik higieny naturalnej.

SUPLEMENT: Różne bywają regulacje prawne dotyczące nagości. W Tyfonii wprowadzono wręcz nakaz, aby dziewczyny i panie w kwiecie urody paradowały w stroju topless, ponieważ zbrodnią byłoby ukrywać ich doskonałe krągłości.





SADŹMY NOWE DRZEWA

W ostatnim czasie Polskę opanowała nowa klęska - rabunkowy wyrąb wszelkiego drzewostanu, od lasów po zadrzewienia przydrożne śródpolne czy przydomowe. Ciągle się mówi o przyczynach i samym fakcie wycinania, natomiast bardzo mało o sposobach zahamowania tej sytuacji. Nie mówi się także o zadrzewieniach, zalesianiu, zarzucając cała sprawę na karby leśników. Mamy jednak propozycję:

POMÓŻMY IM! Nasza propozycję kierujemy do wszystkich tych, którzy mają coś do powiedzenia we władzach gminnych, miejskich, do wszystkich, którym zależy na czystym powietrzu, cieniu w upalne dni i na pięknym krajobrazie z drzewami w tle. Przedstawiamy metodę starą jak świat do dokonania wiosennych zadrzewień.

Chodzi głownie o:

Do tego celu nadaje się wierzba i topola. Wybieramy gałęzie do 3 m długości, obcinamy odnogi i mamy już gotową sadzonkę, tzw. Żywokół. Wykopujemy dół głęboki do 1 m, zasadzamy przygotowaną gałąź, ubijamy ziemię i podlewamy. Po kilkunastu dniach z żywokołu wyrastają nowe pączki. Załączony rysunek pokazuje, jak dokonuje się tych nasadzeń. Inna metoda to pozyskiwanie sadzonek z terenów podmokłych, rowów i pasów przydrożnych, gdzie jest dużo samosiewów. Można z nich skorzystać, byleby tylko nie uszkodzić rowu. Wiosna to właśnie okres, kiedy możemy i powinniśmy sadzić drzewa, bo przecież tym samym ratujemy samych siebie.




ZB nr 6(72)/95, czerwiec '95

Początek strony