"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 10 (76), Październik'95


ZAMIESZKI NA "RAJSKIEJ WYSPIE"

Od chwili zdetonowania pierwszej w tym roku bomby atomowej na atolu Mururoa rozwój wydarzeń na południowym Pacyfiku przybrał zawrotne tempo. Obawiam się więc, że zanim ten artykuł dotrze do rąk polskich Czytelników, wiele nowin może okazać się nieaktualnych. Ponadto mam nadzieje, że najświeższe doniesienia na ten temat będą regularnie pojawiać się w polskiej telewizji, radiu i prasie codziennej. Zdecydowałem się więc na zmianę stylu, i zamiast relacji z bieżących wydarzeń postaram się pomoc zrozumieć ich przyczyny, rzecz jasna o tyle o ile sam je zdołam zrozumieć. Z wydarzeń ostatnich tygodni mnie osobiście najbardziej zafrapowała zróżnicowana reakcja społeczeństwa tahitańskiego na pierwszy test nuklearny: najpierw kilkudniowe brutalne zamieszki w Papeete, a zaraz po ich ucichnięciu - demonstracje poparcia dla prezydenta Chiraca. Przyczyn takiej polaryzacji postaw szukałbym w strukturze polityczno-ekonomicznej społeczeństwa tahitańskiego oraz strukturze gospodarki Polinezji Francuskiej.

Społeczeństwo Polinezji Francuskiej jest wielokulturowe. Dane statystyczne pokazują, że wyraźną większość stanowią Tahitańczycy (78%), 12% jest pochodzenia chińskiego a 10% - pochodzenia francuskiego (6% to Francuzi urodzeni w Polinezji, zaś pozostałe 4% to Francuzi urodzeni we Francji). W przeciwieństwie do innych regionów świata, w Polinezji Francuskiej mieszane małżeństwa nie należą do rzadk ości, skutkiem czego na Tahiti spotyka się wszystkie możliwe mieszanki ras i narodowości (tym też niektórzy tłumaczą niezwykłą urodę mieszkańców Polinezji). Mozaika kulturowa, rasowa i językowa jest zatem bardzo bogata. Nie może być więc zaskoczeniem fakt, że struktura takiego społeczeństwa jest bardzo skomplikowana.

Najzamożniejszą grupę etniczną stanowią Chińczycy. Początków ich obecności na Tahiti należy szukać w czasach wojny secesyjnej w USA, kiedy to powstawały tu wielkie plantacje bawełny. Nie było jednak wówczas dość rąk do pracy, jako że w ciągu pierwszych kilkudziesięciu lat francuskiej kolonizacji liczba ludności spadła z początkowych 40 tysięcy do zaledwie 9 tysięcy. Stało si ę tak z wielu powodów: Francuzi przywieźli ze sobą nieznane uprzednio na Tahiti choroby (nawet zwyczajna grypa zbierała straszne żniwo); peruwiańscy łowcy niewolników porywali wiele osób a niekiedy nawet całe wsie do niewolniczej pracy w kopalniach Peru, skąd bardzo nielicznym udawało się powrócić; wreszcie, sami Francuzi niezwykle brutalnie traktowali miejscowa ludność. Jako robotników do pracy przy uprawie bawełny sprowadzono więc Chińczyków, którzy przybywali tu też i w późniejszych latach. Część założyła mieszane rodziny z Polinezyjczykami lub Europejczykami, ale bardzo wielu do dzisiaj kultywuje swoją tradycję i kulturę. Zajmują się oni głównie handlem i biznesem, a swoja zamożność zawdzięczają bardzo ciężkiej pracy. Przed kilku laty poznałem w Canberrze Chinkę z Tahiti, ktorej rodzice wysłali ją na studia do Hongkongu przede wszystkim po to, by mogła dobrze nauczyć się ojczystego języka, którym dla tej grupy etnicznej najwyraźniej pozostaje chiński (czyli ani francuski, ani tahitański).

