"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 10 (76), Październik'95
Pomysł zrodził się w Wolimierzu na Ecotopii, której tradycją jest organizowanie tego typu akcji podczas jej trwania. Część osób pojechała do Warszawy do URM, a część do Pragi pod ambasadę. Było to częścią światowego dnia protestów przeciwko wycinaniu Puszczy Białowieskiej.
Uczestnicy akcji wywodzili się głównie z radykalnych nurtów i organizacji ekologicznych, przede wszystkim Earth First! Polskę reprezentowała "Pracownia na rzecz Dobrej Ziemi". Na samym początku 4 osoby przykuły się łańcuchami do bramy i furtki ambasady, blokując w ten sposób przejście zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Jedna z nich przedostała się na teren ambasady i przykuła się od środka, lecz szybko po tym, jak została potraktowana pałką elektryczną przez jednego ze strażników wróciła z powrotem na drugą stronę.
Po około 10 minutach przyjechały pierwsze auta policyjne. Stare "(kody". W jednej z nich zablokowały się drzwi i policjanci nie mogli się wydostać. Inni musieli otworzyć je z zewnątrz. Gdy już wyszli, stali i przyglądali się uważnie.
My w tym czasie graliśmy i śpiewali o Puszczy i Matce Ziemi. Część osób trzymających transparent ustawiła się w taki sposób, iż z liter namalowanych na przednich stronach koszulek ułożył się napis STOP THE CHOP. Tak też brzmiało hasło na jednym z transparentów. Inne były po polsku i czesku. Na plecach mieliśmy w wielu językach CHROŃMY PUSZCZĘ BIAŁOWIESKĄ.
Gdy policji było już mniej więcej tyle co nas, wkroczyli do akcji. Stosowali metody, których wyuczyli się jeszcze za czasów poprzedniego reżimu. Ciągnąc za włosy i uszy wywlekali poszczególne osoby na środek ulicy przed ambasadą, które jednak po pewnym czasie wracały do reszty grupy. Inni policjanci w tym czasie odcięli, specjalnymi nożycami, przykutych do bram. Pierwsze osoby odjechały w policyjnych wozach. Co jakiś czas odjeżdżał kolejny samochód, zabierając następne osoby. Gdy było nas na tyle mało, iż zostaliśmy zepchnięci na drugą stronę ulicy zabierali tych, którzy nie mieli paszportów. Łącznie zatrzymano 14 osób, w tym 2 Czechów i 2 Polaków. Po 4 godzinach przesłuchań Czechów zwolniono, a pozostałych zatrzymanych przewieziono do najzwyczajniejszego więzienia. Przebywali tam jeszcze 2 godziny. W międzyczasie grożono im deportacją, a jeden z policjantów wymachując bronią palną mówił, że ich zastrzeli. Dzięki interwencji prawników z Greenpeace'u (W Pradze jest ich biuro) zostali po tych 2 godzinach zwolnieni. Skończyło się na mandacie w wysokości 100 K(, tj. ok.10 nowych zł.
Wieczorem tego samego dnia, przechodząc obok ambasady francuskiej oblepiliśmy ją dokładnie, a także stojące przed nią samochody korpusu dyplomatycznego, setkami, a może i tysiącami nalepek, które dostaliśmy z Greenpeace'u, związanymi z protestem przeciwko wznowieniu prób jądrowych na atolu Mururoa. Ot tak, przy okazji. Tym razem nikt nie interweniował.
Dariusz Jażdżyk,
* os.Bratkowice 1/1, 99-400 Łowicz,
( 0-48-46/377-660, joystick@plearn.edu.pl
Budowę Elektrowni Jądrowej Temelin położonej ok. 25 km na północ od Czeskich Budziejowic rozpoczęto w roku 1983. Wg planów, ELEKTROWNIA miała mieć 4 reaktory o mocy 1000 MW każdy. Jednak, w listopadzie'90 doszło do głosowania wśród deputowanych czeskich i większością głosów opowiedziano się za zredukowaniem budowy do dwóch, nie kończąc reaktorów 3. i 4. Pierwszy reaktor miał być uruchomiony w kwietniu94, ale data jego uruchomienia została przesunięta na r. 1997. Wg danych czeskich ekologów kompleksowe wdrożenie EJ Temelin do pełnego funkcjonowania zgodnego z jej przeznaczeniem ma nastąpić na przełomie lat 1998-99.
