< <  |  STRONA GŁÓWNA  |  SPIS TREŚCI  |  > >

Dylematy ekologizacji gmin wiejskich. Taktyka ekorozwoju gminy

7. PLAN PRZESTRZENNEGO ZAGOSPODAROWANIA GMINY

Sercem programu ekologizacji jest plan przestrzennego zagospodarowania gminy. Przynajmniej tam, gdzie ekologizację traktuje się jako pewien proces, a nie jednorazową akcję. Przyznam się, że to co widziałem w różnych gminach, trudno nazwać planem, przynajmniej z punktu widzenia postulowanej ekologizacji. Taki plan trzeba dopiero stworzyć w oparciu o przyjętą formułę zasięgu ekologizacji w gminie, w oparciu o analizę stanu zasobów przyrodniczych, źródeł zagrożeń dla środowiska, uwzględniając jego potrzeby i możliwości.

Oczywiście bez rzetelnej analizy stanu zasobów i zagrożeń środowiska przyrodniczego taki plan będzie tylko mniej lub więcej opasłym zbiorem bezwartościowych papierów. Dlatego poprzedni rozdział poświęciłem w całości problemowi dokumentacji. Taka dokumentacja może iść w setki map, z których możemy dopiero robić opracowania syntetyczne, kompleksowe. Potem, na ich podstawie określać kierunki ekologiczno-korygującej działalności. Dopiero to byłoby czymś w rodzaju planu przestrzennego zagospodarowania w gminie ekologicznej.

Bez takiego planu nie warto mówić o ekologizacji gminy.

Przyznaję, niewiele wiem o tych planach. Postaram się jednak szczegółowo przedstawić złożoność (i odmienność) zagadnienia ekologizacji w stosunku do przyjętych zwyczajów. Weźmy problem gruntów leśnych w gminie i gruntów planowanych do zalesienia. Akurat na tym trochę się znam. Podstawowym zagadnieniem jest określenie granicy polno-leśnej dla lasów państwowych i niepaństwowych łącznie. Interesem właściciela lasu jest, by ta granica była jak najkrótsza (szczególnie Lasów Państwowych). Ma to swoje uzasadnienie przyrodnicze i gospodarcze. Krótsza granica polno-leśna ułatwia gospodarkę leśną, ogranicza penetrację ludzi, ogranicza zasięg szkód łowieckich (np. zagrożenie pożarowe i szkodnictwo leśne). Rolnictwo nastawione na maksymalizację produkcji rolnej również nie jest zainteresowane wydłużaniem tej granicy. W gminie ekologicznej może jednak pojawić się inna hierarchia celów. Np. względy krajobrazowe i widokowe mogą wymuszać dążenie do wydłużania i różnicowania tej granicy. Dalej - z nauki ekologii wiadomo, że najbogatsze przyrodniczo są wszelkie strefy styków dwóch biocenoz (strefa ekotonu). Dłuższa strefa styku, to niejako spełnienie marzeń ekologa. Strefa ekotonu charakteryzuje się większą produkcją i różnorodnością biologiczną. Jest to strefa, w której przenikają się wzajemnie zasięgi wielu organizmów jednej i drugiej biocenowy - w tym przypadku - lasu i pola. Niewątpliwie wydłużona linia ekotonu sprzyja większej penetracji zwierzyny leśnej na polach. Z oczywistych względów nie uważamy tego za ideał. To w rolnictwie intensywnym - ze względu na konkurencję zwierzyny.

Jak dalej o tym mowa, ekologizacja może obejmować zmiany formy gospodarowania ziemią - przejście na płodozmiany alternatywne, dalej, może zmienić cel gospodarki rolnej, np. przejście na agroturyzm. Wówczas zróżnicowana strefa ekotonu będzie jak najbardziej pożądana. Wydłużenie granicy polno-leśnej jest też wymagane ze względów biocenotycznych. Wiadomo, że ekotony charakteryzują się dużą stabilnością procesów przyrodniczych. Są one uwarunkowane dużą różnorodnością zasiedlających je organizmów, np. pożyteczne organizmy zasiedlające skraj lasu penetrują również przyległe pola; owady drapieżne i zapylające, ptaki i ssaki drapieżne i owadożerne, mikrofauna glebowa itp.

Podobne wnioski towarzyszą też idei zakładania zadrzewień, które zajmując znikomy procent powierzchni "produkują" biocenotyczny efekt ekotonu - wielokrotnie większy, niżby to wynikało z zajmowanej powierzchni.

