BZB nr 27 - Silva rerum. Ekologiczne miscellanea


JESZCZE RAZ O WSPÓLNOTACH

Stowarzyszenie "Ekoistnienie"
Mirek Horobiowski
23 Marca 91d/46, 81-820 Sopot
tel. 0-58/50-21-34

Podczas mojego pobytu w duńskiej wspólnocie ekologicznej w Svanholmie*) natknąłem się na grupę dziwnie ubranych ludzi z Niemiec, którzy uwijali się przy rozbudowie tamtejszej kuchni i jadalni.

Mieli na sobie śmieszne, odjazdowe stroje á la XV w., w kolorach: czarnym, szarym i białym. Składały się one z szerokich spodni - "dzwonów", białej koszuli, kamizelki oraz czegoś pomiędzy surdutem a frakiem. Na głowach nosili meloniki, birety albo wysokie kapelusze z szerokim rondem. Do tego każdy dodawał coś od siebie, czyli wszelkie możliwe fryzury ("irokezy", warkoczyki, kitki, dredy, farbowane włosy) oraz kolczyki w nosach, uszach, wargach; pierścionki, sygnety, łańcuchy, obroże itd. - co tylko komu wpadło do głowy. Krótko mówiąc - pełny odjazd. Co to za ludzie i skąd się wzięli? Otóż wszyscy oni należą do nieformalnej organizacji niemieckiej "Axt und Kelle" ("Kielnia i Toporek") - te dwa skrzyżowane narzędzia są też symbolem organizacji, noszonym na klamrach pasa.

Tradycja ich organizacji, tak jak i stroje, wywodzi się z XV w. i nawiązuje do ówczesnych wspólnot czeladników budowlanych. Czeladnicy tacy musieli najpierw przez 7 lat wędrować po całej Europie, pracując bez wynagrodzenia przy różnych budowach i dopiero po tym czasie mogli przejść egzamin i zostać mistrzami budowlanymi oraz otworzyć własny warsztat. Przez te 7 lat nie wolno im było wracać do domu ani nawet pracować bliżej niż 15 km od niego. Było to więc zajęcie dla ludzi raczej wolnych, no i wyłącznie mężczyzn.

Obecnie członkowie "Axt und Kelle" mają także swoje specjalne reguły i zasady, których ślubują przestrzegać, przystępując do organizacji. Są to np.: zdejmowanie nakrycia głowy przed posiłkiem, pisanie specjalnego pamiętnika z całego okresu swojej praktyki, noszenie przepisowego stroju itd. Niektóre reguły złagodzono - do organizacji przyjmowane są kobiety, a okres praktyki poza domem skrócono do 2 lat. Nim jednak wyruszą w świat na poszukiwanie pracy, przez jakiś czas chodzą do szkoły, zapoznając się z teorią budownictwa, a równocześnie zdobywają umiejętności praktyczne pracując na budowach pod okiem nauczycieli.

W Niemczech jest 6 podobnych organizacji, ale tylko "Axt und Kelle" dopuszcza członkostwo kobiet. Nawiasem mówiąc, moją rozmowę prowadziłem właśnie z dziewczyną - Gudrun Onkels, która miała za sobą już pracę w Szwajcarii, Danii, a nawet na Syberii, gdzie była około 6 miesięcy. Co ciekawe - tak jej się tam spodobało, że zaczęła się uczyć rosyjskiego i robi to do dziś.

Organizacja przeprowadza dwa duże spotkania-zjazdy w ciągu roku, podczas których jej członkowie obradują, ustalają kierunki i program działania, oceniają i rozliczają przeszłą działalność, a w czasie wolnym wspólnie się bawią - tańczą, śpiewają, grają w siatkówkę, "nogę", no i - oczywiście - piją dużo piwa. "Axt und Kelle" wydaje też pisemko o swojej działalności - i to jest właściwie jej jedyny oficjalny "ślad", ponieważ nie ma nawet formalnej siedziby. Jak widać, w dziedzinie formalności działacze jej są raczej anarchistami...

Przed przyjęciem do grona wędrownych czeladników odbywa się coś w rodzaju "chrztu", podczas którego delikwent dostaje do wykonania różne "zadania budowlane": a to ma wznieść budowlę z klocków, mając na rękach wielkie rękawice, w których jeden palec ma 20 cm długości; a to ma przyrządzić "zaprawę murarską" z różnych dziwnych substancji, pochodzących głównie z kuchennego śmietnika. Oczywiście taką zaprawę trzeba "przetestować", wrzucając w nią przygotowującego, nie robi mu to jednak dużej różnicy, gdyż na początku przeszedł "kurs malarstwa budowlanego" polegający na tym, że adepci malują się nawzajem dokładnie różnokolorowymi farbami. Po przejściu tych oraz innych "niezbędnych" prób adept może wreszcie przyłączyć się do wspólnoty. A oto jak wygląda życie takiego czeladnika przez następne 2 lata: mapka

Na początek dostaje 5 marek na drogę, a jego zadaniem jest tak się starać, aby po 2 latach, wracając, mieć nie więcej i nie mniej niż te 5 marek. Chodzi tu o to, że głównym celem czeladnika jest nauka i praktyka, a nie zarabianie pieniędzy. Czeladnicy dobierają się więc w kilkuosobowe grupy, w których przemieszczają się i pracują często tylko w zamian za jedzenie i nocleg. Z reguły miejsca ich pracy nie są przypadkowe - starają się bowiem swoją pracą wspierać szlachetne przedsięwzięcia w całej Europie (np. Svanholm). Oczywiście czasem, gdy potrzeba im pieniędzy na podróż czy dokupienie niezbędnych rzeczy, dostają także kieszonkowe.

