"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 9 (99), Wrzesień '97


DUCH MIEJSCA I MIEJSCE DUCHA -
II FESTIWAL "MUZYKA W KRAJOBRAZIE" INOWŁÓDZ'97

10 lat temu muzycy grupy ATMAN spotkali się w leśniczówce we wsi Liciążna w pobliżu Inowłodza na zamkniętej próbie nowego programu. Rok po roku odsłaniały się tajemne miejsca, a kolejne kręgi nadpilickich lasów i łąk zaczynały przemawiać własnym językiem. Drgające od upału i sosnowych olejków powietrze snuło niespiesznie opowieść. Pierwszy w Polsce Dzień Ziemi celebrowano już w dużej grupie przyjaciół. Warsztaty "Gadająca Łąka" pokazały, jak uczyć się od Natury, odszukując w Niej samych siebie. Bo nie ma jakiejś zewnętrznej i obcej Natury, a łzy mieszały się z deszczem.

Festiwal pojawił się wraz z coraz większą ilością zainteresowanych słuchaniem i graniem, a nade wszystko spotkaniem. Już drugie takie święto odbywa się właśnie w Inowłodzu, kontynuując tradycyjny już ciąg odwiedzin, pracy, rozmów, zachwytów zachodzącym słońcem i tęczą, co jak gigantyczny proporzec wisi niezmiennie nad wzgórzem świątecznej celebracji.

Bębniarze z kraju MOŁR otwarli II edycję Festiwalu pośród ruin zamku, które obsiedli zaskakująco licznie przybyli miłośnicy akustycznego brzmienia z całej Polski. Endiche Vis. Sat z Litwy prowokowali publiczność, nagradzając cierpliwych mrocznym tętnem niecałkiem straconej wschodnioeuropejskiej (lub zachodnioazjatyckiej…), tłumionej przez wieki kultury. Już w ten pierwszy wieczór poczułem, że Duch Miejsca przemówił, a nikt tu nie przyjechał, by pokiwać się w rytm podawanej za obowiązującą muzyki. Dzięki Endiche Vis. Sat obmyliśmy się z taniego i krzykliwego blichtru codzienności wszystkowiedzących mediów i tych "biednych" gwiazd, co jak marionetki pokracznie machają rękami w górę i w dół, w górę i w dół…

Tak więc odcięliśmy cumy i pierwszy ląd, jaki zamajaczył przez gęste mgły to była ASUNTA. Ukryta i przytłumiona murami świątyni zabrzmiała powściągliwie i pokornie. Deszcz za drzwiami i szczelne wypełnienie każdego centymetra posadzki, schodów i dzwonnicy działały magicznie. Coś wzbierało w nas wszystkich. NATURTONMUSIK znalazł własne miejsce i czas, aby przenieść nas jeszcze dalej w głąb odkrywanego lądu. Muzyka, dedykowana nie tylko ludziom, ale "wszystkim żywym istotom, drzewom, roślinom i małym myszom" odsłoniła świat, jaki chcielibyśmy widzieć i jaki znajdujemy pod stosami zalegającej w nas zawiści, egoizmu i głupoty. Didjeridu i pasterska fujara na wzgórzu pośrodku Polski okazały się bliskie i ważne. Może zrozumiałym i naprawdę starym językiem jest dla nas brzmienie, a nie rytm? Może to ono właśnie przenika przez naszą skórę, pozwalając przyswajać mądrość poza rozumem? Kolejna podróż to DULCIMER SOLO Marka Leszczyńskiego, który doskonale pomógł wszystkim poukładać elementy osobistych odniesień i wzruszeń.

Stara synagoga, podobnie jak świątynia ze wzgórza, zaczerpnęła nowego oddechu wraz z nie kończącym się ludzkim korowodem zapełniającym ją powoli i po brzegi. To, co duchowe, łatwo się łączy i tylko skorupa niewiedzy rwie i rozdziela naturalne związki. Kiedy ostatni raz spotkało się tu tylu ludzi? Bębniarze z kraju MOŁR opowiedzieli kilka legend i dowcipów o swojej ojczy1/4nie, udowadniając, że zestaw bębnów, głosy i wiele drobnych instrumentów może być doskonałym przewodnikiem.