Drażliwy problem szkód wywoływanych przez zwierzynę leśną można rozwiązać przez... przeniesienie warunków ekotonu w głąb lasu. Minęła już moda na zalesianie każdego skrawka powierzchni nieleśnych, położonych wewnątrz kompleksów leśnych. Nowa, uznawana za bardziej ekologiczną, Ustawa o lasach z 28.9.1991, wprowadza na właścicieli lasów obowiązek zachowania naturalnych bagien, łąk i torfowisk. Przepis ten można rozumieć w sensie wąskim, cytowanym wyżej znaczeniu i można rozumieć w sensie szerokim, zbliżonym do zachowania tzw. użytków ekologicznych, tak, jak rozumie to ustawa o ochronie przyrody. Z punktu widzenia interesów gminy ekologicznej, ta poszerzona interpretacja jest bardziej słuszna. Wiadomo, że w wyniku kryzysu rolnego zmalało raptownie zainteresowanie dotychczasowych użytkowników gruntów uprawnych, łąk i pastwisk, położonych wewnątrz kompleksów leśnych. Zdaje się, że jest to proces nieodwracalny. W takim razie, wobec nieustabilizowanego statusu tych gruntów, naturalną niejako tendencją będzie stosunkowo szybkie ich zalesianie. Po pierwsze dlatego, że spadną one do kategorii "nieużytków", a nie użytków ekologicznych. Po drugie - w przypadku braku powierzchni do zalesień i odnowień (do planu) - żadne nadleśnictwo nie oprze się chęci sięgnięcia po tak proste rezerwy gruntów. Po trzecie - jeśli powierzchnie te pozostaną choćby przez jedno dziesięciolecie "nieużytkami", wówczas zaczną podlegać naturalnej sukcesji - porosną w drodze naturalnego obsiewu gatunkami drzew lekkonasiennych; brzozą, olszą, osiką, wierzbą itp. Kolejne urządzanie lasu wykaże te powierzchnie jako halizny, czyli... powierzchnie leśne do zalesienia. I tak koło się zamyka, koniec jest zawsze taki sam.

Wydawać by się mogło, że dla gminy ekologicznej nie może być piękniejszego celu jak dążenie do zwiększania lesistości. W tym przypadku jednak, to właśnie gmina ekologiczna może być skutecznym hamulcem przed zalesianiem tych powierzchni. W interesie rolnictwa i leśnictwa zarazem. Jeleniowate (jeleń, daniel i sarna), to w istocie pierwotnie zwierzęta lasostepu. Dla swojego prawidłowego rozwoju potrzebują żeru rosnącego w pełnym nasłonecznieniu. Jeśli przez pełne zalesienie całej powierzchni spowodujemy pozbawienie jej tego żeru, wówczas jedynym źródłem wartościowego z punktu widzenia zwierzyny żeru będą uprawy leśne i sąsiadujące z lasem pola. Zwierzyny będzie tym więcej, im więcej zapewnimy jej miejsc schronienia (czyli młodników).

Wynika z tego konieczność zainteresowania się gminy ekologicznej dynamiką procesów gospodarczych w samym sercu kompleksów leśnych. Podstawą takich roszczeń może być tylko plan przestrzennego zagospodarowania, na którym powierzchnie te są wyodrębnione, określony jest ich status, sposoby gospodarowania itp. Jedynie plan może spowodować respektowanie ekologicznych założeń w gminie - tak przez nadleśnictwo jak i przez urządzanie lasu.

Jeśli udałoby się zharmonizować różnorodność ekologiczną wewnątrz kompleksów leśnych, wówczas i zagadnienie granicy polno-leśnej nie byłoby tak newralgicznym problemem; mogłaby ona być bardziej "ekologiczna".

Następny problem to sprawa zalesiania gruntów rolnych, wyłączonych z użytkowania rolniczego. Zalesianie nie jest tworzeniem puszcz pierwotnych. Jest początkiem procesu przywracania przyrodzie utraconych pozycji. Ale jest też początkiem całego ciągu prawdziwych klęsk ekologicznych. Pewne zrównoważenie tworzącego się środowiska leśnego jest osiągalne dopiero po upływie przeszło 100 lat. Zalesienie nie musi wcale oznaczać większego zharmonizowania krajobrazu. Nie zawsze jest najlepszym ekologicznie rozwiązaniem (to mówi leśnik!).

