< <  |  STRONA GŁÓWNA  |  SPIS TREŚCI  |  > >

Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady z ekofilozofii

WYKŁAD DRUGI

Ontologia ekologiczna, czyli w co chcemy wierzyć?

Ontologia, czyli, wedle klasycznej, greckiej jeszcze definicji, "nauka o tym, co istnieje", pytająca i objaśniająca "jak to się dzieje, że jest bardziej Coś niż Nic" jest nie tyle może nauką zdolną dać ostateczną i jednoznaczną odpowiedź na takie, fundamentalne bądź co bądź pytanie, ile raczej nieustającym wyzwaniem, któremu każdy, kto uważa się za filozofa, usiłuje sprostać najlepiej jak potrafi. Mniejsze znaczenie ma tu odpowiedź na problem, większe zaś - elegancja formalna Teorii Bytu, którą oferujemy odbiorcom. Można by zatem przyrównać ontologię do zapisu nutowego popularnej i lubianej arii operowej, której słuchając bardziej ciekawi jesteśmy głosu nowego śpiewaka niż kunsztu starego kompozytora...

Ontologia ekofilozoficzna oczywiście nie jest wolna od tego obciążenia. Również i ona, jeśli ma być potraktowana poważnie, nie może sobie rościć pretensji do ostatecznego i "jedynie słusznego" rozstrzygnięcia jakiejkolwiek kwestii metafizycznej. Natomiast może i powinna sobie zdać sprawę, że od czasu, gdy zarzucono tworzenie wszechogarniających systemów filozoficznych (od wieku XVIII), ludzkość niepomiernie się wzbogaciła. Stało się tak za sprawą nauk przyrodniczych i wykreowanej przez nie technologii z jednej strony, a burzliwego rozwoju psychologii z drugiej. Chcemy czy nie chcemy, odkrycia te zmieniły nasze życie diametralnie i do fundamentów.

To właśnie spostrzeżenie jest dla ontologii ekofilozoficznej największą bodaj szansą. Ekofilozof nie może więc na wieść o najnowszych, szokujących nierzadko odkryciach fizyki wykrzyknąć wzorem Einsteina: "Bóg nie gra w kości!"9; ekofilozof musi ten boski hazard włączyć w swą wizję świata. Nie bardzo może krzywić się na mistyczne ciągoty takiego np. Davida Bohma, który utrzymuje istnienie "porządku ukrytego" i "super-ukrytego"10 i tym samym bliższy jest gnostykom niż nauce sensu stricto. Ekofilozof powinien sobie raczej zadać pytanie: dlaczego takie odkrycia są dla ludzkości szokujące? - I od tej odpowiedzi uzależnić dalszą konstrukcję systemu.

Dlaczego zatem odkrycie świata kwantów, zasada nieoznaczoności, albo koncepcja porządku ukrytego jest dla współczesnego człowieka szokujące? Jedna z odpowiedzi brzmi: jest szokujące, bo zagraża naszemu bezpieczeństwu. Bo burzy te schematy myślowe, z którymi już się zżyliśmy, i które już oswoiliśmy. W kulturze Zachodu, w której rodzi się na naszych oczach ekofilozofia, człowiek bowiem najpierw poszukuje bezpieczeństwa i przetrwania, a dopiero potem wiedzy. Jeśli zatem wiedza nie oferuje obrazu świata bezpiecznego - jest wypierana, tłumiona i szykanowana, wskutek czego niewielkie ma możliwości przebicia się do szerszej świadomości społecznej. Najbardziej nawet ekstrawagancką i nielogiczną teorię można podać i obronić, jeśli doda się do niej magiczną formułkę: TO JEST BEZPIECZNE DLA LUDZKOŚCI, a już co jak co, ale propagująca jedność Człowieka i Natury filozofia ekologiczna na taką właśnie formułkę jest skazana.

