"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 6 (96), Czerwiec '97


WEGETARIANIE NA STOS?!

Wszystko zaczęło się jakieś 2 lata temu. Najpierw pojawił się telewizyjny program Mariusza Szczygła Na każdy temat; wtedy do akcji wkroczył poseł Ryszard Nowak i zaczął grać na niskich instynktach mas, strasząc nas wszystkich zagrożeniem ze strony sekt. Do akcji włączył się także Kościół, a w ślad za nim pojawiły się liczne artykuły w gazetach oraz audycje w radio i TV. Zagrożenie wolności słowa i wyznania jest w Polsce tak realne, jak nigdy dotąd!NAGONKA ANTYSEKCIARSKA

Jeśli jednak ktoś sądzi, że jest to problem jedynie stowarzyszeń religijnych - myli się jak diabli! W ramach propagowania diety wegetariańskiej rozpowszechniałem różne ulotki i broszury. Zapobiegawczo na każdej z nich widniała notka informująca, że nie ma to nic wspólnego z żadną religią, polityką i ideologią, a wszelkie działania są po prostu odruchem serca. W kwietniowym numerze biuletynu "V-Press" dodatkowo zamieszczony został tekst nt. tej całej szopki antysekciarskiej. Niestety, nic to nie pomogło, gdyż 22.4. zostałem wezwany na policję. Okazało się, że ojciec jakiejś wegetarianki oskarża mnie o zmuszanie jego córki do skrajnej ascezy, do nieprzyjmowania lekarstw oraz posądza o działalność sekciarską.

Powie ktoś w tym miejscu: "No dobra, ale mogłeś im wytłumaczyć, że wegetarianizm nie ma nic wspólnego z sektą… to wolny kraj i jeśli nie przekroczyłeś prawa, to nie mogą ci nic zrobić". Niestety, jest to tylko teoria! Każdy, kto choć raz w życiu był w małomiasteczkowym komisariacie, wie, że nie jest to najlepsze miejsce do filozofowania i wykładania swoich poglądów. Nie jest to też dobre miejsce do dowodzenia swojej niewinności, tym bardziej gdy wszystkie osoby wokół są mięsożerne. Na komisariacie musisz słuchać, co mają ci do powiedzenia, a nie samemu pouczać policjantów.

Okazało się więc, że choć nie ma żadnych przepisów karających za szerzenie wegetarianizmu, to można (gdy się chce) podciągnąć to pod "niebezpieczną działalność sekciarską"; a gdyby i to nie pomogło, to istnieje możliwość, że oskarżający załatwi sprawę bez pomocy policji, wynajmując "ruskich" lub podpuszczając bojówki fanatyków. Sposób zawsze się jakiś znajdzie, a policja nie będzie szczególnie protestować, bo po stronie wegetarian raczej się nie opowiada. W konsekwencji wszelkie stowarzyszenia wegetariańskie nie mają żadnej realnej ochrony prawnej! Nie uzyskają poparcia ani w społeczeństwie, ani w policji i sądzie, ani w mass mediach.

Jeśli chodzi konkretnie o moją sprawę, to z nakazu policji nie mogę utrzymywać żadnej korespondencji z osobami niepełnoletnimi lub z osobami, których rodzice mają negatywny stosunek do wegetarianizmu. Od czasu do czasu nadal przychodzą na mój adres anonimowe liściki pełne wulgaryzmów i fanatycznego potępienia diety bezmięsnej, a także działalności antywiwisekcyjnej. Ze względu na bezpieczeństwo osób zaangażowanych w tę sprawę całą działalność Mission Human postanowiłem zawiesić na czas nieokreślony. Proszę więc wszystkie osoby o czasowe wstrzymanie się z rozpowszechnianiem naszych materiałów. CO DALEJ?

Z tego co wiem, niektóre stowarzyszenia (szczególnie religijne) również miały pewne nieprzyjemności związane z nagonką antysekciarską. Niestety - jak do tej pory - nie poczyniono żadnych poważnych kroków, aby przeciwstawić się fali fanatyzmu. A przecież liczba osób należących do kościołów niekatolickich szacuje się na ponad milion. Drugi milion to osoby ze środowiska ekologicznego i anarchistycznego. Jest nas więc ok. 2 mln! To potężna siła! Nie pozwólmy, aby państwo wyznaniowe stało się faktem! CO TO JEST SEKTA?

Dla Kościoła katolickiego sektą jest wszystko to, co nie jest Kościołem katolickim. Każdy może sobie ułożyć własną definicję sekty. Za sekciarstwo został przecież skazany na śmierć Jezus Chrystus. O sekciarstwo zostali oskarżeni pierwsi chrześcijanie, a także tacy mędrcy, jak: Pitagoras, Heraklit, Sokrates itd. Dzisiaj każdy, kto nie zjada mięsa, jest członkiem sekty. Zadać sobie jednak należy pytania: Czy istnieje coś takiego, jak zagrożenie sektami? Czy w Polsce miało miejsce zbiorowe samobójstwo jakiejś grupy religijnej? Ile ludzi straciło w naszym kraju życie z rąk sekty? Bo jeżeli chodzi o ilość osób, które tracą życie w wypadkach samochodowych, to wynosi ona około 14 ludzi dziennie… Jednak żaden z miłośników samochodów nie zostanie wezwany przed sąd za propagowanie tego strasznie niebezpiecznego zajęcia; żaden z nich nie zostanie oskarżony o sekciarstwo. KOZIOŁ OFIARNY

Od 2 lat zajmuję się naukową analizą epidemii fanatyzmu w starożytnej, Średniowiecznej i nowożytnej Europie. Refleksje na ten temat umieszczone zostały w pracy pt. Wąska droga. Może się ktoś zgadzać lub nie, ale jestem głęboko przekonany, że wolność jednostki jest obecnie zagrożona w Polsce jak nigdy dotąd. Takiego spustoszenia nie uczyniła nawet 40-letnia dyktatura PRL­u.

Działalność Nowożytnej Świętej Inkwizycji oparta jest o tzw. "mechanizm kozła ofiarnego", który został bardzo ładnie wyłożony w pracach René Girarda. Gdy społeczeństwo rządzone jest przez dyktatora, to wszelka złość kierowana jest na niego; rządzący oskarżani są w takich wypadkach o wszystkie nieszczęścia świata. Gdy jednak nadejdzie okres prawdziwej demokracji (rządy mas), lud nie ma już kogo oskarżyć i nie ma się już na kim wyładować, gdyż sam jest władzą! Szuka wtedy tzw. "kozła ofiarnego" w społeczeństwie. Kozłem ofiarnym może zostać każdy, kto się czymkolwiek wyróżnia: jest zbyt mądry lub zbyt głupi, ma rude włosy, dokarmia zwierzęta, jest wegetarianinem lub świadkiem Jehowy itd.

Gdy nastąpi oskarżenie, nie ma już drogi odwrotu. Oskarżona "czarownica" na nic dowodziła swojej niewinności - wyrok był pewny, a oszalały tłum sycił swój wzrok ciałem płonącej na stosie kobiety. Co z tego, że bycie Żydem nie jest wbrew prawu - wystarczyło nim być, aby stać się kozłem ofiarnym i zostać zagazowanym; według tłumu "Żydzi są winni całemu złu na tym świecie: oni zabili Jezusa, oni są złodziejami i doprowadzili kraj do upadku gospodarczego".

Z wegetarianami jest podobnie: nie jedzą szynki w Wielkanoc - są więc sektą; mają ciągle uśmiechnięte twarze - więc pewnie ćpają i zarażają HIV-em; nawet nie używają mydeł testowanych - więc pewnie śmierdzą i roznoszą choroby; rozbijają rodziny, porywają dzieci itd. OSTATNIE DONIESIENIA

Powstał już projekt przeprowadzenia w szkołach podstawowych i średnich specjalnych lekcji ostrzegających przed sektami. Czego będzie się uczyć dzieci? Przede wszystkim: jak rozpoznać sekciarza. Przypomina to trochę lekcje w hitlerowskich Niemczech, gdzie uczono dzieci, jak rozpoznać Żyda. Według Londyńskiego Ośrodka Informacyjnego ds. Sekt i Kultów symptomy wstąpienia do sekty są następujące:

No cóż, dziękujemy panu, pośle Nowak!

Robert Surma

CZY "GŁĘBOKA EKOLOGIA" TO EKOFASZYZM?
- i inne uwagi na marginesie książki
"Nowy ład ekologiczny"

Im wyżej rozwinięty umysł,
tym więcej widzi między ludźmi odrębności;
umysły pospolite nie dostrzegają różnic między ludźmi

Blaise Pascal

Człowiek (…) uważa swój rozum
za siłę wieczną i uniwersalną,
walczącą z przypadkowością natury
tylko po to, by przekonać się,
że rozum ludzki pozostaje sługą
namiętności natury w nim samym
i ofiarą kaprysów natury poza nim

Reinhold Niebuhr
PRZECIWKO
"MYŚLENIU GLOBALNEMU"

Recenzowania tej książki podjąłem się z pewną niechęcią, jako że leżąca u jej źródeł filozofia jest mi z gruntu obca. Wielką podejrzliwością darzę wszystkich, którzy (jak wydawca Nowego ładu - Polskie Towarzystwo Uniwersalistyczne) dążą do "jedności rodzaju ludzkiego". W ślad za Jednością na ogół postępuje bowiem jednakowość - w cieniu szlachetnych zamiarów lęgnie się kolejny totalizm.

