"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 10 (76), Październik'95
Ogólnie: na tegoroczny Kongres przyjechało zdecydowanie mniej reprezentantów poszczególnych grup FZ, za to te grupy, które się pojawiły, miały wyjątkowo mocna reprezentację. Globalnie Kongres oceniono raczej pozytywnie (chociaż wytknięto brak zorganizowanej rozrywki i odległość od sklepu nocnego) i mam nadzieję, że nie był to tylko czysto wazeliniarski odruch.
Ze swojej strony dziękuje wszystkim, że przyjechali, tym, którzy pomagali - za pomoc (Kongres, o ile by w ogóle udało się zorganizować, na pewno nie przebiegałby tak sprawnie, jak przebiegał, gdyby nie cała masa ludzi, którzy się mniej lub bardziej świadomie w tę organizację włączyli a których nie mam tu szans wszystkich wymienić...) i tym, którzy chcieli zadać mi masę trudnych lub głupich pytań, a ich nie zadali. Pozdrawiam serdecznie i przechodzę do konkretów.
"Jedną z decyzji tegorocznego Kongresu Federacji Zielonych było powołanie zespołu ds. reformy FZ.
Został on powołany po długiej i burzliwej dyskusji, podczas której krytykowano zarówno deklarację ideową (za archaiczne stwierdzenia) "Antystatut" (utrudniający skuteczna działalność grupom) jak i obecny sposób funkcjonowania FZ (brak przepływu informacji i koordynacji działań)
Zebrani uznali, że podczas ojcowskiego kongresu nie uporają się z tymi problemami. Dlatego powołali specjalny zespół, by opracował plan reformy FZ.
Zespół ten ma min.:
(cytat z pokongresowego listu Słonia z Wrocławia, uczestnika grupy)
Skrobnę jeszcze tylko, że koordynatorem grupy roboczej została niejaka Julita Konieczna, al. Wojska Polskiego 10/27 62-800 Kalisz"
(z pokongresowego listu Julity)
Sześć ośrodków podjęło się sporządzenia pakietu informacyjnego, który w przyszłości ułatwi nam pracę w ramach kampanii przeciw futrom, McDonaldowi, wiwisekcji, tuczu gęsi na stłuszczone wątroby, dewastacji Puszczy Białowieskiej (...)
Grupa nasza wystosowała list otwarty do Ministra Ochrony Środowiska w/s tuczu gęsi oraz (ogólniej) konkretnej ustawy o prawach zwierząt.
Pracę grupy roboczej w tym roku koordynuje Igor Strapko, ul. Borkowska 9/1, 62-800 Kalisz"
(z pokongresowego listu Igora)
Apelujemy do wszystkich ludzi o przyłączenie się do nas.
Federacja Zielonych
Ojców, 27.8.95
Asia Ślubowska
Po pierwsze w FZ nie ma sformułowanej strategii i czegoś, co nazwałbym polityką średniego zasięgu. Z jednej strony są lokalne i doraźne akcje, a z drugiej kosmos i ekosfera. Na Kongresie nie było praktycznie żadnej dyskusji o tym, jak wyobrażamy sobie nasze miasta, region, kraj czy nawet Europę, gdyby tak dano nam możliwość mieć na ich obraz wpływ. Nie ma więc nakreślonych celów, które mają szansę być zrealizowane za 15 - 20 lat i które stanowiłyby motywację dla ludzi, którzy z ekologią chcieliby się związać na całe życie, także dorosłe. Są więc akcje, odwołujące się głównie do uczuć i wrażliwości (np. zwierzęta) za młodu i kapcanienie á la ekspert na stare lata. Nie ma natomiast walki na długą metę, do której potrzebne jest doświadczenie. Jeżeli zazdrościmy pozycji zielonym na Zachodzie (wcale zresztą nie tak silnej, jak się czasem wydaje) to pamiętajmy, że wypracowali ją sobie zaczynając od lat 60., przeszli także przez swoje "błędy i wypaczenia" i dawali się wykorzystywać komunistom. Mimo wszystko, właśnie to zaangażowanie się w "złą" politykę pozwoliło im cokolwiek osiągnąć. Bez walki i porażek nie ma sukcesów. Zieloni w Polsce chcieliby "nie mieszać się do złej polityki", "nie wchodzić w złe struktury" i jednocześnie "robić coś". W gruncie rzeczy, jest to postawa przeciętnej małomieszczańskiej kumy, która ma receptę na zbawienie świata, ale "ja tam do polityki się nie mieszam". Na dłuższą metę stanowi to gwarancję, że to właśnie Zieloni będą manipulowani przez rządzących liberałów i technokratów. Tu się da dotację, tu zaprosi na spotkanie, tu pan minister sfotografuje się z kimś o awangardowym wyglądzie, a swoje będzie robić. I w rezultacie, zamiast autentycznego działania i manipulowania innymi, ekologia i ekologowie stają się albo nic nie znaczącym hasełkiem, albo polityczną marionetką.