Nie pamięta o bezpieczeństwie współczesna nauka, zapatrzona w dokładność swoich przyrządów. Oferuje obraz Rzeczywistości wprawdzie logiczny, lecz zdecydowanie zdehumanizowany, w którym, niczym w powieściach Frantza Kafki, człowiek jest tylko nic nie wiedzącym trybikiem maszynerii świata. Nie pamięta o bezpieczeństwie i "oficjalna" medycyna, która z uporem szuka kolejnych genów i hormonów, miast leczyć człowieka jako całość. Taka medycyna wręcz napędza klientelę znachorom i uzdrawiaczom - bo oni, choć nie dysponują osiągnięciami techniki, lepiej rozumieją uzdrawiającą moc myśli i modlitwy.

Nauki przyrodnicze czasów najnowszych zaskakują nas twierdzeniami jeszcze bardziej szokującymi. Coraz bardziej przychylają się do twierdzenia wygłoszonego przez Wittgensteina: "Świat nie ma, być może, struktury innej, niż ta, którą mu narzucimy". W przekładzie na język nauki oznacza to, że obserwator rzeczywistości... widzi w niej nie tyle obraz świata, ile swoje mniej lub bardziej świadome nastawienia. Nie było to widoczne w makroskali, gdy nauka badała obiekty porównywalne z nami, ludźmi. Ale gdy zeszła piętro niżej, do badania atomów i cząstek elementarnych, okazało się, że tam jednoznaczności nie ma. Odkryto zasadę nieoznaczoności, która głosi, że nie możemy skupić umysłu jednocześnie na dwu parametrach cząstki. Umysł tym samym sięgnął kresu swych możliwości rozróżnienia, co jest fizycznym, obiektywnym obrazem świata, a co subiektywnym nastawieniem obserwatora. Od tego momentu poznanie i stwarzanie stały się nierozróżnialne.

W tym samym czasie austriacki logik, Kurt Goedel, udowodnił, że każdy system teoretyczny powyżej pewnego stopnia złożoności, musi okazać się nielogiczny i niespójny, mimo że jeszcze przed chwilą, uboższy o kilka twierdzeń i definicji spójny i logiczny był jak najbardziej. Udowodnił też, że im lepiej skonstruowane były fundamenty tego systemu - pojęcia pierwotne, aksjomaty, zasady wnioskowania - tym później nastąpi rozpad, tym bardziej można system rozbudować. Zatem: założenia systemu tworzą wszystko, co w systemie możliwe. I jeśli przyjmowanie tych założeń jest intencjonalne (a takie na pewno jest), to tworzenie systemu jest taką samą twórczością, jak każda inna i takie same ma konsekwencje.

Swoje "trzy grosze" dodała też psychologia humanistyczna: uczy ona mianowicie, że czynników sprawczych tak naszych wielkości, jak i porażek szukać trzeba... w nas samych. Dokładniej - w jakości ludzkiego myślenia o ludzkim bytowaniu. Kluczem do szczęścia lub nieszczęścia każdego z nas z osobna i całej naszej społeczności razem jest więc umysł i jego zawartość - uczą koryfeusze nowoczesnej psychologii.

Tak oto zaczęła się nowa, fascynująca przygoda ludzkości - odkrywanie sprawczej siły myśli.

Mając zatem pełną świadomość łatwości tworzenia i obalania systemów teoretycznych ekofilozof nie ma ambicji powiedzenia: "to jest arche", "początkiem jest apeiron", "świat jest Liczbą" albo "Bóg stworzył świat w myśl teorii ewolucji"; ekofilozof będzie pytał raczej "jaki obraz Wszechświata da nam naszą, ludzką harmonię i bezpieczeństwo?" Jaka wizja, podana w szkole, w popularnej książce, czy na publicznym odczycie, sprawi, że będziemy mieli powód do życia w harmonii z Naturą, ze sobą, z innymi ludźmi? - Odpowiedź ekofilozoficzna brzmieć by mogła: jest to wizja świata sprzyjającego spełnieniom, szczęściu i pogodzie ducha jego mieszkańców. Tak też ujął owo ekofilozoficzne credo Henryk Skolimowski. W takim kontekście zaiste dokładnie obojętne będzie, jak tę wizję skonstruujemy i czy ma ona jakiś związek z tzw. prawdą obiektywną. Bo jeśli to nie co innego, jak tylko nasz Umysł tworzy Rzeczywistość przy pomocy Myśli, to tym samym tworzy i prawdę tej rzeczywistości, a jeśli prawdy nie stworzy, jeśli istnieją nałożone przez naturę lub bogów ograniczenia, to i tak poza te ograniczenia nie wyjdzie.