Sfera polityczna znajduje się pod kontrolą Francuzów i "zeuropeizowanych" Tahitańczykow (głównie mieszańców francusko-tahitańskich z przewagą krwi francuskiej). Ci ostatni sami w sobie stanowią dość zróżnicowaną grupę - wielu przyjęło kulturę francuską i nie chce nawet znać języka tahitańskiego, ale nie brak i takich, którzy nie wstydzą się przyznawać do swoich tahitańskich korzeni. Szczególnie uprzywilejowani wydają się być Francuzi urodzeni we Francji - to właśnie oni najłatwiej otrzymują wysokie i dobrze opłacane stanowiska państwowe. Argumentuje się to tym, że na Tahiti nie można znaleźć kandydatów wystarczająco wysoko wykwalifikowanych. Jeśli to nawet prawda, to czyja jest to wina jeżeli nie rządu w Paryżu, który zachowuje całkowitą kontrolę nad szkolnictwem średnim i wyższym w Polinezji Francuskiej? Ale nie chciałbym stwarzać wrażenia, że wszyscy polinezyjscy Francuzi to rasistowskie świnie. Wielu z nich przybywa na Tahiti, gdyż są zafascynowani kulturą i tradycją tahitańską, tak jak przed ponad stu laty wielki francuski malarz-impresjonista Paul Gauguin, który stworzył swoje najsłynniejsze dzieła właśnie w Polinezji, nauczył się biegle języka tahitańskiego, ożenił się z rodowita Tahitanką i miał z nią dzieci, tu też zmarł i został pochowany. Niektórzy Francuzi idą dzisiaj w jego ślady - podczas pobytu na Tahiti sam poznałem rodowitego Francuza imieniem Yannick, który pochodził z południowej Francji i przeprowadził się do Papeete niecałe dziesięć lat temu. Posiadał on rozległą wiedzę o kultu ze i sztuce tahitańskiej, a mówił po tahitańsku lepiej niż niejeden "zeuropeizowany" Tahitańczyk.

Na najniższym szczeblu drabiny społecznej znajdują się rdzenni Tahitańczycy (Polinezyjczycy), którzy równocześnie stanowią zdecydowana większość społeczeństwa. Od czasu aneksji Tahiti przez Francję była to zawsze grupa upośledzona i gorzej traktowana niż inne. Również i dzisiaj Polinezyjczycy są generalnie gorzej wykształceni, bardziej narażeni na bezrobocie, ba, faktem jest, że za taką samą pracę Tahitańczycy otrzymują niższe wynagrodzenie niż Francuzi. Jest to przykre, ostatnio następuje pewna poprawa sytuacji, ale dzieje się to bardzo powoli. Podobnie jak w wielu innych krajach Pacyfiku, w Polinezji Francuskiej w latach siedemdziesiątych rozpoczęło się odrodzenie tradycyjnej kultury zwanej tutaj "Maohi". Podobieństwo do nowozelandzkiego słowa "Maori" jest nieprzypadkowe - tak Maohi, jak i Maori znaczy "norma lny" i jest używane w odniesieniu do rdzennych Polinezyjczyków, ich języka, tradycji, kultury i sztuki. Słowa tego nie używano w tym znaczeniu przed kontaktem z Europejczykami, czyli nie są oni uważani za normalnych.

W sprawach politycznych to właśnie ruch Maohi reprezentuje dążenia do większej autonomii a nawet niepodległości dla Tahiti. Najsilniejszą niepodległościową partią polityczną jest Tavini Huiraatira, co jest zazwyczaj zupełnie błędnie tłumaczone na Front Wyzwolenia Polinezji. Po tahitańsku "tavini" znaczy "sługa, służący" zaś "huira'a tira" = "publiczny, społeczny", a więc "Tavini Huira 'a Tira" to mniej więcej tyle co "Sługa Narodu". Przywódcą tej partii jest Oscar Temaru, najwybitniejszy polityk nurtu niepodległościowego. Temaru jest zagorzałym przeciwnikiem przeprowadzania testów nuklearnych, i jako jedyny parlamentarzysta Polinezji Francuskiej uczestniczył on w akcjach protestacyjnych "Rainbow Warrior" na Mururoa w lipcu i wrześniu br., nawet był z tego powodu przez krótki okres aresztowany.