Doświadczamy obecnie wzmożonego nasilania się ujemnych skutków intensywnych zalesień przeprowadzonych po 1945 r. obejmujących obszar 1 155,9 tys. ha. W ich wyniku w latach 1947 - 87 lesistość Polski wzrosła z 21% do 27,8%.

Oficjalnie przedstawia się to jako sukces. Faktycznie jednak, z przyrodniczego punktu widzenia proces zalesień przyczynił się do kumulowania zjawisk klęskowych. Ponieważ wprowadzano przede wszystkim sosnę, sadzoną w bardzo gęstej więźbie (40 x 150 cm), okazało się, że po upływie ok. 30 - 40 lat (po pierwszych intensywnych trzebieżach) zaczął się wzmożony proces wydzielania drzew9, spowodowany inwazją huby korzeniowej. Gęsta więźba powoduje, że korzenie drzew stykając się, ułatwiają grzybowi opanowywanie kolejnych drzew. Powstające gniazda wymagają teraz kosztownej przebudowy - obsadzenia gatunkami odpornymi na hubę lub, jeśli proces destrukcji drzewostanów porolnych jest zbytnio zaawansowany, potrzebne jest całkowite usunięcie zainfekowanego drzewostanu (zrąb zupełny) przed osiągnięciem dojrzałości. Dalej, niezbędne jest kosztowne i czasochłonne odbudowanie lasu złożonego z gatunków odpornych.

Okazuje się, że był to błąd w sztuce. Lasy na gruntach porolnych rzadko dożywają w pierwszym pokoleniu do wieku rębności (80 - 100 lat). Są tylko przedplonem. Obecnie dla ochrony przed hubą korzeni stosuje się preparat zawierający zarodniki konkurencyjnego grzyba o łacińskiej nazwie Phlebia. Traktuje się tym preparatem pniaki po ściętych drzewach, które są szybciej rozkładane przez ten gatunek, niż przez hubę korzeni. Pozbawia się w ten sposób (biologiczny) bazy pokarmowej dla groźnego pasożyta. To też jest ekologizm w praktycznym zastosowaniu. Szkoda tylko, że praktycznie wcale nieużywany przez właścicieli lasów prywatnych, a przecież oni głównie posiadają lasy na gruntach porolnych.

Obecnie, w celu uniknięcia znanych błędów, lansuje się zupełnie inną techniką zalesiania. Przykładowo na słabych siedliskach stosuje się zalesianie sosną (40%), brzozą (40%) i gatunkami domieszkowymi (20%). Sadzi się w tzw. rozrzedzonej więźbie 1,2 - 1,5 x 1,5 m (też sosnę), w sposób szachownicowy, gdzie "pola" zajmowane przez sosnę i brzozę nie przekraczają 20 - 30 arów i w przypadku sosny - poszczególne pola nie stykają się. Ma to utrudnić penetracje huby korzeni. O ile stosowanie konkurencyjnego grzyba (Phlebia) jest jakąś próbą ratowania zagrożonych drzewostanów, o tyle na etapie planowania uprawy możemy skutecznie zapobiegać przyszłym kataklizmom.

Są jeszcze inne techniki, np. mikoryzowanie sadzonek w szkółkach, stosowanie sadzonek w pojemnikach na mikoryzowanym substracie, wreszcie - stosowanie mikoryzowanych podsypek w dołki pod sadzonki. Rośliny drzewiaste są w istocie "superorganizmami" złożonymi z organizmu roślinnego i z żyjącymi z nim w symbiozie licznymi gatunkami grzybów. Roślina zaopatruje "swoje" grzyby w asymilaty, grzyby pobierają dla niej wodę i sole mineralne z gleby. Grunty porolne są zasadniczo pozbawione grzybów mikoryzowych, stąd sadzonka ze szkółki trafia na skrajnie niekorzystne warunki. I stąd późniejsze kłopoty. Proces tworzenia równowagi nowego środowiska (tym razem leśnego) trwa 100 i więcej lat.

