"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 6 (96), Czerwiec '97
Biedrusko to podpoznańska wioska, znana ze zlokalizowanego tutaj poligonu, na którym odbywały się manewry NATO, ale i z trwającego ponad pół roku protestu mieszkańców przeciwko składowaniu w okolicach wioski szkodliwych popiołów.
Krótkie przypomnienie: od jesieni '96 rozpoczęto na terenie poligonu składowanie popiołów lotnych z elektrociepłowni Poznań-Karolin. Składowanie to nazwano "rekultywacją dróg przeciwpożarowych", by uniknąć opłat za składowanie. Obszar poligonu - choć położony na terenie gminy Suchy Las - rozporządzeniem MOŚ-u jest wyłączony spod ustawy o ochronie środowiska. Rada Gminy cały ten obszar objęła strefą chronionego krajobrazu, jednak nic nie mogła począć - władze poligonu i MON-u dogadały się z elektrociepłownią i firmą wywozową i zezwoliły na składowanie na poligonie docelowo ok. 2 mln t popiołów, za co zgodnie z przepisami trzeba by słono zapłacić. To nic, że po składowaniu poligon przestałby spełniać swoją rolę, a przebywanie na nim stałoby się szkodliwe dla zdrowia; nikt nie przejmował się ujęciami wody dla ludności - oczywiście popioły były składowane bez należytych zabezpieczeń. Pieniądze są najważniejsze.
Mieszkańcy zaczynają protestować: piszą noty, zbierają podpisy, organizują zebrania, ślą protesty gdzie się da I co? I nic! Mur, strach - w sprawę zaangażowane są wysokie szychy z PSL-u, oficerowie MON-u, okazuje się, że również wojewoda Nic to nie daje, zaczynają się pierwsze blokady - robi się głośno. Protestujących mieszkańców albo próbuje się przepędzić, albo ośmieszyć. "Eksperci" zaprzyjaźnieni z lobby energetyczno-finansowym przedstawiają swoje ekspertyzy, z których wynika, że popioły są mniej niebezpieczne od piasku Odpowiedź mieszkańców jest krótka: to je sobie wysypcie do ogródków. Całą jesień i zimę trwa zabawa w kotka i myszkę - próby wywozu, blokady, próby ich przerwania - hałas i przerwa w wywozie. Blokujący to głównie ludzie starsi - renciści, emeryci oraz miejscowa ekipa punkowa. My - ludzie z "Rozbratu" i FA-Frakcja Ekologiczna wspomagamy ich merytorycznie i praktycznie, na ile tylko możemy. Pojawiają się transparenty, trwają - mimo wwozu - całodobowe dyżury przy koksownikach, w ogniskach pieką się ziemniaki, prowiant dla blokersów dostarczają okoliczne sklepy, mieszkańcy przywożą herbatę itd. Blokadę utrudnia duża liczba dróg prowadzących na poligon - ale i na to jest rada. Mieszkańcy załatwiają krótkofalówki. Wojewoda i część mediów próbują dyskredytować blokujących, twierdząc, że są "opłacani z zewnątrz przez wrogów NATO". Czemu? "Bo nikt nie stałby za darmo na kilkunastostopniowym mrozie ". Brak słów.
