BZB nr 27 - Silva rerum. Ekologiczne miscellanea


1996 - Praski Manifest Ruchu
na rzecz Międzynarodowego Języka Esperanto

tłum. z angielskiego Małgorzata Maciejewska

My, członkowie światowego ruchu na rzecz promocji esperanta, kierujemy ten manifest do wszystkich rządów, organizacji międzynarodowych i ludzi dobrej woli. Deklarujemy niewzruszone zaangażowanie w realizacji wymienionych poniżej celów i wzywamy wszystkich, by przyłaczyli się do nas w pracy na rzecz ich osiągnięcia.

Esperanto powstało w 1887 r. jako propozycja języka wspomagającego komunikację międzynarodową i szybko rozwinęło się w niezależny, bogaty, żywy język. Przez ponad wiek stanowiło ono sposób zbliżania ludzi niezależnie od barier językowych i kulturowych. Cele, które przyświecają ludziom mówiącym tym językiem, nadal obowiązują. Ani powszechne stosowanie kilku języków narodowych, ani postęp w technologii komunikacyjnej, ani rozwój nowych metod nauczania języka nie gwarantują jasnego i efektywnego systemu porozumiewania się opartego na zasadach, które jawią się jako zasadnicze.

DEMOKRACJA

Każdy system komunikacji, który uprzywilejowuje jednych podczas gdy inni muszą poświęcać lata wysiłku, by i tak osiągnąć niższy stopień zaawansowania, jest niedemokratyczny. Esperanto, jak każdy inny język, nie jest doskonałe, jednak dalece przewyższa inne języki jako środek egalitarnej komunikacji na skalę światową. Uważamy, że brak równości w kwestii językowej prowadzi do braku równości także w innych aspektach życia, również w kontaktach międzynarodowych. Jesteśmy ruchem na rzecz demokratycznej komunikacji.

EDUKACJA GLOBALNA

Wszystkie języki etniczne wiążą się z określonym narodem i kulturą. Dziecko, które uczy się języka angielskiego, uczy się jednocześnie kultury, geografii i systemu politycznego świata mówiącego tym językiem, czyli przede wszystkim Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Natomiast dziecko, które uczy się esperanto poznaje świat bez granic, w którym kazdy kraj jest rodzinny. Uważamy, że nauczanie języka etnicznego wiąże się z narzucaniem określonej wizji świata. Jesteśmy ruchem na rzecz edukacji globalnej.

EFEKTYWNE NAUCZANIE

Jedynie niewielki procent osób uczących się języka obcego osiąga biegłość w posługiwaniu się nim. W przypadku esperanta biegłość można osiągnąć poprzez uczenie się tego języka w domu. Ponadto, wiele badań wskazuje, iż esperanto stanowi przydatne narzędzie przygotowujące do nauki innych języków. Jest ono także zalecane jako główny element kursów świadomości językowej. Uważamy, że trudności w nauce obcego jezyka etnicznego będą zawsze stanowić barierę dla wielu uczących się. Jesteśmy ruchem na rzecz efektywnego nauczania języka.

WIELOJĘZYCZNOŚĆ

Społeczność esperancka stanowi swego rodzaju wyjątek pośród innych grup dwu- lub wielojęzycznych. Każdy z jej członków uczynił wysiłek w celu poznania chociaż jednego języka obcego na poziomie umożliwiajacym komunikację. W wielu przypadkach prowadzi to do zamiłowania i znajomości kilku języków i poszerzenia osobistych horyzontów intelektualnych. Uważamy, że mówiący wszelkimi językami świata, młodzi czy starzy, powinni mieć prawdziwą szansę nauczenia się drugiego języka w stopniu na tyle wysokim, by umożliwiał on komunikację. Jesteśmy ruchem na rzecz dania takiej szansy kazdemu.

PRAWA JĘZYKOWE

Nierówny rozkład popularności pomiędzy językami dla znacznej części populacji światowej stanowi źródło dyskryminacji. W społeczności esperanckiej mówiący różnymi językami spotykają się na równych prawach dzięki wzajemnej chęci kompromisu. Równowaga praw językowych stanowi punkt wyjścia w rozwiązywaniu problemów i łagodzeniu konfliktów. Uważamy, że dyskryminacja językowa podważa zapewnienia o równości między ludźmi niezależnie od ich języka, wyrażone w wielu deklaracjach międzynarodowych. Jesteśmy ruchem na rzecz równych praw jezykowych.

RÓŻNORODNOŚĆ JĘZYKOWA

Rządy państw przejawiają tendencję do traktowania wielkiej różnorodnosci językowej na świecie jako bariery dla swobodnej komunikacji i rozwoju. Społeczność esperancka postrzega różnorodność językową jako stałe i niezastąpione źródło wzbogacania siebie, natomiast każdy język, podobnie jak każdy gatunek biologiczny, jako wart ochrony. Uważamy, że polityka komunikacji i rozwoju nie oparta na równym poszanowaniu wszystkich języków przyczyni się do śmierci wielu języków świata. Jestesmy ruchem na rzecz różnorodności językowej.

