Strona główna 

ZB nr 5(83)/96, maj '96
Fundacja Zielonych "Ratujmy Ziemię", główny organizator Festiwalu Ekologicznego Dzień Ziemi podaje do powszechnej wiadomości, że Jury Konkursowe przyznało pierwsze miejsce i nagrodę specjalną Fundacji Zielonych "Ratujmy Ziemię" w Konkursie Festiwalu Ekologicznego "Reportaż ekologiczny" Katarzynie Ciwiś, uczennicy klasy VIII Szkoły Podstawowej nr 4 im. K.I.Gałczyńskiego w Łaziskach Górnych. Nagroda zwyciężczyni Konkursu zostanie wręczona w dniu 23.4.96 podczas imprez konkursowych, jakie odbędą się na terenie SDK "Tęcza" w Tychach w ramach Festiwalu Ekologicznego "Dzień Ziemi". W załączeniu do niniejszej informacji przekazujemy treść nagrodzonego reportażu z prośbą o jego publikację. Informujemy również, że z dniem 1.4.96 rozpoczynamy Festiwal Ekologiczny "Dzień Ziemi", który potrwa do 5.6.96, a któremu towarzyszy szereg interesujących imprez z nim związanych, tak o znaczeniu regionalnym, jak i ogólnopolskim. Informację o rozpoczynającym się Festiwalu można uzyskać pod tel. 0-32/117-10-11 i 117-11-64.

Reportaż


W POSZUKIWANIU STRACONEJ ZIELENI

Złote słońce, błękitne niebo, bielutkie obłoki, zielona trawa, tak! Kiedyś nasza ukochana planeta Ziemia była taka piękna. A dziś? Cóż nam pozostało?... Szare słońce, czarne obłoki i brudna trawa. Niestety, to wszystko wina ludzi.

Tyle się dziś słyszy o ochronie środowiska. W telewizji powstaje wiele audycji i programów ekologicznych np. Śmietnik czy Zielonym do góry, w których najczęściej młodzi ludzie walczą o czystość naszej planety. Jednak nie wszyscy potrafią dostrzec niebezpieczeństwo grożące nam ze strony niewłaściwej gospodarki człowieka. Cieszę się, że szkoła, do której uczęszczam, nie jest obojętna na te problemy. Staramy się jak najwięcej robić w sprawie czystości Łazisk. Zbieramy makulaturę, uczestniczymy w akcji "Sprzątanie świata", a nauczyciele organizują pogadanki na temat segregowania śmieci i korzystania z osobnych pojemników na odpadki.

Chciałam poszerzyć swoje wiadomości o sprawy miasta i dowiedzieć się, jak to naprawdę jest z tą ochroną środowiska. W tym celu próbowałam dotrzeć do ważnych miejsc i osób zajmujących się ekologią w Łaziskach Górnych. Na wykonanie zadania przeznaczyłam jeden dzień moich dwutygodniowych ferii.

P
oranek jednego z ostatnich dni zimowych wakacji był mroźny, ale słoneczny, postanowiłam więc wykorzystać sprzyjającą mi pogodę i wyruszyłam w drogę. Zaczęłam od największego zakładu przemysłowego w mieście, jakim jest KWK "Bolesław Śmiały".

Po kilkunastu minutach pieszej wędrówki docieram do celu - działu ekologicznego w zakładzie. W niewielkim pokoju przy olbrzymim biurku siedzi mój rozmówca - ekspert. Niestety, to tylko złudzenie. Pan ekolog nie chciał mi udzielić żadnych informacji. Odniosłam wrażenie, że sprawy czystości środowiska, ważne dla mieszkańców Łazisk, są tajemnicą pilnie strzeżoną.