W taki oto sposób zyskaliśmy bezpieczeństwo postulowane przed chwilą. Jeśli istnieją ograniczenia, to dzięki ich istnieniu jesteśmy bezpieczni. Jeśli ich nie ma, to też jesteśmy bezpieczni, bo nie ma komu sądzić nas i karać. W praktyce oba te biegunowe założenia dopełniają się, bo ograniczeniem jest np. nasza konstrukcja psychosomatyczna - jeślibyśmy chcieli zaprotestować przeciw np. oddychaniu, to wielkiego pożytku z nas raczej nie będzie. Zarazem nie wydaje się, by istniały jakieś nie do przeskoczenia bariery tworzenia świata - dowodzi tego choćby potęga wyobraźni poetów, proroków i wizjonerów.

Ekofilozofia wyrzeka się zatem ambicji tworzenia jakiejś "jedynie słusznej" ontologii. Postuluje jedynie, by ontologia ta nie straszyła człowieka już na wstępie czymś, czego zrozumieć nie jest on w stanie. Ta metoda pozostaje w opozycji do wcale znacznej części tradycji filozoficznej, proponującej tam, gdzie nie sięga umysł poznającego dogmat, który ten umysł przytłoczy i zastraszy11.

Nie protestujemy zatem przeciw "porządkom ukrytym", gdyż mamy świadomość, że zwidziały się człowiekowi być może takiemu samemu jak my - ale i nie uciekamy od problemu w Tertulianowe credo quia absurdum. Ekofilozof powie raczej: taka a taka wizja tego-co-jest, to nie więcej niż produkt skojarzenia odkrywczej intuicji ze sztafażem wychowania i przesądów funkcjonujących w epoce, w której odkrycia dokonano. (Łatwo przecie zauważyć, że barok, szukający za wszelką cenę tego, co stanowi atrybut Wiecznego i Niezmiennego Boga, wydał niezmienną i wieczną przestrzeń fizyki newtonowskiej, zaś niespokojny i wymykający się kontroli wiek XX dał fizykę relatywistyczną i kwantową, równie nieprzewidywalną jak i on sam). Ekofilozof uśmiechnie się raczej życzliwie do każdej próby jednoznacznej definicji ontologicznej i powie: niewątpliwie istnieje "coś" wiecznego i niezmiennego. Ale doświadczamy tego "czegoś" tylko poprzez tu-i-teraz naszego czasu i kultury. Więcej nawet: doświadczamy przez tu-i-teraz konkretnego człowieka, który para się ontologią i stworzony przez siebie system poddaje pod publiczny osąd. Ale dlaczegóżby owo tu-i-teraz, jeśli tworzy teorię piękną, a do tego jeszcze harmonijnie łączącą Człowieka ze Światem, miałoby nam być ciężarem? Zgódźmy się raczej, że ontologia jest wiedzą wciąż żywą, wciąż płodną i wciąż mającą zdolność samoodnawiania się. Jako taka - musi szukać nie tyle tego, co wieczne (bo istnienie takowego ex definitione zakłada), ile języka, którym Wieczność przemawia do żyjącego w określonym chronotopie człowieka.

