Strona główna 

ZB nr 7(85)/96, lipiec '96

KTO DORADZA PREMIEROWI?

Właściwie tytuł niniejszej notatki powinien brzmieć: "Kto NIE doradza premierowi?" Po kilku miesiącach od swego powołania na urząd, premier Cimoszewicz przedstawił skład 40-osobowego zespołu swoich doradców ("Polityka" 24 z 15.06.96r.). Spójrzmy kogóż tu nie ma: 13 osób reprezentuje szeroko rozumiany biznes i ekonomię, 8 - politykę społeczną, 6 osób zajmuje się prawem, a 4 sprawami międzynarodowymi, 2 patologią społeczną, 2 osoby reprezentują samorząd terytorialny, 2 kulturę, 2 media i rynek książki i prasy, 1 osoba - rolnictwo (a jakby nie było jest to premier rządu tworzonego przez m.in. partię chłopską - czyżby eksperci PSL-u zupełnie wystarczali?). No i co? Kogo brakuje? Tak, tak zgadliście - nie ma ani jednego człowieka, który zajmowałby się ochroną środowiska czy tzw. ekologią.

Mamy do wyboru następujące możliwości - albo takich ludzi w naszym kraju nie ma (uderzyłem w stół, odezwą się nożyce?), albo pan premier Cimoszewicz uznał, że w tej akurat dziedzinie orientuje się na tyle, iż żadne doradztwo nie jest mu potrzebne, albo też, co wydaje mi się najbardziej prawdopodobne, sprawy ochrony środowiska dla tego rządu i premiera nie są akurat najważniejsze (delikatnego użyłem określenia, nieprawdaż?).

Ktoś może zarzucić, że tak naprawdę skład grupy doradców o niczym nie świadczy, że obecność (lub nieobecność) wśród doradców osób o danej specjalności wcale nie musi mieć jakiegokolwiek przełożenia na decyzje i działania podejmowane przez premiera, a poza tym są przecież fachowcy w URM-ie i Ministerstwie OŚZNiL. To prawda. Jestem daleki od tego by widzieć skład zespołu doradców premiera dobierany, jak to dawniej bywało, według ściśle określonego klucza - wszystkiego po trochu a na okrasę kobieta, ktoś z prowincji, młodzieżowiec, chłop i robotnik. Absolutnie nie! Uważam jednak, że skład tego zespołu najdobitniej świadczy o priorytetach premiera, o jego hierarchii zainteresowań i dostrzeganiu tych dziedzin, w których należy teraz (i nie tylko!) podejmować ważne i przemyślane decyzje - a czy ktoś może zaprzeczyć, że za taką należy uznać ochronę środowiska?
Bardzo podoba mi się określenie użyte w artykule zamieszczonym w cytowanej przeze mnie "Polityce" - zespół doradców został tam nazwany "zastępczym uchem premiera" - to chyba najlepiej ilustruje znaczenie i wagę charakteru tej grupy i jej składu. Z przykrością stwierdzam, iż premier Cimoszewicz może mieć w przyszłości kłopoty ze słuchem.

Aleksander Fober


OBSZARY EKOLOGICZNEGO ZAGROŻENIA
- NIECO OPTYMISTYCZNIEJ

Praktycznie w każdym opracowaniu dotyczącym stanu środowiska naturalnego Polski można znaleźć informacje o istniejących 27 obszarach zagrożenia ekologicznego. Termin ten, mimo iż nie ma żadnego znaczenia pod względem prawnym, jest powszechnie używany i oznacza obszar, na którym "nastąpiło całkowite załamanie równowagi przyrodniczej", co skutkuje m.in. "nasileniem się zagrożeń dla zdrowia i zachorowań na choroby uwarunkowane stanem środowiska". Obszary zagrożenia ekologicznego, określane często jako obszary klęski ekologicznej, obejmują ok.11% powierzchni kraju i zamieszkiwane są przez ok.35% Polaków.

W latach 1994-95 PIOŚ przeprowadził weryfikację obszarów ekologicznego zagrożenia, opierając się na wskaźnikach imisyjnych (o.e.z. wyznaczono na podstawie wskaźników emisyjnych) i oceniając nie całe regiony ale poszczególne gminy.

Wyróżniono 4 grupy, do których zaklasyfikowano 2444 gminy:
Grupa A - należą tu gminy, na których praktycznie nie występują zagrożenia lub mają one jedynie charakter punktowy i dotychczas nie było potrzeb prowadzenia szczegółowych badań; do tej grupy zaklasyfikowano 1248 gmin (ok.51%);
Grupa B - mimo, że na terenie gmin stwierdzono występowanie oddziaływań antropogenicznych, to nie mają one charakteru ponadnormatywnego ani nie są uciążliwe dla środowiska; w tej grupie znalazł się 752 gminy (ok.31%);
Grupa C - stwierdza się występowanie ponadnormatywnych zanieczyszczeń i uciążliwości dla środowiska, jednak z uwagi na brak szczegółowych badań nie można określić ich zasięgu i natężenia; taka sytuacja występuje na terenie 362 gmin (ok.15%);
Grupa D - występujące na terenie gmin ponadnormatywne zanieczyszczenia i uciążliwości dla środowiska mają znaczny zasięg i natężenia, są dokładnie rozpoznane i ocenione; w tej grupie występują 82 gminy (ok.3%).

