Strona główna |
- Wraca czerwona sitwa, nomenklatura, komunistyczne układy! - biadolą postsolidarnościowi politycy.
- Naród sam nas wybrał. W wolnych wyborach. - ripostuje przewrotnym uśmieszkiem ex-towarzysz magister Kwaśniewski, wdzięcząc się do kamer wraz z patriotą Oleksym.
Gdyby co do czego i ktoś się pytał, to ja w tym momencie żadnych sądów wartościujących nie wypowiadam. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na pewne fakty z niedawnej historii pewnego kraju nad Wisłą i Dunajcem.
Otóż w południowej części tego kraju, nad drugą z wymienionych powyżej rzek leży miejscowość Czorsztyn. I niewielkie pasemko górskie o nazwie Pieniny. Dla wielu podobno jedno z najpiękniejszych miejsc w Europie. Ale za czasów kwitnącego socjalizmu, gdy na fali było ujarzmianie natury, jak choćby zawracanie syberyjskich rzek czy sadzenie arbuzów za kołem polarnym nie zapomniano też o naszym Czorsztynie. Komunizm i betonowe myślenie zawitały i tutaj.
Nie to jednak jest najciekawsze. Gdy w 1989 komunizm upadł w Europie Środkowej, w Czorsztynie - przeciwnie. Wprost zakwitał. Z budżetu uchwalanego przez wybrany w wolnych wyborach parlament płynęły do Czorsztyna miliardy. A ponoć państwo, o którym mowa, nie było wcale zbyt bogate.
Ale jakież to szczytne racje przemawiały za przeciąganiem sowieckiej gospodarki poza rok osiemdziesiąty dziewiąty? Może rachunek ekonomiczny? Zyski, wielkie ilości prądu z elektrowni wodnej, zdrowie, szczęście?
Jak to rachunek ekonomiczny?! - obruszy się ktoś. - Po co nam zyski, ekonomiczne rachunki i tym podobne burżuazyjne wymysły zachodniego imperialisty? Przecież jesteśmy w Czorsztynie. A tutaj liczy się to, co wielkie, gigantyczne, masy pracujące, lud miast i wsi!
I słusznie. Tak właśnie w Czorsztynie sprawy się mają. Sensu inwestycji nikt jakoś nie umie wytłumaczyć. O, przepraszam! Sens jest: skoro już tyle wydaliśmy i zniszczyliśmy, to trzeba tak dalej. Trzeba dalej wyburzać zabytki i dalej ciąć las w rezerwacie. Taki jest sens. W takim wielkim świecie to może by się nad tym kto zastanowił, powyliczał i społeczeństwu podał, ale u nas w Czorsztynie? Miarą wielkości zapory może być przecież jedna z większych w III RP akcji policyjnych przeciwko mącicielom porządku publicznego.
W prawicowym rządzie Jana Olszewskiego Ministerstwo Sprawiedliwości przypadło ludziom z partii o dumnej nazwie - Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Pod koniec lata 1991 roku miała miejsce akcja pod Sejmem oraz pod Ministerstwem Sprawiedliwości, domagająca się anulowania kolegiów, będących represjami wobec protestujących przeciwko budowie zapory. Wysocy urzędnicy Ministerstwa umówili się na rozmowy. Rozmowy nie odbyły się. Czyżby polskiej prawicy nie interesowały sprawy ochrony środowiska, czy niszczenia, bądź co bądź, niemałego dorobku kultury materialnej nad Dunajcem? A zresztą, czy z punktu widzenia prawicy, nie logiczną rzeczą byłoby wykorzystać młodzieżowy protest do rozbicia postkomunistycznych układów?
Tama w Czorsztynie to nie jedyna budowa rozpoczęta za komuny, a kontynuowana w Trzeciej RP. W Beskidzie Niskim przed niespełna dwoma laty fetowano otwarcie zapory w Klimkówce. W Beskidzie Małym koło Wadowic leży nad rzeką Skawą wioska Świnna Poręba. To następna budowa.
Kandydat na prezydenta, Jacek Kuroń gościł wczoraj - na zaproszenie krakowskiego "Hydrotrestu" - w Świnnej Porębie, gdzie zwiedzał jedną z największych inwestycji hydrotechnicznych w naszym kraju - budowę zbiornika wodnego. [...] Wbrew oczekiwaniom nie padło ani jedno słowo skargi ze strony mieszkańców Świnnej Poręby oraz okolicznych wiosek na przeciągające się prace przy zbiorniku. Proszono jedynie posła i kandydata na prezydenta, Jacka Kuronia, by był w Warszawie rzecznikiem starań o zdobycie środków na przyspieszenie gigantycznych robót.
Takie informacje przyniósł "Dziennik Polski" z 4.10.95. Wielkie inwestycje, gigantyczne roboty - ten klimat, nie?! Ale Jacek Kuroń startował przecież na prezydenta jako kandydat Unii Wolności - partii, która podobno myśli kategoriami gospodarki rynkowej. Nie ukrywa również, że w normalnie funkcjonującym w Polsce kapitalizmie nierentowne zakłady pracy po prostu trzeba zamykać. Czy UW w swych poglądach na gospodarkę uwzględnia także gospodarkę wodną i problem gigantycznych, rozpoczętych w socjalizmie inwestycji hydrotechnicznych? Czy problemy ekonomiczne takie jak rentowność odnoszą się również do wielkich zapór?
