BZB nr 18 - Wspólna droga - wspólny cel. Działanie w konsensusie i bez przemocy


Praca razem

Ile dla siebie, a ile dla grupy? Co to znaczy tworzyć wspólnotę, plemię, ruch? Łączyć się, czy się nie łączyć? Czy ma sens praca w grupie kiedy brakuje zaufania? Jak tworzyć to wzajemne zaufanie? Czym są owe ego trips - "podróże ego" - jak mówią o tym Amerykanie - rozbijające ruchy, grupy, organizacje? Jak się im przeciwstawić? Kiedy zaczyna się intelektualny i duchowy wampiryzm, kiedy powielamy cudze kalki, żeby, nawet nieświadomie, lansować swoją indywidualność, a kiedy współtworzymy siłę wspólnych działań posługując się uniwersalnym dla grupy językiem? Co integruje grupę, co może być jej wspólnym doświadczeniem? Jaka jest rola rytuału, mitu dla tworzenia i umacniania grupy? Czy wspólne działanie i rozwijanie grupy jest w ogóle potrzebne? - To tylko niektóre pytania dotyczące naszych podstawowych problemów związanych z kontynuowaniem pracy dla matki ziemi i dla siebie, kiedy po drodze spotykamy innych ludzi, współpracujemy, korzystamy z ich doświadczeń i dzielimy się z nimi swoimi, a czasami dla skuteczniejszego działania, jak nam się przynajmniej wydaje, pielęgnujemy indywidualizm. Praca razem to wielki temat i, gdy spojrzę na własne doświadczenia z wielu lat bycia w różnych grupach i inicjowania niektórych, mógłbym mówić, że było to pasmo błędów, a mimo to sporo się udawało.

Ostatnio, gdy osoba długo pracująca w grupie oświadczyła niespodziewanie, że odchodzi, dużo rozmawialiśmy w "Pracowni" o tych sprawach, naszych indywidualnych różnicach i uwarunkowaniach, konsekwencjach braku otwartości między członkami grupy, a także o tym, że mamy wielkie szczęście być dziećmi najwspanialszej wspólnoty, która nigdy nie zawiedzie - matki przyrody. Z tej perspektywy nasze problemy są zawsze trochę aroganckie. Ale jednak są. Ludzie opuszczają grupy, stowarzyszenia, partie polityczne. Taka jest cecha życia: nieustanne zmiany. A jednak często słyszymy o przykrych doświadczeniach związanych z odejściem. Jak napisał mój przyjaciel: "Ogół ludzi jest taki, jakby byli zrobieni z piasku, nieoczekiwanie rozsypują się. I motywuje ich robienie budowli z piasku..." Myślę, że o strukturze piasku decydują przede wszystkim nasze ambicje.

Poczucie swojej wyjątkowości, a więc oddzielenia. Pracujemy razem - ale często dla triumfu swojego JA. Wtedy łatwo przychodzi nam okłamywać innych, równie łatwo robić rzeczy naprawdę wspaniałe, byle tylko wyszło na moje. Ileż wielkich dzieł cywilizacji powstało dzięki temu napędowi. Bywają nawet altruiści czyniący "piękne" rzeczy, motywowani swoim wielkim ego. Ale nie o ego ma być ten szkic ale o pracy razem. A razem jest zagrożone indywidualną ambicją. Ja jestem dobry dla przyrody, ja jestem profesjonalistą, ja posiadłem wiedzę, mnie inni przeszkadzają, rzucają kłody pod nogi - z takich "ja" składa się grupa i czasami któreś "ja" się buntuje: ta grupa już nie zaspokaja jego ambicji, lub hamuje indywidualną karierę. Bo przecież od początku była tu sprzeczność. Społeczny darwinizm i różne systemy totalitarne nie są wcale dalekie od powszechnej drogi indywiduacji. Może dlatego wielu z nas tęskni za pracą razem? Przyjmijmy więc, że praca razem jest cenna. Cóż o niej można powiedzieć?

