"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 10 (76), Październik'95
Wszystko zaczęło się w kwietniu. 21 (tegoż miesiąca) zorganizowaliśmy manifestację anarchistyczno-ekologiczną pod wspólnym hasłem "Anarchia w harmonii z naturą". Przyszło - o dziwo - ok. 300 osób, nie tylko związanych z działalnością wolnościową. Przemaszerowaliśmy głównymi ulicami miasta, po drodze pikietowaliśmy Mc'Donalda i Urząd Miejski, gdzie m.in. wspomnieliśmy o
złej sytuacji gliwickiej oczyszczalni ścieków, całkowitym braku ścieżek rowerowych i bezrozumnym wycinaniu drzew po to, aby było więcej miejsca na parkingi. Na koniec na Rynku zainicjowaliśmy akcję zbierania podpisów pod petycją domagającą się zakazu występu w naszym mieście cyrków, które mają w swoim programie tresurę zwierząt wszelakich. Manifestacja była całkowicie pokojowa i
rozdaliśmy masę ulotek o treści anarchistycznej i ekologicznej. Było kilka transparentów, m.in. "Oczyścić Kłodnicę"*) (co, oczywiście, jest w tej chwili niemożliwe - to taka forma prowokacji) i flag czarnych z białym "A" w kółku. Manifestacja odbiła się szerokim echem wśród radiowców i w prasie regionalnej. Niestety, tylko dwie gazety napisały o całości w miarę obiektywnie - taki to
już los wszelkich manifestacji niezależnych. Panowie z magnetofonami szukają wszelkiej sensacji, nie zwracając na nic innego uwagi. W przyszłości może więcej takich akcji?
Oprócz tego zaczął wreszcie na dobre działać gliwicki FWZ. Pikietowaliśmy cyrk, jaki ostatnio do nas zawitał (4-6.8) - cały czas rozlepialiśmy plakaty antycyrkowe i nawet włączyły się do naszej akcji dwie gliwickie gazety. Do tej pory zebraliśmy ponad 1300 podpisów. Wniosek w sprawie cyrku (wraz z podpisami) jest już złożony u prezydenta i w Radzie Miejskiej. Na dniach mamy się spotkać z prezydentem, a 21.9
na sesji Rady wniosek będzie rozpatrywany. Mam nadzieję, że się uda!
W planach rozpoczęcie współpracy z jednym z tygodników gliwickich.
Na pewno nie jest tego, co napisałem wiele. Ale na początek... O wynikach akcji, oczywiście, poinformujemy.
FWZ - Gliwice ZIMA zine
Iza Krokowska Marek Niewiarowski
Jaskółcza 10/2B Niedbalskiego 18/6
44-100 Gliwice 44-121 Gliwice
*) Kłodnica to taka rzeka (nawet całkiem spora), płynąca przez miasto. Niestety strasznie zasyfiona. A ponoć po wojnie ludzie łowili w niej taakie ryby!
CHROŃMY NASZ EKOSYSTEM STOŁECZNY
Istotne znaczenie - na co, z zasady, zwraca się zbyt mało uwagi - mają w ekosystemie stołecznym ożywcze cieki wodne i akweny Wisły, Bugo-Narwi, Świdra, Wilanówki, Jeziorki, Potoku Służewskiego, Utraty, Rudawki, Potoku Bielańskiego oraz jeziorek - Czerniakowskiego, Wilanowskiego i pominiejszych "oczek". W ich zlewniach funkcjonuje zielona tkanka Warszawy w postaciach Kampinoskiego Parku Narodowego, Lasku Bielańskiego, Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, Chojnowskiego Parku Krajobrazowego, Lasu Kabackiego, Lasku Natolińskiego oraz zespołów zieleni około- i wewnątrzmiejskiej (parki, skwery, kępy, roślinność osiedlowa i przyuliczna). Kierunki wiatrów sprawiają, że wytwarzany przez nie mikroklimat wybitnie przyczynia się do ozdrowieńczej filtracji powietrza (neutralizowanie skażeń pochodzących z emisji wielkomiejskich, chłodzenie, nawilżanie i nasycanie bioskładnikami). Daje to możliwości wypoczynku, bliskiej turystyki, zaopatrzenia w wodę i produkty rolne, stwarza dogodną sposobność dla badań naukowych i pracy dydaktycznej z zakresu ekologii.
