Strona główna 

ZB nr 7(85)/96, lipiec '96

CENTRUM AKCELERACJI INTERPOLARNEJ PRZEDSTAWIA ARTYKUŁ POD TYTUŁEM:


NIEPOJĘTA KWESTIA SKALI W KOSMOSIE

Co, twoim zdaniem, przedstawia poniższa fotografia? Zgodnie z opisem, gdzie została zamieszczona, czyli w piśmie AMERYKA z lata 1990 roku, poświęconym astronomii, jest to mgławica o nazwie "Koński Łeb" (wykryta i sfotografowana w Obserwatorium Hale'a w południowej Kalifornii).


Galaktyka "Koński łeb"
Przeglądałem kiedyś to pismo i gdy dotarłem do strony z tą fotografią, od razu ujrzałem na niej sylwetkę potężnego, barczystego mężczyzny, odwróconego do nas plecami, ze schyloną lekko głową, a nie koński łeb (kto w ogóle miał takie skojarzenie?...). I wtedy właśnie strzeliła mnie po raz pierwszy i w zarysie hipoteza, że to, co dostrzegamy jako gwiazdy i skupiska gwiazd, to w istocie cząstki elementarne jakichś niewyobrażalnie większych od nas istot bądź przedmiotów, których być może częścią składową sami jesteśmy. Dopiero z bardzo wielkiej odległości i przy pomocy bardzo czułych aparatów możemy dostrzec ich zarysy, zastygłe w ruchu. W bezruchu, gdyż ich niewielki ruch to dla nas epoki... Ich świat jest po prostu w innej, niepojętej dla nas skali i wydaje się nam statyczny. Tymczasem dla nich, według naszego pojęcia czasu, cały okres od powstania naszego wszechświata, poprzez dzień dzisiejszy, aż do jego prawdopodobnej zagłady, to tylko splunięcie na podłogę lub usmażenie jajecznicy na przykład. Taka jest to skala. I mało tego - ta historia ze skalą i proporcjami dotyczy również rzeczywistości w drugim kierunku. My sami i nasze otoczenie zbudowani jesteśmy z niewyobrażalnej ilości galaktyk i istnień we wszelkich formach.

Ta hipoteza, choć dla mnie przełomowa, pewnie by się zatarła i rozmyła, gdyby nie artykuł, w którym facet potwierdza to wszystko, na co sam wpadłem. Autorem jest Adam Hollanek, znany fantasta, poeta, filozof, redaktor kilku gazet, miłośnik psychotroniki. Artykuł pojawił się w FANTASTYCE z sierpnia 1995 roku.

Autor artykułu posługuje się jednak wyjątkami z książki pt.: Bóg i nauka innego autora, niejakiego Jeana Guittona. Porównania i analogie są tak jasne i obrazowe, że nie ma w co wątpić. Kosmos jest na zewnątrz, ale także i w nas. Bardzo obrazowe są chyba przykłady odległości między atomami... Gdy spojrzymy nocą w niebo, mamy to samo i możemy sobie uświadomić, że sami jesteśmy wewnątrz jakiegoś atomu.


Artykuł z "Maci Parjadka"
Na tym się jednak nie skończyło. Niedługo po przeglądzie FANTASTYKI ujrzałem zdumiony rzecz o tym samym problemie w gazecie MAĆ PARJADKA (nr 6-8/1995). Autorem jest Jacob (polski Indianin), który przytacza, co go naprowadziło na ten trop. Wyznaje także, że pomogły mu to ujrzeć halucynogeny. Ciekawe, co by było, gdyby przyroda nie wyprodukowała halucynogenów w naszym wszechświecie?... Osobną kwestią jest moment, w którym rodzą się inspiracje do budowy totemów i tworzenia symboli. Obserwując takowe spuścizny różnych kultur, możemy podejrzewać, że chyba ktoś już od dawna to wszystko dostrzegał. Nie istniała jedynie fizyka, taka nauka.

Pewnego dnia otrzymałem list, który skorygował kilka niuansów tego niebywałego zagadnienia. Otóż okazuje się, że pisarze science-fiction nie próżnowali i spłodzili już opowiadania o tym, że nasz wszechświat mieści się w odwłoku owada (który w swej skali jest całkiem normalnych rozmiarów) albo że jest to embrion w brzuchu jakiejś istoty. Spekulacji wszak tu można czynić wiele i w tym momencie staje się to sztuką, jeśli tego chcieć.