Co zatem proponuje ekofilozoficzna Wieczność nam, ludziom dzisiejszym, żyjącym w świecie dalekim od harmonii i zgody wszystkich jego elementów? Różnie tę wieczność już w historii filozofii i historii ludzkości przyprawiano. Pominiemy tu szkolarski wykład historyczny, który musiałby od jasnych greckich praźródeł poprzez metafizyczną trwogę średniowiecza, poprzez sztuczki kartezjańskiego umysłu ery nowożytnej nieuchronnie doprowadzić Czytelnika do niepojętych zawiłości XX-wiecznej filozofii akademickiej. Zastanowimy się natomiast głębiej nad sensem najważniejszego dla nowożytnej, do dziś aktywnej mentalności doświadczenia, jakim stało się u początku ery nowożytnej - odkrycie kopernikańskie.

Dzisiejsi filozofowie i astronomowie zgodni są co do tego, że odkrycie Mikołaja Kopernika było rewolucją nie tyle w astronomii (bo hipoteza heliocentryczna znana była i przed wystąpieniem fromborskiego kanonika), ile w filozofii. I to w filozofii rozumianej tak, jak my ją tu rozumiemy, jako sztuce konstruowania odpowiednich dla czasów i ludzi założeń teoretycznych. Swoim założeniem Kopernik uczynił zdanie: Natura wszystko zrobiła najprościej. Skomplikowany i nielogiczny system ptolemejski nijak się do takiego założenia miał. Aliści, oferował swym odbiorcom coś dla ówczesnego człowieka nierównie cenniejszego niż matematyczna elegancja i prostota: stuprocentowe bezpieczeństwo istnienia, bo w systemie Ptolemeusza człowiek jest w centralnym miejscu Wszechświata, w centrum Bożej uwagi - a u Kopernika jest zaledwie stworzeniem na maleńkiej planecie. Potężna to degradacja!

Czy zatem Kopernik z rozmysłem chciał - jak nakazywała jego chrześcijańska i duchowna proweniencja - upokorzyć człowieka, przypomnieć mu o jego małości wobec Natury i Boga? - Można przyjąć i taką hipotezę. Kopernik był na pierwszy rzut oka tworem bardziej katolicko-średniowiecznym niż pogańsko-renesansowym: kronikarze ukazują go jako osobę ascetyczną, wyzbytą radości życia, kostyczną i rygorystyczną moralnie. Takie tu-i-teraz filozofa istotnie mogło dać jako produkt końcowy próbę przypomnienia człowiekowi przebrzmiałej zda się w czasach naszego znakomitego rodaka sentencji: memento mori. Ale jest i druga możliwość spojrzenia na Kopernika i jego dzieło: właśnie jak na właściwy jego epoce zachwyt świeżo nawróconego poganina nad doskonałością Natury! Właśnie tej, która "wszystko zrobiła najprościej", aby człowiek nie musiał się nadmiernie trudzić, by ją zrozumieć. Aby nie stanął przed nią bezradny, lecz zachwycony prostotą i porwany jej boskim pięknem12.

Który zatem z tych punktów widzenia wybrać? Oczywiście, zgodnie z ekofilozoficzną pogodą patrzenia na świat i ludzi - oba. Kopernik urodził się pod zodiakalnym znakiem Ryb, który to znak ma taką właśnie podwójną i niespójną naturę. Jedna z tych "połówek podwójności" to zachwyt poganina nad urodą świata doczesnego, druga, to lęk człowieka ochrzczonego przed pułapkami zaświatów. Sam Kopernik w głębi swej istoty zapewne bliższy był - jak wszyscy uczestnicy cywilizacji humanistów - tej pierwszej, wolnej od lęku, a zdolnej do bezinteresownego zachwytu nad dziełem Stwórcy, "połówce" swego znaku Zodiaku. Masowi odbiorcy jego dzieła okazali się, jak widać z doświadczeń czasów nowych i najnowszych, bliźsi drugiej połówce, niezdolnej do radości poznawania, a żądającej bezpieczeństwa i gwarancji zbawienia. Oni to właśnie niosące radość odkrywcy kopernikańskie przesłanie odczytali jako prawdę o swym własnym cierpieniu. W tym kontekście zaciekły opór Kościoła przeciw nauce Kopernika jest nie tylko próbą ratowania dogmatycznej nieomylności instytucji kościelnych, lecz i instynktowną obroną zalęknionego i niesamodzielnego psychicznie człowieka przed degradacją z centralnego miejsca we Wszechświecie.

