"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 7 (97), Lipiec '97
Informacja nt. elementów ekologicznych w programie wyborczym Unii Wolności, umieszczonych tam w związku z zawarciem porozumienia UW z Wyborczą Koalicją Liderów Ekologicznych - WKLE*).
We wstępie jest jedno zdanie: Są wśród nas wybitni przedstawiciele ruchu ekologicznego, którzy wnoszą cenną wiedzę, jak w rozwoju gospodarki szanować naturalne środowisko.
W części II pt. Program gospodarczy: reformy dla rozwoju zawarty jest dział Gospodarka przyjazna środowisku:
W dziale Rozwiązania dla polskiej wsi istnieje zapis, iż:
Wykorzystane zostaną możliwości produkcji towarów czystych ekologicznie. [pkt 59]. Wielkim, a słabo do tej pory wykorzystanym atutem polskiego rolnictwa jest to, że co najmniej 3/4 wytwarzanych przez nie płodów rolnych spełnia ostre wymagania stawiane przez Światową Organizację Zdrowia i FAO w zakresie tzw. zdrowej żywności. Polska może stać się największym w Europie producentem żywności ekologicznie czystej, co zapewniałoby polskim rolnikom dostęp do rosnącego rynku zbytu w kraju i za granicą i - dzięki temu - wyraźny wzrost dochodów. Dla wykorzystania tej szansy proponujemy rozwój sieci laboratoriów atestujących żywność oraz wielki program promocji polskiej żywności. Powinny w nim uczestniczyć krajowe organizacje ekologiczne.
Jest jeszcze punkt na temat turystyki wiejskiej:
62. Wiele terenów wiejskich posiada atrakcyjne warunki krajobrazowe i może przyjąć turystów. Pełnienie funkcji turystycznych wymaga promocji terenów wiejskich jako miejsc wypoczynku. UW będzie wspierała samorządy i inne podmioty podejmujące aktywizowanie turystyczne wsi i małych miasteczek.
W programie UW jest również dobrze skonstruowany punkt poświęcony wsparcia organizacji pozarządowych zakończony stwierdzeniem: Będziemy bronić organizacji pozarządowych przed próbami ingerencji państwa w ich sprawy (punkt 11).
Program był redagowany przez Unię Wolności, sugestie WKLE zostały uwzględnione tylko częściowo. Elementem porozumienia UW z WKLE było jednak znacznie szersze porozumienie programowe, na którym będziemy się opierać w naszej kampanii w wyborach do Sejmu. Porozumienie programowe zapewnia możliwość prezentowania odrębnego stanowiska w sprawach spornych pomiędzy WKLE i UW.
Na listę dyskusyjna most@most.org.pl podała
Miłka Łakomiec z BORE.
*) Informacje na temat WKLE można otrzymać
od Maćka Kozakiewicza: maciek@mle.most.org.pl lub Piotra
Glińskiego 0-22/61-74-123.
Wyciągnąłem przyjazną dłoń podczas Kolumny, wyciągnę ją jeszcze raz. Wierzę, że ludzie rodzą się dobrzy, a tylko warunki powodują, że czasami są ludźmi złymi. Dlatego, mimo tak dużej dawki złej energii płynącej z listu Olafa, odpowiadam.
W liście Olafa możemy przeczytać: Na spotkaniu w Ojrzanowie ustalono, że oprócz bloku transportowego mam wraz z kilkoma osobami zająć się wypracowaniem czegoś w rodzaju deklaracji programowej. Ja w Ojrzanowie nie byłem i nie rozumiem, co oznacza sformułowanie "coś w rodzaju deklaracji programowej". Poza tym jeżeli, jak to Olaf pisze, pracujemy w tym samym biurze - nie rozumiem, dlaczego nie zaprosił mnie do dyskusji nad przygotowaniem czegoś w rodzaju deklaracji programowej, mimo że wielokrotnie rozmawialiśmy o konieczności stworzenia takiego dokumentu wzmacniającego ruch ekologiczny. Z radością przyłączyłbym się do prac nad nim. W zamian za to Olaf proponuje: musimy oprzeć się na projekcie, który - po trosze przewidując taką sytuację, a po trosze czując się za rzecz odpowiedzialny - przygotowałem. Ta "po trosze przewidywana sytuacja" to tylko jedna propozycja z ruchu ekologicznego dotycząca programu i to osoby (Jadzi Łopaty), z którą Olaf "i tak jest w kontakcie".
