Strona główna |
XIV Dalajlama Tybetu
Tym razem spoglądają w stronę południa. W stronę Tatr. Najchętniej zjedliby je natychmiast, mordując enklawę szacunku dzikich istot względem siebie, dzikiej miłości...
"Nie liczyć się z nikim i niczym, nie patrzeć na boki, we wszystkim widzieć tylko pieniądze, bez względu na ofiary dążyć do tego ograniczonego celu!" - cokolwiek nie powiedzą, zawsze z ich ust i z ich oczu bije to złowieszcze motto.
Posłuchajmy ich teraz: mówią o "olimpiadzie 2006". W Tatrach. Mówią o "modernizacji wyciągów" i "powiększeniu bazy turystycznej". Opowiadają o tym, "co z tego będzie miał człowiek - korona stworzenia". To jest śmiercionośna propaganda.
Niech posłuchają przez moment nas. My odpowiemy. W imieniu prastarej macierzy - Ziemi.
Gdy tylko te chore pomysły doczekają się realizacji, człowiek zostanie obdarowany - pogłębiającym się z dnia na dzień - zrozpaczeniem. Uczuciem tęsknoty za czymś, co straci bezpowrotnie. Tęsknoty za wolnością, którą napełniał swe serce za każdym razem, gdy dane mu było spotkać się - sam na sam - z tchnieniem górskiego żywiołu.
W determinacji i chciwości człowieka skierowanej przeciwko przyrodzie Tatr tkwi zło. Zło jest w silnym lobby proolimpijskim.
Potwierdzą to świstaki, niedźwiedzie i kozice. Limby i kosodrzewina. Potwierdzi Giewont. I Morskie Oko. Spróbuj je o to zapytać, a przekonasz się!
I my to potwierdzamy. Czujemy się bowiem związani z losem przerażonych Gór. Czujemy ten strach w naszych - nie do końca ludzkich - sercach. I czujemy mądrość natury. Odwieczne jej prawo pozwala strachowi przeistaczać się w opór. W samoobronę.
Wiedzcie więc, że Góry będą się bronić. Pamiętajcie o tym, gdy przyjdziecie wyrywać z nich życie. Góry będą się bronić.
Co będzie chroniło pomnikowe drzewa" Rozporządzenie wojewody na papierze. A może etatowi strażnicy? Dane z rocznika statystycznego wskazują, że kilkanaście tysięcy bezrobotnych znalazłoby pracę, tylko co na to powie minister finansów? Proponuję zatem salomonowe rozwiązanie. Zostawmy to, co dobre: GODŁO i napis: POMNIK PRZYRODY PRAWEM CHRONIONY lub, jeśli minister ochrony środowiska nas nie wysłucha - tu apel do miłośników przyrody - zawieśmy kapliczki na tych drzewach, których jeszcze nie wycięto.
Wszak Polacy nie gęsi, też swój język mają. Może podyskutujmy na ten temat?
Sławomir Chmielewski
Przewodniczący Koła Ekologicznego Polskiego Klubu Ekologicznego w Mogielnicy
Tymczasem rozporządzenie, o którym p. Sadowska mówi, że nie obowiązuje, figuruje jako akt obowiązujący w Skorowidzu przepisów prawnych 1918-1995 (wg stanu prawnego na dn. 16.3.95),wydanym przez Departament Prawny Urzędu Rady Ministrów (rozdział Ochrona przyrody, s. 392). Również główny konserwator przyrody prof. Andrzej Grzywacz w piśmie do wszystkich wojewodów stwierdził, że rozporządzenie z 1957r. zachowało moc obowiązującą. Jeżeli MOŚZNiL zmieniło swoje stanowisko, to powinno o tym również poinformować wojewodów. Tymczasem nie zostali o tym powiadomieni ani wojewodowie, ani władze naczelne i wojewódzkie SOP-u, ani dyrektorzy parków narodowych i krajobrazowych. Cały czas więc w parkach organizowane były Akcje Letnie SOP-u, o których zresztą wiedziało ministerstwo (dlaczego nie reagowało na działalność nielegalnych strażników?).