Po drugie w FZ jest za dużo wszelkich ideologicznych i utopijnych zasad, dotyczących praktycznego działania. Brak jakichkolwiek choćby struktur i mechanizmów podejmowania decyzji, to w efekcie brak odpowiedzialności, a ponieważ jakieś decyzje, np. dotyczące pieniędzy, trzeba podjąć, są one podejmowane przez dwie albo trzy osoby w knajpie, a nie na jawnym zebraniu, gdzie nie wiadomo, czy można głosować. Jest to niezawodny sposób na złą atmosferę, wzajemne oskarżenia, podejrzliwość i zniechęcenie ludzi, którzy widzą coś takiego z zewnątrz, a ponieważ ludzie są ludźmi, to te dwie osoby w knajpie, nawet jeśli mają najlepsze intencje mogą ulec pokusie. Brak jasności przy podejmowaniu decyzji powoduje też, że osoby, które są z czegoś niezadowolone czują się zwolnione z obowiązku lojalnego popierania przedsięwzięć, które uzyskały akceptację większości. I tak wszystko się rozłazi. Nie chcę twierdzić, że wszystkie środki są dozwolone, ale wydaje mi się, że są cele ważniejsze od wykazania się ideowym nieskalaniem. O kombinowaniu różnych taktyk pisał Marcin Hyła w lutowych ZB. W kontekście tych uwag trzeba zaznaczyć, że zmiany w statucie idą w dobrym kierunku.
Po trzecie to czy osiągnąwszy wiek, np. lat 30 stwierdzimy, że "fajnie było, ale żyć trzeba" zależy po prostu od nas, dlatego większy nacisk trzeba położyć na samodoskonalenie się i ćwiczenie charakteru, żeby umieć się bronić przed demonami; przydaje się do tego także dyskusja i wiedza humanistyczna. Przydaje się także pewien klimat i styl życia, wzajemne wspieranie się, ale i dopingowanie. Wtedy może starsi przestaną być ekspertami - jak nasi, często skorumpowani, profesorowie - i patrzącymi z pogardą na pokrzykujących szczeniaków, a młodsi właśnie takimi szczeniakami. Zamiast tego powstanie środowisko ludzi, którzy wiedzą, że mogą na sobie polegać i coś wspólnie zrobić, bo przez ileś tam lat razem działają i nawzajem się od siebie uczą.
To były uwagi krytyczne, bo tych nigdy za wiele. Gdzie więc optymizm? Co tu kryć, Kongres także bardzo mile mnie zaskoczył. Było widać i słychać w dyskusjach, że nie jest to grupa ludzi, która nie wie, co ze sobą zrobić w życiu i dlatego zajmuje się ekologią. Poziom, naturalność i szczerość wypowiedzi biła na głowę większość dorosłych debat, w których zdarza mi się uczestniczyć (wielka w tym zasługa prowadzącego najważniejsze debaty Leszka Michno). To oznacza, że jest coś dobrego do zrobienia i że są ludzie, którzy to widzą, jest więc szansa na dokonanie czegoś większego. Czy ją wykorzystamy, zależy tylko od nas.
OlaSwolkień