Wszystko układa mi się w klarowną całość: Olaf stworzył własny dokument na Kolumnę, na którym zależało mu najbardziej. I to mogę zaakceptować. I zaakceptowałem, nigdy nie podważając prawa Olafa do wykorzystania go podczas Kolumny. Natomiast kiedy z miłością (cyt. za Olafem) zaproponowałem, żebyśmy do dyskusji programowej włączyli tzw. "żółte kartki" - czyli kilkanaście punktów wypracowanych przez zespół (m.in. Jacek Bożek, Władysław Skalny, Janusz Mikuła, Mariusz Witoński, Jarema Dubiel), Olaf podważył nasze prawo do zaprezentowania przez nas przygotowanej propozycji programowej, bo to nie było przewidziane w programie spotkania. Zaproponowałem, bo myślałem, że na tym polegać miała dyskusja programowa - na przedstawianiu różnych propozycji i dochodzeniu do "wspólnego mianownika" łączącego nas wszystkich. I tą moją propozycją wywołałem atak ze strony Olafa Swolkienia broniącego "ustalonych procedur". Po uspokojeniu emocji udało mi się (tak mi się wtedy wydawało) przekonać Olafa, że propozycja nazwana później "żółtymi kartkami" (bo akurat w drukarce były żółte kartki, kiedy je drukowałem) też powinna zostać przedyskutowana przez zespół ds. programu. Pracę w ramach zespołu ds. programu rozpoczęliśmy od propozycji Olafa, gdyż ona miała bardziej szczegółowy charakter. Praca ta się przeciągała, a osoby z zespołu (także Olaf) miały mnóstwo zajęć poza sprawami programowymi. Skutek był taki, że w piątek wieczorem zakończyliśmy pracę nad częścią przygotowaną przez Olafa. Ponieważ ja miałem w sobotę dwa wykłady, nie mogłem uczestniczyć w spotkaniu zespołu, którym - jak się okazało - stał się (w sposób czynny) Olaf i Jadzia. Inne osoby, które zobowiązały się wieczorem w piątek do przygotowania tematów "sektorowych" na sobotę rano, nie zrobiły NIC. Tu znowu można byłoby przywołać sformułowanie Olafa - po trosze przewidując można się tego było spodziewać. Skutek tego był taki, że po południu w sobotę, kiedy rozpoczęła się dyskusja programowa, na stole mieliśmy tylko pierwszą część programu - chociaż byłem (i nadal jestem) zadowolony z tej wspólnie przygotowanej części, nie mogłem zaakceptować propozycji Olafa, żeby przyjąć ją jako manifest z Kolumny, bo byłem przekonany, że wynikiem pracy zespołu miała być deklaracja programowa, a nie tylko "coś w rodzaju deklaracji programowej". Stąd moja propozycja włączenia "żółtych kartek" jako bardziej konkretnego elementu takiej deklaracji. I wtedy zamiast dyskutować nad tymi kartkami (które podobnie jak jego dokument zostały dostarczone uczestnikom, a tylko fakt, że ksero w Spale było złej jakości, spowodował, że nie każdy uczestnik miał je w ręku - ekologicznie, rozsądnie - nikt mnie nie prosił o dodatkową kopię, zatem uważałem, że wszyscy, którzy chcą się z treścią zapoznać, mają taką możliwość). Olaf też NIGDY nie zgłosił takiego problemu, podczas gdy w jego liście jest to jeden z jego najmocniejszych argumentów. Nie udało nam się wypracować deklaracji programowej. Może za mało czasu, może za mało zainteresowania, może za mało wspólnoty. A może za mało wszystkiego po trochu.
Nie odnoszę się do całej reszty listu, której nie chcę nazywać po imieniu, bo musiałbym obrazić Olafa, a nie mam takiego zamiaru. Męczą mnie ludzie ziejący nienawiścią, próbuję nie gromadzić tej nienawiści w sobie. I nadal wierzę, że ludzie rodzą się dobrzy, a tylko warunki zmieniają ich w złych. Dlatego jestem w ruchu ekologicznym. Dlatego jestem w Federacji Zielonych. I chcę być nadal.
Ośmielam się prosić o skorygowanie drobnej, ale istotnej usterki, jaka zakradła się do mojego tekstu Pirotechnika i onkologia w ZB nr 5(95)/97, s.67, w szpalcie prawej począwszy od wiersza 6 od góry. Zdanie powinno brzmieć: Gliwiccy naukowcy przeprowadzili badania toksykologiczne podczas nocy sylwestrowej na przełomie lat 1995/96 na Rynku Starego Miasta we Wrocławiu, gdzie bawiło się ok. 70 tys. osób i obliczyli, że jeżeli co piąta odpaliła środki pirotechniczne, to do atmosfery dostało się ok. 50 kg toksycznych wspomnianych metali, które mogłyby być śmiertelne dla 50 tys. osób, gdyby dostały się bezpośrednio do ustroju.