Uwaga! Strażnicy SOP-u, którzy w latach 1992-1996 ukarali osoby popełniające wykroczenia mandatami karnymi lub odbierali przedmioty uzyskane z naruszeniem przepisów o ochronie przyrody! Popełniliśmy przestępstwo! A może przestępstwo popełniła osoba (wojewódzki konserwator przyrody, dyrektor parku narodowego), która przedłużyła nam legitymacje? A może po prostu osoby zatrudnione w Departamencie Prawnym MOŚZNiL nie znają interpretacji Departamentu Prawnego URM? Miały jednak chyba dość czasu (5 lat), aby się z nią zapoznać. Myślę, że najwyższy czas sprawę wyjaśnić. Stąd moja prośba do kierowników grup rejonowych - piszcie pisma w tej sprawie do MOŚZNiL, oraz do wszystkich członków SOP-u - piszcie do ministerstwa protesty przeciwko pozbawieniu was uprawnień strażnika.
Druga sprawa to projekty MOŚZNiL dotyczące organizacji Straży i jej statutu. Nie będę projektów tych omawiał szczegółowo, ponieważ zajęłoby to zbyt wiele miejsca. Uwagi bowiem są prawie do wszystkich punktów i paragrafów. Osobom zainteresowanym służę kopiami projektów i naszymi szczegółowymi uwagami. Pragnę tylko zwrócić uwagę na najważniejsze rzeczy:
I tutaj kolejna prośba o pisma do ministerstwa. Tym razem w sprawie rezygnacji z tych projektów oraz opracowania nowych, w konsultacji z najbardziej zainteresowanymi.
Projekty MOŚZNiL można uzyskać w Towarzystwie na rzecz Ochrony Przyrody (tylko drogą korespondencyjną), przesyłając 5 znaczków na list (równowartość kosztów ksero + wysyłka).
Adres
Mariusz Waszkiewicz
Towarzystwo na rzecz Ochrony Przyrody
Koletek 11
31-069 Kraków
Nie. W obliczu narastające, efektu cieplarnianego zaczynamy wreszcie widzieć powiązanie pomiędzy wycinaniem lasów tropikalnych a powiększająca się dziurą ozonową. Pomiędzy skażeniem środowiska a odpadami z rzeźni, które -bardziej niż ścieki z fabryk - zatruwają rzeki, morza i oceany.
Pojawia się zrozumienie, że konsumpcja mięsa, czyli martwych ciał zwierząt - naszych młodszych braci, zabija współczucie uniemożliwiając tym, którzy jedzą mięso osiągnięcie duchowego oświecenia. Tak upragniona przez nas harmonia w stosunkach międzyludzkich i pokój pojawią się, gdy zacznie zanikać mentalność "władcy", bezmyślne eksploatowanie zasobów Ziemi; gdy skończy się rzeź krów, świń, kur, gęsi... W pokojowej, alternatywnej kulturze wedyjskiej krowa - dająca tak potrzebny i wspaniały napój, jakim jest mleko - uznawana jest jako matka ludzkiego społeczeństwa i otaczana szczególną ochroną. A czy chciałbyś skrzywdzić i zabić swoją matkę???!!!
Zapewnienie właściwej opieki, zwłaszcza krowom oraz osobom zaawansowanym w wiedzy duchowej (braminom), to ścieżka rozwoju cywilizacji ludzkiej. To nie batonik z reklamy zaspokoi Twój głód ani nie nafaszerowany chemikaliami hamburger, wyprodukowany ze zwłok czującej istoty. Mięso żywi niewielu kosztem wielu, to za wysoka cena... Miliony ton ziaren wpychane są w zwierzęta rzeźne, marnotrawione są zasoby pokarmowe, które pozwoliłyby wykarmić wszystkich głodujących. Tak naprawdę głód i niedostatek to wina tylko i wyłącznie nas, ludzi, a nie Natury.
Srila Prabhupada, wielki nauczyciel duchowy, (którego setne urodziny przypadają w tym roku) ambasador kultury wedyjskiej i założyciel Ruchu Hare Kryszna często podkreślał, iż na Ziemi nie brakuje niczego oprócz świadomości Boga. Przyrost populacji nie stanowi problemu. Jeżeli istoty ludzkie zaprzestaną szaleńczego niszczenia planety w imię tzw. postępu cywilizacji, zaczną żyć bardziej świadomie i współpracować ze sobą, Ziemia zapewni wszystkim obfitość pożywienia.
