Wojownicy tęczy. Historia Greenpeace'u |
Pod koniec dekady lat 70-tych Greenpeace był już rozbudowaną liczebnie organizacją z bardzo wątłą strukturą zarządzającą. Greenpeace w Europie rozwijał się praktycznie bez kontaktów ze swoim amerykańskim odpowiednikiem. W szybkim tempie powstawały nowe biura. Niektóre z nich przetrwały, niektóre zawiesiły działalność zanim jeszcze na dobre ją podjęły. W samej Holandii liczba członków Greenpeace'u wzrastała o ponad 1000 miesięcznie. W Bostonie działalność organizacji wspierało około 25 000 osób. Tymczasem weterani Greenpeace'u skupieni wokół biura w Vancouver coraz częściej mieli poczucie, że na korzystaniu z nazwy organizacji zyskują wszyscy, oprócz nich samych. Kanadyjskie biuro organizacji było zadłużone na ponad 140 000 dolarów (niektórzy twierdzili, że nawet na ćwierć miliona), tymczasem inne grupy (szczególnie grupa z San Francisco) rosły w znaczenie i zasobność finansową.
Punktem kulminacyjnym narastającego niezadowolenia Kanadyjczyków było oskarżenie biura w San Francisco o nielegalne używanie znaku organizacji. Sytuację rozładował powrót z Europy cieszącego się wielką estymą w Greenpeace'ie Davida McTaggarta McTaggart w imieniu Greenpeace Europe zobowiązał się do spłaty długów biura w Vancouver. Jednocześnie podjęto decyzję o powołaniu do życia nowej struktury umożliwiającej lepsze zarządzanie organizacją - Greenpeace International z siedzibą w Holandii. McTaggart został dyrektorem wykonawczym GI, a zarazem przewodniczącym całego Greenpeace'u. Każda organizacja krajowa pozostawała do pewnego stopnia niezależna od innych w prowadzeniu własnych kampanii. Ciałem zarządzającym organizacją miała stać się powołana do tego celu rada składającą się z przedstawicieli poszczególnych biur krajowych. 1/4 dochodów organizacji krajowych szła na konto Greenpeace International.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy hippisi z Greenpeace'u dochodzili do wniosku, iż nie da się żyć bez tak przez nich znienawidzonej biurokracji, w innej części świata Dexter Cate obserwował rzeź delfinów.
Cate przybył na półwysep Izu, oddalony o około 200 km od Tokio, by naocznie przekonać się jak wyglądają połowy delfinów prowadzone przez japońskich rybaków. Widok, który ujrzał, miał go prześladować jeszcze przez długi czas. U wejścia do portu, otoczone sieciami miotało się około 300 delfinów. Ponieważ delfiny nie opuszczają rannych członków grupy, wystarczyło zranić kilka z nich, aby reszta stada nie próbowała nawet ucieczki. Jednorazowo wyciągano z wody około 12 delfinów. Rybacy zręcznie rozpruwali im brzuchy i wyjmowali wnętrzności. Zwierzęta pozostawały żywe nawet po przecięciu tchawicy. Jeszcze bijące serce jednego z delfinów upadło pół metra od przyglądającego się temu z coraz większym przerażeniem Cate. Mięso delfinów było mielone i sprzedawane jako nawóz lub karma dla świń.
Cate wrócił do Japonii po roku. Rząd japoński wyznaczył właśnie nagrodę 80 dolarów za każdego zabitego delfina. To zadecydowało, że Cate postanowił wejść na drogę obywatelskiego nieposłuszeństwa W krótkim czasie udało mu się uwolnić ponad 300 delfinów. Zapłacił za to 3 miesiącami aresztu w japońskim więzieniu i deportacją do Stanów. Człowiek, który poszedł w jego ślady - członek Greenpeace'u Patrick Wall za uwolnienie ponad 150 delfinów spędził w więzieniu 62 dni, dostał wyrok sześciu miesięcy w zawieszeniu i roczny zakaz powrotu do Japonii.
Tymczasem już trzy miesiące później prasę na całym świecie obiegło zdjęcie 23 letniej działaczki Greenpeace'u - Patty Hutchinson. Patty zarzuciła statek wielorybniczy "Ryuko Maru" ulotkami protestującymi przeciwko połowom waleni, po czym przypięła się kajdankami do działa wielorybniczego, a kluczyki wyrzuciła do morza. W tej sytuacji "Ryuko Maru" musiał zawrócić do portu. Na całym świecie wzbierała kolejna fala protestu przeciwko komercyjnym połowom waleni.