Strona główna 

ZB nr 3(80)/96, marzec '96

PESTIS + CAEDO

Pestis po łacinie znaczy tyle co 'morowe powietrze', caedo-'zabijam'. Te dwa łacińskie słowa dały podstawę do utworzenia współczesnego terminu - pestycydy.

Co roku w skali całego świata niszczeje ok.15-20% płodów rolnych. Podobno jest to ilość wystarczająca, aby usprawiedliwić stosowanie pestycydów, czyli - jak to się również określa - środków ochrony roślin.

Pomysłowość człowieka z zwalczaniu, a mówiąc bardziej otwarcie - w zabijaniu różnych roślin i zwierząt, które w swym homocentryźmie zwiemy chwastami i szkodnikami, nie zna w zasadzie granic. Rzućmy okiem tylko na same nazwy różnego rodzaju grup "morowego powietrza", którymi próbujemy naprawiać świat i urządzać go na własną modę i podobieństwo. Tzw. szkodniki możemy więc zagazować fumigantami, przywabić atraktanami, odstraszyć repelentami. Zabić możemy rośliny herbicydami, grzyby - fungicydami, a wreszcie i zwierzęta - zoocydami. Potrafimy również niszczyć tylko wybrane grupy zwierząt: na owady stosujemy insektycydy, na gryzonie - rodentycydy, a ślimaki - moluskocydy; roztocza zwalczamy akarcydami, nicienie - nematocydami. Jeżeli jakiś środek nie jest skuteczny na dorosłe formy owadów - nie ma sprawy, możemy spróbować niszczyć ich jaja za pomocą owicydów.

Brrr, od samych nazw tych różnych grup pestycydów chodzą ciarki po plecach, a warto jeszcze rzucić okiem na nazwy poszczególnych preparatów: czy wiecie, że obok dźwięcznie, choć groźnie brzmiących Azotoxów i Ditoxów, szkodliwe owady zwalcza się np. Owadziakiem pylistym 2,4 lub Pędraczkiem 2? Sympatyczne nazwy, nieprawdaż? Nie można odmówić twórcom (?) tych substancji przynajmniej minimalnego poczucia humoru (czarnego zresztą).

Czy pestycydy są skuteczne i efektywne? Oto jedno ze stwierdzeń, jakie udało mi się odnaleźć w jednej z bardzo uczonych ksiąg - "Chemiczne substancje toksyczne w środowisku", wydanej przez Komisję Nauk Medycznych - Oddział PAN w Krakowie (1990r.): Istnieje wiele przykładów niewątpliwych korzyści z racjonalnego stosowania pestycydów. Należy do nich m.in. wzrost produkcji roślinnej i zwierzęcej oraz likwidacja ognisk epidemii. W USA obliczono, że dzięki stosowaniu pestycydów w akcjach sanitarnych w ciągu 15 lat zdołano uratować życie 5 mln ludzi, a zapobiec chorobom u ponad 100 mln.

Koniec i kropka. Ani słowa o tym, jak ktoś doszedł do tych wyników, ani o tym, czy w swym bilansie uwzględnił również ciemniejszą stronę stosowania pestycydów, czyli takie drobiazgi, jak zaburzenia w biocenozach, skażenie gleb i wód, zabijanie zwierząt obojętnych lub wręcz pożytecznych dla upraw rolnych, a wreszcie zatrucie samych płodów rolnych. Rozumiem zresztą, że dla niektórych w bilansie, gdzie po jednej stronie równania podaje się w milionach liczbę uratowanych ludzi, wprowadzanie takich szczegółów jak np. martwe pszczoły czy ptaki owadożerne, poruszanie tak "odległych" od życia tematów, jak równowaga biocenotyczna czy zaburzenia w ekosystemach, jest rzeczą wysoce niestosowną, a wręcz niehumanitarną. Mniejsza o to - te problemy były już wielokrotnie poruszane także na łamach ZB. Chciałem jednak dzisiaj poruszyć troszkę inny aspekt stosowania pestycydów.

Czy zastanawiałeś się, Szanowny Czytelniku, co dzieje się z opakowaniami po pestycydach, czy też z przeterminowanymi, niewykorzystanymi środkami ochrony roślin?

Tak jak same pestycydy są klasyfikowane jako środki toksyczne i szkodliwe, również opakowania po nich, zgodnie z polskim prawem, zalicza się do grupy najbardziej niebezpiecznych odpadów. Winny one być traktowane w sposób szczególny i np. składowane w odpowiednio przygotowanych składowiskach odpadów przemysłowych.

Pozostałości po środkach ochrony roślin składuje się w tzw. mogilnikach. Słowo to nieodparcie kojarzy mi się z "mogiłą", nie wiem, czy do końca słusznie, ale już na pierwszy rzut oka skojarzenie to w pełni oddaje znaczenie takiego składowiska. Zgodnie z danymi Instytutu Gospodarki Odpadami w Katowicach - instytucja ta prowadzi Monitoring Gospodarki Odpadami - w 1994r. w całej Polsce zarejestrowanych było 181 mogilników (wśród 1332 zinwentaryzowanych wówczas składowisk z odpadami niebezpiecznymi). Mogilniki są od pewnego czasu "pod lupą" Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska, więc wg nieoficjalnych danych IGO w br. liczba mogilników przekroczyła już 300. Mogilniki te to spadek po tamtym systemie - lokalizacja niektórych może więc budzić, łagodnie mówiąc, zdziwienie. Istnieje podobno co najmniej 1 mogilnik zlokalizowany w pobliżu ujęcia wody pitnej dla miasta wojewódzkiego - niestety, nie znam szczegółów, dlatego zostawmy tę sprawę w spokoju. Znam natomiast mogilnik położony w Cieszynie, który również jest swoistym kuriozum (dla niedoinformowanych: Cieszyn leży nad Olzą, na granicy z Czechami i jest na tyle dużym miastem, że w całości nie zmieścił się w granicach RP - jego połowa, jako Czeski Cieszyn, leży w Republice Czeskiej).

