Strona główna 

ZB nr 1(79)/96, styczeń '96

NOWY USTRÓJ - TE SAME WARTOŚCI
GŁOSY, RECENZJE, POLEMIKI

(...) Żywa narracja, liczne odniesienia do filozofii, literatury i ideologii, przy zachowaniu prostoty języka sprawiają, że książka Olafa Swolkienia miałaby szansę stać się skutecznym narzędziem kształtowania świadomości społecznej (...) Autor dokonał wielkiego wysiłku po to, by jak największą liczbę ludzi skłonić do samodzielnego myślenia, wyrwać z kręgu głupoty nazywanej polityczną poprawnością. Nie szczędził przy tym nikogo i niczego. I bardzo dobrze, że w sposób bezkompromisowy napiętnował "podszywanie się" pod ekologię pewnych partii, polityków i pseudouczonych. (...)

dr Witold Wilczyński

(...) Książka Swolkienia zmusza do głębszych refleksji! Jest strasznym kalectwem bieżącego czasu, że szum informacyjny przeszedł w huk i łomot, skutkiem czego - jak sam pan Swolkień pisze á propos znaczenia pióra gęsiego! - obecnie najcenniejsze publikacje toną w nicości, bez odzewu, bez szansy na godny ich odzew.

Szymon Kobyliński

(...) "Nowy ustrój - te same wartości" Olafa Swolkienia: Bardzo mi się podoba i bardzo się z niej cieszę - że jest to kolejna kropla drążąca tępe umysły polskiego establiszmentu (naukowego i politycznego). (...)

dr Janusz A. Korbel

(...) Książkę Olafa warto przeczytać, choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie - nie jest bowiem dla mnie wartościowa książka, z którą mogę się zgodzić lub nie (pomijam te, w których nie ma nawet z czym dyskutować), ale taka, która zmusza mnie do znalezienia odpowiedzi samemu. (...) - Olafowi prowokacja się udała. To dobrze, bo właśnie dyskusji o pomyśle na Polskę teraz potrzebujemy - od 1989 roku do historii przechodzi pewna ponad stuletnia formacja kulturowa - Polska inteligencka i czas na nową! Nie stworzą jej ani "Europejczycy", ani narodowi katolicy - my możemy, tylko trzeba ruszyć dupą i głową. (...)

Jany Waluszko, "Mać Pariadka" 10/95

(...) Jest to książka wybitnie inteligentna, do końca uczciwa, powiedziałbym genialna. I słuszna. Aby udowodnić tę tezę, musiałbym ją (prawie) całą przepisać, w dodatku tłustym drukiem. (...) Zamiast tego mogę powiedzieć, że liczy tylko 62 strony, dla mnie jest to argument koronny. (...) W ostatnim zdaniu książki czytam: "Jeżeli dzięki temu (książce) udało mi się dodać komuś otuchy i uświadomić, że być może - nie jest tak osamotniony, jak się dzisiaj wielu krytycznie myślącym wydaje, a przez to zachęcić do takich upartych i nierealnych działań, to zadanie tej pracy będę uważał za spełnione." Chcę zapewnić autora, że przynajmniej w jednym przypadku tak się stało - przeczytałem książkę - poczułem się pocieszony świadomością, że nie tylko ja jestem pomylony...

prof. dr hab. Jan Koteja, "Sowizdrzał" 246

(...) Pogląd, że ta książka może komukolwiek dodać otuchy ,zakrawa na kpiny. Ostateczną jej konkluzją jest nihilistyczna rozpacz, otwierająca się na przemoc wobec siebie (samobójstwo) lub świata. (...) I tylko czasem wymykają się sformułowania, które jak diabelski ogon spod ornatu - ujawniają kto jest prawdziwym "ojcem chrzestnym" jego myśli. Sformułowania takie jak "proletariat świata" itp. pochodzące wprost ze słownika komunistycznej propagandy. (...)

Tadeusz A. Olszewski

(...) Zakłamano przy tym i zsakralizowano wiele pojęć, takich jak (...) profesjonalizm (dawniej wykonywanie czegoś za kasę, dziś synonim fachowości).(...)

Jany Waluszko, "Mać Pariadka" 10/95

(...) nie będę już punktował spostrzeżeń szczególnie trafnych albo dla mnie nowych (np. odwrócenia terminu "profesjonalny"). (...)

prof. dr hab. Jan Koteja, "Sowizdrzał" 246

(...) naciągane wywody na temat profesjonalizmu, który wywodzi się z łaciny i przede wszystkim oznacza publiczne wyznawanie swojego zajęcia zgodnie z najlepszymi umiejętnościami. (...)

dr Janusz A. Korbel

(...) kompletnie bzdurne twierdzenie, jakoby profesjonalizm "zgodnie ze słownikowym znaczeniem" oznaczał pracę za pieniądze. Nie wiem, w jakim słowniku, a sprawdzałem w kilku językach. (...)

