"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 3 (93), Marzec '97
Bobry w woj. słupskim żyją w rzekach: Brda i Łupawa, a zamierza się je również przenieść do rzek: Łeby i Wieprza.
W mieście jest obecnie 360 taksówek, a w sezonie ich liczba wzrasta do 450. Zawodowi taksówkarze uważają, że taksówek jest za dużo i nie należałoby wydawać zezwoleń emerytom, "półetatowcom" itp.
Na Bielawie, największej wyspie na Jeziorze Drawsko, nad którym położony jest Czaplinek - zaczęto ustawiać stylowe ławki. Jest propozycja, aby na wyspie stworzyć swoiste safari.
25.2. w Ośrodku Sanatoryjno-Wczasowym "Unitrel" odbyło się sympozjum "Energetyka a ekologia". Naukowcy z Warszawy, Gdańska i Koszalina mówili o nieszkodliwości zainstalowania kabla podmorskiego, który pod morzem doprowadzałby prąd, a jego wyjście byłoby w pobliżu Gąsek i Dunowa. Natomiast mieszkańcy gminy nadal zdecydowanie są przeciwni zakładaniu kabla, bojąc się jego szkodliwości na zdrowie ludzi oraz złej sławy wśród potencjalnych wczasowiczów. Wg sondażowych badań ca 56% mieszkańców Mielna jest przecinych zakładaniu kabla, a 38% nie sprzeciwia się jego założeniu. Sympozjum nie przyniosło zbliżenia stanowisk.
Działa tu prywatna elektrownia p. Alfonsa Melki na rzece Pustynce. Wytwarza 5 kW prądu na dobę, sprzedawanego do Zakładu Energetycznego. Turbina elektrowni pochodzi jeszcze z okresu międzywojennego i ma się zupełnie dobrze.
"Ogrody wokół Bałtyku" - to propozycja władz Szwecji, mająca na celu zintensyfikowanie opieki nad wszelaką roślinnością w krajach nadbałtyckich.
Tutejszy rolnik - Marian Socharczuk znalazł chorego dzika, wyleczył go, a obecnie trzyma go w swej zagrodzie. Dzik przychylnie odnosi się do domowników, natomiast wobec innych ludzi jest agresywny.
Szkolna gazetka "Widłak" tutejszej szkoły podstawowej zdobyła I miejsce i nagrodę w krajowym konkursie na gazetkę ekologiczną. Opiekunem młodej redakcji jest p. Ewa Ławnicka.
Prof. Zygmunt Pielowski z Poznania założył tu piątą w Polsce stację hodowli sokołów wędrownych. Ptaki te żyją 15 lat, są pod całkowitą ochroną.
Łażąc po sklepach papierniczych w poszukiwaniu zeszytów, znalazłem takie z makulatury, z kilku państw tylko nie z Polski i o wiele droższe od zwykłych. Zauważyłem, że są do kupienia też piórniki "eko" (bez plastyku, obszywane lnem w naturalnym kolorze). Niestety, są o wiele droższe od plastykowych, nieekologicznych (ekologiczny kosztuje 40 zł, nieekologiczne - 17 zł). Następnie znalazłem drewniane pióro też o wiele droższe od zwykłego.
O nie! Długopis w obudowie drewnianej też strasznie drogi - 11 zł, zwykłe długopisy plastykowe kosztują 2-3 zł, a często są nawet tańsze. Nigdy nie uwierzę w to, że produkcja drewnianej obudowy do długopisu jest droższa od produkcji plastykowej - coś tu nie tak. Duchy próbowały mnie pocieszyć, bo znalazłem długopisy drewniane po 78 gr. Niestety, po wypisaniu są do wyrzucenia, ponieważ nie da się wymienić wkładu - są więc jednorazówkami. Czyli wcale nie są ekologiczne.
Pozostaje wyprawa do lasu na suche patyki i zrobienie sobie samemu obudowy długopisu.
23.11.96 był dla osób związanych z ruchem Hare Kryszna datą szczególną.
Tego dnia uroczyście obchodziliśmy Feed the World Day - czyli Dzień Karmienia Świata. Impreza ta pomyślana była jako ukoronowanie święta 100-lecia urodzin Srila Prabhupada, który kładł wielki nacisk na rozdawanie prasadam - żywności wegetariańskiej - na wielką skalę. Owej listopadowej niedzieli na ulicach Bombaju, Paryża, Nowego Jorku, Moskwy i wielu, wielu innych miast świata pojawili się uśmiechnięci krysznaici, częstując przechodniów ciastkami, halawą, samosami oraz innymi specjałami kuchni wedyjskiej.
W Polsce akcja odbyła się m.in. w Warszawie, Krakowie,Wrocławiu i Gdańsku.
Na wrocławskim Rynku zaserwowano rodakom ponad 10 tys. pysznych, świeżutkich ciastek oraz słodkie pierożki z owocowym farszem. Obchody Dnia Karmienia Świata organizowały ekipy Hare Kryszna Food for Life ("Pożywienie dla życia"), będącej największą na świecie dystrybucją darmowej, wegetariańskiej żywności - w 65 krajach świata, średnio co 2 s wydawany jest pełnowartościowy, gorący posiłek!!!
