"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 10 (76), Październik'95


NIE MA MIEJSCA DLA McDONALDA
W ZABYTKOWYM KRAKOWIE!

Od kilku dobrych lat toczy się ostra walka (bo tak to trzeba nazwać) o niedopuszczenie Koncernu McDonald do Rynku Głównego w Krakowie.

Zarząd Okręgu Małopolska PKE konsekwentnie i od samego początku nie tylko sprzeciwia się temu pomysłowi, ale zdecydowanie i jednoznacznie wspiera w tym względzie działania Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. PKE ostał się na placu boju praktycznie sam, bowiem inne Stowarzyszenia, które również początkowo były przeciwne takiej lokalizacji, nagle - nie wiedzieć, z jakich powodów - zmieniły zdanie.

W 1994r. przygotowany został przez PKE List otwarty w obronie historycznego zespołu centrum Krakowa, a także i innych miast polskich przed zniszczeniem i nadmierną komercjalizacją zachodniej pseudo-kultury masowej. List ten podpisany przez grono wybitnych przedstawicieli świata nauki, kultury i sztuki, znanych powszechnie i szanowanych w Krakowie, został wysłany do władz Rzeczypospolitej Polskiej, władz Krakowa i do środków społecznego przekazu.

Po roku czasu, w tygodniku "Dziś i Jutro" z 9.8.95 red. Urszula Orman zwróciła się do kilku sygnatariuszy tego listu z zapytaniem o ich stanowisko i opinię w tej sprawie dzisiaj. Myślę, że będzie rzeczą nie tylko ciekawą i pożyteczną, ale nawet konieczną przytoczenie paru najbardziej celnych i odważnych wypowiedzi. Oto one:
Jan Nowicki - aktor Jako konsument uważam, że wpuszczenie czegoś tak żałosnego, jeśli chodzi o smak, jak McDonald do Rynku krakowskiego jest niedopuszczalne. Wiem, że obrażą się na mnie dzieci, ale one jeszcze nie wiedzą, co to jest dobry gust... [...] W ogóle jedzenie amerykańskie jest koszmarne - a u McDonaldsa szczególnie. Widziałem magazyny tej firmy przy okazji otwarcia takiego hangaru w Katowicach. Tony bułek przywiezione z Moskwy, sosy z Budapesztu, wszystko zamrożone, hamburgery nie wiadomo z czego robione. Straszne... Mamy przecież dobre polskie tradycje. Dlaczego nie powstaną bary z naszym tradycyjnym jedzeniem, polską metodą przyrządzonym i podanym? Przecież zarówno Polacy, jak i cudzoziemcy chętnie by tam jedli... Wszak to normalne, że jeśli się zwiedza obcy kraj, to chętnie poznaje się nowe rzeczy. Ja nigdy w Budapeszcie nie szukam polskiej kuchni, we Włoszech idę do włoskiej restauracji, we Francji do francuskiej.

Adam Bujak - artysta fotografik Dziwię się, że garkuchnia amerykańska ma czelność pchać się do Rynku starego Krakowa... Rynek to wszak wizytówka miasta i zapaskudzenie go smrodem oleju i frytek - to straszna perspektywa.

Zbylut Grzywacz - artysta malarz Nie widziałem nigdzie McDonalda w miejscach szczególnie na świecie eksponowanych. Nie widziałem go w Wenecji na placu św.Marka czy w Mediolanie przy katedrze. Uważam, że lokalizacja McDonalda przy ul. Floriańskiej między Domem Matejki, Muzeum Farmacji, Muzeum Czartoryskich i Barbakanem - to wynik tupetu tej amerykańskiej firmy. Jeśli tak dalej pójdzie, kolejnym krokiem będzie urządzenie baru w Sukiennicach, potem już tylko Kanonicza i Wawel! Wpychanie się McDonalda do Rynku - chcę jeszcze raz podkreślić - to ogromny brak taktu, tandetna amerykanizacja, afront dla naszego miasta, wbijanie chamskiego gwoździa w delikatną urodę Rynku.

Andrzej Mleczko - artysta grafik Byłem jednym z sygnatariuszy listu w sprawie zaniechania planów otwarcie w Rynku Głównym baru McDonaldsa. W międzyczasie zmieniłem jednak zdanie. Uważam, że McDonald powinien mieć swój lokal na Wawelu, z dużym neonem na wieży Katedry. Może wówczas dopiero ktoś stuknie się w czoło i zrozumie, że Rynek krakowski to nie Disneyland.