Tadeusz A. Olszewski

profesjonalny - będący specjalistą w danej dziedzinie, zajmujący się czymś w sposób zawodowy;

profesja -
praca zawodowa, stałe zatrudnienie, zajęcie, fach, zawód; zaszczytna, podejrzana, haniebna profesja;
zawód - umiejętność wykonywania pracy w danej dziedzinie, fachowe, stałe wykonywanie jakiejś pracy w celach zarobkowych;

Słownik języka polskiego, PWN, Warszawa 1994, t.IIs.930, t.III s.977

professional - that follows an occupation as his profession, life-work, or means of livelihood. Disparagingly applied to one who makes a trade of anything that is properly pursued from higher motives.

The Oxford Dictionary, vol.VIII, p. 1428, Oxford 1970

profession - Occupation, activité á laquelle une personne s'adonne de façon habituelle et notoire, et qui, le plus souvent, constitue la source de ses moyens d'existence.

Grand Larousse de la langue française, t.V, p.4656, Paris 1989

Olaf Swolkień, Nowy ustrój - te same wartości. Rzecz o tym, dlaczego współczeny człowiek niszczy naturalne środowisko, "Biblioteka Zielonych Brygad" nr 10, Kraków, 1995, ss.67.


SŁOWO KRYTYKI O POEZJI EKOLOGICZNEJ

Gabriela Morawiecka pisze we wstępie do antologii poezji ekologicznej pt.Z ziemi moja radość (Biblioteka ZB nr 12), że wiersze w tym tomiku najlepiej oddają sens ekologicznego nurtu poezji. Podziwiam Jej odwagę i wiarę w nieograniczony zasięg pojęcia poezja. Gabrysia - pozwalam sobie na poufałość, bo znam ją osobiście i niezwykle cenię - zdaje się bezkrytycznie traktować teksty zawarte w niniejszym zbiorze.

Nie powinno to może dziwić, zważywszy Jej wkład pracy redakcyjnej, dzięki któremu tom ów miał w ogóle szansę ujrzeć światło dzienne. Jednak w mojej, proszę wybaczyć kolokwializm, ogłupiałej głowie powstaje jednak pytanie: jak artystyczny poziom zamieszczonych tekstów można pogodzić z poczuciem dobrego smaku, którego Gabrysi bez wątpienia nie brakuje. Czy można jako poezję traktować coś, co bliższe jest takim pojęciom jak kicz, grafomania czy - najdelikatniej mówiąc - nieśmiała próba literackiego spełnienia się? Powyższe zdanie to oczywiście uogólnienie, bo można odnaleźć w omawianym tu tomiku wiersze interesujące, frapujące, wywołujące przyjemny dreszcz intelektualnego pobudzenia. Chwała Najwyższemu za to, że w bezmiarze budzącej zażenowanie miernoty znalazły się utwory takich - nie waham się użyć tego słowa - poetów, jak Monika Bakalarz, Piotr Załęski, Jacek Warda czy Agata Jałyńska (Wiosna!). Na uwagę zasługują też: Justyna Block, Agnieszka Szołomiak-Mączyńska, ujmująca świeżością spojrzenia Monika Wojnarowska czy wreszcie, łącząca satyrę z zadumą, Małgorzata Łączyńska. Szkoda tylko, że, jak to zwykle bywa, wyjątki potwierdzają regułę. Pisze Gabriela Morawiecka, że ekolodzy, sięgając po pióro, próbują odwołać się do ludzkiej wrażliwości i sumienia. Ze mną jest podobnie. Dlatego apeluję do wrażliwości i sumienia ekologów:

Wasza działalność jest godna najwyższego szacunku. Podziwiam Was za Wasze poświęcenie dla szczytnej idei, za Waszą konsekwencję i samozaparcie w działaniu na rzecz ochrony naszego globu przed nami samymi, wbrew wszelkim przeciwnościom i partykularnym interesom światowej lub lokalnej finansjery. Jestem z Wami - myślimy podobnie, pragniemy życia zgodnego z naturą i własnym sumieniem, kochamy przyrodę i boli nas jej cierpienie. Jeśli czujecie potrzebę pisania, nadawania słowom poetyckiego kształtu, jeśli jest to spontaniczne i sprawia Wam radość - róbcie to. Nic nie stoi na przeszkodzie. Ale, na litość Boską, nie drukujcie tego pod szyldem antologia poezji ekologicznej. Po co używać wielkich słów? Czy wszelkiego rodzaju rymowanki, kalambury słowne, ludową twórczość samorodnych talentów i światłe myśli literackich dyletantów musimy nazywać poezją? Poezja ekologiczna ma przed sobą trudne zadania (...) - zadać wiele pytań - pisze Gabriela Morawiecka i wymienia kilka z nich. Rodzi się jeszcze jedno pytanie: czy, zużywając sporą ilość papieru (nie pochodzącego bynajmniej z wtórnego odzysku), na druk wątpliwej jakości twórczości poetyckiej, Wydawnictwo ZB ma moralne prawo nazywać siebie wspierającym inicjatywy ekologiczne? Może lepiej byłoby zorganizować cykl heppeningów, demonstracji ulicznych czy spotkań, na których odczytano by pretendujące do zamieszczenia w antologii utwory? Ekologia - temat modny, słuchaczy na pewno by nie zabrakło. A parę ocalonych drzew wciąż gięłoby swe konary pod naporem wiatru, wchłaniając nadmiar dwutlenku węgla, wydychany przez rzesze walczących ekologów. Czy to nie zachęcająca wizja?

Mniej piszcie, więcej róbcie i wszystko będzie w porządku... Wszak liczą się czyny, nie słowa! A jeśli męczy Was talent, spróbujcie grać, śpiewać, rzeźbić (nie w drzewie!), malować (naturalne barwniki!). Nie każdy musi być poetą...

Tadeusz Stańko
Kraków, 13.12.95



Z ziemi moja radość. Antologia poezji ekologicznej, red. Gabriela Morawiecka, "Biblioteka Zielonych Brygad" nr 12, Kraków, 1995.


NOWA ARCYCIEKAWA KSIĄŻKA

Przerażająca wizja przyszłości. Podaje też mnóstwo dobrej statystyki związanej z coraz częstszym w ostatnim czasie zatrudnianiem tylko dorywczo i masowymi zwolnieniami. Nie czytałem. Anonsuję tylko jej istnienie. Jeśli masz okazję, to podziel się wrażeniami z lektury, zanim książka Rifkina zostanie przetłumaczona.

Jeremy Rifkin, The End of Work: The decline of the Global labor-Force and the Dawn of the Post-Market Era, New York: G.P. Putnam Son's, 1995, ISBN: 0874777798.

Piotr Kosibowicz
skr. 12, Kraków 42, PL
Fidonet: 2:486/19.4
piotr.kosibowicz@p4.f19.n486.z2.fidonet.org



REFLEKSJE Z "GÓRY"

Andrzejowi

Góra to tytuł powieści. Autor - Steve Noding, wydawnictwo "Kleks", rok wydania - 1993. Książkę tę przysłał mi A.Ż., żebym poczytał (sobie) i może coś napisał (do ZB). Dzięki.

Czytałem "jednym tchem". Do późna w nocy. Nieekologicznie wypalałem naftę, zakłóciłem rytm doby i własnego organizmu. Literacko może nie jest Góra nadzwyczajna. Ot, nieco fantastyczna opowiastka, kłująca czasem naiwnością wizji i opisu. Ale porusza sprawy podstawowe: życie - śmierć, jednostka - społeczeństwo, szczęście - cierpienie, przemoc - pokój, człowiek - środowisko, ziemia - kosmos. No, może jeszcze trochę innych "drobiazgów". Na ten problem nie starczało życia dziesiątków tysięcy filozofów przez dziesiątki tysięcy lat - zauważa bohater powieści. Ale zarówno on, jaki i inni muszą odpowiadać na pytania i wybierać - w każdej chwili, krok po kroku. Jak ty, jak ja, jak wszyscy.

ŻYCIE JEST NIEUSTAJĄCĄ LEKCJĄ. Od odpowiedzi na podstawowe pytania o świat i nasze w nim miejsce zależy "być albo nie być". A może i znacznie więcej. Dlatego cenne jest wszystko, co kieruje rozszalałe myśli ku spokojnym źródłom. Ku Górze. Lektura Góry tak właśnie działa.

Fabuła? Pewien major i poborca podatków wspinają się na Górę, na której niewielka wspólnota żyje sobie jak w raju. Mają ogrody, sady, kozy, las, wspólne domy i narzędzia. Są starcy, dorośli, hoża młodzież i dzieci. Sielanka trwa od kilku pokoleń, w całkowitej niemal izolacji od ludzi "na dole". Zdarzało się, że jakiś młodzian opuszczał Górę, ale zwykle szybko do niej wracał. Jedyną i najcięższą karą była zresztą banicja. Groziła za użycie przemocy.