Program Karmienia Świata spotkał się z bardzo dużym uznaniem ze strony społeczeństwa i uwagą polskich mediów. Jest on także hołdem dla tych uczestników akcji Food for Life, którzy w najbardziej zaognionych punktach naszej planety (jak np. Sarajewo czy Grozny) codziennie, z narażeniem życia rozdają swoim pobratymcom wegetariańskie jedzenie.
Wg informacji zamieszczonej w "Dzienniku Polskim" jeszcze w tym roku może dojść do uznania bobrów za zwierzęta łowne. Obecnie zwierzęta te są w Polsce objęte ochroną. Ministerstwo Ochrony Środowiska przeprowadza badania na temat wpływu bobrów na otoczenie, na podstawie których podejmie decyzję o ewentualnym odstrzale tych zwierząt.
Przyczyną nagłego zainteresowania bobrami ministerstwa są skargi rolników (głównie z województw łomżyńskiego i suwalskiego). Zdarza się, że bobry, budując tamy, kanały oraz sztuczne zbiorniki wodne, zatapiają pastwiska i pola uprawne, a w ryte przez nie nory zapada się sprzęt rolniczy. Ministerstwo Ochrony Środowiska zdecydowało się na dokonanie oceny zysków i strat z działalności bobrów. Szkodząc rolnikom, zwierzęta te poprawiają często stan środowiska, gdyż potrafią podnieść poziom wody gruntowej i nawodnić tereny zniszczone przez człowieka. Ponadto wokół zbiorników wodnych powstałych wskutek działalności bobrów rozwija się przyroda.
Wg Jerzego Wertza, dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska krakowskiego Urzędu Wojewódzkiego, decyzja o uznaniu bobrów za zwierzęta łowne (oczywiście w ściśle określonym czasie) mogłaby okazać się dla nich pomocna, gdyż zaopiekowałyby się nimi koła łowieckie (?). Zdaniem dyrektora największym zagrożeniem dla tych zwierząt są kłusownicy, którzy polują na nie dla futra. Obecnie w Polsce żyje ok. 10 tys. bobrów. Zaledwie kilkanaście ma swoje żeremia w woj. krakowskim. Zdecydowana większość żyje w północno-wschodniej części kraju.
L.M., Z dwururką na bobra? [w:] "Dziennik Polski" z 31.01.97, s.11.
CBOS przeprowadził w styczniu br. ankietę na temat naszego stosunku do zwierząt. Aż 93% badanych osób jest zdania, że właściciel zwierzęcia nie może postępować z nim dowolnie i bez żadnych ograniczeń. Nasz stosunek do zwierząt jest raczej utylitarny, ale mimo to postrzegamy je jako istoty czujące i wrażliwe na ból, których nie można traktować jak rzeczy. Przeświadczenie, że zwierzę należy do właściciela, który może robić z nim, co chce, najczęściej spotykane jest wśród rolników.
CBOS o nas i zwierzętach [w:] "Dziennik Polski" z 31.01.97, s.11.
Niepokojące informacje dla podróżujących Fiatem 126p nadeszły z Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu, zajmującego się badaniem wpływów hałasu na zdrowie społeczeństwa.
Użytkownicy malucha, którzy podróżują nim średnio 2 godz. dziennie, mogą być narażeni na częściową utratę słuchu spowodowaną hałasem silnika - stwierdził prof. Jan Grzesik. Hałas, jaki wytwarza silnik tego popularnego pojazdu, zwłaszcza na niskich obrotach, dochodzi do 85 dB, czyli lokuje się w górnym pułapie normy przewidzianej dla przemysłu. Nie oznacza to, że każdy użytkownik malucha musi ogłuchnąć. Zdaniem profesora zagrożenie słuchu może nastąpić dopiero po 15-20 latach nadmiernej eksploatacji tego auta. Należy jednak uwzględnić wiele innych czynników, jak: technika jazdy, stan techniczny pojazdu i nawierzchnia drogi.
Maluch osłabia słuch [w:] "Dziennik Polski" z 22.1.97, s.1.
W ostatnich dniach stycznia w duńskiej sieci McDonald'sa uległo zatruciu 125 klientów, którzy spożyli hamburgera. Po konsumpcji specjałów tejże firmy przez 2-3 godz. mieli mdłości i biegunkę. Przyczyna zatrucia nie jest na razie znana, ale sieć zniszczyła znaczne ilości sera żółtego oraz mięsa pochodzącego od niemieckiego dostawcy (czyżby ze "wściekłych krów"?). Polska sieć McDonald'sa zaraz po tym wypadku poinformowała, że wszystkie produkty używane do wyrobu hamburgerów pochodzą z naszego kraju. Wołowina pochodzi z zakładu "LtO" z Ostródy, ser żółty z firmy "Hochland" - z Kazimierzy Wielkiej, a bułki - z piekarni w Legionowie.
Niestrawne hamburgery [w:] "Dziennik Polski" z 25-26.1.97, s.1.