Tak więc decyzja o zalesianiu gruntów będzie brzemienna w złe i dobre skutki jeszcze za życia przyszłych pokoleń. Tworząc plan przestrzennego zagospodarowania gminy, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy potrafimy spełnić chociaż część warunków prawidłowego zalesiania gruntów porolnych? Dotychczasowa praktyka (szczególnie w lasach niepaństwowych) polegała na przeznaczaniu do zalesień sadzonek najsłabszych i tych gatunków, które zbywały w szkółkach. W gminie ekologicznej, doceniającej doniosłość prawidłowo przeprowadzonych zalesień, taka praktyka nie może mieć miejsca. Tutaj plan przestrzennego zagospodarowania jest tak samo ważny jak operat w lasach; trzeba go tak samo rygorystycznie przestrzegać. Jeśli nie, to rezultaty nie będą miały wiele wspólnego z założeniami gminy ekologicznej!

Lasy sosnowe rosnące na gruntach porolnych są wyjątkowo nieodporne na szkody ze strony owadów. Szczególnie atakowane są nasłonecznione obrzeża przez boreczniki, których larwy potrafią spowodować gołożery. W przypadkach rozproszonych wśród pól, małych kompleksów leśnych, zwalczanie chemiczne tych szkodników, prowadzone przy pomocy opryskiwaczy naziemnych napotyka na koszmarne trudności. A mogę coś o tym powiedzieć, ponieważ jako leśniczy ds. lasów niepaństwowych prowadziłem taką akcję.

Nieprzemyślane, chaotyczne zalesienia różnych skrawków pól stworzyło idealne warunki do schronienia dla zwierzyny (ostoje dzienne), czyniącej duże szkody w uprawach rolnych. Ma to miejsce w okresach intensywnej penetracji dużych kompleksów leśnych przez wzmożony ruch ludzki (turystyka, motoryzacja, zbiór owoców i grzybów). Widziałem okolice, gdzie chaotycznie rozmieszczone zalesienia gruntów porolnych tak silnie przyciągały zwierzynę, że ta skutecznie prowadziła do stopniowej destrukcji przyległych gospodarstw rolnych. Spowodowało to zalesianie kolejnych działek i... przyciągało jeszcze więcej zwierzyny. W ten sposób, nieświadomy, rozłożony w czasie na dziesiątki lat projekt prowadził do zniszczenia całych wsi. W ich miejscu powstały względnie zwarte kompleksy lasów pierwszego pokolenia. Dziś wiemy, że są to lasy o nikłej równowadze biologicznej. Jest to obszar wielu jeszcze klęsk ekologicznych.

Następną nieprzewidzianą klęską jest silna eutrofizacja (przenawożenie) lasów porolnych10. Intensyfikacja rolnictwa, objawiająca się zmianą agrotechniki, melioracjami, wycięciem zadrzewień itp., zaowocowała wzmożoną erozją wietrzną, będącą wynikiem tak suchych i wietrznych wiosen, jak i braku próchnicy i rozpylenia gleb. Niesiona przez wiatr zawiesina pyłu; próchnicy glebowej i nawozów sztucznych osadza się m.in. w lasach porolnych, które przejęły tym samym funkcje likwidowanych zadrzewień. Widomym tego skutkiem jest podniesienie się bonitacji (bonitacja to w rolnictwie i leśnictwie wskaźnik oceny jakości siedliska. W leśnictwie miarą bonitacji drzewostanu jest wielkość i jakość zapasu drzewnego. W pewnym uproszczeniu - miarą bonitacji jest wysokość drzewostanu) wielu takich lasów; planowane jako bór suchy lub świeży, odpowiadają dzisiaj siedlisku boru mieszanego - lasu mieszanego. W miejsce ściółki i mchów borowych pojawiły się liczne rośliny nitrofilne (azotolubne): bez koralowy i czarny, kruszyna, malina, jeżyna, trawy, wierzbówka kiprzyca (nb. typowa roślina "przenawożonych" pożarzysk). Niektóre źródła sugerują istnienie związku przyczynowego między przenawożeniem lasów azotem, a zwiększoną podatnością na gradacje owadzie. Większy udział białka nie wbudowanego w struktury komórkowe igieł i liści powoduje lepsze odżywienie liściożernych owadów. Rosnące larwy owadów potrzebują przede wszystkim białka, a tego dostarczają rośliny przenawożone. Na takich roślinach szkodniki mają się lepiej.

Jaki to ma związek z planem przestrzennego zagospodarowania gmin? Myślę, że podstawowy. Lekkomyślne zalesienia doprowadziły do klęski ekologicznej zakładanych w dobrej wierze lasów. Jest pytaniem zasadniczym, czy takich lasów potrzebuje przyszła gmina ekologiczna? Oczywiście nie.