Praca razem dotyczy zawsze jakiejś struktury społecznej. Mamy tu do czynienia z współpracą, a więc relacjami pomiędzy uczestnikami tej "wspólnoty", ale także z pewną formą podporządkowania się. Podporządkowania się strukturze i podporządkowania liderowi. O tym ostatnim aspekcie pisze ważne słowa Hannah Arendt: "Każde działanie podejmowane przez zbiorowość ludzką da się podzielić na dwa etapy: początkowy, inicjowany przez 'przywódcę', i realizacji, w którym zbiorowość jednoczy się celem wypełnienia uznanego za wspólne przedsięwzięcia". Właśnie ten drugi etap to naprawdę wspólna praca. W systemach totalitarnych, w wojsku i w więzieniu nie ma wspólnoty (poza nieformalnymi), gdyż ludzie są zniewolonymi trybikami w maszynie. W ruchu ekologicznym powinniśmy mieć do czynienia z równością, tak jak opisuje to cytowana wcześniej H. Arendt: "...żaden pojedynczy człowiek, nawet najsilniejszy, nie jest w stanie osiągnąć celu, czy to dobrego czy złego, bez wsparcia innych, którzy by ów cel zrealizowali. (...) 'Przywódca' nie jest nikim więcej niż pierwszym pośród równych". Wspólnotę tworzy więc generalna akceptacja wspólnego celu, wspólnych wartości, a nie związki o naturze niewolniczej. Ambicjonalna konkurencja o pozycję w organizacji lub grupie jest zawsze przejawem niezrozumieniagłębszych mechanizmów realizacji celów i - ostatecznie - przynosi wszystkim szkody. Każdy ruch czy stowarzyszenie mają w sobie jakieś cechy wspólnoty. Bez nich zaczną się rozpadać. Zastanówmy się nad aspektami budowania wspólnoty, zakładając, że bywa ona pożądaną wartością (sprzyja osiągnięciu celów) i że odpowiadamy za jej jakość.

Termin "wspólnota" traktuję w tym szkicu bardzo szeroko. Wspólnota oznacza coś wspólnego. Może to być wspólna filozofia, hierarchia wartości, kilka wspólnych założeń, wspólny cel do osiągnięcia (jeśli jest to wspólnota czasowa, utworzona dla osiągnięcia tego celu), wspólna praktyka, wspólny nauczyciel, a także wspólnota doświadczeń, wspólne formy niektórych rodzajów aktywności, wspólne podejmowanie decyzji, samopomoc w niektórych dziedzinach (np. opieka nad dziećmi, wymiana odzieży itp. ). Czasami wspólnota próbuje prowadzić wspólne gospodarstwo lub, jak ma to miejsce w wielu krajach zachodnich, wynajmuje wspólny dom, gdzie oszczędza się na wspólnej kuchni i jadalni, pokoju telewizyjnym, łazienkach. Wspólnota uczy umiejętności rezygnowania i tolerancji. Ale w ramach wszystkich wspólnot występują również struktury hierarchiczne. Niektóre wspólnoty z góry skazane są na krótkotrwałość - to te, które składają się z ludzi w jednym wieku i w identycznej sytuacji życiowej (np. okres studiów) lub powstały dla zrealizowania konkretnego celu (np. kampanii) bez odwoływania się do wspólnych korzeni lub filozofii i bez zadawania głębszych pytań. Najsłabsze są wspólnoty, które łączy wspólny wróg lub wspólne odczucie zagrożenia. Są to wspólnoty zbudowane na dualizmie i ich członkowie łatwo mogą zmieniać "pozycje". Ram Dass w rozmowie z Johnem Seedem (w: "Rytuał dla matki Ziemi", zeszyty "Pracowni" 1992) mówi, że w grupach działających na rzecz ochrony środowiska istnieją dwa rodzaje aktywistów: ci, których motywacje wynikają z gniewu i ci, których do działania pcha radość płynąca z uczestniczenia w tożsamości z całością. Gniew, ambicje, strach czy przekonania płynące z aktualnej wiedzy naukowej nie są silnymi podstawami dla pracy razem. John Seed w odpowiedzi mówił, że tłumiony gniew, przygnębienie, pretensje itp. nie tylko rozbijają wspólną pracę, ale odpychają od tego typu działań innych ludzi. Budując wspólnotę powinniśmy być wewnętrznie radośni i - jak mówi Ram Dass - nie przywiązywać się do wyniku działań. Jeśli pamiętamy, że to Ziemia manifestuje się przez nasze działania i da sobie radę nawet bez najlepszego z ekologów czy aktywistów, pozwala nam to zachować więcej pokory.