˘ Serdecznie przepraszamy Autora i Czytelników za ten błąd komputerowy.
Poniższy tekst jest już dzisiaj w części personalnej trochę spóźniony i wiadomo np. że z całej imprezy wycofał się Janusz Mikuła, a na liście WKLE jest parę nowych osób. Ale to wersja najbliższa czasowo Kolumnie-Spale, dlatego jej treść należy się także uczestnikom tego zjazdu, którzy powinni byli być o niej poinformowani w czasie jej trwania. Oddaje ona także styl działania "naszych liderów".
Wersja poprawiona (głównie nazwiska), które wysłałem ze Spały do UW. Dotyczy porozumienia pomiędzy Wyborczą Koalicją Liderów Ekologicznych a Unią Wolności w sprawie wyborów do parlamentu w 1997 r.
Szanowni Państwo.
W związku z chęcią wsparcia organizacyjnego i programowego Waszej partii składamy naszą ofertę dotyczącą udziału w kampanii wyborczej Unii Wolności. W skład Wyborczej Koalicji Liderów Ekologicznych (WKLE) wchodzi kilkudziesięciu liderów największych i najsilniejszych ekologicznych organizacji pozarządowych z terenu całej Polski:
oraz wymienieni w punkcie I.7 kandydaci na posłów na Sejm. I. WSPARCIE DLA UNII WOLNOŚCI
Uwagi dodatkowe:
W imieniu WKLE
Powinniśmy jeszcze pogadać o:
Dziś wiadomo już, że w czasie Kolumny-Spały obecni na końcowej debacie liderzy WKLE po prostu oszukiwali, bo czymże innym jest sytuacja, w której w czasie takiej dyskusji jej uczestnicy nie są informowani, że "żółte kartki", które koledzy z WKLE chcieli podrzucić, to tylko połowa całego dokumentu, a jego autorzy faktycznie należą JUŻ do jednej partii - najbardziej ekologicznej, bo najbardziej rynkowej - jak twierdzi Leszek Balcerowicz. Obrzydliwie kłamliwy tekst Adama Wajraka, w którym znalazło się i takie zdanie: Na listach UW jest większość liderów organizacji ekologicznych. A ci, którzy nie startują, weszli do komitetu doradczego Wyborczej Koalicji Liderów ("GW" 21-22.6.97) sprawia, że - moim zdaniem - ludziom, którzy w tym biorą udział i nie zaprotestują na łamach "GW" nie powinno się w ogóle podawać ręki.
A przy okazji jest odpowiedni moment do powiedzenia sobie paru gorzkich słów. Bo tak oto kończą się slogany o złej polityce, braku hierarchii, pieprzonej partii itp., itp. Po prostu w pewnej chwili dowiemy się, że już jesteśmy w jakiejś partii (i - jak napisał Maciek Kozakiewicz - możemy się wk do woli). Tekst Wajraka poszedł w 700 tys. egz. i to na eksponowanym miejscu. I tak naprawdę o to UW chodziło. Do woli możemy sobie prostować i protestować. Jeżeli spróbujemy podskoczyć, to ekoposeł X nie załatwi pieniędzy dla organizacji Y albo załatwi, ale w zamian za to dowiemy się, że i my jesteśmy najbardziej prorynkowi. Tak właśnie kończy się poleganie na przydzielaniu kasy przez znajomków z parlamentu, MOŚ-u czy władz miejskich, tak właśnie kończy się niechęć do żmudnego zabiegania o drobne datki i autentycznie społecznej pracy. Tak właśnie kończy się lenistwo intelektualne, które sprawia, że do roli liderów i intelektualistów mogą aspirować ludzie, którzy na dźwięk słowa "socjalizm" reagują jak parafialne dewotki na jakąkolwiek wzmiankę o seksie. I nie chodzi tu o to, czy socjalizm jest cacy czy be. Chodzi o to, że myślenie jest sztuką i jako takie wymaga śmiałości i niezależności. Jeżeli zamiast myślenia zaczyna się licytacja na polityczną poprawność (tym jest dzisiaj manifestowanie swojej demorynkowości i tropienie na każdym kroku totalitaryzmu), wtedy myślenie staje się kiczowate, tak jak wywody Glińskiego, Kozakiewicza i Balcerowicza. Tak kończy się lenistwo duchowe i bezwład organizacyjny, który sprawia, że toleruje się, aby osoby przypadkowe prezentowały się jako "liderzy", a o losach ruchu decydowało grono kolesiów o horyzontach urzędników, dla których szczytem życiowych aspiracji jest posada w MOŚ-u.
