BZB nr 9 - Pielgrzym pokoju ...ku wewnętrznej szczęśliwości... czyli jeszcze raz i jeszcze raz to samo
Przeszła 25000 mil przez Amerykę, idąc dotąd, aż nie znalazła schronienie, nie jedząc aż ją poczęstowano. Rozmawiała z wieloma ludźmi, dzieląc się z nimi wieścią, że drogą do pokoju jest: PRZEZWYCIĘŻAĆ ZŁO - DOBREM, KŁAMSTWO - PRAWDĄ, a NIENAWIŚĆ - MIŁOŚCIĄ.
To była jej praca, lecz nie prosiła o zapłatę - wynagradzało ją życie. W tym samym duchu powstała ta książeczka, zredagowana przez pięcioro przyjaciół po jej śmierci w 1981. Weź i skorzystaj jak najwięcej. Możesz też ją skopiować i przekazać innym.
Tekst mówiony, radio KPFK, LOS ANGELES:
W moim wcześniejszym życiu dokonałam dwóch bardzo ważnych odkryć. Po pierwsze odkryłam, że "robienie pieniędzy" jest łatwe. A po drugie, że to "robienie pieniędzy" i głupie ich wydawanie jest kompletnie bez sensu. Wiedziałam, że to nie jest TO, PO CO TU JESTEM, ale w tamtym czasie nie wiedziałam dokładnie, po co tu jestem. W wyniku wytężonego szukania pełnej znaczenia drogi życiowej, po pewnej nocy spędzonej na łażeniu po lesie zrozumiałam, czym jest psychologiczny garb. Poczułam wolę oddania mego życia służbie - bez żadnych wahań i ograniczeń.
Mówię wam, to jest punkt zwrotny. Po jego przekroczeniu już nigdy nie da się wrócić do życia skoncentrowanego wyłącznie na sobie.
Tak więc weszłam w drugą fazę mojego życia. Zaczęłam DAWAĆ, ile tylko mogłam, zamiast DOSTAWAĆ, ile tylko się da. Otworzył się przede mną cudowny świat. Moje życie nabrało znaczenia. Dostąpiłam wielkiego błogosławieństwa dobrego zdrowia: żadnych przeziębień czy bólów głowy (większość chorób ma swój początek w ludzkiej psychice).
Od tego też czasu wiedziałam, że pracą mojego życia ma być praca dla pokoju - tego najpełniejszego jego wyobrażenia: pokoju między narodami, grupami, poszczególnymi ludźmi i bardzo, bardzo ważnego spokoju wewnętrznego.
Jednakże wielka jest różnica między wolą ofiarowania swego życia a rzeczywistym działaniem. I w moim przypadku jedno od drugiego dzieliło 15 lat przygotowań oraz wewnętrznych poszukiwań.
W tym czasie zaczęłam zaznajamiać się z tym, co psychologowie nazywają EGO i ŚWIADOMOŚCIĄ. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to jest tak, jakbyśmy mieli dwie tożsamości czy dwie natury, dwie wole z odmiennymi punktami widzenia. Ponieważ są one tak różne, odczuwałam swoje życie w tym czasie jako szamotanie się, walkę tych dwóch odmienności w sobie. Było to jak góry i doliny - mnóstwo gór i dolin. Potem, w trakcie owego borykania się, przyszło cudowne doświadczenie szczytu góry najwyższej i po raz pierwszy poznałam, czym jest wewnętrzny spokój. Czułam Jedność - jedność ze wszystkimi istotami ludzkimi, jedność z całym stworzeniem. Od tego czasu nigdy więcej nie czułam się już naprawdę samotna. Potrafiłam powracać na ten szczyt góry, a z czasem zostawać tam na coraz dłużej i tylko "okazyjnie" mi się "wymykał". Wreszcie, obudziwszy się pewnego uroczego poranka, wiedziałam, że już nigdy więcej nie muszę schodzić stąd w "doły". Walka była skończona, ostatecznie oddałam siebie i znalazłam wewnętrzny spokój.