Od 1.1.97 na wysypisku gminnym w Wypaleniskach obowiązują wyższe ceny składowania śmieci. Inna jest też zasada naliczania opłat. Wcześniej 1 m3 kosztował tu 1,5 zł. Teraz zapłacić trzeba 20 zł za tonę, co oznacza prawie 4-krotny wzrost stawki. Mimo to ruch na wysypisku na razie się nie zmniejszył .
Wcześniej za przyjęcie na wysypisko starej kanapy czy lodówki trzeba było płacić. Od 1.1. w soboty osoby prywatne mogą wywozić za darmo do Wypalenisk śmieci, których waga nie przekracza 100 kg. Warunek - śmieci (przywiezione samochodem osobowym, ewentualnie z przyczepką) pochodzić muszą od osoby prywatnej. Nie mogą to być odpady z najmniejszej nawet firmy. Od początku roku z możliwości tej skorzystało już kilka osób. Może bydgoszczanie przyzwyczają się do tego i przestaną wyrzucać tzw. nietypowe śmieci do lasu
"Gazeta Pomorska" z 27.1.97.
Zwiększenie działań na rzecz ochrony środowiska i zmniejszenie kosztów własnych zapowiadają na ten rok bydgoskie firmy Lobbe i Corimp, zajmujące się wywożeniem śmieci.
Prawdopodobnie w lipcu rozpoczniemy pierwszy etap budowy linii do segregacji śmieci, która pozwoli nam na dokładne wydzielenie odpadów nadających się do odzysku - mówi Ryszard Krysztofczyk, prezes Lobbe. - Aktualnie śmieci są wywożone najpierw do naszej bazy, gdzie wybierana jest makulatura, złom i drewno. Jest to jednak bardzo pobieżna selekcja. Nowa linia będzie dla nas podwójnie korzystna. Po pierwsze: zmniejszy koszty własne, bo będziemy wozili mniej śmieci na wysypisko, na którym ceny za składowanie odpadów miasto cały czas podwyższa. Pozwoli również na gromadzenie większych ilości materiałów do odzysku, a tym samym ochronę środowiska naturalnego. ( ) Całość będzie, mam nadzieję, gotowa w 2000 r.
"Ilustrowany Kurier Polski" z 29.1.97.
Plastykową inwazję przeżywa Słupsk, w którym otwarto placówkę europejskiego potentata PLAST TEAM POLAND. Konkurencja dla polsko-amerykańskiego przedsiębiorstwa DOM-PLAST-RUBBERRMEID. Oto czego najbardziej nam potrzeba: konkurencji w towarach z plastyku.
Podobno nowa wersja Fiata 126p - maluch posiada tłumik wydechu z katalizatorem metalowym i układ paliwowy z pochłaniaczem oparów.
*) Zob. Adrianna Sadowińska, Ekologiczny maluch [w:] ZB nr 2(92)/97, s.82.
Janusz Onyszkiewicz (b. minister obrony narodowej) otrzymał wyróżnienie od Forum Promocji Zdrowia "Quo Vadis" za propagowanie zdrowego stylu życia. Były minister mianowicie przyjechał do Pałacu Prezydenckiego na spotkanie z Aleksandrem Kwaśniewskim rowerem! Wynikły z tego pewne problemy z ochroną Pałacu, którzy nie przywykli do rowerowych gości. Sam Onyszkiewicz traktuje jazdę rowerem po Warszawie jako rzecz normalną i pożyteczną!
Na wysepce miejscowego stawu w Zwierzyńcu (woj. zamojskie) znajduje się 250-letnia, barokowa budowla o konstrukcji palowej. Miejsce to upodobały sobie bobry, które wykopały liczne nory, zagrażając konstrukcji kościółka. Problem rozwiązano przez odłowienie bobrów i przeniesienie ich w nowe miejsce. Wyspę planuje się otoczyć metalowym parkanem, a drzewa - siatką.
Premier Włodzimierz Cimoszewicz: Rząd przychylił się do organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Zakopanem, o ile nie zaszkodzi to przyrodzie i TPN-owi. (...) Spodziewam się, że Związek "Olimpiada Zakopane 2006" skonsultuje treść wniosku z organizacjami ekologicznymi, a przede wszystkim z TPN-em
Pan premier zapewnił 3 mln zł gwarancji rządowych, wymaganych przy składaniu wniosku. Następny projekt pana Aleksandra Kwaśniewskiego będzie z pewnością dotyczył regat na Morskim Oku.
Kiedy dojechał do koła polarnego, ktoś powiedział: jakiś wariat przyjechał tu na rowerze. Zenon Gałuszka - nauczyciel języka polskiego w Darłowie samotnie przebył trasę (w obie strony) równą 4 600 km - rowerem. Poświęcił temu lipiec i sierpień 1995 r. przejechał Polskę, Szwecję i Norwegię. W Szwecji, kiedy miał kłopoty z wyjazdem z niewielkiego miasteczka (krzyżówka autostrad), poprosił policję o pomoc. Policja eskortowała go na sygnale przez 25 km, a potem z uśmiechem "pomachała rękoma". Czy Szwecja i Polska znajdują się na tym samym kontynencie?