Nie poddałam się tak łatwo, a za kolejny cel obrałam sobie Urząd Miasta. Może tam uda mi się czegoś dowiedzieć. Choć do urzędu był spory kawałek, zrezygnowałam z autobusu na rzecz pieszej wędrówki. Wybrałam drogę przez las bukowy przy KWK "Bolesław Śmiały", gdyż była ona nie tylko krótsza, ale i przyjemniejsza. Od starszych mieszkańców mojego miasta dowiedziałam się, że była tu kiedyś ścieżka zdrowia, choć dróżka, którą maszerowałam, wcale jej nie przypominała. Dawniej ludzie bardzo chętnie wybierali się na spacery właśnie tu. Było bardzo przyjemnie posiedzieć sobie w cieniu na ławeczce czy popatrzeć na kajakarzy pływających po pobliskim stawie. Jednak nie tylko to było celem ich spacerów. Ludzie przychodzili tu pooddychać świeżym powietrzem, gdyż buki są niezastąpione w produkcji tlenu. Nawet kilka paronastoletnich drzew nie zastąpi jednego buka. Dziś ścieżka zdrowia nie przyciąga już tylu spacerowiczów. Jest zaniedbana i zdewastowana, a 20-hektarowy las bukowy ginie na naszych oczach. Gdy ujrzałam powalone drzewa, bardzo się zdziwiłam. Zadałam sobie pytanie - dlaczego? Odpowiedź mogłam uzyskać w Dziale Ekologii w Urzędzie Miejskim, więc przyspieszyłam kroku, gdyż czym prędzej chciałam ją znać. Za kilka minut byłam na miejscu. Tym razem moja rozmówczyni, pani Luiza Florek, okazała się bardziej życzliwa.

U
rząd Miasta stara się jak najwięcej robić w kierunku czystości środowiska w Łaziskach, lecz nie wszystko jest takie proste. Ścieżka zdrowia wygląda tak, jak wygląda, gdyż miasto nie ma pieniędzy na jej utrzymanie. A to z prostej przyczyny - kopalnia nie płaci kar za zanieczyszczenie środowiska. Cięcia lasu bukowego są, niestety, koniecznością i wykonuje się je z powodu toksycznych gazów, pochodzących z sąsiedztwa "czynnej koksowni" - jak pani ekolog określiła pobliską hałdę.

Jeśli jesteśmy przy hałdach, to i przy nich zostańmy. Najpierw wytłumaczymy sobie, co to takiego. Hałda - inaczej zwał - to wysypisko skały płonej i odpadów, usuwanych z kopalni. Zakład posiada aż dwie takie hałdy. Jedną widoczną z okna mojego pokoju i drugą, jeszcze niewielką, którą za jakiś czas też będę mogła dostrzec, gdy wyjrzę przez okno. Stara hałda budowana była bez planów uszczelniania kolejnych warstw, dlatego trudno ją ugasić. Stale wydobywają się z niej trujące, toksyczne gazy, które negatywnie wpływają na otoczenie. W sąsiedztwie tej hałdy mieszkają ludzie w starych "familokach", a ich opowieści przypominają słowa Gustawa Morcinka z opowiadania Czarna Julka: Już nie ma tamtej osady górniczej, której widok pozostał we wspomnieniach! Zmieniła się, rozorana, przewrócona na ręby, zasypana hałdami, robiąca wrażenie, że tędy przeszło trzęsienie ziemi, że nawiedził ją jakiś ponury kataklizm.

Starzy mieszkańcy ostatnich domów przy ulicy Pstrowskiego wspominają, że jeszcze nie tak dawno zimą wysypywali łupiny ziemniaków pod lasem, a potem obserwowali stadko saren, które chętnie korzystały z gościnności. Od dwóch lat sarny nie pokazały się. Latem mieszkańcy całe dnie spędzają w swoich ogródkach działkowych, ale zapylenie jest tak duże, że liście roślin są przykryte grubą warstwą kurzu. Ludziom dokuczają tu różne choroby, a szczególnie astma. Całe życie spędzili pod tą hałdą, to co się dziwić!
Nowa hałda budowana jest według innych metod. Kolejne warstwy są doszczelniane, aby ich nie dotleniać i uniemożliwić ich palenie. Negatywne zjawisko to usuwanie lub przesadzanie drzew z terenu, na którym powstaje zwał. A powstaje on na Wietrzysku - lesie o powierzchni 26 hektarów, pierwszym pod względem wielkości w Łaziskach. W 1992 r. teren ten z drzewostanem buków został uznany za ekologicznie ważny. Znajdują się tam dwa pomniki przyrody. Dla mieszkańców Łazisk jest on dziedzictwem natury.

S
pójrzmy teraz w plany miasta na przyszłość. Pierwszym z nich jest plan lokowania odpadów pod ziemią w zrobach. Pustą przestrzeń powstającą po wybraniu węgla zasypuje się do połowy kamieniem. Ta technologia została opracowana w kopalni "Piast". Okazuje się, że pozwala ona na utylizację odpadów trzykrotnie tańszym kosztem, niż metody tradycyjne. Według opinii ekologów z naszego miasta kopalnia źle rozmieszcza finanse, a nowa technologia prowadzona jest na bardzo małą skalę.

W planach jest też budowa wału ochronnego oraz zazielenienie terenu wokół wysypiska komunalnego. A obecnie powoli zalesia się stare wysypisko w pobliżu Pomnika Ofiar Faszyzmu.

Wydział Architektury Politechniki Śląskiej zajmuje się opracowaniem planów przekształcenia miejsca wysypiska w teren rekreacyjny. Oprócz tego dowiedziałam się jeszcze, że Łaziska to miasto odpadów - dwutysięczną powierzchnię aż w 10% zajmują odpady przemysłowe. Bardzo serdecznie podziękowałam za rozmowę i z uśmiechem na ustach pomaszerowałam w kierunku najbardziej zasłużonej na rzecz ochrony środowiska Elektrowni "Łaziska". Jak dowiedziałam się jeszcze w Urzędzie Miejskim, instytuty naukowe, zajmujące się ochroną środowiska przygotowały ocenę oddziaływania elektrowni na powietrze, hałas, wodę, odpady, narażenie ludzi. Dodajmy tylko, że taką pracę przygotowały dwa zakłady łaziskie: elektrownia i huta, kopalnia takiej oceny nie zrobiła. Nie dziwię się wcale, że pan z działu ekologicznego KWK "Bolesław Śmiały" nie chciał udzielić mi żadnych informacji. Rzeczywiście, nie miał się czym chwalić.

N
o, ale wróćmy do naszej elektrowni. Strudzona docieram do budynku, w którym jest bardzo dużo pokoi. Wkrótce udaje mi się odnaleźć właściwy. Tym razem moją rozmówczynią jest pani Elżbieta Tchórz. Elektrownia stara się o to, aby jak najmniej zanieczyszczać nasze środowisko, które i tak jest już w złym stanie. Od 1992 r. wymienia się elektrofiltry na kotłach. Miejsca starych zajmują nowoczesne filtry workowe. Corocznie remontuje się urządzenia służące do odpopielania. W celu wyciszenia hałaśliwych urządzeń wytłumiono wentylatory podmuchu i zmieniono instalację przesypową popiołu. Elektrownia zbudowała dwie oczyszczalnie ścieków przemysłowych, a wodę odprowadza się do Gostynki. Zakład posiada również dwa składowiska odpadów, które są zazieleniane i zraszane, co uniemożliwia wydobywanie się pyłu i gazu. To już wszystko, czego zdołałam dowiedzieć się o elektrowni. Nie jest tego zbyt wiele, ale wystarczająco dużo, aby zaspokoić moją ciekawość.

Nie sądziłam, że moja wycieczka może być aż tak męcząca. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu. Co udaje mi się - nie ukrywajmy - z niemałym wysiłkiem. Spoglądam jeszcze w kierunku "Małpiego Gaju" - niewielkiego lasku, znajdującego się w pobliżu osiedla - i wchodzę po schodach mojego bloku. W Urzędzie Miasta zapewniono mnie, że ten lasek - dziś niezbyt zadbany - ma się zamienić w przyjemne miejsce spotkań mieszkańców osiedla Kościuszki. A dla tych mniejszych ma tu powstać plac zabaw. Czy to prawda, przekonamy się już niebawem. A dziś? Nie pozostało nam nic innego, tylko marzenia. Czasem sama marzę, że wszystkie olbrzymie zakłady zapadną się pod ziemię. A na ich miejscu wyrosną piękne, zielone lasy.

Katarzyna Ciwiś
uczennica VIII klasy SP 4 w Łaziskach Górnych


ŚCIEPY

Nie wiem, czy to po tekście w ubiegłorocznych ZB, czy z własnej inicjatywy dyrekcja Parku Chorzowskiego nie tylko postawiła znaki informacyjne "Uwaga! Płazy!", ale i posłała w to miejsce dwóch ludzi, którzy co rano i co wieczór przenoszą żaby przez drogę, na której grozi im śmierć i wrzucają do wody. No, no...
E
Jeden z działaczy sejmiku samorządowego woj. katowickiego opublikował w miejscowym dodatku "Wyborczej" list do rządu, gdzie domaga się walki z zanieczyszczeniami, które szkodzą i doinwestowania transportu na Śląsku, a konkretnie budowy... autostrady (!!!), która problemy komunikacyjne Śląska rozwiąże. Widać niektórym zanieczyszczenia bardziej szkodzą.

E
A tak w ogóle, to jest wiosna i zanim przyjdzie lato i bujną zielenią zasłoni litościwie brud, śmiecie i niechlujstwo, to wygląda to wszystko strasznie i to nie tylko na Śląsku. Pytam tylko, gdzie policja, straż miejska i jakże "obywatelskie" społeczeństwo. Dobranoc Państwu!

Bogdan Pliszka


CREDO

Jakie jest Twoje credo życiowe? - zapytałem znanego popularyzatora kultury ludowej, Józefa Brodę, artystę z Trójwsi (Istebna, Koniaków, Jaworzynka w Beskidach), który udzielił ostatnio wywiadu dla "Dzikiego Życia".

-- Mam świadomość przemijania, ale także chwili, w której jest radość zauważenia śpiewającego ptaka czy wschodzącej panoramy górskiej. W Lublinie zachwycam się starówką, łowiąc nowe kolory. Radość przynosi bycie z najbliższymi, z rodziną. Ważne jest zaistnienie tu i teraz. To ciągły trening podłączenia się do bardzo zmiennego świata. Nie tylko samochód, video, gdyż życie jest o wiele bogatsze. Wznoszenie płotu przynosi radość. Praca we dwoje, z żoną, już sama w sobie jest radością. Współżycie wewnątrz rodziny. Budujemy co dnia kobierzec wspólnotowego życia. Wrażliwość jest bogactwem. Potencjalnie każdy to może mieć. Kupa gnoju może pewnego dnia zamienić się w kwitnący ogród.

Czytałem kiedyś o takim Japończyku, który cały był sparaliżowany i mógł ruszać tylko głową. Trzy miesiące przygotowywał się do samobójczej śmierci. Pewnego dnia zauważył w oknie śpiewającego ptaszka. To był punkt zwrotny i początek odkrywania sensu życia.

(O'shea)


VIVA MAO
albo
ODSZCZURZANIE

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie kolejna akcja niepokonanej w swej pomysłowości Rady Miejskiej w Katowicach. Pojawiły się bowiem na mieście ogłoszenia o kolejnej akcji odszczurzania. Hmm... nie jestem biologiem, ale wiem - choćby z mediów - co nieco o zachowaniach szczurów. Zwierzę to, mianowicie, wredne, acz inteligentne, nie rzuca się łapczywie na każdy rzucany mu ochłap.



(Nb. widziałem już nasączony trucizną suchy, nadpleśniały chleb.) Ba, nie pożera na oślep nawet co lepszych kąsków. Stado "typuje" jednego "kamikadze", który sprawdza jakość pokarmu, a potem, jeśli "ochotnik" przeżyje, do żarcia bierze się resztą. Piszę, zresztą. rzeczy oczywiste, acz, jak widać, nie dla wszystkich. Wracając do akcji odszczurzania, to spośród - jak sądzę - paru milionów gryzoni żyjących w piwnicach, kanałach, norach, gospodarstwach Katowic, wybije się może kilka tysięcy, często chorych, słabych lub starych osobników.

Równocześnie w naszym kraju rusza wielka akcja walki ze wścieklizną. Media np. podają, że wszystkie swobodnie biegające zwierzęta domowe będą likwidowane. Tak zupełnie przy okazji wraca do łask zawód, a raczej profesja - rakarza. Już sam pomysł likwidacji swobodnie biegających zwierząt domowych jest, oględnie mówiąc, z innej epoki i przypomina peerelowskie akcje przeciwko bumelanctwu i niebieskim ptakom. Co gorsza, na wsi np. wszystkie koty domowe biegają luzem, co obecnie może oznaczać dla nich wyrok śmierci.