Koncepcja Ziemi jako Matki pozwala widzieć osobowy związek pomiędzy Nią a żywymi istotami zamieszkującymi ją, zamiast tak powszechnie spotykanych, bezdusznych i bezosobowych relacji międzyludzkich cechujących "społeczeństwo przyzwalające", produkt kultury zachodniej. Łączy się to również z pozyskiwaniem żywności, naturalnymi metodami uprawy gleby, nie doprowadzającymi do jej wyjaławiania i erozji. Kiedy krowy traktowane są nie jako maszynki do produkcji mleka, lecz objęte troskliwą opieką, w naturalny sposób dają dużo tego wspaniałego płynu, niezbędnego do właściwego funkcjonowania ciała i rozwoju duchowej świadomości. I nie ma ani grama patosu w stwierdzeniu, że to już najwyższy czas, abyśmy zaczęli sobie zdawać sprawę, że to my jesteśmy całkowicie zależni od Ziemi i praw natury stworzonych przez Najwyższa Istotę, a nie odwrotnie.
Zatem nie ma kompromisu w obronie MATKI ZIEMI, a członkowie organizacji wegetariańskich i propagujących rozwój duchowy to nie oszołomy ani sentymentaliści, lecz osoby zdające sobie sprawę z sytuacji świata tego stulecia i nas samych.
Musimy nauczyć się nowej wrażliwości, odpowiedzialności i szacunku wobec środowiska naturalnego, nie dajmy się mamić opowiastkom niektórych naukowców o możliwości produkcji w przyszłości np. pigułek o smaku marchewki z groszkiem czy syntetycznej kaszki, gdyby miało zabraknąć naturalnej. Stop degradacji Ziemi i jej ekosystemu!!!
Maciek Bielawski
rys. Jakub Michalski
24.10.95 "Klub Gaja" rozpoczął kampanię "Zwierzę nie jest rzeczą", której celem jest uchwalenie dobrej, faktycznie broniącej praw zwierząt w Polsce, ustawy. Odbywały się liczne akcje, zbieranie podpisów, spotkania z parlamentarzystami.
Wobec małej skuteczności naszych wysiłków zawiązaliśmy Koalicję na rzecz Praw Zwierząt, w skład której wchodzą: "Klub Gaja", Fundacja "Animals", Front Wyzwolenia Zwierząt oraz zainteresowane osoby, m.in. Jurek Owsiak. W ramach tej koalicji opracowano zapisy do ustawy, których będziemy domagać się w toku prac legislacyjnych. Zapisy te zostały przekazane zainteresowanym posłom oraz m.in. przedstawicielom organizacji zajmujących się obroną praw zwierząt na ostatnim Kongresie "Teraz Ziemia".
Przewodniczącą Koalicji została pani Małgorzata Niezabitowska, która prowadziła liczne spotkania z liderami poszczególnych ugrupowań parlamentarnych czy np. z Kancelarią Prezydenta. Efektem tych spotkań były deklaracje poparcia dla ustawy oraz m.in. oświadczenie Prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego, że złej ustawy nie podpisze.
Tak przedstawia się sytuacja sprzed kilku miesięcy. Obecnie w pracach nad ustawą mamy wyraźny impas, a deklaracje liderów politycznych nie przekładają się na "pracę dołów partyjnych".
Sprawa ta była dyskutowana na Kongresie "Teraz Ziemia", gdzie całe popołudnie przeznaczyliśmy na wyjaśnianie i przedyskutowanie wielu prowadzonych obecnie w naszym kraju działań na rzecz praw zwierząt.
Chcielibyśmy wyraźnie podkreślić, iż naszym zdaniem projekt ustawy o ochronie zwierząt (z lipca br.), który został przekazany połączonym Komisjom: Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Ustawodawczej, jest dobry.
Oczywiście każdy z nas chciałby, aby był jeszcze lepszy, aby zawierał więcej przepisów, które później pomogłyby nam w pracy, ale nasz "koncert życzeń" musimy wreszcie sprowadzić do konkretnej sytuacji. Kto uchwala ustawy? Oczywiście parlament. Kto wpływa na parlament? Różnorodne, zorganizowane siły społeczne.