Przez całą zimę wywieziono kilkanaście z kilku tysięcy zaplanowanych ciężarówek. Jest nieźle Aż przychodzi 6.3.97, kiedy to firma transportowa wynajmuje "ochroniarzy" (grupę "cyborgów" - pakerów, bez oznaczeń, tylko w czarnych mundurkach) którzy to rozbijają siłowo jedną z blokad, bijąc 3 emerytki, przebijają opony w parkujących samochodach blokujących - innym grożą polaniem benzyną i podpaleniem "Typowa" próba zastraszenia, nieudana - na drugi dzień ogromny hałas w mediach, stawiamy się całą załogą, kierowcy, widząc liczbę (i jakość!) blokujących odpuszczają sobie próby przejazdu. O Biedrusku znów jest głośno - pikieta dostaje zezwolenie od wójta gminy, przyciśnięta do muru policja, nie mogąc rozpędzić blokady, zostaje zmuszona do pilnowania respektowania znaków zakazu wjazdu ciężarówek zajętych samowolnie przez firmę wywozową. Wcześniej w centrum Poznania pojawiają się liczne napisy w sprawie Biedruska i ignorancji/korupcji władz w tej sprawie. Prof. Sorbak z UAM podważa opinie "ekspertów" i prosi o wgląd w "ekspertyzy" - bezskutecznie. Wojewoda, by jakoś wyjść z "kryzysu popiołowego", zaprasza do Urzędu Wojewódzkiego radnych Rady Gminy - zastrzega jednak: bez mieszkańców! Takiej gratki jednak nie mogliśmy przepuścić - pojawiają się mieszkańcy, no i my - oczywiście. Policja nie wpuszcza nas do UW, więc wysypujemy kilkanaście worków z popiołem przed drzwiami i na schodach. Są wszelkie możliwe media, idą relacje na żywo. Mamy transparenty, m.in.: Dość ignorancji wojewody, Powstrzymać degradację Biedruska, Ich eksperci - przy nas prawda. Ludzie skandują hasła: Nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi i wiele innych. Trwają przepychanki z policją, która poddaje się jednak wobec oporu starszych osób. Wojewoda twierdzi, że popioły są bezpieczne i mówi, że za 100 zł zje łyżeczkę popiołów. Jednak gdy zaprzyjaźniony redaktor chce dać 100 zł by to pokazał - wojewoda wycofuje się rakiem. Radnych próbuje się przekupić przekazaniem gminie jeziora etc. Koniec końców jednak wstrzymano wywóz popiołów do rozpatrzenia sprawy przez prokuraturę, a więc sukces, niepełny, ale zawsze! Biedrusko pokazuje, że można walczyć i zwyciężać nawet z "molochami" typu MON, energetyka czy PSL.
"Dzień bez Futra" - tym razem oprócz niewielkiej akcji informacyjnej w centrum Lublina zapuściliśmy się na "dziewicze" dotąd tereny, współorganizując akcję w niewielkich miasteczkach: w Biłgoraju i Lubartowie.
6-8.12. - stoisko informacyjne i wystawa na festiwalu "Mikołajki Folkowe".
12-19.12. - tydzień walki o ustawę o ochronie zwierząt. W tych dniach pracował za nas głównie faks i telefon, dzięki czemu wiele osób - a już na pewno ci, od których to zależy - dowiedzieli się, jak powinna wyglądać ustawa. Zakończyliśmy też serię spotkań z lubelskimi posłami. 19.12. odbyła się konferencja prasowa (audycje na żywo, wiele informacji w prasie).
21.12. - przedwigilijna akcja informacyjno-ulotkowa w centrum. Oprócz ulotek okazjonalnych rozdaliśmy także 2 tys. ulotek w sprawie ustawy, z podanymi telefonami biur poselskich i prośbą o przypomnienie posłom o tej sprawie (tu dzięki dla Wojtka Kłosowskiego!!!).
14-15.2. - "Walentynki dla zwierząt" w Lubartowie: koncert reggae-folk, wystawa, kiermasz, prelekcja, jedzonko. Głównym organizatorem był KWI z Lubartowa. Bardzo sympatyczny odbiór w mediach.
1.3. - 7 organizacji (FWZ, Kolektyw "Zielona Autonomia", Towarzystwo Kultury Życia "Recursus", Stowarzyszenie Kultur Etnicznych "Korzenie", Towarzystwo dla Natury i Człowieka, Ekologiczny Klub UNESCO, Towarzystwo Wegetarian) wystosowało list otwarty do posłów z Lubelszczyzny i okolic w sprawie ustawy.