Stanisław Łojasiewicz - prof. UJ Uważam, jak zresztą wielu moich kolegów, iż należy szanować pewne tradycje historyczne, kulturowe, architektoniczne. Nie jest prawdą, jak twierdzą niektórzy, że McDonalds przy ul.Floriańskiej nie razi. Uważam reklamę tej firmy za nazbyt krzykliwą.

Janusz Bogdanowski - prof. Politechniki Krakowskiej McDonald w samym centrum starego Krakowa to absolutnie niedopuszczalne. To salon, miejsce kontemplacji, które zmieniłoby swój charakter. Salon powinien mieć swoją stylistykę, do salonu nie wstawia się grającej szafy, tylko pianino.

Na koniec może warto zwrócić uwagę i na taki aspekt, że niektórzy warszawscy urzędnicy i konserwatorzy, chcący doprowadzić do szybkiego zakończenia tej sprawy w Krakowie, nie wpuścili jakoś tego koncernu na Stare Miasto i Trakt Królewski w Warszawie.

A co dzieje się w tej sprawie za granicą? Oto np. Prezydent Republiki Czeskiej V. Havel nie wpuścił tej firmy na praską Starówkę. Obecny prezydent Francji J.Chirac - jak doniósł tygodnik "Wprost" (21.5.95) - dbając o wizytówkę miasta wyrzucił z Pól Elizejskich bary McDonald, które nie pasowały mu do tej witryny Paryża.

Tylko władze Krakowa (Rada Miasta i Zarząd Miasta) nie mogą się zdobyć na jasną i jednoznaczną deklarację w formie Uchwały, że dla Koncernu McDonalds Rynek Główny i zabytkowe centrum Krakowa jest zamknięte. Czyżby bały się posądzenia o nietolerancję i brak europejskiego ducha? A, proszę władz miejskich, czy przykłady powyższe nie są dla wszystkich przekonywające? Zawsze i wszędzie było tak, że to gospodarz miasta decyduje o tym, co ma być w jego domu i obejściu, a nie narzucający się z tupetem i bezczelnością gość. Brońmy nasze miasta przed nachalną inwazją tej pospolitej, amerykańskiej garkuchni!!!

Adam Markowski
prezes PKE O/Małopolska

AKTUALNY NASZ ADRES
jest następujący:
PKE O/Małopolska
* Słowackiego 48 IIIp.

30-018 Kraków


BHP A LA GĄBIN


"Komu wczesna renta
lub życie niemiłe,
zrobisz karierę
pod masztem w Gąbinie"
W Radiofonicznym Ośrodku Nadawczym w Konstantynowie k.Gąbina, działającym w latach 1974-91 (17 lat), było zatrudnionych na bieżąco 16 osób. Po zawaleniu się masztu w 1991r. pracowało znacznie mniej.

Pełna znana nam liczba osób zatrudnionych w latach 1974-95 wynosi 33. Stąd średni czas pracy na jedną osobę wynosi poniżej 10 lat. Przedział wiekowy tych osób - 40-65 lat.

Z tych wyżej wymienionych 33 osób:

Wszyscy pracownicy przebywali w pomieszczeniach ekranowanych, oddalonych o 500 - 600 m od masztu. Na zewnątrz tych pomieszczeń przebywali sporadycznie. Wartownicy pracowali po 12 godzin, inni pracownicy po 7 godzin na dobę.

Nie są nam znane wartości natężeń promieniowań wtórnych. Gdyby takich promieniowań nie było w rejonie pracy tych ludzi, to natężenie pola anteny nie przekraczało 20 V/m (w odległości ponad 500 m od masztu). Czyli było to natężenie dopuszczone przepisem nowej Ustawy o RON (14.12.94) dla przestrzeni komunalnej, dla ludności.

Jeśli zważyć, że niektórzy z pracowników przebywali bliżej masztu, to również nic im nie powinno szkodzić, bo norma zachodnia dla ludności wynosi 87 V/m. Ta wartość natężenia pola występuje w odległości 90 m od masztu. Na normę zachodnią powołują się teraz i nasi "eksperci" i Główny Inspektor Sanitarny.

Personel niewykwalifikowany, w tym wartownicy, pochodził z okolicznych gmin (z terenu do 10 km od masztu), zatem sytuację tych ludzi można określić - "z deszczu pod rynnę".

Jest symptomatyczne, że w badaniach medycznych wpływu promieniowania radiostacji na zdrowie profesorowie zapomnieli o pracownikach radiostacji. A to było tak proste, wystarczyło zajrzeć do kartotek zdrowia.

