"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 12 (78), Grudzień '95


CZY WARTO BYŁO PROTESTOWAĆ ?


Do chwili, w której piszę ten artykuł, Francja przeprowadziła już trzy z planowanych ośmiu prób jądrowych na Pacyfiku, zatem mogłoby się wydawać, że ogólnoświatowa kampania protestacyjna nie odniosła sukcesu, a jej kontynuowanie już z całą pewnością nie ma sensu. Ja jednak uważam, że protesty antynuklearne były i są nadal potrzebne. Zagadnienie broni nuklearnej jest bowiem bardzo ważne i dotyczy całej ludzkości, a testy nuklearne niosą ze sobą wiele niebezpieczeństw. Część z tych niebezpieczeństw odnosi się do regionów położonych w pobliżu poligonów atomowych, inne dotyczą całego świata.

Czynnik środowiskowy jest zazwyczaj wymieniany na pierwszym miejscu wśród zagrożeń związanych z przeprowadzaniem testów nuklearnych. Konkretnie chodzi o możliwość skażenia wód Pacyfiku substancjami radioaktywnymi w przypadku ich wycieku z atolu. Niestety, ja potrafię wysnuć tylko jeden wniosek z niezliczonych publikacji i wypowiedzi na ten temat: nie ma wśród specjalistów zgody co do prawdopodobieństwa takiego wycieku. Niektórzy twierdza, że zagrożenie jest niewielkie, są też i inni, których zdaniem jest ona niestety bardzo realne. Najbardziej skłonny jestem ufać naukowcom australijskim i nowozelandzkim, którzy uważają, że groźba wycieku wydaje się być nieduża, ale z braku danych (Francuzi utajniają większość informacji o swoich poligonach nuklearnych) nie można jej wykluczyć nawet w ciągu kilku najbliższych lat. Osobiście modlę się, by do wycieku radioaktywnego nie doszło, ale wolałbym nie musieć polegać na modlitwach, a pewne jest to, że jedynie brak testów gwarantuje absolutne bezpieczeństwo.

Drugi czynnik to mocarstwowe ambicje Francji. Nie da się ukryć, że w wielu krajach Pacyfiku (Australia, Nowa Zelandia, Japonia i in.) imperialna polityka Francji, która oprócz testów nuklearnych wyraża się m.in. utrzymywaniem kolonii z dużymi bazami wojskowymi we wszystkich częściach świata, nie jest zbyt popularna. Ta sama polityka jest widoczna w stosunku do Europy - to nie przypadek, że francuski ambasador w Australii wyraźnie używa słowa "Europa" w odniesieniu do Francji w takich określeniach, jak: europejskie bezpieczeństwo, europejska polityka czy europejskie interesy, w imię których Francja rozbudowuje swój arsenał nuklearny i nie wycofuje się z kolonii itp. Arogancja i chamstwo przedstawicieli rządu francuskiego na pewno wpłynęły na zwiększenie poparcia dla protestów antynuklearnych na Pacyfiku, ale znacznie ciekawsze mogą się okazać konsekwencje takiej polityki w Europie. Początkowo byłem zdumiony rozmachem protestów antynuklearnych w Niemczech - przecież stamtąd do Mururoa daleko. Oświeciły mnie dopiero artykuły w "Washington Post" i "The Independent". Z punktu widzenia Australii czy Nowej Zelandii Francja to małe państewko na krańcu świata, bez większego znaczenia gospodarczego ani politycznego, ale dla Niemców Francja to najpotężniejszy sąsiad i zarazem tradycyjny wróg, który rozwija broń nuklearną - najbardziej zabójczą spośród broni znanych ludzkości, a przecież Niemcy nie posiadają tej broni i w dającej się przewidzieć przyszłości nie będą jej posiadać. Broń nuklearna jest więc wykorzystywana przez Francję do wzmocnienia swojej pozycji w Europie. W takiej jednak sytuacji struktura Unii Europejskiej, oparta na ścisłym związku francusko-niemieckim wydaje się mało realna. Trudno bowiem wymagać, by przy takim stanowisku Francji Niemcy czy inne kraje Unii mogły zgodzić się na dominującą rolę Francji, a polityka Chiraca może doprowadzić do marginalizacji Francji na politycznej mapie Europy. I dobrze mu tak!

Jednak najpoważniejszym niebezpieczeństwem testów nuklearnych jest ryzyko udaremnienia wysiłków na rzecz powszechnego rozbrojenia atomowego. Obecnie po raz pierwszy od chwili wynalezienia broni jądrowej rysuje się realna szansa na całkowitą jej likwidację. Pierwszym etapem jest traktat o zaprzestaniu prób z bronią nuklearną, który Francja zamierza wprawdzie podpisać, ale dopiero po zakończeniu obecnej serii testów. Chirac twierdzi, że testy te są potrzebne do uzyskania danych niezbędnych do przeprowadzania komputerowych symulacji nad dalszym rozwojem broni atomowej. Czyli Francja sama się przyznaje, że po zakończeniu serii testów zamierza dalej doskonalić i rozwijać swój arsenał nuklearny! Przecież to jest zaprzeczenie idei rozbrojenia atomowego, w dodatku stwarza bardzo niebezpieczny precedens: kraje, które obecnie wstrzymały próby atomowe, mogą się powołać na przykład Francji i wznowić testy. Oznaczałoby to kontynuację wyścigu zbrojeń i przekreślenie unikalnej szansy, jaka może się już nie powtórzyć: szansy na rzeczywiste rozbrojenie, szansy na świat bez wojen i masowych zbrodni. Ten aspekt testów nuklearnych, niestety, nie jest należycie doceniany, również przez ekologów.