Zastanówmy się więc może, komu takie stuprocentowe bezpieczeństwo istnienia, takie "śpiewanie u żłobu, gdzie jest Bóg" jest potrzebne? - Komuś, kto bezpieczeństwa nie ma na trwale wbudowanego w swoje indywidualne psychiczne fundamenty. Taki ktoś będzie tworzył i podtrzymywał religie i Kościoły, aby tylko nie dopuścić do swej świadomości tego braku bezpieczeństwa. A to oczywiście zaprzeczenie idei bezpiecznego i przyjaznego Wszechświata. To odczuwanie Rzeczywistości jako czegoś przede wszystkim zagrażającego istnieniu Jednostki. Stąd właśnie konieczność tworzenia teorii i systemów, które dowartościują zalęknionego. Taki był na pewno system ptolemejski. Zaś Kopernik, bezpieczny zapewne w swym humanistycznym podziwie dla dzieła Stwórcy, najpewniej zupełnie nie był świadomy niszczącej bezpieczeństwo bycia reakcji, jaką jego odkrycie może wywołać u nie-humanisty. Bał się chyba nie tyle zniszczenia tego bezpieczeństwa, ile raczej zniszczenia swego dzieła i osoby przez potęgę ówczesnego Kościoła...

Dobrze, powiemy, Kopernik Kopernikiem, ale co z tego wynika dla nas, żyjących i pytających o Tajemnicę Bytu pięć stuleci po nim? Odpowiedź, jakiej możemy w pełni już świadomie i w pełni odpowiedzialnie udzielić, brzmi: oznacza to dla nas, ekofilozofujących u końca XX wieku, konieczność wyrobienia sobie bezpieczeństwa bycia co najmniej takiego, jakie miał Kopernik w chwili dokonywania swego odkrycia. Wtedy Wszechświat poczęty z dzieła fromborskiego samotnika stanie się nam przyjazny i nie będzie stawiał ograniczeń ontologicznej wyobraźni. Wtedy założenie "natura wszystko zrobiła najprościej" będzie miało i dla nas pełny sens. Stanie się BEZPIECZNE.

I tak oto formujemy pierwszy szkic ekofilozoficznej ontologii: świat, w którym człowiek nie jest centrum wszechświata, a tylko jednym z wielu jego elementów, to świat człowiekowi przyjazny. I natychmiast dodamy kolejne, z poprzedniego wynikłe, ewidentnie już ekologiczne zdanie: człowiek nie musi wynosić się ponad inne stworzenia, aby czuć się bezpiecznie i szczęśliwie. Ontologia, uwolniona tym postulatem z obowiązku "matkowania" człowiekowi, odzyskuje swoją moc sprawczą i jest dla człowieka Ery Wodnika pełnowartościowym natchnieniem twórczym.

Nastawiwszy się bezpiecznie i przyjaźnie do świata, zatem dokonawszy intencjonalnej części aktu stwarzania, możemy już oddać się części drugiej, czysto filozoficznej i wolnej od pułapek psychologii: konstrukcji podstaw systemu.

