Previous PageTable Of ContentsNext Page

Zielone Brygady 75 KOŚCIÓŁ I EKOLOGIA

KOŚCIÓŁ I EKOLOGIA

ENCYKLIKA "EVANGELIUM VITAE"
O KWESTII EKOLOGICZNEJ

W dniu 25.3 br. papież Jan Paweł II podpisał kolejną encyklikę, tym razem poświęconą wartości i nienaruszalności życia ludzkiego, zatytułowaną Evangelium vitae.

Jest to najbardziej doniosły głos Kościoła w obronie życia, przeciw tzw. kulturze śmierci. Już w pierwszym rozdziale encykliki, zatytułowanym Aktualne zagrożenia życia ludzkiego, w punkcie 10 - Osłabienie wartości życia czytamy: Jakże nie wspomnieć tu o przemocy wymierzonej przeciw życiu milionów istot ludzkich, zwłaszcza dzieci, zmuszonych znosić nędzę, niedożywienie i głód z powodu niesprawiedliwego podziału zasobów ziemi między poszczególne narody i klasy społeczne? O przemocy nieodłącznie związanej nie tylko z wojną, ale także gorszącym handlem bronią, który przyczynia się do zaostrzenia licznych konfliktów zbrojnych, nękających świat? O zasiewie śmierci, jaki dokonuje się przez bezmyślne naruszanie równowagi ekologicznej, przez zbrodniczy handel narkotykami i przez propagowanie wzorców zachowań w dziedzinie życia płciowego, które nie tylko są moralnie nie do przyjęcia, ale rodzą także poważne niebezpieczeństwa dla życia?

W tym samym rozdziale, w punkcie 27, papież wyraźnie podkreśla znaczenie zainteresowania jakością życia i ekologią. Oto ten najistotniejszy fragment: Należy z zadowoleniem powitać także wzrost zainteresowania jakością życia oraz ekologią, jaki nastąpił zwłaszcza w społeczeństwach o wysokim stopniu rozwoju, w którym ludzie dążą już nie tylko do zapewnienia sobie podstawowych środków do życia, ile do globalnego polepszenia warunków życia.

Rozdział drugi, który zawiera chrześcijańskie orędzie o życiu, porusza w punkcie 42, zatytułowanym Odpowiedzialność człowieka za życie, problem ekologii. Tekst ten oddaje doskonale istotę chrześcijańskiego widzenia kwestii ekologicznej. Byłoby wielkim zubożeniem
omawianie czy też streszczanie myśli papieża w tej sprawie, dlatego sądzę, że najlepsze będzie przytoczenie dłuższego fragmentu, aby Czytelnik sam mógł w pełni odczytać myśl Jana Pawła II: Bronić życia i umacniać je, czcić je i kochać - oto zadanie, które Bóg powierza każdemu człowiekowi, powołując go - jako swój żywy obraz - do udziału w Jego panowaniu nad światem: "Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: ŤBądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemiť" (Rdz. 1,28)... Człowiek został powołany, aby uprawiać ogród ziemi i strzec go (por. Rdz. 2,15), jest zatem w szczególny sposób odpowiedzialny za środowisko życia, to znaczy za rzeczywistość stworzoną, która z woli Boga ma służyć jego osobowej godności i jego życiu: odpowiedzialny nie tylko wobec obecnej epoki, ale i przyszłych pokoleń. Na tym polega kwestia ekologiczna z wszystkimi jej aspektami - od ochrony naturalnych "habitatów" różnych gatunków zwierząt i form życia po "ekologię człowieka" w ścisłym sensie: drogę do jej rozwiązania, szanującego to wielkie dobro, jakim jest życie, każde życie, wskazują zasady etyczne, jasno i stanowczo sformułowane na stronicach Biblii. W istocie "panowanie", przekazane przez Stwórcę człowiekowi, nie oznacza władzy absolutnej, nie może też być mowy o wolności "używania" lub dowolnego dysponowania rzeczami. Ograniczenie nałożone od początku na człowieka przez samego Stwórcę i wyrażone w sposób symboliczny w zakazie "spożywania owocu z drzewa" (por. Rdz. 2,16-17) jasno ukazuje, że w odniesieniu do widzialnej natury jesteśmy poddani nie tylko prawom biologicznym, ale także moralnym, których nie można bezkarnie przekraczać.