EMANCYPACJA LUDZKA

Każdy język naturalny buduje więź pomiędzy mówiącymi nim ludźmi, dając im możliwość porozumiewania się. Jednocześnie jednak utrudnia lub nawet uniemożliwia kontakt z innymi społecznościami. Pomyślane jako powszechnie dostępny środek komunikacji esperanto stanowi jeden z największych programów emancypacji rodzaju ludzkiego - zmierzających ku temu, by każdy obywatel mógł w pełni uczestniczyć w społeczności ludzkiej, wierny swojej kulturze lokalnej i tożsamości językowej a jednocześnie nie ograniczony przez nie. Uważamy, że oparcie komunikacji miedzynarodowej wyłącznie na językach etnicznych w nieunikniony sposób buduje bariery wolności słowa, porozumiewania i zrzeszania się. Jesteśmy ruchem na rzecz ludzkiej emancypacji.


PTAKI I SŁOWA

Maciej Zimowski

"Amatorskie obserwowanie ptaków" jest coraz popularniejszym hobby. W krajach zachodnich zajmują się tym setki tysięcy osób najróżniejszych profesji. U nas nie ma ich jeszcze tylu, aczkolwiek kilka tysięcy się znajdzie. Ponieważ cechą naszej cywilizacji jest systematyzowanie i nazywanie po imieniu wszystkich zauważalnych zjawisk, pęd do porządku nie mógł ominąć tak niezmiernie waznego problemu, jakim jest stosunek człowieka do ptaka.

W szerokim świecie zrobiły karierę słowa birdwatcher i birdwatching - do tego stopnia, że w niektórych krajach (Holandia, Niemcy) ich powszechne używanie w angielskim brzmieniu nikogo nie dziwi ani nie razi. Również i w naszym kraju natura nie znosi próżni, toteż coraz częściej zaczyna się słyszeć, na jednym czy drugim spotkaniu, rzucane od niechcenia "byrdłoczer". Czyżby więc ten brzydko dla naszego ucha brzmiący anglicyzm miał i u nas zakorzenić się w potocznej mowie, podobnie jak "interfejs" czy inny "monitoring"? Jego używanie nie jest bynajmniej przejawem snobizmu, ale chęci precyzyjnego nazwania całkiem nowego i szczególnego zjawiska. Birdwatcher ma się do obserwatora ptaków tak, jak filatelista do zbieracza znaczków.

W ojczystej mowie funkcjonuje już kilka określeń ludzi mających związek z ptakami. Zróbmy szybki przegląd tych słów.

ORNITOLOG

Od tego określenia trzeba zacząć, bo jest to wciąż tradycyjne i w potocznym języku najbardziej powszechne nazwanie kogoś, kto "zajmuje się ptakami". Używając jednak tego terminu zachować należy daleko idącą ostrożność. Przed laty spotkałem pewnego staroświeckiego gościa, który opatrywał korespondencję pieczątką: "ORNITOLOG - Pan taki a taki". Dzisiaj, aby tak naprawdę, z czystym sumieniem móc nazwać siebie ornitologiem, trzeba być super fachowcem. Trzeba mieć solidne wykształcenie, czytać co miesiąc kilka tomów bardzo fachowej - bo najczęściej anglojezycznej - literatury i poświęcać się bez reszty dociekaniom szczegółów z jakiegoś niesłychanie drobnego wycinka biologii ptaka. Tylko to daje szansę na publikowanie swoich badań w którymś z uznanych naukowych czasopism, co jest najbardziej wymiernym i uznawanym kryterium oceny naukowca. Ludzi takich w Polsce jest niewielu. Kilkudziesięciu albo może tylko kilkunastu, wybredni twierdzą nawet, że jedynie kilku.

FAUNISTA

Bardzo popularne w Polsce określenie kogoś, kto w wolnych chwilach zajmuje się zbieraniem danych o występowaniu ptaków, a potem - o ile starczy mu chęci - przesyła je (dane, nie ptaki) do regionalnej kartoteki. Kiedyś większość etatowych ornitologów zajmowała się faunistyką, dziś nie jest to już uważane za "poważną" dziedzinę nauki, aczkolwiek dane faunistyczne są nadal poszukiwanym i użytecznym (zwłaszcza dla ochrony przyrody) materiałem.

PTAKOLUB

Określenie to wymyślił w czasach "radosnego ustroju" Tomek Kłosowski, warszawski przyrodnik i fotograf. Ustrój się skończył, a wraz z nim zszedł z rynku "Świat Młodych" - magazyn dla dzieci i nastolatków, w którym Tomek redagował Klub Ptakoluba. Od niedawna magazyn Ptakolub emituje raz po raz telewizja, i występują w nim też głównie dzieci.

Nie uważam tego określenia za szczególnie udane. Ze słowem tym kojarzy się jedynie "samolub", co zresztą nie jest tak zupełnie bez związku z zachowaniem niektórych lokalnych awifaunistów. Poza tym nie da się od niego utworzyć wyrazów pochodnych (Ptako-lubstwo, -lubieżność?). Pamietam, jak jeden z moich kolegów, o skrajnie naukowo-ornitologicznym zacięciu wykrzykiwał z dezaprobatą: "ptakolubyyy!!!", ganiąc innych kolegów za dość lekceważące podejście do systematycznego zbierania i przesyłania mu danych faunistycznych. W jego mniemaniu słowo "ptakolub" było więc negatywnym określeniem kogoś gorszego, kto nie dorównuje ornitologowi.

