"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 4 (82), Kwiecień '96


NIGERIA W KATOWICACH

Pesymiści przewidywali, że III RP będzie "rozwijać się" według modelu południowoamerykańskiego. Jak zwykle życie przerosło wyobraźnię "naszych elit" i powtórzył się model inny - afrykański. Na katowickim osiedlu Tysiąclecia, które rozmiarami przerasta niejedno miasto doszło do odtworzenia schematu znanego z Nigerii.

Z jednej strony jest lokalna społeczność, z drugiej notable i wielki międzynarodowy koncern naftowy. Różnica polega tylko na tym, że tym razem chodzi nie o wydobycie, ale o sprzedanie ropy, być może zrabowanej plemieniu Ogoni. Na miejsce sprzedaży koncern Shella upatrzył sobie tereny zieleni ochronnej, które oddzielają wieżowce mieszkalne od drogi szybkiego ruchu. Szybkiego i dużego, a więc dużych pieniędzy dla naftowego giganta. W tym celu trzeba wyciąć drzewa i zbudować stację 3 (słownie - trzy) metry od pawilonu handlowego i 40 metrów od jednego z pięciu wieżowców zamieszkałych przez ponad tysiąc rodzin.

PRIMA APRILIS

Zaczęło się wszystko 1 kwietnia 1994 roku, kiedy to władze rządzącej osiedlem ogromnej spółdzielni PIAST postanowiły wydzierżawić Shellowi tereny przeznaczone pod zieleń parkową i izolacyjną, bo tak były i są oznaczone na planie zagospodarowania przestrzennego terenu. Dwa miesiące potem prezes spółdzielni, Kazimierz DORna pytanie dziennikarza o stację Shella odpowiedział, że (cytuję za "Dziennikiem Zachodnim") dziennikarze słuchają plotek. Tymczasem już kilka tygodni wcześniej w wydawanej przez spółdzielnię gazecie "Głos Tysiąclecia" ukazały się ogłoszenia o przetargu na będące przedmiotem zakusów Shella tereny pomiędzy ulicami Ułańską i Chorzowską. Ukazały się bez wzmianki o tym, że nabywca jest już ustalony i że chodzi o pas zieleni ochronnej.

SPRAWA WYMYKA SIę SPOD KONTROLI

Tymczasem o całej akcji dowiedzieli się okoliczni mieszkańcy. Pech Shella i lokalnych urzędników polegał na tym, że społeczność była już zintegrowana i zorganizowana w Komitecie, który ukonstytuował się w związku ze staraniami o instalację telewizji kablowej. W dodatku posiadała i posiada znakomitego lidera w osobie Kazimierza Mirkowskiego, jednego z tych ludzi, którzy nie ulegli rządom pieniądza i ideologii tak zwanego "rozwoju". Mieszkańcy dokonali więc wpisu do planu zagospodarowania przestrzennego, uprzedzając ewentualne próby jego zmiany, zarejestrowali stowarzyszenie pod nazwą Społeczny Komitet ds. Samorządowej Alternatywy Tysiąclecia (SKM ds. SAT)*, zaczęli wydawać własną gazetę "Nasze Tysiąclecie" i w nadziei na to, że zapewnienia o Polsce jako państwie prawa nie są żartem, przystąpili do postępowania administracyjnego, zaczęli pisać listy i petycje. O reakcji, jaką to wywołało w świecie katowickich urzędników, najlepiej świadczy adnotacja, jakiej jeden z nich dokonał na piśmie SKM ds. SAT. Oto jej reprodukcja.

KTO NA TYM ZYSKAł A KTO STRACIł?