Tak ludy tubylcze Australii są reklamowane w przewodnikach, podobnie jak kangury i misie koala. W XVIII w., przed przybyciem angielskich kolonistów żyło ich w Australii ponad 300 tys. Dziś liczba ta nie przekracza 120 tys.
W woj. koszalińskim rocznie powstaje ok. 550 t odpadów typu medycznego, które są spalane w kotłowniach. Oczywiście bez żadnych zabezpieczeń obniżających emisję pyłów czy oczyszczających spaliny. W związku z tym szpital wojewódzki zlecił Politechnice Krakowskiej opracowanie koncepcji gospodarki odpadami szpitalnymi w województwie. Jedna z koncepcji, która zasłużyła na uwagę władz miasta, przewiduje budowę dwóch rejonowych spalarni - w Koszalinie i Połczynie Zdroju. Idea ta zyskała aprobatę Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego, jednak realizacja jej jest trudna do określenia w czasie - koszt właściwych urządzeń oszacowano na ok. 20 mld starych zł.
Od dłuższego czasu w prasie lokalnej dużo napisano na temat ścieżek rowerowych, planowanych i budowanych w rejonach o dużych walorach krajobrazowych województwa. Jest to bardzo optymistyczna wizja dla turystyki rowerowej. Ja tymczasem jeżdżąc po Koszalinie, mam ogromne kłopoty ze znalezieniem stojaka czy poręczy, do której można przymocować rower na czas własnej nieobecności. Ostatnio widziałem wprawdzie stojak przed jednym z banków, lecz - niestety - wykonany został on z prętów 2 razy cieńszych niż moje zamknięcie (średnica ołówka nie jest raczej bezpieczna). Pocieszam się jednak tym, iż latem wyjadę za miasto i szlakami (z prawdziwego zdarzenia) objadę piękną ziemię Pomorza.
Ortolan to niewielki ptaszek podlegający ścisłej ochronie we Francji. Nie można na niego polować ani nim handlować. Grzywna wynosi do 60 tys. FF lub do 6 miesięcy więzienia. Ortolan to także przysmak francuskich wielmożów, który spożywa się w całości: najpierw chrupie się główkę, potem cały korpus z kosteczkami i wnętrznościami. Ponieważ tryska przy tym krew i sos, należy na głowę założyć serwetkę. Wielką burzę w mass mediach francuskich wywołały doniesienia o ostatniej wieczerzy François Mitterranda, złożonej z ortolana; wywiad z premierem Alainem Juppe, który stwierdził, że jego przysmakiem są ortolany i zręby (też pod ochroną). Na pytanie, skąd je bierze, odpowiedział: Jeśli zna się dobre miejsca, zawsze można je znaleźć. Na koniec lider socjalistów Henri Emmanueli w wywiadzie telewizyjnym pochwalił się, że jest dostawcą ortolanów dla całej elity politycznej kraju. Szef tygodnika "Le Point", poddając krytyce zachowania polityków, zapytał: Czy wolno im być ponad prawem i nawet się tym przechwalać? To retoryczne pytanie warto też zadać naszym politykom. W każdej sprawie.
Ustawa o ochronie środowiska z 31.1.80 narzuca na mass media obowiązek popularyzowania idei ochrony przyrody (art. 12). Obowiązek ten jest - oczywiście - wypełniany przez dziennikarzy, ale najczęściej wtedy, kiedy jest już "po ptokach". Dobry temat dla ekoskryby to pożar lasu, zatrucie zbiornika wodnego - najlepiej, wykorzystywanego przy ujęciu wody dla ludności. Zdarza się też, że dziennikarz uzyskaną informację związaną z ochroną środowiska opatrzy swoim, jakże głębokim komentarzem typu: Naukowcy potwierdzili bezpieczeństwo i ekologiczność elektrowni jądrowych. Czy zwariowani ekolodzy chcą żyć przy latarkach i świeczkach? Aby podeprzeć swój materiał dziennikarz lubi posługiwać się naukowymi autorytetami (naukowcy zbadali, większość ekspertów ) lub autorytetami organizacji pozarządowych (europejscy ekolodzy, zieloni ). Kto się oprze rzetelności i prawdziwości artykułu popartego tyloma anonimowymi autorytetami? To jeszcze nie koniec. "Ekodziennikarz" nie lubi wgłębiać się w istotę tematu ani nawet zasięgnąć podstawowych informacji. Pewien regionalny "ekodziennikarz" uchwycił od kogoś, że idea akcji Sprzątanie Świata zaszczepiła się u nas od amerykańskiej braci i całostronicowy artykuł na temat amerykanizacji naszego życia, przywlekania imperialistycznych idei ukazał się w prasie. Dziennikarz nie musi być aż tak bardzo dokładny. W gruncie rzeczy Ameryka i Australia zaczynają się na literę "A", więc rzetelność dziennikarska wypełniona.
Na zakończenie, znów w prasie regionalnej ukazał się artykuł dotyczący ocieplenie się klimatu kuli ziemskiej: ekolodzy nie są zadowoleni z wysokich emisji gazów cieplarnianych. Ostatnie zdanie brzmi: Czyżby więc ekolodzy nie odczuli na własnej skórze ostatnich mrozów? Moje pytanie: skoro jest zima, to dlaczego u mnie za oknem nie ma śniegu? A może ja, ciemny człowiek, chodzę w czapce wełnianej i nie odczuwam, że to już lato?