To był kolejny punkt zwrotny. Stąd nie wraca się do zmagań. Zmagania kończą się ponieważ teraz twoja wola wybiera właściwie i nic z zewnątrz nie musi cię do tego popychać. Jednakże proces rozwoju na tym się nie kończy. Ogromna jego część dokonała się w tej trzeciej fazie mojego życia, ale to wyglądało tak, jakby ułożyć centralną, główną część obrazka puzzle, która jest kompletna, czysta i niezmienna, ale dokoła wszystkie brzegi są w trakcie dalszego dopasowywania się z resztą. Brzegi zawsze mają możliwość harmonijnego rozwoju (poszerzania się). Jest to uczucie bycia zawsze otoczonym przez te wszystkie dobre rzeczy, jak: MIŁOŚĆ, POKÓJ i RADOŚĆ. One zdają się być warstwą ochronną, wewnątrz której niewzruszenie przyjmujesz każdą sytuację, jaką przynosi ci życie. Świat, patrząc na ciebie, może być przekonany, że borykasz się z wielkimi problemami, ale ty zawsze masz dostęp do swych wewnętrznych źródeł, by łatwo pokonywać kłopoty. Nic nie jawi się jako skomplikowane. Jest spokój, pogoda ducha, brak pośpiechu - koniec natężenia i zmagania o cokolwiek. Życie jest pełne i dobre, ale nie jest nad miarę przeładowane.
To jest bardzo ważna rzecz, jakiej się nauczyłam: gdy twoje życie jest w harmonii z twoim udziałem we WZORZE ŻYCIA i jesteś posłuszny prawom rządzącym kosmosem - twoje życie jest pełne, dobre, ale nigdy nie przeładowane. Bo jeśli jest - robisz więcej, niż to właściwe dla ciebie, więcej, niż masz za zadanie robić w ogólnym "ROZPORZĄDZENIU RZECZY".
Teraz jest to życie dawania , nie dostawania. Kiedy koncentrujesz się na dawaniu, odkrywasz, że tak jak nie możesz otrzymywać bez podarowania, tak również nie możesz ofiarowywać bez dostawania - dotyczy to nawet tych wspaniałych rzeczy: zdrowia, szczęścia, wewnętrznej ciszy... Masz uczucie NIESKOŃCZONEJ ENERGII - która po prostu nigdy nie wygasa, wydaje się być tak nieskończona, jak powietrze. Masz wrażenie, jakby cię wetknięto w samo źródło kosmicznej energii.
Dopiero teraz panujesz nad swym życiem. Widzisz, EGO nigdy nie jest w stanie panować nad sobą. Ego samo jest opanowane przez marzenia o komforcie i wygodzie ciała, przez żądania umysłu, wybuchy emocji. Zaś wyższa natura jest ponad ciałem, umysłem i emocjami. Mogę powiedzieć swemu ciału: "połóż się tu, na tej betonowej podłodze i zaśnij"- a ono posłucha. Mogę powiedzieć umys?owi: "wyłącz się na wszystko inne poza tą pracą, na której masz się skoncentrować"- i jest posłuszny. Mogę powiedzieć swoim emocjom: "zachowajcie niewzruszoność nawet w obliczu tej okropnej sytuacji'- a zachowają ją. To zupełnie odmienne życie.
Filozof Thoreau pisał: "Jeśli człowiek nie utrzymuje tempa swoich towarzyszy, prawdopodobnie słyszy inny bęben niż oni." Tak i ty podążasz teraz za innym rytmem - wyższej natury w miejsce niższej...