Rola planu przestrzennego zagospodarowania gminy niebywale wzrosła w momencie wprowadzenia w życie nowej Ustawy o lasach. Otóż, jeśli w czasach realnego socjalizmu zalesienie gruntu rolnego wymagało dość skomplikowanej procedury urzędowej, z powoływaniem komisji badającej rzecz na miejscu, z zatwierdzaniem decyzji na zalesienie przez ówczesnego naczelnika gminy, o tyle obecnie jedynym źródłem "decyzji" jest wspomniany plan, do którego poprawki może wnosić każdy zainteresowany obywatel. Od rozsądku (na pierwszym miejscu) i wiedzy ekologicznej autorów takiego planu zależy, czy nie wyprodukuje on kolejnego ekologicznego koszmaru.

A doniosłość zagadnienia jest niebagatelna. W Polsce jest ok. 3,3 - 4,6 mln ha gruntów słabych lub skażonych przez przemysł. Lasów jest ok. 8,7 mln ha, co stanowi wspomniane 27,8% pow. kraju. Opracowany przez Departament Leśnictwa MOŚZNiL plan zwiększenia lesistości kraju do ok. 30% przewiduje zalesienia ok. 700 tys. ha gruntów nieleśnych. Zwiększenie lesistości do 33% wymagałoby zalesienia 1,5 mln ha. Nawet przy wariancie 700 tys. ha rozłożonym na 20 lat, dodatkowa powierzchnia zalesiana przez każde z ponad 400 nadleśnictw w Polsce wyniosłaby ok. 80 - 100 ha rocznie. Jest to prawie jeszcze raz tyle ile wynosi obecny rozmiar zalesień i odnowień. Pamiętajmy też, że jest to proces planowany na najbliższe 20 lat.

Jak w 1994 r. doniosła prasa rolnicza, powierzchnia odłogów w Polsce osiągnęła już stan 900 tys. ha. Przy planowanym tempie zalesień ostatnie hektary z istniejących już odłogów zostaną zalesione za około 25 lat. A co do tego czasu? Żeby było trudniej to jeszcze nie wyrosły szyszki, z których nasiona będą użyte do produkcji sadzonek na zwiększone zalesienia. Nie pozwala na to baza szkółkarska i nasienna posiadana przez Lasy Państwowe. Na razie jest to koncert życzeń.

Tak więc tworząc "zalesieniową" część planu przestrzennego zagospodarowania gminy należy mocno zastanowić się jak i co zalesiać. I czy w ogóle zalesiać! Na pewno należy w pierwszej kolejności zalesiać tereny szczególnie trudne rolniczo, o dużym narażeniu na erozję, tereny zatrute, stoki, źródliska, doliny rzek i mniejszych cieków wodnych (to w aspekcie ciągów ekologicznych). Należy większą wagę przywiązywać do zadrzewień, które wobec stałego deficytu sadzonek drzew leśnych, staną się niejako alternatywą zalesień, a są prawdopodobnie pozbawione wad zwartych zalesień i dają podobne korzyści w krótszym czasie. Na pewno warte rozpatrzenia będzie zakładanie różnego rodzaju plantacji energetycznych (topolowych, wierzbowych itp.).

Wprowadzenie bardziej "ekologicznych" sposobów zalesień (większy udział brzozy, luźniejsza więźba, układ szachownicowy) wymagać będzie przełamania pewnej bariery konserwatyzmu wśród rolników przyzwyczajonych do sadzenia samej sosny w gęstej więźbie. Miało to swoje uzasadnienie gospodarcze; 20 - 30-letnie drzewostany sosnowe, prowadzone w dużym zwarciu, dostarczają już drewna użytkowego potrzebnego w gospodarstwie. Brzoza w tym wieku jest właściwie tylko opałem (ewentualnie papierówką). Ekologizacja zalesień głównie przy pomocy brzozy to późniejsza potrzeba przebudowy takiego lasu konieczność podsadzeń gatunków cienioznośnych, liściastych, odpornych na choroby; dębu, buka, klonu, jaworu, jarzębiny. Jest to kolejna bariera w postaci zasady maksymalizacji zysku przy minimum nakładów. Ekologizacja jest w krótkich przedziałach czasu sprzeczna z tą zasadą.