Obywatelskiej postawie mieszkańców postanowiono (przepraszam, ale nie mogę oprzeć się użyciu tego zwrotu) "dać odpór". Do ataku ruszyły więc władze spółdzielni. Kolejny numer wydawanego w 10-tysięcznym nakładzie "Głosu Tysiąclecia" poświęcony był niemal w całości udowadnianiu, że Shell jest dla osiedla historyczną szansą, a ciemnota protestujących skończy się podwyżką czynszów. Należy w tym miejscu zadać pytanie, kto na tym zyskał, a kto stracił - kończy swoje wypracowanie E.Klosa. To i tak chlubny wyjątek, bo większość tekstów podpisana była inicjałami. Pojawiły się też nasze ulubione, a jakże, ekspertyzy, m.in. autorstwa dyrektora Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych. doc. dr hab. Ewy Marchwińskiej. Z drugiej strony do akcji ruszyli nieznani sprawcy, zrabowano więc mieszkańcom gablotę i choć oni pisali w swoim piśmie: wiemy, że skradziona gablota (...) znajduje się w administracji osiedla, policja poprzestała na spisaniu protokołu. Przed zebraniem członków spółdzielni, SKM ds. SAT postanowił zmobilizować mieszkańców do przyjścia. Znowu znikały plakaty i dzwoniły tajemnicze telefony. Ale ludzie przyszli i pomimo tego, że nie mogli się pomieścić w specjalnie przygotowanej małej sali, udało się poruszyć rzeczywiste problemy. Wkrótce potem zarząd ukarał niepokornych drakońską podwyżką czynszów, przedtem zabrał im osiedlową świetlicę. Spróbowano również puścić tak zwanego "szczura" i poszczuć mieszkańców przeciw budowie zespołu liceów artystycznych - (...) że to nie potrzeba nam chuliganów, narkomanów, hiva itp. Potem łatwo byłoby przedstawić protestujących jako oszołomów. Nie udało się.

W tym samym czasie trwała walka w urzędzie miejskim i wojewódzkim. Nie uległa naciskom szefowa miejskiego Wydziału Zdrowia i Kształtowania Środowiska, Zofia Muc, a ponieważ nie udało się jej skłonić do zmiany opinii - dokonano tak zwanej reinterpretacji, a mówiąc normalnie - zinterpretowano opinię fałszywie. Inaczej natomiast zachował się Andrzej Jeżewski, dyrektor Wydziału Ekologii UW. W listopadzie '94 pisał o działalności Shella jako (...) pozostającej w niezgodzie z ustaleniami obowiązującego planu zagospodarowania przestrzennego dla wskazanego terenu. W czerwcu następnego roku wydał decyzję zezwalającą na budowę. Podparł się w tym celu, jak zwykle, ekspertami, a mianowicie: Głównym Instytutem Górnictwa, Biurem Projektów Przemysłu Metali Nieżelaznych "Bipromet", a także opinią mgr inż. Mieczysławy Bojko. Do osób popierających Shella dołączył też lokalny Sanepid.

TOPOLE SCHNąCE W 85%

W tej powodzi krętactw jest jednak coś, co zdecydowanie wybija się na czoło i stanowi przestępstwo, jakim jest poświadczenie nieprawdy. Dokonał tego Zakład Zieleni Miejskiej, a konkretnie zastępca dyrektora, mgr inż. Jadwiga Bojdoł, która dokonała opisu i inwentaryzacji drzew, które chce wyciąć Shell. Tekst tego opisu znajduje się pod odpowiednimi zdjęciami.


fot. JózeWolny


fot. JózeWolny

Ww. drzewa to topole schnące (w ok. 85%) o nieprawidłowych pokrojach koron, rozbudowanych tylko w jedną stronę.


fot. OlaSwolkień

Rosną w podwójnym szpalerze, w zbyt małych odległościach od siebie. Drzewa te stwarzają zagrożenie bezpieczeństwa dla ruchu pieszego poprzez spadające z dużej wysokości suche gałęzie i konary. To nie było zdanie wyrwane z jakiegoś kontekstu, to całość opisu. Mieszkańcy uzyskali jednak opinię doktora Leszka Trząstki z katedry Anatomii i Cytologii Roślin Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŚ, który całkowicie zdyskredytował prawdziwość i fachowość analizy pani Bojdoł. Nie znalazło to jednak odzewu ze strony władz Katowic, a nadzorujący całą sprawę prokurator nie skierował aktu oskarżenia do sądu. Być może poświadczanie nieprawdy przez urzędników to czyn o tak zwanej znikomej szkodliwości społecznej.

CZłOWIEK Z żELAZA BIS

Widząc, że katowiccy urzędnicy w sprawie Shella cierpią na ogół na pomroczność jasną, mieszkańcy postanowili odwołać się do opinii publicznej i poinformowali o sprawie pogotowie ekologiczne Dwójki. Pogotowie zainteresowało się sprawą i katowicka dziennikarka miała dla programu nakręcić reportaż. SKM ds. SAT zorganizował zgromadzenie, które ochraniała policja i czekano. Ale się nie doczekano. Zadzwoniono do telewizji i usłyszano, że (cytuję tytuł z "Dziennika Zachodniego") ZABRAKłO KAMERY. Tylko, że tym razem nikt nie nakręcił o tym filmu, dziennikarka zaś nie odważyła się naśladować bohaterki kreowanej przez Krystynę Jandę. Wiadomo: miejsce pracy i żyć trzeba. Natomiast pogotowie ekologiczne Dwójki przestało na listy odpisywać, a w katowickiej telewizji nic się nie zmieniło.