W r. 1953 czułam powołanie czy też motywację, by rozpocząć moją pielgrzymkę pokoju po świecie - wędrówkę potraktowaną tradycyjnie. Tradycyjną pielgrzymkę podejmuje się na piechotę, z ufnością, modlitwą i jako okazj? do kontaktów z ludźmi. Ubrałam bluzę z napisem z przodu: PIELGRZYM POKOJU. Czułam, jakby to było moje nowe imię - uwidaczniające moją misję. Z tyłu natomiast było napisane: 25000 MIL PIESZO W IMIĘ POKOJU. Powodem dla noszenia takiej bluzy było właśnie nawiązanie kontaktu z ludźmi. Nieprzerwanie, podczas wędrówki przez drogi i miasta miałam wiele okazji do rozmów o pokoju.
Przemaszerowałam 25000 mil jako ubogi pielgrzym. Posiadałam tylko to, w co się ubierałam i to, co miałam w kieszeniach. Nie należałam do żadnej organizacji. Powiedziałam sobie, że będę iść, aż znajdę schronienie u ludzi, że będę pościć, aż mnie nakarmią, przypominając włóczęgę do czasu, gdy rodzaj ludzki pojmie istotę pokoju. I mogę wam szczerze powiedzieć, że bez proszenia o cokolwiek, otrzymywałam wszystko, czego potrzebowałam w swojej podróży, co świadczy o tym, jak naprawdę DOBRZY są ludzie!
Niosłam ze sobą zawsze tę wieść:" DROGĄ POKOJU JEST - PRZEZWYCIĘŻAĆ ZŁO DOBREM, KŁAMSTWO PRAWDĄ, NIENAWIŚĆ - MIŁOŚCIĄ. Nie ma w tym nic nowego poza...REALIZACJĄ! A realizacja tej idei jest potrzebna nie tylko na poziomie międzynarodowym, ale i personalnym. Wierzę, że sytuacja świata jest odbiciem naszej osobistej niedojrzałości. Gdybyśmy byli dojrzałymi, zrównoważonymi ludźmi - wojna nie byłaby jakimkolwiek problemem - byłaby niemożliwa.
Wszyscy możemy pracować dla pokoju. Możemy pracować dokładnie tam, gdzie jesteśmy, w nas samych, ponieważ im więcej spokoju jest w naszym własnym życiu, tym więcej znajduje swe odbicie na zewnątrz.
Tak naprawdę to jestem przekonana, że pragnienie przetrwania popchnie nas w pewien rodzaj światowego pokoju, który - żeby trwał - trzeba będzie wesprzeć wielkim wewnętrznym przebudzeniem.
Sądzę, że gdy została odkryta energia nuklearna, wkroczyliśmy w nową erę, która wzywa do odrodzenia, aby wznieść się na wyższy poziom zrozumienia, tak abyśmy byli zdolni podjąć wyzwanie wynikające z problemów tego czasu. Tak więc moim podstawowym celem jest pokój wewnątrz nas samych jako niezbędny krok w kierunku światowego pokoju.
Teraz: gdy mówię o "kroczeniu" ku wewnętrznemu spokojowi, zaznaczam to cudzysłowem, bowiem nie ma tu nic arbitralnego o liczbie kroków. Może być wiele, może być niewiele...
To po prostu sposób wyobrażenia przedmiotu rozmowy. Ale ważne jest jedno: stopnie te nie prowadzą w żadnym ustalonym porządku. Pierwszy krok jednego może być ostatnim kogoś innego. Więc potraktuj te "stopnie" jak coś najprostszego i kiedy przejdziesz parę z nich, stanie się łatwym pokonanie kilku następnych itd... Na tym polu możemy się wzajemnie wspierać. Nikt z was nie musi czuć powołania do pielgrzymowania i ja nie zamierzam nawet zainspirować was do tego, ale na obszarze poszukiwania harmonii w naszym życiu możemy znaleźć wiele wspólnego. I podejrzewam, że gdy posłuchacie moich przykładów na podążanie ku wewnętrznemu wyciszeniu, znajdziecie w nich wiele z tego, co sami już przeżyliście. Przede wszystkim chciałabym wspomnieć o niektórych PRZYGOTOWANIACH, jakich wymaga ta droga.