Poborca podatków jest służbistą. Jak twierdzi - nie stracił posady nawet w czasie okupacji, nieprzyjaciel też potrzebował pieniędzy. Mieszkańcy Góry płacą mu dla świętego spokoju, raz na dwa lata, pieniędzmi uzyskanymi za królicze futra. I poborca znika. Inaczej major. Ma zadanie odszukać czterech żołnierzy, zaginionych podczas niedawnej wojny. Węszy, wypytuje, szuka śladów. Mimochodem wsiąka w życie społeczności. Tubylcy są nieufni, ale prawdomówni. Urzędowe śledztwo prowadzi majora w sferę pradawnych tajemnic, najgłębszych ludzkich pytań. Ociera się o śmierć i harmonijne życie, poznaje miłość i poczucie nieskończoności. Los czterech żołnierzy zostaje wyjaśniony, choć wieśniacy woleliby zapomnieć, że kiedyś zmuszeni byli zabić. Uważają to za swoją hańbę, klęskę, objaw strachu i bezsilności. Ci czterej przynieśli na Górę wojnę. Gwałcili, kradli, masakrowali, jak w typowym przykładzie stawianym często pacyfistom: a co by było, gdyby... Cierpliwość wieśniaków była rzeczywiście święta. Ale w końcu jakiś potworny, ciemny instynkt wylał się z nas jak lawa - opowiadał mędrzec-lekarz. Zatłukliśmy go na śmierć, rozszarpaliśmy. Tak zginął ten "najgorszy", dowódca, "diabeł". A właściwie tylko opętane, nieszczęsne ciało dwudziestoparolatka, typowego "dziecka wojny". Bo tego "złego" nie da się zabić. Potworny, ciemny instynkt drzemie w każdym z nas. Tu, w naszym umyśle, tkwią korzenie wojny, przemocy, cierpienia. Nie da się uciec ani na Górę, ani na inną planetę. Wszystko, co robimy, mówimy, myślimy - dotyczy wszystkich istot. Czy na Górze, czy w dolinach - jesteśmy razem. Jednym...

SORRY, TO NIE "WYZNANIE WIARY". Tylko parę góralskich objawień. Albo urojeń, jeśli wolisz. Wszystko jedno.

Góra też nie udziela gotowych odpowiedzi. Wiem wszystko, a nic nie rozumiem - stwierdza beznadziejnie oficer po zakończeniu śledztwa. Tak samo, jak ja - przyznaje lekarz, który tragedię przeżył.

I chwała Bogu za to, że czasem wszelkie prawa i teorie nie przydają się do niczego. W takich momentach stajemy sam na sam ze sobą. Znika granica między dobrem i złem, nie ma się czym podeprzeć. A wybrać musimy. Nic nie robić - to też wybór, nie zawsze najfajniejszy.

Trudna sprawa. Bez szans. Absolutna samotność. Tak źle, tak niedobrze. Lęk szarpiący trzewia. W głowie pustka. Nie ma nic, tylko chaos. Taki moment jest jak dzień stworzenia.

Oczywiście, można wciąż biec, pędzić za czymś, udawać, że nie ma śmierci, uciekać, nie przyjmować odpowiedzialności. Któż z nas nie śnił takiego koszmaru? Uciekam przed psami, potworami, mordercami - a koszmar trwa, obłęd nabiera mocy i rozpędu. Oko za oko! Ząb za ząb! Zabić tę k... i tych, i tamtych! Zabić ich wszystkich! Demony się kłębią, w miejsce uciętej głowy wyrastają następne... Męka bez końca. Piekło, które sami sobie stwarzamy.

Można inaczej. Żyć, śnić, wszystko jedno. Gdzieś tam, poza chaosem, rozpaczą, wątpliwościami a siedmioma górami, lasami, rzekami - jest jeszcze Coś. Spokój i przestrzeń. Czyste Źródło Wszechmocy. Jeśli nie utracimy z Nim kontaktu, jeśli nauczymy się utrzymywać przytomność i uwagę, jeśli zachowamy jasny umysł, współczucie, dobre intencje - wtedy nawet najciemniejszy instynkt i największe wkurzenie będą jak wiosenna burza. Oczyszczająca, wspaniała, życiodajna. Boska.

A "diabeł"? Stary towarzysz. Nie widziałeś diabła? Spójrz na swoje ego! poradził ktoś słusznie. Ego. Złudzenie, że jestem czymś odrębnym. Że mogę być szczęśliwy czyimś kosztem. Że to nie ja zawiniłem, to ona. Że to tamci niszczą i trują. Że jak zabiję Abla, będę miał wszystko. Że ja, Abel, jestem lepszy od Kaina. Że ich cierpienie to nie moja sprawa. Że mam rację, a inni się mylą. Ja, moje, dla mnie - a reszta nieważna. Ego. Urojenia, pułapka - i szansa na powrót. Do Źródła, Do Naszego Prawdziwego Domu.

