"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 4 (94), Kwiecień '97


W KRAJU GREKA ZORBY

Jakże dziwnym, tajemniczym i niepojętym miejscem na ziemi jest Grecja. To tutaj, u stóp Olimpu, leży antyczne miasteczko Dion, w którym Filip II świętował swoje zwycięstwo i z którego Aleksander Wielki rozpoczął wyprawę. Miasto boga Zeusa. Teraz już tylko kamienie świadczą o jego dawnej świetności, sklepy z pamiątkami i muzeum, gdzie możemy podziwiać pozostałości kultury antycznej. Smutek i biznes.

Leptokaria - to maleńka osada nad brzegiem Zatoki Termajskiej. Stąd widać wyraźnie majestatyczny i wzniosły masyw Olimpu. U wrót Olimpu dolina rozszerza się, a kanion przypomina przełom rzeki Colorado. Nawisy skalne sięgają kilkuset metrów, aby zwęzić się coraz bardziej, aż do momentu, gdy rzeka z hukiem przetacza się przez wielkie głazy, tworząc malownicze wodospady. Ale uwaga - poziom wody po gwałtownych opadach może nagle wzrosnąć, grożąc śmiercią nieostrożnym turystom, o czym informują ostrzegawcze tablice. My pniemy się coraz dalej w górę po zawieszonych nad przepaścią żelaznych przewieszkach, aby zakończyć naszą wyprawę w krajobrazie zupełnie odmiennym od oglądanego, w dzikim i ustronnym przełomie potoku spadającego kaskadami w otoczeniu karłowato rosnących krzewów przypominających pejzaże Japonii. To tutaj, w jednej z niewielkich miejscowości, urodził się Grek Zorba, a w pobliskich Salonikach uczył się grać na bajkowym instrumencie - santuri. "Delfiny, delfiny" - wołał radośnie pokazując swojemu towarzyszowi podróży te piękne i inteligentne stworzenia. Taka jest Grecja na plaży w Leptokarii, gdzie do dziś przy odrobinie szczęścia można ujrzeć stalowoszare kształty tych zwierząt.

Wieś grecka kusi egzotyką. Do tej pory ziarno oczyszcza się ręcznie, odrzucając je w górę za pomocą sita, pasterze przeganiają stada kóz od wieków tymi samymi ścieżkami, a rybacy używają tych samych narzędzi połowu, co ich ojcowie. Wieczorem unosi się zapach suszonych oliwek, słychać śpiewy i tańce, a wszędzie pije się wino i wódkę zwaną rakija. Greczynki w swoich regionalnych strojach haftowanych złotem cudnie uśmiechają się do wszędobylskich turystów i chociaż biedniej tutaj niż w metropolii, to rozśpiewana dusza wioski wynagradza to stokrotnie. Cerkwie jak kolibry ukryte w zieleni przykuwają oczy wdziękiem i proszą, aby zajrzeć do nich chociaż na chwilę. Te lepianki z białego kamienia, oszczędne w kształtach i surowe w wyglądzie zatrzymują czas, goszcząc twarde spojrzenia mieszkańców przywykłych do niewygód życia. Wszędzie złocą się ikony, zatopione sylwetki świętych niosących przez wieki kulturę Bizancjum.

Tutaj handlarz obwoźną starzyzną pcha wózek z piękną baleriną, a Grek Zorba umyty i słodki kusi tanim zdjęciem. Dziwny jest świat Morza Egejskiego. Leszek pokazuje mi meduzę, dużą niczym talerz i barwną jak motyl. Natura czyni ją w wodzie prawie niewidoczną, więc należy uważać, aby nie dotknąć jej galaretowatego ciała i nie zostać dotkliwie poparzonym. Na plaży znajdujemy morskie ślimaki podobne do kawałka drewna, który nagle ożywa po dotknięciu ręką, nieforemne kształty skamieniałej gąbki, koniki morskie skaczące figlarnie po morskich falach, ostre lancety mątwy przypominające antyczne tarcze, muszle i kraby pustelniki ukryte w ich wnętrzu niczym wojownicy gotowi w każdej chwili dobyć oręża. Wreszcie żółwie błotne w przybrzeżnych lagunach, nieporadne na lądzie, jakże szybkie w wodzie, gdzie bystre oko czapli wypatruje ryby.

A na to wszystko patrzą Meteory, przed oczami świata ukryci mnisi. Jak dawno wymarłe istoty spoglądają ze świętej góry Athos na zagubione wśród lądu miasteczka, modląc się do Zeusa o placki owsiane i szklankę rakiji. Meteory - to świat, który zaginął. Odległa epoka, w której żyły dinozaury pośród fantastycznych form skalnych, baszt i rumowisk. Tam, wysoko na szczytach, gdzie wzrok nie sięga, mnisi ukryci w skałach, przez siebie wyrytych tunelach oddawali się medytacji. Nawet wtedy, gdy dzikie hordy Turków atakowały Grecję - oni siedzieli wysoko w chmurach, modląc się do Boga. Dzięki tej wytrwałości oszczędzono ich, a nawet wywyższono i uznano za świętych.

Nasz ukryty namiot w cieniu olbrzymich topól każdego poranka spoglądał na Olimp, jego poszarpane, kamieniste zbocza, ukryte jary i tryskające źródła. Tam w panteonie bogów ziemia łączyła się z niebem, a my patrzyliśmy na deszcz jak na słowa płynące po twarzy wiecznego Zeusa.

Żyliśmy jak we śnie i tylko krzyk pawia budzący nas o świcie i sztormowe fale Morza Egejskiego przypominały o surowym i pięknym krajobrazie Grecji.

Jerzy Stanisław Fronczek

˘ Na mapce Grecji zaznaczony region, o którym mowa w tekście.

OFERUJĘ

Nowa lista producentów kosmetyków wolnych od okrucieństwa do nabycia w redakcji "Mission Human". Można ją otrzymać, pisząc pod adresem:

Kasia
Kempnego 2b/7
41-711 Ruda Śląska

Proszę załączyć kopertę ze znaczkiem zwrotnym.


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 4 (94), Kwiecień '97