O ochronę. powiększenie i stosowne wykorzystanie ekosystemu stołecznego troszczył się prezydent Stefan Starzyński. Po wyzwoleniu, część planistów, architektów, decydentów i inwestorów kontynuowała, w nowych okolicznościach, wiele z doświadczeń 20-lecia międzywojennego w zakresie tworzenia miast (osiedli) - ogrodów. Niestety, postępująca z biegiem czasu komercjalizacja i spieniężenie serc i umysłów wywołują z kolei nasilenie pogoni za maksymalizacją indywidualnych i grupowych korzyści ekonomicznych i prestiżowych. W wyniku takiego trendu poczęto zachłannie urzeczywistniać takie pomysły, jak wielkie osiedle koło Miłosnej (w otulinie Maz. Parku Krajobrazowego), prominenckie fortalicje w pobliżu Jabłonnej (w miejscu przeznaczonym uprzednio pod szpital), obiekt wielkokubaturowy w Parku Praskim (inwestycja zrealizowana przez syna b. prezydenta Warszawy). Doprowadzono do sprzedaży na cele budowlane Parku Kępa Potocka i parku przy ul.Kossaka i Niegolewskiego. Przygotowano plan zabudowy części Ogrodu Saskiego. Dopuszczono do wznoszenia - samowolnie i za przyzwoleniem (odpowiedzialnych także za ochronę przyrody) oficjeli samorządowych do wznoszenia wielkokubaturowych obiektów mieszkaniowych, magazynowo-składowych, garaży i parkingów nad - chronionymi prawem - Jeziorkiem Imielińskim, Potokiem Służewskim, na Skarpie Wiślanej w otulinie Lasu Kabackiego przy podjeździe do Gucina-Gaju i gdzie indziej. Nakreślono projekt i usiłuje się doprowadzić do realizacji - w usytuowaniu wewnątrzmiejskim - warszawskiego odcinka Trasy A-2 (autostrada Berlin - Moskwa).
Wydawało się, że po reformie administracyjnej Stolicy i wyborach samorządowych z 1994r. nastąpią korzystne zmiany dla ochrony cennych wartości i funkcji ekosystemu warszawskiego. Ale ponad roczne doświadczenia - odnoszące się np. do Gmin Centrum i Ursynów - nie potwierdzają tego domniemania. Na skutek decyzji i wskazań lokalizacyjnych b. Zarządu Dzielnicy-Gminy Mokotów, a następnie Zarządu Gminy Ursynów, podjęto szereg - szkodliwych dla środowiska naturalnego i kultury - wdrożeń i przygotowań inwestycyjnych nad - posiadającym status użytku ekologicznego - Jez. Imielińskim przy ul.Makolągwy, Ciszewskiego, Findera (głównie przez firmy "Budopol" i "Rettig Poland Ltd"), nad Potokiem Służewskim, na Skarpie Wiślanej. Ujawniono także kuriozalny, pochodzący ze stołecznego Ratusza - zamysł budowy osiedla prominenckiego na miejscu Zoo (które musiałoby być przeniesione do Powsina).