Wystarczy już sarkazmu. Życzę wszystkim dziennikarzom, dla których ochrona środowiska jest tylko dobrą sensacją, jeśli już nie zaangażowania, to przynajmniej szczególnej staranności i rzetelności przy zbieraniu i wykorzystywaniu materiałów prasowych (art. 12 Prawa prasowego).
Politechnika Koszalińska zadbała o rowerowych studentów. Od wielu lat przed każdym budynkiem stoją stojaki na rowery, które są wykorzystywane nawet w zimie. Wiosną i latem są nieraz kłopoty ze znalezieniem wolnego miejsca, ale to nie zniechęca do używania przyjaznego środowisku środka transportu.
Ostatnio rybacy łowiący w przybrzeżnych wodach Bałtyku zaobserwowali chore dorsze. Nieznana jest ciągle przyczyna, jednak plotki i spekulacje wskazują na iperyt - jeden z bojowych środków chemicznych zatopionych po II wojnie światowej. Szacuje się, że na dnie Bałtyku leży ok. 50 tys. t różnego rodzaju środków chemicznych. W styczniu rybacy wyłowili z morza bryłę iperytu. Przykładów takich jest coraz więcej. Według dyrektora Urzędu Morskiego w Słupsku w Bałtyku mogą znajdować się także zbiorniki z arszenikiem.
A żelastwo koroduje
Pamiętacie niedawny przypadek polskiego kutra rybackiego, który z Bałtyku wyłowił bryłkę iperytu (kłania się historia I wojny światowej - r. 1917, Ypres w Belgii i pierwsze użycie iperytu, czyli gazu musztardowego jako broni chemicznej)? Skończyło się oparzeniami i akcją odkażania kutra, wysypiska śmieci itd., za okrągłą sumkę 20 tys. złotych. Zdaje się, że to jeden z nielicznych przypadków ujawnionego bliskiego spotkania polskich rybaków z zasobami podwodnego magazynu broni chemicznej - na dnie Bałtyku według obecnej wiedzy ma znajdować się ok. 65 tys. ton bojowych środków chemicznych, pozostałości po II wojnie światowej. Same tylko Niemcy do 1945 r. wyprodukowały 300 tys. ton amunicji chemicznej. Po wojnie powstał problem, co z tym zrobić. ( ) Uznano, że najprostszym i najtańszym rozwiązaniem będzie zatopienie tego całego paskudztwa. ( ) Najbliżej [alianci] mieli Bałtyk i w rezultacie stał się on wielkim, chemicznym śmietnikiem najróżniejszych substancji
Wszystkim planującym wakacje i letnie kąpiele w Bałtyku życzę miłych wspomnień i dobrej pogody. Całe szczęście, że zwykłem odpoczywać nad morzami położonymi na południe od Polski. Tam, choćby tylko z powodu samej bariery językowej, nie wiem, w czym się kąpię i skąd ta woda taka przejrzysta.
Ryszard Socha, Iperytowe morze [w:] "Polityka" nr 5/97).
Nie tylko nie uporaliśmy się z "ekologicznym wyzwaniem" i błędami przeszłości, ale nie wiemy też, jak skutecznie radzić sobie z narastającymi zaniedbaniami. ( ) W ciągu ostatnich 3 lat uwidocznił się brak konsekwencji w tworzeniu sprawnego systemu gwarantującego choćby w odległej perspektywie poprawę stanu środowiska. Takie oto wnioski można wyciągnąć po lekturze poufnego raportu Biura Bezpieczeństwa Narodowego o zagrożeniu ekologicznym Polski. CóŻ, chciałoby się rzec - to nic nowego, nie trzeba aż super raportu i BBN do stwierdzenia rzeczy dla niektórych całkiem oczywistych. Ale bardziej niepokojące jest dla mnie stwierdzenie, że jest to raport poufny. Jakim to prawem sprawy dotyczące nas wszystkich - zagrożenie ekologiczne naszego środowiska i naszego zdrowia - stają się tajne i poufne? Czyżby te zagrożenia dotyczyły wyłącznie polityków i kasty wyższych urzędników państwowych, bo pewnie oni mają dostęp do tego raportu? Mam nadzieję, że prezydent Kwaśniewski, który otrzymał raport BBN, odtajni go i poda do publicznej wiadomości zawarte w nim informacje i wnioski, nie dbając o zgrzyt, jaki może to wywołać w połączeniu z "ekologiczną propagandą sukcesu" obecnego rządu (to określenie prof. Stefana Kozłowskiego).
Eryk Mistewicz, Zielona księga [w:] "Wprost" nr 5/97.