Na koniec pragnę podkreślić, że cały tekst encykliki jest jednym wielkim apelem do ludzkości o zwycięstwo cywilizacji kultury życia i miłości nad kulturą śmierci.

Adam Markowski

KRWIODAWSTWO A PRAWA ZWIERZĄT

W,,Niedzieli" 28/95 ukazał się tekst ks. Marka Czecha pt.,O edukacji na luzie,. Czytamy w nim m.in. Edukuje się nam naród - a zwłaszcza jego młodszą cześć - że aż się chce płakać. (...) Nie lada zadania stawiają sobie owi oświeceni i oświecający. Trzeba (...) zapewnić ustawowe poszanowanie "praw dziecka", uwrażliwić na sytuacje "kochających inaczej", przybliżyć problematykę "praw zwierząt". (...) Nie uczy się ofiarności, poświecenia dla innych ludzi. Rozwodzimy się nad prawami zwierząt, ale to, że akurat obok nas ktoś jest samotny, potrzebuje pomocy - jakoś umyka z pola widzenia postępowej edukacji. Nieobecna jest np. problematyka honorowego krwiodawstwa. Prawie nie mówi się o tym, że każdy z nas - oddając krew - może komuś uratować życie. W szpitalach ludzie zmagają się ze śmiercią i nieraz przegrywają, ponieważ brakuje dla nich krwi.

Ja - w przeciwieństwie do ks. Czecha - jakoś nie widzę wspomnianego rozwodzenia się nad prawami zwierząt. Ale jak to właściwie jest z tą postępową edukacją? Co się stało z ofiarnością wobec człowieka?

W tym samym wydaniu "Niedzieli" znalazłem takie zdanie: kilka dni po wyborach w 1993r. byłem u Papieża na Mszy św. Ojciec Święty złapał mnie mocno za ramię i powiedział: "Słuchaj, co ci Polacy zrobili, co oni zrobili." Hmm... Papież - Polak mówiący o swoich rodakach (?): "ci, oni..." Mniejsza z tym, odpowiedź na to pytanie jest ważna, acz prosta. Dokonali takiego wyboru, bo chcieli zmian.

Dlaczego coraz więcej ludzi jest przejętych troską o prawa dzieci albo zwierzęta? Właśnie dlatego, że chcą, aby się coś zmieniło. Nie chcą, aby dzieci były traktowane jak zwierzęta, a zwierzęta - no właśnie, czasami brak słów...

Przedstawiony przez ks. Czecha kontrast - mówią o prawach zwierząt a nie mówią o krwiodawstwie - jest całkowicie błędny. Raz dlatego, że obie te sprawy są ważne (o poszanowaniu zwierząt jest chyba coś w nowym Katechizmie, ale bardziej kompetentną osobą do wypowiadania się na ten temat jest ks. Czech). A dwa - to do organizowania krwiodawstwa jest powołana służba zdrowia (choć działa kiepsko, to działa). A kto troszczy się o dobro dziecka (o zwierzętach nie wspomnę)?

Zdaniem ks. Czecha "postępowej edukacji" umyka człowiek. Ale żyjemy w kraju o (podobno) tysiącletniej tradycji chrześcijańskiej. Ale żyjemy w kraju, gdzie (podobno) 90% społeczeństwa to rzymscy katolicy. Jak to się więc dzieje, że przed stacjami krwiodawstwa nie ma kolejek, a w szpitalach brak krwi? Czego więc przez te tysiąc lat uczono, gdzie są ci ofiarni, poświęcający się dla innych?