A teraz kilka słów o gospodarce tahitańskiej. Można zaryzykować stwierdzenie, że stoi ona na głowie. Polityka kolonialnych władz francuskich miała na celu doprowadzenie do całkowitego uzależnienia ekonomicznego Polinezji Francuskiej od Francji, i to się w pełni udało. Praktycznie jedyne źródła dochodów to turystyka i dotacje z Paryża, które idą na utrzymanie licznych baz wojskowych i administracji koloni alnej. Ludność znajduje zatrudnienie głównie w takich działach gospodarki jak obsługa ruchu turystycznego, handel i usługi oraz na licznych posadach rządowych. Skutkiem tego Polinezja Francuska prawie wcale nie wytwarza dóbr konsumpcyjnych, których zdecydowana większość (nawet żywność) jest importowana, przede wszystkim z Francji. W tak nienormalnej gospodarce wzrost konsumpcji nie przyczynia się do tworzenia nowych miejsc pracy, co w połączeniu z wysokim przyrostem naturalnym (2,25% rocznie) sprawia, że bardzo wielu młodych ludzi nie ma szans na znalezienie zatrudnienia i żyje w skrajnej nędzy. Problem ten dotyczy przede wszystkim Polinezyjczyków. Mam wrażenie, że średni poziom życia rodowitych Polinezyjczyków na Tahiti nie jest wiele wyższy niż w niepodległych krajach Polinezji które zachowały swoją tradycję i kulturę, jak To nga czy Samoa Zachodnie. Owszem, wielu mieszkańców Tahiti żyje na bardzo wysokim poziomie, ale są to głównie Chińczycy i Francuzi. Podejrzewam, że gdyby Polinezja Francuska oparła swą gospodarkę na takich samych podstawach jak niepodległe kraje Polinezji: rolnictwie, leśnictwie, rybołówstwie, przetwórstwie żywności i turystyce, to będąc w dodatku najbardziej popularnym regionem turystycznym południowego Pacyfiku, miałaby całkiem przyzwoity poziom życia. Ale jest to tylko gdybanie, w praktyce przejście od nienormalnej gospodarki kolonialnej do zdrowej gospodarki rynkowej byłoby dla Polinezji Francuskiej znacznie gorszym szokiem niż jest nim przejście od komunizmu do gospodarki rynkowej dla krajów Europy środkowej i wschodniej. I właśnie z przyczyn gospodarczych większość mieszkańców Tahiti godzi się na obecność Fr ancji w ich kraju.

Na podstawie tego co napisałem powyżej można spróbować zrozumieć, dlaczego reakcje społeczeństwa Polinezji Francuskiej na wznowienie testów nuklearnych są tak różnorodne. Francuzi i "zeuropeizowani" Tahitańczycy zorganizowali demonstracje poparcia dla prezydenta Chiraca, gdyż z punktu widzenia ich interesów jest to idealny przywódca. Chirac przecież zapewnia, że Francja nie wycofa się z południowego Pacyfiku, a to oznacza, że tahitańscy Francuzi nie utracą swojej uprzywilejowanej pozycji w kolonii. Natomiast rodowici Tahitańczycy najpierw przeprowadzili wiele pokojowych protestów (m. in. to właśnie oni witali "Rainbow Warrior" w Papeete), a po francuskim teście nuklearnym uznali, że skoro pokojowe protesty nie przyniosły efektu, nadeszła pora na działania mniej pokojowe. Zamieszki w Papeete były z pewnością wywołane przez test atomo wy - Tahitańczycy mogą się godzić z francuska władzą na Tahiti z przyczyn ekonomicznych, lecz nie chcą umierać dla Francji z powodu skażenia radioaktywnego. Ale był też głębszy podtekst dla tych zamieszek. Rodowici Tahitańczycy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że są dyskryminowani we własnym kraju, nie lubią Francuzów i nie lubią arogancji Chiraca, który nie widział potrzeby przeprowad zenia referendum czy choćby sondażu wśród mieszkańców Polinezji Francuskiej w sprawie testów nuklearnych. Rośnie nowe pokolenie Tahitańczyków, którzy żyją w skrajnej nędzy i coraz mniej są przekonani o tym, że bez Francji żyło by im się gorzej (ich zdaniem już nie może być gorzej). Chciałbym być złym prorokiem, ale kolejne testy nuklearne mogą spowodować dalszy wzrost wewnętrznych napięć w społeczeństwie Polinezji Francuskiej, i nie można wykluczyć ryzyka wybuchu wojny domowej. Co oczywiście nie powstrzyma prezydenta Chiraca - w razie czego przerzuci on jeszcze więcej wojska do Papeete i na pewno zdoła opanować sytuacje. Co najwyżej zginą setki ludzi, a tysiące będą dalej żyć w niewyobrażalnej nędzy, ale skoro Chirac nie liczy się z opinią i losem całego świata, to naiwnością byłoby sądzić, że obchodzi go los było nie było jego własnych obywateli.