Czy ruch na rzecz praw zwierząt ma w swoim gronie parlamentarzystów i czy jest znaczącą siłą społeczną? Pytania te pozostawiam do przemyślenia tym, którym wydaje się, iż możemy wspólnie "góry przenosić".
Ustawa zawiera mnóstwo konkretnych zapisów, które w sposób zasadniczy zmieniają sytuację zwierząt w naszym kraju. Ale i tak Koalicja na rzecz Praw Zwierząt, uczestnicząc w pracach Komisji (dotychczas odbyło się tylko jedno spotkanie), będzie domagała się ujęcia w ustawie:
To są te zapisy, które wyznaczyliśmy sobie w toku prac podkomisji. Teraz, gdy projekt dyskutowany jest na szczeblu połączonych Komisji: Ochrony Środowiska, Rolniczej i Ustawodawczej, z pewnością będziemy wspierać wprowadzenie tych zapisów, które m.in. wynikają z analizy ustawy dokonanej przez posła Krzysztofa Wolframa.
Na jakim etapie są obecnie prace w parlamencie?
Wypowiedzi, że ustawa, oczywiście ta zła ustawa, jest już prawie uchwalona i organizacje, które: walczyły, zbierały podpisy itd. zostały zrobione w balona, mija się z prawdą. Obecnie odbyło się jedno spotkanie Komisji, która pracuje nad projektem. Przedyskutowano 4 punkty, a jest ich w ustawie ponad 30. Dalej czeka nas jeszcze czytanie w Sejmie, głosowania w Sejmie i Senacie, podpis prezydenta. Czyli droga bardzo daleka, a został nam niecały rok lub mniej. Oczywiście nie trzeba nikogo przekonywać, że zainteresowanie parlamentarzystów projektem ustawy jest żadne. Od lipca odbyło się jedno spotkanie.
Trzeba sobie jasno to powiedzieć, iż mamy niewielkie szanse na uchwalenie ustawy w tym parlamencie. Piszemy to szczerze. Chcemy uniknąć później rozżalenia, że "zbieraliśmy, pikietowaliśmy", a ustawy nie ma. Sytuacja jest właśnie taka.
Wydawało nam się, iż relacjonując koordynowane przez "Klub Gaja" działania w kampanii "Zwierzę nie jest rzeczą" zawsze informowaliśmy rzetelnie, kto i ile pracy włożył w te działania. Jeżeli ktoś czuje, iż jest inaczej, chętnie znajdziemy dla niego czas i postaramy się wyjaśnić te wątpliwości.
Nasi doradcy wyraźnie podkreślali, iż właściwie tylko lokalne działania i lokalna presja na poszczególne osoby mogą doprowadzić do uchwalenia ustawy.
To właśnie w Waszym mieście konkretnym parlamentarzystom zależy na głosach konkretnych grup społecznych. Musimy działać zdecydowanie i bardzo konkretnie.
19.12. - akcja pod parlamentem
Spotykamy się już o 830, gdyż właśnie wtedy rozpoczyna się debata w Sejmie. Będziemy przed każdym wejściem, każdy poseł otrzyma informację o potrzebie uchwalenia dobrej ustawy. Przed parlamentem ustawiamy wystawę o prawach zwierząt. Zaprosimy znane osobistości. Wyślemy liderom parlamentarnych ugrupowań prośbę o spotkanie.
Jacek Bożek
Wojciech Owczarz
Na jednym z rysunków Prosiaka świnka żali się na krótkie życie. Zwróciłem więc uwagę na daty urodzenia skazańców, podane skrupulatnie na obwieszczeniu - przeciętny wiek 12 skazanych na karę śmierci wynosił 30-35 lat.
Drogi Prosiaku, sądzę, że jesteś tak młody, że być może nawet Twoi Rodzice nie pamiętają czasów wojny. Lecz gdybyś spotkał kogoś, kto pamięta lata 1939-45 - dowiedziałbyś się, że jedynym stworzeniem, za którego śmierć człowiek mógł zostać powieszony lub rozstrzelany - była tylko świnka. Dowiedziałbyś się też, że były to czasy głodu, a podczas Powstania Warszawskiego zjadano psy, koty, konie - wszystko. Ale to już inna historia.