Był jeszcze manipulowany wiec w Niedzicy, gdzie w roli miejscowej ludności wystąpili pracownicy zapory, było milczenie Ministerstwa Kultury i Sztuki na list otwarty w sprawie czorsztyńskich zabytków. I tak dalej. W kontekście opisanych powyżej faktów jawi się kilka problemów. I to nie tylko ekologicznych. Także politycznych. Między innymi związanych z ostatnimi wyborami. Weźmy na przykład taki problem zielonego Jasia. Otóż zielony Jasiu idzie na wybory. Zielony Jasiu nie musi przecież wiedzieć, co to na przykład etos solidarnościowy, komunizm itp. Zielonego Jasia interesują na przykład problemy ekologiczne. Na przykład wyrzucanie kasy na wielkie zapory wodne. Nasz zielony, młody Jasiu widział, jak się w Trzeciej Rzeczpospolitej sprawy mają. I chcąc zagłosować na ekologicznego kandydata, zagłosował na magistra - wegetarianina z marchewką w ustach. Z zielonym Jasiem mogę się nie zgadzać, ale myślę, że zielonego Jasia rozumiem. I to chciałbym zadedykować wszystkim tym, którzy po ostatnich wyborach obrazili się na społeczeństwo. A jeśli chodzi o Czorsztyn, to wcale nie sądzę, że wstrzymanie tej budowy dałoby powszechne szczęście i dobrobyt, pragnę tylko stwierdzić, iż ex-socjalistyczna gospodarka wodna, jaką mogliśmy przez ostatnie lata podziwiać w Czorsztynie i paru innych miejscach, jest dla mnie jednym z głównych symboli tak zwanego "budowania" Trzeciej Rzeczpospolitej.
Tomasz Poller
Wpadł mi niedawno w ręce wywiad z Panem Profesorem Stefanem Kozłowskim, zamieszczony w "Zdaniu", piśmie Stowarzyszenia "Kuźnica" (1/95). W dużej części dotyczył on problemów ochrony wód i gospodarki wodnej. Problemy te są niezwykle istotne, w większości wcale nie rozwiązane i nie nagłaśniane przez massmedia. Pada pytanie o zaporę w Czorsztynie, Pan Profesor odpowiada (fragment) - Ksiądz i cała społeczność Nowych Maniów nawet nie wyobraża sobie już powrotu do doliny, nie chce nawet słyszeć o zatrzymaniu inwestycji i goni z kłonicami ekologów, którzy tam przyjeżdżają i usiłują przekonywać, jak pięknie jest bez zapory.
Gdybym nie był uczestnikiem akcji "Tama Tamie", to pewnie bym uwierzył, gdyby ktoś mnie gonił z kłonicą, to pewnie bym pamiętał. Na pamięć jednak nie narzekam. W czasie trwania akcji wypiłem z mieszkańcami Maniów i Czorsztyna niejedno piwo i przegadałem niejedną godzinę. Pozwalali mi korzystać z łazienki w domu, kupowałem od nich owoce, za które często nie żądali pieniędzy. Oczywiście, atmosfera czasami się podgrzewała, ale jedynie w knajpie, co dla kogoś, kto bywa w góralskich knajpach, nie jest chyba niczym dziwnym - jednakże, gdyby górale chcieli nas z Czorsztyna pogonić, nie potrzebowaliby do tego kłonic. Brutalne metody wobec uczestników akcji stosowała wprawdzie policja, ale to Panu Profesorowi umknęło, być może gdyby jako ekolog zainteresował się przebiegiem największej do tej pory akcji ekologicznej w Polsce, to coś by o tym wiedział.
I jeszcze jeden cytat z tego samego wywiadu: Oni (ludność miejscowa - przyp. aut.) czekają na zaporę, jezioro i najazd turystów, który pozwoli im robić dobre interesy. Otóż przypominam, że Czorsztyn przed rozpoczęciem budowy zapory był miejscowością turystyczną, istniały tam piękne drewniane pensjonaty, a spływ Dunajcem zaczynał się pod zamkiem w Niedzicy.
To zapora pozbawiła ludność miejscową możliwości robienia interesów na turystyce; pensjonaty, mimo iż jako zabytki były "prawem chronione", zostały zburzone, a standard życia wielu rodzin znacznie się obniżył. Obecnie działki wokół jeziora wystawione są do otwartego przetargu i ciekawe, czy dobre interesy zrobi miejscowa ludność, czy mające duży kapitał firmy zajmujące się turystyką bądź osoby zainteresowane wybudowaniem tam willi lub domu wczasowego.
No cóż, jak na przewodniczącego Rady Ochrony Środowiska przy Prezydencie RP, Lechu Wałęsie, ekologa i opiniotwórczego eksperta, jest to zaiste budująca argumentacja zakończenia budowy.
Prawdopodobnie nie zareagowałbym na ten wywiad, ale podobnych wypowiedzi profesjonalnych działaczy i ekspertów od ekologii nie jest wcale mało i to nie tylko w sprawie Czorsztyna. A jaki wpływ mają takie wypowiedzi na wizerunek wszystkich ruchów i organizacji prowadzących swe działania w formie szeroko pojętych akcji bezpośrednich? Na to pytanie niech każdy sobie odpowie.
Artur Depta