Pierwsze to WŁAŚCIWY STOSUNEK DO ŻYCIA. To oznacza: przestań uciekać! Przestań żyć tylko na powierzchni. Są miliony takich ludzi i nigdy nie znajdują oni niczego wartościowego. Staw czoła życiu i zejdź w głąb, gdzie dopiero odnajdziesz prawdziwą rzeczywistość. To właśnie teraz, tutaj robimy! Cała spawa polega na sensownym podejściu do problemów, jakie może podsunąć ci życie. Jeśli tylko umiesz zobaczyć "całość obrazu', znasz "całą historię", uświadamiasz sobie, że żaden problem nie pojawia się w twoim życiu bez przyczyny, że przyczynia się on właśnie do twojego wewnętrznego wzrostu; kiedy tylko to dostrzeżesz, rozpoznasz w problemach zakamuflowane możliwości. Jeśli nie staniesz im naprzeciw, będziesz tylko dryfować przez życie, nie doznając uczucia wewnętrznego wzrostu. Doświadczamy tego dzięki pokonywaniu problemów w zgodzie z najwyższym ŚWIATŁEM . Natomiast problemy zespołowe musimy rozwiązywać zespołowo i nikt nie znajdzie swojego spokoju, unikając współudziału w podejmowaniu odpowiedzialności za tak nawet szerokie sprawy, jak światowe rozbrojenie i pokój. Tak więc myślmy o tych sprawach razem, rozmawiajmy razem i wspólnie działajmy na rzecz ich przeprowadzenia.
Drugie "przygotowanie" ma zharmonizować nasze życie z prawami rządzącymi wszechświatem. Stworzone zostały nie tylko światy i istoty, lecz także prawa nimi powodujące. Stosując się zarówno do fizycznej, jak i psychologicznej rzeczywistości, prawa te przewodzą ludzkiemu "prowadzeniu się". Jak dalece jesteśmy w stanie zrozumieć je i zharmonizować z nimi nasze życie, tak dalece jesteśmy zrównoważeni i zadowoleni z niego. Jeśli zaś przeciwstawiamy się tym regułom kosmicznym - sami sobie stwarzamy tym trudności Jesteśmy sami sobie najgorszymi wrogami. Jeśli przeciwstawiamy się ze swoistej niewiedzy o naturze rzeczy - prawo karze nas jak głuptasów: pobłażliwie i lekceważąco, ale jeśli WIEMY LEPIEJ i pozostajemy w dysharmonii - prawo zsyła prawdziwe cierpienia. Widzę, że te prawa są dość dobrze znane i ludzie w nie wierzą, dlatego tym bardziej trzeba żyć w zgodzie z nimi.
I tak zajęłam się bardzo interesującym projektem. Nazwałam go: WPROWADZANIE W ŻYCIE CAŁEGO DOBRA, W JAKIE WIERZĘ. Nie próbowałam wprowadzać wszystkiego naraz i od razu, lecz raczej, kiedy robiłam coś, o czym wiedziałam, że nie powinnam była tego robić - przestawałam. I zawsze porzucałam to natychmiast. Widzicie - to łatwe... To powolne wygaszanie spraw jest trudne. A kiedy pojawiała się rzecz, którą czułam, że powinnam podjąć - natychmiast zabierałam się za nią. Zajęło to trochę czasu, zanim zaczęłam żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami, ale oczywiście dało się to zrobić. W przeciwnym razie nie miałoby sensu. Gdy tak żyłam wg najwyższego światła, jakie było we mnie, odkryłam, że przybywa więcej i otworzyłam się na otrzymywanie go. Te prawa są jednakowe dla nas wszystkich i są jedną z tych spraw, o których możemy razem rozmawiać, razem je zgłębiać.
Jest też trzecie przygotowanie związane z tym, co jest jedyne i unikalne dla każdego z nas, bowiem każdy ma szczególne miejsce we WZORZE ŻYCIA. Jeśli jeszcze nie wiesz jasno, gdzie ono jest, proponuję ci spróbować znaleźć je w chłonnej ciszy swego wnętrza.