Niemniej odkąd to wszystko spostrzegłem, zacząłem zwracać większą uwagę na każdy szczegół wszelkich czynności dnia codziennego. Stałem się więc bardziej uważny. Działa to w obie strony: mogę zastanawiać się nad sensem każdej czynności w ogóle! Kolejna korzyść, jaką daje nam nasze niebywałe spostrzeżenie, także dotyczy zwykłej codzienności. Zaobserwujmy i zanalizujmy jedną czynność. Jest to bardzo przydatne. Nagle ktoś obdarzony przeciętną wrażliwością może wyraźnie zaobserwować, jak rodzi się współczucie. Bowiem często brak nam współczucia na co dzień i w ogóle trudno nam zrozumieć, czym ono jest. A tu proszę: gdy zdamy sobie sprawę, że jednym ruchem palca stwarzamy i niszczymy istnienia, jak one są od nas zależne i w jakiej ilości, to naprawdę możemy popaść w zadumę i niejedną łzę uronić (symbolicznie i choćby jednorazowo). Oczywiście nie da się nie oddychać i nie sikać, więc lepiej specjalnie nie próbujmy. Nawet w to wszystko możemy wierzyć tylko w 50%. Jeżeli ktoś nie ma naturalnej tendencji do przesady, to jest szansa, że nie wyląduje w zakładzie psychiatrycznym. Oczywiście najpiękniej byłoby nie odradzać się już w świecie materii...

Myślę, że cały ten złożony świat materii istnieje między innymi po to, by za pomocą galaktyk i atomów ukazać nam przede wszystkim nieskończoność. A także i złożoność form i skal. Świat materii jest strasznie skomplikowany. Prostota, niestety, jest poza materią. Najważniejsze jednak, że coś, co nie mieści nam się w głowach, czyli nieskończoność, istnieje naprawdę i w pewnym sensie możemy ją zobaczyć na własne oczy. I tak wiemy już, jak szybko mknie światło. To nas tylko napawa niepewnością, jak w obecnej chwili mogą wyglądać mgławice, skoro na nieboskłonie widzimy ich obraz sprzed milionów (!) lat naszej miary... Aktualny obraz jeszcze nie zdążył dolecieć. Taka jest to proporcja.

Kontynuując, możemy podejrzewać (albo, zdając się na pewną religię, przyjąć za pewnik), że istnieją też światy równoległe do naszego, ale w innych, zupełnie niewidzialnych dla nas wymiarach. Nie ujrzymy tego oczami. To już zupełna metafizyka i polecam zainteresowanym fachowe źródła, np. tybetańskie. Pragnę jednak zaznaczyć, że zająłem się tutaj tylko tą niepojętą stroną życia, którą zawsze można było zobaczyć, a tylko nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Najśmieszniejsze jest to, że astrofizycy wciąż chcą zbadać granice wszechświata i to w sposób racjonalny. Niektórzy, myślę, już coś jednak podejrzewają...

Galaktyki i atomy. Dzięki tej świadomości, że sprawa przedstawia się inaczej, niż uczyli nas w szkołach, nasz stosunek do życia może być w rzeczywistości naprawdę luźny. Prawdopodobnie zarazem możemy nauczyć się pokory: nie jesteśmy wcale jedynymi ani najważniejszymi istotami we wszechświecie. Owszem, w stosunku do mniejszych światów możemy czuć się bogami, ale czy warto to wykorzystywać? Oto bowiem bogowie więksi od nas nie dadzą nam popaść w przesadę.

W rozmowach z różnymi ludźmi okazuje się, że wiele osób już kiedyś także zastanawiało się nad tą kwestią skali. Prawdopodobnie każdy myślący człowiek miał w związku z tym choć raz w życiu jakieś przebłyski i był to ważny dla niego moment. Wydaje się jednak, że jest takich ludzi coraz więcej. Czy aby ludzkość jest bardziej dojrzała?


Artykuł z "Fantastyki"
Pozostaje tylko pytanie: czy o tym wszystkim wolno pisać? Bowiem tak naprawdę te wiadomości wchodzą już w zakres tak zwanej wiedzy tajemnej, czyli spostrzeżeń, które każdy zdobywa sam i pozostawia tylko dla siebie. Z tym, że ostatnio u nas, na Zachodzie, pisze się już książki o wszystkim, co było dotychczas strzeżone przez tysiące lat. Więc skoro zbiorowa świadomość ma mieć z tego jakieś korzyści, to dlaczego nie?...

Ładne zdanie z pewnej książki o kosmosie: Jesteśmy częścią Wszechświata, zawierającego wszystko, co tylko znamy.

To znaczy, że również te skale i proporcje sobie wymyśliliśmy?
Ale skoro zbiorowa świadomość ma mieć z tego jakieś korzyści, to chyba nie jest źle?

napisał dla państwa Marcelo




ZB nr 7(85)/96, lipiec '96

Początek strony