W historii PRL-u mięso bywało często na kartki. Zaś podwyżki cen mięsa były przyczyną strajków, tłumionych krwawo, kiedy strzelano do ludzi. TV niedawno emitowała film dokumentalny o słynnej tzw. aferze mięsnej, w której - za zorganizowaną kradzież mięsa - zapadły i zostały wykonane wyroki śmierci. Jeśli więc, drogi Prosiaku, rozważasz różne aspekty relacji człowiek-świnia, przyjmij te fakty (choć może niewygodne) do wiadomości.
Gdyż można byłoby pomyśleć, że w tych relacjach obowiązuje - niekiedy - starotestamentowa zasada: oko za oko, śmierć za śmierć. I trudno mi uwierzyć, że jest to wszystko wynikiem tajemnego spisku rzeźników (bogacących się na mordowaniu świń).
A powyższe fakty warto podać do publicznej wiadomości, przypomnieć je po prostu - by ci, którzy nie zostają wegetarianami z miłości do zwierząt - zostali nimi ze strachu, widząc, że świnka może zażądać ich życia. Potwierdza to wydana w Polsce, na luksusowym papierze, książka pewnego Hindusa, z ilustracjami Stasysa. Fabuła jest prosta: dziewczynka zaprzyjaźniła się ze świnką, lecz nie protestowała, kiedy świnkę zabierano do rzeźni., wiec dobre duchy wypuściły świnki, a do rzeźni pojechała owa dziewczynka... Oko za oko...
Prosiaku, zastanów się nad tym wszystkim.
Paweł Zawadzki
Warszawa, 5.7.96
Delegacja uczestniczyła w sympozjum, którego tematem było nowe, polskie Prawo łowieckie uchwalone przez Sejm 13.10.95. W czasie sympozjum, na zaproszenie ZG Polskiego Związku Łowieckiego, wygłosiłem jeden z trzech referatów. Uczestników spotkania przyjął w mojej obecności Wicemarszałek Sejmu Pan dr Włodzimierz Cimoszewicz, natomiast Minister Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa Pan Stanisław Żelichowski wydał na ich cześć uroczystą kolację.
2. W ostatnich dwóch dniach, tj. 27-28.1.96 - zgodnie z wcześniejszym programem - Zarząd Główny PZŁ zaprosił do administrowanego przez siebie ośrodka na Kujanie (woj. pilskie) na polowanie zbiorowe - trzech gości zagranicznych, którym ze względów protokolarnych poza kierownictwem PZŁ towarzyszyć mieli: Minister Ochrony Środowiska, Dyrektor Generalny Lasów Państwowych oraz niżej podpisany Przewodniczący Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. Nie muszę chyba dodawać, że celem takich spotkań są, poza polowaniem, także ważne rozmowy.
3. Ponieważ znam dosyć dobrze obowiązujące wówczas Prawo łowieckie, a także to nowe, które weszło w życie w połowie lutego br., pragnę wyjaśnić, że polowanie w Kujanie odbywało się w okresie dozwolonym oraz z zachowaniem dozwolonych w tym czasie sposobów polowania. Zakaz organizowania zbiorowych polowań z psami obowiązywał od 1.3.-30.9. każdego roku (obecnie obowiązujące Prawo łowieckie tej kwestii nie reguluje, tylko przenosi ją do przepisów wykonawczych), a polowanie odbywało się w styczniu. Ponadto polowanie odbywało się w pełnym sezonie łowieckim dla olbrzymiej większości występujących w tym terenie zwierząt łownych.
Jak poinformowano przed polowaniem jego uczestników - Wojewoda Pilski, zgodnie z upoważnieniem udzielonym mu przez Ministra Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa w publikowanym rozporządzeniu, przedłużył okres polowań na daniele-łanie i sarny-kozy do 30.1.br. z powodu dużych szkód w lasach i znikomego wykonania planu pozyskania tych gatunków. Tak więc nie jest prawdą, że polowanie odbywało się w okresie ochronnym lub metodami, które nie były dozwolone.