Do tej pory o nielegalnym handlu śmieciami mówiło się jedynie używając formuły: bogaty pozbywa się odpadów, biedny zarabia trochę pieniędzy, nie dbając zbytnio o to, co stanie się z jego powietrzem, wodą czy glebą. Zasady rządzące handlem odpadami można streścić krótkim zdaniem: Kraje bogate mają dużo śmieci, biednym brakuje pieniędzy. Polskę kojarzono dotąd raczej z drugą częścią powyższego zdania. A jednak! Okazuje się, że niektórzy nasi producenci za najlepszy sposób pozbywania się kłopotliwego balastu też uważają eksport. Huta Miedzi w Legnicy znalazła kontrahenta w Kazachstanie, który gotów był sprowadzić do swego kraju szkodliwe, bo zawierające ołów, szlamy. Transakcję udaremniono. Podobnie jak wysyłkę odpadów podestylacyjnych z toruńskiej Elany S.A. do Czech.
Czyżby Polska tymi prawdziwie kuchennymi drzwiami (tędy bowiem w bogatych i zacnych domach pozbywa się śmieci) weszła do grona krajów najbogatszych? Proponuję obok takich wskaźników zamożności danego kraju, jak Produkt Krajowy Brutto czy dochód na głowę mieszkańca zacząć brać pod uwagę także ilość eksportowanych odpadów - toż to prawdziwy wskaźnik stopnia ucywilizowania i bogactwa państwa!
Joanna Solska, Wizy dla śmieci [w:] "Polityka" nr 5/97.
Według raportów Interpolu nielegalny handel dzikimi, wymierającymi gatunkami zwierząt przynosi zyski porównywalne z dochodami z przemytu narkotyków. ( ) Odławianiem zwierząt ( ) zajmują się ubodzy mieszkańcy dżungli Ameryki Południowej - donosi Eryk Mistewicz w artykule Z pustyni i z puszczy. Można oczywiście domagać się surowych kar dla ludzi, którzy łapią, przemycają i handlują zwierzętami, ale trzeba też pamiętać, że chyba bardziej winni są tego procederu ludzie kupujący sobie "żywe maskotki", traktujący egzotyczne, rzadkie zwierzę w domu jako oznakę swego prestiżu i zasobności. To ci ludzie są prawdziwymi sprawcami śmierci tysięcy zwierząt - według fachowców na jedno sprzedane zwierzę aż 20 ginie podczas prób schwytania - oraz niszczenia całych zbiorowisk roślinnych - aby zdobyć jajka ptaków bądź zlokalizować gniazda z pisklętami, w kolumbijskich Kordylierach wycina się tysiące drzew. Tym rynkiem również rządzi przecież stare prawo popytu i podaży.
Na usta cisną się słowa: "eksterminacja" i "holocaust", chociaż z reguły używa się ich jedynie w odniesieniu do ludzi. Ale być może trzeba używać jak najdrastyczniejszych słów, by wreszcie niektórzy z nas przejrzeli na oczy. W ochronie przyrody nie wystarczają już tylko rezerwaty, parki narodowe, zakazy i międzynarodowe konwencje. Te metody i sposoby nie wytrzymują konkurencji z pieniędzmi i chorobliwą żądzą posiadania.
Eryk Mistewicz, Z pustyni i z puszczy [w:] "Wprost" nr 2/97.
Gdzie są granice w wymierzaniu kar za zanieczyszczanie środowiska? Okazuje się, że bywały one posunięte całkiem daleko. Tak np. w Anglii w XIII wieku zabroniono dekretem królewskim opalania w miastach węglem, który powodował wydzielanie się gęstego, gryzącego dymu. Za niedostosowanie się do tego zakazu przewidziano nawet karę śmierci, a z kronik wynika, że przynajmniej jeden wyrok wykonano. Zastosowanie kary głównej w ochronie przed zanieczyszczeniami jest chyba dotąd precedensem. Nasuwają się dwie refleksje: po pierwsze - nawet po kilku wiekach nie zmieniło się "w temacie" niskiej emisji, jak się truliśmy, tak trujemy się nadal; po drugie - zdaje się, że dzisiaj kat byłby niezwykle intratnym zawodem - miałby pełne ręce roboty.
Jerzy Jendrośka, Jan Jerzmański, Od Solona do "covernants" [w:] "Ekoprofit" nr 1/97
...Niemieckiej Nagrody Ekologicznej. Po raz pierwszy otrzymał ją obcokrajowiec: prof. Maciej Nowicki, w l. 1990-91 minister ochrony środowiska w Polsce. To najwyższa w Europie nagroda o wysokości 1 mln DEM. Razem z Polakiem otrzymała ją również wytwórnia mebli "Wilkahn". Nowicki zwrócił na siebie uwagę, tworząc w 1992 r. Fundację "Ekofundusz". Dzięki niemu przeznaczono 10% darowanych Polsce długów na realizację projektów ochrony środowiska. W ten sposób do r. 2010 zainwestuje się w naszym kraju 750 mln DEM na ochronę powietrza, klimatu, wód i przyrody. Nowicki zamierza przeznaczyć nagrodę na stypendia w dziedzinie ochrony środowiska.