Wbrew kłamstwom głoszonym przez Chiraca, ani Australia, ani Nowa Zelandia nie sprowokowały zamieszek w Papeete. Stanowisko tych krajów jest następujące: testy nuklearne na Pacyfiku nie są wewnętrzną sprawą Francji, gdyż skażenie wód Pacyfiku będzie niestety dotyczyć wszystkich narodów tego rejonu świata. Natomiast sprawa niepodległości dla kolonii francuskich na Pacyfiku (chodzi tu o Polinezję Francuską i Nową Kaledonię) jest wewnętrzną sprawą tychże kolonii, i ani Australia, ani Nowa Zelandia nie maja nic do tego.

Prezydent Chirac zagroził również, że wprowadzi embargo na import rud uranu z Australii. Brawo! Nareszcie genialny pomysł! Pomimo licznych apeli rząd australijski nie zdecydował się na wprowadzenie zakazu eksportu rud uranu do Francji. Albowiem firmy górnicze zawarły umowy z rządami Australii i Francji. Teraz ten rząd, który je zerwie, będzie musiał zapłacić kary umowne czyli pokryć firmom straty spowodowane zerwaniem umów. Jeżeliby to rząd australijski wprowadził embargo, to musiałby on zapłacić kary umowne, wiec w ostatecznym rozrachunku zapłaciliby za to australijscy podatnicy (czyli również i ja). Ja tam byłbym gotów ponieść taki wydatek, ale po co, skoro jeśli Chirac wprowadzi embargo, to za kary umowne zapłacą francuscy podatnicy. Oni też zapłacą za same testy (bomba atomowa to jednak dość kosztowna ekstraw agancja), za straty spowodowane międzynarodowym bojkotem francuskich towarów, za zniszczenia w Papeete, krótko mówiąc - za głupotę swojego przywódcy. Zamożni widać ludzie, jeżeli stać ich na takiego prezydenta jak Chirac.

W dniach 12-15 września w Madang (Papua Nowa Gwinea) odbyły się obrady przywódców krajów Forum Południowego Pacyfiku. Aktualnie w skład Forum wchodzi 15 państw: Australia, Fidżi, Kiribati, Mikronezja, Nauru, Niue, Nowa Zelandia, Papua Nowa Gwinea, Samoa Zachodnie, Tonga, Tuvalu, Vanuatu, Wyspy Cooka, Wyspy Marshalla oraz Wyspy Salomona. Zgodnie z przewidywaniami, Forum jednogłośnie potępiło wznowienie testów nuklearnych na Pacyfiku. Obecnie dyskutowana jest możliwość przedstawienia stosownego wniosku pod obrady Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