Jako stwierdzenie fundamentalne przyjmiemy zdanie: myśl jest twórcza, a ponieważ nie boimy się już implikacji z tego zdania płynących, możemy zastanowić się, jaki system na tym fundamencie postawić. (Słowo "system" jest może nieco mylące, albowiem sugeruje jakiś "jedynie słuszny", bądź "jedynie możliwy" obraz świata. Ale my nie tworzymy jednej więcej doktryny, lecz raczej śledzimy powstawanie Imago Mundi w każdym z nas. Toteż ów "system" rozumieć będziemy nieco metaforycznie, nie tyle jako obraz świata jako takiego, lecz tylko i wyłącznie jako obraz świata w umyśle człowieka13). Będzie to system dwuczęściowy: jedna jego część to wszystko "wieczne", "sakralne" i słabo dostępne poznaniu, druga to wspomniane już tu-i-teraz poznającego, złożone z jego osobowości, wychowania we właściwej jego czasom wiedzy i we właściwych jego czasom przesądach. W część pierwszą wbudujemy jeszcze całą sferę sacrum i wszelkie siły kierujące w niewytłumaczalny sposób ludzkim losem. Będzie ona stanowić tworzywo, w którym Myśl będzie rzeźbić Kształt. Zatem owa Myśl - bliższa w naszym rozumieniu greckiemu pojęciu Logos14 niż definicjom psychologicznym - stanowić będzie pośrednik między postulowaną sferą Wieczności, a doświadczaną sferą codzienności. Nowością w stosunku do np. filozofii chrześcijańskiej stanie się spostrzeżenie, że ów Logos mniej już należy do Boga, a znacznie więcej do ludzi. Człowiek ery technologicznej ma bez wątpienia większe możliwości kreacji światów, niż człowiek ślepo zależny od Natury. Przy dzisiejszym poziomie technologii przejście od pomysłu do realizacji jest właściwie tylko kwestią czasu i nakładów na realizację pomysłu poniesionych. Oczywiście nie uzurpujemy sobie pretensji do stwarzania świata od zera, do użycia myśli np. do obalania istniejących lub stwarzania nowych praw przyrody, jako że człowiek, pojawiając się w świecie stworzonym wcześniejszą od niego myślą, trafił w świat nieźle już zagospodarowany i urządzony. Tego dzieła po Naturze poprawiać chyba nie musimy. W wyjątkowych wypadkach, np. wrodzonych albo dziedzicznych chorób i uszkodzeń ciała i psychiki trzeba oczywiście interweniować; można i trzeba modyfikować nasze środowisko naturalne, jednak bez chęci owładnięcia nim bez reszty i przerobienia całej Natury na wytwory służące li tylko naszej hybris i złudnemu bezpieczeństwu panowania nad wszystkim i wszystkimi.

Głównym terenem ontologii ekologicznej będzie zatem stwarzanie tego-co-człowiecze, czyli kulturowego obrazu Rzeczywistości. Co więcej: jak do tej pory tylko kultura oferuje człowiekowi pełne możliwości kreacji i unicestwiania światów. I ona to właśnie, a nie co innego, potrafi z precyzją chirurgicznego skalpela oddzielić w filozofii jej przeczuwaną, ledwie uświadamialną, niepoznawalną zmysłami i nieopisywalną językiem warstwę metafizyczną, wspólną wszystkim bez wyjątku rasom, czasom i kulturom - od warstwy podległej tworzeniu i analizie, przynależnej w całości do ludzkiego Imago Mundi.

Wolna myśl człowieka najszybciej i najefektywniej manifestować się będzie zatem w kulturze i jej wytworach, a - jak wspomniano wcześniej - najważniejszy i najpotężniejszy działający wytwór kultury to mit. On właśnie steruje zachowaniami uczestników kultury - także zachowaniami filozofów. Jest on dla nas Logosem - "pośrednikiem" pomiędzy sferą Wieczności, a naszym codziennym bytowaniem. Przychodzi gdzieś z głębin Kosmosu, potem wyraźnieje i zestala się, najczęściej spontanicznie, pracą kilku pokoleń założycieli jakiejś formacji kulturowej. Potem spisywany jest w literackiej formie i staje się kanonem, powielanym w szkołach, a przez to zabezpieczanym i konserwowanym w społecznej świadomości. My natomiast, ekofilozofujący świadomie, zauważmy, że tworzenie formy już działającego mitu, to nic innego jak... tworzenie założeń systemu! I że od jakości tego tworzenia zależy cały późniejszy los kultury na tym micie opartej. Jako pierwsze i podstawowe zadanie ontologii wymienimy więc przejęcie kontroli nad procesem tworzenia i materializowania się mitu. Skonstruujemy go tak, by pasował do naszych czasów, by tworzył przyjazne nam środowisko i wreszcie - last but not least - by okazał się wystarczająco odporny na nieuchronną także w świecie mitów erozję, żeby kultura na nim oparta przetrwała dłużej niż jej pierwsi fundatorzy.

