Strona główna |
Niespełna rok temu, ludzie
związani z "Solidarnością" negocjowali
i wynegocjowali z komunistami, przy
"okrągłym stole" (w podzespole d/s
ekologii) sprowadzenie atestowanego
mleka w proszku z zagranicy dla
wszystkich niemowląt. Sprawa z pozoru
błacha w porównaniu z wagą i zakresem
innych, poruszanych tam problemów,
posiada jednak, wobec nieprzydatności
do spożycia mleka w proszku produkcji
krajowej, fundamentalne znaczenie dla
rozwoju i zdrowia olbrzymiej liczby
dzieci. Okazało się to na tyle
oczywiste dla sygnatariuszy porozumienia,
że umowę zawarto i na tyle łatwe do
realizacji, że wkrótce w całym kraju
pojawiło się wspomniane mleko. Tak
więc Komuniści, niezgodnie ze swym
zwyczajem, słowa dotrzymali i
niemowlęta ze smakiem zajadały się
wyśmienitym mlekiem szwajcarskiej
firmy Guigoz produkowanym w Holandii.
Minęło kilka miesięcy i awangarda
klasy robotniczej zgodnie z "wyrokiem
historii" odeszła - na razie od
monopolu władzy. Powstał rząd złożony w
większości z ludzi "Solidarnośi" i...
zapomniał o sprawie tak błachej jak
zakup mleka dla bachorów. Ba, prawie
przez pół roku nie można było kupić
nawet krajowego "mleka w proszku".
"Wiadomości" TV niedawno ujawniły że
mleko takie owszem produkowano przez
ostatnie kilka miesięcy i to w dużych
ilościach, ale producent przetrzymał
je licząc na podwyżkę cen. W styczniu
br. jednak złamał się, bo zawalone
magazyny zaczęły obciążać go
finansowo, a przetrzymywane Bebiko ma
okres ważności do 15 marca. Rodziny
wygłodniałych niemowląt rzuciły się
do sklepów w kolejki, załadowały szafy
i szafeczki domowe i już chciały odetchnąć, a
tu "masz babo placek"; "mleko" z
jednej paczki podczas gotowania ścina
się i zamiast mleka Bebiko jest serek
(pewnie też Bebiko), z drugiej po
prostu śmierdzi, a reszta też nie
nadaje się do karmienia (o ile w ogóle
kiedykolwiek nadawało się). Słyszałem
nawet o pewnej kobiecie, która kupiła
Bebiko w tym miesiącu, nakarmiła nim
dziecko i ... nic mu się nie stało.
A tak na marginesie "afery z
mlekiem"; ciekaw jestem bardzo ile spraw
zawartych w porozumieniach "okrągłego
stołu" zostało zrealizowanych? Obawiam
się, że niewiele. Komuniści (o
przepraszam - teraz socjaldemokraci)
mogą tłumaczyć się, że nie zdążyli. A jak
mogą tłumaczyć się ci, którzy
negocjowali je jako przedstawiciele
społeczeństwa, a potem w tej samej roli
weszli do rządu i sejmu PRL? Czy czują
się zobowiązani wypełniać
postanowienia jako przedstawiciele
władzy?
Interesuje mnie, jakie obowiązki,
jakie prawa zdecydowali się przejąć po
swoich poprzednikach. I nie idzie mi
tu o sprawy tak śliskie jak układy sił
politycznych, czy sprawy płacowe.
Chodzi m.in. o sprawę tak podstawową
jak prawo człowieka do życia w
środowisku czystym i zdrowym. Nie może
to być nigdy funkcją aktualnej
koniunktry politycznej. Dlatego szokują
słowa jednego z bardziej wpływowych
działaczy ekologicznych(!): "po co się
czepiać "okrągłego mebla"? Nasz rząd i
bez tego ma wiele roboty, więc nie
przeszkadzajmy. A z resztą
porozumienie zawierano w innych
Co to znaczą inne układy? Jeśli
komuniści byli u władzy, to skażona
żywność szkodziła, a jeśli są "nasi"
to przestała szkodzić? Czy sprawy,
których skuteczne i szybkie
załatwienie było wtedy dla nas
warunkiem koniecznym przeżycia i
dalszego, w miarę normalnego
funkcjonowania społeczeństwa, po 4
czerwca straciły na znaczeniu i
aktualności? Czy przez sam fakt
istnienia niekomunistycznego rządu
wszelkie trucizny są mniej toksyczne?
Czy... - pytania można mnożyć, mnie
jednak stokroć bardziej zależy na
odpowiedzi; nie w słowach, a w
skutecznym działaniu w kierunku
spełnienia podpisanych zobowiązań.
Artur Wiśliński
Komuno wróć !!!
(pr)