SYMBOLE UMOżLIWIAJąCE RELACJę

Mieszkańcy jednak postanowili się nie poddawać i odwołali się do dwóch ministrów. Minister Żelichowski, który broni środowiska urzędników i biznesmenów przed obrońcami przyrody, skargę odrzucił i napisał, że: przedmiotowe zadanie inwestycyjne jest zgodne z ustaleniami obowiązującego planu zagospodarowania przestrzennego i nie wpłynie na pogorszenie standardu środowiska we wszystkich jego elementach. W imieniu Żelichowskiego podpisała to Irena Mazur - dyrektor Biura Orzecznictwa Administracyjnego. Zupełnie inaczej zachowała się Barbara Blida, minister budownictwa. Tym razem powiało uczciwością, uprzejmością i fachowością. Przytoczę teraz fragment odpowiedzi pani minister: W obowiązujących planach miejscowych najczęściej wyznaczano tereny pod urządzenia komunikacji, tzn. parkingi, stacje paliw, myjnie samochodowe, stacje obsługi pojazdów i oznaczano je symbolem KS (komunikacja samochodowa - przyp. O.S.). W takich przypadkach lokalizacja stacji paliw może mieć miejsce tylko na terenach wyznaczonych w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego.

Jeśli w uzgodnionym i uchwalonym planie miejscowym występują tereny przeznaczone pod stacje paliw, oznaczone symbolem "KS" (a występują - przyp. O.S.), znaczy to, że inne tereny, w tym oznaczone symbolem UH (usługi handlowe - już istniejący pawilon - O.S.) z pewnością pod te funkcje przeznaczone nie są. Wszelkie interpretacje w tym zakresie nie są prawnie uzasadnione i dopuszczalne, tym bardziej w odniesieniu do terenów, gdzie zdecydowano o adaptacji stanu istniejącego. Na prośbę mieszkańców pani minister w kilka dni potem, tym razem już osobiście w nadanej faksem depeszy potwierdziła tę opinię, pisząc m.in. że: Sporna stacja paliw została zlokalizowana na terenie przeznaczonym w planie miejscowym na podwójną funkcję, tzn. zieleni parkowej (ZP) oraz zieleni izolacyjnej (ZI). Lokalizacja ta nie może być zatem uznana za zgodną z ustaleniami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Te pisma, w odróżnieniu od innych, pisane są jasno i tak, że można je zacytować jako znaczące, a nie jako przykład żargonu, w którym chodzi o pokrycie krętactw i nieuczciwości. Pomimo tak jednoznacznej postawy Ministerstwa Budownictwa prezydent Katowic HENRYK DZIEWIOR wydał 28 grudnia 1995 r. decyzję korzystną dla Shella. Decyzję tę z upoważnienia prezydenta uzasadniała mgr inż. architekt Bogumiła Jakiełek-Ljubkovic. Dokonała ona tam znów tak zwanej reinterpretacji jednoznacznego stanowiska minister Blidy. Natomiast to, że sporny teren, oznaczony jest na planie jako ZP i ZI, skwitowała zdaniem następującym: Budzące wątpliwości oznaczenie na rysunku planu ogólnego ZP i ZI jest jedynie symbolem, umożliwiającym relację pomiędzy rysunkiem i tekstem planu. Oznacza to tylko, ni mniej ni więcej, że prezydent wielkiego miasta Katowice uważa oznaczenia na planie zagospodarowania przestrzennego za symbole bez jakiegokolwiek konkretnego znaczenia. W tej dziedzinie chyba prześcignęliśmy nawet Nigerię.