3.3. - 2 dni przed II czytaniem wiadomej ustawy akcja uliczna "Pomóż posłom pomagać zwierzętom" - i znów ulotki z apelem o telefony do parlamentarzystów, podpisy i niezła reakcja mediów. Ogółem w Lublinie zebraliśmy ponad 9 tys. podpisów pod petycją ws. przyspieszenia prac i umieszczenia co ważniejszych zapisów.
24.3. - braliśmy udział w zorganizowanym przez Biuro Ekologiczne Lublin spotkaniu mieszkańców miasta i organizacji z radnymi.
W marcu ogłosiliśmy również akcję "Zaopiekuj się mną". W jej ramach uruchomione zostało "pogotowie adopcyjne" - telefon kontaktowy dla osób chętnych do zaopiekowania się bezdomnymi zwierzakami. Chodziło o znalezienie opiekunów dla psów i kotów - porzuconych przez właścicieli, często po wypadkach - którym groziło uśpienie lub trafienie do schroniska czy laboratorium. Media mocno to chwyciły, kilka psów i kotów trafiło w dobre (mamy nadzieję) ręce, wiele babć-kociarek dowiedziało się, co robić, żeby nie dopuszczać do nadmiernego rozmnażania. Okazało się jednak, że najwięcej jest chętnych do opieki nad rasowymi pieskami i żółwiami.
24.4. - w Dniu Zwierząt Laboratoryjnych wspólnie z Towarzystwem Wegetarrian zrobiliśmy akcję "Wybierz wolne od okrucieństwa" poświęconą sprawie kosmetyków. Rozdaliśmy 1000 ulotek, była też uliczna ekspozycja nt. wiwisekcji, trochę widocznych elementów plastycznych, "kanapki". Przez 2 godziny towarzyszyli nam też sympatyczni skinhaedzi tłumaczący, że faktycznie nie powinno się eksperymentować na zwierzętach, bo lepsi są Żydzi, oraz rozdający ulotki reklamowe amerykańskich hamburgerów z Burger Kinga.
Od początku roku mamy też dyżury w Ośrodku Informacji Ekologicznej
Wiele z powyższych przedsięwzięć nie doszłoby do skutku, gdyby nie wsparcie Ośrodka, za co chcielibyśmy podziękować serdecznie. I jeszcze jedno: prosimy nie pytać już o wypożyczenie ustawy "Medaliony". Do niedawna udostępnialiśmy ją bezpłatnie. W czasie tych wędrówek została w znacznym stopniu zniszczona i rozkradziona. Polecam wystawę Klubu "Gaja". To tyle tym razem.
5.4.97 "Czarna Fala" i RSA (czyli jak kto woli razem - FA Sekcja Trójmiasto) przeprowadziły wiosenny happening poborowy. A było to w Sopocie. Koło południa na Stricie (deptak Bohaterów Monte Cassino) pojawiło się 4 młodych poborowych, spętanych łańcuchami. Szli brzęcząc donośnie, prowadziło ich 3 żołdaków (panterki, hełmy, kałasze z dykty, czarne maski ptako-psów z wyszczerzonymi kłami). Jeden z nich niósł tabliczkę z napisem: "Rocznik '78 idzie do wojska".
Z początku wszystko toczyło się spokojnie, ale gdy strażnicy zagapili się na urodziwe sopocianki wyległe tego dnia na słoneczko, dwóch poborowych spróbowało się wymknąć. I wtedy się zaczęło: wrzaski, bieganina, dzwonienie łańcuchami, strzelanina! Dezerterzy próbowali schronić się w kościele (Bóg jest miłością, może obroni) - niestety, prawie na schodach zostali dopadnięci przez obstawę. Butowanie, bicie kolbami i z powrotem marsz do szeregu. Brutalności i wulgaryzmom żołdaków nie było końca. Los jednak jeszcze raz uśmiechnął się do poborowych (właściwie do jednego) - zerwał się łańcuch i ten - ile miał sił w nogach - biegł zygzakiem chroniąc się przed seriami z karabinów. Darł się na całe gardło: Jestem wolnym człowiekiem, nie będę służył w armii. Udało się, pijany strażnik nie mógł go trafić. Zajście skończyło się częściowym happy endem. Akcja ma być powtórzona w Gdyni.
