Strona główna 

ZB nr 3(80)/96, marzec '96

PUŁAPKA PROFESJONALIZMU

Zewsząd słychać głosy o potrzebie i konieczności profesjonalizacji ruchu ekologicznego. Niektórzy działacze pieją z zachwytu, jak to fajnie ruch nam się profesjonalizuje, a nawet już się trochę sprofesjonalizował, a w między czasie merytorycznie dowartościował, jak żaden inny. Cóż znaczy modne, atrakcyjne, ale stanowczo nadużywane i fatalnie brzmiące w polskim języku słowo "profesjonalizm" dla ruchu ekologicznego. Sądząc po różnych wypowiedziach chodzi głównie o:

  1. Doskonalenie umiejętności liderów grup w wyciąganiu forsy od różnych fundacji, funduszów, firm itp. na kampanie w stylu reklam margaryny Rama. Zgodnie z zasadą - dajcie więcej pieniędzy, a wmówimy ludziom wszystko.
  2. Przekształcanie nieformalnych grup w formalne tzn. posiadające osobowość prawną podmioty.
  3. Wikłanie się owych podmiotów w różne nie kończące się spory prawne i merytoryczne z innymi, wrażymi ekologom podmiotami.
  4. Nabywanie w tym celu kompetencji merytoryczno-prawnych i ogłady, aby w demokratycznym państwie prawa rozwiązywać poprawnie, zgodnie z obowiązującymi wymogami nabrzmiałe, bolesne i trudne problemy ekologiczne, ale sami widzicie, że nie można inaczej, bo takie są zasady, jeżeli chcecie być poważnie traktowani, musicie ich przestrzegać; i tak dalej bełkot w tym samym stylu, każdy wie, jakim.
  5. Odbywa się to wszystko na niezliczonych szkoleniach i kursokonferencjach dla liderów grup wśród powszechnego biadolenia, jacy to ekolodzy są niekompetentni, niedouczeni, nie znają prawa, nie potrafią z niego korzystać itp.
  6. Efekt końcowy: powstanie nowej wyspecjalizowanej grupy zawodowej pod tytułem działacz ekologiczny, zaspokajającej społeczną potrzebę zaciemniania tego, że tak naprawdę nic się nie zmienia, a przyrodę niszczy się równie dobrze, jak wcześniej (tzn. przed erą eko-działaczy), a może nawet lepiej, bo w sposób ekologicznie zawoalowany istnieniem ekologów, którzy stanowią rzekomo przeciwwagę dla złych technokratów, równoważąc dobro ze złem w naszym najlepszym z możliwych, liberalno-demokratycznym ustroju.

Proszę nie myśleć, że w tym, co nieco ironicznie opisałem, widzę coś specjalnie nagannego. Jest to zwyczajowo przyjęty w tzw. demokratycznym społeczeństwie i czasem skuteczny model rozwiązywania problemów. Próbują się weń wpasować w dobrej wierze ludzie o szlachetnych (tu się wcale nie nabijam) intencjach, tylko naiwnie wierzący, że jak już na tyle dorosną, że im się to uda, to wtedy coś naprawdę zmienią czy załatwią. Śmiem wątpić. Krótko i po kolei postaram się uzasadnić, dlaczego.

Podsumowując: profesjonalizacja ruchu ekologicznego jest zwykłym wpuszczaniem w maliny niejako na własne życzenie.

No dobrze, powie ktoś, narzekasz koleś, krytykujesz, ale co z tego? Czy są jakieś inne kierunki działania? Moim zdaniem tak, nawet kilka:

Są ludzie, którzy już je realizują, nawet z całkiem niezłymi efektami2, choć to dużo trudniejsze i bardziej niewdzięczne, niż profesjonalizacja. Naszkicuję, jak widzę ostatnie punkty, bo o nich jakoś niewiele się mówi, a szkoda.

Oczywiste jest, że żadna poważna reforma obecnie nam panującego systemu ekonomicznego "siłami" wewnętrznych mechanizmów nie jest możliwa. Na straży stoi nieugięte, amoralne prawo maksymalizacji zysku, które ma w nosie ekologię i ekologów, faworyzuje silnych i bezwzględnych, a tacy ekologią (nie mylić z ekologizacją) zainteresowani nie są i być nie mogą, bowiem swoją uprzywilejowaną pozycję osiągnęli właśnie dzięki niszczeniu środowiska i rabunkowej eksploatacji jego zasobów. Dlatego jakiekolwiek alternatywne, ekologicznie zorientowane inicjatywy gospodarcze nigdy nie będą konkurencyjne na wolnym rynku (interwencjonizm państwa i regulacyjny wpływ świadomych konsumentów pomijam ze względu na znikomą skuteczność, jak na razie). Pozostaje zatem jedynie stworzyć przyjazny dla takich przedsięwzięć "zielony rynek" z własną ekonomią zorientowaną na zaspokajanie, a nie mnożenie potrzeb, zaczynając od podstaw, czyli zdrowego rolnictwa. Ponadto musi się okazać, że ten nowy system ekonomiczny3 na tyle odpowiada ludzkim potrzebom, daje większą satysfakcję, polepsza jakość życia , aby przyciągnąć do siebie nie tylko zdeklarowanych i wojujących ekologów.