Budowanie wspólnoty. To jedno z najtrudniejszych zadań, ale zarazem podstawowe wyzwanie dla nas wszystkich, którzy odwołujemy się do ekologii głębokiej. To przecież wezwanie do udziału w kręgu wszystkich istot. Wszystkich, a więc także i ludzi. Wspólnota nie może jednak oznaczać zniewolenia (armia lub uzależniająca członków sekta nie są w tym znaczeniu wspólnotą). Myślę tu o samym procesie budowania wspólnoty, a nie o konkretnym modelu, jak wspomniane mieszkanie w grupie. Czy można budować wspólnotę mając kotwice zarzucone głęboko w mule tych aspektów cywilizacji, które oblepiły nas wraz z tęsknotą za wygodą, przyjemnościami i komfortem zachowania stanu posiadania i kreowania swojej postaci - kariery? Na pewnym spotkaniu ruchu Earth First! w USA były setki aktywistów, wspólnie radzili nad kampaniami, śpiewali pieśni, a potem ... część z nich upiła się. Organizatorzy napisali później: Czy potrzebne nam są takie spotkania, czy naprawdę musimy w czasie naszej ucieczki od cywilizacji zabierać ze sobą niektóre jej paskudne atrybuty? Czy musimy "odreagowywać" w sposób, który przypisany jest postawie związanej właśnie z ludzką arogancją, chcąc ją równocześnie odrzucić? A może mylimy wspólnotę z tęsknotą do bycia w stadzie, które zapewnia pewien komfort bezpieczeństwa?

Budowanie wspólnoty. Skoro ma to być udział w kręgu wszystkich istot, a dominująca kultura skierowana jest na indywidualizm (liczy się tylko kariera, a w pojęcie zysku wkalkulowana jest ostra konkurencja) i oddzielanie wysokimi murami od "innych", "obcych", kłopotliwych lub będących zagrożeniem, to budując tę nową wspólnotę zakłócamy tradycyjne związki (nawet jeśli nasz partner to to samo plemię, choć i to nie zawsze się zdarza, są jeszcze przecież krewni i znajomi królika). Nasze rodziny będą zazdrosne o czas spędzony w lesie lub na bagnach, nie mówiąc już o związkach tworzonych przez wspólne doświadczenia. Zagrożone będzie również ich poczucie bezpieczeństwa (inna hierarchia), a podejmowanie próby "nawracania" jest z założenia nieuczciwe i prowadzi do kultywowania oddzielającego i oceniającego stanu umysłu, nawet jeśli - a nawet tym bardziej - osiągnie się chwilowy "sukces". A więc może powinniśmy starannie dobrać sobie kilka masek na różne okazje? Jeśli pójdziemy tą drogą, jestem przekonany, że któregoś dnia zaczniemy te maski mylić. Co więcej, żeby usprawiedliwić noszenie "cudzej" skóry będziemy sobie wymyślali filozofie i idee służące tylko usprawiedliwieniu kolejnych ustępstw przed potężnym, indywidualistycznym ego, tym motorem zachodniej cywilizacji. Znamy to bardzo dobrze, czyż nie?

Kiedy po zgromadzeniu wszystkich istot nakładamy "maskę człowieka", już wówczas podejmujemy wielkie ryzyko. O ile większe jest ono, kiedy nakładamy kolejne maski ludzi. Czy jeszcze wtedy pamiętamy o swojej prawdziwej naturze, czy może odkładamy ją wraz z płaszczem w szatni, żeby się trochę "rozerwać" korzystając z ofert plastykowego świata do kupienia? Maski to nie nasz wynalazek! Ze zgromadzenia wszystkich istot przynieśliśmy ludzką powłokę na wilczej duszy, a ludzie wokoło też mają maski, inne - te narzucone potrzebą akceptacji i te, które pozwalają wspiąć się o szczebel wyżej. Pod nimi drzemią różne formy ego, a nie dzika natura. Czy potrafimy rozróżnić oba rodzaje rytuału? Kamuflaż jest cechą przyrody: motyl udaje liść ale jest nadal doskonałym, dzikim motylem i nie uwodzi modliszki. Prawda i kłamstwo - to temat dla odrębnego eseju. Z perspektywy ekologicznej ta wyłącznie ludzka kategoria nabiera szczególnego znaczenia na poziomie społecznym. Kiedy nie mówię prawdy śmiertelnie chorej osobie, chcę uniknąć jej większego cierpienia. Kiedy jednak oszukuje się wspólnotę, kiedy marketing jest narzędziem oszukiwania ludzkości, wówczas konsekwencje są straszne - i dla wspólnoty i dla świata. Indywidualizm poświęca dobro ogółu dla swojego triumfu.

