Strona główna |
Nękany wątpliwościami, czy aby
nie nazbyt często wybieramy w swej
działalności takie metody, na które
mogą porwać się tylko nieliczni
członkowie społeczeństwa, zapytałem o
zdanie w tej kwestii Janusza Waluszkę
z Suchu Społeczeństwa Alternatywnego,
które jak słyszałem w ogóle odcina się
od takich "elitarnych",
niedemokratycznych działań.
(aż)
Mamy niechętny stosunek do różnych pikiet i sittingów czy głodówek.
To akcje kosztowne i mało efektywne.
Na przykład w sprawie Żarnowca pikiety
i głodówki trwały już 1,5 miesiąca i
nie widać efektu. (List Janusza
nadszedł przed Świętami Bożego Narodzenia
czyli przed zakończenim głodówki. -
red.) Goście blokują np. port w Gdyni,
gdzie są (?) części reaktora, ale nie
wiadomo czy nie wysłano ich inną
trasą, wiadomo zaś że prasa kłamie, a
na referendum się nie zanosi. W tym
samym czasie - poza utratą zdrowia
fizycznego, a i psychicznego
(przynajmiej w jednym przypadku) -
zmarnowano kupę czasu zaniedbując inne sprawy,
np. Plac Wymiany Pozytywnej (Gdański
Hyde Park), który został zrujnowany,
nic się tam nie dzieje i nawet nie
było komu go posprzątać z resztek
barakowozów, przez co Zbigniew Sajnóg
dostał kolegium. (Czemu on? Bo jako
jedyny z grupy X Pawilon ma telefon!)
(Doskonały żart! - pr) Sądzę że
większe efekty dawały cotygodniowe
demonstracje w Gdańsku wiosną-latem
tego roku. Gromadziły więcej ludzi,
były poważniej traktowane przez władze
("plac" to ich "skutek uboczny") i nie
odrywały ludzi od innych działań.
Dlatego RSA i TotArt nie biorą udziału
w pikiecie antyżarnowieckiej. Sądzimy
że lepiej byłoby co tydzień zablokować
ruch kołowy w centrum Gdańska i Gdyni
w godzinach szcytu, nawet ryzykując
interwencję ZOMO i zamieszki. Że jest
to skuteczne pokazała akcja RSA w
Nowej Hucie przeciw pomnikowi Lenina.
Oni teraz chcą spokoju, więc ustąpią
wcześniej czy później. A pikieta...
cóż, nikt jej nie widzi (port jest
poza miastem), nikomu nie przeszkadza,
niczym nie grozi... W końcu ile ludzie
wytrzymają?! Ten rząd i tak gra na
czas, bo wie co go czeka.
Inna rzecz to obrona paru drzew.
Tu rzeczywiście najlepiej wejść na
drzewo i nie dać go wyciąć. I nie jest
prawdą że nie można zmobilizować "mas"
w ich obronie - przykładem akcja
Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot w
Bielsku Białej, dzięki której nie
wycięto kilku drzew przed domem
towarowym w centrum miasta. Inna
rzecz, że nasze szanse są małe - władze zawsze
mogą polać drzewo kwasem lub podciąć
koparką korzenie (jak to się stało w
Bielsku) by drzewa uschły i trzeba je
było wyciąć. Jedyne rozwiązanie, to
skuteczna ochrona przez samorząd
lokalny. Gdyby np. drzewa były
własnością miasta, a miastem rządzili
mieszkańcy a nie urzędnicy, mogliby
oni nie zezwolić na wycięcie drzew i
za ich zniszczenie karać jak za
zniszczenie mienia prywatnego, czyli
skutecznie. Dziś drzewo jest niczyje.
Zamiast bronić drzew (dziś)
wolimy sadzić nowe. RSA parę takich
"akcji" już wykonało. Wolimy prace
(Sieć Wymiany Pozytywnej itp.) niż
protesty. Wolimy budować społeczeństwo
alternatywne niż organizować zabawę
dla "zbuntowanych harcerzy". A jeśli
trzeba się już bić - to na serio, a
nie dla uspokojenia sumień.
Janusz P. Waluszko
Stare Domki 6/9
80-857 Gdańsk
Kontakt na gazetkę "Homek", RSA i Federację (dawniej Międzymiastówkę) Anarchistyczną.
Myślę, że te cenne uwagi miałyby
większy wydźwięk, gdyby towarzyszyła
im akcja antyżarnowiecka w stylu RSA,
równoległa do pikiety i głodówki.
(aż)
Z powodów technicznych dopiero
teraz mamy możność przedstawienia tego
tekstu, gdy czas zweryfikował niektóre
wątpliwości.
(wn)