Człowiek jest wiecznym wędrowcem. Idąc, myśli przed każdym zakrętem, że za chwilę znajdzie dom, który stanie się jego gniazdem...> To jeszcze jeden cytat z Góry. Prawda, o której warto pamiętać, jeśli na jakimkolwiek etapie chcielibyśmy zakończyć: hurra, jestem na mecie! Tak czy owak - idziemy. Nawet najwyższa góra nie odetnie nas od nizin. Idziemy, dopóki "ostatni skurwiel" i najmniejsze źdźbło trawy nie znajdą się we Wspólnym Domu. Dopóki nie skończy się cierpienie ostatniej istoty. Niemożliwe? Nie ma innego wyjścia. To wszystko i tak się dzieje. Jest. Tak mi się przynajmniej wydaje. Czasami. I niezupełnie serio.

Od myśli, że stoi na pyłku w przerażającej czarnej nicości, zrobiło mu się dziwnie. To major, bohater powieści, uświadomił sobie nagle, że stoi na Ziemi, mikroskopijnej cząsteczce Kosmosu. A schodząc w dolinę odnalazł swoje miejsce: ...opiszę historię Góry, wszystko, co tam widziałem i przeżyłem. Może dzięki temu świat choć trochę się odmieni. No, tak. Objawienia, gdy o nich mówić, często brzmią ciut żenująco. I dobrze. Kolejny dzwoneczek, żeby nie łapać się na czyjeś słowa, ale patrzeć, słuchać, uważać. Doświadczać - i iść. Spokojnie, przytomnie, na własnych nogach. Naprzeciw pytaniom, problemom, tajemnicom. Tu, teraz, chwila po chwili. Cudowną drogą życia i śmierci.

Cień i światło, cień i światło. Mimo potknięć muszę z uporem iść naprzód. Tędy się wznoszę, nawet jeśli droga prowadzi w dół. To już naprawdę ostatnie słowa z Góry. Bon voyage!

Miała być recenzja, a coś sporo gadania wyszło. Dało się przeczytać? Uważasz, że to bzdury? A może przyznajesz rację? Piep...nie.

Odetnij słowa i zbyteczne myśli,
a cały wszechświat będzie twoim domem

...radzi Seng Ts'an, Trzeci Patriarcha chan. Ale to fragment zupełnie innej książeczki.

Jacob


Steve Noding, Góra, wyd. "Kleks", Bielsko 1993, tłum. z esperanto Wojciech Usakiewicz.


NOWY REALIZM W DUCHU EKOLOGICZNYM

Potrzeba nowej propozycji filozoficznej od wielu lat nurtuje nie tylko profesjonalne środowisko filozoficzne, ale także przejawia się u wielu ludzi dalekich od świadomego parania się fundamentalnymi problemami istnienia świata i człowieka. Wielu intelektualistów co kilka lat ogłasza a to śmieć ideologii, a to historii, by wreszcie poinformować o śmierci filozofii.

Poważni badacze wskazują ponadto, że tradycyjne regiony rozważań filozoficznych z powodzeniem zastępują rozwinięte nauki przyrodnicze i humanistyczne, które dysponują "wiedzą tajemną" dla ogółu, o której nawet nie śniło się współczesnym filozofom. Inną drogę wybrał niemiecki filozof Bruno Vogelmann, autor książki pt. Nowy realizm. Konsekwencja Nowego Myślenia. Książka ta została opublikowana w kilku językach i miała nawet wydania w języku esperanto. Stanowi ona - by wyrazić najlapidarniej jej ideę - konglomerat idei religijnych chrystianizmu, elementów marksizmu, połączonych z poglądami głoszonymi przez "Koło Altenburskie", nazywanymi ogólnie ewolucyjną teorią poznania (Evolutionara Erkenntinistheorie). Vogelmann odwołuje się nadto do myśli Alberta Camusa, Johannesa Mullera, George'a Orwella, Aldousa i Juliana S.Huxley'ów, Rogera Garudy, Ericha Fromma, Ernsta Blocha i Michaiła Gorbaczowa. Wśród przedstawicieli ewolucyjnej teorii poznania najczęściej podziela poglądy Ruperta Riedla, Konrada Z.Lorenza, Franza M.Wuketitsa, Gerharda Vollmera i Karla R.Poppera. Bliskie są mu poglądy filozofujących biologów: Jacques'a Monoda, Manfreda Eigena, Hoimara von Ditfurtha i Hermana Hakena.

Vogelmann stawia w swej pracy diagnozę, że we współczesnym świecie nastąpił proces konwergencji pomiędzy społeczeństwami byłych bloków politycznych wschodniego i zachodniego, co jest realną podstawą do sformułowania nowego stylu myślenia, wspólnego dla tych dwóch byłych formacji społecznych. Jednocześnie pogłębił się dystans poziomu życia pomiędzy uprzemysłowioną Północą a postkolonialnym Południem, które zostało poddane maksymalnej eksploatacji ekonomiczno-przyrodniczej, na bazie której wyrosło bogactwo Północy. Przyczynę takiego biegu rzeczy autor upatruje w panowaniu systemu antropocentrycznego w myśleniu przodującej cywilizacji Zachodu i Wschodu. Antropocentryzm jest - wedle opinii Vogelmanna - kontynuacją geocentryzmu, wedle którego człowiek jest rozumiany jako zwieńczenie aktu stworzenia, istota pośród innych istot najważniejsza. Pogląd ten przyjmowany ad hoc stanowi podstawę wszelkiego dogmatyzmu i wynikających z niego ideologii świeckich i religijnych, które z istoty są obce rzeczywistej naturze życia jako pewnej całości i jedności. Vogelmann stawia w kontekście powyższej konstatacji kolejną tezę, że owe "centrystyczne" podejście w myśleniu mogą przezwyciężyć dla dobra całości życia i świata mocno wierzący chrześcijanie i ateiści. Warunkiem owego przezwyciężenia jest akceptacja przez obydwie grupy myślowo-wyznaniowe ewolucyjnego podejścia do świata i życia jako pewnej całości i jedności, podlegającej nieustannej zmianie. Dla człowieka wierzącego ewolucja to obowiązek realizacji Królestwa Bożego na Ziemi dla wszystkich istot żywych w ich naturalnym środowisku, dla ateisty zaś człowiek nie jest celem ewolucji, ale jej ogniwem, prowadzącym do czegoś wyższego. Obie te grupy światopoglądowe nie dążą do przyjemności i są w stanie rezygnować z wygód życia konsumerskiego. W języku religii - pisze Vogelmann - Bóg jest istnieniem wszechogarniającym a w języku ateistycznym: sprawą najważniejszą jest żywy, rozwijający się wiecznie kosmos. Jedni i drudzy, szczerze wierzący i szczerzy ateiści służą ewolucji życia, realizacji Królestwa Bożego z jednej strony i osiąganiu wyższych stopni rozwoju istnienia z drugiej, a właściwie obie są tym samym (s.29). Z powyższej oceny obydwu podejść myślowych filozof wyprowadza następujący wniosek, będący credo jego filozofii: Musimy się nauczyć- pisze autor Nowego Realizmu - że nasz rozum, który niektórzy nazywają ludzkim duchem, jest zdolnością powstałą w ciągu ewolucyjnego procesu życia. W nas, w naszym mózgu, w naszej zdolności doświadczania, w naszej duszy, w naszej zdolności myślenia życie tworzy centrum dla siebie, w którym jakby się przegląda, poznaje siebie i udaje mu się działać w nowy sposób, na wyższym stopniu rozwoju (s.42).

Prócz pojednania intelektualnego ludzi na Planecie, autor kieruje swe filozoficzne rozważania ku tradycji filozofii życia oraz ku wartościom proekologicznym, które są warunkiem koniecznym takiego realistycznego poglądu filozoficznego człowieka obecnych czasów. Jego analiza filozoficzna, ekonomiczna i etyczna wyczula na naturalną wartość środowiska człowieka, w którym upatruje on fundament dalszego rozwoju ekonomicznego, biologicznego i duchowego człowieka. Metodą takiego rozwoju jest odrzucenie konsumpcyjnego stylu życia na rzecz współżycia z przyrodą i wszystkimi istotami żywymi w harmonii i wzajemnym sprzężeniu zwrotnym człowieka z tą żywą kosmiczną całością.

Książka ta stanowi jakby nową formułę wariabilizmu Heraklita, wzbogaconą o najnowsze osiągnięcia nauk przyrodniczych i humanistycznych. W ten sposób lokuje się dobrze w tradycji filozofii niemieckiej, która zawsze szukała inspiracji rozwoju filozofii w "powrocie do rzeczy" i w "powrocie do korzeni" myślenia europejskiego, jakimi jest myśl antyczna - w tym przypadku Anaksymandra i Heraklita.

Ignacy S.Fiut



B.Vogelmann, Nowy Realizm. Konsekwencja Nowego Myślenia, wyd. "Interlibro", Warszawa 1995, ss.244, tłum. z esperanto Zdzisław J. Dziubecki. Biblioteka Klasyków


GLOBALNE PRZESTRZELENIE*

W 1972 r. ukazała się klasyczna już praca Granice wzrostu Donelli i Denisa Meadowsów. Był to specjalny raport przygotowany na zlecenie Klubu Rzymskiego w Massachusetts Institute of Technology, który miał udzielić odpowiedzi na takie pytania, jak: Co się stanie, jeśli dalszy wzrost ludności świata nie ulegnie zahamowaniu? Jakie konsekwencje dla środowiska miałoby utrzymanie dotychczasowego tempa wzrostu gospodarczego? Co można zrobić, by stworzyć gospodarkę z "ludzką twarzą", która zabezpieczyłaby potrzeby wszystkich, a zarazem była dostosowana do fizycznych możliwości naszej Planety?

Nie było to łatwe zadanie, wymagało zaangażowania całego zespołu ludzi i dwóch lat badań. Do opracowania ogromnej liczby zmiennych dotyczących liczby ludności, produkcji żywności, przemysłu, kapitału, zasobów i stanu środowiska naturalnego opracowano specjalny model komputerowy World 3. W końcu komputer przedstawił kilka scenariuszy przyszłości, które poddano starannej analizie. No cóż, jak można było przypuszczać prognozy nie były zbyt optymistyczne, ale nie wszystkie wróżyły zagładę. Chyba po raz pierwszy tak rzetelnie i przekonywująco dowiedziono, że dominująca w świecie ideologia tzw. wzrostu gospodarczego, perspektywa dalszego niepohamowanego wzrostu ludności oraz idące za tym coraz szybsze zużywanie zasobów i niszczenie środowiska naturalnego doprowadzi do globalnej katastrofy jeszcze przed rokiem 2100. Zaznaczam, była to prognoza, nie wyrok śmierci. Wykazano też, moim zdaniem, coś znacznie ważniejszego - że wcale tak być nie musi.

Książka wywołała prawdziwą burzę i spotkała się z bardzo różnym przyjęciem. Od totalnej krytyki, w której celowało pewne duże towarzystwo naftowe finansując nawet specjalne antyogłoszenia, do życzliwego zainteresowania i pełnej aprobaty. Jak się jednak wkrótce przekonano, mało kto wnioski w niej zawarte potraktował naprawdę poważnie, a są one bardzo doniosłe i warto je przypomnieć.

  1. Jeżeli obecne trendy rozwojowe w zakresie zaludnienia, uprzemysłowienia, zanieczyszczenia środowiska, produkcji żywności i wyczerpywania się zasobów naturalnych nie ulegną zmianie, to w jakimś momencie przed upływem stu lat osiągniemy na naszej planecie granice wzrostu. Najbardziej prawdopodobnym tego efektem będzie nagły i nie dający się opanować spadek zarówno liczby ludności, jak i zdolności produkcyjnych przemysłu.
  2. Można zmienić te światowe trendy rozwojowe i stworzyć warunki ekologicznej i ekonomicznej stabilizacji, która by się dała utrzymać przez długi czas. Stan równowagi światowej można by zaplanować w ten sposób, żeby podstawowe potrzeby materialne każdego człowieka na Ziemi były zaspokojone i żeby każdy człowiek miał jednakowe szanse wykorzystania swoich osobistych możliwości.
  3. Jeżeli ludzie zdecydują się raczej dążyć do tego drugiego celu, to im szybciej zaczną pracować dla osiągnięcia go, tym większe będą szanse powodzenia. W dwadzieścia lat później ci sami autorzy planując nowe wydanie Granic wzrostu przystąpili do ponownego zbadania światowych trendów i stanu świata. Okazało się, że prosta aktualizacja danych statystycznych i opis nowych tendencji to za mało. Zmiany okazały się większe i groźniejsze niż można było przypuszczać, lecz ku radości badaczy okazało się, że istnieje nadal szansa zażegnania kryzysu. Pojawiła się potrzeba napisania nowej książki, która byłaby wyzwaniem wobec tych zmian i dawała nadzieję na przyszłość. Tak powstała nowa książka: Przekraczanie granic. Globalne załamanie czy bezpieczna przyszłość?

Tytuł, niestety, mówi sam za siebie. W r. 1972 uważaliśmy, że fizyczne granice użytkowania przez ludzkość bogactw mineralnych i energii osiągnięte zostaną za wiele dziesięcioleci. W r. 1991, gdy znów zbadaliśmy dane statystyczne i model komputerowy oraz oparliśmy się na własnych doświadczeniach, zdaliśmy sobie sprawę, iż mimo światowych ulepszeń technologicznych, zwiększonej świadomości zagrożeń i efektywniejszych polityk ochrony środowiska, przepływ wielu zasobów naturalnych oraz zanieczyszczeń przybrał rozmiary przekraczające wszelkie granice.

