Strona główna |
Rodzimy się bohaterami, karmimy się mitami o polskiej
tolerancji,
nocach śnią się nam te "milijony", za które cierpimy. Mienimy się sumieniem
i
zbawicielem narodów.
Jacy jesteśmy naprawdę? Zaaferowani, rozbiegani,
wyrachowani,
małostkowi. Za każdym podaniem ręki komuś sporządzamy skrupulatny bilans
zysków i strat.
A przede wszystkim jesteśmy tchórzliwi. Boimy się wszystkiego co może
zagrozić naszej rozbieganej codzienności. Bez odrobiny litości zniszczymy
każde, nawet urojone zagrożenie.
Jakież nieskończone pokłady tchórzostwa, zakłamania,
pruderii,
zwyczajnej dulszczyzny ujawniły się w sprawie kilkorga bezbronnych nosicieli
wirusa HIV. To nie prawda, że ci ludzie którzy wyrzucili ich na bruk, zrobili
to tylko z obawy przed zarażeniem. Wszak wszędzie już mówiono, że nosiciele
nie stanowią żadnego bezpośredniego zagrożenia. Nie jest potrzebna, a nawet
nie jest wskazana ich izolacja od społeczeństwa. Żaden z tych racjonalnych
argumentów nie docierał do tych ludzi. Dla nich tych kilkoro nosicieli
to
pedały, narkomany albo kurwy, a więc nie ludzie. Można ich pozbawić domu,
dobrego imienia, prawa do życia wśród nas, a dzień, w którym to się stanie
ogłosić "dniem sprawiedliwości". Zupełnie nieważne jest, że ci na których
wykonaliśmy "sprawieliwy wyrok" są często ludźmi znacznie bardziej od nas
wrażliwymi, a przede wszystkim potrzebują właśnie naszej pomocy. Przez,
często
nie swój, błąd życia zostali postawieni poza społeczeństwem. Czekają na
jakikolwiek gest, który pozwoliłby im do nas powrócić. To wszystko dla
nas
nieważne. Mieliśmy swój "dzień sprawiedliwości", wracamy do domów wzruszać
się
losem głodujących murzynków w telewizorze.
I jeszcze coś. Codziennie miliony Polaków modli
się do Boga "odpuść nam
nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom".
Wojtek Nitek