Kolektyw anarchistyczny "Czarna Fala" rozkleił w Gdyni obwieszczenia poborowe pt. "Nie musisz iść do wojska" z wyjaśnieniami nt. możliwości wymigania się, uzyskania służby zastępczej etc.
24.4.97. minister Żelichowski podczas rozmów z Zarządem Miasta obiecał, że do końca maja wyda zezwolenie na wycięcie n-hektarów lasu w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym pod przyszłe połączenie obwodnicy z estakadą Kwiatkowskiego. TPK jest przepięknym, wartościowym kompleksem leśnym decydującym o specyficznym charakterze Gdyni (położonej między zatoką a gęsto zalesioną, pagórkowatą wysoczyzną). Przecięcie TPK dwupasmową arterią (dla kopcących spalinami samochodów) byłoby niewybaczalne. Będziemy walczyć o zachowanie lasu w całości! Więcej na ten temat w następnych ZB.
Wszystkie nadesłane prace wystawiane były w holu głównym YMCA-Gdynia 4-18.4. Wybranie zwycięzcy/zwyciężczyni nastręczyło sporo kłopotu - tak naprawdę, byliśmy zauroczeni wszystkimi pracami. Ostatecznie zdecydowaliśmy, iż I nagrodę otrzyma M. Garska z kl. I SP nr 33. Przyznaliśmy także II i III nagrodę, nagrodę za oryginalność i szereg wyróżnień. Oficjalne ogłoszenie wyników konkursu odbyło się 22.4. na festynie z okazji Dnia Ziemi na terenie gdyńskiego MDK-u. Nagrodami były m.in. rolki, rakieta do tenisa, deskorolka, błotniki do roweru, bidony, trąbki do roweru itd.
Cały konkurs nie mógłby się odbyć bez wielkiej hojności sklepów, które poparły kampanię "Miasto dla rowerów": "Mytnik", "Cyclo Sport", "Tomas-Sport-Centrum", "Dual". Dziękujemy bardzo. Wszystkie zwycięskie i wyróżnione prace można było obejrzeć podczas trwania festynu. Pracę M. Garskiej mamy nadzieję wydrukować jako plakat bądź pocztówkę promującą kampanię "Miasto dla rowerów" w Gdyni. Poza wyżej wymienionymi sklepami kampanię poparły też: sklep PHU "Sportland", sklep "Mannasnieba", Radio Eska Nord, PKE-Gdynia, Stowarzyszenie "Razem w Europie", YMCA-Gdynia, Fundacja "Agencja Rozwoju Regionalnego".
Liczba rowerzystów na ulicach Gdyni wzrasta z roku na rok. Jest to bardzo widoczne, a teraz, wiosną, wręcz spektakularne. Niestety, nasze miasto posiada tylko 2 "ścieżki" (oznaczony linią chodnik), które prowadzą znikąd donikąd, ścieżek po prostu nie ma. Miasto nie ma też mądrej polityki transportowej. Posiada za to projekt zintegrowanej sieci dróg rowerowych, przygotowany przez Politechnikę Gdańską, lecz nie wdraża go w życie, wręcz przeciwnie - ukrywa go skrzętnie przed ciekawym wzrokiem zainteresowanych rowerzystów (czyżby był zbyt radykalny dla samochodów?). Zarząd Miasta pozostaje głuchy na nasze listy, a na spotkaniach urzędników z mieszkańcami dzielnic mydli oczy projektami budowy ścieżek na dalekich peryferiach.. Ścieżki muszą być. Jeżeli transport rowerowy ma być powszechny, potencjalni rowerzyści muszą czuć się bezpiecznie. Co będzie dalej? Zobaczymy. My się nie poddamy! Gdynia dla rowerów, nie dla samochodów!