Ostatni obóz z tych, o których wspomniałam na początku, funkcjonował od 10-30.7.95. Uczestnicy protestu, którzy zebrali się w tym miejscu pochodzili z różnych krajów i formacji proekologicznych starających się doprowadzić do zapobieżenia niszczeniu i degradacji życia na Ziemi.
Jako, że przyjechałam na "Tabor u Temelina" dopiero 21.7. znam z relacji tych, którzy byli wcześniej, ważniejsze akcenty wydarzeń: w dzień francuskiego święta narodowego 14 lipca uczestnicy obozu zorganizowali akcję w Pradze pod Ambasadą Francuską, wyrażając sprzeciw wznowieniu prób nuklearnych na Atolu Mururoa.
Uczestniczyłam osobiście w kolejnej akcji 24.7., również w stolicy Republiki Czeskiej. Tym razem akcja obejmowała 2 punkty: występ teatru ulicznego i przemarsz. Najpierw wszyscy uczestnicy tegorocznego obozu antynuklearnego zebrali się przed Muzeum Megalomanii, w pobliżu siedziby prezydenta Republiki Czeskiej Vaclava Havla. Spektakl (divadlo) był inscenizacją sytuacji sprzed obalenia komunizmu i objaśniał jak podjęto decyzję o budowie elektrowni jądrowej bez pytania się społeczeństwa o zgodę. Następnie opowiedziano o forsowaniu projektu tej budowy (przemówienia polityków, protesty ekologów i ludności sprzeciwiających się powstaniu "jadernej"). Zaraz po przedstawieniu uczestnicy tłumnie przeszli z transparentami i ulotkami pod Ambasadę Stanów Zjednoczonych. Dlaczego pod tą właśnie? Otóż budowę tej elektrowni atomowej (jak i wiele innych na świecie) finansuje USA, bezpośrednim wykonawcą jest amerykańska firma Westinghouse. Firma ta zaistniała na rynku producentów reaktorów około r. 1955 (w grudniu'57 w Shippingport, Westinghouse uruchomiła pierwszą elektrownię z reaktorem PWR o mocy 60 MW). Była reakcja telewizji i prasy natomiast Amerykanie "udawali Greka".
Potem już w Temelinie 28.7.
30-osobowa grupa uczestników obozu została wpuszczona na teren budowy elektrowni. Przy bramie zostaliśmy skontrolowani (w zasadzie tylko dokumenty tożsamości), a następnie wsiedliśmy do autobusu, którym przemieszczaliśmy się po terenie. Zaprowadzono nas do sali konferencyjnej gdzie przedstawiciel JETE (Jaderna Elektrarna Temelin) wyjaśnił nam dlaczego elektrownia jednak jest budowana, dlaczego jest bezpieczna i kto jest wykonawcą. Gdy skończył, pozwolił nam zadać pytania, ale odpowiedzi jego były wymijające, nie odpowiadał na postawione pytania jednoznacznie, na przykład co zrobić z narastającymi odpadami radioaktywnymi powstającymi stale w wyniku rozszczepiania oraz stałym zagrożeniem awariami i nieuchronnym starzeniem się obiektu. W dalszym objeździe pokazano nam (ale tylko przez szybę autobusu) reaktory i poszczególne budynki o różnym technicznym przeznaczeniu, skończone i w budowie. Ku naszemu zaskoczeniu ten "cud techniki" powstaje w chaosie, błocie i nie wygląda jak "dziecko" XXI wieku.