4. W pełni podzielam niepokój, a nawet oburzenie osób protestujących, dla których jedynym źródłem informacji w tej sprawie był artykuł tygodnika "Wprost" z 28.4.96. Rzecz w tym, że to poczytne pismo pozwoliło na publikację materiału zawierającego nieprawdę. Boleję nad tym, że uczciwi i zaangażowani w ochronę przyrody ludzie zostali przez tę nieprawdziwą enuncjację prasową skierowani do walki w sprawie, w której nie nastąpiło naruszenie prawa (badali tę sprawę Prokurator Rejonowy w Złotowie oraz Główny Rzecznik Dyscypliny PZŁ, a której jedynym, jak sądzę, celem było wywołanie kolejnego, politycznego skandalu.
Jan Komornicki
przewodniczący
sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa
Najbliżsi przeciętnemu nastolatkowi są ekolodzy i miłośnicy dyskotek. Najbardziej nie lubią skinów i punków. CBOS [Centrum Badania Opinii Społecznej] spytał młodych ludzi o sympatię do 21 ruchów i subkultur. Większość grup częściej wzbudza niechęć niż sympatię, niezależnie od tego, czy ideologii tych grup można przypisywać wartości pozytywne czy też negatywne - komentuje CBOS.
Więcej sympatii niż niechęci budzą w młodych ludziach kolejno: ekolodzy (33%), dyskomani, fani techno, kibice piłkarscy, zwolennicy rapu i harcerze (21%). Na liście niechęci przodują skinheadzi (68%), a dalej są: punki, hippisi, anarchiści, metalowcy, discopolowcy, depeszowcy, antyfaszyści i rockersi (25%).
2 Wojciech Staszewski
Badanie cbos "Młodzież '96", reprezentatywna próba 1275 uczniów
ostatnich klas szkól ponadpodstawowych
Najwyższy czas wyjść z getta. To, co mamy do zaproponowania, to nie nasza fryzura, ale to, co mamy pod nią. Nasze przesłanie musi być jasne i czytelne. Mniej znaczy więcej, jak mówią niektórzy ekolodzy.
Cinek
2 Zarząd Główny Stronnictwa Narodowego "Ojczyzna", ABC programu marodowego [w:] "Ojczyzna", nr 12/96.
wyszukał: Remik Okraska
Od 1993 r. zajmuję się sprawą masztu gąbińskiego. Mam wszystkie dokumenty urzędowe i wypowiedzi na jego temat. Przy takich "rzetelnych" informacjach (to również wypowiedź szefa PR) czytelnik i radiosłuchacz musi być zdumiony obrotem sprawy - maszt z Gąbina na hałdę pod Bełchatów? Dodam ku większemu zdumieniu, że w porównaniu z hałdą czy z polem jakiegoś PGR, pod Gąbinem jest obiekt 65 ha z gotowymi do pracy instalacjami, w tym dwa nadajniki produkcji szwajcarskiej o najwyższej mocy w świecie 1000 kW każdy. Wszystko razem szacowane na 600 mld st. zł. Brak tylko masztu antenowego, którego koszt ma wynieść 1/3 wartości posiadanej instalacji.
Dlaczego więc hałdy? Dziś, po uchyleniu przez NSA decyzji obudowy masztu, szePR już nie mówi "garstka", lecz "okoliczna ludność". W dalszym ciągu jednak nie wiadomo, o co chodzi. Czy nawet większa społeczność zdołałaby zastopować słuszne decyzje bez merytorycznych podstaw? Czy ludzie z okolic Gąbina to uparte oszołomy działające złośliwie przeciw milionom słuchaczy? Ta ludność chciałaby powiedzieć, o co naprawdę chodzi, ale stosunek sił ma się jak mrówka do Goliata. SzePR nie dopuścił rzeczników tej ludności do repliki przewidzianej prawem prasowym.
