"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 8 (98), Sierpień '97


TROCHĘ WSPOMNIEŃ I FILOZOFII
PRZED KONGRESEM FEDERACJI ZIELONYCH
BYĆ FEDERACJĄ CZY Ją MIEĆ

Czy jeżeli ktoś nazwie się FederacjąZielonych, to już nią jest? Czy Federacja Zielonychto tylko nazwa czy też sposób działania zgodnyz wartościami odrzucającymi tzw. paradygmat kartezjański?

Pamiętam, jak na ostatnim (na pewno ostatnimtak dużym - ponad 300 osób) zjeździe ruchu Wolnośći Pokój w Poznaniu, część WiP-owcówstarała się nadać struktury organizacyjne temuruchowi. Sądzili, że w ten sposób dostosujągo do nowych potrzeb. Nie udało się to im. Zwyciężyłtzw. nurt radykalny, twierdzący, że "miejscem działaniaWiP-u jest ulica". Niestety okazało się, żeta "ulica" nie jest już zainteresowana działaniamiWiP-u. W dodatku wielu liderów zaczęło wchodzićw struktury powstającego, niekomunistycznego państwa(np. do UOP-u). W rezultacie dzisiaj już mało kto pamiętao WiP-ie i jego dokonaniach. O ruchu, który przez działaczypacyfistycznych z Niemiec czy Szwecji był uznawany za największyruch pacyfistyczny w Europie. Nie wiem, czy zmiany strukturalneuratowałyby WiP jako ruch. Mogły jednak przyczynićsię do powstania dużej i silnej organizacji politycznej.

W tym czasie rozpadł się nie tylko WiP.Swój impet stracił także ruch "WolęByć". FZ tymczasem przetrwała. Przetrwała,bo była otwarta na różnych ludzi i różnestruktury. Była w stanie przystosować się donowych czasów.

Struktury Federacji wyróżniały sięspośród innych tworzonych w tym samym czasie w Polsce.Odwoływały się one bowiem do systemu wartościtowarzyszącemu Federacji od samego zarania. Sytemu, któryznalazł swoje odbicie w deklaracji ideowej i antystatucieFederacji.

Zakładając FZ, pragnęliśmy stworzyćalternatywę dla tzw. paradygmatu kartezjańskiego- sytemu wartości, odpowiedzialnego za degradacje środowiska(przepraszam tu wszystkie osoby interesujące się filozofiąza ten radykalny skrót). Nie chodziło nam jedynieo stworzenie organizacji ekologicznej. Raczej o stworzenie grupypropagującej swoim działaniem i stylem życia nowysystem wartości.

Odrzuciliśmy zasadę "cel uświęcaśrodki" uznając, że jest ona wytworem paradygmatukartezjańskiego. Przyjęliśmy za zasadęstwierdzenie Ghandiego - "nie ma drogi do pokoju, pokójjest drogą".

FZ powstawała w dużych bólach. Przedewszystkim dlatego, że powstała z rozłamu. Przyjednym stole spotkali się ludzie chcący stworzyćekologiczną siłę polityczną. Okazałosię jednak, że przede wszystkim spotkały siędwa różne sposoby postrzegania rzeczywistości.W rezultacie powstały Federacja Zielonych i Polska PartiaZielonych.

Zdecydowaliśmy się odłączyćod ludzi tworzących PPZ, bo szkoda nam było czasu nawalki frakcyjne, kłótnie itp., czyli działanianie mające nic wspólnego z ekologią i systememwartości, do którego się odwoływaliśmy.

To nie znaczy, że żyliśmy w idyllicznejzgodzie. Często spieraliśmy się zarównoo metody działania, jak i role niektórych osóbfunkcjonujących w Federacji. Zwłaszcza że Federacjanie była jedynie organizacją ekologiczną, byłaruchem Zielonych: ekologów, pacyfistów, feministeki anarchistów.

Podczas spotkań często padały ostresłowa. Były one jednak rzucane pod wpływem emocji,a nie wyrafinowanego działania. Zawsze jednak zwyciężałachęć dojścia do porozumienia. Prawa mniejszości,jakichkolwiek, były dla nas święte. Konsensusbył jedyną drogą podejmowania decyzji. Unikanie,przy poszukiwaniu rozwiązań problemów, sposobówrodem z paradygmatu kartezjańskiego, zawsze okazywałosię słuszne.

