Strona główna |
Pomysł został zapożyczony z hutnictwa: palenisko ma podwójne ścianki, w wewnętrznej są otwory. Przez nie tłoczy powietrze umieszczony pod paleniskiem wiatraczek, zasilany silniczkiem elektrycznym. Do rozpalenia trzeba mieć trochę papieru (ja ponadto używam wypalonych w domu zapałek - w końcu to sporo dobrego drewna), a potem można wrzucać nawet dość mokre drewno, drobne kawałki, których pełno jest najdosłowniej wszędzie. Na dnie paleniska pozostaje drobny popiół, złożony wyłącznie z substancji niepalnych, ale też - w pełni naturalnych, nieszkodliwych dla środowiska. Baterie zasilające wiatraczek (R20) wystarczają na 5-6 godzin pracy (krajowe na mniej), ale potem dość długo nadają się jeszcze do latarki.
Kuchenkę tę wymyślił Jerzy Romańczuk chyba jeszcze pod koniec l. 70 i przez dłuższy czas produkował ją metodą chałupniczą na bazie zestawu menażek harcerskich "Druh". Mogli je nabyć właściwie tylko ludzie, w jakiś sposób związani ze Studenckim Kołem Przewodników Beskidzkich w Warszawie, a ogólna liczba wyprodukowanych kuchenek nie przekroczyła, jak sądzę, dwustu. Dziś jestem jednym z nielicznych, którzy wciąż ich używają - część kuchenek z czasem się zepsuła, właściciele innych przestali chodzić po górach. Konstruktor też, po latach szukania producenta, zamknął swój "warsztacik". A młode pokolenie turystów może tylko przyglądać się zabawnemu "kręciołkowi" starego repa.
A piszę o tym właśnie dlatego, że to przecież można zmienić. Chałupnicza produkcja takiej kuchenki nie przekracza, na ile się orientuję, możliwości średniego ślusarza (najtrudniejsze jest wycięcie wiatraczka), a ktoś, kto uruchomiłby małoseryjną produkcję, mógłby liczyć na sprzedaż jakichś stu sztuk rocznie, a może i znacznie więcej. Dość łatwo byłoby też skonstruować wersję przystosowaną do większych garów i dokona paru innych udoskonaleń. Jeśli ktoś zechce się za to zabrać, może liczyć na bardziej szczegółowe informacje.
I jeszcze jedno - konstrukcja ta jest opatentowana (UP WU 39617). Wprawdzie zastrzeżenie patentowe najprawdopodobniej już wygasło, ale ewentualny producent powinien to sprawdzić. Produkcja "chałupnicza" na własny użytek jest dopuszczalna - wynalazca sam zachęcał do niej na łamach "Gościńca" dwanaście lat temu.
Tadeusz Andrzej Olszański
Głównym zadaniem takiej instalacji jest zbieranie wody użytej do mycia rąk po załatwieniu potrzeby fizjologicznej (około litra za każdym razem). Wtedy to przez ok. dwie minuty rezerwuar jest prawie pusty (napełnia się powoli, aż pływak odetnie dopływ wody sieciowej), spływająca do niego woda z umywalki przyspieszy jego napełnianie, mieszając się z wodą wodociągową. Po napełnieniu zawór zamyka dopływ świeżej wody z wodociągu, a urządzenie przelewowe (jest w każdym rezerwuarze) odprowadzi nadmiar wody z umywalki do muszli klozetowej. W umywalce nie potrzebny (wręcz niewskazany)jest syfon. Kolejną zaletą jest brak konieczności bezpośredniego podłączania umywalki do kanalizacji. Przydatne jest to szczególnie, gdy montujemy umywalkę obok muszli, co często się zdarza.
Marek Zientak
Generalska 4/24
85-825 Bydgoszcz
tel. 0-52/726-897
Nasz Jogurt robię w następujący sposób. Kupuję 1 l mleka najchudszego oraz kubek takiegoż jogurtu naturalnego. Mleko podgrzewam, tak aby było gorące (prawdopodobnie ok. 50C, jeszcze nie mierzyłem). Dodaję 1/3 kubka jogurtu. Wszystko wlewam do litrowego słoika "twist" i wkładam do samodzielnie wykonanego (z resztek styropianu pokrytego folią aluminiową) termosu. Po ok. 6-8 godzinach fermentacji jogurt jest gotowy i może być następnie kilka dni przechowywany w lodówce, gdzie jeszcze nabiera mocy.
Nasz Jogurt! - doskonały rezultat za każdym razem!
KrzysztoŻółkiewski
Według niektórych socjologów także ...wojna w Bośni na ekranach telewizorów podważyła wiarę w zdolność jednostki do "ocalenia świata", na której opierał się dotąd "zielony konsumeryzm". Poza tym długotrwała recesja sprawiła, że Brytyjczycy po prostu nie mogą sobie pozwolić na droższe produkty.
Proponowanym rozwiązaniem jest wprowadzenie ostrzejszych rygorów etykietowania wyrobów "ekologicznych". Zapobiegłoby to nadużywaniu "ekologii" do celów komercyjnych, które zniechęciło wielu dotychczasowych entuzjastów "zielonych" zakupów.
Wzrosło za to zainteresowanie produktami zwierzęcymi (zwł. spożywczymi) z naturalnej, nie uprzemysłowionej, hodowli. Trend ten będzie zapewne dodatkowo wzmocniony niedawną paniką w kwestii choroby BSE, rozplenionej przez masową, przemysłową hodowlę.
Rafał Pankowski