W dniach 12-14 września w Madang (Papua Nowa Gwinea) odbyły się obrady przywódców krajów Forum Południowego Pacyfiku. Aktualnie w skład Forum wchodzi 15 państw: Australia, Fidźi, Kiribati, Mikronezja, Nauru, Niue, Nowa Zelandia, Papua Nowa Gwinea, Samoa Zachodnie, Tonga, Tuvalu, Vanuatu, Wyspy Cooka, Wyspy Marshalla oraz Wyspy Salomona. Zgodnie z przewidywaniami, Forum jednogłośnie potępiło wznowienie testów nuklearnych na Pacyfiku. Obecnie dyskutowana jest możliwość przedstawienia stosownego wniosku pod obrady Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

Tomek Wilanowski

STOP ATOMOWEJ PARANOI
Fala protestów w sprawie wznowienia prób jądrowych przez Francję obiega cały świat. W Warszawie Stowarzyszenie "Zielone Mazowsze" i Pracownia na rzecz Dobrej Ziemi zorganizowały do tej pory dwie akcje protestacyjne.

Pierwsza z nich miała miejsce 14 lipca, a więc w dniu narodowego święta Francji. Przybyło wtedy niewiele osób. Towarzyszyła nam tego dnia brygada antyterrorystyczna. Dzięki jej interwencji straciliśmy wszystkie szmaty, plakaty itd. ZB 8/95 s. 84.

Po akcji odwołałem się w tej sprawie do Prokuratora Generalnego RP Jerzego Jaskierni (Ministerstwo Sprawiedliwości, Al. Ujazdowskie 11, skr. 33, 00-950 Warszawa, faks: 0-2/6280565). ZB 9/95 s. 28.

Po kilkunastu dniach dostałem wezwanie na rozmowę do prokuratury wojskowej.

Zażądałem wtedy zwrotu kosztów skonfiskowanych materiałów jak również stosownych przeprosin. Ku mojemu zdziwieniu strona wojskowa w zamian za "odstąpienie od ścigania sprawców zdarzenia" zgodziła się przyjąć moje warunki.

Po kilku dniach otrzymałem następujące pismo:
Warszawa 95.9.6
Prezes Zarządu
Stowarzyszenia Kulturalno-Ekologicznego
Zielone Mazowsze
Jednostka Wojskowa Nr 2610
00-914 Warszawa 74
Pragnę poinformować Szanownych Państwa, że żądania finansowe z tytułu zniszczenia transparentu przez żołnierzy zabezpieczających budynek Ambasady Francji zostały spełnione. Żądaną sumę wysłano na adres Stowarzyszenia.

Jednocześnie pragnę przeprosić Państwa za szkody powstałe w wyniku zaistniałej sytuacji.

Z poważaniem
Dowódca bp ochrony
(podpis nieczytelny)

Jak widać warto dochodzić swoich praw. Nawet w przypadkach beznadziejnych.

Francja nieczuła na protesty ludzi na całym świecie przeprowadziła jednak próbę.

W związku z tym zorganizowaliśmy kolejną demonstrację - 8.9.95.

Tym razem przybyło więcej osób - ok.200. Było mnóstwo transparentów, ulotek, nalepek i wiary, że nasz protest przyczyni się do zastopowania kolejnych testów na Moruroa. Na ręce ambasadora Francji złożyliśmy list do prezydenta Chiraca oraz petycję podpisaną przez ponad 2000 (!) osób.

Mimo kilku nieprzyjemnych incydentów ze strony najbardziej pobudliwych demonstrantów (jako organizatorowi, za ich wybryki grozi mi kolegium) akcja została pozytywnie odebrana przez media.

Mam nadzieję, że nasze protesty, chociaż w niewielkim stopniu, przyczynią się do wstrzymania testów nuklearnych prowadzonych przez Francję, jak również sprawią, że inne państwa zaprzestaną wyścigu zbrojeń.

Nasze dwie akcje mogły się odbyć m.in. dzięki pomocy Społecznego Instytutu Ekologicznego i Biura Obsługi Ruchu Ekologicznego. W imieniu organizatorów serdecznie dziękuję za pomoc. Chciałbym również podziękować Piotrowi Szkudlarkowi za pomoc w zakresie prawnym.

Piotr Flader


Spis treści