Strona główna 

ZB nr 7(85)/96, lipiec '96

PAPIER

"Przegląd Papierniczy" to organ Stowarzyszenia Papierników Polskich, wydawany przez Wydawnictwo Czasopism i Książek Technicznych SIGMA NOT. Przeczytałem tylko trzy numery, ale w każdym znalazłem kilka ciekawych artykułów bardzo różnie rozumiejących zieloną (a najczęściej chloropochodną) stronę tego raczej białego biznesu. Myślę, że warto je polecić ekologom. Lobby papiernicze wciąż narzeka na brak surowca drzewnego (myślę, że zawsze będzie narzekało - przecież drzewo to dla nich jest biznes, czyli pieniądze). Warto chyba wiedzieć, co w papierze piszczy. A nóż zapiszczy ekologicznie. Poniżej wyjątki z dwóch artykułów z 4 numeru z ubiegłego roku.

PAPIERNICY RAZEM Z NAMI CZYLI M.IN. O NIEDOINFORMOWANYCH EKOLOGACH...

W 4/1995 numerze Przeglądu Papierniczego ukazał się m.in. wywiad z prezesem International Paper Kwidzyn S.A., p. Bronisławem Woźniczko. Oto fragmenty, które myślę, że nie będą wymagały komentarza:
Redakcja: Coraz częściej mówi się o zaletach ekologicznych mas bielonych całkowicie bez użycia chloru i jego związków - w połowie ubiegłego roku wg danych z Pulp & Paper już ponad 55 celulozowni na świecie produkowało metodą TCF. Co na to Kwidzyn?
Prezes: Jak dotąd, prowadzimy próby, które mają ograniczyć zużycie elementarnego chloru. Myślę jednak, że zarówno koszt przedsięwzięcia oraz coraz częściej głoszony pogląd o niewielkim udziale pochodnych chloroorganicznych, pochodzących z produkcji w zakładach celulozowo-papierniczych, nie stawiają tego problemu w rzędzie najistotniejszych.

Z tego samego powodu, w ciągu najbliższych lat nie przewidujemy rozszerzenia użycia nadtlenku wodoru, stosowanego teraz do odbarwiania makulatury.

R: Na naszym krajowym rynku producentów papierów do druku i gazetowego Kwidzyn odgrywa niekwestionowaną, wiodącą rolę. Podobnie jest w zakresie bielonej masy celulozowej: największy przyrost produkcji, największe zużycie surowców. Jak w sytuacji niedoboru drewna radzi sobie silny kombinat?
Prezes: Tak jak wszyscy - wyhamowuje produkcję. Sytuacja z końca ubiegłego roku (1994 - przyp. mój) - niedobór (300 tys. m3) papierówki, a w rezultacie brak papieru na rynku krajowym i wzrost jego ceny - można było przewidzieć, niestety, nie udało się jej w porę przeciwdziałać. Przeszkodą jest niezrozumiała dla nas, papierników, polityka Lasów Państwowych i - śmiem twierdzić - niedoinformowanego, a głośnego lobby ekologicznego.

Uważam, że powszechne opinie o wyniszczaniu polskich lasów dziś, 50 lat po wojnie, mijają się z prawdą. W 1952 r. bilans masy drzewnej w lasach polskich szacowano na około 600 mln m3, w 1992 r. ilość ta podwoiła się do 1,2 mld m3. Ocenia się, że w ciągu roku przyrost masy drzewnej w lasach polskich wynosi obecnie ok. 36 mln m3, a pozyskuje się niewiele ponad 18 mln m3, licząc łącznie z cięciami sanitarnymi (50% rocznego przyrostu). Dla porównania w Szwecji pozyskuje się 71%, w Niemczech - 65%. Trudno zrozumieć tak niski limit, skoro w papierniach zużywamy również drewno niepełnowartościowe, z wyrębów prowadzonych w lasach ze względów sanitarnych. Jednocześnie, zasłaniając się przepisami fitosanitarnymi blokuje się import drewna zza granicy wschodniej, utrzymując przepisy ograniczające przewóz papierówki przez granicę do 6 miesięcy w roku - początek węzła gordyjskiego i bezładu decyzyjnego, problem, którego rozwiązania nikt nie chce się podjąć ani nawet poważnie o nim mówić. (...) Proszę odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w Polsce na celulozę i papier przerabia się jedynie 20% drewna? Dla porównania w Szwecji wskaźnik wynosi około 50%. Działania papierników nie są sprzeczne z poczynaniami ekologów. Jednym i drugim zależy na dobrej kondycji lasów. To przecież nasz bardzo duży kapitał narodowy. W Szwecji z 1 ha lasu rocznie uzyskuje się 4 m3 drewna, u nas - 1,8 m3 i cieszymy się, że na Białorusi uzysk wynosi 0,9 m3. (...) W dalszym ciągu uważam, że przyczyny decyzji uszczelnienia granic dla importu papierówki, także argumenty stojące za przepisami ograniczającymi wyrąb lasów muszą być wyjaśnione, nie tylko nam, lecz również społeczeństwu. Polska musi być europejskim krajem rozwojowym dla wszystkich gałęzi produkcji. Wierzę, że uda się pomyślnie wyjaśnić nieporozumienie z Lasami Państwowymi i Ministerstwem Ochrony Środowiska. Zużywając w ub. roku około 1,7 mln m3 drewna i mając w planie dalsze zwiększenie ilości papierów musimy zapewnić stabilne dostawy surowca. Znamy bowiem już skutki ostatniego zawirowania.