Anna Nacher zabrała ze sobą w podróż najpierw kilku bardzo różnych muzyków, a zaraz potem także całą publiczność. To była wyprawa wymagająca uwagi i ostrożności, tak bardzo odmienna od spacerków z piosenkami, których refreny znamy jeszcze przed ich usłyszeniem. Prośba od publiczności o "Ducha Skały"… a więc kiedy nie ma telewizji, to jednak nie przestajemy żyć? Zaczynają być prawdziwe nasze przeczucia, że już za rok trzeba będzie "utajniać" to miejsce i to spotkanie…

ATMAN w trudnej roli gospodarza sprawnie przepłynął do miejsca, gdzie zaczyna się prawdziwa wyprawa i wyruszyliśmy razem, odnajdując wiele wspaniałych zakątków i wyrafinowanych doznań. Horyzont nie tylko oddala się w miarę przybliżania się do niego, jak głosi popularne powiedzenie, ale także wędruje za nami, gdy przestajemy ulegać półprawdom i podążamy w swoją stronę.

Ostatni dzień to ryzykowna, ale konieczna próba wspólnego wyruszenia w podróż bez nadanych kapitanów i przypisanych celów. Naturtonmusik, ATMAN, Anna Nacher &Namta Crew, Mecky "Kangur", Bębniarze z kraju MOŁR odbili od brzegu wraz z całą publicznością bez trudu. To, co się działo, jawi się jako wspólne budowanie MIEJSCA dla DUCHA.

Na Festiwal przybyli ludzie z całej Polski, ale również nasi przyjaciele z Niemiec. Przy stoiskach z muzyką WORLD (ORANGE WORLD) i OFF (OBUH, FLY Music) oraz autorską (NATURTONMUSIK, MOŁR i inne), gazetami, książkami i koszulkami toczyły się ważne rozmowy i dochodziło do ważnych spotkań. Pewnie wiele "ciągów dalszych" nastąpi… Część muzyczną Festiwalu zakończyliśmy wieczorem czwartego dnia wspólnego wędrowania.

Marek Styczyński

˘ Festiwal "Muzyka w Krajobrazie" jest autorską realizacją grupy ATMAN: "Pracownia" Promocja Kultury Ekologicznej - finansowaną w głównej części przez Urząd Gminy Inowłódz pod patronatem radiowym Radia Łód1/4. Dodatkowe środki wyłożyli: Urząd Wojewódzki w Piotrkowie Trybunalskim, Związek Gmin Nadpilickich i miejscowi przedsiębiorcy. Wszystkie koncerty są bezpłatne.

Zapraszamy na trzecią edycję Festiwalu w lipcu '98

Informacje:

"Pracownia"
* Piastowska 5
33-300 Nowy Sącz
0-18, 41-10-47

Tam też można zamawiać kasetę z serii FLY Music Muzyka w Krajobrazie '97 z zapisem wspólnego koncertu (ATMAN, NATURTONMUSIK, Mecky "Kangaroo" Ellenbruch, Anna Nacher i Bębniarzy z kraju MOŁR), której premiera odbędzie się w zimowe przesilenie w grudniu '97 roku. Nakład kasety ograniczony.

KATOWICKI EKOSONG '97

28-29.6.97 odbył się kolejny Ekosong, festiwal piosenki ekologicznej, organizowany od 8 lat przez ojców franciszkanów z klasztoru w Katowicach-Panewnikach.

Było 10 tys. widzów, przygotowano dla nich miasteczko namiotowe - EKOTOWN. Uczestniczyło 23 wykonawców, spośród których jury pod przewodnictwem ojca dr. Gaudentego Kustusza wybrało finałową dziesiątkę. Każdy uczestnik konkursu musiał wykonać dwa utwory, z których jeden o tematyce ekologicznej. Nagrodzono 5 wykonawców. Gwiazdami festiwalu byli: zespół Voo Voo i Ewa Bem. Główną nagrodą była statuetka PREBIBETONU i 1000 złotych. Grand Prix Ekosong '97 zdobyła katowiczanka Magdalena Wiejacka, która otrzymała również nagrodę publiczności. Za najlepszy tekst o treści ekologicznej nagrodzona została Katarzyna Hulok. Wśród zespołów pierwsze miejsce zajął Niebieski Tramwaj z Krakowa, drugie Terra Nova z Katowic, trzecie Dada z Katowic. Scena z profesjonalnymi: scenografią, oświetleniem i nagłośnieniem została wybudowana na kalwaryjskim wzgórzu otaczającym klasztor. Pierwszy festiwal był się w 1990 r., corocznie odbywa się w ostatni weekend czerwca.