Chciałbym świata bogatego najróżnorodniejszymi, autonomicznymi - lecz tolerującymi się i wzajemnie się wzbogacającymi tożsamościami. Być może w Średniowieczu czy nawet w l. 30. naszego stulecia byłbym propagatorem uniwersalizmu, jako że nie pociąga mnie również wizja ludzkości rozdartej na odizolowane, nie rozumiejące się i wrogie sobie wspólnoty, w których bez reszty uwięzione są jednostki. Dziś jednak głównym zagrożeniem jest kulturowa unifikacja ludzkości. U jej źródeł leży ekonomiczna i polityczna integracja świata (dokonywana - de facto - w interesie wielkich mocarstw i wielkich koncernów), a jej filozoficznym uzasadnieniem ("religią panującą Nowego Porządku Światowego") jest uniwersalizm właśnie. Nie spodziewajcie się zatem obiektywnego streszczenia - to będzie namiętna polemika… POŻYTKI Z FERRY'EGO

W miarę czytania książki Ferry'ego moje wojownicze początkowo nastawienie ulegało zmianie. Nowy ład ekologiczny jest nie tylko nader interesujący w warstwie faktograficznej - okazał się być także pierwszorzędnym wyzwaniem intelektualnym. Stanowi odpowiedź establishmentu na zagrożenie ze strony radykalnej ekologii, feminizmu, multikulturalizmu, daleką jednak od prostackich agitek, które uciążliwą polemikę zbywają przez przyklejenie łatki "faszysty".

Nowy ład… jest kopalnią faktów, których nie znajdziemy w publikacjach ekologistów, nazbyt dbałych o swój Poprawny Politycznie wizerunek. Możemy tu przeczytać np. o podobieństwach między New Age a Średniowieczem: tak głęboko w historię sięgają korzenie deep ecology - to w wiekach średnich powszechną była idea, że świat jest żywym organizmem1) [39]. Wielce interesujące są zwłaszcza opisy Średniowiecznych procesów przeciw zwierzętom, z których Ferry wyprowadza współczesny postulat prawnego upodmiotowienia przyrody. Poznać możemy też historię animalizmu od antropocentrycznego utylitaryzmu2) do współczesnego uznania zwierząt za równoprawne z człowiekiem.3) Na przekór agitatorom lamentującym o "zawłaszczaniu idei ekologicznych przez prawicę" Ferry pisze wprost, że to niemiecki nazizm jako pierwszy wprowadza zasadę ochrony przyrody dla niej samej, a nie jako wartości służącej ludziom4) [98].

Oczywiście Ferry nie jest jednak obiektywnym kolekcjonerem ciekawych faktów - przy ich pomocy metodycznie buduje on obraz zbieżności między ekologią a nacjonalistyczną prawicą. Pisze więc: niektóre korzenie ekologii głębokiej wyrastają z faszyzmu, zaś jej gałęzie sięgają sfer najbardziej skrajnego kulturowego lewactwa [91]. W podobny sposób traktuje wielokulturową lewicę: Zarówno skrajna prawica, jak i skrajna lewica głosi jeden nakaz: należy nauczyć się "żyć po swojemu", należy różnicować sposoby życia, walcząc z "jednowymiarowością" świata. (…) Zwolennicy zróżnicowania upodabniają się do siebie… [106].

Przede wszystkim jednak Ferry przeprowadza inteligentną krytykę ekologizmu, celnie trafiając w jego słabe punkty i obnażając rzeczywiste słabości. Przyjrzyjmy się im uważnie… UNIWERSALISTYCZNA
KRYTYKA EKOLOGII

Ferry dokonuje analizy współczesnego ruchu ekologicznego, wyróżniając w nim trzy nurty filozoficzne: ekologię antropocentryczną (chroniącą przyrodę dla człowieka), animalizm (rozszerzający krąg zainteresowań także na zwierzęta) i deep ecology (dla której podmiotem jest już cała przyroda) [18-19]. Także z punktu widzenia afiliacji politycznych zauważa trzy frakcje: prawicową, lewicową i demoliberalną5) [21-22]. Sam sympatyzuje, rzecz jasna, z ekologią "powierzchowną", antropocentryczną i "demokratyczną", którą charakteryzuje następującymi słowy: nawet jeśli ekolog-demokrata lubi puste plaże i nie zatrute morze, to jednocześnie nie byłby skłonny obejść się bez dobrodziejstw współczesnej nauki i bez towarzystwa innych ludzi.

Cały swój ogień Ferry kieruje przeciw animalizmowi, a zwłaszcza przeciwko ekologii głębokiej. W Nowym ładzie… konstatuje, że u podstaw ekologii głębokiej leży antyindywidualistyczny holizm [72-73], a ekologizm odbiera wolność jednostce, traktując człowieka jako element przyrody. Ferry zarzuca ekologistom, że redukują człowieka do biologii, odbierając mu to, co specyficznie ludzkie, czyli kulturę. Takie podejście pozwala mu twierdzić, że nienawiść do cywilizacji jest nienawiścią do człowieka [22].

Oczywiście niektóre z zarzutów Ferry'ego mają charakter demagogiczny, jak choćby to gołosłowne twierdzenie, że ekologiści "czują nienawiść do ludzi".6) W innym miejscu przestrzega przed głęboką ekologią jako formą religii - rzeczywiście, w deep ecology można zaobserwować quasi-religijne tendencje, ale CÓŻ W TYM ZŁEGO? Staroświecki racjonalista Ferry ciągle uważa religię za "opium dla ludu"; nie rozumie, że człowiek potrzebuje religii i ekologia pełni taką rolę w sposób naturalny. Nonsensowne są też zarzuty, że ekologia, tworząc całościowy światopogląd oparty na nauce, pretenduje do zajęcia miejsca filozofii [15] czy też że ekologiści chcą być "ekspertami moralności". Trudno to odczytać inaczej, jak próbę zachowania monopolu w kwestiach takich, jak etyka czy sens życia dla kasty zawodowych filozofów, których Ferry reprezentuje.

Są jednak też momenty, w których z Ferrym nie sposób się nie zgodzić. Muszę bowiem wyznać, że uznając słuszność ogólnych założeń radykalnej ekologii, nie entuzjazmuję się jej skrajnościami, postulatami nierealnymi czy niecelowymi, wręcz szkodliwymi.7) Dlatego wzdrygam się, gdy czytam np., że animalista Singer propaguje eutanazję [50]. Toż to już więcej niż równouprawnienie zwierząt - to stawianie ich w uprzywilejowanej pozycji (że już nie wspomnę o sprzeczności między eutanazją a etyką biocentryczną, szanującą każde życie)!

Trafne jest też spostrzeżenie Ferry'ego, że ekologiści często antropomorfizują przyrodę, którą postrzegają - patrząc przez pryzmat swego światopoglądu - jako harmonijną i moralną całość. Takie naiwne wyobrażenia rzeczywiście są sprzeczne z odkryciami nauk biologicznych. Co więcej, rodzi to znamienny paradoks: animaliści podporządkowują egoistyczne ludzkie instynkty moralności (która zakazuje zadawać cierpienie); działają więc w imię kultury, a nie natury (w której wszak rozmaite gatunki zjadają siebie nawzajem). Ferry obnaża w ten sposób słabą stronę utylitarystycznej filozofii animalizmu - jeśli neguje się kulturę (a więc też będącą jej częścią moralność), to w imię czego można i należy przezwyciężyć ludzki egoizm?

Rację ma również Ferry wytykając najradykalniejszym ekologistom skłonności antydemokratyczne i antyhumanitarne, przechodzące wręcz niekiedy w akceptację zbrodni [79-80]. Kwestionując technokratyczne status quo trzeba usilnie dbać o to, by nie popaść w prowadzące donikąd koleiny prawicowego czy lewicowego totalitaryzmu.

…Zauważmy przy tym, że Ferry jest mistrzem "krytyki konstruktywnej": nie ogranicza się do negacji, ale proponuje pewne rozwiązania pozytywne. Ferry rozumie, że dziś się nie da przeciw ekologii występować frontalnie,8) a zgodnie z logiką kapitalizmu - jeśli czegoś nie da się zniszczyć, to trzeba to wbudować w System. Dlatego usiłuje zredukować ekologię do czysto technicznego postulatu ochrony środowiska - by System był w stanie zasymilować ekologię, musi pozbawić ją ideologicznej nadbudowy, specyficznie ekologicznego światopoglądu.9) W miejsce biocentryzmu Ferry proponuje więc "antropocentryzm antykartezjański" i "humanizm niemetafizyczny"; feminizmowi radykalnemu przeciwstawia "feminizm egzystencjalistyczny"; ekologię głęboką chce zastąpić "demokratyczną ekologią powierzchowną". Nawet dychotomię między antysystemową rewolucją i wewnątrzsystemową reformą chce rozwiązać w duchu "radykalnego reformizmu",10) dlatego z radością konstatuje ewolucję ruchu ekologicznego ku reformizmowi11) [135- 143]. FILOZOFIA STAREJ ERY

By móc przeciwstawić się syrenim głosom ideologów establishmentu, koniecznym jest rozpoznanie filozoficznych źródeł uniwersalistycznej krytyki ekologii. Spróbujmy więc dokonać wiwisekcji filozofii Ferry'ego z precyzją równą jego własnej.