Marian Kłoszewski,
rzecznik protestujących pod Gąbinem


rys. Jakub 'QubaCube' Michalski


AUTORYTETY EKOLOGICZNE


Autorytet to taki człowiek, do którego mamy zaufanie i oczekujemy, że będzie mówił dobre i mądre rzeczy.

Niestety, wielu ludzi ma zabobonny i bałwochwalczy stosunek do autorytetów. Na podstawie powszechnej opinii uznaje się kogoś za autorytet, a następnie trzeba dostosować swoje myśli, uczucia i działania do wskazań autorytetu. Modne są też slogany akceptowane bezrefleksyjnie. Myśl globalnie - działaj lokalnie. Ładne hasełko, co? A może by tak zacząć myśleć samodzielnie? Za trudne?
Weźmy taki Klub Rzymski. Wielu ekologów traktuje tych ludzi jako wybitnych naukowców i Autorytety Ekologiczne. Jest to działająca w Genewie od 1968r. organizacja. Tworzą ją naukowcy i biznesmeni. Finansowani to oni są przez wielkie koncerny samochodowe Fiat i Volkswagen.

Innym przykładem Autorytetu Ekologicznego jest Pan Umberto Eco. Jak samo nazwisko wskazuje, jest on wielkim ekologiem. Z wyżyn swojego autorytetu poucza on młodych ludzi przeciwko czemu mają protestować. Można o tym przeczytać we fragmencie książeczki Zapiski na pudełku od zapałek opublikowanym kiedyś w ZB. Panu Eco nie podoba się, że młodzież protestuje przeciwko kartom telefonicznym oraz komputerom. Umberto Eco przyznaje, że nie rozumie ich motywów. Mnie wydają się one raczej anarchistyczne niż ekologiczne. Ale nawet. Panie Eco! Zapewne popiera Pan hasło reduce (redukuj) reuse (powtórnie używaj) recycle (powtórnie wykorzystuj). Żetony można używać wiele razy. A także kartę telefoniczną można co najwyżej przetopić na inny plastik. Nie wiem, jak w słonecznej Italii, ale w Polsce zużytych kart telefonicznych nikt nie zbiera.

Przy okazji dowiadujemy się, że Pan Eco wyrzuca papier do kosza na śmieci.

Problem polega na tym, ze Pan Eco chciałby pouczać ludzi, co mają robić, a czego zaniechać. Zajmijcie się raczej ochroną tygrysa syberyjskiego - skąd my znamy takie dobre rady?
Przyjaciele!
Nie dajcie się manipulować. Nie potrzebujecie, aby Was ktokolwiek pouczał. Sami dobrze wiecie, co robić dobrego dla ochrony środowiska, dla Matki Ziemi, dla ludzi.

Janek Bocheński


RELATYWIZM I PRAWDA

Zachodzi słońce. Patrzymy na krowę. Moja krowa jest pomarańczowa. Twoja krowa jest czarna (ponieważ patrzysz pod słońce). Ja tego nie wiem. Dyskutujemy. (Krowa jest biała w czarne łaty.)
Nadchodzi noc. Moja krowa jest czarna. Twoja krowa jest czarna. Przyznaję ci rację. Zgoda. Naszym zdaniem krowa jest czarna. (Krowa jest biała w czarne łaty.)
Wschodzi słońce. Moja krowa jest czarna. Twoja krowa jest pomarańczowa. Przyznajesz mi rację. Upieram się, że krowa jest jednak czarna. (Krowa jest biała w czarne łaty.)
Jest dzień. Świeci słońce. Krowa jest biała w czarne łaty.

Janek Bocheński


NOWA MIESZKANKA BAŁTYKU

W naszym morzu pojawiła się ostatnio nowa ryba. Jej naukowa nazwa w jęz. łacińskim brzmi Neogobius melanostomus, a polskiej nazwy, niestety, brak (roboczo bywa nazywana "babką byczą"). Pierwszy jej egzemplarz złowiono w rejonie portu helskiego dnia 9.6.94. Ojczyzną ryb tego gatunku są rejony mórz Azowskiego, Czarnego, Kaspijskiego oraz dopływy ich rzek. Do Bałtyku mogła przywędrować bądź z biegiem rzek i jezior (istnieją połączenia np. Morza Czarnego z Bałtykiem, m.in. przez Dniepr, Prypeć, Pinę, Kanał Królewski, Bug i Wisłę) lub za pośrednictwem wód balastowych statków przypływających z tamtych okolic. Jak na razie, ryba ta zasiedliła się w Zatoce Gdańskiej.