24.4.97, w Dzień Zwierząt Laboratoryjnych, w Gdyni urządziliśmy happening w środku miasta. Miał on przypomnieć cierpienie milionów ofiar ludzkiej zachłanności, zwrócić uwagę na problem wiwisekcji i pomóc w zmianie zachowań tak, aby nie popierać tego barbarzyńskiego procederu. Na stole ustawionym na ul. Świętojańskiej leżały pluszowe zwierzęta z wmontowanymi elektrycznymi i elektronicznymi urządzeniami wewnątrz. Trzech ludzi ubranych w białe kitle w maskach (wiwisektor-morderca, wiwisektor-asystent, wiwisektor-sadysta) znęcało się nad zwierzętami: tnąc je, przewiercając, rozrywając etc. "Lało się" mnóstwo krwi. Media, tuba, ulotki - razem spory nośnik informacji. Akcję uważamy za udaną.
Spotkania:
Zapraszamy!
7.5.br. Federacja Zielonych-Biała Podlaska, Organizacja Młodzieżowa Ligi Ochrony Przyrody "Zielona Przyszłość" oraz pani Irena Budniewska i jej podopieczni zorganizowali w SzP nr 6 w Białej Podlaskiej konferencję nt. Budowy autostrady A-2 przez województwo bialsko-podlaskie.
Zaproszonych zostało 36 sołtysów gmin, przez których obszar będzie przebiegać autostrada A-2, przedstawiciele Urzędu Wojewódzkiego, Urzędu Miasta, prasa, regionalna telewizja kablowa. Na spotkanie przyszło ok. 70 osób, w tym przeważająca liczba dzieci i młodzieży szkolnej, grono pedagogiczne oraz - nielicznie - przedstawiciele gmin. Specjalnym gościem był koordynator Kampanii na rzecz Ekologicznego Transportu - Olaf Swolkień, który wygłosił wykład nt. wpływu autostrad na życie ludzkie i środowisko naturalne. Po ok. godzinnym przemówieniu Olafa rozpoczęła się dyskusja.
Sołtysi byli stanowczo "za" koncepcją budowy autostrad, ale także wyrazili swój niepokój o pogarszający się stan środowiska naturalnego i zaproponowali, aby organizacje ekologiczne zajmowały się zagospodarowaniem terenów wokół autostrad, tj. zasiewem pasów zieleni itp. W dyskusji brała udział ochoczo także młodzież. Zdania były podzielone, Jedni uważali, że autostrady są konieczne, bo postęp cywilizacji jest nieunikniony, inni natomiast stanowczo byli przeciwni idei budowy autostrad. Reasumując: było miło i ekologicznie. Oby więcej tak udanych imprez.
Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt (RSPCA) przeprowadziło Kurs Opieki nad Zwierzętami dla polskich działaczy. W Zakopanem 7-11.4.br. angielscy fachowcy z RSPCA przeprowadzili Kurs Opieki nad Zwierzętami. Wzięło w nim udział łącznie ok. 40 osób. Organizatorzy pokryli całkowity koszt kursu (łącznie z pobytem w uroczym pensjonacie, jak i kosztami przejazdu tam i z powrotem). Było to możliwe dzięki pomocy finansowej Brytyjsko-Polskiej Fundacji "Know-How".