Festiwalem zajmują się ojcowie franciszkanie, bo założyciel zakonu tzw. braci mniejszych - św. Franciszek z Asyżu - został ogłoszony patronem ekologii w 1979 r. przez Jana Pawła II. Św. Franciszek-Giovanni Bernardone (1182-1226) był synem bogatego kupca włoskiego, w 1206 r. rozdał majątek ubogim i rozpoczął pracę jako wędrowny kaznodzieja, nawołując do ubóstwa i miłości bli1/4niego w duchu radości życia i ukochania przyrody. Jest twórcą słynnej Pieśni słonecznej, powszechnie znanej jako Hymn do słońca (1225 r.). Ciekawym szczegółem może być fakt, że zwrócił się do papieża Honoriusza III z prośbą, aby ten zgodził się na umieszczenie w szopce betlejemskiej zwierząt - papież zaakceptował osła i woła. Św. Franciszek został kanonizowany w 1228 r. przez papieża Grzegorza IX. Nie ukrywam, że jest to mój ukochany święty.

Przy okazji załączam uwspółcześniony dekalog ekologiczny wg. św. Franciszka z Asyżu (za katolickim tygodnikiem "Niedziela"):

  1. Bąd1/4 człowiekiem pośród stworzeń, bratem między lud1/4mi.
  2. Odnoś się z miłością i czcią do wszystkich istot stworzonych.
  3. Ziemia została ci powierzona jako ogród, zarządzaj nią mądrze.
  4. Z miłości do siebie samego troszcz się o drugiego człowieka, zwierzęta, rośliny, wodę i powietrze, aby ziemia nie została ich pozbawiona.
  5. Używaj dóbr ziemi oszczędnie, gdyż marnotrawstwo nie zapewnia przyszłości.
  6. Twoim zadaniem jest odsłaniać tajemnicę pożywienia w taki sposób, aby życie karmiło się życiem.
  7. Rozwiąż węzeł przemocy, abyś zrozumiał istotę życia i istnienia.
  8. Pamiętaj, że stworzenie nie odzwierciedla tylko twego podobieństwa, lecz jest wyobrażeniem Stwórcy.
  9. Ścinając drzewo pozostaw pęd, aby całkowicie nie zniszczyć jego życia.
  10. Z szacunkiem stąpaj po kamieniach, bo one mają swoją wartość.

Andrzej Kopliński

EKOLODZY I KOZACY - O BLOKADZIE ROSTOWSKIEJ EJ

16.7.97 w stepie, niedaleko ogrodzenia Rostowskiej Elektrowni Atomowej (ROAES) rozpoczął się kolejny obóz protestacyjny ruchu "Chraniteli Radugi" ("Rainbow Keepers" - obrońcy tęczy).

Tzw. Rostowska E A nie znajduje się wcale w pobliżu Rostowa nad Donem, lecz ponad 200 km dalej w górę Donu, kilkanaście kilometrów za miastem Wołgodońsk (ok. 200 tys. mieszkańców, 40-kilkuletnie miasto o dominującej pozycji wielkich zakładów przemysłu atomowego i - co za tym idzie - bardzo dużym bezrobociu). Decyzja o budowie elektrowni zapadła w 1975 r., zaś sama budowa rozpoczęła się w końcu 1979 r. (na 1985 r. planowano rozruch pierwszego bloku). Elektrownia ma być wyposażona w reaktory typu WWER-1000 (reaktor wodny ciśnieniowy). Dla porównania: w Żarnowcu miały się znale1/4ć podobne reaktory typu WWER-440, natomiast w planowanej EJ "Warta" w Klempiczu miały się znale1/4ć właśnie reaktory typu WWER-1000.