Nieco więcej niż połowa książki jest świetnym i bardzo pouczającym wykładem, dlaczego i w jaki sposób do tego doszło, czyli po prostu opisuje mechanizmy funkcjonowania naszego świata. Napisanym bardzo przystępnie i przejrzyście mimo obecności wielu wykresów, liczb i fachowych terminów - doskonale objaśnionych (dodatkowo w słowniczku). Podobał mi się na przykład sposób ukazania różnicy między wzrostem a rozwojem na przykładzie Ziemi. Nasza Planeta nie wzrasta, natomiast rozwija się w czasie. Nasza gospodarka, stanowiąca subsystem skończonego i nie powiększającego się obszaru ziemskiego, musi z czasem dostosować się do podobnego rodzaju rozwoju. Niby takie proste, a jak trudno wytłumaczyć niektórym politykom i technokratom, że brak wzrostu to wcale nie stagnacja i powrót na drzewa. Ta książka naprawdę może w tym pomóc.
Z drugiej strony najbardziej przeraziły mnie dane o skali marnotrawstwa i skażenia wody oraz wiążących się z tym ponurych perspektywach na niedaleką przyszłość. O innych horrorach nie będę wspominał, przeczytajcie sami.

Druga część, zdecydowanie przyjemniejsza, opisuje warunki, jakie musimy spełnić, aby uniknąć katastrofy i przejść do systemu zapewniającego przetrwanie oraz co może nam w tym pomóc. Okazuje się, że jest to jeszcze całkiem możliwe (choć z każdą upływającą chwilą coraz trudniejsze), a z technicznego czy ekonomicznego punktu widzenia wcale nie aż takie kosztowne i skomplikowane. Jak zwykle największy problem tkwi w ludzkiej świadomości, którą zmienić najtrudniej. Stąd pojawiły się niespotykane w naukowych opracowaniach rozdziały, takie jak: Wizjonerstwo, Współdziałanie, Prawdomówność, Uczenie się, Ukochanie. Tak, tak, nie ma pomyłki, naukowcy nawołują do działania w imię miłości, bo miłość jest niezbędnym warunkiem powodzenia rewolucji przetrwania obok odwagi tworzenia wizji, umiejętności współdziałania, cnoty mówienia prawdy - choćby gorzkiej i walki z wszechobecną ignorancją.

Końcowe wnioski są bardzo podobne do wcześniej cytowanych, tylko dobitniej sformułowane, bowiem pewne granice już przekraczamy, a czasu nie ma za wiele. Decydujące może być najbliższe dwudziestolecie. Pora się obudzić i zacząć zmieniać świat na lepsze, nikt za nas tego nie zrobi. Przekraczanie granic jest bardzo skutecznym budzikiem, oby go tylko wszyscy usłyszeli zanim będzie za późno.

Darek Liszewski



Donella H. Meadows, Dennis L. Meadows, Jorgen Randers, Przekraczanie granic. globalne załamanie czy bezpieczna przyszłość? tłum. Zofia Dobrska, Centrum Uniwersalizmu przy Uniwersytecie Warszawskim, Polskie Towarzystwo Współpracy z Klubem Rzymskim, Warszawa 1995. Cytaty pochodzą ze stron xi, xii, xxiv i 253.

* przestrzelenie - słowo to oznacza strzał poza tarczę, a w znaczeniu stosowanym w niniejszej książce przekroczenie granicznej wydolności środowiska. Przestrzelenie jest spowodowane przez opóźnienia oraz błędy w sygnałach przekazywanych w pętli sprzężenia zwrotnego, które nie pozwalają systemowi dostosować się do własnych ograniczeń.


REGIONAL ENVIRONMENTAL CENTER
FOR CENTRAL AND EASTERN EUROPE

...podaje terminy posiedzeń Komisji Dotacji Lokalnych, działającej przy Polskim Biurze REC oraz terminy składania wniosków do rozpatrzenia na tych posiedzeniach:

Termin składania wniosków Termin posiedzenia
15 stycznia 1996r. 3 lutego 1996r.
22 marca 1996r. 13 kwietnia 1996r.

Terminy kolejnych posiedzeń zostaną ustalone w lutym 1996r.

Kontakt:
Regional Environmental Center
Żurawia 32-34/18
00-515 Warszawa
tel. 48-2/628-77-15
faks 48-22/29-93-52




ZB nr 1(79)/96, styczeń '96

Początek strony