Nie pamiętam też, aby ktokolwiek wyraźnie mówił o sobie: "jestem ptakolubem". Jeśli już, to słyszałem określenie: "jestem ***-owcem" (gdzie *** oznacza skrót jakiejś "ptasiej" organizacji) lub po prostu: "chodzę na ptaki", a w wersji powiedzmy, slangowej: "na ptole".

PTASZNIK

Raz po raz ornitolodzy i obserwatorzy ptaków mawiają tak o sobie. Ale słowo to od wieków ma już swoje miejsce w języku polskim. "Ptasznictwo" oznacza grzeszny proceder chwytania dzikich ptaków dla celów hodowlanych i konsumpcyjnych, gdzieniegdzie jeszcze uprawiany. Stąd też raczej nie należy rozszerzać jego znaczenia na innych przyjaciół ptaków.

OBSERWATOR PTAKÓW

Bądź też - w wersji nieco bardziej perwersyjnej - podglądacz ptaków. Dosłowne i póki co najczęściej oficjalnie stosowane tłumaczenie birdwatchera. Określenie jasne, klarowne, tylko trochę sztywne, przydługawe i - jak wcześniej wspomniałem - nie do końca tłumaczące istotę birdwatchingu. Nie sposób wymienić wszystkich innych określeń. Mówi się czasem: miłośnik ptaków, ptasi przyjaciel, ptasiek. Bez zbędnego rozdrabniania się przejdźmy więc do sedna sprawy, czyli do określeń zaproponowanych przeze mnie.

PTASIARZ I PTASIARSTWO

Od dwóch lat staram się coraz śmielej upowszechnić te określenia. Są praktyczne w użyciu i mam nadzieję, że się niedługo upowszechnią, a jeśli tak się stanie, językoznawcom pozostanie tylko uzupełnić słowniki. Czy "ptasiarstwo" właściwie ma sens?

Wrócę jeszcze na krótko do angielskiego pierwowzoru. Birdwatcher to dosłownie "oglądacz" ("obserwator" brzmi już nieco bardziej naukowo). Wielu terenowcom nie podoba się pasywny wydźwięk tej nazwy i wolą nazywać się krótko "birder", któremu to określeniu najbardziej odpowiadałby polski "ptasiarz". Bynajmniej nie chodzi tu tylko o brzmienie wyrazu, ale o formę aktywności, polegającej na intensywnym poszukiwaniu spotkania z ptakiem, studiowaniu jego biologii, zachwycaniu się jego specyficzną estetyką.

Chodzenie na ptaki tak ot sobie, bez żadnego naukowego czy inwentaryzacyjnego celu nie jest wcale bez sensu. Spróbujcie zapytać żeglarzy wybierających się w rejs z Mikołajek do Giżycka, dlaczego wpadli na taki głupi pomysł płynięcia żaglówką. Przecież ten środek transportu jest przestarzały, a szybciej i wygodniej dojadą samochodem. Albo udowodnijcie niedzielnemu wędkarzowi, że kupując ryby w sklepie zaoszczędzi czas, a pewnie i pieniądze, biorąc pod uwagę koszty transportu nad jezioro, kupna sprzętu itp. Albo pogadajcie z... no właśnie, nagle okazuje się, jak wiele dziś uprawianych hobby jest zrytualizowaną formą zajęć, wykonywanych dawniej w zupełnie innym celu.

Podobnież "ptasiarstwo" jest takim właśnie rytuałem, mającym swój archetyp w jakichś pierwotnych zachowaniach łowieckich, zbierackich, a po trochu... badaniach naukowych, czyli - jakby nie było - przemożnej chęci poznania otaczającego świata.

Z określeniem "birder" nieodłącznie związane jest zawołanie "go birding!".

No to idziemy sobie trochę... poptaszkować.


O JĘZYKU
OBROŃCÓW PRAW ZWIERZĄT I WEGETARIAN

Wojciech Kajtoch

Niniejszy tekst jest fragmentem większego opracowania poświęconego językowi zinów. Dane tu uwzględnione zostały zaczerpnięte z czasopisma Frontu Wyzwolenia Zwierząt "Mamkły Mampazury" (oraz artykułów przedstawicieli tego ugrupowania w czasopismach anarchistycznych i punkowych). Omawia zagadnienie kształtowania się swoistej undergroundowej nowomowy - zjawiska, gdzie kreatywne i wartościujące możliwości języka ujawniają się wyjątkowo wyraziście.

Działacze tego ugrupowania, występując przeciw tak naturalnym i głęboko ugruntowanym w kulturze zjawiskom, jak odmienne traktowanie zwierząt i ludzi czy jedzenie mięsa, najprawdopodobniej świadomie starają się wykorzystywać wiążące się z poszczególnymi słowami i wyrażeniami konotacje, by przedstawiać opisywane sprawy nie tak, jak mają się w istocie, dokonywać manipulacji na wartościowaniu.