Był też "Tour de Temelin", w którym wzięli udział też ludzie z Bike Tour'u, którzy pomogli zorganizować przejazd. Było to symboliczne ostrzeżenie w dniu 29.7. Uczestnicy ubrani w kombinezony i maski przeciwgazowe grupami przejechali dookoła EJ Temelin w niemym proteście. Ten rowerowy protest był w zasadzie akcentem kończącym obóz, ale jeszcze dzień wcześniej dwoje ludzi z "Hnuti Duha" (Ruch "Tęcza") przedostało się niepostrzeżenie na teren elektrowni temelińskiej i zakopali pod budynkiem magazynu zawierającym reaktor symboliczną puszkę z napisem "Radioaktywny odpad". Czyn ten udowodnił, że na teren elektrowni mogą przedostać się nieproszeni goście w każdej chwili. A więc nawet i terroryści.
Pokazano w ten sposób, że możliwa jest nieplanowana ingerencja z zewnątrz, a nawet sabotaż, o skutkach nieprzewidywalnych w przyszłości...
Małgorzata Małochleb
Krakowska Grupa Federacji Zielonych
Ten bogaty 10-dniowy program EEM przygotowany był z myślą o szerokim gronie odbiorców. Wszystko to starała się zarejestrować telewizja. Miejmy nadzieję, że zagraniczni widzowie TV "Polonia" - dla nich powstawał ten materiał - nie odczytają tego jako naszych rzeczywistych propozycji dla idei zrównoważonego rozwoju.
Dla rasowych ekologów był aż jeden dzień. W Parku Miejskim - zwanym miasteczkiem ekologicznym, mogli oni bezpiecznie się wypowiadać - tzw. Ekologiczny Hyde Park.
Bacznie, acz z daleka przyglądał się temu z pilskich lasów.
Jelonek
Sekcja Ekologiczna MŁODZI DEMOKRACI Koło w Pile
Informowano, że z samej zagranicy przybędzie 50 tys. osób, natomiast szacowano, że na gwiazdę imprezy, Jean Michelle Jarre'a przybędzie 600 tys. ludzi. Inspiracją zorganizowania tej imprezy był, zdaniem organizatorów, odbywający się cyklicznie od 4 lat regionalny festiwal piosenki ekologicznej. W dniu, w którym miało zacząć działać tzw. ekologiczne miasteczko, tj. 29.8.95 spadła ogromna ulewa. Park Miejski w Złotowie, miejsce tegoż miasteczka, zmienił się w błotnisty teren. Po ulewie na terenie parku pojawiły się samochody organizatorów brutalnie przejeżdżające przez trawnik i podjeżdżające pod scenę, umieszczoną w sercu parku. Po zamontowaniu aparatury nagłaśniającej prowadzący imprezę poinformował, iż trudne warunki atmosferyczne uniemożliwiają oficjalne otwarcie Ekologicznego Miasteczka i zostanie ono przełożone na dzień następny. Jako zadośćuczynienie dla i tak skromnie przybyłych uczestników organizatorzy zaproponowali duet wokalno-instrumentalny przedstawiający repertuar Disco Polo i bezpłatny dostęp do, jak się wyrazili, czasopism ekologicznych, które cieszyły się dużym wzięciem. Były to lipcowe numery "Poradnika Działkowca", "Burdy" i innego pisma dla kobiet.
Skromnym zainteresowaniem cieszyły się złotowskie zakłady przemysłowe, wytypowane dla uczestników do zwiedzania pod hasłem "Oni nie trują". Oczywiście, to szczegół, że jeden z tych zakładów znajduje się na liście PIOŚ jako uciążliwy dla środowiska. Wraz z organizatorami liczba zwiedzających te zakłady to kilkanaście osób.
Po zapoznaniu się z programem imprezy pozostaje wrażenie wielości i różnorodności imprez, w większej części nie mających nic wspólnego z ekologią. Nie wiem, czy na festiwalu śpiewano powróćmy jak za dawnych lat - ale wydaje się, iż taka myśl przewodnia imprezy jest bardzo trafna. Chęć i tęsknota do bycia największym, a nawet jedynym jeszcze drzemie w umysłach znacznej części społeczeństwa. Moim zdaniem, w ekologii nie chodzi o monopolizację, komercję i gigantomanię. Dlatego niezależnie z jak szlachetnych pobudek zrodzone pomysły, mające taki charakter nie mogą zyskać przychylności i akceptacji pilskich ekologów.
Jelonek
Sekcja Ekologiczna MŁODZI DEMOKRACI Koło w Pile