Byłem świadkiem rozmowy jednego z założycieliFederacji z wieloletnim działaczem tej organizacji. Ten pierwszypoinformował drugiego, że jego kolega, też z FZ-etu,nie postępuje zgodnie z zasadami tej organizacji. Dowiedziałsię wtedy, że to są problemy "jego poczuciaojcostwa". Ojciec bowiem też ma trudności z zaakceptowaniemtego, że jego dziecko postępuje w inny sposóbniż on by chciał.

Tylko że ojca nie można sobie wybrać,a organizację, w której chce się działać- tak.

Nie dlatego nie uczestniczyliśmy w tworzeniuPolskiej Partii Zielonych, że chcieliśmy miećwłasną organizację, tylko dla tego, że sposóbdziałania i postrzegania rzeczywistości przez dużączęść założycieli tej partii byłdla nas nie do przyjęcia. Nas nie interesowała aktywnośćdla samej aktywności, ale aktywność na rzecz świata,w którym chcielibyśmy żyć. Świata,w którym cel nie uświęca środkówi nie ma drogi do pokoju; w którym pokój jest drogą.

Jednocześnie nikt z nas nie twierdził,że mamy patent na prawdę. Szacunek dla różnorodnościbył jednym z elementów "naszego paradygmatu".Staraliśmy się współpracować ze wszystkim,którzy twierdzili, że działają na rzeczśrodowiska, także z Polską Partia Zielonych. Alenikogo nie zamierzaliśmy zmuszać do prac w ramach FZ.Deklaracja ideowa i antystatut miały nas wręcz uchronićprzed osobami działającymi w sposób niezgodnyz naszymi przekonaniami.

Siedzi naprzeciw mnie jeden z założycieliFZ-etu, dizonaur polskiego ruchu ekologicznego. Namawiam go, byprzyjechał na Kongres FZ - JakiejFederacji Zielonych? W którym miejscu jest to jeszcze FederacjaZielonych? - pyta mnie.

W tym momencie uświadomiłem sobie, żeod dłuższego czasu też zadaję sobie takiepytania. Tylko że dla mnie nie są to jeszcze pytaniaretoryczne. Cały czas łudzę się, żeFederacja, przynajmniej większość ludzi w niejdziałających, nadal rozumie nasze zasady i chce działaćzgodnie z nimi.

Oczywiście, zwłaszcza w sferze językowej,nasze zasady już trochę tchną myszką, alepamiętajmy, w jakich powstawały czasach. Nieaktualnejuż dzisiaj sformułowania nie mają jednak wpływuna to, co jest najważniejsze w tym materiale - system wartościodrzucający paradygmat kartezjański.

Moje złudzenia jednak stale są podkopywaneprzez moje doświadczenia. Mam wrażenie, że z rokuna rok coraz mniej federastów zna nasze zasady i antystatut.Mniej jeszcze rozumie, albo chce rozumieć, system wartości,do jakiego odnosi się treść tych materiałów.

W założeniach FZ akceptowała wszystkieformy działania, o ile były one realizacją systemuwartości wyrażonego w Naszych Zasadach i antystatucie.Mam wrażenie, że dzisiaj jest inaczej. Nie jest jużistotne, czy działania są kompatybilne z systemem wartościzawartym w dokumentach Federacji.

Jeżeli rzeczywiście tak jest, to czy jeszczeistnieje Federacja? A może raczej istnieje tylko grupa ludzi,która nazywa siebie Federacją, ale już nie działazgodnie z jej zasadami - grupa ludzi, która "ma"Federację, ale już nią nie jest?

Leszek Michno

F

GURU I JEGO KURY

Od czasu Kolumny w Spale w ruchu ekologicznym utrzymujesię napięcie. Wiele osób ma pretensje do środowiskaWyborczego Komitetu Liderów Ekologicznych, że nadużyłon ruchu ekologicznego, wiążąc się z UniąWolności. Z kolei liderzy WKLE mają pretensje do OlafaSwolkienia za utrzymane w ostrym tonie publiczne wypowiedzi nałamach ZB. Mam wrażenie, że obie strony rozmawiająo dwóch zupełnie różnych rzeczach. Olafpublicznie wytyka Piotrkowi Glińskiemu zakulisowośćdziałań. Piotr Gliński z kolei pomrukuje, żepoda Olafa do sądu za to, co ten robi i pisze przy całkowicieotwartej kurtynie. Słyszę również o pomysłachna usunięcie Olafa z Federacji Zielonych, zgłaszanychprzez osoby zacne, pozostające jednak z ruchem ekologicznymw kontaktach wyłącznie towarzyskich i zupełnieoderwane od jakiejkolwiek działalności bieżącej.Bardzo, naprawdę bardzo mi się to nie podoba.