Przede wszystkim, pisząc o sobie starają się przydać własnej działalności moralną czystość (zamaskowani młodzieńcy palący futra [MM,4]*) i poważne znaczenie. Mówiąc o niej używają słownictwa charakterystycznego dla opisu działań organizacji zhierarchizowanych (FWZ przekształcił się z lokalnej grupy sabotażowej w ogólnopolski ruch [PR,18], regionalna grupa [PR,19], w sieci FWZ [PR,18]), a nawet typu wojskowego (grupa operacyjna, czujki [MM,54]), w tym słowa "akcja" (np. akcja antycyrkowa [MM,38], akcja antyfutrzarska [MM,66][PR,19], akcja na rzecz praw zwierząt [MM,65]), akcje bardziej propagandowe w stylu pikiet [PR,18] lub wręcz: akcje bezpośrednie niezbyt przemyślane [PR,19], akcja bezpośrednia w obronie Ziemi [MM,38] czy Action Direct w obronie zwierząt [MM,27]. (Action Direct jest nazwą znanej francuskiej grupy terrorystycznej)

Działacze FWZ niniejszym sposobem sugerują jakoby bojowy i niebezpieczny charakter swoich działań (choć deklarują jednocześnie wyrzeczenie się przemocy, jakoś jednak do niej tęskniąc; dowodem liczne rysunki ukazujące, jak zwierzęta robią ludziom to, co ludzie im, tj. zabijają, polują na nich itd.). Sugerują też niekiedy dużą skalę własnych działań: ruchy anty-McDonaldowskie rosną w siłę na całym świecie [MM,43], ewentualnie - poprzez ciągłe używanie prefiksu "anty-" lub słowa "alternatywny" (radzi używać wielu ... alternatywnych wypełnień do kołder [MM,19]) - ich kontrkulturowy, awangardowy charakter.

Na uwagę zasługuje fakt jednoczesnego nieprzyznawania się do tego, że ich akcje są jednak skierowane przeciw komuś, przeciw konkretnym ludziom. Przeciwnik został odpersonalizowany. I tak pisze się o akcjach przeciwko sklepom związanym z wyzyskiem zwierząt [MM,57] lub przeciw mieszkaniom i samochodom ludzi męczących zwierzęta [MM,48].

W ten sposób powstaje ogólna sugestia prowadzenia przez tę organizację działalności zdecydowanej i potencjalnie groźnej, aczkolwiek na razie nikomu, żadnemu człowiekowi nie zagrażającej. A jeśli już - to takiemu, za którym mało kto się ujmie np. wiwisektorowi [MM,51] (niszczmy więc fabryki wiwisektorów [BR,11]).

Następna seria manipulacji poświęcona jest przede wszystkim tworzeniu odpowiedniego obrazu zwierzęcia - obiektu ochrony i obrony, obrazu zagrażającego mu zła, a na koniec źródła tego zła, czyli nie utożsamiających się z ideologią Frontu ludzi.

Tak więc nie używa się zbyt często słowa "zwierzę". Bywa w użyciu odpowiednik angielski (braliśmy udział w zbiórce pieniędzy na Animals [PR,19]), częściej ogólne słowo "istota" [MM,25,26] albo "zwierzak" (pomagać zwierzakom [MM,2], dotyczyć zwierzaków [MM,68], nie dawać żadnych szans zwierzakowi [MM,13], zorganizowali pogadankę o zwierzakach [MA,41]), ze względu zapewne na analogicznie brzmiące słowo "dzieciak" lub przynajmniej rodzaj męski. (Użycie słowa "istota" akcentuje także jedność ludzi i zwierząt. Patrz przykłady: Prowadzę warsztaty: "Droga wszystkich istot" [MM,38], podstawą tego niezwykłego dla cywilizacji eurochrześcijańskiej podejścia do wszystkich istot [MM,38]). Spotyka się także - sugerujące emocjonalne zaangażowanie relacjonującego - zdrobnienia, np.: zwierzaczki [MM,13], zwierzątko [MM,59].

A kiedy już określenie "zwierzę" lub nazwy poszczególnych zwierząt się wykorzystuje, to w takim kontekście, który bywa używany przy mówieniu o ludziach. Można zatem przeczytać O przestrzeganiu praw zwierząt w Grecji [MM,69] (prawda, że bardziej by pasowało: "przestrzeganie praw człowieka..."), o wyswobadzaniu zwierząt [MM,42], proteście przeciw bezsensownej masakrze i rabunkowi mórz [MM,20], skrzyniach ze zwłokami świń [MM,64], proteście przeciwko korporacjom wykorzystującym zwierzęta [MM,70].

Zwróćmy uwagę na dwa przykłady szczególnie wyraziste: 700 ludzi zwróciło się [...] z prośbą o adopcję bezdomnych psów [MM.70], dajcie szansę humanitarnym farmom [MM,50]. Słowa "humanitaryzm" i "adopcja" odnoszą się przecież do losu tylko ludzkiego.

Niekiedy personifikuje się zwierzęta całkowicie wprost: w zamierzeniach jest odstrzał 489 kolesi z rogami [MM,13] (chodzi o jelenie), jesteśmy na terenie, gdzie zarzynani są nasi bracia i siostry [MM,50], musimy sobie zadać pytanie, czy twoje jedzenie ma twarz [MM,50]. Rzadziej zdarza się pośrednia forma personalizacji polegająca na zasugerowaniu przeżywania przez zwierzę emocji w natężeniu raczej dla ludzi swoistym: przerażone ptaki [MM.19]. Otóż nie "przestraszone", a "przerażone" - mowa o oskubywanych gęsiach. (Słowo "przerażone" możliwe jest - owszem - do zastosowania w stosunku do zwierząt, ale dość rzadko i raczej gdy mowa o tych najwyżej wartościowanych - np. koniach).