Następny problem to "bariera widokowa": szachownicowość, "rusyfikacja krajobrazu", dominacja brzozy. Znów zadanie dla oświaty ekologicznej. Dlaczego jest to problem edukacyjny? Dla rolnika "zalesić" - znaczy sadzić sosnę. Jeśli rolnik ma skrawek lasu sosnowego i skrawek lasu liściastego np. olchowego, to z uporem będzie twierdził, że ma kawałek "lasu" i kawałek "olszyn", które w jego opinii lasem nie są. Jest to uboczny skutek przykładu, jaki przez ostatnie 200 lat leśnictwo wywierało na świadomość mieszkańców wsi. Dziś trzeba nijako na nowo tłumaczyć ekologiczny sens proponowanej różnorodności na etapie planowania upraw leśnych.

Ogólnie ekologizacja stawia pod znakiem zapytania wiele dotychczasowych osiągnięć nauk szczegółowych i naszych przyzwyczajeń. Może należałoby przestać upierać się przy pojęciu zalesiania (a więc tworzenia lasu), a przywrócić właściwą rangę pojęciu przedplonu pod las. Grunty rolne pozostawione Naturze we władanie, po utrwaleniu się roślinności zielnej, porastają stopniowo krzewami, potem gatunkami lekkonasiennymi drzew: brzozą, osiką, topolą, wierzbą, olszą - w zależności od tego, jakie gatunki występują w pobliżu. Po kilkudziesięciu latach pod ich osłoną wyrastają drzewa: cienioznośne lipy, klony, jawory, dęby, buki, jesiony. Nazywa się ten proces sukcesją ekologiczną i jest on w skrócie powtórzeniem tego, co działo się na naszych ziemiach po ustąpieniu lodowca. Można ten proces skracać, odwracać, hamować, korygować. Efektem są liczne choroby lasu. Być może, byłoby słuszne, by w gminie ekologicznej zacząć "działać ekologicznie". Np. zamiast czekać na sadzonki - obsiać teren pod przyszły las nasionami brzozy. Nasiona zebrane tanim kosztem w lecie wysiewamy na przedwiośniu na topniejący śnieg. Gdy wiosna będzie w miarę wilgotna tanim sposobem można uzyskać gęsty młodnik brzozowy. Później wystarczy go tylko przerzedzać, ewentualnie podosadzać sadzonki w puste miejsca. Z czasem można wprowadzać inne gatunki - z siewu lub sadzenia. Dla zwiększenia różnorodności i odporności można dosadzić w pierwszej fazie trochę drzewek wierzby iwy, jarzębiny, czeremchy, jakieś krzewy itp.

Na cięższych glebach można założyć z siewu też uprawę dębu. Jest ona tańsza, a chyba równie udana jak z sadzenia. Możliwości jest tutaj wiele i jak się zdaje, to że postępujemy tak a nie inaczej wynika li tylko z konserwatyzmu przekonań, a nie dlatego, że wiemy jak naprawdę będzie lepiej.

Najważniejszym problemem będzie jednak nastawienie nie na zalesienia gruntów nieprzydatnych rolniczo, a tworzenie od zaraz warunków do zakładania płodozmianów alternatywnych. To mogą być wspomniane zadrzewienia, plantacje energetyczne, ale przede wszystkim rolnicze płodozmiany alternatywne, czy pokrycie odłogów trwałą roślinnością podwyższającą żyzność gleby jak: topinambur, łubin trwały, przelot, koniczyna biała i czerwona (rzadziej), lucerna siewna i sierpowata (dzięcielina), ciecioreczka, nostrzyk biały i żółty itp. Wskazane byłoby premiowanie (dotacje, refundacja kosztów) uprawy takich roślin, które nie byłyby użytkowane rolniczo (np. nostrzyk, łubin trwały). Po to, by nie stwarzać pokusy natychmiastowego ich spożytkowania. Bowiem cel tych upraw jest biocenotyczny a nie gospodarczy.

Przyrodniczy i społeczny zysk z wprowadzenia takich upraw jest bezsporny i będzie bodajże większy niż z zalesień. Taką gruntowną ekologizację odłogów można przeprowadzić w krótkim czasie (np. 2 - 3 lata) pod warunkiem, że razem z prowadzoną akcją oświatową pójdzie w parze system rekompensat i zwrotu kosztów uprawy. Dla gminy ekologicznej nie powinno stanowić problemu wcześniejsze zaawizowanie środków finansowych z Funduszu Ochrony Środowiska, fundacji ekologicznej, systemu ulg podatkowych itp.