"Zejście" masztu na hałdy - to zawalenie się koncepcji odbudowy masztu od początku postawionej na oszustwie, to zejście na psy. Dysponenci masztu znaleźli się w zastawionym przez siebie potrzasku. Gdyby, zgodnie ze stanem faktycznym, uznano zwiększoną zachorowalność i śmiertelność koło Gąbina (dla których poza działającą 17 lat radiostacją nie znajduje się żadnych przyczyn), to masztu nie można budować. A ponadto przyznanie to pociągnęłoby za sobą wydatki na odszkodowania zdrowotne. Ale dalsze upieranie się przy budowie w Gąbinie może spowodować pełne wyświetlenie zastrzeżeń ludności odnośnie ekspertyz, w tym głównie wyników badań medycznych. Zastrzeżenia te - to nie "widzimisię" mieszkańców, lecz opinie kilku niezależnych profesjonalistów, w tym np. prof. Henryka Kirschnera z Instytutu Medycyny AM w Warszawie, który w recenzji raportu badań pisze: (...) autorzy opracowania zachowali duży dystans wobec tych odchyleń [dot. stanu zdrowia], wikłając się przy tym w sprzecznościach, np. przy wysuwaniu wniosków, które nie pokrywają się z podanymi wynikami. Danych liczbowych badań, stwierdzeń w ekspertyzach nie da się wymazać. Ostra konfrontacja mogłaby doprowadzić do ich pełnego wyświetlenia. A wtedy trzeba by było nie tylko zrezygnować z masztu, lecz i wypłacić odszkodowania. SzePR KrzysztoMichalski, jak widać, już to zrozumiał - Telekomunikacji Polskiej SA jeszcze żal porzucić Gąbin, ale będzie musiała.
Istota sprawy gąbińskiej - udokumentowane zagrożenie zdrowia mieszkańców - z powyższych powodów jest i będzie nadal bardzo silnie tłumiona.
Katastrofa masztu w 1991 r. zachwiała pozycją fal długich w polskiej radiofonii. Taktyki wymanewrowania mieszkańców okolic Gąbina i plany zakończenia budowy masztu w 1994 r. nie wyszły. Ewentualny remont masztu koło Raszyna nie powinien trwać dłużej niż nowa budowa. Ale tu, po 5 latach pracy radiostacji o zwiekszonej mocy do 600 KW narastają problemy zdrowotne i spadają ceny posiadłości. Okoliczna ludność (z ekskluzywną "Magdalenką") może zażądać wyłączenia radiostacji. A czy ludność koło hałdy będzie tak nieświadoma jak 20 lat temu koło Gąbina? Czy to oznacza katastrofę dla "jedynki"? Nie. Ona ma się teraz nawet lepiej, oprócz fal długich jest na satelicie i na wielu lokalnych UKF-ach. W ostatnich latach powstały w Polsce setki nowych programów radiowych i ani jeden na falach długich. Nie ma żadnych zagrożeń dla rozwoju RTV, to tylko plajta koncepcji nastawionej na doraźny zysk finansowy, nie liczącej się ze zdrowiem i życiem ludzi oraz z tendencjami rozwojowymi. Za kilka lat fale długie w Polsce staną się w sposób naturalny bezużyteczne, podobnie jak na Zachodzie. Nasi stratedzy powinni myśleć o perspektywicznych systemach satelitarno-kablowych, eliminujących emisje elektromagnetyczne do środowiska i pozwalających na przekaz ogromnej liczby programów RTV, aby nie trwonić nadal pieniędzy podatników na anachroniczne i siejące śmierć monstrum przeniesione z Gąbina na hałdy bełchatowskie.
Marian Kłoszewski
Grzybów 44
09-533 Słubice
Włodzimierz Sedlak
rys. Jakub Michalski
Postaram się wyjaśnić, że moje stanowisko jest całkowicie konsekwentne. Uważałem - i nadal jestem tego zdania - że nsa postąpił prawidłowo odrzucając skargę pke. Wiem jednak, że sędziowie czasami mogą się pomylić. A formą kontroli prawidłowości rozstrzygnięć nsa jest właśnie rewizja nadzwyczajna.
Choć zgadzam się ze stanowiskiem nsa, to wziąłem pod uwagę możliwość pomyłki i dlatego właśnie napisałem, że się coś może jednak zmienić. Ja wątpliwości nie mam. Jeśli mają je jednak władze pke, to - oczywiście - powinne starać się o wniesienie rewizji. Nie jest to pieniactwo, lecz najnormalniejsze w świecie dochodzenie swoich praw.
Z pozostałymi uwagami Pana Rotko zgadzam się w całej rozciągłości.
Piotr Szkudlarek
Piotr Gliński