Jest to w dłuższej perspektywie najważniejszy cel ruchu ekologicznego i w gruncie rzeczy jedyny sposób naprawdę skutecznego działania. Obecne postępowanie i rola ruchu nazbyt przypominają lekarza próbującego leczyć kiłę pudrem i przyklejaniem plastrów, o dziwo! ku zadowoleniu pacjenta i pełnej satysfakcji lekarza.

Uczestniczenie w takim przez siebie stwarzanym alternatywnym systemie ekonomicznym może być dla wielu jedynym sposobem na godziwe życie zgodnie ze swoimi przekonaniami. Teraz -jeżeli ktoś chce normalnie żyć tzn. pracować, założyć rodzinę, mieć gdzie mieszkać i co jeść, musi swoje poglądy zawiesić na kołku i robić to co wszyscy wokół. Tylko nieliczni mogą się utrzymać z głoszenia ekologicznej dobrej nowiny, a co z resztą ??! Stąd wynika, jak sądzę, często dyskutowany, chroniczny brak w ruchu ekologicznym ludzi dorosłych - podstawowy powód jego ogromnej słabości.

Od czego zacząć? Chyba od tego, aby łączyć się więzami nie tylko ideologicznymi i koleżeńskimi, ale bardziej konkretnymi i przyziemnymi np. organizować grupy LETS, które niestrudzenie, za co mu chwała, popularyzuje w ZB i nie tylko Janusz Reichel. Próbować w ramach LETS albo może czegoś innego stworzyć sieć dystrybucji ekologicznych towarów, usług, żywności oraz informacji o nich. Takie rzeczy pojawiają się na rynku, ale bez naszego reklamowego wsparcia i zainteresowania4 giną w natłoku szajsu i badziewia, a ich producenci przerzucają się z powrotem na badziewie, bo nikt do ekologicznych dziwactw nie będzie dopłacał. Jeżeli reklama i pośrednicy to ponad 40% ceny towarów, gra warta jest świeczki. Obłudna i głupawa sieć Amway jakoś funkcjonuje i znajduje naiwniaków, dlaczego nie mogłaby zaistnieć rzetelna sieć dystrybucji naprawdę dobrych, trwałych, ekologicznych towarów oparta na rozwiązaniach Amway, ale pozbawiona jej wad i chorej żądzy zysku. LETS nadaje się też świetnie do zorganizowania wzajemnego pożyczania czy też wynajmowania najróżniejszych rzeczy, począwszy od książek, czasopism i płyt poprzez narzędzia np. wiertarka udarowa, odkurzacz piorący (które używa się zwykle okazjonalnie), a na namiocie czy przyczepie campingowej skończywszy. Przyjmowane jako oczywistość, a w gruncie rzeczy utopijne dążenie do posiadania wszystkiego naraz przez każdego jest źródłem ogromnego marnotrawstwa, którego jedynym uzasadnieniem jest napędzanie koniunktury. Pomysłów jest sporo, jedne są już sprawdzone, inne nie, odsyłam do książek5 i własnej inwencji.

Najważniejsze jednak - przestać liczyć na cud profesjonalizacji, a zacząć budować w miarę normalne życie, w którym także zwykli ludzie będą mogli się odnaleźć, być może bez gruszek na wierzbie kapitalizmu w postaci 100-calowego, trójwymiarowego telewizora skrzyżowanego z samochodem i robotem kuchennym dla każdego, ale za to z poczuciem, że życie to coś więcej niż super telewizor, a świat nie musi składać się wyłącznie z betonu o zapachu spalin.

Darek Liszewski



1 Konrad Waloszczyk, Sercem patrz, w: Dialogi 2/93 s.13, Towarzystwo Przyjaciół Filozofii Ekologicznej, W-wa 1993
2 Wprawdzie A.Żwawa prosił abym wskazał kogo mam na myśli, ale nie mogę tego zrobić tak by kogoś nie pominąć. Jest mimo wszystko wielu ludzi, którzy "robią swoje" cicho i bez rozgłosu, a jaki jest koń (ruch ekologiczny) - każdy widzi, kto zobaczyć chce.
3 Zainteresowanych bliżej odsyłam do znakomitej analizy Janusza Reichela w ZB 9/93 s.51 i książek, choćby tych, które kiedyś przedstawiałem w "Bibliotece klasyków", ZB 5/94 s.6, 11/94 s.76, 12/94 s.76, 1/95 s.72.
4 Przykładem jest choćby organizacja wyżywienia na Kolumnie '95, produkty kupowano w zwykłej hurtowni i pobliskim sklepie, w plastikowych reklamówkach, małych-jednostkowych opakowaniach itp.
5 Patrz, przypis 3.

Nie wiem, czy zarobił na tym choć jeden rolnik lub producent ekologiczny. To fakt, że sponsorem był tam m.in. jakiś producent eko-farb i lakierów, które przy okazji reklamowano, ale nie farbami przede wszystkim człowiek żyje.


ZB nr 3(81)/96, marzec '96

Początek strony