Przy takim stanie ruchu każda oferta z pierwszej politycznej ligi z użyciem słowa "ekologia" musi wywołać zamęt w lidze co najwyżej drugiej, do której - niestety - należymy. W piłce nożnej kaperowanie zawodników lig niższych przez gości z ekstraklasy to normalka. Jednak jeżeli dotyczy to ruchu, który - nie ukrywajmy - chce zmienić świat, także świat polityki, to coś tu nie gra. Wtedy wszystko ogranicza się do szczeniackiego pokrzykiwania na "złą politykę" (chętnie podsycanego przez "specjalistów od śpiewu i mas"), a kończy na: koledzy - no wiecie żona, dzieci, a poza tym muszę wyremontować dach (to cytat autentyczny z rozmowy z kolejnym "liderem"). Jest taka telewizyjna reklama, bodajże jakiegoś banku: za młodu był kontestatorem, a potem się ustatkował i nauczył widzieć wszystko z właściwej perspektywy. Budowanie czegoś swojego i wdarcie się na polityczną scenę bez poparcia wielkiego biznesu to zadanie więcej niż trudne, ale Zieloni muszą to zrobić, jeżeli chcą pozostać wierni sobie, a jednocześnie zrobić coś na poważnie, a nie tylko dla jaj.
Na ile wiarygodna jest lista WKLE i reprezentowanie przez nią jakichś organizacji, dowiemy się wkrótce. Tekst Cinka, oświadczenie zarządu FWIE, o ile wiem istnieje podobna uchwała PKE, nie uczestniczy w tym również Pracownia na rzecz Wszystkich Istot i Janusz Korbel, mówią same za siebie. Na liście WKLE znalazła się natomiast taka postać, jak Jan Rzymełka. Z nazwiskiem zetknąłem się w czasie afery Shella na osiedlu Tysiąclecia w Katowicach (do sprawy wkrótce powrócę, bo ma - niestety - dalszy ciąg). Otóż pan Rzymełka według terminologii "kolegów" z WKLE "lider ekologiczny" i działacz tak bardzo ekologicznej organizacji, jak LOP jest również radnym Katowic, gdzie - a jakże - udzielał się w Komisji Ochrony Środowiska. W czasie sprawy Shella Komisja zajęła stanowisko opowiadające się za budową stacji na terenach przeznaczonych pod zieleń parkową i izolacyjną. Było to, jak wykazaliśmy, nielegalne i chyba niezbyt ekologiczne. Pan Rzymełka jest też współodpowiedzialny za inną uchwałę katowickiej rady, która stanowi furtkę dla przeznaczenia ochronnych pasów zieleni pod parkingi, stacje benzynowe itp. Jak na "lidera ekologicznego" i w ogóle kandydata do parlamentu, całkiem nieźle.
Wszystko to jest, oczywiście, smutne. Po prostu "koledzy" z WKLE nas wy li i zapisali wszystkich do UW. Ale, jak każdy kryzys, jest to także okazja do pozytywnej zmiany. Do oczyszczenia własnych szeregów i wyciągnięcia wniosków politycznych, ideowych i organizacyjnych. Mam nadzieję, że chociaż po szkodzie okażemy się mądrzy i na tyle zdeterminowani, żeby ten numer nie tylko nie uszedł na sucho, ale i nie mógł się powtórzyć. W czasie kampanii wyborczej w Krakowie zadbamy o to, żeby UW nie miała wątpliwości, że ruch ekologiczny to nie tylko grupa kolesiów z WKLE i że takie zagrywki się nie opłacają.
*) Zob. Olaf Swolkień, List otwarty do Maćka Kozakiewicza [w:] ZB nr 6(96)/97, s. 17.
Ponieważ zostałem wymieniony na liście Wyborczego Komitetu Liderów Ekologicznych będącego de facto częścią Unii Wolności, oświadczam, że poczuwam się jedynie do współautorstwa programu, który grupa działaczy ekologicznych wstępnie przedstawiła UW w Sejmie. Dalsze losy tego dokumentu nie są dla mnie do końca jasne. Tzw. "żółte kartki" zawierają błędy merytoryczne, które powstały bez mojej wiedzy. Nie wiem, też które z naszych propozycji UW zaakceptowała - a taka akceptacja byłaby warunkiem jakiegokolwiek poparcia dla partii jako całości. Był to jedyny mój udział w pracach WKLE, który wyglądał na ciało mocno nieformalne.