Zwykłam spacerować pośród piękna natury po prostu wrażliwa i cicha, i przychodziło do mnie coś jakby cudowny wgląd. Zaczynasz wypełniać swoją rolę w TEATRZE ŻYCIA robiąc te wszystkie dobre rzeczy, które cię motywują w działaniu, nawet jeśli początkowo zdają ci się drobiazgami. Ważne, jeśli dajesz im pierwszeństwo względem powierzchowności, która zwyczajowo zaśmieca ludzkie życie.
Są tacy, którzy o tym wszystkim wiedzą, lecz tym nie żyją. To bardzo smutne. Pamiętam, pewnego dnia wędrowałam szosą, gdy zatrzymał się koło mnie niezły samochód. - Jak to cudownie, że podążasz za swoim wezwaniem - powiedział kierowca. - Jestem przekonana, że każdy powinien robić to, co uważa za właściwe - odparłam. Wtedy on zaczął opowiadać mi o tych potrzebnych sprawach, które go pociągały, a ja brałam za pewnik, że oczywiście je robi. - to cudowne! Jak sobie z tym radzisz? - zapytałam. Na to on. - Och, nie robię tego, to się nie opłaca. Nigdy nie zapomnę, jak przeraźliwie nieszczęśliwy był ten człowiek. Ale widzicie, przy tym materialistycznym podejściu mamy tak błędne kryterium "pomiaru" sukcesu. Mierzymy je ilością dolarów lub posiadanych przedmiotów. A tymczasem szczęścia i wewnętrznej ciszy tam nie znajdziecie. I jeśli jest to wam wiadome, a nie czynicie zgodnie z tą wiedzą - jesteście zaprawdę bardzo nieszczęśliwi.
Jest wreszcie czwarte przygotowanie:
PROSTOTA ŻYCIA, która daje wewnętrzny i zewnętrzny, psychologiczny i materialny dobrobyt, harmonizując twoje życie.
Dla mnie to było łatwe. Z chwilą, kiedy oddałam swoje życie w służbę, czułam wyraźnie, że nie potrafię dłużej akceptować nadmiaru, podczas gdy inni na tym świecie cierpią niedobór. To uczucie sprowadziło mnie na poziom zaspokajania tylko podstawowych potrzeb. Sądziłam, że będzie to trudne, że będzie wymagało poświęceń, ale myliłam się. Teraz, kiedy posiadam tylko to, co mam na sobie i ze sobą, nie czuję się pozbawiona czegokolwiek. Dla mnie "chcieć", to to samo co "potrzebować" i doprawdy nie możecie mi dać niczego, czego nie potrzebuję. Odkryłam wielką prawdę - nadmierne posiadanie jest brzemieniem. Oczywiście nie uważam, że potrzeby nas wszystkich są identyczne. Wasze mogą być o wiele większe niż moje. Np. jeśli macie rodzinę, potrzebujecie pewnej stabilizacji dla poczucia bezpieczeństwa waszych dzieci. Ale mam na myśli to, że wszystko powyżej potrzeb (także tych niematerialnych) ma tendencję do obarczania nas ponad miarę. W prostocie życia zaś jest ogromna wolność i w chwili, gdy to odczułam, znalazłam tym samym cudowną równowagę pomiędzy wewnętrznym a zewnętrznym "byciem".
Ale teraz staje przed nami zadanie zrównoważenia życia nie tylko indywidualnego, ale i społecznego. Ponieważ stworzyliśmy sobie świat tak daleki od harmonii, tak materialny, że gdy odkrywa się coś niezwykłego jak np. energia nuklearna, potrafimy tylko zrobić z niej bombę i zabijać ludzi. To dlatego, że nasze wewnętrzne życie pozostaje tak daleko w tyle za zewnętrznym. Najistotniejsze poszukiwania muszą odbywać się w naszym wnętrzu, w psychice, tak abyśmy wiedzieli, jak korzystać z dóbr świata, jakie są nam dawane.