O jakości merytorycznej i zasadności prawnej decyzji zezwalających na wymienione przedsięwzięcia inwestycyjne świadczą m.in. poniższe fakty. W b. Zarządzie Mokotowa podpisano umowę dzierżawną z osobą fizyczną na odbudowę pałacu na Skarpie koło Królikarni (w miejscu chronionym ekologicznie i kulturowo). Rzeczonego pałacu - jak wykazały kompetentne ustalenia - nigdy tam jednak nie było, zaś człowiek mający do "odbudować" nie ma żadnego, także historycznego tytułu do tego miejsca, a miała to być rzekomo historyczna własność jego rodziny (vide artykuł Jak odbudować pałac, którego nigdy nie było, "Kurier Polski" z 25-27.8.95). Prezes "Budopolu", prawomocnym wyrokiem Sądu Karnego skazany został na zapłacenie wysokiej grzywny i na karę aresztu za samowolę budowlaną w otulinie Jez. Imielińskiego. Postępowanie prawne ujawniło także karygodny mechanizm wspierania tej samowoli przez urzędników. Ale, mimo tego, podejmuje się kolejne szkodliwe przedsięwzięcia. Decyzje Zarządu Gminy Ursynów o warunkach zabudowy i o pozwoleniu na budowę wielkokubaturowego obiektu magazynowo-składowego firmy "Rettig" łamią - będące prawem lokalnym - ustalenia planu ogólnego zagospodarowania przestrzennego Wrszawy, przewidujące dla tego terenu zupełnie inne funkcje, zagrażają stosunkom ekologicznym w ciągu powiązań Las Kabacki - Jez.Imielińskie - Dolina Służewska, naruszają istotne interesy SBM "Wspólny Trud" i innych osiedli mieszkaniowych. Zostały one wydane w tajemnicy przed Radą Gminy oraz przed - powołanymi do uprzedniego opiniowania takich aktów - jej komisjami. Nadto - jak stwierdził przewodniczący Komisji Budownictwa, Architektury i Urbanistyki - przewodniczący Rady utajnił dokumenty dotyczące firmy "Rettig" wobec radnych, domagających się wyjaśnienia sprawy i pociągnięcia do odpowiedzialności osób winnych łamania prawa.
Przedsięwzięcia manipulatorskie ułatwia brak miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego oraz ustaleń szczegółowych streterenów chronionych (do czego zobowiązuje zatwierdzony plan ogólny m.st.Warszawy).
Zastanawiające jest to, że decyzje i przyzwolenia na wymienione tu przykładowo działania inwestycyjne są sygnowane i usilnie bronione - nawet wbrew ewidentnym naruszeniom przepisów - przez b.zastępcę burmistrza Mokotowa i związane z nim urzędowo osoby, rezydujące obecnie - w takim samym charakterze - na Ursynowie. Ich aktywność proinwestycyjna stanowiła kanwę obszernej dyskusji na konferencji prasowej, zwołanej 30.8.95 przez
organizacje ekologiczne. W jej toku udowodniono, że:
Stanisław Abramczyk
3.9.95
A morał...? Wymyślił już Hugo Kołłątaj
Gdy inni narobią, ty po nich nie sprzątaj."
Kuplety z szopki noworocznej prześladują nas, choć przecież nie karnawał.
A wszystko wcale nie bierze się z nieporozumień.
Jest jasne, czyste, klarowne.
Na Polesiu Lubelskim powstaje najpiękniejsza w Polsce spalarnia odpadów. Piec fluidyzacyjny na pół biliona starych złotych (a może bilion, kto to wie?).
Są wyrobiska w kopalni, jest jeszcze trochę jezior, więc nie będzie problemów z ukryciem popiołów pofluidazycyjnych, dymy spalarniowe rozwieje wiatr, a krzykaczy się uciszy...
I tylko jak przekonać do tak dziwnej inwestycji opinię publiczną? Należy wmówić, że zło jest dobrem (Jest taki pomysł socjotechniczny, że jest większe i mniejsze zło...)
Przecież każde dziecko wie, co to są i skąd się biorą śmieci. Skoro tak, to przytoczmy jeden z możliwych scenariuszy:
Weźmy jeden przykład. Ot, choćby taki. Lody produkowane luzem pakowało się niegdyś w wafelki, teraz - oczywiście - w piękne plastikowe kubki. A zjadaczowi lodów pozostają po konsumpcji trzy możliwości:
A może by tak zakopać śmieci? Ale tu dopiero zaczyna się krzyk (lub powinien się zaczynać). Bo przecież śmieci rozkładające się w warunkach beztlenowych zatruwają wody gruntowe w stopniu niewyobrażalnym. Zresztą, tak na prawdę to nie ma już gdzie zakopać, bo każdy wolny kawałek przestrzeni był już do tych czynności wykorzystany, a my przecież nie chcemy żyć nad śmietnikiem.