... I JESZCZE SłOWKO O MAKULATURZE

Jakże w innym tonie jest artykuł p. Krystyny Szadowiak i Ireneusza Woźniczko z Instytutu Celulozowo-Papierniczego z Łodzi, zamieszczony w tym samym numerze Przeglądu Papierniczego kilkanaście stron dalej. Na początku autorzy stwierdzają, że przerób makulatury w naszym kraju w najbliższych latach prawdopodobnie wzrośnie. W 1994 roku zużycie makulatury przez zakłady papiernicze wyniosło ok. 492 tys. ton (zakładano, że będzie jej 500 tys. ton). W stosunku do wielkości produkcji papierów i tektur w roku 1994 zużycie makulatury wyniosło ok. 37%. Wg autorów trudno przewidzieć zużycie makulatury do roku 2000. Wiadomo jednak, że:
Jak się szacuje, w roku 2000 przemysł papierniczy w Polsce wyprodukuje ok. 1,96 mln ton papierów i tektur, co daje ponad 51% przyrostu w stosunku do 1994 roku. Zużycie makulatury w tym czasie ma wzrosnąć do ok. 1,02 mln ton., co daje przyrost w stosunku do 1994 roku o ok. 107%. Procentowy wskaźnik zużycia makulatury w stosunku do produkcji papieru i tektury ma wynieść 52% (w 1994 - 37%). Jak podkreślają autorzy artykułu, szacunki te są bardzo prawdopodobne, gdyż oparte o dane z ostatnich kilku lat, opracowane przez przedsiębiorstwa zajmujące się przerabianiem makulatury, dla których jest to po prostu interes. Jednak techniczno-technologiczne przygotowanie musi iść w parze z modyfikacją sposobu pozysku makulatury. Służyć miał temu "program makulaturowy", który do tej pory grzęźnie w biurkach opiniujących urzędników. Ważny jest także postęp w technologii odbarwiania i przerobu makulatury. Bez niego dalsze zwiększenie ilości przerabianej makulatury jest mniej realne. Nie mniej, jak widać, gra jest warta świeczki i można na tym jeszcze zarobić. A oto m.in. chodzi.

wyszukał i przeczytał Grzegorz "janek" Jankowski
* Dekutowskiego 7/42
23-210 Kraśnik

4 Rozmowa z prezesem IP Kwidzyn, p. Bronisławem Woźniczko, "Przegląd Papierniczy", kwiecień 1995, "International Paper Kwidzyn" S.A s. 189-193.

4 Ireneusz Woźniczko, Krystyna Szadowiak, Wielki skok w makulaturze, "Przegląd Papierniczy", kwiecień 1995, s. 208-209
"Przegląd Papierniczy". Pl. Komuny Paryskiej 5A, 90-007 Łódź, , 211, tel./fax: 33-54-23.