A że można popierać ochronę prawną zwierząt i być krwiodawcą, świadczy przykład Waszego Autora. Sądzę, że rodzi się na naszych oczach ofiarność i poświęcenie. Polegająca na innej strategii działania - nie dawaniu kilku groszy biedakom przed kościołem, ale działania skierowane do tego, co można nazwać budzeniem w człowieku człowieczeństwa. Dla mnie jest oczywiste - i mam nadzieje, że dla P.T. Czytelników też - że człowiek zdrowy to taki, który nie tylko, że nie jest leczony w szpitalu, ale i taki, który żyje w zdrowym środowisku. Takim, w którym dzieci nie są gwałcone, głodzone, bite. Takim, w którym nie to jest ważne, z kim się spędza namiętne noce, ale to się liczy, co się robi w dzień dla innych.

Nie będę płakał dlatego, że ktoś troszczy się o swoje otoczenie.

Piotr Szkudlarek

P.S. Zainteresowanym dictum ks. Czecha podaję namiar: "Niedziela" * 3 maja 12,
42-200 Częstochowa, ( 24-66-48, fax 65-11-18.

CZY DUCHOWOŚĆ W PRAKTYCE EKOLOGII
JEST ZAGROŻENIEM DLA RELIGII?

Jest sierpień 1995, właśnie ukazała się nasza (moja i Marty Lelek) książka W obronie Ziemi, w której jest niewielki rozdział o rytuale dla przyrody i ekofeminizmie. W telewizji POLSAT słyszę wypowiedź katolickiego dziennikarza o tym, jak zwodzi się młodzież na manowce sektami, nurtem New Age i mówiąc jej, że ekologia to problemy. A przecież ekologia i inne podobne problemy problemami nie są.

Zza ściany mojego mieszkania dobiega głos "Radia Maryja" i słyszę, że szerzy się pogaństwo, że ma miejsce rzucanie sekt na Polskę, że w tym kraju muszą rządzić katolicy, że Kościół musi to nazywać po imieniu i zwalczać, ponieważ czy się to komuś podoba, czy nie (Kościół) musi być wszędzie tam, gdzie są ludzie. Słyszę, że polskie środki przekazu są kupione przez Żydów amerykańskich czy innych masonów, że ONZ-owska konferencja pekińska i ruchy feministyczne są po części przeciw kobiecie... a niektóre nurty ekologiczne propagują pseudoreligię - kult ziemi. Słyszę również, że ci ludzie powinni być osądzenie, są to judasze... I zastanawiam się, czy słowa te skierowane są również przeciwko ruchowi ekologii głębokiej, która już parokrotnie została umieszczona w jednym szeregu z owymi sektami i pośrodku krytykowanego ruchu New Age (np. w artykule Wodnik i jego dzieci w "Gazecie Wyborczej")? Czy Akcja Katolicka, która - wg słów prowadzącego audycję księdza - ma zinwentaryzować wszystko, co się na jej terenie dzieje, zinwentaryzuje również miejsca, gdzie odbywają się rytuały dla Matki Ziemi, by je poświęcić, przegonić szatana i wybudować tam świątynie, jak jeszcze w niedawnej przeszłości czyniono? Łuny stosów są jeszcze dziś widoczne na naszym niebie, a historia uczy nas, że czyny następują po słowach znacznie szybciej niżby się można było spodziewać. Okrutne wojny, także religijne, wcale nie zniknęły z współczesnej mapy świata. Może więc warto zacząć o tym mówić i pisać, żeby przynajmniej uczulić potencjalnych inkwizytorów na słowa, które wypowiadają i przekonać ich, że czarownic nie ma, a ich "wróg" rodzi się nie gdzie indziej, tylko w ich własnych umysłach i z nim mogliby toczyć bezpieczne, chociaż bardzo trudne wojny, dla dobra religii i duchowości.