Potem odkryłam, że potrzebne jest pewnego rodzaju oczyszczenie. Po pierwsze, taka oczywista sprawa jak OCZYSZCZENIE CIAŁA. To dotyczy wszystkich nawyków i nałogów. Czy odżywiasz się uważnie - jedząc, by żyć? Doprawdy znam ludzi, którzy żyją, aby jeść. Czy wiesz kiedy przestać? To bardzo ważne! Czy masz odpowiednią ilość snu? Ja staram się kłaść się wcześnie i spać wystarczająco dużo. Czy przebywasz wystarczająco dużo na świeżym powietrzu, na słońcu, w kontakcie z naturą, ćwicząc? Może myślicie, że jest to sprawa, którą ludzie chętnie chcieliby przepracować w pierwszym rzędzie, ale tymczasem z mego doświadczenia wynika, ze...w praktyce jest to rzecz ostatnia, bo nikt nie lubi rezygnować ze swoich nawyków.
Następne oczyszczenie dotyczy myśli. Gdybyście zdali sobie sprawę, jak wielkie znaczenie i siłę ma myśl - nigdy więcej nie pomyślelibyście niczego złego. Dobre myśli mogą wywołać potężny pozytywny wpływ, złe myśli mogą dosłownie spowodować chorobę.
Przypominam sobie 65-letniego mężczyznę, który wg mnie przejawiał symptomy jakiejś przewlekłej choroby. W rozmowie z nim wyczułam jakąś zgorzkniałość, ale nie mogłam zrozumieć, skąd ona pochodzi. Człowiek ten żył w zgodzie z żoną, dorosłymi dziećmi i otaczającą go społecznością, ale zgorzknienie towarzyszyło mu zawsze tak samo. Wreszcie odkryłam, ze przechowywał on w sobie żal do dawno zmarłego już ojca o to, ze tamten wykształcił nie jego, lecz jego brata. Gdy tylko udało mu się wyciszyć ów żal - cała jego chroniczna choroba zaczęła ustępować, aż znikła zupełnie.
Jeśli przetrzymujecie w sobie żal do kogokolwiek lub jakiekolwiek nieprzyjazne myśli - pozbądźcie się ich natychmiast. One najbardziej ranią was samych. Zostało powiedziane, że nienawiść uderza w nienawidzącego, a nie w jego cel. To niewystarczające robić i mówić dobre rzeczy; musicie także mieć pełne dobra myśli, aby w waszym życiu panowała harmonia.
Po trzecie, trzeba oczyścić się z pragnień.
Co wzbudza wasze żądze? Czy są to coraz to nowe stroje, przyjemnostki, wyposażenie domu czy też nowy samochód? Warto by dojść do jednego tylko pragnienia: żeby znać i grać swoją rolę w SZTUCE ŻYCIA. Kiedy o tym pomyśleć - czy jest coś jeszcze, czego moglibyśmy pragnąć? Jest jeszcze jedno: CZYSTOŚĆ MOTYWACJI. Jaką masz motywację robienia tego, co robisz? Jeśli jest tym czysty zysk albo własne zaspokojenie czy pragnienie wywyższenia się, mówię wam - zatrzymajcie się. Nie czyńcie niczego z taką motywacją.
Jednakże nie jest to tak proste w rzeczywistości, ponieważ zazwyczaj nasze motywy są mieszane: trochę dobre, trochę złe. Np. taki człowiek interesu: jego pobudki robienia pieniędzy mogą być niezbyt jasne, ale przyświeca im dobro jego rodziny, a może też w jakimś stopniu otaczających go ludzi.