Samo wymienienie wszystkich zarzutów wobec ROAES (i reaktorów WWER-1000) zajęłoby zbyt wiele miejsca, ograniczę się więc do bardzo ogólnikowego ich przedstawienia:

Od końca lat 80. trwa istna rewia aktów prawnych dotyczących ROAES: na przemian różne i te same władze decydują o zamknięciu, wstrzymaniu prac, podtrzymaniu stanu budowy, rychłym podjęciu ostatecznej decyzji, otwarciu elektrowni w danym roku itd. Kampania miejscowej ludności i " Chraniteli Radugi" w 1996 r. przyhamowała nieco co bardziej śmiałe projekty atomowego lobby, jednak nie zdołała przechylić szali. Ministerstwo Energii Atomowej (Minatom) nadal wywiera naciski na władze obwodu, aby przegłosowały wznowienie prac. W marcu tego roku koncern "Atomenergoprojekt" przedstawił władzom obwodu projekt wznowienia prac i uruchomienia pierwszego bloku w 1998 r. Decyzja ma zostać podjęta we wrześniu. W takich warunkach zdecydowano się na kolejną akcję protestu.

Od 16.7. lipca kilkadziesiąt osób przebywa w obozie namiotowym pod ROAES (oraz w Wołgodońsku. Żądają: rezygnacji z dalszego rozwoju energetyki atomowej; przeprowadzenia obwodowego referendum nt. bezwarunkowego wyjęcia ROAES (spod zwierzchnictwa Min. En. Atomowej oraz nt. uruchomienia elektrowni. Z początku mają miejsce tylko pikiety informacyjne w centralnych punktach miasta, rozdawanie ulotek, lepienie plakatów, wizyty w lokalnych władzach, szukanie nowych sprzymierzeńców. Jednakże w cieniu tego trwają przygotowania do przeprowadzenia trudnej do usunięcia blokady drogi dojazdowej do ROAES.

27.7., w niedzielę przed południem, droga zostaje zagrodzona 11 200-litrowymi beczkami wypełnionymi betonem, przez które przeprowadzono stalowe rury ze specjalnymi zaczepami. Włożywszy w owe rury przedramiona i zaczepiwszy się od środka kajdankami lub wspinaczkowymi karabinkami, blokujący są teoretycznie nie do zdjęcia z drogi wbrew własnej woli, próby usunięcia ich siłą powinny się skończyć połamaniem rąk, jak w Temelinie w 1996 r. Do beczek i siebie nawzajem przykuło się 18 osób. W tym samym czasie na miejsce blokady autobusami podwieziono popierających akcję mieszkańców miasta, zgromadzonych uprzednio na manifestacji. Będą oni stanowić dodatkową ochronę przykutych ekologów, jednak z godziny na godzinę i z dnia na dzień ich liczba będzie szybko topnieć. Wszyscy spodziewają się albo szybkiej akcji milicji, albo totalnego oblężenia w oczekiwaniu na to, aż czynności fizjologiczne zmuszą blokujących do dobrowolnego odkucia się (niestety, nie udało się kupić na czas pampersów dla dorosłych). Tymczasem milicja ogranicza się do perswazji, pogróżek i filmowania. Odgraża się również 800 pracowników podtrzymujących ROAES, którym przychodzi iść 2 km do pracy.

28.7., w poniedziałek, milicja i OMON wykonują jakieś manewry taktyczne, szykują się do zdjęcia blokady i odstępują - trwa wojna nerwów. Niestety, w świat idzie przedwczesna informacja o ataku na blokadę i obóz. Być może akcji milicji zapobiegła rozmowa naczelnika pogotowia ratunkowego z milicją, którzy został powiadomiony, że próba zdjęcia blokady siłą zakończy się połamaniem rąk, a w takim stanie blokujący nie zdołają się odkuć, choćby nawet chcieli.

Tymczasem wśród blokujących, w miarę upływu czasu, narasta atmosfera dobrej zabawy. Blokujący zmieniają się co 6 godzin, co sprawia, że żadna blokada nie składa się z najlepszych. Spodziewamy się raczej ataku nocą lub nad ranem, więc te zmiany są mocniejsze, więcej w nich mężczyzn. Specjalnie nie niepokojeni ludzie siedzą lub leżą obok swych beczek, gdy zbliża się niebezpieczeństwo część symuluje tylko, że są przykuci, paski od karabinków i kajdanki są często poluzowane, by nie uwierały ręki. W poniedziałek wieczorem pojawiają się kozacy z pobliskiej stanicy Romanowskaja - też są przeciwko elektrowni - 4 z nich zostaje dyżurować przy blokadzie na noc. Noc z poniedziałku na wtorek przebiega w atmosferze pikniku.