A już zupełnie niezauważony pozostaje aspekt etyczny i moralny. Moim zdaniem, jako naukowca, wykorzystywanie zdobyczy nauki do tworzenia i doskonalenia broni masowej zagłady jest absolutnie niedopuszczalne właśnie z przyczyn etycznych i moralnych. Szkoda, że spośród wielu sławnych przeciwników testów nuklearnych chyba tylko Jacques Cousteau poświęcił uwagę tej kwestii.

Czy tegoroczne protesty antynuklearne mogą zakończyć się sukcesem? Do całkowitego zwycięstwa nie doszło, Francja już przeprowadziła trzy testy nuklearne na Mururoa i Fangataufa. Niestety, nie wszystko może się udać. Ważne jest, aby się nie załamywać i nie tracić nadziei - wygrywać umiemy wszyscy (tj. wszyscy umiemy sobie radzić z własnym sukcesem), to właśnie z niepowodzeniem trudno jest sobie radzić, ale czasami trzeba. Nie zapominajmy o najważniejszym: ostatecznym celem kampanii antynuklearnej jest uwolnienie świata od groźby zagłady atomowej, a doprowadzenie do zakończenia francuskich testów nuklearnych na Pacyfiku to tylko jeden z wielu elementów tej kampanii. Do tej pory akcje protestacyjne już przyniosły wiele korzyści, a ich kontynuacja przyniesie ich jeszcze więcej. Np. Francja pierwotnie planowała przeprowadzić serię 8 testów, teraz Chirac mówi już tylko o 6 - kto wie, może nacisk światowej opinii sprawi, że będzie ich jeszcze mniej? A mniej testów to mniejsze ryzyko wycieku radioaktywnego do wód Pacyfiku - czyli jest o co walczyć. W dalszej perspektywie protesty antynuklearne zmuszą Chiraca, aby dotrzymał słowa i po zakończeniu obecnej serii testów zlikwidował francuskie instalacje nuklearne w Polinezji Francuskiej - a po czymś takim Francuzom będzie bardzo trudno wznowić próby. No i najważniejsze - akcje protestacyjne na pewno zdopingują polityków do wynegocjowania traktatu wprowadzającego całkowity zakaz przeprowadzania prób z bronią jądrową. Byłby to milowy krok na drodze do powszechnego rozbrojenia atomowego.

Widowiskowe akcje Greenpeace jako pierwsze zwróciły uwagę świata na testy nuklearne, ale kontynuacja protestów nie byłaby możliwa bez szerokiego poparcia wielu ekologów, również tych spoza Greenpeace. Najważniejszym dotychczasowym sukcesem jest uświadomienie ogółowi ludzkości zagrożeń wynikających z testów nuklearnych. Demonstracje antynuklearne w Polsce też przyniosły rezultaty - wyniki sondaży opinii publicznej opublikowane w "Warsaw Voice" pokazują, że aż 82% Polaków jest przeciwnych stacjonowaniu broni nuklearnej na polskiej ziemi, a tylko 2% poparłoby taki pomysł. A wszystko, co już osiągnięto i co będzie osiągnięte, nie byłoby możliwe bez udziału milionów "tęczowych wojowników" na całej Ziemi - do których zapewne i Ty się zaliczasz, Czytelniku.

Tomasz Wilanowski


To była bardzo mała bomba - zaledwie wielkości Hiroszimy (prezydent Francji Jacques Chirac po wybuchu bomby 20 kT na Mururoa, 4.9.1995).

źródło: AFP

Pokój to delikatna sprawa, która nie powinna być pozostawiona w rękach pacyfistów (ambasador francuski w Gwatemali do demonstracji Greenpeace, 4.9.1995).

źródło: Greenpeace

Nie podoba mi się to słowo: bomba. To nie jest bomba, to jest urządzenie, które wybucha (Jacques Le Blanc, francuski ambasador w Nowej Zelandii na konferencji prasowej 11.10.1995).

źródło: Reuter

Układ o Całkowitym Zakazie Prób Broni Nuklearnej to tylko inny sposób regulacji utrzymywania arsenałów nuklearnych (Dominique Girard, francuski ambasador w Australii na konferencji prasowej, 6.10.1995).

źródło: Greenpeace

Gaz łzawiący to nie broń we Francji nie uważamy tego za przemoc (Jacques Le Blanc, francuski ambasador w Nowej Zelandii, ok. 6.10.1995).

Przecież umieją pływać (Jacques Le Blanc, francuski ambasador w Nowej Zelandii na falach Radia New Zealand - upierający się przy tym, że aktywiści Greenpeace znajdujący się na pokładach internowanych statków "Rainbow Warrior" i "Greenpeace" mogą odjechać, kiedykolwiek zechcą, 5.10.1995).

źródło: Radio New Zealand
tłumaczył: Tomasz Wilanowski


<<<< Spis treści