KREDA KONTRA FLAMASTER

W ostatnich czasach w wielu placówkach edukacyjnych i naukowych stare, poczciwe czarne lub zielone tablice zaczęły być wypierane przez eleganckie tablice koloru białego. Nie było by w tym nic zastanawiającego - ot, kolejna zmiana koloru, a do zmian dawno już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Istnieje jednak pewien mały problem: biała (ani żadna inna) kreda na nic się tutaj nie przyda. Dlatego też ktoś poszedł po rozum do głowy i wymyślił, że na takich tablicach można by było pisać różnokolorowymi flamastrami. I wszystko jest pięknie: flamaster jest znacznie wygodniejszy od kredy, nie brudzi palców, cienko pisze i w dodatku przestał istnieć problem małej liczby kolorów. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy flamaster się wypisze i nie dotyczy on bynajmniej wielkiej niewiadomej, kiedy to nastąpi. Wiadomo, że jak każde opakowanie jednorazowego użytku, prędzej czy później powiększy kolejne wysypisko śmieci. Może z niego mógłby być surowiec wtórny, ale w obecnych polskich realiach nawet z bardziej wdzięcznymi opakowaniami, takimi jak słoiki czy puszki, typowa polska rodzina ma poważny problem, który najczęściej zostaje rozwiązany w najbliższym pojemniku na śmieci.

No i w tym momencie znowu dolewamy oliwy do ognia, który wspólnie próbujemy ugasić. Ja oczywiście nie zamierzam tu krytykować rozwoju środków piśmienniczych, gdyż jak każda inna dziedzina nauki czy techniki nie powinna ona pozostawać w zacofaniu, lecz być rozwijana (w końcu chyba nikt by nie chciał, aby w obecnych czasach nadal pisano na tabliczkach glinianych czy woskowych). Rozwój ten jednak nie powinien być okupiony kolejnymi górami śmieci, testami na zwierzętach czy tysiącami ton różnych związków chemicznych emitowanych do atmosfery czy wylewanych do wody. Przez społeczeństwo ekolodzy są najczęściej postrzegani jako fanatycy, którzy pragnęliby powrotu do czasów, kiedy to człowiek mieszkał w jaskiniach, ogrzewał się ciepłem ogniska i nie miał problemów z ochroną środowiska. Myślę, że swoją postawą i działaniami powinniśmy to widzenie korygować i przekonać społeczeństwo, że tak naprawdę przyrody nie odziedziczyliśmy po rodzicach, lecz pożyczyliśmy od naszych dzieci. Nie chodzi o to, aby trwać w zacofaniu, gdyż rozwój jest naturalnym elementem ludzkiej egzystencji, ale ten sam rozwój powinien się również przyczyniać do poprawy stanu środowiska naturalnego, którego to jesteśmy niezaprzeczalnym składnikiem. No, ale za daleko odeszliśmy od naszych flamastrów.

Problem tkwi tu przede wszystkim w ich jednorazowości - myślę, że poprzez pewne modyfikacje w ich budowie udałoby się doprowadzić do tego, aby można je było ponownie napełnić. Może tu powstać kolejny problem - pojemniki, w których ten tusz byłby nabywany (najczęściej z tworzywa sztucznego). Jednak rozwiązanie tego i wielu podobnych problemów może być już znacznie prostsze, gdyż z technologicznego punktu widzenia odzysk tego typu opakowań może być już znacznie prostszy. Do tego celu niezbędna jest jednak dobrze zorganizowana sieć punktów skupu różnych surowców wtórnych z tworzywami sztucznymi włącznie, gdyż jak na razie parę fabryk w Polsce zdolnych je przetwarzać cierpi na brak surowca. Musi się to jednak ludziom opłacać, gdyż na dzień dzisiejszy mało jest takich, którym sumienie ekologiczne nie pozwala wyrzucić niepotrzebnej butelki czy biletu autobusowego do kosza na śmieci. Tutaj cała nadzieja tkwi w młodym pokoleniu, które za kilka lat opuści mury szkół podstawowych i rozpocznie edukację w szkołach średnich. Ci młodzi ludzie powinni mieć już tą świadomość, że nie jest moralne wyrzucanie cennych surowców na śmietnik - takie wychowanie na prawdę nie jest tak trudne, jak to sobie niektórzy wychowawcy wyobrażają. Jednak póki co należałoby się zastanowić, czy części pieniędzy przeznaczonych na rozwój technik składowania odpadów nie należałoby przeznaczyć na dofinansowanie programu daleko posuniętej segregacji i przeróbki odpadów. Może w pierwszym okresie wymagałby on pewnych nakładów finansowych, lecz do wielu inwestycji trzeba na początku dołożyć, aby można później czerpać z nich zysk. Ktoś w tym miejscu mógłby stwierdzić: przecież ja nic nowego w tym momencie nie napisałem (no - może z wyjątkiem flamastrów). Owszem - to wszystko jest doskonale znane, ale póki nie będzie wyraźnych efektów, powinniśmy nasze apele ponawiać, gdyż ktoś byłby jeszcze skłonny pomyśleć, że problem nie istnieje. Pierwsze jaskółki już się pojawiają, ale jest to wciąż bardzo mało...