Redaktorzy starają się czysto językowymi środkami osiągnąć to, co - jak już wspomniano - bardzo łatwo udaje się rysownikom: użyczyć zwierzetom cech człowieczych. Czasopisma wegetariańskie pełne są rysunków zwierząt o ludzkich (kiedy zwierzę występuje jako ofiara - najczęściej dziecięcych) twarzach.

Popularne są również językowe chwyty pozwalające równocześnie personifikować zwierzęta i wzruszać czytelników ich losem. Zwierzęta są więc: zniewalane [MM,26], znieważane [MM,47], wykorzystywane [MM,42], wyzyskiwane, mordowane, torturowane [MM,63], maltretowane [MM,63]. Zdarzyło mi się przeczytać o człowieku, który bestialsko zamordował własnego psa [MM.63]. To dotyczyło pojedynczych zwierząt. Natomiast w przedstawianiu ich losu zbiorowego próbuje się uzyskać sugestię analogii tego losu do losu więźniów obozów koncentracyjnych czy ofiar faszystowskich: Po zakończeniu polowania dokonuje się skrupulatnej selekcji ... osobniki słabsze, nie nadające się do handlu, są zazwyczaj bez skrupułów mordowane [MM,65]; staniesz się kolejną ofiarą laboratoryjnych eksperymentów, mających służyć rozwojowi dominującej rasy ludzkiej. [MM,65]

Przedstawiając we "właściwym świetle" obrońców i ofiary, nie można się jednak obejść bez wskazania na katów. Można wskazać na wiwisektorów [MM,51], nawet na panów myśliwych czy panów dewizowców [MM,13] (epitet "pan" jest w tym wypadku ironiczną oznaką obcości). Cóż jednak się dzieje, jeśli naszych zasad nie podziela znakomita większość ludzkości?

Obrońcy praw zwierząt i wegetarianie z "Mamkły..." - jak już powiedziano - wskazując na przeciwników, są ostrożni. Jedzenie jednak mięsa wywołuje ich stanowcze potępienie. Jeśli nie liczyć pomysłów poetyckich (kraj ludzi - grobowców dla zwierząt [MM,69], niewegetarianie w ich ujeciu najczęściej przypominają albo padlinożerców (starzy [...] jedzą trupa [MM,27], nie jemy padliny [MM,29]), albo przynajmniej stale tytułowani są mięsojadami [MM,21], mięsożercami [MM,24], mięsożernymi itd.; normalny sposób odżywiania się - nazywany jest: mięsożerstwem [MM,21], "wchłanianiem" (wegetarianie [...] odmawiają wchłaniania wszystkiego [MM,21]) - a to przecież określenia zwierząt i ich sposobów przyjmowania pokarmu. Co więcej: pada sugestia, że owo "mięsożerstwo" jest systemem, w który nas wmanewrowano, jest więc czymś, czego zmiana leży w naszej mocy.

Wypada więc uznać, że w słownictwie "Mamkły Mampazury" (oraz - ogólniej - w słownictwie ruchu obrońców praw zwierząt) nastąpiła zmiana biegunów wartościowania: zwierzęta stały się ludźmi, ludzie - zwierzętami, a zjawisko biegunowej zamiany wartości jest charakterystyczne dla nowomowy.

Fragment książki
"Prasa alternatywna 1989-1995"
Ośrodek Badań Prasoznawczych UJ,
Kraków 1996 (raport).

Warto także wspomnieć o obecności na łamach tego czasopisma swego rodzaju słownictwa wegetariańskiego. W jego ramach w liczne związki frazeologiczne wchodzą przymiotniki: "wegetariański" (bar wegetariański [PR,18], stołówka wegetariańska [PR,18], wegetariańskie jedzenie [PR,19], wegetariańskie jedzonko [PR,123], wegetariańskie żarcie [PR,20], akcje na rzecz Wegetariańskiego Świata [MM,24], stowarzyszenia wegetariańskie [MM,29]) i "wegański" (stowarzyszenia [...] wegańskie [MM,29]) oraz poręczne skróty: "wege" i "weget" (bez względu na to, czy [ktoś] jest wege, czy nie [PR,18], akcjach na rzecz wege i praw zwierząt [PR,19], alternatywnymi sposobami życia (eko-wege) [MM,37], nie jestem weget od urodzenia [MM,29])

Złożenie "eko-wege" jak i przykłady inne (jesteśmy w posiadaniu [...] filmów o tematyce vege, eko, praw zwierząt. [MA,32]) wskazują na istnienie (w oczach alternatywistów) ścisłego powiązania idei "obrońców praw zwierząt" z ideami ekologicznymi.


Autor tekstu jest adiunktem w Ośrodku Badań Prasoznawczych UJ.

*) Wykorzystano materiał z czasopism: "Mać parjadka. Anarchistyczny Magazyn Autorów" (numery 6-8/1995, oznaczenie skrótowe przy przytaczanych przykładach - [MA, numer strony]); "Pasażer" (nr 8/1995 - [PR, nr s.]); "Bunkier. Punk Zine - Lębork" (nr 9/1995 - [BR, nr s.]); "Mamkły Mampazury. Pismo Frontu Wyzwolenia Zwierząt" (nr 2-3/1994, [MM, nr s.]).


NORBERT KULESZA

* * *

Czułem jak
Śmiejąc się bierze zamach i rzuca
Moim życiem gdzieś

Wyłapuję je w locie
Nie nadtłukło się
Doniosę życie do gniazd

Wtedy powiedział
Odpręż się
Upuść je bez walki
A doniesiesz
Do gwiazd


USTAWA O OCHRONIE JĘZYKA POLSKIEGO

(js)

W 1995 r. Polska podpisała konwencję międzynarodową o ochronie mniejszości narodowych. Do tej pory nie została ona ratyfikowana przez Sejm i Senat. Przyczyną jest - w tym wypadku - nie opieszałość biurokracji, tylko dotychczasowa ustawa o ochronie języka polskiego, podpisana w 1945 r. przez B. Bieruta jako przewodniczącego KRN i W. Gomułkę jako wicepremiera.

Stan ten ostatecznie wymusił stworzenie nowej, mniej restrykcyjnej ustawy. Kontrowersji wokół problemu było jednak sporo. Z jednej strony narzucenie bezwzględnego obowiązku posługiwania się polszczyzną w życiu publicznym narusza prawa mniejszości narodowych i związków wyznaniowych: posoborowy Kościół katolicki nie używa już wprawdzie łaciny, jednak językiem liturgicznym grekokatolików i prawosławnych pozostaje nadal cerkiewnosłowiański, używany w trakcie publicznie odprawianych nabożeństw. Nie sposób sobie także wyobrazić np. festiwalu łemkowskiego, którego uczestnicy musieliby wykonywać wszystkie pieśni po polsku.

Z drugiej strony, zalew polszczyzny dawniej rusycyzmami, obecnie zaś anglicyzmami budzi u wielu osób obawę o utratę tożsamości językowej i - tym samym - narodowej. Wiele już języków, pierwotnie odrębnych, stało się dialektem języka zupełnie innego - na skutek przeniknięcia do nich i wejścia w użycie znacznego procenta obcych słów i konstrukcji gramatycznych. Proces taki powoduje załamanie się systemu językowego i zmianę charakteru mowy. Np. pierwotnie germański, fleksyjny język angielski zmienił się, pod wpływem normandzkiej francuszczyzny, w język o pozycyjnym systemie gramatycznym. Staroangielszczyzna jest więc równie niezrozumiała dla współczesnych Anglików, co dowolny język afrykański. Obawy takie skłaniają do prób narzucania używania poprawnej polszczyzny przy pomocy prawa.

To jednak mogłoby doprowadzić do sytuacji, w której publiczne użycie jakiejkolwiek nowej formy językowej lub nowo powstałego słowa mogłoby narazić na konflikt z prawem. Wprowadzanie innowacji wymagaloby każdorazowej uchwały sejmowej, co szybko przemieniłoby język polski w język martwy. Niechętnie także powierzamy urzędnikom decyzje na temat tego, co jest a co nie jest poprawnym zachowaniem. Z tego typu zadań administracja zawsze wywiązuje się w sposób nieudolny (bo inaczej nie może), a tak daleko idąca kontrola zachowań obywateli prowadzi do rozlicznych absurdów, znanych tym, którzy pamiętają jeszcze tzw. "realny socjalizm".

Nowa ustawa usiłuje pogodzić wszystkie sprzeczne tendencje i obawy.

Wychodzi ona z ciekawej koncepcji, według której język i kultura jest takim samym składnikiem naturalnego środowiska człowieka, jak przyroda i jej dobra. "Zatruwając" środowisko kulturalne, doprowadzamy do obniżenia jakości życia w podobny sposób, co zatruwając powietrze, wodę i glebę. Jednak nie dla wszystkich środowisko kulturalne wygląda tak samo. Dla żyjących na terenie Polski mniejszości, naturalnym językiem jest np. litewski.

Dlatego ustawa obowiązuje tylko w życiu publicznym, i to za wyłączeniem działalności religijnej, co pozwoli wszystkim wyznaniom posługiwać się językami liturgicznymi bez konfliktu z prawem. Spod działania ustawy, oprócz kościołów, wyjęta jest również działalność kulturalna - można więc śpiewać czy wystawiać spektakle w swoim rodzimym języku. Nie będzie też zagrożone karą posługiwanie się niepoprawną wersją polszczyzny w prywatnych rozmowach, choćbyśmy nawet posługiwali się tzw. "brzydkimi" wyrazami w charakterze znaków przestankowych (zamiast zaznaczać je intonacją, jak to czynią ludzie, którzy to potrafią). Decyzję, czy na danym obszarze można posługiwać się innym językiem oficjalnym, obok polskiego, ustawa pozostawia w gestii rad gminy, czyli najniższego organu samorządowego. Jest więc ona niezależna od administracji państwowej i podejmowana przez organy wybierane bezpośrednio przez ludzi, których będzie ona dotyczyła; ustawa zaleca też gminne referenda w tej sprawie. W językach obcych można też prowadzić szkolenie, jeżeli jest to potrzebne i jeżeli szkolenie dotyczy obcokrajowców i ludzi na co dzień posługujących się innym językiem.

Publicznemu używaniu języka innego niż polski musi towarzyszyć jednak polskie tłumaczenie. Wszelkie więc napisy, dokumenty urzędowe i in. muszą mieć swoje polskie wersje. Także urzędnicy samorządowi muszą umieć posługiwać się poprawną polszczyzną obok swego narodowego jezyka. Gwarantuje to, że na całym terytorium państwa będzie można załatwić swoje sprawy i porozumieć się po polsku. Policja i sądownictwo, jako agendy władzy państwowej, muszą posługiwać się językiem polskim z obowiązku. Obowiązkowe jest także nauczanie języka polskiego w placówkach oświatowych, nawet jeśli posługują się one na co dzień językiem mniejszości narodowej.

Wprowadzane do obrotu gospodarczego produkty muszą mieć polską nazwę, lub zamieszczone polskie jej tłumaczenie, a instrukcje obsługi i wszelkie informacje o produkcie muszą byc przetłumaczone na nasz język, co chroni prawa zwykłego obywatela, który nie musi posługiwać się np. angielskim, jeśli nie chce. Także napisy na szyldach mogą się pysznić swą, często kulawą, angielszczyzną tylko pod warunkiem, że obok zostanie zamieszczone polskie tłumaczenie. Niestety, prawa tego nie będzie można wykorzystać w walce z McDonald'sem, gdyż przymus ten nie dotyczy znanych powszechnie nazw firm. Także już istniejące nazwy i napisy nie podlegają zmianie, gdyż w kulturalnym kraju prawo nie działa wstecz.

Decyzje w sprawach ustawy podejmuje urząd Ministra Kultury i Sztuki wszędzie tam, gdzie nie wkracza to w kompetencje Ministra Edukacji Narodowej. Tworzy się jednak, w porozumieniu z Polską Akademią Nauk, Radę Języka Polskiego, złożoną ze znawców zagadnienia (więc może decyzje nie będą zależne od takich urzędników jak minister Potkański). Decydować będzie ona w sprawach wątpliwych, a jej rozstrzygnięcia będą ogłaszane w "Monitorze Polskim". Do niej także można będzie się zwrócić o opinie w sprawie polskiej nazwy dla nowego produktu lub zjawiska, nie znanego jeszcze naszemu językowi. Od jej orzeczeń jednak przysługuje odwołanie do Ministra Kultury i Sztuki.

Na koniec: prawo do zgłoszenia przestępstwa z tej ustawy ma każdy obywatel, po uprzednim zwróceniu uwagi na nieprawidłowość sprawcy wykroczenia. Wykroczenia zagrożone są grzywną.


GARŚĆ HASEŁ
Z "MŁODZIEŻOWEGO LEKSYKONU EKOLOGICZNEGO"

Artur Zięba

Dżdżownice - rodzina skąposzczetów bytujących w glebie. Odgrywa ważną rolę przy tworzeniu próchnicy oraz w utrzymaniu żyzności gleby. Spulchniają glebę, ułatwiają jej przewietrzanie oraz dostęp wody opadowej, a także użyźniają swoimi odchodami grunt. W ciągu roku dżdżownice pozostawiają na hektarze ziemi 44-80 ton odchodów (!). W ten sposób małe działania sumują się w wielką wartość dla gospodarki przyrodniczej. W Europie Środkowej występują cztery gatunki dżdżownic.

Pustynie - blisko 1/3 powierzchni lądów Ziemi stanowią pustynie. Znaczna część pustyń powstała niedawno, na skutek działalności ludzkiej (wycinanie lasów, opadanie wód gruntowych, fałszywe założenia gospodarki rolnej, wypasanie zbyt wielkich stad bydła itd.). W ten sposób pustynnieją coraz to nowe obszary planety: Sahara w Afryce Północnej powiększa się rocznie o ok. 100 tys. ha!

Sól na drogach - zimą, dla usunięcia z jezdni i chodników lodu, bardzo często używa się soli. Sól ta przenika wraz z roztopioną wodą do gleby, niszcząc korzenie rosnących wzdłuż ulic i dróg drzew. Każdego roku ginie z tego powodu wiele drzew i krzewów. Sól z jezdni przedostaje się także do wód gruntowych i powoduje korozję metalowych części pojazdów. Wiele miast i gmin wydało zakaz stosowania soli do posypywania jezdni i chodników (!), niemniej zakaz ten stale bywa przekraczany (!). Przemysł (!) wytwarza inne, nieszkodliwe środki do usuwania lodu z jezdni i dróg.

Zieleń miejska - niezabudowane łąki, trawniki i parki w miastach i osiedlach mieszkaniowych. Służą odnowie powietrza i łagodzeniu klimatu. W obrębie gęsto zabudowanych miast stanowią także środowisko życia wielu zwierząt i roślin, jak również pełnią rolę miejsca wypoczynku dla ludzi. Przyjmuje się, że każdy człowiek potrzebuje około 50 m2 niezabudowanej, zielonej powierzchni (!). W wielu miastach wartość ta nie zostaje osiągnięta (!).


Młodzieżowy Leksykon Ekologiczny, PKE, Kraków 1994.