Jeśli mamy znaleźć wewnętrzny spokój - naszym jedynym, a w każdym razie nadrzędnym motywem musi być oddanie się, służenie. Dawanie przed braniem. Znałam mężczyznę, który był dobrym architektem. To było absolutnie właściwe zajęcie dla niego, ale kierowały nim nieciekawe pokusy: zarobić taką masę pieniędzy, żeby przebić Jonesów (zapewne sąsiadów lub znajomych). Zapracowywał się prawie na śmierć i ...wtedy go poznałam. Zachęciłam go do zrobienia paru małych rzeczy dla innych bez wymiernej korzyści dla siebie. Powiedziałam mu, jaką to potrafi sprawić radość obu stronom i wiem, że z chwilą, gdy sam tego doświadczył - nigdy więcej nie wrócił już do życia skoncentrowanego wyłącznie na sobie. Korespondowaliśmy trochę potem, a w 3 lata później, gdy podczas mojej pielgrzymki odwiedziłam jego miasto - z trudem go poznałam! Pozostał architektem, ale jakże się zmienił! Rysując jakiś nowy plan rzekł do mnie - Widzisz, muszę to tak opracować, żeby nie nadwerężając ich budżetu jednocześnie zaprojektować coś, co dobrze wygląda. W tej pracy rzeczywiście służył sprawie ludzi, dla których projektował. Stał się wrażliwym, przemienionym człowiekiem. Jego żona powiedziała mi, że ich interesy szły także coraz lepiej, gdyż ludzie teraz sami chętnie prosili go o projekty - nawet ludzie z daleka.
Spotkałam paru takich, którzy zmienili swoje zajęcie w celu odmiany swego życia, ale więcej było takich, którzy zmienili swoje życie po prostu zmieniając motywy swojego postępowania na tym samym polu.
TERAZ OSTATNIA SPRAWA. O odrzucaniu, o zaniechaniu... Spokój wewnętrzny pojawi się, gdy tylko uda wam się odrzucić pierwszą rzecz: EGO.
Możecie pracować nad nim powstrzymując się od robienia tych "niedobrych rzeczy" na które macie nieraz ochot?, ale nigdy się w ten sposób wiele nie zmieni. Jeśli coś was popycha do robienia czy mówienia marnych, nędznych rzeczy, zawsze przecież możecie skupiać swe myśli na dobrych i pięknych. A wówczas przy odrobinie uważności da się odwrócić popęd i użyć tej samej energii do zrobienia lub powiedzenia czegoś miłego. To działa.
Inną rzeczą do odrzucenia jest POCZUCIE ODRĘBNOŚCI. Z powodu tego poczucia osądzamy wszystko w odniesieniu do siebie, tak jakbyśmy byli centrum wszechświata. Nawet gdy wiemy o tym intelektualnie, nie umiemy przestać osądzać. W rzeczywistości zaś jesteśmy wszyscy komórkami jednego organizmu ludzkości. Nie jesteśmy oddzieleni od siebie nawzajem. Całą sprawą jest JEDNOŚĆ. Tylko z tego najwyższego punktu widzenia możemy całkowicie pojąć, co znaczy kochać bliźniego jak siebie samego. Tylko z tego wyższego punktu widzenia pojawia się jedyna właściwie rzeczywista droga życia (pracy), która służy dobru całości. Tak długo jak pracujecie tylko dla samych siebie, zachowujecie się jak komórka przeciwko innym komórkom, naruszając harmonię całości. Zaś gdy tylko zaczynacie pracować całościowo, natychmiast znajdujecie się w zgodzie ze wszystkimi. Widzicie - to proste.
Następnie czeka nas oczyszczenie z przywiązań... Rzeczy materialne muszą mieć swoje właściwe miejsce. Są do użytku. Po to są, żeby ich używać. Ale kiedy ich użyteczność się kończy - nauczcie się ich pozbywać, a może przekazywać je innym, którzy ich właśnie potrzebują. Cokolwiek, co straciło już swoją użyteczność, a wy nie umiecie z tego zrezygnować - przywiązuje was. W tym materialnym świecie, jaki teraz mamy, wielu z nas jest w posiadaniu swego stanu posiadania. Jesteśmy zniewoleni.