Można być założycielem FederacjiZielonych i twórcą Naszych Zasad, ale nie możnamieć z tego tytułu pretensji, że FZ rozwinęłasię rzekomo w zupełnie innym kierunku, niż sięmarzyło. Zwłaszcza, jeśli od ładnych kilkulat nie robi się w FZ-ecie kompletnie nic. FZ to nie jesttrwająca od blisko dziesięciu lat impreza w wanniepełnej piwa, z której czasem uda się nam wymknąćdo magistratu i obrazić jakiegoś urzędnika, aw sklepie ofuknąć sprzedawczynię, że niema soku w szklanej butelce. Można sobie naiwnie wyobrażać,że nic nie pisząc, nie prowadząc kampanii i tylkowygłaszając do znajomych złote myśli, zmienisię świat. Ale paczka przyjaciół rządzisię zupełnie innymi prawami niż sprawny ruch społecznyczy organizacja. Jeśli tego się nie dostrzega, to łatwoo kolejne ugrupowanie kanapowe czy salonowe, łatwo o koterie,konflikty i frustrację.

Stara gwardia FZ-etu z rzadka przyjeżdżałana kongresy i nie angażowała się choćbypiórem w bieżącą działalnośći kampanie. Bardzo łatwo jest pozostawać na uboczu,obserwować i oceniać. Nieco trudniej jest przekonywaćkolegów do rzeczywistego działania i walczyćna dwa fronty: z urzędasami czy spalarniowcami z jednejstrony, i "ulepszaczami" i "doradcami" wewnątrzwłasnej organizacji z drugiej. Sytuacja, w jakiej GrześPeszko, Mirek i Ewa Pukaczowie i Leszek Michno, którzyz konkretnymi działaniami FZ-etu od lat nie mają nicwspólnego, sugerują dzisiaj w knajpie przy piwie,że Olaf ma sobie założyć własnąorganizację, bo to, co robi, to "nie jest klimat FZ-etu"- przypomina historyjkę o psie ogrodnika: sam nie zje idrugiemu nie da. Uważam, że próby cenzurowaniaosoby, która pracuje solidnie i jest jednym z najlepszychkampanierów w Polsce, są działaniem złymi głupim. Tym bardziej, że Olaf jednak nie jest sam i nie jest to pozbawiony zaplecza działacz-aparatczyk, który kampanie prowadzi zza biurka, przy którym sporządza kolejny raport.

Można wybrzydzać na używanie w publicznych wypowiedziach słów "gangsterski" czy "podły".Ale ja w środowisku FZ-etu w Krakowie byłem świadkiemwyjątkowego chamstwa i nadużyć zupełnie innejnatury. Tutaj - jak rozumiem - "klimat FZ-etu" byłutrzymany, czystość konwencji zachowana, a zainteresowaniOjcowie Założyciele przymknęli na to oko. Możnauważać, że to, co złe, nie jest złe,tylko musi rozejść się po kościach. Alezawsze jest niebezpieczeństwo, że w naszym grajdolepojawi się obcy, który myśli samodzielnie ipozostaje poza naszą kontrolą. Wtedy natychmiast trzebago utemperować, bo jest obcy i przez to niebezpieczny. Niecoinna wersja tego zjawiska funkcjonuje w wojsku czy więzieniui nazywa się "fala". To też "klimatFZ-etu"? Na szczęście FWIE już dawno udałosię otrząsnąć z takiego rozumienia NaszychZasad. Ale problem podwójnej moralności - jakwidać - pozostał.

Natura nie znosi próżni i skoro niktz Ojców Założycieli FZ-etu nie schylił się,żeby napisać taką książkę, jakNowy ustrój, te same wartości, to napisałją ktoś inny, bez grantów i sponsorówzresztą. Znacznie łatwiej napisać grzecznąpowiastkę o tym, co już wszyscy wiedzą, niżksiążkę, której zamierzeniem jest prowokacja,a w konsekwencji bolesna zmiana sposobu myślenia. Zmieniaczeświata zawsze wywoływali skandale i dzielili społeczeństwo.Nic nie dzieje się za magicznym naciśnięciemguzika; zmiany rodzą się powoli i w bólach.To jest elementarz prowadzenia kampanii i nowością możebyć wyłącznie dla kanapowych prawiczków.Podobnie mrzonki o "bezkonfliktowych działaniach"oznaczają tylko nieustanną zgodę na wszystko,co się dookoła nas dzieje. Dobry Indianin to martwyIndianin, jak głosili biali faceci z fajnymi pomysłamina życie. Dobry, znaczy bezkonfliktowy, by nie rzec "tchnącymiłością". A jak nie ma konfliktu, to możemysobie poleżeć do góry brzuchem i spokojnie zająćsię ekologią, pracą naukową czy meblowaniemświata sobie i innym.