Atmosfera na wtorkowej blokadzie nie jest mi znana. Nie licząc drzemek na 2 poprzednich nocnych blokadach, śpię pierwszy raz od nocy z soboty na niedzielę. Około 16 budzą i wyganiają wszystkich z obozu. Ruszyli robotnicy z elektrowni. Powoli, wymykając się z objęć Morfeusza, uświadamiam sobie, że coś jest nie tak. Są za wcześnie - może wcześniej skończyli. Przyjechali jednocześnie z obu stron - dość nietypowe. No i co robi tu ten buldożer - demonstracja siły? Zapewne - sądząc po przebiegu wypadków - nie ja jeden uspokajam się, że to również tym razem nic poważnego. 1615 - zaczyna się. 1645 - jest więcej niż po wszystkim.

Na czele robotników przybył szef Związków Zawodowych z ROAES. Żąda natychmiastowego zdjęcia blokady, ale nikt nie zwraca na niego uwagi. Parę minut i robotnicy masowo (przybyło ok. 200, w tym wiele kobiet, ale aktywnych było nie więcej niż 40-50), na dany sygnał, przechodzą do czynu. Biją i ciągną protestujących. Daje to nadspodziewanie szybki efekt. Blokada ma 4 słabe punkty: 2 krańcowe, gdzie ręce przykute do barierek ciągnących się wzdłuż drogi nie są osłonięte rurami oraz 2 w środku, gdzie 2 osoby nie są przykute do beczek, a do swych sąsiadów - zostają momentalnie rozcięci. Blokada ulega fragmentacji. Oprócz tego być może część ludzi nie zdążyła się przykuć, część przykuła się nieporządnie (lu1/4ne paski od karabinków przecięto), część bita rozkuła się sama (jak zwykle, co chyba leży w zwyczaju tej klasy społecznej, robotnicy szczególnie pastwili się na dziewczynach). Opustoszałe beczki szybko usunięto. Droga już jest przejezdna. Tylko przy paru beczkach jeszcze przykuci, bici i kopani ekolodzy - nie będący już w stanie blokować ruchu na 4-pasmowej jezdni. Po kilkunastu minutach odkuwają się lub zostają odkuci. Buldożer zrzuca z nasypu ostatnie beczki. Tymczasem pogrom jeszcze nie skończony. W ślad za zrzuconymi z nasypu ekologami puszczają się robotnicy i częściowo niszczą i palą obóz namiotowy. Wszystko filmuje zakładowa kamera wideo, by pó1/4niej na milicję mógł trafić zmontowany film, na którym nikt nikogo nie pobił, niczego nie spalił, wszystko przebiegło spokojnie. Nasze aparaty rozbito, a klisze prześwietlono. Ocalały tylko niewyra1/4ne zdjęcia z daleka oraz kaseta magnetofonowa z zapisem zajść. Ofiary też mniej poważne niż się obawiano: jeden poważny wstrząs mózgu z częściowymi zanikami pamięci, chyba 4 lżejsze wstrząsy mózgu, złamany nos, rany twarzy, rąk, nóg, sińce, obrażenia klatki piersiowej. Cały pogrom na oczach milicji, która nie próbowała nawet niczego zrobić ("nie zdążyła" również zatrzymać jadących autobusami napastników na znajdującym się kilka kilometrów dalej ufortyfikowanym posterunku GAI). Pół godziny po napadzie są już na miejscu szef milicji i mer Wołgodońska. Tylko po to, aby odgrażać się ofiarom i po raz pierwszy wypowiedzieć alternatywną wersję wydarzeń: sami się pobiliśmy i spaliliśmy swój obóz. Nie zważając na pogróżki zostajemy. Następnego dnia, w środę, aresztują kilkanaście osób pozostających w obozie, kilka idących po drodze oraz kilkanaście osób z jednej z pikiet w mieście. Ekspresowo dostarczeni do sądu pod ogólnym zarzutem nieprzestrzegania zasad prowadzenia demonstracji - sąd udzielił większości upomnień, a parę osób oczyścił z zarzutu. Tego samego dnia kilkunastu obcokrajowcom udzielono upomnień za niedopełnienie obowiązku meldunkowego (przez obóz przewinęło się kilkoro Ukraińców, Białorusinka, dwoje Finów, kilkoro Niemców, 3 Czechów, no i ja), mimo iż wcześniej wielokrotnie próbowaliśmy się bezskutecznie zameldować (kiedy byłem czwarty raz - za każdym razem strata połowy dnia - wraz z udzieleniem upomnienia, polecono mi skierować się do rejestracji w Rostowie - ponad 200 km od Wołgodońska, 5 godzin jazdy nie tanim autobusem w jedną stronę, bez żadnych gwarancji zameldowania - oczywiście olałem to).