Ponadto albo mam kiepski słuch, albo nikt do czasu spotkania w Sejmie nie mówił mi o WKLE. Jedyny podpis, jaki składałem, to była lista obecności w Sejmie z adresami i telefonami kontaktowymi - jako Marcin Hyła z FZ/FWIE, nie rozumiałem tego i dalej nie rozumiem jako jakiejkolwiek deklaracji członkowskiej. Tym bardziej występowanie w imieniu jakiejkolwiek organizacji.
Jedyne stanowisko stricte polityczne (a nie merytoryczne, jakim jest współautorstwo propozycji programowych), jakie zajmuję ws. wyborów, to podpisane przeze mnie i Olafa Swolkienia i opublikowane w ZB* postulaty do wszystkich partii, dotyczące transportu - rozwiązanie Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad, zmiana polityki transportowej itp.
Uważam, że na poparcie ruchu ekologicznego zasłużyło kilku obecnych posłów - osobiście mogę wymienić Urszulę Pająk, Radka Gawlika, Krzysztofa Wolframa i senatora Janusza Okrzesika. Trudno w tej chwili jednak popierać całą konkretną partię, nie wiedząc, co dostanie się w zamian.
Kraków, 18.06.1996Marcin Hyła
*) Zob. "Kontrakt" Unii Wolności z
liderami organizacji ekologicznych a polityka transportowa [w:]
ZB nr 5(95)/97, s.29. UCHWAŁA
ZARZĄDU FUNDACJI WSPIERANIA INICJATYW EKOLOGICZNYCH WS. UŻYWANIA
NAZWY FUNDACJI W KONTEKŚCIE POLITYCZNYM,
PRZYJĘTA JEDNOMYŚLNIE W DNIU 17.6.97
FWIE nie popiera żadnej partii politycznej, ani żadnego ugrupowania politycznego. Do używania nazwy Fundacji upoważnieni są członkowie Zarządu i osoby posiadające pełnomocnictwo Zarządu. Wszelkie oferty polityczne składane bez wiedzy Zarządu nie są dla FWIE wiążące.
Czy to, co wybudujemy? Nie. Nie to kiedyś będzie się liczyć. Liczyć będzie się to, co zniszczymy i to, czego zniszczyć nam się nie uda. Podczas budowania.
Istotą i ostoją demokracji są wybory. Istotnym składnikiem wyborów są kampanie wyborcze, których to nieodzownym elementem jest pisanie i czytanie programów wyborczych. Politycy programy piszą, a wyborcy je czytają. Zarówno wśród wyborców, jak i polityków trafiają się tzw. niedoświadczeni i dla nich to właśnie przeznaczony jest niniejszy "Samouczek". A zatem - uwaga! Zaczynamy. Od podstaw.
Zanim program będzie czytany, musi być
napisany. To oczywiste. Co w swoim programie wyborczym musi przekazać
wyborcom polityk? Odpowiedź jest prosta: musi przekazać
sedno. SEDNO
PROGRAMU WYBORCZEGO
Zrobię wam dobrze. I nikt tak dobrze nie zrobi
wam dobrze. Więc będzie niedobrze, gdyby to inni robili
wam dobrze. PISANIE
PROGRAMU WYBORCZEGO
Sedno programu wyborczego, czyli NAGI PROGRAM WYBORCZY
nie nadaje się oczywiście do bezpośredniej prezentacji
wyborcom i musi zostać odpowiednio opakowany, bo bez opakowania
nic dzisiaj sprzedać się nie da. Należy więc
do sedna dodać sporo dobrze brzmiących, choć
pustych (te brzmią najlepiej) słów. Słowa
doprawić do smaku odpowiednią ilością wykrzykników
i hałasu. Potem wszystko razem dobrze wymieszać i podawać
przy akompaniamencie dobrze wyglądających, choć
równie pustych jak użyte słowa, gestów
w rodzaju głaskania dorosłych i dzieci oraz psów
i kotów po głowach, główkach, łbach
i łebkach. CZYTANIE
PROGRAMU WYBORCZEGO
Czytanie jest czynnością odwrotną do pisania i, w przypadku programów wyborczych, polega na ich odpakowywaniu z pustych słów i gestów tak, aby otrzymać nagi program wyborczy, czyli sformułowane wyżej sedno.
Jak z "Samouczka" wynika, wszyscy politycy chcą tego samego - wszyscy oni chcą robić nam dobrze. Lecz potem im wszystkim robienie nam dobrze wychodzi niedobrze. Dla nas. Taki już dziwny ten świat.