O EKOLOGII SŁOWA

Marian Kłoszewski

Z okazji Dnia Ziemi, gdy mówimy o różnych uwarunkowaniach środowiskowych człowieka, należałoby przypomnieć znaczenie słowa jako środka komunikacji między ludźmi.

Z Ewangelii św. Jana (1.1-15): Na początku było Słowo ... było u Boga ... wszystko przez nie się stało ... w nim życie, a życie było światłością ludzi ... którzy je przyjęli, dało moc, aby stali się dziećmi Bożymi. Ten fragment Pisma Świętego wskazuje na głęboką genealogię słowa, sięgającą istoty samego Chrystusa.

Ze wszystkich istot na Ziemi tylko człowiek ma zdolności wyartykułowania logicznych słów. Jest to wielki dar i tajemnica. Wiemy, że słowa mają wielkie znaczenie i moc. Legendy i baśnie, a także religie mówią o cudownym znaczeniu słów. Ale przecież ich cudowność widzimy w skutkach wychowawczych człowieka, w rozwoju różnorodności kulturowej i poziomie współczesnej cywilizacji. Niestety, jesteśmy coraz bardziej zalewani słownym potopem, nie mającym nic wspólnego z Prawdą. Widzimy, jak słowo ulega degradacji. W mediach tworzy się żargon dla atrakcyjnych i sensacyjnych sformułowań oraz szybkich przekazów informacji. W życiu codziennym nie dbamy o czystość i piękno mowy. Szkoły zapomniały o dykcji i retoryce. W mowie potocznej używa się wielu zachwaszczeń i wulgarnych słów (już niemowlak zaczyna mówić "kurde"). Zatraca się wrażliwość na muzykę słowa, a jednocześnie szacunek dla rozmówców, w tym osób starszych i kobiet. Jest to objaw dekadencji w kulturze i duchowości, ma on swój związek przyczynowo-skutkowy w degradacji środowiska przyrodniczego.

Nie sposób mówić tu o przyczynach, wymagałyby dłuższych rozważań i analizy występującego łańcucha przyczynowo-skutkowego we wszystkich dziedzinach życia. Zauważmy, że podobnie jak degradacja innych czynników środowiska człowieka, tak i degradacja słowa jest spowodowana odchodzeniem od natury. Zastosowanie mechanicznej fonii (w radiu, TV, na konferencjach, a nawet w kościołach) izoluje ludzi od siebie. Między mówiącymi a słuchaczem włącza się mechanizm, który jest elementem obcym, nienaturalnym. Jakkolwiek fizyczne zjawiska związane z akustycznym przekazem informacji są doskonale znane, to jednak cały proces od narodzin treści przekazu w głębi duszy człowieka do odbioru przez słuchacza pozostanie długo tajemnicą. Żaden aparat nie zastąpi dziecku ciepłych słów kochającej matki, podobnie jak żadna Dobranocka w TV - opowiedzianej baśni. Dziś zatraca się kontakt w rodzinach, bo najważniejszą "osobą" jest ON - radio lub telewizor - czynny przez cały czas. To ON narzuca tematy do rozmyślań, kształtuje poglądy i programuje życie wewnętrzne swoich ofiar. Rozmowy w rodzinie lub gronie towarzyskim są zepchnięte na margines. Rozmawiający nie patrzą na siebie, lecz w ekran telewizora. To ON wychowuje nasze dzieci i nas, którzy go słuchają, wychowuje na przykładach sytuacji konfliktowych, brutalnych i na scenach wulgarnego erotyzmu. Wraz z przesytem tych treści występuje zwiększona głośność. Już od dziecka trzeba przystosowywać się do ryku głośników. Doniesienia naukowe mówią o zatracaniu słuchu przez dużą część populacji na skutek hałasu. Do tego dochodzi utrata wrażliwości na subtelne głosy natury (szum lasu, śpiew ptaków itd.). Zauważa się zanik potrzeby śpiewania. W rozmowach ze sobą ludzie mówią zbyt głośno, używają zbyt ostrych słów i na ogół nie słuchają, co mówi rozmówca, lecz prezentują tylko własną argumentację.

Każdym słowem (nawet pisanym) zaburzamy środowisko drugiego człowieka. Mówmy więc ciszej, mniej i bezpośrednio do serca tak, żeby słowa były zasiewem Miłości. Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę (...) i nauczał*) (...) Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą Ziemię. (Mt 5,1-5). Oto ratunek dla Ziemi.

kwiecień '97


*) Bez mikrofonu.

Norbert Kulesza

PRZEBUDZENIA

jestem
tak po prostu budzę się
czasem myję
nic wielkiego
przecieram dłonią powieki
wpuszczam słońce

jem piję rozmawiam
głównie z trawą choć i z jej synami - ludźmi
zwyczajnie
dopada mnie czasem kaszel
chodzę do kina choć rzadko
chodzę powoli

zasypiam bez wielkich marzeń
jestem na tyle stary żeby wiedzieć
że oznaką starości to nie jest

żyję jak trawa
i z nią tylko chcę milczeć
nie, nie jestem tak wielki żeby tylko milczeć
mówię też
nic wielkiego

zwyczajnie
nic wielkiego
uczę się
codziennie
uporczywie
powolnymi ruchami dłoni i oddechu
uczę się

Niczego Wielkiego


BZB nr 27 - Silva rerum. Ekologiczne miscellanea | Spis treści