W następnych dniach trwały pikiety, składanie na milicji doniesień o przestępstwie i wniosków o wszczęcie postępowania karnego (milicja - oczywiście - robiła wszystko, aby ich nie przyjmować - mi udało się za drugim razem). 3-4.8. w pobliskim Cymlańsku odbywa się festiwal przeciw energetyce atomowej (w Wołgodońsku nie uzyskano zgody, a artystyczną wystawkę zamknięto po godzinie). Wystawka oraz koncerty punkowo-hardcorowo-rockowe. W dniach 5-7.8. w obozie "Chraniteli Radugi" przeprowadzili swą wewnętrzną konferencję. W międzyczasie decyzję o czynnym poparciu akcji podjęły Pierwszy Doński i Wschodni Okręg Wsiewielikogo Wojska Dońskiego (kozacy).

11.8. rozpoczęła się wspólna blokada drogi. Już rano kordony milicji odgrodziły obóz i dojazdy do miejsca akcji. Oddziały kozaków uzbrojone w broń gazową, mające ochraniać blokadę, zostały aresztowane i wywiezione. Zatrzymywano mieszkańców miasta i kozaków jadących na akcję. Jednak "Chraniteli" i część kozaków, która przedostała się na miejsce akcji, podjęli decyzję o jej kontynuowaniu. W trakcie próby ustawienia barykady z pni drzew interweniowała milicja, użyła przy tym buldożera. Protestujących znowu zrzucano z idącej nasypem drogi. Jeden z kozaków poważnie ucierpiał. "Chraniteli" i jeden z kozaków (nie wiadomo czego szczycono się, że bohater z Afganistanu) położyli się na drodze. Na pomoc milicji znowu nadciągnęli robotnicy z ROAES (z bossem Związków Zawodowych Baszkadowem, próbowali przebić się samochodem przez blokujących, po czym ich zaatakowali. W tym czasie w Rostowie trwały rozmowy między byłym merem Wołgodońska, a obecnie atamanem Chiżniakowem, a gubernatorem obwodu; podobne rozmowy liderzy kozaków prowadzili w Wołgodońsku. W efekcie do godz. 13 do blokujących przyjechali przedstawiciele miejskiej administracji i legislatury i obiecali, że do godz. 10 rano następnego dnia Duma miejska przyjmie decyzję o referendum. Wobec ciężkiej sytuacji blokujących podjęto decyzję o zawieszeniu blokady do godz. 10 następnego dnia.

W umówionym terminie 12.8. przedstawiciele miejskiej Dumy rzeczywiście wręczyli kopię uchwały o przeprowadzeniu referendum. Jednak do przeprowadzenia referendum to nie wystarczy. Potrzebna jest albo decyzja władz obwodu, albo decyzja kilku rejonów obwodu (Wołgodońsk to tylko jeden, można liczyć również na parę wiejskich rejonów kozaczych), albo podpisy odpowiedniej liczby mieszkańców obwodu (8.8. zarejestrowano stosowną grupę inicjatywną).

Pod koniec sierpnia, w związku z końcem wakacji (w Rosji na ogół także rok akademicki zaczyna się we wrześniu) część ekologów wyjedzie. Część zostanie w obozie, część w Wołgodońsku, a część przeniesie akcję do Rostowa, aż do wrześniowej decyzji władz obwodu.

Po więcej informacji - kontakt e-mailem:

jaceks6@diana.announce.com

(w tytule najlepiej zaznaczyć "dla Stanisława Górki") lub bezpośrednio po rosyjsku lub angielsku:

rk@glas.apc.org
nadia@gluk.apc.org
tw@cci.glasnet.ru

Stanisław Górka


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 9 (99), Wrzesień '97