Skoro śmieć nie przestaje być śmieciem, niezależnie od tego, czy leży na wysypisku, czy obok niego, czy pod nim, to może by tak powiedzieć, że nie wszystkie śmieci to śmieci? Są zatem śmieci nielegalne, brzydkie, i tym trzeba wypowiedzieć zdecydowaną walkę. I legalne, piękne, jak malowane...
Dla tych pięknych śmieci można zrobić piękne wysypiska.
A może to jakieś nieporozumienie? I te śmieci to nie śmieci? Nie rozwiążemy tego problemu, jeżeli nie ustalimy co to są śmieci.
Etymologowie wywodzą słowo "śmieci" z dwóch złożonych słów - z "ś" i "mieść" (miotać, rzucać, nieść). Oznacza ono tyle co odrzut, czyli to, co niepotrzebne w danej chwili z jakichś tam względów. Słowo "śmieci" oznacza również to, co powstaje w wyniku zmiatania, czyli sprzątania. Więc może by tak nie sprzątać?... Ale zatrzymajmy się jeszcze na chwilę nad
dychotomią słów - kluczy do podświadomości
Ale pecunia non olet, więc śmieci to chyba niezły szmal. Potrzeba tylko więcej śmieci. Jak to zrobić?
Jest kilka sposobów:
Najpierw trzeba wyeliminować konkurencję i powiedzieć, że te są legalne, a te nielegalne (te dzikie, te nasze). Ale przecież to nie rozwiązuje problemu. Bo w dalszym ciągu jest za mało śmieci.
Więc trzeba znaleźć dogodny pretekst i wymyślić akcję, np. "Sprzątanie świata - Polska" i włączyć do niej, jako organizatorów, głównych producentów śmieci (to była niezła szopka). Albo zorganizować alert w szkołach pod hasłem:
"Kto używa Acce,
Ten ma czyste sracze."
albo po prostu zorganizować konkurs "Nie chcemy żyć na śmietniku" i wszystko bardzo dokładnie zinwentaryzować. A jak apele o zwiększenie ilości śmieci nie pomogą i taka np. fabryka biogazu na śmietniku będzie bankrutować (artykuł Biogaz z pałacu Michała Redzko z "Gazety w Lublinie" z dn. 25.8.95) to należy zmienić front i powiedzieć: Skoro śmieci są, to może by je zlikwidować na
śmierć. Należy zatem je spalić!
Ale czy spalarnia śmieci rozwiąże problem? Wręcz przeciwnie. Technologie końca rury prowadzą zawsze do ekologicznego piekła. Następuje bowiem koncentracja niebezpiecznych trucizn. Jeżeli spalarnia ma bardzo sprawne "filtry" (dla uproszczenia pomijamy całą złożoność procesów spalania z katalizatorami lub bez i mówimy o tym ogólnie - filtry), to trucizny zostaną w popiele.
Jeżeli jednak "filtry" są mniej sprawne, trucizny przedostają się do nieba i wcześniej czy później spadną z deszczem.
Zresztą, spalarnie ewokują automatycznie produkcję śmieci:
Czy zatem skazani jesteśmy na nieuczciwość, a nasza krytyka była jałowa? Myślę, że nie, bo jest co najmniej kilka sposobów na rozwiązanie problemów śmieci (w tym miejscu używamy magii i odwołamy się do cyfry siedem). A więc:
Po pierwsze - gospodarka bezodpadowa.
Po drugie - technologie oszczędzające surowce i energię.
Po trzecie - recycling.
Po czwarte - rolnictwo ekologiczne.
Po piąte - edukacja i kultura.
Po szóste - rozwój demokracji lokal- nych.
Po siódme - wspieranie ekologicznych grup pozarządowych.
Przeznaczmy tylko połowę sumy przeznaczonej na dewastację środowiska (zakup spalarni) na wymienione cele, a rozwiążemy problem gospodarki odpadami. I skończmy karnawał, posypmy głowy popiołem i zacznijmy wreszcie myśleć.
Janusz Kuśmierczyk
rys. Jakub 'QubaCube' Michalski