Ferry należy do Ostatnich Mohikanów Oświecenia (do którego na każdym kroku zresztą się odwołuje).12) W duchu tej XVIII-wiecznej filozofii (a wbrew np. postponowanemu Romantyzmowi) za najwyższą wartość uznaje Rozum, któremu wszystko podporządkowuje - to Rozum ma rządzić światem i historią.13)

Wypunktujmy od razu niebezpieczne implikacje, jakie niesie za sobą ów kult Rozumu. To oświeceniowy racjonalizm był filozoficzną przyczyną okrucieństwa wobec bezrozumnych zwierząt. To w antropologii Oświecenia należy szukać naukowych przesłanek eksterminacji (geno- lub etnocydu) ludów "dzikich".14) Terror Rozumu prowadzi wreszcie do elitaryzmu. Ferry akceptuje hierarchizację ludzi wedle kryterium rozumności (margines cywilizacji, a więc margines człowieczeństwa15) [32-33]); w innym miejscu zaś pisze: zdolność oderwania się od interesów (wolność) określała ludzką godność i sprawiała, że jedynie człowiek uznawany był za osobę prawną [47]. Równoprawne wydaje się być odwrotne rozumowanie: "skoro nie wszyscy ludzie są w stanie oderwać się od swoich determinantów i zdobyć wolność - to czy zasługują oni na demokrację i prawa człowieka?"16)

Z kultu Rozumu wynika antropocentryzm Ferry'ego - wszak człowiek jest jego jedynym nosicielem.17) Dzięki rozumowi człowiek wytworzył kulturę, zbudował cywilizację i w ten sposób wyrwał się spod tyranii Natury.

I tu pojawia się druga niezwykle istotna cecha filozofii Ferry'ego: niezgoda na determinizm. Ferry z furią odrzuca myśl, że człowiek mógłby być od czegokolwiek uzależniony, że cokolwiek mogłoby determinować jego wolę.18) Jego zdaniem człowiek jest istotą absolutnie wolną, ponieważ kieruje się zasadami kultury, a kulturę sam kształtuje.19) Istotą człowieczeństwa jest więc wolność określana jako zerwanie z Naturą20) [53], człowieczeństwo to po prostu zdolność wyrwania się z przyrody21) [26].

Natura (zarówno w sensie filozoficznym, jak i rozumiana jako środowisko przyrodnicze czy też wrodzone instynkty człowieka) jest traktowana przez Ferry'ego jako coś przeciwstawnego Kulturze - a więc obcego człowiekowi. Kult antynaturalności posunięty jest do stwierdzeń typu Natura jest bowiem piękna, gdy naśladuje sztukę [132, także np. 110] (czyż nie odwrotnie?!).22) Tymczasem ta demonizowana przez Ferry'ego opozycja Natura-Kultura jest przezwyciężalna: Człowiek musi postępować według zasad Kultury, ale Kultura nie może być sprzeczna z prawami Natury! MIĘDZY ANTROPOCENTRYZMEM
A KOSMOCENTRYZMEM

Dla Ferry'ego "antynaturalnie" rozumiany człowiek jest wartością najwyższą. Jego zdaniem przyroda może być tylko przedmiotem (a nie, jak chcieliby ekologiści, podmiotem), zaś chęć rozciągnięcia praw ludzkich na zwierzęta to już "antyhumanizm" [53]. Ciężko jest jednak zaprzeczać, że to właśnie ta antropolatria, kult ludzkiej jednostki leży u korzeni kryzysu ekologicznego.23)

Ferry rozumie, że skrajny antropocentryzm prowadzi w ślepy zaułek i krytykuje jego ostateczne konsekwencje ("wypaczenia"). Choć miarą wszechrzeczy pozostaje człowiek, to w Nowym ładzie… postuluje się odstąpienie od bezwzględnego i nieumiarkowanego wyzysku przyrody. Ochrona przyroda ma być realizowana jednak w interesie człowieka i w imię jego wartości: (…) warto rozważyć hipotezę, że szacunek dla zwierząt (nie bezgraniczny i nie bezwarunkowy) to (…) kwestia ogłady i dobrego wychowania… [66]. Stosunek do różnych form środowiska naturalnego powinno się różnicować w zależności od tego, jak bardzo są one do człowieka zbliżone. Ferry hierarchizuje byty, powtarzając za Heideggerem: Kamień nie ma żadnego świata, zwierzęciu dany jest jego mały świat, człowiek zaś jest tym, który świat kształtuje [65].

I tu, prawdę mówiąc, jestem Ferry'emu najbliższy. Choć kontestuję wyjściowe założenia filozofii uniwersalizmu, to skłonny jestem się zgodzić na proponowane w Nowym ładzie… rozwiązania praktyczne. Trudno bowiem zaprzeczyć faktowi, że antropocentryzm jest zdroworozsądkowy i pragmatyczny. Wynika to z faktu, że byty nieludzkie (a także np. embriony) nie potrafią wyartykułować swych interesów. Dopóki zaś nie ma możliwości artykułowania swoich interesów, dopóty można ich tylko domniemywać. Natychmiast pojawia się więc pytanie: kto (i dlaczego właśnie on) ma reprezentować te domniemane interesy? Skąd wiadomo, że prawidłowo ich domniemywamy?

Zastanówmy się jednak, jakie są możliwe alternatywy dla antropocentryzmu…

Pierwsza z nich to KOSMOCENTRYZM: wartością najwyższą jest w nim Wszechświat cały, utrzymywany w stanie statycznej równowagi. Idea ta wydaje mi się być alogiczna: jak "wszystko" może być "najważniejsze"? Przede wszystkim jednak postulat nienaruszalności naturalnego status quo jest niemożliwy do realizacji, gdyż wszak zrodził się w umyśle człowieka, który zaistniał dzięki powstaniu cywilizacji i przekształceniu otoczenia - a więc dzięki naruszeniu równowagi. Zwolennik tak rozumianego kosmocentryzmu wymaga więc od rodzaju ludzkiego samobójstwa gatunkowego, co jest - oczywiście - żądaniem nie do przyjęcia: skoro jestem elementem Natury i tak jak pozostałe istoty dążę do przekazania swoich genów, to nikt nie może ode mnie żądać, abym wyrzekł się swego interesu. Co więcej, nawet gdyby człowiek zaprzestał jakiejkolwiek ingerencji w naturę (co jest niemożliwe), to jej równowaga i tak będzie naruszana (dinozaury nie wyginęły na skutek ingerencji człowieka!).

Możemy spróbować zawęzić wartość najwyższą do Życia jako takiego - mamy do czynienia wówczas z BIOCENTRYZMEM. Tu jednak problem polega na tym, że żywe istoty są niejednakowe i skłócone między sobą. Świat przyrody ożywionej składa się z wielu antagonistycznych elementów - czyją wziąć stronę w przypadku konfliktu lwa i antylopy? Natura to suma sprzeczności i biocentrysta zmuszony jest między nimi wybierać.24)

W tej sytuacji mamy dwa możliwe rozwiązania: pierwszym jest hierarchizacja organizmów żywych - stojące na niższych szczeblach rozwoju uznajemy za mniej wartościowe niż te o większym stopniu złożoności. Przyznaję, iż sam się kiedyś do tego skłaniałem,25) zrozumiałem jednak, że w ten sposób na powrót kuchennymi drzwiami wprowadzamy antropocentryzm. Tak pojęty "biocentryzm" również prowadziłby do monokultury gatunku homo sapiens, wypierającego bez reszty wszystkie inne formy życia.

Jest jednak możliwe też nieco inne stanowisko: celem tego biocentryzmu będzie rozkrzewianie życia kosztem materii nieożywionej przy zachowaniu - co bardzo istotne! - jej różnorodności. Ideą "biopluralizmu" byłoby więc zachowanie Życia w ogóle,26) a więc zarówno jego zewnętrznego zasięgu, jak i wewnętrznej złożoności. Można by to nazwać koncepcją "równowagi dynamicznej": przyroda to zhierarchizowana ale organiczna, EWOLUUJĄCA jedność,27) człowiek pełni w niej rolę "ogrodnika".28)

Tak rozumiany biocentryzm nie jest sprzeczny (choć też nie jest tożsamy) z rozsądnym i dalekowzrocznym antropocentryzmem Ferry'ego. PRAWO DO RÓŻNICY

Powróćmy jednak do antropocentrycznej filozofii Oświecenia. Otóż swoją wartość najwyższą - człowieka - pojmuje ona szczególnie: to nie jest pierwszy z brzegu, realny człowiek - to wyłącznie abstrakcyjna jednostka, pozbawiona jakichkolwiek ponadindywidualnych cech szczególnych (jak przypuszczam - egzystująca jedynie w wyobraźni Oświeceniowych filozofów). Ferry pisze: Humanista (…) to co lokalne, co narodowe musi uważać za zło absolutne [36]. Pragnie on wytrawić żywego człowieka w kwasie uniwersalizmu, by został z niego jeno bezcielesny duch, byt abstrakcyjny.29) Na kartach Nowego ładu… raz po raz spotykamy pochwałę wykorzenienia [np. 17], raz po raz Ferry straszy, że człowiekowi nieustannie grozi ryzyko utożsamienia… 30) [35], kosmopolityzm traktuje wręcz jako wykładnik człowieczeństwa [139].

Oczywiście Ferry zastrzega się, że nic nie ma przeciwko zróżnicowaniu, ale jego zastrzeżenia czynią to zróżnicowanie faktycznie niemożliwym - sprowadzają je do swobody wyboru między różnokolorowymi T-shirtami w supermarkecie. Dlatego bardzo sceptycznie przyjmuję deklaracje typu: Nikt nie marzy o Europie, w której zniknęłaby bezpowrotnie różnorodność kulturowa poszczególnych narodów, a w zamian nastałaby standaryzacja życia wedle wzorców amerykańskich [108]. Przede wszystkim skłonny jestem przypuszczać, że marzą o tym wielkie koncerny, w których interesie leży ujednolicenie gustów i zachowań konsumentów (masowa produkcja - gdy nie trzeba brać pod uwagę lokalnej specyfiki - zwielokrotnia zyski). Ale nawet jeśli za dobrą monetę przyjmiemy szczerość Ferry'ego, to i tak ze smutkiem stwierdzić musimy, że w praktyce uniwersalizm musi prowadzić do uniformizacji. Uniwersaliści przyjmują unifikację jako zło konieczne, czy też jako mniejsze zło niż zakorzenienie, mające rodzić ksenofobię.31) Tymczasem o ile nacjonalizm może redukować nas do poziomu "zdeterminowanego kulturowo zwierzęcia", o tyle kosmopolityzm redukuje większość ludzi (nie dotyczy to jedynie nielicznych wybitnych jednostek) do poziomu sterowanych przez inżynierię społeczną robotów! DEMOKRACJA DLA DEMOKRATÓW

Także w sferze politycznej Ferry pozostaje w XVIII-wiecznej tradycji jakobińskiego "republikanizmu": państwa laickiego, scentralizowanego, demokratycznego. Ale uwaga: jak pisze Ferry, w demokracji panuje zasada krytyki wewnętrznej [128] - co stawia pod znakiem zapytania możliwość korzystania z prawa do krytyki nie tylko przez prawicowych czy lewicowych32) ekstremistów, ale też przez ekologistów (Zwolennikom demokracji ekologia głęboka wydaje się antypatyczna… [120]). W ten sposób swobody obywatelskie zostają niepostrzeżenie zarezerwowane dla zwolenników establishmentu, w wyniku czego "demokracja" ulega postępującemu wyjałowieniu intelektualnemu i uwiądowi społecznemu.

Tradycja republikańska kruszy się dziś pod naporem tzw. Nowej Polityki: ekologii, regionalizmu, feminizmu, ruchów środowiskowych (np. emerytów), partii protestu… Dla Ferry'ego zoligarchizowana "demokracja parlamentarna" nadal pozostaje jednak jedyną zaporą dla czerwonego czy brunatnego totalitaryzmu. Tymczasem rzeczywistą alternatywą - także dla technokratyzmu (który na równi z faszyzmem i komunizmem stanowi polityczną nadbudowę społeczeństwa masowego) może być np. zdecentralizowana ekonomicznie, politycznie i kulturowo demokracja bezpośrednia. ŁABĘDZI śPIEW

…Gdy czytałem Nowy ład ekologiczny raz po raz kłuł mnie w oczy anachronizm poglądów Ferry'ego: głęboko zanurzone w Oświeceniu, zatrzymane w rozwoju na poziomie XVIII stulecia, jaskrawie sprzeczne z nowoczesną nauką. Można więc napisać brutalnie: oświeceniowa filozofia to dziś sklerotyczne bajdurzenie stetryczałych staruszków, powtarzających komunały z czasów swojej młodości. Nadludzkie wysiłki Ferry'ego, by odświeżyć te cuchnące naftaliną idee, na nic się nie zdadzą - czas jego formacji nieubłaganie przemija.

Nadchodzi Nowa Era…

Jarosław Tomasiewicz

Luc Ferry, Nowy ład ekologiczny: drzewo, zwierzę i człowiek, Centrum Uniwersalizmu, Warszawa 1995. Książka wydana została za pieniądze Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. GLOSARIUSZ

  1. Wykorzeniona dopiero przez kartezjańską fizykę.
  2. Ferry uznaje animalizm (utylitarystyczny) za pokłosie egalitaryzmu i demokratyzmu; zgadzając się z nim, dodałbym tu też "hipertrofię moralności" cywilizowanych społeczeństw.
  3. Symbolicznym może wydać się tu fakt, że pierwsze we Francji prawo chroniące zwierzęta zgłosił w 1850 r. poseł konserwatywny, a poparła je lewica [41].
  4. Prawicowe źródła ekologii nie są dla mnie nowiną, ale nawet ja zdziwiłem się głęboko, że w rasistowskiej III Rzeszy sformułowano zasadę etnopluralizmu! W swej wydanej w 1942 r. Walther Schoenichen jako jeden z pierwszych potępił wykorzenianie kultur ludów prymitywnych przez Zachód [101-102]. Oczywiście nie należy przypuszczać, by tego typu idee były w nazizmie dominujące.
  5. Myli się tu jednak Ferry, wyprowadzając ekologię z rzekomego "antyscjentyzmu" ideologii totalitarnych: komunizm był oparty na kulcie nauki, techniki i postępu, a faszyzm też od zdobyczy techniki nie stronił.
  6. Takich - i bardziej subtelnych - "kwiatków" znajdziemy więcej: Ferry np. konsekwentnie nazywa animalistów "zoofilami", co (w każdym razie w języku polskim) jest nazwą zboczenia seksualnego. Nawet sam tytuł książki, nawiązujący do idei faszystowskiego Neue Ordnung, zdaje się sugerować reakcyjne afiliacje ekologii.
  7. Taki sam stosunek mam do feminizmu (którego wątek pominąłem w swej recenzji): uznając równość kobiet i ich odmienność, nie chcę być przez nie zdominowany czy feminizowany!
  8. Ze znanych mi ośrodków ideowo-politycznych odwagę, by otwarcie walczyć z ekologią, ma tylko tzw. "Instytut Schillera" Lyndona LaRouche'a.
  9. Zauważmy, że np. prawica ogranicza się do zewnętrznej krytyki ekologizmu i jego przejawów; Ferry natomiast uderza w sam filozoficzny rdzeń ekologii!
  10. Ta propozycja Ferry'ego zasługuje na wnikliwe rozważenie, gdyż rzeczywiście należy znaleźć metodę "rewolucji bez rewolucji" - sposób daleko idącej transformacji społeczeństwa, obywającej się jednak bez gwałtownych przewrotów. Różnica z Ferrym dotyczy jednak celu: dla niego "radykalny reformizm" ma zatrzymać przemiany w granicach obecnej cywilizacji, a nie przekraczać ich.
  11. Ferry jest przy tym w ogóle przeciwnikiem istnienia osobnych partii politycznych Zielonych - jego zdaniem ekologiści powinni funkcjonować tylko jako apolityczne lobby w ramach systemu.
  12. Nie obyło się też bez rytualnego odwołania się do judaistycznych korzeni Oświecenia [64-65] (czy po to, by swoim krytykom móc zarzucić "antysemityzm"?).
  13. Wzmianki o "końcu historii" [120] dowodzą, że Ferry wierzy w zdeterminowany rozumnymi prawami rozwój ludzkości ku bliżej nieokreślonej "świetlanej przyszłości"!
  14. Zauważa to sam Ferry [31], który jednak konsekwentnie nazywa kultury tradycyjne mianem społeczeństw "nieoswojonych" (!).
  15. Charakterystyczne, że Ferry akcentuje, iż jest to hierarchizacja "nierasistowska" (nie geny decydują, lecz środowisko) - dla kolonizowanego tubylca jednak mała to różnica, w imię jakiej filozofii będzie eksterminowany.
  16. Odnoszę wrażenie, że taka w istocie jest postawa liberałów, którzy "demokracją" nazywają rządy światłej elity ("oświeconą oligarchią"), natomiast dosłownie rozumiane władza ludu to dla nich odrażający "populizm".
  17. Podkreślmy z całą mocą: Ferry'ego nie interesuje człowiek jako taki - on czci Rozum objawiający się w człowieku. Zastąpmy "Rozum" Bogiem, a zrozumiemy, dlaczego Oświecenie zrodziło się właśnie w chrześcijańskiej Europie - toż to zlaicyzowana wersja chrystianizmu, chrześcijaństwo które utraciło nadzieję na życie wieczne!
  18. Bardzo charakterystyczne jest twierdzenie Ferry'ego, że kobieta MOŻE rodzić dzieci, ale nie jest po to stworzona. No cóż, muszę narazić się także feministkom… Twierdzenie takie brzmi nader wzniośle, ale rozróżnienie na płci nie ma w przyrodzie innego celu, jak tylko prokreację!
  19. I to jest fałszem! Kultura wprawdzie jest wytworem ludzkim - ale ludzkiej zbiorowości: tylko niektóre jednostki czynnie i świadomie tworzą ją i zmieniają - reszta przyjmuje ją biernie. Dlatego właśnie kultura JEST realnym bytem ontologicznym, choć Ferry nie chce uznać tej antropologicznej i socjologicznej prawdy [110].
  20. Wynikałoby z tego, że człowiek jest tym wolniejszy, tym bardziej ludzki - im bardziej wynaturzony, im bardziej patologiczny!
  21. Co znowu jest negowane przez nowoczesną naukę, tropiącą pod płaszczykiem kultury głęboko zakorzenione instynkty.
  22. W innym miejscu Ferry uzasadnia ochronę zwierząt odnajdywaniem w nich refleksów człowieczeństwa.
  23. Ferry'ego interesuje - oczywiście - tylko ludzkie indywiduum ("myśl indywidualistyczna bardziej zatroskana jest jednostkową egzystencją, niż losem gatunku" [35]). Brzmi to nad wyraz szlachetnie w publikacjach filozofów i polityków, ale na poziomie potocznym liberalny indywidualizm wyrodnieje do krótkowzrocznego, dewastującego przyrodę egoizmu.
  24. Pisząc tak - oczywiście - narażam się, że Wielki Inkwizytor Kościoła Wegeteriańsko-Animalistycznego Krzysztof Żółkiewski zażąda od ZB, by nie drukować "takich tekstów", jak to z niejaką regularnością czyni.
  25. Np. w polemice z Januszem Korbelem, Czy ameba jest równa człowiekowi albo rozważania o hierarchii [w:] ZB nr 9(27)/91, s.18.
  26. Świata materii ożywionej jako całości - a nie każdego organizmu czy gatunku z osobna!
  27. Prawdę mówiąc, jednak to też raczej zmistyfikowana wizja niż realna rzeczywistość - teoria Chaosu kwestionuje takie naiwne próby szukania "ładu".
  28. Oczywiście można zarzucić, że i taki "biocentryzm" jest antropocentryczny, tj. widziany z punktu widzenia człowieka. Mogę na to odpowiedzieć tylko tyle, że nie wierzę, by jakikolwiek człowiek był w stanie nie patrzeć przez pryzmat swego (takiego czy innego) człowieczeństwa. Trudno mi np. - z powodu najzwyklejszego i najnaturalniejszego instynktu samozachowawczego - zaaprobować kosmocentryczną ideę, że epidemie są potrzebne dla przeciwdziałania nadpopulacji. Nie jestem więc kosmocentrystą: choć widzę organiczną jedność Bytu, to hierarchizuję go - ważniejszy jest dla mnie człowiek niż pies, krowa czy szczur. Holistyczna idea, że "wszystko jest jednością", może być bowiem interpretowana na dwa sposoby: albo że wszystko jest ściśle powiązane gęstą siecią współzależności (i tak ja to czynię), albo że wszystko jest niepodzielne, niezróżnicowane - jednakowe.
  29. Jednak okazuje się, że ów idealny "człowiek w ogóle" jest dziwnym trafem ucieleśnieniem zachodnioeuropejskiego liberalnego intelektualisty, a nie np. meksykańskiego wieśniaka czy technika komputerowego z Singapuru. Przy okazji zwróćmy uwagę na jeszcze jedną nierozwiązywalną sprzeczność laickiego uniwersalizmu: normy tworzone przez ludzi nie mogą mieć waloru ogólności, gdyż to, co stworzą jedni ludzie, to inni mogą zakwestionować.
  30. Ferry jest ślepy na fakt, że owo utożsamienie tworzy właśnie w znacznej części osobowość jednostki!
  31. Jest to - oczywiście - kwestia hierarchii wartości. Dla mnie mniejszym złem jest ksenofobia (o ile tylko nie wyraża się - a przecież nie musi - w morderczych formach). Ludzie przez tysiąclecia jakoś żyli w zamkniętych wspólnotach, dlatego zamiar planowego wykorzenienia ksenofobii jawi się w moich oczach jako antynaturalna inżynieria społeczna budująca świat nieludzki.
    1. Ferry krytykuje niektóre aspekty Politycznej Poprawności - tam, gdzie uderzają w niego!

WYZNACZANIE OBSZARÓW CHRONIONYCH
BEZ REALNEJ SIŁY, KTÓRA MOGŁABY JE OCHRONIĆ,
JEST FIKCJĄ

We wstępie Narodowej Strategii Integracji Rzeczypospolitej z Unią Europejską czytamy, iż może się ona dokonać sprawnie tylko przy szerokim udziale organizacji pozarządowych.

W tym sensie Program Ochrony Środowiska dla Województwa Lubelskiego 1997-2010 (tzw. Master Plan) nie spełnia swoich zadań. Co więcej, zaprzepaścił szansę szerokiego udziału organizacji społecznych w jego tworzeniu. To prawda, że prowadzenie konsultacji jest złożone, wymaga cierpliwości i konsensusu wielu podmiotów. Ale jest możliwe. Tymczasem racjonowanie informacji (jakie miało miejsce przy tworzeniu POŚ-u dla woj. lubelskiego) przez administrację spowodowało, iż można być tylko "za" lub "przeciw" programowi. To bardzo niedobrze z punktu widzenia osiągnięcia celów programu.

Pytania bez odpowiedzi:

  1. Kto to jest komercyjna firma Fugro Milieu Consult?
  2. Jaka jest wartość rynkowa informacji uzyskanych przez Fugro Milieu Consult w trakcie przygotowywania POŚ-u?
  3. W jaki sposób zostaną zrekompensowane rolnikom skutki industrialnej polityki założonej w POŚ-u?

Drugim celem NSI jest decentralizacja decyzji. W POŚ-u znajduje się zapis mówiący, że decentralizacja nastąpi. Prawda, bo można udowodnić, że niektóre decyzje w ochronie środowiska podejmowane są przez społeczności lokalne, czyli przez samorząd. Nieprawda, bo za samorząd decyzje podejmuje Urząd Wojewódzki, a właściwie Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który może przyznać w sposób arbitralny lub nie środki na ochronę. Wójt nie odważy się zanegować roli centrali (centralizm demokratyczny). Zastosowane przy konstruowaniu POŚ-u zasady spowodowały, że stworzono program nakazowo-urzędniczy, który będzie nieodporny na zmiany polityczne i koniunkturę ekonomiczną. Nie posiada on podstawowego waloru, jakim jest powszechna akceptacja społeczna. Po prostu nic o nim nie wie, a tzw. organizacje pozarządowe znają program hasłowo. Sprzyja to koteriom i budzi uzasadniony lęk, że będzie on do przyjęcia tylko przez osoby zyskujące w jego realizacji konkretne wymiary ekonomiczne - i to spłycone do bieżących korzyści materialnych.

Według Biura Ekologicznego Lublin (porozumienie ekologicznych organizacji pozarządowych) pilnie należy rozwiązać m.in. następujące problemy:

  1. Zatrzymanie tempa eutrofizacji wód powierzchniowych.
  2. Energia cieplna dla wsi, aby zatrzymać tempo deforestacji.
  3. Ochrona bioróżnorodności przez utworzenie 2 rezerwatów biosfery: Polesie i Roztocze.

Zachwyt, z jakim przyjęto holenderską "pomoc" w wysokości 800 tys. guldenów, jest pozorny. Jedna mała farma ekologiczne pod Tilburgiem (Holandia), która docelowo ma doprowadzić glebę do stanu, jaki jest powszechny w lubelskich gospodarstwach rolnych, otrzymała roczną dotację w wys. 1 260 tys. guldenów, a woj. lubelskie - 800 tys. na zniszczenie własnych gospodarstw, być może nieświadomie.

Rozumiemy zależności administracji. Naszym celem nie jest wskazywanie winnych. Wszyscy jesteśmy winni, gdyż nie potrafimy samodzielnie opracować strategii rozwoju naszego regionu.

Dariusz Wlaźlik
Biuro Ekologiczne Lublin
Garbarska 20
20-325 Lublin
0-81/743-92-94 w.345 743-66-13
weg@dtm.dtm.lublin.plPS

W wyniku przyjęcia ekologicznego Master Planu Komitet Sterujący uznał, że finansowanie budowy dróg asfaltowych jest założeniem priorytetowym dla Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Lublinie.

NARODOWA STRATEGIA INTEGRACJI
- UWAGI I KOMENTARZ

Przygotowany przez rząd dokument Narodowa Strategia Integracji nie przykuwa szczególnej uwagi polityków, dziennikarzy. Opinia publiczna zajęta jest innymi, być może bardziej aktualnymi problemami. To, że Instytut na rzecz Ekorozwoju zabiera głos nt. Strategii wynika z uznania szczególnej ważności tego dokumentu. Określa on sposób, w jaki Polska zamierza dochodzić do członkostwa w Unii Europejskiej. Strategia stanowi wytyczne dla rządu, jego agend; określa rolę społeczeństwa w procesie integracji.

Instytut na rzecz Ekorozwoju jest organizacją pozarządową. Jego misją jest promowanie zasad ekorozwoju m.in. poprzez ukazywanie nowych rozwiązań proekologicznych oraz przenoszenie pozytywnych doświadczeń we wdrażaniu zrównoważonego rozwoju w innych krajach do polskiej praktyki.

Dalekosiężność celów Strategii, zawarte w niej założenie pozytywnej stymulacji polskiej gospodarki w wyniku przystąpienia do Unii, jak również założenie o korzystnych przemianach w dziedzinie ochrony środowiska skłoniły Instytut do oceny tego dokumentu z punktu widzenia zasad ekorozwoju, a zwłaszcza:

1. Instytut uznaje przygotowanie Strategii za znaczące wydarzenie polityczne. Jest to dokument interesujący; obrazuje proces, na jaki zdecydowały się skierować swe działania parlament, rząd. Zgodnie z wyrażoną wcześniej1) opinią podtrzymujemy zastrzeżenia dotyczące pominięcia przy tworzeniu dokumentu udziału organizacji społecznych, zwłaszcza bliskich nam - ekologicznych. Udział organizacji społecznych, np. w formie konsultacji, z całą pewnością dałby dokumentowi inny wymiar polityczny i merytoryczny.

2. Dokument jest adresowany do szerokiego grona odbiorców: od najwyższych władz państwowych do pojedynczych obywateli. Jego dostępność jest jednak - jak dotychczas - ograniczona. Napisany jest językiem zrozumiałym, choć zastosowane miejscami skróty myślowe i powołania na fragmenty innych dokumentów będą sprawiać kłopot niewyrobionemu czytelnikowi. Odnosi się wrażenie, że rząd ukierunkował Strategię, a więc i własne działania, na te instytucje i środowiska, które są przekonane o słuszności przystąpienia do Unii. Czy pominięcie mniej przychylnych okaże się w ogólnym rozrachunku posunięciem słusznym, pokaże najbliższa przyszłość. Wśród pominiętych mogą znaleźć się członkowie wielu organizacji społecznych, w tym ekologicznych.

Stwierdzenie, że pozostawanie poza UE grozi marginalizacją cywilizacyjną - jako wyraźnie polityczne - nie powinno znaleźć się w dokumencie. Ponadto jest obraźliwe dla tych, którzy mają wątpliwości odnośnie przystąpienia Polski do UE. Wieloletnia marginalizacja cywilizacyjna Polski, której skutki obecnie wspólnie nadrabiamy, to efekt dominacji jedynie słusznego poglądu i systemu - co warto mieć na uwadze, nadając dokumentowi Strategia Integracji wymiar "narodowy".

3. Strategia, jak podają jej autorzy, została podporządkowana dążeniu do korzystnej integracji z Unią w następujących aspektach: politycznym, gospodarczym, społecznym, kulturowym i cywilizacyjnym. Kwestie te pojawiają się w dokumencie wielokrotnie i w to sposób dający czytelnikowi poczucie, że w mających nastąpić negocjacjach zadba się o jego pierwszorzędne wartości i potrzeby. Strategia nie ujawnia metod oceny korzyści i strat, jakie mogą się wyłonić w trakcie integracji. Wychodząc z założeń ekorozwoju2) niekorzystne byłoby ograniczenie równości w dostępie do zasobów naturalnych oraz ich eksploatacja odbywająca się kosztem przyszłych pokoleń. Brak bezpośredniego odniesienia się do ekorozwoju przy definiowaniu celów Strategii Instytut uważa za istotne niedopatrzenie.

Wykorzystanie opracowań dotyczących strategii zrównoważonego rozwoju gospodarczego uwzględniającego wymogi ochrony środowiska w trakcie tworzenia Strategii - o czym informują jej autorzy - zdaniem Instytutu nie znalazło dostatecznego odzwierciedlania w dokumencie; stało się zabiegiem technicznym, a nie kategorią wyzwania dla polskich negocjatorów.

4. Strategia została przygotowana na krótki okres związany z osiągnięciem członkostwa Polski w Unii. Miejscami wybiega ona w dalszą przyszłość. Stwierdza się w niej, że członkostwo w Unii nie jest warunkiem przystąpienia do Unii Ekonomicznej i Monetarnej. Powinno się powiedzieć, że jest jednak jego konsekwencją, a integracja europejska nie kończy się na osiągnięciu statusu członka Unii. Drastyczne rozdzielenie obu procesów w Strategii jest zbyt daleko idącym uproszczeniem.

5. We wprowadzeniu omawianego dokumentu podkreśla się, że realizacja celów integracji odbywać się powinna w stałym dialogu ze społeczeństwem. Zarówno z punktu widzenia organizacji społecznej, jak i w aspekcie zasad ekorozwoju, jest to deklaracja szczególnej natury. Nie odżegnując się od dialogu z innymi organizacjami Strategia skłania się ku związkom zawodowym, samorządom i pracodawcom oraz informuje, że zostanie powołana Rada Integracji Europejskiej, której zadaniem będzie konsultowanie procesu dochodzenia do członkostwa. Zdaniem Instytutu dialog ze społeczeństwem wymaga zdecydowanie większej uwagi, niż mu faktycznie poświęcono w Strategii. Jeżeli się zgodzimy, że działania informacyjne to nie to samo, co dialog, to udział społeczeństwa w procesie negocjacji nie został wyraziście przedstawiony w poszczególnych rozdziałach tego dokumentu.

Państwo mierzące ku Unii powinno stworzyć prawo do informacji, które warunkuje rzetelność dialogu. Eksperci prowadzący negocjacje powinni np. konsultować zajmowane stanowisko z przedstawicielami organizacji społecznych. W polskim ruchu ekologicznym znajduje się wielu fachowców w dziedzinach, które - jak można przypuszczać - będą wymagały odwołania się do problematyki środowiskowej. Rząd powinien zaproponować formy i stworzyć warunki do udziału społecznego (np. powołać zespoły ekspertów społecznych operujących w zapleczu negocjatorów, stworzyć ogólnie dostępne centrum informacyjne, w którym możliwe byłoby zapoznanie się z wszelkimi materiałami, dokumentami powstałymi w trakcie i w wyniku negocjacji). Można również oczekiwać zobowiązania ze strony rządowej do przedstawiania okresowych, publicznych sprawozdań z postępów w negocjacjach.

6. Upowszechnienie w świadomości wyrażonego w Strategii przekonania o obopólnych korzyściach: krajów członkowskich i Polski jest możliwe do osiągnięcia poprzez bezpośrednią współpracę i kontakt ze społeczeństwem. Zaproponowana w Strategii działalność informacyjna jest interesująca. Jej słabości to mała dynamika i pominięcie sektora społecznego. Uzyskanie pomocy organizacji społecznych w "pozytywnym kształtowaniu obrazu Polski" jest możliwe wtedy, gdy mają one zapewnione warunki trwałego uczestnictwa w kształtowaniu losów państwa. Ostrzeżeniem dla organizatorów kampanii informacyjnej i edukacyjnej powinien być fakt, iż okres, jaki już upłynął od stowarzyszenia Polski z Unią, został zmarnowany dla celów edukacyjnych i nie był wykorzystany do działań promocyjnych.

7. Trudno nie zgodzić się z tą częścią Strategii, która odnosi się do edukacji kadr i zmian w szkolnictwie. Pominięto jednak liderów organizacji społecznych, których pomocy w promowaniu integracji zapewne się oczekuje.

8. Zagrożenia gospodarcze wynikające z integracji zostały ograniczone do wzrostu konkurencji, bezrobocia i podniesienia kosztów produkcji. Nie uwzględniono kosztów środowiskowych (np. wzrostu emisji gazów, rosnącego zapotrzebowania na energię ze źródeł konwencjonalnych, zagrożenia bioróżnorodności), które mogą się ujawnić jako efekt oczekiwanego i przewijającego się przez całość Strategii "przyspieszenia gospodarczego".

9. Jednym ze skutków procesu integracji będzie wzrost bezrobocia. Strategia wymienia niektóre tego przyczyny (restrukturyzacja gospodarki) oraz sposoby przeciwdziałania (pomoc finansowa). Zdaniem Instytutu intensyfikacja oraz poszerzenie zakresu przewijających się w Strategii działań związanych z reformą proekologiczną systemu podatkowego3) byłoby rozwiązaniem najbardziej skutecznym z punktu widzenia wdrażania ekorozwoju i zapobiegania bezrobociu. Środki finansowe możliwe do uzyskania z funduszy Unii stanowiłyby doskonałe uzupełnienie wydatków potrzebnych do reformy gospodarki uwzględniającej dostosowanie się do wymogów środowiskowych.

10. Problematyka ochrony środowiska występuje w Strategii w wielu miejscach. Poświęcono tej dziedzinie oddzielny rozdział. Główny nacisk kładzie się na harmonizację prawa. Proponuje się także szereg działań związanych z wprowadzaniem instrumentów ekonomicznych, inwestycji technologicznych np. zmniejszających zużycie energii. Wysokie znaczenie przypisuje się dostosowaniu polskich przedsiębiorstw do międzynarodowych standardów w zakresie zarządzania. W odniesieniu do przyjmowanych dobrowolnie przez przedsiębiorstwa standardów środowiskowych - nie należy spodziewać się powszechności działań. W konieczności dostosowania polskiej gospodarki do zachodnich norm ekologicznych Strategia dostrzega raczej barierę niż szansę na podniesienie konkurencyjności gospodarki.

Poprzez proces integracji europejskiej i w jego wyniku chciałoby się widzieć możliwość dokonania proekologicznej restrukturyzacji gospodarki4) , aby w najwyższym stopniu podnieść jej średnią i dalekoterminową konkurencyjność, zdolność do tworzenia miejsc pracy, dostosować do przyjętych w koncepcji ekorozwoju wielkości zużycia zasobów i emisji zanieczyszczeń. Przy tak postawionych celach można by przeanalizować korzystne i mniej korzystne efekty dostosowania gospodarki do obowiązujących w Unii wymogów. Dorobek krajów członkowskich w zakresie wąsko rozumianej ochrony środowiska jest imponujący, natomiast w zakresie osiągania celów ekorozwoju wzorce są mniej fascynujące. Zdefiniowanie tych ostatnich dla Polski, i to na miarę XXI wieku, powinno być zadaniem wchodzącym w zakres działań niezbędnych przed przystąpieniem do negocjacji. Negocjacje nabrałyby wówczas innego wymiaru.

11. Ochrona środowiska w Strategii Integracyjnej powinna odzwierciedlać problemy, jakie ujawnią się lub powinny się ujawnić po wykonaniu ocen strategicznych5) wybranych sektorów, np.: transportu, rolnictwa, gospodarki rybackiej. Brak takich opracowań nie pozwala na określenie pożądanych uwarunkowań środowiskowych integracji. W efekcie tej sytuacji negocjacje w zakresie ochrony środowiska mogą ograniczyć się do kwestii wynikających z harmonizacji prawa.

12. W Strategii zabrakło odniesień do kluczowych dla organizacji ekologicznych kwestii, m.in. takich, jak: zakaz rozwoju energetyki jądrowej, ograniczeń w swobodnym przepływie odpadów szczególnie uciążliwych, w tym nuklearnych; zagrożeń dla bioróżnorodności wynikających na przykład z liberalizacji handlu. Jest to wyraźny skutek pominięcia w trakcie opracowywania dokumentu konsultacji z organizacjami społecznymi.

13. Ochrona środowiska została zaliczona do tych sektorów, dla których negocjowane będą długie okresy dostosowawcze. Wyrażamy w tym miejscu wątpliwość, czy jest to założenie słuszne. W ochronie środowiska proces dostosowawczy do wymagań europejskich rozpoczął się stosunkowo wcześnie. Jeżeli jego efekty są niezadowalające, przyczyn tego stanu należy szukać m.in. w polityce i braku konsekwencji decydentów. Stwierdzenie autorów Strategii, że odwlekanie zmian i dostosowań nie jest właściwym rozwiązaniem, jest w tym wypadku najlepszym komentarzem. Proponujemy nie traktować sektora ochrony środowiska jako jedności, lecz widzieć go jako szereg dziedzin, w przypadku których czas potrzebny do osiągnięcia standardów UE może się różnić. O ile można zrozumieć trudności w osiągnięciu przez Polskę europejskich standardów jakości wody, o tyle 12-letni okres potrzebny do osiągnięcia tych standardów w zakresie transportu lokalnego jest wyraźnie przesadzony. Zmian w tej dziedzinie należy dokonać niezależnie od uzyskania członkostwa w UE.

14. Pozytywnie odnosimy się do przewidzianych w Strategii negocjacji na rzecz utrzymania bardziej rygorystycznych niż obowiązujące w Unii polskich standardów i regulacji prawnych.

Korzystnie dla Strategii wypada uwzględnienie w niej roli konsumentów w kreowaniu wysokich standardów. Odnoszą się one, poza wymienionymi w dokumencie kwestiami, do bezpieczeństwa ekologicznego produktów, tzn. właściwych, prośrodowiskowych zachowań producentów, usługodawców itd.

15. W wielu miejscach Strategii wymienia się fundusze Unii, dzięki którym zminimalizuje się trudności dostosowawcze. Dostępność do tych środków będzie trudniejsza niż dla obecnych ich beneficjentów. Doświadczenia w gospodarowaniu funduszami celowym w kraju nakazują zgłosić już teraz postulat uczestniczenia w opracowaniu wniosków organizacji społecznych oraz w przypadku przyznania funduszy - publicznej kontroli nad ich gospodarowaniem.

16. Szczególna trudność negocjacji o kształt polskiego rolnictwa skłoniła autorów Strategii do wydzielenia odrębnego rozdziału. Autorzy Strategii mają świadomość konieczności modernizacji tego sektora. Potrzeba ta wynika - zdaniem autorów - m.in. z niekorzystnej, rozdrobnionej struktury agrarnej, która uniemożliwia adaptację do warunków konkurencyjności. Drugą przyczyną jest tradycyjność technik produkcji. Z punktu widzenia ekorozwoju ocena tego stanu nie jest jednoznacznie negatywna. Bezkrytyczne przenoszenie wzorów rolnictwa zachodniego może spowodować utratę tych cech terenów wiejskich, które pozwolą na rozwój rolnictwa ekologicznego, zachowanie różnorodności biologicznej i rozwój rekreacji. Zgodzić się jednak należy z koniecznością modernizacji rolnictwa w kierunku wielofunkcyjnego rozwoju terenów wiejskich. Niemniej pewnej ostrożności - z punktu widzenia ochrony środowiska - wymaga skala rozwoju agrobiznesu. W tym przypadku należy starannie i krytycznie spojrzeć na niejednoznacznie pozytywne dokonania zachodnie w tej dziedzinie.

17. Z niezrozumiałych przyczyn Strategia przemilcza kwestię referendum nad przystąpieniem do Unii Europejskiej. Zdaniem Instytutu osiągnięcie pozytywnego wyniku referendum to także jeden z celów Strategii. Byłby to rzeczywisty miernik efektywności działań rządu, który stwierdza, że społeczne poparcie dla integracji Polski z UE jest ogromnym kapitałem, który nie może zostać roztrwoniony.

Instytut na rzecz Ekorozwoju przekazuje powyższe stanowisko, oczekując ponownego zwrócenia uwagi Komitetu na kwestie środowiskowe oraz na niezbędność zweryfikowania Strategii pod kątem rozszerzenia udziału społecznego w negocjacjach. Zawarte w Strategii sformułowania i zalecenia stanowią korzystną sytuację do podjęcia działań w tych kierunkach.

Stanowisko Instytutu zamierzamy upowszechnić, chcąc wywołać szerszą dyskusję nad dokumentem "Narodowa Strategia Integracji". Mamy świadomość, że podniesione przez nas problemy nie wyczerpują złożonego zagadnienia, jakim jest "ochrona środowiska i ekorozwój" w budowaniu relacji z UE. Jesteśmy przekonani, że inne instytucje, organizacje przedstawią swoje stanowiska, sugestie i propozycje, które będą wykorzystane w dalszych działaniach Komitetu.

Instytut na rzecz Ekorozwoju
Łowicka 31
02-502 Warszawa
0-22/646-05-10 6460174
ine@ikp.atm.com.plPRZYPISY

1) Stanowisko Instytutu zostało przesłane do Komitetu Integracji Europejskiej 10.12.96.

2) Wg Instytutu na rzecz Ekorozwoju (InE) pojęcie "ekorozwój" definiowane jest następująco: Ekorozwój to rozwój społeczno-gospodarczy, w którym - w celu równoważenia szans w dostępie do środowiska poszczególnych społeczeństw i ich obywateli, zarówno współczesnego, jak i przyszłych pokoleń - następuje proces integrowania działań politycznych, gospodarczych i społecznych z zachowaniem równowagi przyrodniczej oraz trwałości podstawowych procesów przyrodniczych.

Wg InrE ekorozwój odbywa się z poszanowaniem podstawowych zasad równego dostępu do środowiska przyrodniczego w następujących relacjach: sprawiedliwości międzypokoleniowej, międzyregionalnej i międzygrupowej, równoważenia szans między tym, co lokalne a ponadlokalne oraz równoważenia szans pomiędzy człowiekiem a przyrodą. Wychodząc z ekorozwojowych zasad równości, można je - wg InrE - przełożyć na podstawowe procesy, których wyznacznikami są:

3) Ekologiczna reforma podatkowa polega na zwiększeniu opodatkowania elementów środowiska i produktów z nich powstających równocześnie z ograniczeniem opodatkowania zatrudnienia. Przesuwając ciężar opodatkowania, osiągnie się wzrost ceny rynkowej środowiska oraz obniżenie ceny rynkowej siły roboczej.

4) Wg Instytutu proekologiczna restrukturyzacja gospodarki to proces polegający na zmianach wzorców produkcji i konsumpcji w kierunku zmniejszania uciążliwości dla środowiska oraz ograniczania zużycia zasobów naturalnych na jednostkę produkcji i na jednostkę świadczonych usług.

Proekologicznej restrukturyzacji gospodarki sprzyjają:

Proekologiczna restrukturyzacja gospodarki odbywa się, jeśli:

5) Strategiczne oceny środowiskowe stosowane są dla polityk, programów, planów i służą m.in. ujawnieniu skumulowanych i pojawiających się w znacznej skali skutków środowiskowych na najwcześniejszym etapie podejmowania decyzji.

JAK SIĘ WIEDZIE…

W ZB nr 5(95)/97, s.10 ukazał się artykuł W co się bawić mojego kolegi Bolka Roka, którego przy okazji serdecznie pozdrawiam. Artykuł ciekawy, ale preambuła taka sobie. Trochę naciągnięta do założonej tezy. Bolek pisze, że mi się nie wiedzie (to samo twierdzi o innych kolegach). Otóż oświadczam publicznie wszem i wobec, że wiedzie mi się świetnie, a inna sprawa, że zawsze może być lepiej. A co do starych drzew w Puszczy, których jakoby nie udało się uratować, to ten akurat postulat kampanii został spełniony i obowiązuje na nie moratorium (jak również powiększono park narodowy o 100%). Nie będę pisał w imieniu innych kolegów, ale może warto czasami popatrzeć na to, co się powiodło (pod warunkiem, że nie będziemy od siebie wymagali uleczenia całego świata, bo to nieskromne i niezbyt rozsądne). Co zaś do apelu, by w końcu zrobić coś pożytecznego, to mój kot - jak się ostatnio zwierzył - nigdy nie był zainteresowany pożytkiem i chociaż jest udomowiony, a więc skażony ludzką chorobą, to i tak bije rekordy pożyteczności w porównaniu z wszystkimi znajomymi gatunku homo sapiens, których znam. Z mizantropijnym pozdrowieniem.

Janusz Korbel
Bielsko-Biała, 24.5.97

PO DNIU ZIEMI …

Tak się dobrze składa. Niedługo po Dniu Ziemi wypada najdłuższy weekend, kiedy wreszcie można wypocząć po uczestnictwie w szlachetnym, jakby nie było, działaniu.

Jak denerwująca jest, związana z faktem celebrowania takich imprez, poprawność nie trzeba chyba nikomu uświadamiać. Te doroczne, coraz bardziej nachalne tromtadracje, które wkraczają do każdego zakątka naszej aktywności. Uśmiechy i pozowanie przed kamerami. Konkursy i nagrody dla najbardziej zasłużonych i składane deklaracje. A po kilku dniach przychodzi weekend.