No, ale co ma wspólnego odszczurzanie i walka ze wścieklizną? Ano, ma. Choćby to, że znane już są szczepionki przeciwwścieklicze, podawane w pokarmie i zamiast wyrzucać pieniądze (publiczne!) na trutkę przeciw szczurom można by je wydać na szczepionkę. To po pierwsze. Po drugie: można, oczywiście, wytłuc wszystkie biegające swobodnie psy i koty, tak na wsi, jak i w mieście, mam jednak nadzieję, że gryzonie, które bez wątpienia wykorzystają brak naturalnych wrogów i spowodują kolejną już "plagę", będą łapane przez rajców miejskich czy gminnych i to z burmistrzami, wójtami i prezydentami na czele.

A co wspólnego ma w tym przewodniczący Mao? Otóż, ów mędrzec dowiedziawszy się, że wróble wyżerają w ChRL ok. 4% zbóż - kazał je wybić. Wszystkie. Dzielny lud chiński ochoczo zabrał się do roboty i wróble wybił. Prawie wszystkie. Rok później rozochocone bezkarnością robactwo (przepraszam entomologów za ten zwrot) wyżarło coś pięć razy tyle plonów. A potem jeszcze każdy Chińczyk miał w domu dymarkę. Ale to już zupełnie inna historia...

Bogdan Pliszka


BERY ŚLONSKIEGO CHACHARA...

No ja, dawno żech już nie pisoł po naszymu, ino durś po polsku, a po polsku. A tukej jest co pisać, pieronie, jest co...
Tak na tyn przikład godajom w telewizorze, co bedom we Warszawie budować oczyszczalnie ścieków, bo to niby stolica, a oczyszczalni nie mo. To wom tak zarozki tu padom, że u nos na Ślonsku tako oczyszczalnio tyż budujom. W tym roku bydzie szesnaście lot, jak jom zaczeni budować. Terozki już byda po waszymu, bo mi zarozki Redakcjo napisze, że nie majom dolmeczera, kiery by to na polski przełożył.

A o naszej oczyszczalni jest co pisać. Ba, myślę nawet, że ja nie znam tak dobrze tej legendy, jak pracownicy "Budostalu 3" z Nowej Huty. Ograniczmy się jednak do suchych faktów, bo i tych przez 16 (słownie: szesnaście) lat budowy trochę się nazbierało. Najpierw przez rok wykopywano słupki pod ogrodzenie budowy, potem przez kolejny rok ogrodzenie to zakładano. Tzn. w dzień zakładano, bo w nocy już zdejmowano. Dodam od razu, że robili to ci sami ludzie. Nie wiem, ile osób pobudowało domy z materiałów przeznaczonych na oczyszczalnię, ale wiem, że jeden z kierowników zbudował aż dwa, magazynier - jeden i jeszcze sąsiadujący z budową kościół. Oczyszczalni o powierzchni ~ 3 ha pilnował jeden stróż (czasowo np. ja), bo na to akurat pieniędzy nie było. Nadzór nad pracami był po prostu żaden. Co gorsza, mimo iż inwestycja ma się ku końcowi, to "zrobiła się" przestarzała i za grube pieniądze należałoby ją od razu modernizować. Za pieniądze, których - dodajmy - od razu nie ma, choć nie wątpię, że na warszawską oczyszczalnię się znajdą. Tak jak znajdą się na odpylacze dla Siekierek, ale już nie dla elektrociepłowni śląskich, znajdą się na metro, ale już nie na Kolejowy Ruch Regionalny w GOP-ie. Co gorsza, dzięki p. Krzaklewskiemu, który podpisał ekskrement, nazywany szumnie Programem dla woj. katowickiego, stolica będzie mieć nie tylko czyste sumienie, ale i argument wobec innych dzielnic: Hanysy zabrali!
I terozki zaś przejda na naszo mowa. Bo z tego, co żech tu napisoł, to se niektórzy wydumajom, że jo to może nie tylko stolycy, ale i cołkij Polski nie lubia. A jo Polska lubia i nie pisza tego po to, coby zarozki potym dodać, no ja, bo Niemcach, o, w Niemcach to ja tam je richtig gut. Jo ino nie chca, coby mnie w Polsce traktowali jak Indianera w Ameryce abo Aborygena w Australii. Abo jeszcze gorzyj. Nie chca, coby mi godali (a godajom), że Ślonsk to skansen, że nieboszczyk. Bo my tu nie som murzynami, co to zrobili swoje i mogom se iść. Nie momy kaj iść i nikaj iść nie chcemy.

Bogdan Pliszka





ZB nr 5(83)/96, maj '96

Początek strony