Ludzie mający za sobą doświadczenia wspólnoty mówią o kilku niezbędnych elementach:

Członkostwo; poczucie, że należymy do jednej rodziny, jednego plemienia. Na ogół nie wystarcza do tego wspólnie wyznawana idea. Potrzebna jest jakaś forma praktyki. We wspólnotach zbieracko-łowieckich był to rytuał kręgu, w rolniczych rytuał uprawiania pola, wspólnych żniw, dożynek. Patrick Anderson z Greenpeace mówił, że w jego australijskich czasach taką praktyką były nieustanne wspólne blokady (chociaż sam Patrick i wielu jego przyjaciół praktykowali również trening zen). Dla wielu grup z nurtu głębokiej ekologii członkostwo potwierdza się przez udział we wspólnych rytuałach dedykowanych przyrodzie. Niektóre grupy silniej związane i szukające mocniejszych korzeni wspólnoty dodają do tego rytuały "wyznania i skruchy" - spotkania, podczas których ma miejsce wolna wymiana wzajemnych informacji o odczuciach i relacjach między członkami wspólnoty pracującymi ze sobą na codzień. Wielu zauważa, że prawdziwa wspólnota nie może się ograniczać do ludzi w jednym wieku. Dopiero urozmaicone pod względem doświadczenia i umiejętności grupy i wspólne doświadczenia rodziców i dzieci dają szansę poczucia istnienia w szerszej rodzinie. Dlatego grupy proekologiczne złożone z indywiduów uwikłanych w inne życia rodzinne, w których dominuje tradycyjna hierarchia wartości nie tworzą silniejszych form wspólnotowych i mają tendencję do silnych sprzeczności i atomizacji działań. W tradycyjnych formach wspólnotowych silnym elementem łączącym jest wzajemna pomoc (w znajdywaniu pracy, opiece nad dziećmi itp. ). W przypadku grupy złożonej z imigrantów z klasycznych form zatomizowanych rodzin tego rodzaju pomoc jeśli nawet jest, może prowadzić do kolejnych podziałów, bo imigrant jest tu tylko czasowo i następuje rozproszenie energii; zarówno własnej, jak i tej otrzymywanej od innych. Osłabia to wzajemne zaufanie.

Spotkania. Jakkolwiek członkostwo może być dość powierzchowne i ta forma przeważa w każdym stowarzyszeniu, to jednak trudno sobie wyobrazić budowanie wspólnoty bez kultywowania jakiejś formy stałych spotkań. W tradycyjnych wspólnotach każdy dzień zaczyna się od wspólnego kręgu, a problemy rozwiązuje się podczas specjalnych spotkań. Luźniejsze grupy mogą mieć spotkania przypadające co jakiś czas. Spotkania są podstawowym doświadczeniem i wzajemnym uczeniem się. Sama formuła spotkań wymaga stałej pracy ponieważ spotkanie może być sztywne, jałowe, płytkie, a może również rozwijać się w kierunku podejmowania decyzji na drodze consensusu i pogłębiać więzi i wzajemne zaufanie. Zwraca się uwagę, że każda grupa musi sama wypracować formułę swoich spotkań. Bardzo pomaga temu swoisty regulamin. Wspólnota buduje się dzięki podejmowaniu najtrudniejszych problemów i wspólnemu rozwiązywaniu ich oraz otwarciu się członków grupy na informacje zwrotne. Nawet odbywające się co kilka lat walne spotkania wszystkich członków ruchu lub organizacji mają ogromne znaczenie dla budowania wspólnoty i organizatorzy powinni jasno widzieć tę rolę spotkań.