Co prawda, problem obchodów Dnia Ziemi nie wiąże się tylko z tak mało istotnym zjawiskiem, jak forma kilkudniowego wypoczynku. Choć z drugiej strony, gdy na wiele dni naprzód zostały zarezerwowane wszystkie miejsca noclegowe, w którymkolwiek z tych bardziej lub mniej znanych miejsc, a zgodnie ze zwyczajem, już od popołudnia zapełniają się samochodami drogi wyjazdowe i przelotowe, to robi się po prostu tłoczno. Pojawia się więc pytanie, czy przenoszenie przeludnienia z miejsca zamieszkania w miejsce wypoczynku jest tym, czego pragniemy najbardziej? I jaka, wobec tego jest jakość naszego wypoczynku? A jaki będzie stan tych miejsc, które odwiedziliśmy, gdy już wszyscy wyjadą? Pytania być może nieistotne.

Zdjęcie 1

Problem nie dotyczy wyłącznie postawy w okolicach tych kilku, szczególnie mocno nagłośnionych dni. Sprawa rozbija się o nasze codzienne funkcjonowanie. Od jakości własnego, pojedynczego działania, po poczynania i decyzje administracyjne. Jednym z takich problemów jest zwyczaj usuwania śmieci do przydrożnych rowów, na parkingi i do lasów - czyli tam, gdzie bezpłatnie i nikt nie widzi ( zdjęcie 1). A znaleźć tu można przegląd najpopularniejszych opakowań nie tylko po produktach spożywczych i środkach do eksploatacji samochodów. Przydrożne rowy są bardzo popularnym miejscem na składowanie opon i innych zużytych, a często wymienianych w trakcie jazdy części samochodowych. Nierzadko stają się one składowiskiem niepotrzebnego już wyposażenia mieszkań.

Cóż po najszlachetniejszych przyrzeczeniach i deklaracjach, gdy przez cały Boży rok żadne "ciało" nie potrafi rozwiązać kilku problemów. Co gorsza, nie widać nawet chęci ich rozwiązania. Niektóre z tych problemów są - być może - nierozwiązywalne dlatego, że nikt ich nie dostrzega, uważając funkcjonujące rozwiązania za dobre. Do takich przypadków należy opisywane już przeze mnie składowisko opon, a raczej tylko pewien zaznaczony obszar. To dobrze, że chociaż część z tych opon, które mogły wylądować w rowie przy którejś z tras przelotowych, znalazła się w tym miejscu. To źle, że dopuszcza się składowanie takich lub jakichkolwiek innych odpadów w miejscu zupełnie nieprzygotowanym do tego celu, a co gorsza, w tym roku nawet nie oznakowanym. Miejsce to funkcjonuje w tej roli wyłącznie siłą przyzwyczajenia. Gwoli ścisłości, trzeba przyznać, że gdzieś w okolicach 22 kwietnia większość opon zniknęła - kto, gdzie i w jakim celu - nie wiem? Po kilku dniach zagadka została - o zgrozo - rozwiązana. Co prawda, nie jest to rozwiązanie w stylu amerykańskim, gdzie płoną wielomilionowe składowiska opon, ale chyba nie mniej kardynalne. Wylądowały w miejscu opisanym poniżej.

Kolejnym przykładem z tej samej beczki jest jakość wysypiska gruzu i "czego się tylko da". Stworzone, albo raczej powołane, też jakby bez użycia wyobraźni. Właściwie jego podstawowym zadaniem jest usunięcie pewnego zagłębienia w ziemi, które zostanie z pewnością zagospodarowane w szlachetny sposób. Wywóz śmieci z posesji został unormowany zarządzeniem, które zobowiązuje mieszkańców do zawierania umowy z jednostkami świadczącymi takie usługi, więc problemu być nie powinno. Trudno było sobie nie zadać trudu i nie wyobrazić, że ludność - miast płacić ciężkie pieniądze - postara się wykorzystać nadarzającą się okazję, by upchnąć to, co jest niewygodne, nawet ryzykując grzywnę. Stąd być może wołanie o lepsze na przyszłość przygotowywanie takich miejsc.

Inne problemy należą do sfery trudniej rozwiązywalnych. W przypadkach tej natury widocznym staje się brak jakiejkolwiek woli. Być może nie od razu woli politycznej - nie na każdym poziomie znajdujemy dla niej uzasadnienie, ale nawet na szczeblu lokalnym duże znaczenie odgrywają konflikty interesów. Takim poważnym problemem staje się wspieranie administracyjnymi decyzjami konkretnych dziedzin gospodarki i poszczególnych podmiotów gospodarczych.

Pierwsze zagadnienie związane jest z dominującą, jednostronną wizją rozwoju świata, którą można określić mianem "nieustannego wzrostu" lub "szowinizmu dobrobytu" - by posłużyć się wyrażeniem J. Habermasa. Wyrazistym przykładem praktycznego zastosowania tego schematu jest koncepcja stworzenia zagłębia motoryzacyjnego na Górnym Śląsku, ze stolicą w Tychach. Zamiana monokultury bardzo przestarzałego przemysłu wydobywczo-stalowego na mniej przestarzały przemysł, którego chętnie pozbędą się kraje wyżej od nas notowane w rankingach. I to wszystko w imię tworzenia nowych miejsc pracy. Nikomu dziś nie przychodzi do głowy, że już za kilka lat staniemy przed kolejnym, równie nierozwiązywalnym problemem, jakim będzie modernizacja i "transformacja" zacofanego i zdegradowanego regionu. Ale o tym sza. Nie wolno ujawniać takich obaw, gdy inwestorzy pchają się drzwiami i oknami.

Zdjęcie 2

Drugą stroną tego medalu jest jakość poszczególnych zakładów i przedsiębiorstw. Niezależnie zresztą od ich wielkości oraz branży, w której działają. W tej materii dominuje już zupełna uznaniowość, a dowolność decyzji dopuszczających do udziału w podziale tortu jest niczym nie ograniczona. I znowu najwięcej przykładów, które mogę przytoczyć, pochodzi z sektora motoryzacyjnego. Czy z tych danych wynika, że dzierży on monopol na działalność na szkodę środowiska - myślę, że nie. Być może te obserwacje są najbardziej oczywistymi.

Do takich zjawisk należą m.in. tzw. garażowe i podobnego typu, niewielkich rozmiarów stacje benzynowe, które - przynajmniej na skalę lokalną - pod wieloma względami biją stacje należące do światowych koncernów ( zdjęcie 2). Rzadko która z tych małych stacji wyposażona jest w jakikolwiek system utylizacji ścieków, nie mówiąc o innych, bardziej wyrafinowanych systemach minimalizacji szkodliwego oddziaływania na środowisko. Zdarzają się wręcz przypadki, gdzie brak utwardzonego podłoża, a deszczówka pomieszana z produktami naftowymi spływa wprost do rzeki. Do takich przypadków trzeba zaliczyć różnej maści warsztaty mechaniki samochodowej itp. Umiejscowione często, tak jak i większość stacji benzynowych, byle gdzie i byle jak. Bez zachowania zgodnych, chociażby z rozsądkiem, nie wspominając o przepisach, odległościach od budynków mieszkalnych, cieków wodnych i wszelakich tego typu obiektów. Włos się jeży, gdy spojrzeć na stan tych jednostek. A jakie oburzenie wywołują projekty egzekwowania przez powołane do tego agendy przepisów w zakresie ochrony środowiska. I to też w imię zwiększenia miejsc pracy.

Zdjęcie 3

I gdzieś w tym miejscu pojawia się jeszcze jeden ważki problem, bo takim okazał się dwutygodniowy strajk komunikacji miejskiej w województwie katowickim. Jak kłopotliwe dla funkcjonowania aglomeracji i jej mieszkańców może być ograniczenie liczby kursujących autobusów do 1/3 ich normalnego stanu, nie jest trudne do wyobrażenia. Te przeciągające się dojazdy do pracy i wynikłe opóźnienia, stres i niepotrzebne wydatki na inne formy dojazdu. To ta bardziej widoczna strona. Tą mniej oczywistą są pojawiające się na ulicach pojazdy, które na co dzień pozostają w miejscach garażowania. A więc dorzucono zwiększone zanieczyszczenie powietrza spalinami, zwiększony tłok na ulicach, który zwiększał problemy w przemieszczaniu się z miejsca na miejsce, cza sem nawet pieszo.

Czy to wszystko odbywa się w imię zwiększenia miejsc pracy?

Źródłem tych i podobnych rozgrywek jest nasza, chciałoby się powiedzieć obywatelska, postawa. Nie jest to więc apel czy prośba skierowana do kierowców autobusów, by więcej nie strajkowali. Cóż po ich strajkach, gdy zafascynowani trendem nabywania nowych samochodów, nie chcemy już więcej korzystać z transportu publicznego. A nie jest to wydumane, szczególnie gdy popadają w kłopoty lub upadają niegdyś silne oddziały PKS-u.

Większość opisanych tu przypadków pochodzi z niedużego podwórka, a jest nim miejscowość licząca niespełna 5 tys. mieszkańców. Zresztą, co do innych podwórek też nie mam złudzeń. Jedyną różnicą może być wyłącznie problem skali. Większy może więcej. Bo cóż można sądzić, gdy w środku miasta pojawia się ogromna tablica, na której do reklamowania, jak w większości przypadków, jakichś podejrzanych produktów posłużono się psem ( zdjęcie 3). Czy to naprawdę wywołuje zwierzęce żądze? Podejrzewam, że nie. Choć wystarczy spytać.

Ryszard Skrzypiec


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 6 (96), Czerwiec '97