TESTOWANIE SHELLEM

Mieszkańcy odwołali się od decyzji prezydenta i czekają obecnie na werdykt kolegium odwoławczego wojewódzkiego sejmiku samorządowego. Jeżeli i tam okaże się, że to, co jasne, jest niejasne, będą szukać sprawiedliwości w NSA. Jeżeli jej nie znajdą, są zdecydowani walczyć dalej. Ta sprawa to zresztą tylko początek zakusów wielkich koncernów na obrzeża osiedli mieszkaniowych i tereny zielone. Dla polskiego ruchu ekologicznego, o ile taki istnieje, jest to szansa, żeby włączyć się w akcję - powiedziałbym - modelową. Po jednej stronie stoi lokalna społeczność i interes przyrody, po drugiej biurokracja i mający krew na sumieniu naftowy potentat. Nasze zachowanie w tej sprawie będzie dobrym testem na to, czy potrafimy walczyć tylko z tym, co jest na drugiej półkuli i moralnie cacy, czy też stać nas na konkretne działania tu i teraz, co zawsze jest trudniejsze, bo autentyczne. Jakkolwiek by ten test nie wypadł, należy się z niego cieszyć. Prawda wyzwala.

OlaSwolkień

*) SKM d/s SAT, Ułańska 9/205, 40-887 Katowice, 541-170.



XX ZLOT POLSKIEGO RUCHU PRZYJACIÓł INDIAN CHODZIEż'96

info: Grzegorz Dziabas
Reymonta 10 C/10
64-800 Chodzież



PODZIEMNA STACJA PALIW - INOWROCłAW

Płocka Petrochemia wyraziła zainteresowanie wykorzystaniem wyeksploatowanych komór po wydobyciu soli do magazynowania paliw. Protestują przeciw temu mieszkańcy leżącego nad potencjalnymi zbiornikami paliwa Inowrocławia, obawiając się, że będą mieszkać na bombie. Wszystkich uspokajają fachowcy przekonując, że najpierw trzeba przeprowadzić liczne ekspertyzy.

W listopadzie '95 Departament Prywatyzacji Kapitałowej Ministerstwa Przekształceń Własnościowych otrzymał pismo od związkowców z Inowrocławskich Kopalni Soli, w którym m.in. wspominają oni o możliwości magazynowania w wyeksploatowanych po wydobyciu soli komorach paliw lub gazu. Artykuł na ten temat opublikowała na początku marca "Gazeta Pomorska". Związkowcy powołują się na doświadczenia państw zachodnich w tworzeniu rezerw strategicznych.

Zwolennicy takiego wykorzystania komór twierdzą, że - ze względu na właściwości chemiczne solanki - komory są niezwykle szczelne. Każda z 5 - 6 komór, które mogłyby być wykorzystane, ma 900 m głębokości i 60 m szerokości, co daje 2 mln m3 objętości.

W błyskawicznej ankiecie przeprowadzonej telefonicznie na pytanie: Co sądzisz o pomyśle przedstawionym przez "Gazetę Pomorską", a dotyczącym wykorzystania komór? pomysłowi przyklasnęło zaledwie 13% respondentów, zdecydowanie przeciwko opowiedziało się 65%, 22% nie miało zdania. Ankieta była przeprowadzona niefachowo, ale nawet te wyniki powinny dać do myślenia pomysłodawcom. Większość negatywnych odpowiedzi motywowano powstaniem potencjalnego zagrożenia życia. Kilka osób posunęło się do poddania w wątpliwość rzetelności fachowych i niezależnych ekspertyz. Każdego można kupić - usłyszałem.

Problem nie leży jednak tylko w protestach inowrocławian. Inowrocławskie Kopalnie Soli są w trakcie prywatyzacji. Związkowcy uważają, że program magazynowania paliw powinien być priorytetem w budowie strategii prywatyzacyjnej, czyli kolejną kartą przetargową. Takie podnoszenie wartości zakładu wywołuje przerażenie w mieście.

Przed inowrocławianami zatem znów czekanie. Niedawno do miasta dotarła ekspertyza oceniająca wpływ na środowisko planowanego wysypiska śmieci w dzielnicy Mątwy. Wcześniej w tej sprawie było wiele protestów mieszkańców. Nawet podczas planu budowy stacji benzynowej w pobliskiej Kruszwicy tamtejsi radni mieli kłopoty z protestami. Teraz pojawił się kolejny kontrowersyjny pomysł. Sądząc po wstępnych sondażach, każda próba wprowadzenia go w życie spotka się z oporem. Prawdą jest, że nie warto marnować tych komór, ale czy nie można połączyć planowanej budowy wysypiska śmieci właśnie z ich wykorzystaniem? O tym, zdaje się, nikt nie pomyślał. A jeśli nawet, to głośno tego nie mówił.

Jarosław Hejenkowski
Inowrocław


<<<< Spis treści