Jest jeszcze inny rodzaj posiadania. Nie zniewalaj żadnej osoby bez względu na to, jak blisko jesteście spokrewnieni czy "powiązani" (cóż za dosadność słowa w języku polskim). Żaden mąż nie posiada swojej żony i odwrotnie; żadni rodzice nie są właścicielami swoich dzieci.
Kiedy sądzimy, że mamy prawo do naszych bliskich - mamy tendencję do sterowania ich życiem, a z tego wynikają potem sytuacje o krańcowo zaburzonej atmosferze.
Tylko gdy zdajemy sobie sprawę, że nie są naszą własnością, że muszą żyć zgodnie ze swoimi wewnętrznymi przekonaniami i nie próbujemy już wywierać na nich presji, odkrywamy, że właśnie wtedy żyjemy razem w zgodzie.
A teraz ostatnie oczyszczenie - Z NEGATYWNYCH UCZUĆ.
Chcę zauważyć, że jest takie jedno uczucie, któremu poddają się nawet najmilsi ludzie: ZAMARTWIANIE SIĘ. To nie jest to samo co: mieć zmartwienie. To drugie motywuje do podjęcia wszelkich możliwych działań w danej sytuacji. Zamartwianie się zaś jest bezproduktywnym gmatwaniem rzeczy, których nie możemy zmienić. Pozwólcie, że pokażę wam taki mechanizm: bardzo rzadko zamartwiacie się o chwilę obecną. Zazwyczaj jest OK. Dręczycie się przeszłością, którą powinniście byli już dawno zapomnieć albo niepokoicie się o przyszłość, która jeszcze w ogóle nie istnieje. Zaledwie zaś ślizgamy się po powierzchni teraźniejszości. Ponieważ teraźniejszość to jedyny czas, w jakim człowiek może realnie żyć - jeśli nie zauważasz jej - nigdy nie poznasz rzeczywistego życia jakim ono jest. Jeśli żyjesz TYM CO JEST, nigdy nie masz powodu się zamartwiać. Dla mnie każda nowa chwila jest nową możliwością służenia.
Ostatnia uwaga dotycząca uczuć negatywnych która bardzo mi pomogła w pewnej chwili, a i innym także: - żadna rzecz z zewnątrz, żaden człowiek, nie może zranić mojego wnętrza, mojej psychiki. Zrozumiałam, że to, co sprawia mi ból, to moje własne błędy, które staram się kontrolować; to moje niesłuszne reakcje - bywa, że są psotne - je także powstrzymuję; albo... moja bezczynność w sytuacjach, które potrzebują mojego działania, tak jak np. obecna sytuacja na świecie.
Kiedy to wszystko zobaczyłam - jakże wolna się poczułam. Po prostu przestałam się ranić. Teraz, gdy ktoś robiłby mi przykrości, czułabym bardziej głębokie współczucie dla takiej niezrównoważonej osoby, dla psychicznie śpiącej osoby zdolnej do podłości. Z całą pewnością uderzałabym w siebie, reagując na to gwałtownie żalem lub złością. Mamy całkowitą możliwość kontrolowania tego, co sprawia nam przykrość i w każdej chwili możemy z tym skończyć.
To są stopnie prowadzące ku wewnętrznemu wyciszeniu, o których chciałam wam opowiedzieć. Właściwie nic nowego: PRAWDY UNIWERSALNE. Ale mówiłam o tych tylko, których sama doświadczyłam i mogłam je przedstawić z pełnym przekonaniem.
Prawa tego świata działają na pożytek im posłusznym; zaś cokolwiek im przeciwnego nie trwa długo. Zawiera bowiem od razu w swej istocie ziarno zniszczenia. Dobro w nas sprawia, że zawsze jest możliwe podporządkowanie się tym prawom. Mamy względem tego wolną wolę, tak że to od nas zależy, jak prędko je przyjmiemy, a tym samym znajdziemy poczucie równowagi w sobie i na zewnątrz nas - W NASZYM ŚWIECIE.
ciąg dalszy (Podsumowanie)