Strona główna 

ZB nr 2(80)/96, luty '96

"CZARNA MAGIA"*

Nie wiem, czemu Komendant Dyżurny ZB puścił ten tekst, jawnie popierający okrucieństwo w stosunku do zwierząt (i ludzi) i pozostawił go bez komentarza. Co prawda, pamiętamy, że NIE WSZYSTKIE publikowane teksty odzwierciedlają poglądy Redakcji, ale skąd mamy wiedzieć, czy może akurat ten?

1.

Tekst jest przede wszystkim bezdennie głupi. Z bezwzględną pewnością oznajmia, iż właściwą metodą ukatrupiania, oczywiście bezbolesnego, zwierząt jest uprzednie odprawienie odpowiednich modłów lub - ewentualnie - zastosowanie wypróbowanej metody plemion żydowskich. Skoro prymitywny kapłan starożytności potrafił oddzielić ciało astralne zwierzęcia od jego ciała fizycznego, więc na pewno jest to możliwe i w dzisiejszych czasach. Jest to jednak trudne do stwierdzenia, co rodzi trudności interpretacyjne. Oto np. widzimy kogoś, kto na ulicy żelaznym prętem miażdży czaszkę jakiemuś pieskowi, a na zwróconą uwagę z wyższością rzuca: nie widzisz, GŁĄBIE, że ciało astralne już oddzieliłem?

Podobnie może zdarzyć się w rzeźni, gdzie zapewne potrzebny byłby silny odciąg i komin, aby ciała astralne zdążyły ulatywać prosto do nieba - przy panującym tam tempie na linii produkcyjnej.

2.

Tekst mówi nam, że mięso zwierząt niewłaściwie zabijanych zawiera m.in. nienawiść. A skąd niby miałaby się w mięsie zwierząt znaleźć? Przecież zwierzęta nie potrafią nienawidzieć.

Ten zadziwiający tekst nawołuje do zmiany dzisiejszych barbarzyńskich metod uśmiercania zwierząt domowych i powrotu do jakże przyjemnych sposobów z przeszłości.

O ile mi wiadomo, jedyną Rzeźnią, jaką ewentualnie mogłyby zaakceptować zwierzęta - bo ich zdanie ma tu być decydujące - jest Rzeźnia Wegetariańska, opisywana onegdaj przeze mnie w ZB.

Pozytywny element czarnej magii zabijania to zmiana statusu RZEŹNIKA. Ma on szansę zmienić swój wizerunek okrutnego mordercy na Kapłana i Wyzwoliciela. Daje to też szansę dużego biznesu, a więc zatrudnienia setek ludzi, zmniejszenia bezrobocia: potrzebne będą bowiem kursy dokształcające dla Rzeźników, obejmujące szereg przedmiotów humanistycznych, w tym filozofię, psychologię, sztukę negocjacji, sztuki piękne i co tam jeszcze.

Może sam się zapiszę? Tym bardziej, że dzięki nowej-starej metodzie przenoszenia zwierzątek na tamten świat uzyskuje się mięso, które jest astralnie dobre i nie przynosi(ło) szkody człowiekowi, który je spożywa(ł). Nareszcie będę mógł najeść się do syta pysznych kiełbas i innych flaków i zrezygnować z głupiej pozy zjadacza roślinek.

Krzysztof Żółkiewski
Obserwatorium Gastronomiczne - Katowice

*) ZB 12/95 s. 58


O EKOLOGII MYŚLI, SŁOWA I CZYNU,
DRAGACH, DRODZE I NIEZALEŻNOŚCI,
ALCHEMII, ZIEMI I TYM PODOBNYCH PIERDOŁKACH
wylew swobodny

Pawłowi, Anecie i Charlesowi

Było lato, świeciło słońce. W pogodnym nastroju ruszyłem nad jeziorko. Drogę zastąpił mi Niuniuś, pięcioletni mniej więcej kolega. Zmrużył oczy, wysunął szczękę.

- JESTEŚ PODŁY! - wycedził z wściekłością.

Ding! W jednej chwili wyświetlił się "rachunek sumienia". A Niuniuś? Pobiegł dalej ze śmiechem. To była jego kolejna zabawa. Niezły jajcarz.

Jest zima, bydlęta nakarmione, dzieci na sankach, zachciało się poczytać. Grudniowe ZB. Ding! - zadrżało Ego puknięte tu i tam za poruszenie tematu konopii.

Tak to jest. Na gładki kryształ można wylewać całe kubły pomyj, wszystko spłynie, ślad nie zostanie. Ale jeśli jest skaza - brudziki natychmiast się jej uczepią.

Nie jestem kryształem, ale pełnym bruzd efektem popieprzenia wszystkiego ze wszystkim. Jak każda istota chyba. Przynajmniej na tej planecie. "Moje ego" zbudowane jest - z grubsza biorąc - ze wszystkich "grzechów głównych". Spadające znienacka pomyje są cenną okazją, aby przyjrzeć się samemu sobie i zostawionym na drodze śladom.

Tak już jest z tym Panem Ego
Wciąż się bawi w chowanego

Odkrywszy splamienia mogę się uczyć, umyć, pracować nad słabostkami, iść dalej. To sposób, aby najboleśniejsze nawet oskarżenia obrócić w błogosławieństwo.

Być może wszystko zależy od intencji. Intencją Niuniusia była wesoła zabawa. I dlatego, niezależnie od wypowiedzianych słów - jest Niuniuś kochanym, szczęśliwym dzieciakiem.


Pisząc o trawie i apelując o jej dekryminalizację próbuję coś zrobić, żeby nie trafić do więzienia razem z tysiącami innych, z których ustawa antynarkotykowa robi przestępców. Nie chcę, żeby różnego rodzaju policjanci otrzymali nieograniczone w praktyce prawo do buszowania w naszym życiu. Uważam również, że nie należy tropić narkotyków i narkomanów, ale przyczyny, dla których ludzie zabijają siebie i otoczenie.

Konopia - jak wszystko inne - jest Darem Stwórcy (Ziemi, Natury, Boga...). Można jej użyć do wieszania nieszczęśników, można inaczej. Na przykład do produkcji papieru i ocalenia lasów albo nabicia Fajki Pokoju. Co dobrego może wyniknąć z wyrywania roślin z korzeniami i palenia ich na stosie? Najwyżej więcej ludzi przerzuci się na chemikalia, wódę czy inne "wynalazki".

Jeśli chcemy naprawić świat - musimy odkryć korzenie cierpienia i od nich rozpocząć leczenie. A korzenie te tkwią w nas. Pycha, zazdrość, nienawiść, głupota, chciwość, gniew. Ta lista odpowiada mniej więcej katechizmowym "grzechom głównym".

Ciało i umysł są jak alchemiczny tygiel. Najpaskudniejsze gówienka przetopić możemy na złoto. Zdaje się, że nie da się tego zrobić, obrzucając gówienkami innych.

Paweł Zawadzki, jak sam pisze, po zapaleniu trawy omal nie umarł na serce, a następnie przez wiele dni wracał do zdrowia. A potem zajął się pomocą narkomanom, obdarzając tą etykietką zarówno palaczy trawy, jak i umierających heroinistów.

Cóż. Trawa jest stosunkowo łagodna i działa dość płytko. Ujawnia tylko to, co nosimy tuż pod powierzchnią. Jeśli jest to groza, lęk, cierpienie, to oczywiście nie powinniśmy sobie szkodzić, ale zająć się problemem, który się nam ujawnił.

Drogi Pawle! Nie chcę Cię nijak urazić. Przy całym szacunku dla Ciebie i Twej pracy chcę się tylko podzielić tym, o czym wiem z doświadczenia.

Jeśli bardzo boimy się śmierci i własnego wnętrza - to przede wszystkim najlepiej pomóc samym sobie. A w chwili, w której straszymy kogoś piekłem - jesteśmy właśnie w piekle.


Wiesz, Pawle, siedziałem w więzieniu, dwa razy, zatrzymań nie zliczę. Widziałem, jak słabi, zamknięci za byle głupstwo faceci zmieniali się pod wpływem "twardszego" otoczenia. Strach pomyśleć, co będzie, gdy więzienia zapełnią się wsadzonymi do jednego worka "narkomanami". Dlaczego wszystkich wsadzasz do jednego wora? Dlaczego mówiąc o konopii przytaczasz smutne fakty tyczące heroiny? I nie zaznaczasz, że to zupełnie inny rodzaj używek? Bo to też narkotyk? Bo - takie zdania słyszałem - od łagodnej konopii zaczyna się droga do "twardych" narkotyków? A może narkomania zaczyna się od papierosa? Też narkotyk. Może od kawy? Albo od pierwszego piwa? A może od kłamstwa i beznadziei panoszących się dookoła? Od nudnych lekcji, telewizora, przymusowych mszy, szarych bloków, nieobecnych rodziców, braku miłości, radości, życiowych perspektyw?

Różnie biegną życiowe ścieżki, wszystko to może być prawdą. Twórzmy perspektywy, żyjmy jak najlepiej i starajmy się pomagać innym, ale nie zamykając do więzień, tępiąc rośliny czy poszerzając prawo karne!

Powołujesz się na Pawła Apostoła. Ten, Którego nazywał swym Mistrzem nauczał, żeby "nie sądzić, aby nie być sądzonym". I kochać innych, tak samo jak siebie. Ile z tego zostało w słowach i dziele Pawła i w naszym życiu? Oddaliliśmy się od Źródła. W naszym świecie zaroiło się od sądów, gwałtów, więzień, wojen. Czy potępianie, przemoc i represje komukolwiek pomogły? Czy naprawdę, po całej masie doświadczeń, tak trudno pojąć, że zakazy i prześladowania są najlepszą reklamą?

Jeszcze trochę antynarkotykowej propagandy i represji, a będzie jak w USA: ćpunów od cholery, trawę i haszysz pali połowa młodzieży, kwitną gangi, policja i producenci legalnych narkotyków - alkoholu, nikotyny i rozmaitych "spidów". A "policjant z Miami" może sobie w każdym odcinku potrząsnąć przerażonym małolatem - gadaj, bo cię wsadzę za to! I wyciągnąć jakąś szczyptę choćby z własnej kieszeni.

Aby radzić sobie z narkomanią i pomóc uzależnionym - potrzeba otwartej, społecznej dyskusji. Na świecie próbuje się różnych rozwiązań. Trzeba się im przyjrzeć, trzeźwo, spokojnie, bez osobistych uprzedzeń. Usiąść i pogadać. Dobra wola, drogi Pawle, jest w każdym z nas. Dajmy jej dojść do głosu, pozwólmy mówić wszystkim. Nie róbmy z ludzi przestępców.


Tak naprawdę nie możemy się od niczego odciąć. Jesteśmy Jednym Kręgiem Współistnienia. "Głęboka ekologia" też o tym mówi. Potępiając palaczy, piwoszy czy innych "gorszych" nie oczyścimy własnych ciał i umysłów, nie staniemy się nijak lepsi.

Nazywanie moich pogaduszek wypaczonym liberalizmem pseudo-guru (brrr) nie rozjaśni, Aneto, Twego przesłania. Pięknego skądinąd. Ale dzięki, może dzięki takim prztyczkom będę ciut mniej żenujący.

Przepraszam wszystkich, których razi mój nadęty miejscami ton i "gruby kaliber" poruszanych tematów. Może to otoczenie trochę tak działa. Siedzę tu sam w towarzystwie dzieci - aniołków i iście betlejemskiego Zoo. Dookoła, jak okiem sięgnąć, jeno góry i śnieg. A najbliższe sąsiedztwo to stary cmentarz i przydrożne kapliczki.

Staram się jak najlepiej. KAŻDY ORZE JAK MOŻE. Proszę o wyrozumiałość i trochę życzliwości. Choćby dlatego, że ich brak może być bardziej toksyczny od niejednej używki.

Pięknie pisze Aneta o rodzącym się w Niej życiu. To prawda, w nas jest źródełko i od nas zależy czystość rzek. Płyną myśli, słowa, kształtują ciała i rzeczy. Nie znam lepszej drogi od skupienia się na swoim źródełku. Nie mąćmy wody oskarżeniami, potępianiem, odcinaniem się. We wszystkim ta sama woda. Potępiając i odrzucając ubłoconych - sami stajemy się kałużą. Tak szemrzą tutejsze strumyki.

Na wypadek, gdyby komuś strzeliło do głowy uznać mnie za guru i naśladować - uprzedzam, nie ma lekko. Uniezależniłem się nie tylko od alkoholu, petów i trawy, ale i od kawy i herbaty. Nie mówiąc o aptekach, zgiełku, prądzie i telewizorze. Odzwyczaiłem się też od kolacji i obżarstwa w ogóle. Wszystko to były, jak się okazuje, bardzo szkodliwe narkotyki. Szalona konsumpcja i pośpiech załatwiają nas bardziej, niż cokolwiek innego.

A całkiem niedawno uniezależniłem się od niezależności. Zobaczyłem, że ortodoksja w jakiejkolwiek materii znietrzeźwia mocniej od spirytusu. I że jako moralne czyścioszki możemy narozrabiać bardziej, niż całe stado pijaków.

A każdy krok to dopiero początek uniezależnień. Niespokojne, ciągłe myślenie - to dopiero ciężki drag!

A najciekawsze, że przy tym całym gadaniu o Jedności i Wszechświecie każde z nas ma swoją ścieżynkę, "Szukajcie, a znajdziecie" - obiecał Ktoś. "Proście, a będzie wam dane".

A Mistrz? Jest tu, najbliżej, jak tylko można sobie wyobrazić. Pod żadnym innym adresem. Właśnie tu, teraz. Bo Prawdziwego Guru możemy odkryć tylko w sobie. I posłuchać. W ciszy, skupieniu, bez pośredników. "Na Trzeźwo".


Czytałem ostatnio Charlesa Bukowskiego. I czasem myślę, że ten facet był święty. Nikogo i niczego nie obwiniał, nie udawał lepszego, niż był. Jest tu gdzieś, w naszym Świętym Kręgu i pewnie rzyga, Stary Łajdak. Albo rechocze nieprzytomny. Może Droga Mleczna to jego paw?... Razem z morzem wypitego alkoholu pływa w rzekach i naszych żyłach. Zostawił też wspaniałe, czyste przesłanie: że wszystko, nawet śmierć i największe cierpienia, nie muszą być tak do końca serio. I można o nich fajnie pisać.

Dzięki, Charles. Dzięki Tobie nawet w trudnych momentach jakoś łatwiej mi pomyśleć, że tak naprawdę wszystko było, jest i będzie w Porządku. I Wielki Duch śmieje się bardzo radośnie. I bardzo, bardzo życzliwie.

Ho!

Jacob


DO JACKA SIERPIŃSKIEGO*

Po pierwsze wielkie dzięki za mianowanie mnie czołowym polskim ideologiem antykonsumpcjonizmu, naprawdę się wzruszyłem. Niestety, jakość argumentów, jakimi posługujesz się w dalszej części tekstu nieco przyćmiła wagę twoich komplementów.

A więc, Drogi Jacku!

Odpowiadam na zarzut pierwszy: otóż dokonałeś tu dosyć przejrzystej manipulacji. Najpierw przypisałeś mi coś, czego nie napisałem, a potem z tym polemizujesz. Jest nieprawdą, że, jak twierdzisz, utrzymywałem, iż to, że za coś płacę znaczy, że mam prawo decydowania o tym wedle swego widzimisię. To raczej Twoja filozofia. Chodziło tylko o to, że jeżeli kupuję, dajmy na to, książkę, to nie życzę sobie, żeby np. być w sklepie bez ostrzeżenia oblewany wiadrem pomyj. Moja umiarkowana propozycja sprowadzała się do tego, żeby "pomyje" wylewać w określonych godzinach i żebym dzięki temu mógł się przed tą przyjemnością chronić. Ty, oczywiście, powiesz, że jeżeli mnie obleją, to powinienem po prostu pójść do innego sklepu albo założyć własny. Oczywiście, z punktu widzenia jakiejś libertariańskiej ortodoksji jest to bardzo logiczne, ale pozwól, że oddam się zajęciom innym niż ciągłe zakładanie świata od początku. Potrzebuję pewnego minimum stabilizacji, bezpieczeństwa, kontynuacji, ładu i zdrowego rozsądku.

Po drugie. Wbrew temu, co piszesz JEST PRAWDĄ, że opłacając abonament, czy - jeżeli się przy tym upierasz - podatek, płacę za telewizję publiczną. Wynika to z tego, że jest to podatek celowy. To znaczy, że nie idzie do znienawidzonego przez Ciebie budżetu państwa, ale do kasy telewizji i stanowi kilkadziesiąt procent jej budżetu. Suma, jaką musiałbym płacić, gdyby reklam nie było, musiałaby być wyższa tylko o kolejne kilkadziesiąt procent, a w przypadku rozwiązania kompromisowego nawet mniej. Są na świecie telewizje publiczne, które radzą sobie bez reklam i są znacznie lepsze od tych, gdzie dominuje komercja. Pewno razi cię, iż użyłem słowa "lepsze", ale pozwól, że pozostanę tylko relatywistą, a nie nihilistą. Zgorszysz się jeszcze bardziej, ale uważam, że w dzisiejszej, polskiej rzeczywistości potrzebna jest telewizja publiczna, tania, nawet dotowana przez państwo. Uważam, że ma ona do wykonania zadania, które są znacznie ważniejsze niż wierność doktrynie, w myśl której wszystko, co wspólne i obowiązkowe, jest be, a wszystko, co prywatne, jest cacy.

Po trzecie. Porównanie, w myśl którego wpychanie reklam towarów szkodliwych dla zdrowia lub jakichkolwiek innych w połowie filmu, czy, jak pisałem, między dziennikiem a prognozą pogody jest tym samym, co zamieszczanie moich tekstów w ZB jest, łagodnie mówiąc, dziwaczne. Byłoby ono słuszne, gdyby moje teksty nie były zaznaczane w spisie treści ani nie opatrzone tytułem, ale np. w połowie innego artykułu nagle wtrącone byłyby zdania, w których dokonywałbym, jak piszesz: reklamy swych antykonsumpcjonistycznych i procenzorskich poglądów. I żebym za to płacił duże pieniądze redakcji. Ty z pewnością tłumaczyłbyś Czytelnikom, że tylko dzięki temu mogą czytać ZB za symboliczną złotówkę, a jak się nie podoba, to niech czytają np. "Eko i My". I znowu z punktu widzenia jakiejś ideologii jest to w porządku, ale ja bym się po prostu wstydził. Reklama jest formą propagandy, ale to, że głoszenie jakichś poglądów i to bardzo niepopularnych kojarzy Ci się z reklamą, świadczy tylko o urynkowieniu Twojego myślenia i czucia.

Po czwarte Rzeczywiście jestem za tym, żeby chronić dzieci, ba, nawet dorosłych przed wpychaniem im różnych świństw. I żeby nie było nieporozumień - jestem za tym, żeby to robić między innymi przy pomocy państwa i czegoś tak niemiłego dla ucha, jak administracyjne zakazy, które od biedy można nazwać cenzurą. Oczywiście, nie umiem Ci udowodnić, że coś jest lepsze, a coś gorsze, ale postaraj się zrozumieć, że ja taką hierarchię mam, a ponieważ jest to dla mnie ważne, to będę jej bronić przy pomocy demokratycznych metod, takich jak choćby pisanie listów do Sejmu. Możesz mnie w związku z tym nazwać faszystą, komunistą czy jakimkolwiek innym słowem z arsenału dobrze brzmiących epitetów, ale muszę Cię zmartwić: niewiele mnie to obchodzi, a nawet czasem bawi. Wierzę też, że Czytelnicy ZB zrozumieją, dlaczego. Jeżeli sądzisz, że na tak zwanym wolnym rynku nie ma cenzury, to jesteś po prostu naiwny. Cenzura istnieje wszędzie tam, gdzie istnieją ważne dla funkcjonowania wspólnoty wartości. Różne są tylko jej formy i różne wartości. Polecam Ci w tym miejscu lekturę wywiadu z N. Chomsky'm w GW. Mnie chodzi tylko o to, żeby tak rozumiana cenzura broniła interesów, a konkretnie zdrowia ogromnej masy zwykłych ludzi, tak zwanych konsumentów, a nie kieszeni nielicznych bossów wielkiego biznesu.

Natomiast Twoje porównanie tak rozumianej cenzury do inkwizycji jest czystą demagogią. Używając słowa "inkwizycja" zawsze przywołujesz do podświadomości widok ludzi palonych na stosie za to, że myśleli "niesłusznie" i w ten sposób pisząc niby to o zasadach, to właśnie Ty stosujesz chwyt reklamowy. Jednak ja nie mogę się zgodzić na to, że palenie ludzi żywcem to to samo, co urzędowy zakaz podtruwania dzieci. Dlaczego nie zestawisz terminu "zakaz reklamy" z umieraniem na raka? Gorzej by to brzmiało, prawda? Podobnie jak nie godzę się z twierdzeniem, że żyjemy, jak piszesz, w Polskiej Socjalistycznej Republice Sowieckiej. Odczuwam zakłopotanie tłumacząc takie rzeczy, bo mam wrażenie, że ciągle udowadniam, że 2 + 2 = 4. Jednak jeżeli nawet Ty, w jakiś sposób aktywny intelektualnie, piszesz to, co piszesz, to widocznie trzeba to robić.

I jeszcze jedna uwaga ogólna. Coraz częściej zauważam, że różni ortodoksyjni wolnościowcy (jak np. pan Michalkiewicz z UPR) atakują ekologów za to, że nie wyznają ich doktryn. Kochani, zrozumcie, my chcemy świata harmonijnego i bardziej społecznego, chcemy, żeby ludzie liczyli się nie tylko z przyrodą, ale przede wszystkim z innymi ludźmi, żeby społeczeństwo było urządzone w sposób optymalny dla ludzkiej psychiki i biologii, a nie dla doktryny, choćby głoszącej najpiękniejsze wolnościowe hasła.

Olaf Swolkień

*) Odpowiedź na polemikę z ZB 1/96 s. 50, dotyczącą art. Olafa Swolkienia w ZB 11/95 s. 112.


O POGANACH1) I PSEUDOPOGANACH

Rafał "Qba" Jakubowski w swoim artykule Człowiek a natura w ruchu Zadrugi konstatuje - w pewnej mierze trafnie - "antyekologiczne" implikacje kulturalistycznej filozofii neopogańskiej Zadrugi. Niestety, w jego tekście pojawia się inkwizytorski ton, gdy określać poczyna, kto jest, a kto nie jest "prawdziwym poganinem". Z całym szacunkiem dla głębokiej wiedzy religioznawczej Qby pozwolę sobie nie zgadzać się z nim.

1.

Jakubowski ma rację o tyle, że Zadruga nie stawia sobie za cel zrekonstruowania religii pogańskiej w dawnej formie, ale uważa się za ruch neopogański "Neopoganizm" został przez zadrużanina Macieja Czarnowskiego zdefiniowany jako nowożytny poganizm europejski, oparty na światopoglądzie naukowym, odrzucający spirytualizm i teizm. Jeszcze dobitniej wypowiada się Antoni Wacyk: Do starożytności słowiańskiej sięgamy nie po to, by wskrzeszać prymitywne wierzenia... Bałwany zostawmy bałwanom ! "Paleopoganizm" uważany jest przez zadrużan za przykład światopoglądu naturalistycznego - zdrowego (w odróżnieniu od monoteistycznej "wspakultury"), ale nie rozwiniętego; sami zadrużanie wyznawać mają światopogląd kulturalistyczny.

Nie zmienia to jednak faktu, że Zadruga sprzeczna z poganizmem nie jest. Wrogiem Zadrugi jest "wspakultura", którym to terminem bynajmniej nie są określane - wbrew temu, co fałszywie sugeruje Jakubowski - podstawy myśli pogańskiej, ale teocentryczny monoteizm (inna sprawa, że prywatny poganizm Qby wykazuje z nim wiele cech wspólnych).

2.

Jakubowski tworzy fałszywy obraz "prawdziwego poganizmu", przedstawiając go jako monolit. Fetyszyzm, animizm, totemizm, manizm i szamanizm; religie politeistyczne, henoteistyczne, duoteistyczne, panteistyczne, deistyczne i ateistyczne - wszystko to potraktowane zostało jako jedna religia, której Prawdy Wiary ustala sam Qba.

Tymczasem nigdy nie było jakiegoś jednolitego "poganizmu". Elementy eksponowane przez Qbę występowały w niektórych religiach, brakowało ich w innych. Nie ma mowy o żadnej harmonii między pierwiastkiem męskim a żeńskim w zarezerwowanym dla mężczyzn mitraizmie czy w zbójeckiej religii wikingów. Nie sposób znaleźć idei wieczystej równowagi świata w germańskim micie Ragnarök ani w irańskiej wizji ostatecznego zwycięstwa Ormuzda nad Arymanem. Metempsychoza, uważana przez Qbę za integralny element każdej religii pogańskiej, występowała wprawdzie w wierzeniach druidów (nie wiem, skąd Jakubowski czerpie informacje, że wyznawali ją również Słowianie), ale brak jej już bodaj u Greków. Zarzucany zadrużanom elitaryzm, kult heroicznej wojny, podboju i panowania odnajdziemy np. w postaci nordyckiego "berserkera" (jak napisał Dumezil, w ideologii i w praktyce Germanów wojna podbiła wszystko, wszystko zabarwia) czy w azteckim kulcie Huitzilopochtli. Krytykowany przez Stachniuka "moralizm" (uniwersalistyczna etyka oparta na dychotomii "dobro - zło") jest w rzeczy samej wynalazkiem monoteizmu; poganin żył - używając słów Nietzschego - poza dobrem i złem (trudno wszak pośród pogańskich bogów odnaleźć postaci jednoznacznie "złe" czy "dobre").

To samo dotyczy rzekomo immanentnego "ekologizmu" religii pogańskich. Pogańskie mity pełne są krwawych opisów eksterminacji całych gatunków (jak np. wytępienie gigantów przez bogów olimpijskich czy harpii i centaurów przez Heraklesa w mitologii greckiej), a w kronikach znajdziemy liczne świadectwa złego lub co najmniej instrumentalnego traktowania zwierząt przez pogan (trudno za wyraz szacunku do wszelkich stworzeń i organizmów uważać choćby hekatomby ofiar ze zwierząt, składanych na ołtarzach pogańskich bóstw). Kult sił natury, niewątpliwie występujący w różnych religiach pogańskich, nie przeszkadzał poganom w wykorzystywaniu przyrody na miarę posiadanych środków - czyż nie taka jest wymowa mitu Prometejskiego? Oczywiście, pierwotnie religie pogańskie były znacznie bliższe naturze, wynikało to jednak w dużym stopniu z niższego szczebla rozwoju cywilizacyjnego ówczesnych społeczeństw.

Jakubowski swoje własne poglądy filozoficzne rzutuje w przeszłość wmawiając nam, że starożytni poganie tak właśnie, a nie inaczej widzieli świat. Twierdzi np. że w dawnych religiach bogowie mają znaczenie bardziej symboliczne, aniżeli personifikujące jakieś świętości, podczas gdy świadectwa starożytnych wykazują, jak głęboko wierzyli oni w realną obecność sił nadprzyrodzonych w świecie materialnym (jakże inaczej uzasadnić postawę 450 kapłanów kanaanejskich, którzy zginęli w starciu z prorokiem Eliaszem wierząc, że Baal weźmie ich stronę?). Qba wybiera z nieskończenie bogatej rzeczywistości "pogaństwa" tylko to, co mu odpowiada, traktując np. wierzenia Pigmejów i Buszmenów, a nawet taoizm i buddyzm2) jako reprezentatywne także dla irańskiego dualizmu, hebrajskiego henoteizmu czy hellenistycznego politeizmu. Założę się, że za "niepogańskie" uzna także państwowy nacjonalizm Shinto i ubóstwienie panującego w orientalnych despotiach, solarną statolatrię (kult państwa i władcy) w imperialnym Rzymie czy plemienny szowinizm henoteistycznego kultu Jehowy3).

3.

Czym w takim razie jest Zadruga? Jej stosunek do religii nie jest ani teizmem (wiarą w osobowego Boga lub bogów), ani ateizmem (negacja istnienia boga). Filozofia Zadrugi ma - podobnie jak filozofia większości współczesnych ruchów pogańskich - charakter panteistyczny; tu Bogiem okazuje się cały materialny wszechświat. Kulturalizm również istotę człowieka umiejscawia w świecie natury! Zadruga hierarchizuje jednak Byt Kosmiczny i wyodrębnia zeń Człowieka, traktowanego jako nosiciel Woli Tworzycielskiej Wszechświata, co równoznaczne jest z jego ubóstwieniem. Z tych pozycji zadrużanie negują zarówno teocentryczną etykę tradycyjnych religii (dla których najwyższą wartością jest Bóg), jak i kosmocentryczny światopogląd wyznawany np. przez Jakubowskiego (w którym wartością najwyższą jest cała przyroda). Tym więc, co odróżnia zadrużny "kulturalizm" od innych form panteizmu jest nie ontologia, lecz aksjologia - Zadruga głosi etykę antropocentryczną, podążając tu (co trzeba wyraźnie podkreślić) śladem chociażby pogaństwa antycznego, tworzącego bogów na obraz i podobieństwo swoje.

Dlatego twierdzenie Qby, że ruch Zadrugi ma niezbyt wiele wspólnego z poganizmem, trzeba uznać za gołosłowne. Chyba, że ma on na myśli "qbizm" - neopogański synkretyzm, którego zasady sam ustalił.

Jarosław Tomasiewicz

P.S.

Jakubowski kwestionuje szczerość pogańskich intencji zadrużan, akcentuje "nacjonalizm" Zadrugi. Faktem jest, że w ten właśnie sposób Zadruga reklamowała się w latach 1937-39. Tymczasem jednak historyk ruchu narodowego Bogumił Grott zauważył w swojej monografii Nacjonalizm chrześcijański, że ostentacyjny nacjonalizm Zadrugi miał w dużej mierze koniunkturalny charakter, gdyż naród (...) mógł stanowić dobrą platformę dla realizacji koncepcji kolektywistycznych. Stachniuk odrzucał całą kulturę polską i nie przejawiał zainteresowania dla kwestii zasięgu własnego języka i etnosu, problemów granic itd., co sytuowało go poza obrębem obozu narodowego. Grott konkluduje: (...) nacjonalizm, jeśli w ogóle był istotnym składnikiem doktryny Zadrugi, miał charakter raczej "ogólnosłowiański", nie zaś polski. Stachniuk stopniowo ewoluował od nacjonalizmu (czy może raczej nacjonalkolektywizmu) poprzez koncepcję narodu sławskiego ku uniwersalizmowi - w swych ostatnich pismach zwraca się już do całej ludzkości. Zadrużanin Józef Mostnicki doprowadził tę ewolucję do ostatecznej konsekwencji logicznej, pisząc w artykule Widzenie świata i sens życia ("Dziennik Polski" z 4.5.88): (...) będzie Jedna Ojczyzna Ziemia i Jedna Wiara - Szczęście Ludzkie na Ziemi! (...) Naganne są (...) szowinizm narodów i totalitaryzm we wszelkiej postaci.

1) "Poganizm" to pojęcie sztuczne, niewiele mające wspólnego z naukowością - terminem tym chrześcijanie nazywali wyznawców wszystkich innych religii, łącznie z np. muzułmanami.

2) Mam nadzieję, że nikogo nie zaskoczę przypominając, że mozaizm do czasów "niewoli babilońskiej" nie miał charakteru monoteistycznego, ale był plemiennym henoteizmem; czczącym Jahwe, ale uznającym realne istnienie bogów innych ludów.

3) ...w którym zresztą myli ahimsę (współodczuwanie) z celem ostatecznym, jakim jest nirwana (odcięcie się od świata zewnętrznego, nicość).

Uwaga: autor powyższego tekstu nie jest zadrużaninem; być może ortodoksyjni kulturaliści widzą tę problematykę odmiennie.


NATURA, CZŁOWIEK, POGANIZM

Wzmaga się dyskusja o pogaństwie, jego miejscu i kształcie w dzisiejszej rzeczywistości. Swoista moda na poganizm objawia się rosnącą fascynacją starożytnością, czerpaniem z niej inspiracji w sferze sztuki, religii i światopoglądu. Na ile jest to twórczy prąd, a w jakiej mierze powielanie stereotypów?

Jakkolwiek wiele wypowiedziano już opinii na ten temat, nie wydaje się, by miały one dużo wspólnego z tzw. obiektywną prawdą. Twierdzi się na przykład, że podstawą, z której wynikają wartości duchowe i kulturowe poganizmu jest relacja człowiek - natura. Relacja ta jednak zmieniała się przecież w czasie, by dziś, po wielu przemianach przyjąć szerokie spektrum możliwości - od skrajnego pragmatyzmu, przez nastawienie pro-ekologiczne po infantylne, utopijne relacje ekologiczno-pacyfistyczne.

O pogaństwie jako takim mówi się dopiero od czasów rzymskiego chrześcijaństwa. Wtedy bowiem wyznawcy nowej, państwowej religii ukuli termin paganus na określenie mieszkańców rzymskich wiosek, kultywujących zakazane już obrzędy i wierzenia. Wcześniej natomiast istniał cały konglomerat rozmaitych religii, sekt, systemów magicznych i magiczno-religijnych, nierzadko wojujących między sobą i opartych na całkiem odmiennych założeniach. Był więc panteon rzymski, grecki, illiryjski, celtycki druidyzm, bałtyjskie i germańskie związki kapłanów, odłamy religii słowiańskich, przeżytki ludności staroeuropejskiej, ludy nomadyczne ze swoimi kulturami. Do tego wszystkiego można dodać koncepcje greckich panteistów, pitagorejczyków, zręby światopoglądu materialnego Demokryta z Abdery i setki innych propozycji. Czy można mówić więc o jakiejś jednej, hipotetycznej idei, wiążącej całą tę różnorodność, skoro nawet podejście do natury było odmienne w wielu przypadkach? Na ten temat istnieje dość pokaźny zasób literatury naukowo-historycznej i etnograficznej. Poganizm, który występował od pradziejów aż do współczesności nie jest i nigdy nie był jednolitym systemem światopoglądowym.

To, co dzisiaj nam się serwuje, jest mniej lub bardziej udaną REKONSTRUKCJĄ. Wykorzystuje ona wątki bądź to * antyklerykalne (odchodzenie od dominującej religii, odrodzenie rodzimej wiary jako przeciwwaga dla ekspansjonizmu Kościoła), bądź to * terapeutyczne (wykorzystanie archetypów, uwalnianie emocji podczas obrzędów w celu terapii psychosomatycznej - seanse szamańskie, quasi-obrzędy Rodzimego Kościoła Polskiego) albo też * wątki racjonalne (wykorzystujące antyteistyczny materializm i scjentyzm do budowy nowej struktury światopoglądu, opartego na obserwacji natury i na osiągnięciach nauki).

Wracając do relacji człowiek-natura - dość stwierdzić, że wbrew pobożnym oczekiwaniom, starożytny poganizm nie charakteryzował się wcale postawą ekologiczną. Wprost przeciwnie, cały czas miała miejsce walka człowieka z naturą o przetrwanie, a metody podówczas stosowane niewiele miały wspólnego z szacunkiem dla przyrody i jej praw (pominąwszy już fakt, iż duża część praw pozostawała nie znana). Już wtedy gospodarka łowiecka i pasterska powodowały wypieranie zwierzyny z jej siedlisk, regres gatunku lub nawet wymarcie. Żarowe i ugorowe metody uprawy roli były przyczyną degradacji gleb i wylesienia rozległych połaci ziemi. Ludy nadmorskie trzebiły lasy w celu pozyskania surowca do budowy floty (padły ich ofiarą m.in. libańskie cedry). Tereny leśne kontynentalnej Europy i Brytanii topniały w coraz szybszym tempie. Nic innego pewnie jak szacunek do natury cechował pogańskich łowców zwierząt dla cyrków, aren i zwierzyńców całego ówczesnego, pogańskiego świata. W wyniku tych działań południe Europy zapomniało o niedźwiedziu, pożegnało się z wielkimi kotami oraz wieloma innymi gatunkami.

W dzisiejszych czasach chętnie i dużo dyskutuje się o magii i religii, np. ludów północnej części naszego kontynentu. Zapomina się jednak, że u podstaw zachowań magicznych i religijnych leży dążenie do użycia sił tkwiących w magii i religii w celach praktycznych, naruszających często naturalny porządek rzeczy. Magia stanowi wszak zespół praktyk, zabiegów "technicznych" zmuszających siły natury do uległości i działania zgodnie z wolą zamawiającego. Religia natomiast, cytując za K.Moszyńskim to wewnętrzny stosunek prośby i podporządkowania, zawarty przez człowieka z czymś, co człowiekiem nie jest w tych samych, utylitarnych celach. Człowiek zawsze prowadził życie wśród nieskończonej mnogości sił nadprzyrodzonych różnego rzędu, których niezależnie od ich potęgi nie mógł lekceważyć, bronił się przed nimi lub zabiegał o ich przychylność lub pomoc (Levy-Bruhl, Le surnaturel et la nature...). Waga funkcji pogańskiej magii i religii dotyczącej bytu człowieka wzrasta w miarę, gdy zdesperowany swą bezsiłą człowiek wywierał najbardziej gwałtowny nacisk na oporną naturę, wprzęgając do walki z nią siły nadnaturalne, rozumiane nie jako przerastające człowieka, lecz dysponujące niedostępną mu władzą nad zjawiskami przyrody. Poza tym, rozróżnienie pojęciowe ludzkość - natura jeszcze wtedy w zasadzie nie istniało. Stanowił tenże człowiek nieuświadomioną nawet jedność ze swoim otoczeniem, i jeśli walczył, czynił to zawsze z jakimś konkretnym, wg własnych wyobrażeń, wrogiem - zjawiskiem dla siebie niekorzystnym. Także kult przyrody związany z łowiectwem i zbieractwem opierał się na chęci zagwarantowania stałego dostępu do środków utrzymania oraz ze strachu przed ich brakiem. Szacunek nie był skierowany na przyrodę jako taką (gdyż tych odrębności nie uświadamiano sobie), lecz dotyczył duchów i sił ożywiających każde konkretne zjawisko.

Co więc z tego wszystkiego wynika? Ano to, że ludzkość zawsze walczyła z naturą, a jej bohaterowie, herosi, bogowie przez sam fakt panowania nad żywiołami uosabiali chęć ujarzmienia właśnie natury. Przez bogów i przez magię dokonywał się w różnych odmianach pogaństwa akt pośredniego opanowania swego otoczenia. Nie jest to stawianiem cywilizacji na jakikolwiek piedestał, ale też dalekie od jedności współistnienia. Tylko laikowi może wydawać się, iż starożytność pogańska była romantycznym, ekologicznym przeżyciem. Bogactwo ówczesnej przyrody sprawiało wrażenie niewyczerpywalności i wiecznej witalności. Tymczasem zaistniałe zniszczenia rozprzestrzeniały się dalej niczym zakaźna choroba. Dopiero współczesna myśl filozoficzna w obliczu zagrożeń środowiska i samej cywilizacji próbuje tworzyć ideologię, mającą uleczyć rozchwianą technicznym obłędem kondycję psychiczną człowieka za pomocą m.in. tak zwanego powrotu do korzeni. W celu uwiarygodnienia idei przed samą sobą, dokonuje jednak swoistego przeniesienia własnych poglądów w głęboką przeszłość. Niewiele ma to wspólnego z realiami istniejącego niegdyś i współcześnie poganizmu.

Wydaje się, iż powrót do wierzeń z epoki wczesnego średniowiecza bądź z czasów przedchrześcijańskich jest w czystej postaci jeśli nie niemożliwy, to w każdym razie na tym już etapie kultury nie do przyjęcia. Schematyczność i niepełność naszych wyobrażeń, wiedzy archeologów i etnografów nie daje pewności co do proponowanych przez różne grupy rozwiązań. W taki czy inny sposób będzie to na gruncie europejskim rekonstrukcja, obojętnie czy w odniesieniu do Germanów, Celtów czy Słowian. Oczywiście, rola obrzędów i rytuałów w kulturze i psychologii grupy czy narodu jest bezsporna i stanowi tło dla różnorodnych inicjacji, wtajemniczeń związanych z przejściem do wyższych grup społecznych lub z osiąganiem pewnego stopnia wiedzy. Rytualna oprawa z odpowiednią symboliką wiąże ludzi z określonym typem wyznawanych wartości, identyfikuje osobowość, umiejscawia ją w danej grupie. Obrzędowość jest też swego rodzaju techniką nawiązywania równorzędnego dziś kontaktu z otoczeniem nie-ludzkim. A przecież, w świetle nauki, godzimy się coraz bardziej z myślą o odczuwaniu roślin, emocji i inteligencji zwierząt, o "współgraniu" z kłębiącymi się wokół siłami Wszechświata i Ziemi. Pogaństwo nowego typu, jako odrzucające osobową ingerencję, fatalizm i przeznaczenie, ma szansę swojego renesansu w nowej postaci, tj. współistnienia z siłami, żywiołami natury, bez zbędnej idealizacji. Neopoganizm jako ruch, ideologia, wyznanie nawołujące do równorzędnego dialogu i życia z nie-antropomorficznymi, choć tak naprawdę kto wie, czy do końca bezosobowymi siłami jest bardziej zgodny z naturą wszechrzeczy, z rzeczywistością naukową, z właściwymi naszym kręgom kulturowym archetypami i - co za tym idzie - nie wprowadza dysonansu poznawczego oraz zaburzeń refleksji samoświadomościowej, dalej - tworzy pole dla dalszego, zrównoważonego rozwoju kultury, grupy, narodu czy cywilizacji.

Artur Urbański
Szczytno 26.11.95



ZB nr 2(80)/96, luty '96

Początek strony