Jak odróżnić ją od innych ryb? Jej ciało jest obłe, ma dużą głowę, a zrośnięte ze sobą płetwy brzuszne tworzą rodzaj przyssawki (wygląda to jak 1, centralnie umieszczona płetwa brzuszna). Na pierwszej płetwie grzbietowej występuje wyraźna czarna plama. Jak dowiadujemy się z danych literaturowych, gatunek ten jest rybą przybrzeżną, o dużej tolerancji na zasolenie. Zasiedla dno piaszczysto-żwirowate, pokryte muszlami małży. Występuje głównie na głębokości ok. 20 m. Tarło trwa od kwietnia do sierpnia. Samce dojrzewają w wieku 3-4 lat, po tarle zwykle giną. Samice dojrzewają rok wcześniej. W okresie rozrodu przyjmują ciemnobrunatny, prawie czarny odcień ciała. Opiekują się ikrą, składaną między kamieniami. Larwy, podobnie jak osobniki dorosłe, występują przydennie. Ryby te żyją ok. 4-5 lat, osiągają dł. 18 - 20 cm. Żywią się gł. małżami, ewentualnie skorupiakami i wieloszczetami oraz małymi rybami.

Gatunek ten ma szanse na znalezienie optymalnych warunków życia w wodach Bałtyku. Z jednej strony może być to pomyślne dla lokalnego rybołówstwa, ale też spowodować zmiany w ekosystemie Zatoki Gdańskiej i Puckiej. Dlatego ważnym jest prowadzenie naukowych obserwacji lokalnej populacji tego gatunku. Zajęła się tym Stacja Morska Uniwersytetu Gdańskiego, Morska 9, 84-150 Hel, ( 750-836, fax 750-420.

Mirka Wróbel
* Kaskady 48
40-748 Katowice 32




rys. Jakub 'QubaCube' Michalski


STRAŻNICY ZIELONEJ REWOLUCJI
EKO-MEDYTACJE - JOGA ŻYWIOŁÓW

Dusza (energia) przyrody jest przedmiotem skupienia myśli i uczuć. W kontakcie z przyrodą odczuwamy siłę, płynącą ku nam jako rodzaj energii drzew, minerałów, pól i łąk, gór i lasów...
Kszetrasjadewa to inaczej Anioł Pola lub Duch Obszaru. Kszetrasjapati to Pan Pola. Wczuwamy się w energię czy siłę życiową duszy, ucieleśniającej jakiś szczególny, zamknięty obszar wyróżniający się spośród całej przyrody. Może być to określony zagajnik, stok góry, łąka, leśna polana. Wszystkie takie obszary mają swoją duszę, swoje samodzielne życie.

Jako część rozmyślania - odczuwania próbujemy doświadczyć, czego ten konkretny obszar żywej Istoty Przyrody od nas potrzebuje. Jaką prośbę kieruje do mnie personalnie. Co ja sam(a) osobiście mam do zrobienia dla tego obszaru życia?
Próbujemy wchłonąć coraz więcej energii życia, płynącej od naszego obszaru (może to być duch okolicy, w której żyjemy) koncentracji. Nasza uwaga zagłębia się coraz bardziej na wybranym i doznawanym do głębi serca systemie życia, tak że wchłaniamy moc życia duszy przyrody w wybranym obszarze i w pełnie się z nią utożsamiamy.

Próbujemy głębiej i lepiej zrozumieć, co potrzebujemy zrobić dla duszy przyrody w danym miejscu, jaka płynie inspiracja, czego dusza przyrody od nas oczekuje...
Jeśli chcesz więcej informacji o takiej pracy, napisz:

Ryszard Matuszewski
. skr. 304
87-100 Toruń 1
Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o Ruchu Złotego Wieku, o związkach laja-jogi z głęboką ekologią i życiem w harmonii z Duszą Przyrody, jeśli interesuje Cię związek jaźni z kulturą Słowian, jeśli chcesz pogłębić wiedzę o Strażnikach Zielonej Rewolucji i ich pracy na rzecz kultury duchowej, opartej o pogłębianie więzi z przyrodą i duchem życia naszej planety, jeśli interesują Cię doświadczenia z energią (duszą) drzew, roślin, minerałów, z duszą grupową zwierząt i aniołami - strażnikami narodów - napisz:
Ryszard Matuszewski
. skr. 304
87-100 Toruń 1



Spis treści "ZIELONE BRYGADY" 10(76), PAŹDZIERNIK'95 S.8