Dla chętnych do nawiązania ze mną kontaktu podaję swoje namiary. Proszę jednak w przypadku korzystania ze zwykłej poczty o dołączenie znaczka z kopertą zwrotną - rozwiązałoby to wiele problemów.

Paweł Grzegorz Angerman
* Jana Kazimierza 7-9/9
98-220 Zduńska Wola
tel. 0-43/23-49-78
pangerma@ict.pwr.wroc.pl


KOPERTY - ODZYSK TO ZA MAłO

Odzysk kopert na masową skalę to na pewno znakomity pomysł. Ale jeden Remik Okraska* może zaspokoić potrzeby najwyżej części zainteresowanych środowisk (bo to przecież nie tylko ekologiści). Proponuję więc publikację na łamach ZB opisu tej technologii (w tym opisu, jaki stan kopert umożliwia ich regenerację, kiedy zaś jest ona niemożliwa), tak, by mogło powstać więcej "firm" (a może i profesjonalna firma) tego rodzaju. Poza tym - Remik ma, jak rozumiem, dostęp do dużych ilości zużytych kopert, ale nie każdy będzie miał takie możliwości. Dobrym pomysłem byłoby zatem wysyłanie regenerowanych kopert w zamian za dostawę zużytych.

Ale sprawa kopert nie kończy się na tym. Są też inne sposoby radykalnej oszczędności papieru przy wysyłaniu korespondencji. Pierwszy z nich to listowniki. Jest to forma papeterii tak wykrojonej, by na powierzchni wewnętrznej można było pisać list, zaś zewnętrzna po odpowiednim (nader prostym) złożeniu stanowiła kopertę. Jeśli list nie zmieści się na stroniczce A-5 (mniej więcej format ZB), można włożyć do środka drugą kartkę albo i dwie. Albo fotografię. Na początku lat osiemdziesiątych ktoś w Polsce produkował takie listowniki, bo dostawałem listy w ten sposób pisane. Ponowne podjęcie produkcji i rozpropagowanie listowników (w tym ostatnim będzie już zainteresowany producent) przyniosłoby poważne oszczędności (co najmniej setki tysięcy kopert rocznie).

Druga, radykalna oszczędność wymaga wymuszenia na Poczcie Polskiej zmiany przepisów. Otóż do połowy lat siedemdziesiątych znaczną część korespondencji urzędowej (np. wezwania do sądów i urzędów) wysyłano bez kopert, a tylko sklejoną lub zszytą. Dotyczyło to zwłaszcza dokumentów wysyłanych za zwrotnym poświadczeniem odbioru. Później poczta zakazała wysyłania przesyłek bez kopert i zużycie tych ostatnich wzrosło w administracji i sądownictwie o miliony sztuk rocznie. Przywrócenie dawnej procedury przyniesie nie tylko oszczędność papieru, ale także robocizny w urzędach, więc powinny być one tym zainteresowane. Natomiast poczta, dla której oznacza to utrudnienie pracy (takiej korespondencji nie da się sortować automatycznie) będzie się przed tym bronić.

Trzecia oszczędność, którą także trzeba wymóc na poczcie, to dopuszczenie do obiegu mniejszych kopert. Wysyłanie wyciągów z kont bankowych (a to są już dziesiątki milionów przesyłek rocznie) o wymiarach 12 (6 cm w standardowych kopertach A-6 jest rażącym marnotrawstwem. Podobnie powinny pojawić się specjalne koperty do przesyłania dyskietek komputerowych (niekoniecznie z wkładem przeciwwstrząsowym - w obrocie krajowym nie jest to niezbędne).

Tadeusz Andrzej Olszański

*) ZB 2/96 s. 108.


KILKA UWAG O KONSUMERYZMIE

Piotr Kosibowicz
12
Kraków 42
/ +48 +12 155 974
kosi@p7.f10.n486.z2.fidonet.org




ZB nr 7(85)/96, lipiec '96

Początek strony