Myślę, że środki te - w sumie dość skromne - zwrócą się wielokrotnie jako "zysk ekologiczny". Zatrzymany zostanie proces degradacji gleb, podniesie się nawet jej żyzność, a więc w bardziej sprzyjających warunkach mogą one stać się pewną rezerwą do uprawy. Przewiduję nawet, że w krótkim czasie "powierzchnie ekologiczne" staną się łakomym kąskiem do ponownego wzięcia pod uprawę. I być może o to chodzi! - by zainicjować w sytuacji chronicznego nadmiaru ziemi uprawnej wprowadzenie "płodozmianu ekologicznego", jako naturalnego czynnika poprawiającego strukturę i żyzność gleby. Pewna rotacja byłaby nawet wskazana.

Pozostałe korzyści przyrodnicze to odbudowanie populacji mikrofauny glebowej, owadów drapieżnych, zapylających itp. oraz ptaków i ssaków owadożernych. Ten sposób jest niewątpliwie tańszy i może dać wielokrotnie szybciej efekt niż np. zalesienia i zadrzewienia - przynajmniej w biocenotycznej części spektrum działania.

Uciekając się do opisowo-poglądowej retoryki chciałem przybliżyć Czytelnikowi złożoność niektórych zagadnień z dziedziny planowania ekologicznego wykorzystania gruntów na styku: las - grunty uprawne. Odpowiedź na tak postawione pytania musi znaleźć praktyczne rozwiązanie w planie przestrzennego zagospodarowania gminy. Podobnie złożone są zagadnienia zadrzewień, ochrony wód, ochrony roślinności marginalnej, ochrony roślin i zwierząt

Są dwa klasyczne przykłady braku pozytywnych skutków przyrodniczych będących z kolei skutkiem braku sensownego planowania. Należy do nich omówiona już problematyka zalesień i zadrzewienia. Np. znikome skutki zadrzewienia kraju (ubytek zadrzewień rzędu 50%) jest wynikiem tyleż żywiołowej intensyfikacji rolnictwa, co braku koncepcji systemowego zadrzewienia kraju. Gdyby taka koncepcja była i zadrzewienia zakładałoby się w sposób przemyślany, plus wzmożona akcja edukacyjna, być może efekt byłby inny.

Bez planu przestrzennego zagospodarowania gminy, opartego na bogatej dokumentacji, nie będzie "porządnej" gminy ekologicznej Będzie partyzantka i tylko pozory, że coś się robi "dla ekologii". Efekty tak pojętej "ekologizacji" mogą nie mieć nic wspólnego z ekologią, a mogą przynieść nawet szkody ekologiczne.

Ekologizacja terenów wiejskich doby poprzemysłowej to największa rewolucja ekologiczna od czasów powstania rolnictwa intensywnego, a może nawet od czasów kolonizacji rolnej i rozpoczęcia karczunku lasów pierwotnych. Jedno jest pewne - nie może ona być prostym odwróceniem tamtych tendencji. Zalesianie nie jest tworzeniem puszcz pierwotnych, zadrzewianie nie jest początkiem lasu, ochrona wód nie odtworzy nam krystalicznie czystych źródeł, alternatywne płodozmiany są tylko inną formą kultywacji sztucznego stepu, krajobrazu rolniczego.

Z tego powodu, ekologizacja nie będzie nigdy naturalizacją krajobrazu, a to dlatego, iż w krajobrazie tym żyje i zapewne będzie żyć 30 - 40% ludności Polski. Działanie w tak "zagęszczonym" otoczeniu wymaga głębokiego zastanowienia się nad każdym skrawkiem ziemi. Decyzje mogą być diametralnie różne od przyjętych dotychczas zwyczajów. Uczymy się na nowo rozpoznawać "ekologiczny sens" naszych działań w przyrodzie. Bez planu jest to niemożliwe.

foto 7
Zadrzewienia przydrożne stały się przeszkodą
dla mechanicznego transportu i mechanicznej uprawy roli.
Okazało się, że były doskonale zharmonizowane z... trakcją konną.
I wraz z koniem muszą odejść do historii.



Dylematy ekologizacji gmin wiejskich. Taktyka ekorozwoju gminy
< <  |  STRONA GŁÓWNA  |  SPIS TREŚCI  |  > >