Mimo tego, że są ludźmi nieco "odjazdowymi", lubią luz, zabawę oraz piwo, to jednak duży nacisk kładą na fachowość, pracowitość, solidność i dobre imię organizacji.

Są naprawdę profesjonalistami w swoich zawodach, a budowy przez nich wykonywane stoją na wysokim poziomie. Chociaż piwo mają zawsze pod ręką, nigdy nie używają go tyle, aby przeszkadzało im w pracy. A kiedy potrzeba, pracują bez narzekania po kilkanaście godzin dziennie - nie tolerują więc ani pijaków, ani obiboków. Wielu z nich, jak np. Gudrun (moja rozmówczyni), tak polubiło to wędrowanie, że nawet po upływie "przepisowych" 2 lat nie zamierza z niego rezygnować. Twierdzą, że nie mogliby "ugrzęznąć" w jednym miejscu, gdy tyle cudownych przygód i wspaniałych miejsc jeszcze jest na świecie.

Przedstawiłem kolejny alternatywny (po Svanholmie) sposób życia i to od dawna popularny na Zachodzie. Szkoda, że u nas ta tradycja nie przetrwała (a może jej nigdy nie było?). Marzy mi się, aby i w Polsce powstało coś w rodzaju "Axt und Kelle", ale to jedno z tych "pobożnych życzeń".

^ ^ ^

Jeśli chodzi o inne wspólnoty, to odwiedziłem jeszcze dwa takie miejsca w Danii - jedno w Kopenhadze (Christiania), a drugie w Turupie.

Christiania - to mała dzielnica w Kopenhadze, gdzie w latach 70. grupa anarchistów, rockersów, hippisów i innych odjazdowców zaskłotowało teren po byłej bazie wojskowej. Po jakimś czasie udało im się nawet dostać ten teren oficjalnie od miasta.

Obecnie żyje tu kilkaset osób, jest kilka knajp (w tym jedna wegetariańska), jest ryneczek, na którym sprzedaje się haszysz, marihuanę i inne "lekkie" narkotyki oraz kasety, gadżety muzyczne i różne inne z całego świata. Mieszka tu wielu artystów, odjazdowców i luzaków różnej maści oraz - oczywiście - mnóstwo ćpunów. Jest duża hala, gdzie często odbywają się koncerty wielkich gwiazd rocka i nie tylko (Deep Purple, Thin Lizzy, była też Metallica i inni). Ogólnie jednak przeważają tu narkotyki, alkohol i odurzanie się na wszelkie sposoby - czyli wielkie gówno (sorry za dosadność). No więc nic ciekawego. Miała być wolność i niezależność - jest niewola nałogów i uzależnienie od toksycznych odurzaczy. Ślepa uliczka. No future.

^ ^ ^

Z kolei Turup to "kosmiczna" wioska ekologicznych domków. Wyobraźcie sobie najróżniejsze obiekty mieszkalne, tworzone przez różnych ludzi, bez żadnej wspólnej koncepcji. Są tam ziemianki, okrągłe domy, szklane domy, domy z drewna, kamienia, trzciny i tym podobne cuda. A wszystko to ciasno poupychane jedno obok drugiego, żeby nie powiedzieć - jedno na drugim. Całkowity chaos, pomieszanie stylów i koncepcji, totalna dowolność. Każdy mógł budować, co tylko chciał, pod jednym warunkiem: ma być ekologicznie. No i jest. Wszystko to jakoś nawet połączono w jeden oryginalny system wodno-kanalizacyjny, energetyczny i odpadowy, który sobie całkiem zgrabnie funkcjonuje. W Turupie mieszka kilkadziesiąt rodzin, a ich członkowie zdobywają środki do życia poprzez pracę w okolicznych firmach. Jest to wiec raczej wspólnota mieszkaniowa, zależna finansowo od źródeł zewnętrznych - takie eksperymentalne osiedle ekologiczne.

Oczywiście mają tu szkołę i ośrodek kultury ekologicznej oraz kawałek ziemi uprawnej. Czynione są próby, aby osiągnąć samowystarczalność ekonomiczną oraz większą integrację wewnętrzną. Tak więc kolejny eksperyment - kolejna alternatywa, poszukiwanie czegoś lepszego dla siebie i ziemi, kolejny dowód, że można próbować inaczej i naturalniej. I chwała im za to!

PS

Dzięki za wszystkie listy od osób zainteresowanych wspólnotami i wyprawą do Danii - zrobiła się nas niezła gromada... W związku z tym mam pomysł: zróbmy dla wszystkich zainteresowanych takie centrum informacji o wspólnotach ekologicznych polskich i zagranicznych oraz o osobach zainteresowanych założeniem czy tylko odwiedzaniem takich wspólnot. Ja sam mam trochę informacji na ten temat, ale wspólnie moglibyśmy stworzyć całkiem spory bank informacji. Zainteresowanych pomysłem zapraszam do korespondencji i własnych propozycji. Bardzo proszę o wkładanie do listów koperty zwrotnej ze znaczkiem, jeśli chcecie otrzymać odpowiedź, bo sponsorzy mi latoś nie obrodzili...

Pozdrawiam serdecznie wszystkich!


*) Mirek Horobiowski, Svanholm - alternatywna wspólnota ekologiczna [w:] ZB nr 11(89)/96, s.94.
rysunek 1

Rys. Jarek Gach


HISTORIA SKŁOTÓW W ŁODZI

Marcelo

Centrum Akceleracji Interpolarnej przedstawia

Skłoty, czyli nielegalnie zajęte pustostany, pojawiają się wtedy, gdy są osoby, które na przykład nie mają gdzie mieszkać. Na Zachodzie robi się to bardziej dla idei, jako manifestację alternatywnego sposobu życia (bo dostać zwyczajne mieszkanie jest łatwiej niż u nas).

Wróćmy jednak do realiów polskich. Skłot w Łodzi, na ulicy Kilińskiego 210, powstał 15.3.93. Tego dnia Marcelo, czyli autor tego artykułu, przeniósł ostatnie swoje graty z wcześniejszego mieszkania, a pomagał mu w tym architekt - Jacek ze Świdnika, który przypadkowo wracał z Gdańska (chwała mu za to).

Skłot powstał z takiego powodu, że nie miałem gdzie mieszkać, a miejsce to było najlepszym z miejsc, które mi ktoś pokazał. To zdumiewające, ale przetrwało ono bez żadnej ingerencji władz aż trzy i pół roku. Teraz z powybijanych okien tego budynku wieje grozą, a okna na parterze są zamurowane, ale można sobie, oczywiście, tam pojechać i obejrzeć ten dom-pomnik. Ostatnio nawet, ktoś mi powiedział, było w "Wyborczej" jego zdjęcie.

Mimo że pochodzę z Ciechocinka, niewielkiej miejscowości, to z kilku względów pragnąłem pozostać w Łodzi - miejscu mojego urodzenia. Przed zajęciem skłotu na Kilińskiego porzuciłem studia, które bardzo ograniczały moje działania. Wynajmowałem różne dziwne mieszkania, ale powoli nie było mnie na to stać. Myślałem tylko o jednym: działać twórczo zupełnie niezależnie i robić to z ludźmi, których kocham za to, że też pragnęli działać twórczo. Ale na początku nie chcieli oni mieszkać w miejscu nielegalnym. Dopiero wtedy, gdy sami znaleźli się w podobnej sytuacji, chętnie i szybko się wprowadzili. Byli to głównie studenci Szkoły Plastycznej, ale nie tylko: prawie od samego początku zamieszkał ze mną autor komiksów i lider kultowego obecnie zespołu 19 WIOSEN.

Po pewnym czasie wprowadziło się kilka innych osób (w tym paru panków). Była wciąż dosyć domowa atmosfera. Wkrótce jednak zaczęli się pojawiać ludzie, którzy po prostu słyszeli o tym, że jest skłot i trzeba tam pójść. Ja, mieszkając na II piętrze, miewałem dość częste wizyty nieznajomych, którzy pragnęli zakupić rozmaite narkotyki (głównie kwasy), bo myśleli, że się je tu sprzedaje (a może i produkuje), zaś "friendzi" (sąsiedzi i sąsiadki) na I piętrze byli świadkami coraz ostrzejszych imprez z alkoholem. Magiczne słowo "skłot" dziwnie działało. Niektórzy myśleli, że jest to miejsce wiecznej zabawy. W efekcie wymyśliliśmy coś takiego, jak "regulamin squatu". Wszystko na jakiś czas się uspokoiło. Z jednym naszym kolegą zamieszkał jego ojciec. Zamykano drzwi wejściowe na kłódkę i wpuszczano wyłącznie osoby mile widziane.

Jednak po jakimś czasie znów zmniejszyła się jakoś samodyscyplina i zaczęły się pojawiać na przykład dzieci, które uciekły z domu i poszukiwała je policja. Raz o mały włos nie ściągnęło to na nas poważnych problemów. Po około półtora roku zamieszkali ludzie, do których po koncertach punkowych w naszym mieście zaczęły się zwalać całe masy osób, które wypijały duże ilości alkoholu i siały wszędzie niepokój.

Budynek nie był w całości skłotem. Na parterze i III piętrze mieszkały rodziny z małymi dziećmi. Łatwo można zrozumieć, jak destruktywny wpływ miało na nich to, co się tam działo. Głupie bazgraniny i żenadne napisy na klatce to coś, co można przemilczeć. Zdarzały się, oczywiście, i piękne perełki.

W naturalny sposób nastąpiła pewna separacja I i II piętra. Myślę, że brakowało zdecydowanej osoby z inicjatywą, która mogłaby nad tym wszystkim zapanować, dlatego też utracono jakąkolwiek kontrolę nad wszystkim, co działo się na I piętrze. Tylko ci, co zamknęli się w swych pokojach i grali na bębenkach, mieli względny spokój. Nie dziwię się więc, że ludzie w okolicy zaczęli nas wszystkich traktować jak wariatów, psychopatów i narkomanów, a dom - także mój - jak miejsce ustawicznej sodomy. Nie podejrzewałem, że tak się stanie.

Pewnej nocy, trzeciego roku mojego mieszkania na skłocie, wtargnęła policja i w zdecydowany sposób zrobiła w każdym z mieszkań gruntowną rewizję. Nie byli także dla nikogo mili. Do mieszkań zamkniętych podczas nieobecności domowników włamali się siłą. Tej nocy akurat wróciłem do Łodzi z wypadu do rodziców i w moim mieszkaniu, w którym starałem się utrzymywać święty spokój, zastałem demolkę i zszokowaną ukochaną. Drzwi zostały wyważone. Był to już okres, kiedy na moim piętrze mieszkały osoby, które przyciągały nie tylko policję, ale i skinhedów (którzy o skłocie nawet może nic by nie wiedzieli, gdyby nie byli tam punkowcy). Policja zaś miała pretekst - szukała narkotyków. Byli na nie tak wyczuleni, że ode mnie pozabierali nawet lekarstwa do ekspertyzy. A w ostatni miesiąc skłotu to już były włamania i kradzieże.

Po zajściu z policją, które było już apogeum wszystkich zajść w ostatnim czasie, wywnioskowałem, że niektórym chodzi po prostu o dużą ilość "zajść" i dobrze się z tym czują. Mnie chodziło o coś innego. Ale policja dała do zrozumienia, że najwyższy czas, abyśmy znaleźli sobie coś innego. Należy dodać, że od początku staraliśmy się o to, aby wydział lokalowy traktował nas poważnie i że mieszkanie nielegalnie nie jest naszym celem.

Myślę, że nie można mówić tutaj o jakiejś winie. Jest to życiowa nauka: wszystko staje się takie, jak się to traktuje. Ja skłot traktowałem jako dom, ale większością stali się ci, dla których to magiczne słowo to sposób życia, niekoniecznie mądrego i spokojnego.

I to właściwie koniec historii skłotów w Łodzi, jak na razie. Następny rozdział to:

GALERIA XYLOLIT I JAK POWSTAŁA

Mogę tylko dopisać, że przeczuwając rychły koniec skłotu, zaczęliśmy chodzić po urzędach. Założyliśmy prawnie Stowarzyszenie Twórców Kultury Niezależnej o nazwie K-210 (na cześć skłotu) i na podstawie głębokich analiz naukowych oceniliśmy, kto z byłego skłotu mógłby mieszkać w nowym miejscu. Nie wszyscy też już chcieli. Sami znaleźliśmy takie miejsce i rozkoszą dla nas była obecność dużych pomieszczeń, nadających się na galerię. Sprawy urzędowe wymagały ogromnego wysiłku psychicznego i czasu. Jest dużo lepiej, tylko że nie jest to już skłot.

A jeśli zaś chodzi o galerię, to wydawało się, że przed nami masa roboty, prawdopodobnie do końca życia. Od początku r. 1996 odbyło się tu kilka niezłych koncertów, spotkań, pokazów, wystaw i imprez techno. Ale GALERIA XYLOLIT teraz już także nie istnieje. Musieliśmy oddać miastu lokal, ponieważ nie umieliśmy na nim zarabiać pieniędzy.

Miejsce, gdzie obecnie mieszkamy, niektórzy nadal nazywają skłotem. Jest to o tyle niewłaściwe, że ludzie o tym przekonani, tego miejsca wtedy nie szanują. Słowo to stało się modne, chyba nawet kultowe. Pozostaje jedynie przestrzec przed tym innych potencjalnych założycieli skłotów.


Artykuł we wcześniejszej formie był drukowany w piśmie "Mać Parjadka". Obecna wersja jest poprawiona i zaktualizowana.
rysunek 2

WYOBRAŹ SOBIE
COŚ ZUPEŁNIE INNEGO

Marcin Hyła

No właśnie. Po prostu wyobraź sobie coś zupełnie innego. Pod takim hasłem Komuna Otwock organizuje spotkania i dyskusje na tematy różne, bardzo ważne i ciekawe. Ale nie o te spotkania mi teraz chodzi, tylko ich wspólny temat, czyli wyobraźnię i to "coś innego". Bo wyobraźnia to jest coś niesamowicie ważnego. Przychodzą ludzie i mówią: Eee, tego się nie da zrobić, to jest może fajny pomysł, ale co z tego? Przychodzą inni i z uporem maniaków załatwiają wyłącznie swoje sprawy - akurat żeby im na chleb, willę, wódę, krasnala w ogródku i benzynę wystarczyło. I tak przychodzą, odchodzą i zupełnie nic z tego nie wynika - tak dla nich, jak i dla bliźnich. To jest po prostu brak wyobraźni (by nie rzec: myślenia w ogóle). A wyobraźnia jest początkiem wszelkiej zmiany.

Dlatego mierzi mnie ekolog, który mówi, że nie warto protestować przeciwko autostradom, bo i tak zostaną wybudowane - a poza tym "i tak przecież są jakoś potrzebne". Ja potrafię sobie wyobrazić świat bez autostrad. On nie. Czyli jest jakoś ubezwłasnowolniony, zniewolony i uzależniony od motocywilizacji. Nie potrafi sobie wyobrazić niczego innego prócz tego, co go otacza. Przy takim zniewoleniu nie dokona żadnej zmiany, autostrady powstaną szybciej i łatwiej, środowisko będzie niszczone jeszcze szybciej - a przecież może być zupełnie inaczej. Na ostatniej "Kolumnie w Spale" zmierził mnie z kolei jeden ekolog z gatunku głębszych (ale pobocznych na szczęście), który zagłosował odważnie przeciwko uchwale w sprawie przeciwdziałania genetycznie modyfikowanej żywności. Tym razem jego wyobraźnia zapewne nie przekroczyła samozadowolonej wiary, że bezstronni naukowcy w imię prawdy i postępu oddzielą plewy od ziarna, będziemy mutować tylko dobroczynne lekarstwa i żaden skutek uboczny się z laboratoriów nie wypsnie. Taki stary i taki naiwny - zapewne wierzy, że jak komunizm upadł, to już nic złego się mu nie stanie...

Do podobnego bólu głowy może doprowadzić uważna lektura listy dyskusyjnej polskich "zielonych" w Internecie. Zwolennicy elektrowni atomowych powtarzają tam argumenty prywatnych korporacji i bodaj tylko Paweł Głuszyński miał nerwy odpowiedzieć jednemu z nich, że może niekoniecznie jest tak, jak sądzi. Zresztą Paweł zaraz potem się z listy wypisał. A swoją drogą - jakby się dobrze przyjrzeć, to wszyscy więksi truciciele (firmy nuklearne, samochodowe, lotnicze, petrochemiczne itp.) żyją z lepiej lub gorzej ukrytych i usprawiedliwianych dotacji rządowych - głównie kierowanych do sektora zbrojeniowego, ale nie tylko. Czyli być może rzeczywiście tak jest, że jak się rozwiąże rząd i zniesie podatki, to na dłuższą metę problemy środowiska zostaną rozwiązane?

W każdym bądź razie problem wolnego rynku (a właściwie jego powszechnego braku, przy jednoczesnej powszechnej jego propagandzie) też potrzebuje odrobiny wyobraźni. Na przykład w Warszawie z powodu śmierci technicznej wyburza się parking wielopiętrowy przy rondzie Babka. Wolnorynkowy inwestor w miejscu tego parkingu wybuduje jednak nie kolejny, jeszcze większy parking, ale biurowce. Z czego wynika, że wolnorynkowy handel miejscami dla samochodu w pobliżu ścisłego centrum Warszawy jest mniej opłacalny i konkurencyjny niż inne formy działalności gospodarczej. Z czego z kolei wynika, że do wszystkich pozostałych - płatnych i bezpłatnych - miejsc parkingowych w mieście ktoś (jakaś "niewidzialna ręka"?) dopłaca w przeliczeniu na jedno miejsce mniej więcej tyle, ile wynosi różnica między rentownością parkingu a rentownością tego nowego biurowca. Pytanie kto to dopłaca, ile i jak długo jeszcze - pozostawiam naszej wyobraźni. Coś mi mówi, że to pytanie jeszcze zacznie wracać, a na razie już tyka.

Wyobraźnia jest niebezpieczna. Zwłaszcza, jeśli przekracza utarte i obiegowe opinie. Przeciętny Kowalski na razie wierzy technokratom w rodzaju panów Patalasa czy Osucha, że autostrady są do zbawienia potrzebne, a ekolodzy to brudasy, oszołomy i pozbawieni wdzięku półanalfabeci. A jeśli Kowalski wyobrazi sobie coś zupełnie innego? Pewnego wieczora Kowalski włączy telewizor i zobaczy sensownie mówiących ludzi, zobaczy zdjęcia miast bez samochodu, zobaczy elektrownie wiatrowe i zobaczy szklane butelki zwrotne na półkach sklepowych Niemiec czy Holandii. Po jakimś czasie Kowalski znowu usłyszy, ile pieniędzy z jego podatków idzie na utrzymanie korków, w których spędza godziny i ile pieniędzy politycy wydają na przykład na utrzymanie spalarni. Wtedy może zacznie sobie wyobrażać... no właśnie: Kowalski zacznie sobie wyobrażać nie wiadomo co! A w każdym razie coś zupełnie innego, coś nie zapisanego w urzędniczych dokumentach, coś czego nie ma w strategiach wielkich firm, coś pominiętego w łapówkowych uzgodnieniach. To się zdarzy, wcześniej czy później, ale za to na pewno.

Dlatego warto sobie wyobrazić coś zupełnie innego. Świat robi się od tego piękniejszy i nagle okazuje się, że jest mnóstwo ciekawych rzeczy do zrobienia. Nawet nie trzeba się ruszać z miejsca czy włączać telewizora. Po prostu wyobraź sobie coś zupełnie innego. Na przykład miasto bez samochodów, za to nawet w zimie pełne rowerów. Wyobraź sobie elektrownie wiatrowe na wzgórzach za miastem. Wyobraź sobie, że na zakupy chodzisz z wiklinowym koszykiem i kupujesz towary tylko w szklanych słoikach i butelkach. Dużo jest takich rzeczy do wyobrażenia... Od wyobrażenia sobie do realizacji jest - oczywiście - daleka droga. Dlatego trzeba cierpliwości. Ale nawet najdziwniejsze pomysły znajdują swoich zwolenników. W dodatku jeśli nie wyobrazisz sobie świata bez autostrad, to pewnie nikt inny sobie tego nie wyobrazi i tego świata bez autostrad nie będzie. Wtedy nawet nie będzie o czym rozmawiać. Dobre pomysły - w odróżnieniu od owiec i ludzi - należy klonować. Na początek więc proponuję klonować i rozpowszechniać pomysł Komuny Otwock: wyobraź sobie coś zupełnie innego.


Mirosław Drabczyk

MĄDROŚĆ NATURY WYRAŻA SIĘ NIE W ISTNIENIU RÓŻNORODNYCH
I NIESKOŃCZENIE LICZNYCH FORM MATERII
I NIE W ICH CIĄGŁYM PRZEOBRAŻANIU

ta kropla ten enzym to ukrwione miejsce w łonie
z którego powstało moje życie
przed wiekami były bryłami granitu
piórkiem w strzale indianina
deszczem padającym przy dźwiękach tam-tamów
gorącą oliwą i liściem klonu

ta kropla ten enzym to ukrwione miejsce w łonie
w ciągu tysiącleci na jedyny moment
złączyły się
dokładnie wtedy gdy nasilająca się
rewolucja amerykańskich hippisów
niosła zapowiedź lepszego świata

KARMIĄC PTACTWO

rysunek 3

Jak trudno patrząc na świat
uniknąć myśli o umieraniu

Rzucając kurom ziarna nie pamiętać
że być może jutro zostaną im obcięte głowy
i psy ogryzać je będą w kącie podwórza rysunek 4

Lecz żeby nie dręczyć się myślą że sprzyjam śmierci
muszę wierzyć
Wierzyć że mięso tych kur da siłę drwalowi
który pójdzie wyciąć drzewo zaatakowane przez robactwo

Że uratowany w ten sposób las
będzie dla mnie upragnionym schronieniem
i że wiersz który tam napiszę
choć na chwilę powstrzyma
rozstępującą się materię wszechświata


ARTYSTYCZNE SPOTKANIA Z PRYZRODĄ
W GOSPODARSTWIE "PIĘĆ PÓR ROKU"

I. OPIS GOSPODARSTWA

Iłownica - to niewielka wieś na Podbeskidziu, położona 20 km na pn.-zach. od Bielska-Białej. Dojazd: z drogi szybkiego ruchu Katowice - Wisła skręcić w Strumieniu na Bielsko lub z drogi szybkiego ruchu Bielsko - Cieszyn w Jasienicy skręcić na Strumień. Z drogi Jasienica - Strumień drogą na Roztopnice ok. 1 km za centrum Rudzicy, (przystanek autobusowy, kapliczka). Stąd drogą w prawo w kierunku Stawów, ok. 500 m w dół, na rozdrożu w prawo, do końca drogi asfaltowej. Ostatnie 200 m drogą polną. Dojazd: autobusem PKS linii Roztopnice z Bielska-Białej. Najbliższa stacja kolejowa: 10 km na północ - Chybie, 10 km na południe - Jaworze-Jasienica.

Gospodarstwo i otoczenie

Nowo powstające na bazie starych zabudowań gospodarstwo o powierzchni 8,5 ha z trzech stron otoczone jest potokami i stawami. W gospodarstwie uprawiamy wiklinę, zioła, kwiaty na suche bukiety. Są tu owce, króliki angorskie, drób, pies i koty. Pole namiotowe w odległości 100 m od zabudowań, w niewielkim lasku. Woda ze studni, turystyczna kuchnia i toaleta, podesty pod namioty. Na miejscu możliwość zaopatrzenia w świeże warzywa, owoce, mleko, ser, chleb. Najbliższy sklep w odległości 500 m. Wspaniałe miejsce do "polowań" z obiektywem, wycieczek rowerowych, zimą - dla narciarstwa zjazdowego i biegowego (własna górka, instruktaż, wypożyczanie sprzętu). Zapraszamy również do udziału we wspólnych wyjazdach przyrodniczych, turystycznych, wspinaczkowych w Beskidy, Tatry polskie i słowackie, skałki Jury (grupy najwyżej 6-osobowe, również z dziećmi).

Bez względu na pogodę - u nas nie można się nudzić!

II. ZAŁOŻENIA PROGRAMOWE

  1. Propagowanie stylu życia w zgodzie z Naturą poprzez możliwie wszechstronne opracowanie tematu: ubiór, żywność, wyposażenie mieszkania, zakładanie i utrzymanie ogrodu, aktywny wypoczynek, rozrywka, profilaktyka chorób cywilizacyjnych.
  2. Za pomocą mechanizmów ekonomicznych kształtowanie proekologicznych postaw społecznych: stosowania "czystych" sposobów wytwarzania energii, poszerzenie wiedzy nt. wzajemnych oddziaływań pomiędzy człowiekiem a środowiskiem.
  3. Rozwinięcie nawyków zdrowego mieszkania i aktywnego trybu życia poprzez całoroczny cykl wystaw tematycznych, połączonych z ofertą handlową.
  4. Działanie na rzecz ochrony środowiska, wspólnie z organizacjami polskimi i międzynarodowymi, włączenie się w konkretne programy: poszanowania energii poprzez produkcję i promocję alternatywnych źródeł energii - biomasy i kolektorów słonecznych; ochrony szaty roślinnej Polski poprzez mnożenie metodami generatywnymi i rozpowszechnianie gatunków roślin zagrożonych i objętych ochroną.
  5. Produkcja rozsad ziół, roślin ozdobnych i użytkowych trwałych i sezonowych, kwiatów z przeznaczeniem na suche kompozycje, produkcja wyrobów z wikliny.
  6. Wytwarzanie i przetwarzanie żywności metodami naturalnymi.
  7. Utworzenie giełdy żywności produkowanej metodami ekologicznymi.
  8. Dostarczanie na rynek zgromadzonych pod jednym dachem: informacji, technologii i gotowych produktów skontrolowanych pod względem nieszkodliwości dla środowiska w technologii produkcji, w trakcie użytkowania, w procesie utylizacji.

III. CEL DZIAŁALNOŚCI, SPOSÓB ORGANIZACJI

Cele organizacji warsztatów artystycznych:

  1. Przypomnienie dawnych technik działalności twórczej, kontynuacja tradycji.
  2. Na bazie naturalnych materiałów nabywanie umiejętności kształtowania otoczenia człowieka współczesnego w sposób harmonijny z Naturą.
  3. Poszerzanie i integracja wiedzy z różnych dziedzin nauki.
  4. Poprzez sztukę kształtowanie postaw proekologicznych i poczucia więzi z otaczającym światem istot żywych.
  5. Spowodowanie odmiennego od tradycyjnego spojrzenia na tzw. odpady - zachęta do tworzenia nowych wartości "śmieciosztuki".

Sposób organizacji:

  1. Krótkie spotkania organizowane przy okazji wystaw, umożliwiające wszystkim chętnym zapoznanie się z problematyką wyszczególnionych tematów (patrz: harmonogram wystaw).
  2. Warsztaty wakacyjne - 14-dniowe turnusy dla maks. 10 osób, w każdej z grup tematycznych: teatralnej, tanecznej, muzycznej, plastycznej. Zajęcia w tych grupach prowadzone są przez instruktorów (ok. 5 h dziennie). Dla wszystkich chętnych zajęcia sportowe oraz związane z pracą w gospodarstwie (pieczenie chleba, wyrób masła, "obsługa" zwierząt, zbiór kwiatów i owoców, sadzenie drzew) ok. 2-3 h dziennie. Całodzienne wycieczki krajoznawcze własnym mikrobusem. Imprezy z udziałem publiczności i zaproszonych gości.

Instytucje i organizacje zaproszone do współpracy: Domy Kultury, Regionalne Związki Twórcze, Ekosolidarność, ECEAT, inne organizacje artystyczne i ekologiczne.

IV. WYSTAWY TEMATYCZNE


luty "Trochę lata zimą" kwiaty domowe, nasiona, domowe mnożarki, donice ceramiczne, pojemniki na rośliny;
Wielkanoc "Tradycyjnie i nowocześnie" ozdoby wielkanocne, palmy, pisanki, żywność produkowana metodami ekologicznymi;
kwiecień "Wiosenne porządki" narzędzia, biologiczne środki ochrony roślin, nawozy, biotechnologie, kwiaty przedwiosnia;
maj "Witaj wiosno!" kwiaty, rośliny sezonowe, materiały i technologie dla budownictwa, rozwiązania projektowe ogrodów;
czerwiec "Śniadanie na trawie" meble ogrodowe, nakrycia, paleniska ogrodowe, zioła, rośliny chronione;
lipiec "Skarby Natury" przetwory, giełda napojów, ekoturystyka, wakacyjne warsztaty plastyczne, muzyczne i kulinarne;
sierpień "Lato, lato zostań dłużej..." kompozycje z suchych kwiatów, owoców i ziół, techniki przechowywania żywnosci;
wrzesień "Na zimę ciepły kąt..." izolacje i ocieplanie, walka z hałasem, kominki, technologie energooszczędne, giełda bylin i iglaków;
październik "Jesień idzie... nie ma na to rady..." kwiaty jesieni - astry, złocienie, róże, kolekcja cebul, drzewa i krzewy owocowe, giełda żywności produkowanej metodami ekologicznymi, opakowania;
listopad "Coś na długie, jesienne wieczory" książki, czasopisma, filmy, prace plastyczne, utwory muzyczne o tematyce ekologicznej, naturalna apteka domowa;
grudzień "Ekoprezenty na święta i karnawał" ekologiczne choinki i ozdoby, zabawki, odzież zdrowotna i profilaktyczna z wełny, aranżacje karnawałowe, żywność dla zwierząt i ptaków zimą.

V. PROPONOWANA TEMATYKA WARSZTATÓW

Dla wszystkich grup tematycznych jeden temat przewodni do rozwinięcia środkami wyrazu specyficznymi dla każdej z grup, porównanie skuteczności oddziaływania lub przedstawienia problemu, jego indywidualnego zrozumienia.

Przykłady tematów:

VI. WARUNKI

Gospodarstwo może zapewnić, po wcześniejszym uzgodnieniu terminu oraz tematyki warsztatów:

Gospodarstwo zastrzega sobie następujące warunki:

Gospodarstwo "Pięć Pór Roku"
Barbara Sienicka-Kalmus
Iłownica 35
43-394 Rudzica

rysunek 5

AFIRMY

Andrzej Żwawa

W woj. gorzowskim (Silna Nowa 24, 66-330 Pszczew) nad Jeziorem Chłop (w rejonie Pszczewskiego Parku Krajobrazowego) już dziesięć lat temu powstał ekologiczny ośrodek szkolno-treningowy metod rozwoju potencjału ludzkiego POLSKIE CENTRUM REBIRTHINGU. rysunek 6

Ośrodek ten, pod patronatem Fundacji Rebirthing-Poland, prowadzi zajęcia z zakresu jogi oddechowej (rebirthing), prosperity, Związków Miłości, Programowania Neurolingwistycznego, psychologii jungowskiej, kursu rozwoju osobowości itp.

Uczestnicy warsztatów mają możność negocjowania cen z trenerami (w zależności od swego zadowolenia z treningu, własnych możliwości finansowych i zdobytych umiejętności negocjacyjnych) lub odpracowywania części odpłatności np. w kuchni czy przy remoncie Centrum.

Osoby które w jakiś sposób przyczyniły się do wzmocnienia Centrum otrzymują cegiełkę nazywaną afirmem (można ją też kupić). W zamierzeniu Jerzego Sikory - inspiratora i organizatora Polskiego Centrum Rebirthingu, prezes Fundacji Rebirthing Poland i Wydawnictwa Rebirthing - afirmy mogłyby stanowić rodzaj wewnętrznej waluty która służyłaby w rozliczeniach pomiędzy trenerami i uczestnikami warsztatów, jako opłata za treningi, książki itd. Nazwa afirm pochodzi od słowa "afirmacja" czyli pozytywna sugestia, twórcza myśl nt. własnej sytuacji i stanu otoczenia.

Jednym z istotnych warsztatów prowadzonych w Silnej Nowej to treningi prosperity - poprzez pozytywne myślenie (afirmacje) i przełamanie stereotypów np. nt. pieniądza pomaga się ludziom wyzbyć nękających ich kłopotów finansowych i osiągnąć bogactwo (nie tylko w sensie finansowym, materialnym). Okazuje się bowiem, że ubóstwo bywa wynikiem bloków psychicznych a nie tylko sytuacji zewnętrznej. rysunek 7

Fundacja Rebirthing - Poland
Macedońska 9/23, 51-120 Wrocław
tel. 0-71/25-35-92 fax 0-71/34-333-44, tel. 0-64/369-712
konto IV O PKO-BP Wrocław, nr 93549-406538-132-3
lub
Ośrodek w Warszawie
Kleczewska 47/1, 01-826 Warszawa,
tel./fax 0-22/34-65-89, 34-17-06
konto II O PKO-PB Warszawa, nr 1528-191492-131


Dojazd z Poznania: autobus do Pszczewa (kier. Gorzów Wlkp., Międzychód, Gorzyń), do Silnej pieszo, autobusem, taxi, z Silnej ok. 2 km, skręcić w prawo za polną kapliczką.

mapka

Na marginesie: w wywodzącym się z innych tradycji duchowych ośrodku "Tęczowa Dolina" (okolice Limanowej) prowadzonym przez Fundację "W służbie życia" dowiedziałem się o kolejnej "LETSopodobnej" inicjatywie. Wg relacji Tadeusza Bylicy - jednego z liderów tego ośrodka - w jego rodzimej Zielonej Górze nieformalna grupa osób zainteresowanych rozwojem duchowym i ekologią wypożycza sobie wzajemnie książki o tej tematyce oraz wspólnie sprowadza od okolicznych rolników ekologicznych żywność bez chemii. Kontakt:

Fundacja "W służbie życia"
Rozdziele 145, 32-731 Żegocina, tel. Żegocina 488


BZB nr 27 - Silva rerum. Ekologiczne miscellanea | Spis treści