Po 3 latach walki przeciwko cyrkom w Łodzi odnieśliśmy wreszcie wymierny sukces. Po tym, jak na posiedzeniu Komisji Ochrony Środowiska wyśmiano nasz wniosek o wydanie zakazu wjazdu na teren gminy cyrków z tresurą dzikich zwierząt, względnie o nieudostępnianie takim cyrkom terenów będących własnością miasta, postanowiliśmy zwrócić się z prośbą do Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Łodzi o nierozprowadzanie wśród dzieci ze szkół i przedszkoli biletów do cyrków z tresurą dzikich zwierząt. Okazało się jednak, że Wydział Edukacji nie tyko zezwala na taką dystrybucję, ale jeszcze dopłaca dzieciom połowę ceny biletu (sic!). Nasz wniosek został jednak pozytywnie rozpatrzony i dotacje cofnięto. Zwróciliśmy się także do dyrektorów szkół i przedszkoli o nierozprowadzanie biletów do cyrku wśród dzieci.
Podał:
12.2.97. - Oddział Uniwersytecki PTTK z siedzibą w Warszawie skierował do marszałka Małachowskiego zdecydowany protest w sprawie zimowej olimpiady w Zakopanem. W oświadczeniu czytamy: Naszym zdaniem Tatry to miejsce przeznaczone dla wypoczynku - miejsce, gdzie dzieci z wielkich, zatrutych miast będą nabierać sił i się oczyszczać z toksyn. Tatry nie mogą być miejscem dla robienia pieniędzy za wszelką cenę, nawet za cenę zdrowia dzieci.
W tym roku ma powstać w Bydgoszczy co najmniej 12 km dróg rowerowych. Ścieżka rowerowa zostanie zbudowana w największym osiedlu Bydgoszczy - Fordonie. Druga ścieżka połączy osiedla Kapuściska z Śródmieściem i będzie biegła wzdłuż rzeki Brdy z dala od ruchu samochodowego. Koszt budowy obu ścieżek to ok. 300 tys. zł.
W blisko 400 tys.ięcznej Bydgoszczy - pisze "Słowo" z 3.2. 97 - na razie jest tylko kilkanaście ścieżek rowerowych, przy czym część z nich wytyczono na terenie Leśnego Parku Kultury i Wypoczynku "Myślęcinek", więc mają znaczenie raczej rekreacyjne.
"Gazeta w Katowicach" z 31.1.97 donosi, że Jan Rzymełka, znany [komu?] ekolog i wiceprzewodniczący Sejmiku Samorządowego bulwersuje obrońców zwierząt fantazyjną [podkr. B.P.] czapą z naturalnego futra. ( ) Rzymełka cierpliwie wyjaśnia, że produkcja takiej samej czapy ze sztucznego futra to proces technologiczny, który zatruwa środowisko ( ). Poza tym żbiki, kuny i lisy to zwierzęta łowne. Myśliwi pomagają utrzymać równowagę środowiska naturalnego. Kiedy to przeczytałem, zamyśliłem się, bo ja np. noszę kurtkę z polaru, który jest ponoć produkowany z przetworzonych butelek PET. Chyba ją wyrzucę i kupię "naturalny" kożuch. Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości, dodaję, że p. Rzymełka jest europejskim ekologiem z UW. Tak jak kilku "ekologów" parlamentarnych.
3.2.97 w Informatorze Ekonomicznym Trójki (pr III PR) wystąpił p. Ziemkiewicz z "Gazety Polskiej", który ubolewał nad faktem, iż po Europie można mknąć z zawrotną szybkością dzięki autostradom, a w Polsce trzeba zwalniać, bo autostrad (prawie) nie ma. To pewnie kolejny dowód na to, że nawet ponoć antyeuropejskiej prawicy motoryzacja zamieszała (a może pomieszała) w głowach. Jasny punkcik wystąpienia p. Ziemkiewicza to fakt, że zwrócił uwagę na ciekawe zjawisko. Mianowicie, na wiele lat przed oficjalnym wytyczeniem tras autostrad ludzie związani tak czy inaczej z kręgami władzy poczuli gwałtownie głód ziemi. I co za zrządzenie losu, dokładnie tam, gdzie owi spragnieni ciszy i spokoju mieszczanie nabyli grunty, rząd nakreślił przebieg autostrad. Ot, złośliwy los
Ilość federalnie chronionych gatunków motyli w Kalifornii wzrosła z 8 do 10. Na chronionej liście znalazł się ostatnio quino checkerspot, którego brązowo-czerwono-pomarańczowo-żółto-białe skrzydełka można oglądać w wielu kalifornijskich miasteczkach. Niemniej w takich miejscach jak Orange County ten niegdyś powszechny tam motyl dziś w ogóle nie egzystuje. W Orange County zostało jeszcze 35 500 arów z dwoma rodzajami roślin (jedynym pożywieniem quino checkerspot), mają być one zachowane dla pożywienia tego motyla, którego populacja miejscami (San Diego County, Baja Cal) wzrasta. Także optymistycznym (ale już nie tak wyraźnie) faktem jest objęcie ochroną innego kalifornijskiego motyla, który ocalał tylko w San Diego County i górach Laguna.
Amerykański Departament Stanu opublikował coroczny raport o nieprzestrzeganiu praw człowieka w świecie. Generalnie w 1996 r. światowy respekt praw człowieka wzrósł, wśród krajów poprawy znalazły się m.in. Bośnia, Rumunia, Haiti, Gwatemala, Ghana, Liberia i Mali. Według raportu chiński rząd kontynuuje gwałtowną przemoc przeciwko wolności politycznej, religijnej i etnicznej. Chiny nie akceptują międzynarodowych norm ani nawet chińskiego (mocno uproszczonego) prawa wolności.