Szkolenie trwało 5 dni (no, dla tych, którzy przyjechali wcześniej i wyjechali później pobyt w Zakopanem trwał aż tydzień!). Składało się ono z 2 modułów:
W module pierwszym wzięło udział 29 uczestników, z których znaczna liczba została także na drugim module. Część osób wzięła udział tylko w jednym module szkolenia. Ja byłam jednym z tych szczęśliwców, którzy po wstępnych eliminacjach "załapali" się na kurs RSPCA. Był to zresztą już trzeci kurs tego typu, jakie Królewskie Towarzystwo prowadziło w Polsce. Pierwszy kurs odbył się w Kazimierzu Dolnym w 1994 r., rok później szkolenie zorganizowano w Sopocie. Czy ostatnie? Czas pokaże. W każdym razie, fachowcy z RSPCA twierdzą (i słusznie!), że o wiele ważniejszą i skuteczniejszą pomocą dla polskich działaczy jest kurs szkoleniowy, organizowany za wielkie pieniądze, niż przekazanie tych samych wielkich pieniędzy na rozwój jakiegoś konkretnego schroniska czy też lecznicy. Nie pieniądze, ale trening jest lepszy - mówi Ben Simms, jeden z prowadzących szkolenia w Polsce, zastępca szefa Departamentu Spraw Zagranicznych RSPCA. RSPCA - KILKA FAKTÓW I LICZB
Zanim przejdę do relacji z kursu, pozwolę sobie krótko opowiedzieć o RSPCA. Królewskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt (The Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals) powstało w 1824 r. Początkowo liczyło niewielu członków. Obecnie jest największą (i najstarszą!) na świecie organizacją, zajmującą się ochroną zwierząt. Działa na terenie Anglii i Walii. Prowadzi ponad 100 ośrodków dla zwierząt, w tym 3 szpitale, 3 szpitale dla dzikich zwierząt, 10 lecznic i 50 schronisk. Posiada 200 oddziałów lokalnych. Zatrudnia 100 mundurowych inspektorów w pełnym wymiarze godzin. W ciągu roku RSPCA otrzymuje ok. miliona telefonów z informacją o okrutnym traktowaniu zwierząt. Telefon RSPCA - tzw. "Gorąca Linia ds. Okrucieństwa" - dzwoni co 30 sekund! RSPCA ma swą filię w Indiach. Wspomaga także polskie stowarzyszenia opieki nad zwierzętami, m.in. TOZ "Fauna" w Rudzie Śląskiej. Główne zagadnienia, jakimi zajmuje się na co dzień RSPCA, to:
Oprócz inspektorów, Towarzystwo zatrudnia także weterynarzy, naukowców, szkoleniowców, prawników oraz wielu, wielu wolontariuszy (ci ostatni pracują, rzecz jasna, społecznie dla dobra zwierząt). A TERAZ O SAMYM KURSIE
Kurs Opieki nad Zwierzętami dla Organizacji Ochrony Zwierząt - Zakopane, kwiecień '97 - tak brzmi pełna nazwa szkolenia. Prowadzili je: David Coggan - starszy szkoleniowiec (Senior Education Officer) oraz Ben Simms - zastępca szefa Departamentu Spraw Zagranicznych RSPCA. Kurs był dla mnie fantastycznym przeżyciem. Jak wam wspomniałam, trwał 5 dni i składał się z 2 modułów. Był prowadzony profesjonalnie, a przy tym nie brakowało powodów do zdrowego śmiechu. Pozwolił nam na postawienie sobie wielu ważnych pytań, o których na co dzień zapominamy; pozwolił na wymianę doświadczeń i wiedzy; na nawiązanie nowych kontaktów; wreszcie utwierdził mnie (przypuszczam, że innych także) w przekonaniu, że nasza działalność i bardzo trudna nieraz praca bardzo potrzebne. Nauczyliśmy się wielu pożytecznych rzeczy, m.in.: jak werbować ochotników, jak prowadzić kampanię, jak pozyskiwać fundusze, jak prowadzić udane spotkanie, jak rozmawiać z mediami no i w końcu - jak prowadzić schronisko dla zwierząt. Sądzę, że nigdy nie zapomnę tych 5 dni intensywnej nauki, kiedy to - będąc w Zakopanem - tylko raz udało mi się wyjść na spacer!
Osobom zainteresowanym nawiązaniem kontaktu z RSPCA (trzeba dość dobrze znać angielski!) podaję adres "kwatery głównej":