Praca. Aczkolwiek grupa zajmująca się ochroną przyrody może mieć bardzo wiele, bardzo różnych rzeczy do robienia, to jednak nie wszystkie one pomagają rozwijać wspólnotę "kręgu". Niektóre mogą nawet temu przeszkadzać (np. dociekania naukowe rozwijające indywidualizm, czy wszelkie indywidualistyczne prace, za którymi może iść nawet nieświadome konkurowanie). Podstawową formą pracy wymienianą przez wszystkich, którzy mają za sobą doświadczenia budowania więzi w grupie jest sprzątanie. Sprzątanie jest wspaniałą okazją do wyczyszczenia swojego umysłu z arogancji, pychy i poczucia własnej ważności. Jest też doskonałą okazją do integracji. Niestety, idea sprzątania została ostatnio skompromitowana komercyjno-zakłamaną akcją "sprzątania świata". Jeden z doświadczonych praktyków pisze natomiast, że wspólne przygotowanie "imprezy" dla grupy czy stowarzyszenia wcale nie jest czynnością szczególnie budującą wspólnotę. Raczej wspólne podjęcie pracy, której nikt szczególnie nie lubi, dostarcza takiej okazji! Wspólne przezwyciężanie problemów i rozwiązywanie trudności, a nie wspólna zabawa budują więzi w grupie. Czy codzienna praca w stowarzyszeniu buduje więzi? Nie koniecznie. Zdarza się, że rytm pracy niektórych osób tak różni się od siebie, że może to powodować napięcia. Indywidualne różnice wymagają wzajemnej tolerancji i akceptacji, z drugiej strony formuła wspólnoty wymaga czasem pewnych odstępstw od indywidualnych preferencji. Mówi się, że wspólnotę budują kampanie. Niewątpliwie wspólny udział w blokadzie lub innej dramatycznej akcji, zakończony wspólnym rytuałem, tworzy silne więzi wewnątrz grupy, ale jeżdżenie jednej czy dwóch osób na rozmowy do urzędów i rozsyłanie przez nie listów nie dostarcza okazji do silnego współodczuwania tych problemów przez pozostałych członków grupy. Na bardzo płytkim poziomie dostarcza tego dzielenie się informacjami poprzez czasopismo, newsletter lub spotkania; na głębszym - rytuał. Jego najpłytszą formą może być zwykłe spotkanie po akcji, w gronie uczestników. Trudne, intensywne kampanie rozłożyły już niejedną grupę (przed rokiem rozpadła się grupa FoE w Australii, po tym jak zwyciężyła w kampanii przeciw elektrowniom atomowym - problemy finansowe i napięcia związane z kampanią odbiły się na wewnętrznych podziałach).

Rozwijanie zewnętrznych więzi. Budowanie wspólnoty wymaga również tworzenia i rozwijania więzi zewnętrznych. Niestety, często o tym zapominamy. Jeżeli mamy gdzieś ośrodek, to naturalnym procesem jest rozpoznawanie sąsiadów i - jeśli to możliwe - otwieranie się na nich. Wspólnota nie może sama się izolować, nie może być również arogancka wobec otoczenia zajmując się ciągle tzw. "ważniejszymi" sprawami. Więzi zewnętrzne to przede wszystkim otwartość i wyzbycie się wybiórczości wobec wszystkich, z którymi się spotykamy. Nie można przy tej okazji grać fałszywej roli (żeby być łatwiej akceptowanym), kokietować kogokolwiek, gdyż sprowadza to związki na płaszczyznę osobistą i w ten sposób osłabia więzi i zaufanie w samej grupie. Oczywiście, decydują tu osobiste cechy każdego, ale warto pamiętać, że obraz grupy tworzą właśnie relacje między jej członkami i "światem zewnętrznym". Grupa prowadzi pewien rodzaj polityki i w trakcie rozwijania związków zewnętrznych powinna być elastyczna. Czym innym jest jednak elastyczność, a czym innym igranie atrybutami, które nie należą do akceptowanych w grupie.

Rytuał. Rytuał może oczywiście służyć różnym celom. Zawiera jednak w sobie kilka elementów pomagających budować wspólnotę. Podczas rytuału jego uczestnicy akceptują pewne wspólne formy zachowań i poruszają się w kręgu wspólnych doświadczeń. Rytuał może nas uchronić przed uzurpacją i arogancją, bo dzieje się we wspólnocie osób, które sobie ufają. Rytuał jest również językiem bardziej uniwersalnym i może obejmować szerszą wspólnotę niż lokalny język. Rola rytuału jest zbyt obszerna, by tutaj ją dalej omawiać.

Mit. Niedawno jeden z przyjaciół zapytał mnie: Nie wszyscy rozumieją rytuał, ale on i tak działa. Co innego z mitem. Gdzie u nas, w "Pracowni", jest miejsce na mit? Ależ jest! Ciągle tworzymy mity. Mitem jest historia o wspólnym kręgu wszystkich istot, który kiedyś opuścił człowiek. Mitycznymi postaciami są istoty, które przychodzą w maskach na zgromadzenie wszystkich istot, lub które prowadzą nas w wędrówkach po przeszłych i przyszłych światach. Oczywiście, moglibyśmy o tym wszystkim mówić językiem naukowym, o wzajemnych związkach i zależnościach. Tylko, że takie opisy nie nadają się do wykorzystania podczas relatywnie krótkiego czasu wspólnego warsztatu lub spotkania, którego uczestnicy nie koniecznie muszą rozumieć naukowy język. Mit - jeśli staje się symbolicznym i poetyckim opisem rzeczywistości, staje się uniwersalnym językiem pomagającym uczestniczyć w procesach budujących wspólnotę. Niektórzy uniwersyteccy badacze ruchów ekologicznych (Bron Taylor) uważają, że rytuał i mit pogłębiają płaszczyznę, na której działa grupa i pozwalają jej dłużej przetrwać, a ich brak pociąga za sobą spłycenie ruchu ekologicznego.

Odejście ze wspólnoty. Ponieważ życie jest nieustannym procesem, konsekwencją zmian jest również odchodzenie ludzi z organizacji, grupy lub wspólnoty. Zmieniają się osobiste okoliczności i uwarunkowania i czasami poszczególne osoby postanawiają odejść. Odejście może być trudne zarówno dla grupy jak i osoby jeśli obie strony nie rozumieją całego kontekstu nieuniknionych zmian w żywym organizmie jakim jest każda działająca grupa. Jeszcze gorzej, kiedy ktoś traktuje grupę jako sposobność do robienia indywidualnej kariery i gdy tylko nadarzy się okazja skoczyć w jego mniemaniu o szczebel wyżej - odwraca się od dotychczasowych towarzyszy. Polskie doświadczenia, od polityków począwszy po stowarzyszenia, dostarczają niestety mnóstwa przykładów na indywidualistyczne i w gruncie rzeczy egoistyczne zwracanie się osób, które opuściły jakąś organizację - przeciw tej organizacji. Jakkolwiek ich krytyka mogłaby być słuszna, powinny jednak pamiętać, że one same (jeśli przez dłuższy czas należały do krytykowanej organizacji) współtworzyły grupę z wszystkimi jej cechami (również tymi krytykowanymi), a także odchodząc zabrały własny bagaż doświadczeń i umiejętności, które w przypadku ruchu społecznego były pewnego rodzaju inwestycją tego ruchu. Inwestycją "sfinansowaną" społecznie, a więc rodzajem zaciągniętego wobec wspólnoty długu. Grupa również powinna umieć uszanować indywidualne preferencje swoich członków. Pewnym problemem bywają wzajemne od siebie oczekiwania. Dopóki ktoś pozostaje w grupie, to te oczekiwania są uzasadnione - stanowią o wzajemnej współpracy, a więc o istocie wspólnoty. Kiedy jednak ktoś przestaje się poczuwać do solidarności z grupą i zajmuje się tylko własnym interesem, lub zmienił poglądy i nie może dłużej wspierać grupy, to nie może wówczas zachowywać oczekiwań od grupy. Leszek Kołakowski mówi, że "jeśli z niczym do solidarności się nie poczuwamy (...) nie wolno nam wtedy oczekiwać solidarności czy pomocy od innych w razie niepowodzeń czy klęsk, jakie wszystkim się zdarzają. Obojętność wobec innych będzie nam odpłacona ich obojętnością i nie możemy się skarżyć". Jest to przestroga, by umieć odchodzić bez demonstrowania obojętności i wyższości w stosunku do tych, z którymi się pracowało. Ostatecznie nie opuszczamy przecież kręgu wszystkich istot. Oczywiście częsta rotacja ludzi, którzy dopiero co nabrali potrzebnych umiejętności wyczerpuje grupę. Ponieważ dotyczy to z naturalnych przyczyn głównie ludzi młodych, dla wspólnoty lepiej jest jeśli stanowią ją także ludzie z większym doświadczeniem życiowym i bardziej ustabilizowani.

Częstym błędem jest nadmierna i zbyt pośpieszna tendencja do tworzenia własnych grup. Z tym nigdy nie należy się śpieszyć. Prawdziwa grupa, prawdziwa wspólnota tworzy się sama. Zbyt pochopnie utworzona grupa nie będzie miała mocnych korzeni, będzie nią łatwo manipulować i spowoduje wiele zamieszania w nurcie oddolnych działań społecznych. Jestem przekonany, że dla wszystkich lepiej jest jeśli grupa powstanie później niż za szybko. Wysłaliśmy kiedyś list do kilkudziesięciu organizacji ekologicznych w Polsce, na podstawie aktualnego spisu adresowego. 2/3 z tych adresów okazało się nieaktualnymi, bo organizacje te już nie istniały. Setki efemeryd na listach polskich organizacji ekologicznych świadczą o indywidualnych ambicjach, ale w istocie osłabiają ruch ekologiczny. Wiele z tych organizacji to prawdopodobnie pojedyncze osoby, które zakładały "organizacje" chcąc realizować swoje ambicje lub korzystać z dotacji (jak na razie w Polsce sponsorów niewiele interesuje faktyczny stan organizacji, właśnie w kategoriach wspólnej pracy i dokonań, a jedynie efektowne hasła).

Odchodzenie od wspólnoty może oczywiście mieć cechy wycofania swojego poparcia dla celów grupy. Wspólnotowość powinna zawierać jasne przyzwolenie na tego rodzaju rezygnację. Takie odejście nie ma nic wspólnego z indywidualistycznymi ambicjami, jest natomiast postępowaniem z szacunkiem dla samego siebie i swoich przekonań.

Na koniec chcę jeszcze wspomnieć o pewnej narodowej cesze, odziedziczonej z czasów realnego socjalizmu i pozornych wspólnot. Wydaje się, że wiele osób odziedziczyło po tych czasach totalnego zakłamania skłonność do bycia "cwaniakiem w grupie", która to tolerowała. Kiedyś "państwowe" znaczyło niczyje. Dzisiaj też czasami myślimy, że w ośrodku stowarzyszenia można "za frajer" odbić na kserografie jakieś swoje materiały, podzwonić za darmo z telefonu, zabrać sobie do domu ryzę papieru itp. Jeśli tak się zdarza świadczy to o bardzo powierzchownych związkach lub arogancji, która wymaga uświadomienia sobie fatalnych konsekwencji dla wszystkich stron tej gry.

Jeden z autorów piszących o swoim wieloletnim życiu wspólnotowym (w grupach ekologicznych i praktyki duchowej) zauważa, że sztuka polega na nieustannym wyważaniu równowagi pomiędzy jednostką a grupą. Gdy któraś zyskuje zbyt wiele przywilejów, wówczas druga strona obumiera. Jeżeli któraś zanika, umiera również druga. Jeżeli zbyt mała grupka osób podejmuje wszystkie decyzje i wykonuje całą pracę, wówczas trudno mówić o wspólnocie, jest to po prostu podążanie za tymi osobami. Powinny one pozostawić obszar, na którym będzie się umacniała wspólnota. Jeżeli z kolei osoby kierujące zbyt wiele czasu poświęcają promocji siebie, wówczas gubią wspólnotę, przestają być jej częścią i wkrótce zostaną sami. Jest i druga strona medalu: osoba całkowicie oddająca się wspólnocie może utracić swoje indywidualne cechy i ulegać wpływom także ludzi, którzy się mylą, a mają silną pozycję we wspólnocie. Dzieje się tak w wielu sektach, które również są formą wspólnot, jednakże o cechach niewolniczych. Pytanie: jaka jest rola tzw. naturalnych liderów? Często ludzie grupują się wokół osób o silnych osobowościach, większym doświadczeniu. Często też okazuje się, że te osobowości wykorzystują swoją pozycję dla dzielących, indywidualistycznych celów. Wydaje mi się, że w Polsce mamy jednak tendencję do niszczenia wszelkich autorytetów a więc to zagrożenie jest mało realne. Większym jest tzw. polskie piekło. W jednej ze wspólnot jej uczestnicy wyrzekli się korzystania z doświadczeń lidera za jego faktyczne uchybienia, ale przy okazji "wylali dziecko z kąpielą" i wspólnota po pół roku się rozpadła. Wydaje się, że mamy w Polsce do czynienia z efektem syndromu sieroty. Uczestnicy niektórych grup boją się zdominowania przez silniejsze osobowości w związku z czym nie korzystają z doświadczeń tych osób, a zarazem idealizują je i kiedy okazuje się, że ich lider popełnił gafę, podważa to ich obraz świata, co prowadzi do negacji wszystkich wcześniejszych doświadczeń. Wynika to z niezrozumienia wzajemnego uzależnienia i kooperacji. Jak pisze Arendt "bez 'posłuszeństwa' przywódca byłby bezsilny", ale też bez lidera wspólnota mogłaby się łatwo rozpaść. To 'posłuszeństwo' to po prostu popieranie wspólnych celów, strategii, wartości i problemy w grupie mogą być rozpatrywane pod tym kątem.