Na drugim miejscu czarnej listy mamy Nigerię, gdzie najbardziej dzikimi sposobami ucisza się wszelkie krytyki. Raport nie wskazuje poprawy praw człowieka na Kubie. W Birmie władze sukcesywnie wzmagają swoje represje przeciw ludności, głównie w związku z budową przez Birmę rurociągu przynoszącego więcej strat niż zysków. W Indiach po 50 latach niepodległości władze nie przestrzegają idei Gandiego. Egzekucje, polityczne zabójstwa, tortury, nieliczenie się z człowiekiem w więzieniach i aresztach oraz używanie wojska do politycznej presji - to codzienność. W pierwszej siódemce państw nieprzestrzegających praw człowieka były też Rosja (kondycja więzień) i Izrael.
Od zatoki w Kruszwicy rozpoczęto proces napowietrzania jeziora Gopło. Władze miasta nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, kiedy będzie można "nieuzbrojonym" okiem ujrzeć pierwsze efekty akcji. Być może już latem kąpiel pod Mysią Wieżą, w której onegdaj myszy zjadły Popiela, nie będzie tak ryzykowna, jak w ubiegłym roku. Z dna jeziora ma też być usunięty osad. Efekty napowietrzania i bagrowania widać już w pobliskim Mogilnie, gdzie poprawiła się czystość wody.
Inowrocław już wkrótce przestanie zatruwać Noteć. W tym roku mają zakończyć się prace przy budowanej od 1980 r. oczyszczalni ścieków, oczku w głowie miejscowych władz. W momencie uruchomienia oczyszczalnia w stolicy Kujaw Zachodnich będzie największą w regionie - dopiero za kilka lat zakończą się bowiem prace przy tego typu obiektach w Toruniu i Bydgoszczy. Oblicza się, że dziennie do Noteci spływa ok. 20 tys. m3 ścieków. Teraz osad - po przerobieniu nieczystości - będzie używany jako nawóz, prawdopodobnie na tzw. Białych Morzach, czyli nieużytkach pobliskich Zakładów Chemicznych. W ub. roku po raz pierwszy od wielu lat zawody na Noteci zorganizowali wędkarze. Jedna z najbrudniejszych rzek w północnej Polsce stopniowo powinna czuć się lepiej. Inowrocławska oczyszczalnia już częściowo pracuje. Pełną parą działa podobny sektor w Szubinie.
Pod konie roku zawiesiła działalność Pałucka Fundacja Ekologiczna z siedzibą w Żninie. Powodem takiej decyzji były nieporozumienia wśród członków jej Zarządu. Niebawem ma zostać wybrany nowy prezes PFE.
Nawet małe gminy (lub właśnie one przede wszystkim) są orędownikami walki o czystość środowiska. Przykład tego stanowią Jeziora Wielkie, gdzie wydano kolorowy i bardzo estetyczny folder pod nazwą Pomniki przyrody.
Od połowy stycznia w Koszalinie oraz okolicznych miejscowościach (Rzepkowo, Sianów, Świdwin, Darłowo, Polanów, Rymań, Krosino, Mielno) koszalińscy anarchiści rozdawali ulotne pismo "Ulicę Koszalińską". Ulotka poświęcona jest podatkom, a w zasadzie przeciwstawieniu się ich płaceniu. Spotkała się raczej z dużym zainteresowaniem ze strony społeczeństwa.
Ukazał się pierwszy numer biuletynu nowo założonego Stowarzyszenia Inicjatyw Ekologiczno-Społecznych pt. "Vivos Voco", co oznacza "Wzywam żywych". Numer ten jest poświęcony m.in. problemowi koszalińskiego schroniska dla zwierząt, wegetarianizmowi oraz prawom zwierząt.
21.2.97 odbył się w Koszalinie koncert anarcho-punkowej kapeli "Nula" z Chorwacji. Wystąpili także: koszalińscy czadmeni "Political Prisoners" oraz bujający w folkowych klimatach "Rzepczyno Folk Band". Przyszło ok. 200 osób, co - jak na Koszalin - stanowi rekord, jeżeli chodzi o koncerty kapeli niezależnych. Wyzwoliło się mnóstwo pozytywnych wibracji (zero jakichkolwiek bójek, a pogo było tak bezpieczne, że nawet kobiety w nie wskakiwały). Ponadto podczas koncertu odbyła się akcja propagująca rower jako najlepszy środek komunikacji, wygłoszono mowę, rozdano ulotki "Drogi rowerowe dla Koszalina", "Vivos Voco" i "Ulicę Koszalińską", zbierano podpisy pod petycjami domagającymi się zbudowania dróg dla rowerów oraz został zorganizowany mały poczęstunek wegetariański za zupełną darmochę. Było smacznie, ekologicznie i z "czadem śmiertelnym".
Jeżeli ktoś chciałby dostać nasze ulotki, to niech śle 1 znaczek pod adresem: