Strona główna 

ZB nr 12(90)/96, grudzień '96


Szpital. Biało-popielate ściany, jaskrawe, białe światło. I ten charakterystyczny zapach. Szła korytarzem. Było pusto i cicho. Za kolejnymi zakrętami wciąż pojawiał się pusty korytarz. Czuła się coraz bardziej zmęczona. Wiedziała jednak, że musi iść, że tam gdzieś, na końcu korytarza czeka na nią coś lub ktoś. Sama nie wiedziała, kto to ma być i czego może od niej chcieć. Szła coraz wolniej. Czuła, jak coś strasznie przygniata ją do podłogi. Szła na ugiętych nogach. W pewnej chwili upadła i nie mogła się już podnieść. Nagle dookoła zaczęli zbierać się jacyś ludzie w białych fartuchach. Ostrożnie przenieśli ją na fotel, taki jakie są w gabinetach ginekologicznych. Patrzyła przerażona, co będą z nią robić. Nagle uświadomiła sobie, że jest w ciąży.

W dość zaawansowanej ciąży. Ale to przecież niemożliwe. Czas nie płynie aż tak szybko.

Nagle otworzyła oczy. Sypialnia tonęła w mroku. Wokół panowała cisza.

Nie nastąpiło jednak to, co zwykle dzieje się po przebudzeniu z koszmarnego snu. Nie odczuła ulgi. Koszmar trwał nadal. Na jawie.


Już trzeci dzień próbowała znaleźć jakiś namiar. Numer telefonu, adres, cokolwiek. Bezskutecznie. Miała wrażenie, że wszyscy się zmówili, jak w jakimś koszmarze. Gdziekolwiek zadzwoniła, okazywało się, że on albo już tam nie mieszka, albo już tam nie pracuje. Dopiero czwartego dnia udało jej się z nim porozmawiać. Była tym tak zaskoczona, że w pierwszej chwili zapomniała o całym zdenerwowaniu, zapomniała zresztą w jakiej sprawie dzwoni. Dopiero po kilkunastu sekundach uświadomiła sobie całą sytuację. Ogarną ją paraliżujący strach.

On wyczuł, że coś jest nie tak.

Kiedy mu powiedziała w czym problem, chyba się zdenerwował. Nie mogła sobie przypomnieć jego reakcji. Wszystko stało się tak szybko, że jej mózg nie zdążył zarejestrować niczego. Nagle uświadomiła sobie, że siedzi nad aparatem telefonicznym i wpatruje się w tarczę jak zahipnotyzowana. Dopiero po dłuższej chwili w jej pamięci pojawiały się powoli poszczególne fragmenty rozmowy. Szybko wzięła ołówek i zaczęła notować. Bała się, że już za sekundę wszystko zapomni. Data, godzina, miejsce. Odłożyła notatki i zapatrzyła się w okno.


Krajobraz zmieniał się szybko, ale bardzo płynnie. Zawsze lubiła oglądać, co działo się za oknami pociągu. Ale dzisiejszy dzień nie sprzyjał temu zupełnie. Był to jeden z tych dni, kiedy nie wiadomo co myśleć, co robić, kiedy nawet w przybliżeniu nie da się przewidzieć, co się wydarzy. Już sama pogoda zbijała z tropu. Był piękny, słoneczny dzień, a mimo to padał deszcz. Jechała na umówione spotkanie i była tak przerażona, że aż ją to złościło, ale zupełnie nie potrafiła sobie z tym poradzić. Najbardziej męcząca była samotność, która nie opuszczała jej już od kilku tygodni.

Od ostatniego spotkania z Nim.


Noc była wyjątkowo ciepła jak na sierpień. A do tego ta wspaniała atmosfera wolności, młodości. Aż chciało się być tak szalenie lekkomyślnym.

Już tak dawno nikt jej nie przytulał, nie prawił tylu komplementów. I to w ten szczególny sposób. Wiedziała, że połowa z nich to bzdury wymyślane na potrzebę chwili, ale akurat miała to gdzieś. Miała ochotę tego słuchać. Przy nim czuła się tak inaczej. Chciała zachowywać się jak szczeniak, całkiem niestosownie. Przy nim czuła, że wszystko wypada. Uwielbiała to. Pojechali do niej i było tak jak jeszcze nigdy...
A jednak nie. To pewnie złośliwość losu. Nie można mieć wszystkiego. Zawsze musi być to coś, co nie pozwoli w pełni cieszyć się... czymkolwiek.


Była noc. I znowu siedziała w dusznym pociągu. Nie było tak źle, jeżeli wziąć pod uwagę przeczucia, z jakimi jechała na to spotkanie. W przedziale było gorąco. Tak gorąco, że trudno było wytrzymać. Ona jednak tego nie czuła.

Była zbyt pochłonięta swoimi myślami, aby w ogóle wiedzieć, gdzie się znajduje. Nie wiedziała, czy śpi. Chyba jednak spała, bo podróż minęła nadspodziewanie szybko. Wysiadła z pociągu. Poczuła powiew zimnego powietrza i to ją nieco oprzytomniło. Nagle dotarło do niej, co właściwie się wydarzyło. Rozmowa była tak miła, że chciała, aby to spotkanie nigdy się nie skończyło. Jezu! wiedziała, że wystarczyłoby jedno słowo, a wszystko zrobiłaby inaczej. Ale to słowo nie padło. Było mnóstwo innych, ale tego nie. Przecież na nic nie liczyła.

Zresztą jak. Zawsze tak się dzieje. Słyszymy nie to i nie od tych, co byśmy chcieli.


Z niecierpliwością rozrywała kopertę. Była tak podekscytowana, że nie czekała z tym, aż dojdzie do domu. Chciała to przeczytać jak najszybciej. Otworzyć ten list i przeczytać tych kilka ciepłych słów. Jakiś młodzieniec przyglądał się z zainteresowaniem, jak raz po raz wypada jej coś z rąk. Wreszcie znienawidzona już do bólu koperta dała się rozerwać... W środku był czek.

Baśka Kijowska

ADONIS

ZWIERCIADłO XX WIEKU

Trumna, która przybiera twarz dziecka.

Książka
o treści pisanej przez kruka.

Potwór, niosący kwiat.

Skała,
która rośnie w płucach wariata.

To on.

To wiek dwudziesty.

przełożyła z arabskiego: Krystyna Skarżyńska

- ADONIS ('Ali Ahmed Sa'id Isbir) wybitny poeta arabski. Ur.1930 r. w Syrii, wyemigrował do Libanu, aktualnie mieszka w Paryżu. W Polsce ukazał się tomik jego wierszy pt. Rycerz dziwnych słów.


ZB nr 12(90)/96, grudzień '96

Początek strony