Klasyfikacja ta jest nieco bardziej skomplikowana, wyróżnia się jeszcze w grupie C i D cztery kategorie - pomińmy jednak szczegóły. W sumie stwierdzono generalną poprawę sytuacji - obecnie tylko 114 gmin należy uznać za zagrożone ekologicznie - wcześniej na obszarach ekologicznego zagrożenia znajdowało się ponad 300 gmin. Na czele tej mało chlubnej listy znalazł się Bytom, tuż za nim Kędzierzyn Koźle, a zaraz potem Katowice. Najgorzej w klasyfikacji wypadło woj. katowickie, czego należało się zresztą spodziewać: 61 gmin znajduje się w grupie C, 30 w grupie D, żadnej gminy nie zaklasyfikowano do grupy A i B. Odwrotna sytuacja (ostatni będą jednak pierwszymi) występuje w woj. siedleckim i olsztyńskim, gdzie wszystkie gminy znalazły się w grupie A (odpowiednio 74 i 58 gmin). Niewiele gorzej w tym rankingu wypadają woj. bielskopodlaskie, elbląskie, łomżyńskie, ostrołęckie, przemyskie, suwalskie, zamojskie, pilskie i radomskie - wszystkie gminy w grupie A i B. Taką analizę tej "czarnej listy" można by ciągnąć w jeszcze długo, dlatego zainteresowanych odsyłam do "Ekoprofitu" 2 (wiosna) z 1996r. oraz "Ekofinansów" 1 z br. (więcej o tych czasopismach - ZB 2/96). Przypuszczam, że najwięcej informacji będzie można uzyskać w wojewódzkich inspektoratach ochrony środowiska, zakładając, że nie są to informacje typu "tajne/poufne".

Chciałbym jednak w tym miejscu podzielić się kilkoma refleksjami. Z jednej strony to dobrze, że ktoś wreszcie postanowił wykorzystać dane z różnorodnych badań i prowadzonego monitoringu środowiska i przedstawić wyniki w formie przejrzystej i zrozumiałej dla każdego - wszelkie rankingi i listy "naj..." są przecież w modzie. Z drugiej strony - pytałem kilka osób pracujących w gminnych urzędach w regionie cieszyńskim - na temat tej klasyfikacji nie wiedzą nic lub, podobnie jak ja, znają ją tylko z informacji prasowych. Po co więc stworzono klasyfikację, o której jak na razie nie wiedzą najbardziej zainteresowani - mieszkańcy i władze poszczególnych gmin?
Zwracam także uwagę, że podobnie jak termin "obszary ekologicznego zagrożenia" również klasyfikacja zaproponowana przez PIOŚ zdaje się nie mieć żadnego umocowania prawnego i niewiele z niej wynika w praktyce. Klasyfikacja ta jest na tyle ogólna, że trudno będzie na jej podstawie formułować jakieś konkretne wnioski i zalecenia np. w zakresie użytkowania i zagospodarowania terenów poszczególnych gmin. Wyniki klasyfikacji mogą więc być jedynie przydatne do, jak się to bardzo ogólnikowo określa, "formułowania ogólnych zasad polityki w zakresie gospodarowania zasobami środowiska".

Zdaje się, że otrzymujemy materiał, z którym nie zbyt wiemy co dalej robić, jak wykorzystać go i przełożyć na konkretne decyzje i działania. Wydaje mi się, że taka klasyfikacja byłaby przydatna gdyby istniał program pomocy dla gmin zagrożonych ekologicznie, podobnie jak istnieje np. program pomocy dla gmin zagrożonych strukturalnym bezrobociem. Można także sobie wyobrazić stworzony system preferencji i ułatwień dla zagrożonych gmin np. przy pozyskiwaniu kredytów i dotacji na inwestycje proekologiczne. Co zrobić teraz z gminami, które w klasyfikacji tej wypadły źle a wiadomo, że na ich terenie brak istotnych źródeł zanieczyszczeń - taka sytuacja dotyczy np. 10 gmin w woj. zielonogórskim, gdzie zanieczyszczenia mają charakter zewnętrzny, "napływowy". Te gminy nie mogą liczyć na taką formę rekompensaty, jaką są choćby dochody gminnego funduszu ochrony środowiska. Czy znając ich sytuację można je zostawić same sobie?
Pytań i wątpliwości jest wiele. Miejmy nadzieję, że cała klasyfikacja gmin pod kątem zagrożenia środowiska nie skończy się tylko wnioskami o konieczności aktualizacji oceny co 5 lat i prowadzeniu dalszych, szczegółowych badań.

Aleksander Fober




ZB nr 7(85)/96, lipiec '96

Początek strony