Protestancki filozof Paul Tillich zdefiniował postawę religijną jako bycie czymś bez reszty przejętym. W tej kategorii rzeczywiście głęboka ekologia może być postrzegana jako religia. W końcu postuluje ona objęcie empatią całego życia, ale czy współodczuwanie może stanowić zagrożenie dla jakiegokolwiek systemu religijnego? Może o tyle, o ile system ten jest używany dla bynajmniej nie duchowych celów. Może wówczas, kiedy postawie religijnej towarzyszy nietolerancja (Ja nie mam nic przeciwko Żydom, tylko pana naród jest wyjątkowo parszywą nacją, Polak-katolik itp.), albo kiedy towarzyszy jej przeświadczenie o posiadaniu patentu na prawdę dla wszystkich ludzi, tym bardziej, że jest się większością, nawet wbrew ich woli (religia w polskich szkołach, krzyże w instytucjach państwowych). Ale co to ma wszystko wspólnego z duchowością?

Zastanówmy się więc, jak wygląda "religijny" aspekt głębokiej ekologii. Otóż rzecznicy głębokiej ekologii nie odrzucają żadnej postawy religijnej, a wręcz przeciwnie - uważają, że korzenie kryzysu ekologicznego sięgają do ludzkiego umysłu, zdominowanego płytkim racjonalizmem i postawą konsumpcyjną. To z niej właśnie bierze się antropocentryzm, który bywa wpisywany w systemy religijne, żeby usprawiedliwić dalszą eksploatacją przyrody, dzięki stawianiu siebie ponad nią. Jak obcy jest on istocie religii świadczą przykłady wielu świętych, z których do największych rzeczników ekologii głębokiej można na pewno zaliczyć św. Franciszka. Chociaż i w jego czasach instytucjonalna religia niełatwo akceptowała taką duchowość, skoro historyk Lynn Whithe napisał, że największym cudem Franciszka było, że on sam nie spłonął na stosie.

Rzecznicy głębokiej ekologii uważają, że nie powstrzymamy katastrofy ekologicznej, dopóki zmiany w zachowaniach ludzi nie obejmą zarówno sfery umysłu, jak i sfery serca. Nie wystarczy tworzyć nowe, lepsze prawa w ochronie środowiska, bo prawa te służą nadal rządzącym, którzy nie wyrzekli się antropocentrycznego kierunku eksploatacji przyrody. Dlatego niezbędny jest rytuał, albo szerzej - praktykowanie głębokiej ekologii. Człowiek jest ukształtowany przez swoje doświadczenia, a rytuały są specjalną okazją do doświadczania naszej jedności z całą przyrodą. Ona nas uczy nie przecząc ani Bogu, ani Tao - jakże więc może zagrażać religii?

Sięganie do lokalnych tradycji, dokopywanie się źródeł miejscowych kultów to nic innego, jak szukanie swoich intymnych związków z całym stworzeniem, a nie bałwochwalstwo czy tworzenie pseudoreligii. Dopóki nie doświadczymy na nowo tych związków, dopóki nie zaczniemy współodczuwać z całą przyrodą, dopóty nie będziemy umieli jej właściwie bronić, a w religiach będziemy szukali ucieczki przed stresami dnia codziennego i przed odpowiedzialnością, podobnie jak w gabinecie psychoterapeuty. Ale ani religia, ani dobry psychoterapeuta nie służą zdjęciu z nas odpowiedzialności, nie powinni więc nas oddzielać od doświadczenia życia, ani tym bardziej, bać się dzikiego życia, choć może nie każdy "pacjent" jest gotowy, by w tym doświadczeniu od razu brać bezpośredni udział. Zbyt długą odbyliśmy podróż w tym narkotyku cywilizacji, by teraz czuć się pewnie w swoim prawdziwym domu.