Cieszyński mogilnik powstał w zamierzchłych latach 50. i 60. i do początku lat 70. przyjmował odpady popestycydowe z całego terenu dawnego woj. katowickiego. Sama lokalizacja mogilnika każe wątpić z zdrowy rozsądek ówczesnych decydentów, że o wiedzy nie wspomnę. Mogilnik utworzono praktycznie na szczycie niewielkiego wzniesienia, w pobliżu stawów hodowlanych i dwóch rzeczek. Początkowo odpady były składowane w dużym, podziemnym bunkrze betonowym. Po jego wypełnieniu zbudowano z betonowych kręgów studziennych kilka "studni" (ile - nie wiadomo). Po ich wypełnieniu... I w tym miejscu wstydliwie opuśćmy zasłonę milczenia. Ci, którzy wiedzą, co dalej robiono z przywożonymi odpadami albo zasłaniają się niepamięcią, albo uśmiechają się porozumiewawczo i rzucają krótkie: "No wie pan, jakie to były czasy. Kazali, to się robiło...". Wszystko wskazuje na to, że jakaś ilość pestycydów i tego, co z nich pozostało, trafiła bezpośrednio do ziemi, bez żadnych zabezpieczeń. Ile i gdzie - nie wiadomo.

Dziś mogilniki przykrywa warstwa ziemi, a dookoła rośnie spokojnie las świerkowy. I wszystko byłoby OK, gdyby ci sami ludzie decydujący o lokalizacji mogilnika nie przekazali tego terenu harcerzom na stanicę i obozowisko. Już od 20 lat praktycznie na mogilniku palą się harcerskie watry, a druhowie i druhny rozbijają swe namioty nad zgromadzonymi pestycydami. Czyż to nie oryginalny, polski wkład w rozwój nauki o rekultywacji składowisk odpadów niebezpiecznych? Co dalej zrobić z mogilnikami (lub harcerzami) - nie wie nikt.

Jak pisałem wcześniej, takich "prezentów" może być w całym kraju ponad 300, niektóre z nich mogą być jeszcze "lepiej" zlokalizowane i zabezpieczone, niż ten opisany powyżej. Od kilku lat trwają podobno prace inwentaryzacyjne i badawcze istniejących mogilników. Prowadzi je PIOŚ przy udziale Instytutu Ochrony Roślin i Głównego Instytutu Geologicznego. Podobno ZB są prenumerowane także przez Ministerstwo Ochrony Środowiska, pozwolę więc sobie tą drogą zadać kilka pytań:

Czy inwentaryzacja mogilników jest już zakończona? Ile w sumie jest takich składowisk? Czy określono stan ich zabezpieczenia, wytypowano najbardziej niebezpieczne, przeprowadzono jakiekolwiek wstępne badania? Co dalej z mogilnikami zlokalizowanymi w miejscach urągających wszelkim regułom ochrony środowiska? Czy zostaną zlikwidowane? Kto ponosi odpowiedzialność za mogilniki i za skutki, jakie mogą wywołać w przyszłości? I wreszcie najważniejsza rzecz - jak odbywa się obecnie utylizacja przeterminowanych środków ochrony roślin i opakowań po nich? Czy ktoś je zbiera, gromadzi na składowisku, spala? Kto? Gdzie? Jak? Jaka instytucja jest odpowiedzialna w skali kraju za utylizację tego typu środków?

Rozumiem, że skoro od kilku lat nie można było w Ministerstwie napisać ustawy o odpadach (a raczej stworzono ich zbyt wiele - w połowie roku miałem w ręce podobno wersję 22!), to na rozwiązanie sprawy pestycydów i na odpowiedź na moje pytania przyjdzie mi jeszcze trochę poczekać. Nie szkodzi, mam czas, poczekam.

Na razie z ulgą i sympatią myślę o kilku moich najbliższych sąsiadach rolnikach, których po prostu finansowo nie stać na kupno i stosowanie pestycydów. Oto korzyści z wolnego rynku i zdecentralizowanej gospodarki!

Aleksander Fober

  • Cytat

    Autentyzm to (...) teoria, która pretenduje do roli nie tylko kierunku literackiego, ale i światopoglądu. U podstaw tego światopoglądu leży przekonanie, że ziemia jest bazą i azylem dla człowieka i kultury w ich obecnym zagrożeniu przed cywilizacją techniczną oraz kataklizmami politycznymi i społecznymi. Naturyzm ten - jeślibyśmy przez ten termin rozumieli nie tyle ucieczkę w naturę, ile zaufanie jej - nie jest siłą, która by opierała się na technice, on ją uznaje i toleruje, ale jest wyrazem wiary ludzkiej, wyrazem ufności w potęgę biologiczną człowieka żyjącego w braterstwie z przyrodą. (...) Ten naturyzm jest walką o format człowieka w czasach diabelnie trudnych i bardzo skomplikowanych, gdy każdy dzień przynosi człowiekowi nowe bolesne rany - jest także poszukiwaniem prawdy dla uleczenia człowieka z tych ran: prawdy autentycznej, wspartej na doświadczeniu najmocniej osobistym, a przez to najbardziej zbiorowym.

    Jan Bolesław Ożóg, Mój autentyzm, WL, Kraków 1975


    ZB nr 3(81)/96, marzec '96

    Początek strony