Zwykle grupa inicjująca nie nadaje się - po jakimś czasie - do sprostania zadaniu rozbudowywania grupy-ruchu i tworzenia więzi. Jest to nieuchronne, ponieważ zainicjowanie ruchu lub organizacji wymaga zwrócenia uwagi przede wszystkim na skuteczność, a zajmowanie się szerokim kręgiem osób i jego wspólnotowością odwraca uwagę od realizowania najbliższych celów warunkujących egzystencję grupy czy ruchu. Jakiś czas takiej pracy wytwarza nawyki, które - jak pisaliśmy wcześniej - prowadzą do powstania swoistej grupy wzajemnej adoracji. Jest to również swoisty czas walki o pole działania, a walka rodzi dwa demony: zazdrość i odwet. Ratunkiem przed tym może być uczestniczenie we wszelkich formach praktyki budującej więzi w grupie i otwierającej na maksymalnie szeroki krąg. Wówczas może się udać zachowanie równowagi między potrzebami indywidualnymi i grupowymi.

Reasumując możemy powiedzieć, że budowanie wspólnoty w ramach grupy, czy ruchu ekologicznego (szczególnie kiedy brakuje jakiejś formy duchowości) jest bardzo trudne. Znacznie łatwiej dzieje się to wówczas, kiedy grupa osób decyduje się na klasyczną formułę wspólnotową: wspólne przebywanie w strukturze mającej ułatwić i uprościć wiele aspektów życia, obniżając koszty i zużycie energii. Wówczas jednak pojawia się inny problem: grupa przebywająca ciągle ze sobą jest postrzegana przez pozostałych członków jako "krąg w kręgu". Mamy więc kolejne oddzielenie, pogłębiane jeszcze przez familiarne powiedzenia w rodzaju: "Pamiętasz jak przed trzema laty byliśmy na akcji tam a tam..." i tym podobne rozmowy wewnętrzne, niedostępne dla nowicjuszy.

Budowanie wspólnoty grupy (w szerokim rozumieniu) oznacza zadawanie sobie pytania: jak mogę przyczynić się do umocnienia pozycji grupy, jak i co ja mogę dać innym członkom grupy. Jeżeli chcemy dawać tylko przyrodzie bądźmy ostrożni - może to oznaczać, że jesteśmy zapatrzeni w samych siebie i staliśmy się aroganccy, przywiązani do obrazu swojej wyjątkowości lub do jakiejś ochroniarskiej idei, która staje się kolejnym "-izmem". Przyroda da sobie świetnie radę i bez nas. W grupie natomiast nasze aroganckie zachowania napotykają na reakcję ze strony innych i tylko w grupie może dokonać się prawdziwy rytuał. Prawdziwa wspólnota zawiera w sobie również poszanowanie intymności poszczególnych osób tworzących "wspólny krąg".

Aby móc budować wspólnotę potrzebny jest pewien poziom wzajemnego zaufania. Można to sprawdzić bardzo prosto: kiedy rodzi się wspólnota, wówczas jej członkowie nie wahają się zwracać do wspólnoty o pomoc gdy jej potrzebują. Zaufanie wymaga jednak świadomości, że dzieląc się czymkolwiek z inną osobą nie uzależnia się tej osoby od siebie. Kiedy pojawia się uzależnienie, wspólnota jest osłabiana i atomizuje się. Oprócz zaufania niezbędnym aspektem budowania wspólnoty jest poczucie odpowiedzialności za innych.

Prawdopodobnie budowanie wspólnoty powinno zaczynać się od wystarczająco licznej grupy. 3-4 osobowa grupka przyjaciół może łatwo wpaść w rutynę, samozadowolenie i stać się towarzystwem wzajemnej adoracji, zamkniętym i broniącym się przed innymi. O wspólnotowości powinniśmy zacząć myśleć kiedy osiągnie się już pierwszy etap, określi tożsamość, a zaplecze jest nieco szersze.

Warto też pamiętać, że pojawiające się w trakcie rozwijania się grupy problemy wskazują również na fakt zaangażowania w pracę dla przyrody. Jeśli takiego zaangażowania nie ma, nie będzie również żadnych problemów. Dlatego warto czasami chłodnym okiem popatrzeć na problemy wewnątrz grupy. Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi. Skoro więc w naszej grupie mamy problemy nie lekceważmy ich, oznacza to jednak również, że nie stoimy w miejscu.

Janusz Korbel, Pracownia na rzecz Wszystkich Istot


BZB nr 18 - Wspólna droga - wspólny cel. Działanie w konsensusie i bez przemocy | Spis treści