Nie przesądzamy zatem jakie będą ontologie nadchodzących czasów; nie mamy pretensji do dania jakiegoś "jedynie słusznego" obrazu świata. Przyznajemy filozofom pełną swobodę tworzenia i obalania systemów. Zadaniem ekofilozofii zaś czynimy zadbanie, by za ich pośrednictwem podany mit bezpiecznie i długo służył ludzkości nadchodzących czasów.


9. Anegdota podaje, że tak miał się zachować Einstein po usłyszeniu sformułowanych przez Maxa Borna zasad mechaniki kwantowej, w której niepojęty dla racjonalnego rozumu czynnik losowy jest pierwszorzędny. Sam był przekonany, że Wszechświat jest deterministyczny a więc przewidywalny.
10. Już od dość długiego czasu dokonania fizyki najnowszej więcej mają wspólnego z mistyką niż naukami przyrodniczymi. Fizyka ta usiłuje opisać obiekty dostępne tylko wyobraźni, a w takim, na wpół wyprowadzonym ze ścisłego rozumowania, a na pół z kapryśnego natchnienia, świecie, jego twórcy są skazani na wprowadzanie do fizyki schematów kulturowych, które ich samych wychowały. Stąd pewnie ów "porządek ukryty" - wprowadzona do fizyki końca XX w. koncepcja obecna i w filozofii (np. u Heraklita) i w astrologii i w wielu mitologiach świata (choćby starotestamentowej, gdzie Bóg jest niewidzialny i nie można sporządzać jego wyobrażeń).
11. Teorię uznajemy za dobrą, jeśli: a) umożliwia ona trafne przewidywanie i b) po jej usłyszeniu jesteśmy zaspokojeni poznawczo. Ten ostatni warunek jednak jest mocno zależny od parametru, który nazwiemy tu "mocą umysłu". Osoba o silniejszym, bardziej dociekliwym umyśle, żąda głębszych teorii dla zaspokojenia ciekawości poznawczej. Gdy jednak zbliżamy się do Tajemnicy Bytu wystarczająco blisko, najsilniejszy nawet umysł zostaje "porażony": rwie się logika, zawodzi osąd, a człowiek staje twarzą w twarz z sacrum. Jeśli jednak owo sacrum jest sztucznie ustanawiane jako nieprzekraczalne tabu, w dodatku przez osobę o umyśle nie najsilniejszym - rodzą się dogmaty ograniczające poznanie. Wcześniej czy później ktoś o umyśle potężniejszym od dogmatyka zauważy możliwość przełamania bariery. Wtedy dogmat upada, lub wymaga obrony metodami administracyjnymi; jaskrawym przykładem tego zjawiska jest walka doktrynalna - przekleństwo wszelkich filozofii skojarzonych z dogmatami religijnymi.
12. Zapewne ten zachwyt miał na myśli Henryk Skolimowski mówiąc o rewerencji, jako centralnej kategorii ontologicznej, a wyjaśniając to słowami: nie zawsze musimy świat rozumieć, czasem wystarczy uszanować.
13. Tę koncepcję, zakładającą, że nie poznamy innego świata, niż świat naszego umysłu, wysunęła w swej pracy doktorskiej, powstałej w latach 1995-98, Katarzyna Kopias-Łokuciejewska, z którą przedyskutowałem owocnie wiele godzin na tematy filozoficzne. Sama twórczyni koncepcji nazywa ją antropoontologią i jest dość bliska poglądom wyznawanym przez ekofilozofów.
14. Nasuwają się tu podobieństwa znaczeniowe między rolą Logosu, a funkcją, jaką spełnia Hermes - są "kurierami jaźni", przekazem między Czasem i Wiecznością.


Miejscem człowieka jest ziemia. Wykłady z ekofilozofii
< <  |  POCZĄTEK STRONY  |  > >