Skutki cywilizacji opierającej się wyłącznie na ratio pokazują nam, że trudno uwierzyć w sukces jakiegokolwiek działania, nawet w najlepszych intencjach, jeśli nie towarzyszy mu duchowość, jeśli odcinamy się od naszych uczuć i zmysłów. Jesse Wolf Hardin (Talking Leaves) napisał, że trudno uwierzyć dziś w jakikolwiek system duchowy, jeśli pomija on problem ratowania świętej Ziemi i nie służy przetrwaniu gatunków i ekosystemów.

Czym charakteryzuje się ów "pogański cukierek", jak powiedział niedawno w polskiej telewizji katolicki dziennikarz, czyli ekologiczna duchowość? Jeśli się jej uważnie przyjrzymy, to niczym, co by nie było akceptowane w większości systemów religijnych. Przede wszystkim ekologiczna duchowość to odpowiedzialność - zarówno za to co robimy, jak też i za to, czego nie robimy, choć moglibyśmy. Wspomniany już Jesse Wolf Hardin pisze tak: Duchowość Ziemi nie obiecuje łatwego życia ani bezbolesnego wyleczenia się z naszych przypadłości. Jeśli ktoś szuka łatwego życia może udać się do wróżek, mediów, wizjonerów i uzdrowicieli, a wówczas z całą pewnością jeszcze bardziej uwikła się w swoją samotność i oddzielenie. Praktyka ekologicznej duchowości jest czymś dokładnie przeciwnym. To ponowne zamieszkanie w swoim środowisku. To odnalezienie nieba na ziemi, raju w codziennej aktywności. Duchowość ekologiczna to zamiast narzekania na bóle i niewygody użycie całego cierpienia w sposób przemieniający je w siłę i moc. Wówczas każdy oddech traktujemy jako unikalny dar, każdy kęs pożywienia jako wypełniony smakami ziemi opłatek komunii, każdy miłosny zachwyt jako dotknięcie przez ziemskie anioły.

Doprawdy, trudno znaleźć zagrożenie dla religii ze strony duchowości w praktyce ekologicznej. Jeśli oddaje się w niej cześć - to jest to szacunek dla samej egzystencji, dla cudu życia. Jeśli nazwać to "religią", byłaby to chyba najbardziej tolerancyjna ze wszystkich religii. Szanująca wolność i różnorodność na poziomie indywidualnym i kulturowym. Oddająca hołd życiu ze szczególnym uwzględnieniem życia w jego najbogatszych, nie zniszczonych przez człowieka formach - dzikiego życia. Ale zostańmy przy tym trybie warunkowym, żeby nie wprowadzać wątku ocen, który tak niepokoi mnie w radiu za ścianą.

Jak ktoś pięknie napisał, prawdziwa głęboka ekologia zawarta była w miłosnym zespoleniu Arne Naessa (prof. Arne Naess, himalaista i filozof jest twórcą terminu "głęboka ekologia") z klifem zbocza brzegu, którego bronił przed dynamitem inżynierów, a nie w tomach jego prac, a duchowość to łzy w oczach dziecka, które widzi motyla trzepoczącego w agonii na szybie pędzącego po autostradzie samochodu i uśmiech na twarzy staruszki, która widzi sens życia w podlewaniu kwiatów rosnących w okiennej skrzynce. Czy ta głęboka ekologia jest zagrożeniem dla prawdziwych Polaków? Czy krąg osób zebranych w najkrótszą noc w roku, by spalić symbolicznie i rytualnie w świętym ogniu te cechy charakteru człowieka, które powodują cierpienia niezliczonych istot, to groźba dla jakiejkolwiek religii? Jeśli tak, to znaczy, że wciąż stoimy przed wyborem między świętym ogniem a świętym stosem.

A. Janusz Korbel

GH

"ZIELONE BRYGADY" 9(75), WRZESIEŃ'95 S.90

Previous PageTop Of PageNext Page