Tymczasem takie tragiczne zjawiska, jak Pol Pot,Hitler czy małoletni mordercy biorą się raczejz klimatu zadowolonego z siebie grajdolstwa niż z publicznej,nawet najostrzejszej, debaty i psucia obowiązującejw danym momencie politycznej poprawności. Komunista Che Guevaranie siedział w żadnym grajdole i dziś umyka próbomtakiego osądu moralnego, na jaki bez wątpienia zasługujePol Pot czy Stalin. Raczej wzbudza niepokój i zastanowienie.A warto pamiętać, że Pol Pot siedział wtym samym salonowo­uniwersyteckim grajdole, co arcyeuropejczykSartre. Podobnie rodzicom małoletnich morderców dogłowy nie przychodzi, że ich pociecha z ciekawościmoże kogoś zatłuc kijem bejsbolowym. Rodzice pretensjemają zazwyczaj tylko o długie włosy, muzykęi kolegów, co wyglądają jak narkomani. Każdyma tendencje do ułatwiania sobie życia, a najłatwiejznaleźć problem nie tam, gdzie on rzeczywiściejest. Zderzenia z rzeczywistością są jednak nieuchronne.

Oczywiście można mieć pretensje oto, że ktoś "robi z siebie guru". Olaf sięnieco zdziwi, ale podsłuchałem własnymi uszami- niektórzy kanapowicze mówią tak właśnieo nim. Tyle, że jeśli ktoś oskarża innąosobę, że jest "guru", to dla mnie znaczytylko tyle, że tak naprawdę sam chciał byćtakim guru i czuje, że traci wpływy, moc go opuszczai świat mu się załamuje. Ale trudno, żebyktoś był guru z nicnierobienia, imprezowania albo działalnościw zupełnie innej niszy ekologii. O ile dobrze pamiętam,Pierwsza zasada Federacji Zielonych brzmi: szczerze i uczciwie.Niektórzy traktują szczerość i uczciwośćpoważnie aż do bólu. Tak, żebyś sięrano nie zdziwił, jak zobaczysz swój pyszczek w lustrze,mój ty szamanie od siedmiu boleści.

Marcin HyłaPS

Jesteś niezależny wmyśleniu i działaniu? Szanujesz wolność innychi chcesz, by Ciebie szanowano? Obawiasz się szowinizmu,lekceważenia niepełnosprawnych, palenia na stosach Masonów,Pedałów i Cyklistów? Czy twoje korzenie togreckie umiłowanie piękna? Czy chcesz żyćw społeczeństwie ludzi światłych, gdzierozum i logika wyznaczają drogę rozwoju? Kochasz wszystko,co żyje i oddycha? Czy krwawi twoje serce, gdy widzisz biednegochomiczka pokonującego kolejny kilometr w kołowrotku?Jeśli tak, to jesteś Młodym Demokratą. AMłodzi Demokraci od biednego chomiczka to nie Front WyzwoleniaZwierząt, Federacja Zielonych czy Pracownia na rzecz WszystkichIstot, tylko Unia Wolności. I jak tu się nie wzruszyćnad takim balcerowiczowskim jeleniem - pardon, chomiczkiem nary(n)kowisku z autostradą w tle? Wzruszmy się szczerzei uczciwie.

F
ROWER-POWER

Na Kongresie FZ-etu odbędzie się posiedzeniesieci Miasta dla Rowerów, o czym zawiadamiałem jużsubskrybentów niektórych list dyskusyjnych w Internecie.Zapraszam wszystkich chętnych. Zamierzam też poprowadzićwarsztat nt. ekologii miast i osiedli - czyli z czym (i z kim)do wyborów samorządowych. Poza tym zapraszam teżdo dyskusji na tematy proponowane przeze mnie w innych artykulikachZB.

Marcin "Cinek"Hyła


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 8 (98), Sierpień '97